Zbiórki

Halina Łukomska, Międzyrzecz

Pomóż mi w walce z rakiem piersi

Cześć, nazywam się Halina Łukomska (z d. Paulińska) i mam 40 lat. Z całym ciężarem dzielę się z Wami moją historią. Zdiagnozowano u mnie w czerwcu 2024 roku złośliwego raka piersi (2 ogniska) II stopnia z przerzutami do węzłów chłonnych. Ta diagnoza była dla mnie ogromnym wstrząsem, który zmienił życie moje i mojej rodziny. Jestem mamą dwóch córek, 21-letniej Klaudii i 10-letniej Nikoli oraz od pół roku żoną Piotra. Moje dzieci i mąż są moją największą motywacją do walki. Przeszłam już 4 chemie czerwone, a teraz co tydzień dojeżdżam na chemię białą. Z 12 cykli zostało mi do wybrania 8. Przede mną jeszcze wiele trudnych chwil, a także operacja oraz długa rehabilitacja, która jest niezbędna, aby powrócić do zdrowia i normalności. Koszty leczenia, dojazdów oraz codziennych wydatków rosną, a ja czuję, że potrzebuję wsparcia, aby móc skupić się na walce z chorobą, a nie na zmartwieniach finansowych. Dlatego zwracam się do Was z prośbą o pomoc. Każda złotówka ma ogromne znaczenie i przybliża mnie do celu, jakim jest zdrowie i spędzanie wolnego czasu z moją rodziną. Dziękuję z całego serca za każdą formę wsparcia- modlitwy, dobre słowa oraz wszelkie darowizny. Razem możemy przejść przez ten trudny czas i dać mi szansę na lepszą przyszłość. Z wyrazami wdzięczności, Halina

7 549 zł z 40 000 zł
18%
Krzysztof Jaros, Pruszków

Nie damy się glejakowi!

Hej, jestem Magda i jestem żoną Krzyśka. Kiedy się poznaliśmy 11 lat temu, ujął mnie swoją niezwykłą inteligencją, olbrzymią wiedzą i chęcią do życia. Nasze pierwsze randki to było odkrywanie coraz to ciekawszych miejsc, filmów i koncertów. Czuliśmy się ze sobą wspaniale. Poznałam jego wówczas sześcioletnią córkę Olgę i zaczęliśmy wspólne życie. Po kilku latach starań, wielu wylanych łzach i obaw, że nigdy nie zostaniemy wspólnie rodzicami, pojawiła się Ada. Wymarzona i upragniona. Ada ma teraz pięć lat. Jest energicznym, bardzo emocjonalnym dzieckiem, zdecydowanie odmienna od spokojnej i zrównoważonej starszej siedemnastoletniej siostry. Obie łączy jedno. Bardzo kochają swojego tatę. Wszystkie trzy marzymy o tym, aby spędzić z nim jak najwięcej czasu, w jak największym komforcie zdrowotnym. Bo Krzysiek ma glejaka wielopostaciowego 4 stopnia. A my nie chcemy się poddawać. Przeczytajcie naszą historię. Początek lipca był gorący.Wszyscy narzekali na upał. Krzysiek codziennie jeździł do pracy pociągiem, w garniturze, więc nikogo nie zaskoczyło, jak nieco zasłabł. Bolała go głowa i mdliło go. Stwierdziliśmy, że pewnie się odwodnił, może czymś zatruł. Kiedy następnego ranka pojawiły się wymioty, diagnoza, że się przytruł, była prawie pewna. Niestety bardzo błędna. Kiedy jego stan zdecydowanie się pogarszał, została wezwana karetka i Krzyśka zabrano do szpitala. Liczyliśmy na jakieś leki, kroplówki i powrót do domu. Niestety znowu się myliliśmy. Już przy zwykłym badaniu tomografem widać było, że Krzysiek ma obrzęk i guz mózgu. Kolejne badanie tomografem, tym razem z kontrastem potwierdziło wstępną diagnozę, choć nadal nie wiedzieliśmy, z czym się mierzymy. O sytuacji i jego stanie dowiedziałam się telefonicznie, ponieważ w tym samym czasie byłam 400 km od mojego męża. Stan Krzyśka był zły. Nie wiadomo było, czy przeżyje noc. A ja szukałam możliwości powrotu do domu z Gdańska. Pierwsze telefony do rodziny. I pierwsze niedowierzanie. Nikt z nas się tego nie spodziewał. Nie dostrzegaliśmy żadnych objawów. Wszystko wyglądało tak zwyczajnie. Na wszystko było wyjaśnienie. Problemy ze snem? Stres. Lekki ból głowy? Zmęczenie i odwodnienie. Trudności z komunikacją w relacjach? Kryzys małżeński. Przygnębienie i złość? Depresja. I wszystko było prawdą, ale wszystko było też objawami glejaka wielopostaciowego. Początkowo nie wiedzieliśmy do końca, z czym mamy do czynienia. Lekarze mieli podzielone zdania. Jedni twierdzili, że to nowotwór złośliwy, inni, że łagodny i Krzysiek wróci do zdrowia w ciągu kilku miesięcy. Na szczęście szybko trafił na oddział neurochirurgii w szpitalu MSWIA w Warszawie i 8 sierpnia odbyła się wielogodzinna, trudna operacja. Usunięto maksymalnie dużo guza, którego ognisko znajdowało się w płacie skroniowym. Niestety ogniska w płacie czołowym nie ruszono. Już wtedy operujący lekarz powiedział, że jednak guz wygląda na złośliwy. Mimo to mieliśmy nadal nadzieję, że nie będzie tak źle. Próbki wysłano do badania histopatologicznego. Wówczas zaczęły się prawdziwe schody. Czekaliśmy na wynik bardzo długo. Byliśmy zniecierpliwieni, bo każdy dzień wydawał się nam na wagę złota. W końcu 9 września 2024 przyszedł wynik i ściął nas z nóg - złośliwy glejak wielopostaciowy 4 stopnia typ dziki - szybko się rozwijający i rozrastający. Potem znowu oczekiwanie i w końcu spotkanie z onkologiem. I wtedy znowu nas ścięło, bo okazało się, że w ciągu niespełna dwóch miesięcy od operacji guz urósł trzykrotnie. Przyjęcie na oddział radioterapii 7 października było dla nas nadzieją, ale i wielkim strachem jak Krzysiek zniesie naświetlania połączone z chemioterapią. W ciągu sześciu tygodni Krzysiek przyjął maksymalną dawkę naświetlania. Od 18 listopada jest w domu i czekamy na dalsze leczenie chemioterapią. Miało się rozpocząć 16 grudnia, ale wyniki biochemii wyszły bardzo źle. Wątroba była w złym stanie. Nie było szans na podjęcie kolejnej dawki chemioterapii. Przez ostatni miesiąc bardzo walczyliśmy o dobry stan wątroby. Na nieszczęście w Święta Bożego Narodzenia Krzysiek podczas pobytu na SOR złapał grypę i zapalenie płuc. Bieżące badania są dużo lepsze i mamy nadzieję, że będą wystarczająco dobre, aby 10 stycznia został zakwalifikowany na dalsze leczenie. Krzysiek się nie poddaje. I my razem z nim. Koszty leczenia niestety rosną z dnia na dzień. Krzysiek dostaje leki przeciwpadaczkowe i przeciwobrzękowe. Pojawiające się problemy wątrobowe to kolejne leki, już dużo droższe.Z powodu przyjmowania sterydów Krzysiek leczy się również na cukrzycę. Dopasowanie diety pod kątem i wątroby i cukrzycy spowodowało, że zaczęliśmy korzystać z prywatnej opieki dietetyka onkologicznego. Kolejne suplementy i produkty, które mają wzmocnić Krzyśka. Kolejne badania, ciągłe jeżdżenie do kolejnych lekarzy, wyjazdy do szpitala. Już przed diagnozą Krzysiek miał pewne problemy psychiczne, ale oceniałam je jako przepracowanie i depresję. Z czasem zaczęły się nasilać. Mój mąż stał się innym człowiekiem. Zaczął być nieprzyjemny, obrażał nas, znęcał się nade mną psychicznie. Zaczął mieć urojenia. Udało się nam nad tym zapanować z pomocą psychiatry, za którego również płacimy. Krzysiek jest coraz słabszy i potrzebuje coraz więcej pomocy. Jego pamięć jest coraz gorsza. Zapomina, co się wydarzyło przed chwilą czy przed paroma godzinami. Opowiada kolejny raz te same historie, zadaje te same pytania. Zaczyna się gubić. Brakuje mu słów. Zauważamy, że jego ciało słabnie z dnia na dzień.Być może wkrótce będę potrzebowała dodatkowej osoby do opieki nad nim. Wasze wpłaty pozwolą nam na zapewnienie jak najlepszej bieżącej opieki zdrowotnej Krzyśka bez obaw, że na coś zabraknie nam finansów i będziemy musieli z czegoś zrezygnować. Postanowiliśmy również podjąć próby konsultacji jego przypadku w ośrodkach zagranicznych. Konsultacje są płatne i kosztują kilka tysięcy złotych. A jeśli zakwalifikujemy się do leczenia, będziemy potrzebować w szybkim czasie ogromnych sum na pobyt i terapię za granicą. Zrobimy wszystko, co w naszej mocy, by dać szansę Krzyśkowi, aby mógł obserwować, jak jego córki dorastają i podbijają świat. A Was prosimy o pomoc w osiągnięciu tego celu.

11 127 zł z 100 000 zł
11%
Andrzej Kubiak, Katowice

Zbiórkę dla Endriu

Przeszedłem operacyjne wycięcie części prawego płuca ze świadomością, że nie ma przerzutów (według zapewnień lekarza). Najtrudniejszym momentem było oczekiwanie na wynik badania patomorfologicznego. Tak więc ból po operacji zniesiesz. Czas na wynik. W czasie oczekiwania pozostawałem optymistą i modliłem się, wierząc, że "będzie dobrze". Bałem się chemii. Nadal się boję, jednak wiem, że nie ma innej drogi. W mojej głowie wciąż brzmią słowa: "Będzie dobrze..."

0 zł z 10 000 zł
0%
Marlena Rybczyńska, Głogów

Razem zwalczmy trójujemnego raka

Sierpień 2024 roku na zawsze odmienił życie Marleny, 43-letniej matki, kochającej żony, a przede wszystkim niezłomnej miłośniczki zwierząt. To właśnie wtedy usłyszała druzgocącą diagnozę: rak piersi potrójnie ujemny – jedna z najbardziej agresywnych form tej choroby. Na co dzień Marlena dzieliła swoje serce pomiędzy rodzinę i ukochane zwierzęta. W jej domu zawsze panuje ciepło i miłość, którą dzieli z mężem, 20-letnim synem, trzema psami, dwoma kotami oraz królikiem. Teraz jednak cała rodzina stanęła przed wyzwaniem, z którym nie można poradzić sobie samodzielnie. Leczenie raka piersi potrójnie ujemnego jest trudne i wymaga kompleksowej terapii, w tym kosztownych leków, specjalistycznych konsultacji oraz rehabilitacji. Marlena nie chce się poddać. Chce walczyć nie tylko dla siebie, ale również dla swoich najbliższych i zwierząt, które zawsze mogły liczyć na jej opiekę i troskę. Twoja pomoc może zrobić ogromną różnicę! Każda wpłata, udostępnienie tej zbiórki czy dobre słowo to krok bliżej do tego, aby Marlena mogła wrócić do zdrowia i swojej pasji – opieki nad zwierzętami i tworzenia szczęśliwego domu dla swojej rodziny. Nie pozwólmy, by choroba odebrała Marlenie to, co kocha najbardziej. Liczy się każda chwila i każda pomoc. Wspólnie możemy dać jej szansę na życie, które znów będzie wypełnione miłością i radością. Dziękujemy za Twoją hojność i wsparcie.

4 zł z 5 000 zł
0%
Dorota Pietrzak, Kalisz

Zbiórka dla Doroty

Witam Państwa. Jestem Dorota. Mam 46 lat. Sama wychowuję 4-letnią córeczkę Oliwię. Jestem krawcową. W tym roku spotkała mnie straszna diagnoza od lekarza - inwazyjny nowotwór złośliwy prawej i lewej piersi z przerzutami na węzły chłonne i wątrobę. Jestem w trakcie chemioterapii. Mam nadzieję, że zadziała i zmniejszy guzy, aby doszło do operacji. Będę miała usunięte obydwie piersi razem z węzłami chłonnymi. Potem czeka mnie radioterapia i długa rehabilitacja. Nie mogę pracować, ponieważ jestem obolała i osłabiona, a muszę jeszcze funkcjonować dla mojej córeczki. Stworzyłam zbiórkę, ponieważ po prostu nie starcza mi pieniążków na pokrycie kosztów leczenia. Jest ciężko... A chciałabym, żeby Oliwia nie odczuła skutków mojej choroby. Żeby miała to samo i żyła tak samo jak przed moją chorobą, gdy mogłam normalnie pracować. Mam nadzieję, że zbiórka pomoże nam godnie przejść moją chorobę i leczenie i że wszystko skończy się pomyślnie. Oliwia ma tylko mnie. A ma dopiero 6 lat... Pozdrawiam Państwa serdecznie i życzę wszystkiego dobrego dobrym ludziom o wielkim sercu.

0 zł z 10 000 zł
0%
Agnieszka Binkowska, Świebodzice

Zbiórka na leczenie dodatkowe

Witam serdecznie, mam na imię Agnieszka i od 1,5 roku walczę z nowotworem piersi z przerzutami do kości i węzłów chłonnych, który okazał się być nieoperacyjny. Mimo tego, iż ciągle się kontrolowałam, przeciwnik okazał się sprytniejszy i trudny do zdiagnozowania. Leczenie, któremu jestem poddana (hormonoterapia + nowoczesna terapia celowana) przynosi dość dobre rezultaty, gdyż na tę chwilę udało się nowotwór zatrzymać. Pojawiła się szansa na jeszcze lepsze wzmocnienie organizmu i wdrożenie dodatkowego leczenia w klinice onkologicznej we Wrocławiu, które daje szansę na cofanie się raka. Potrzebne mi jednak wsparcie, gdyż jestem osobą samotną, która dodatkowo wychowuje 12-letnią córkę. Do tej pory mimo choroby pracowałam jako Opiekun Medyczny i sama pomagałam chorym, jednakże ta możliwość zakończyła się, ponieważ od zajętych nowotworem węzłów puchną mi bardzo ręce. Znalazłam się naprawdę w trudnej sytuacji, a moim światełkiem w tunelu jest leczenie odbarczające i wzmacniające we wrocławskiej klinice. Do tego potrzebne mi są środki finansowe, a moje możliwości zarabiania skończyły się. Bardzo proszę Państwa o wsparcie swoim 1,5% podatku. Chcę jeszcze pożyć trochę dla córki, która jest młodą dziewczynką. Ona dodaje mi sił w chorobie i nie wyobrażam sobie zostawić jej samej na tym świecie, dlatego chcę zrobić wszystko, co możliwe, żeby zostać wraz z nią tutaj jak najdłużej.

320 zł z 40 000 zł
0%
Wiktoria Borowczyk, Poznan

Marzę, bo Ty wierzysz. Twoje wsparcie, moja walka!

Mam 30 lat. Moja głowa zawsze była pełna marzeń, a ja sięgałam po nie bez najmniejszego zawahania. Chcesz nauczyć się czegoś nowego? Wchodzę w to! Chcesz zobaczyć coś nowego? Powiedz tylko kiedy! Chcesz spróbować czegoś nowego? Jasne! Chcesz przeżyć coś nowego? ...Oczyw... No właśnie, tutaj moje życie się zatrzymało. Znaczy, ono rozpędziło się jak na karuzeli, a ja czuję, że stoję nieruchomo i oglądam film, który nie jest o mnie. Nowotwór złośliwy nerki. Przerzuty do płuc i kości. Guz na sercu. Pytań jest wiele: dlaczego? Zawsze dbałam o zdrowie, byłam aktywna, wybierałam świadomie to, co jem... A jednak ta diagnoza spadła na mnie jak grom z jasnego nieba. Rozdzierające poczucie niesprawiedliwości, strach i niepewność towarzyszą mi od miesięcy, ale nie poddam się. To czas na walkę! Moi najbliżsi dobrze wiedzą, że nie lubię (i trochę nie umiem) przegrywać. W tym wypadku inny wynik po prostu nie wchodzi w grę. Tym razem jednak, w tej nierównej rozgrywce, potrzebuję Twojej pomocy. Przeciwnik nie daje za wygraną – rozprzestrzenia się w błyskawicznym tempie, wpływając na każdy aspekt mojego codziennego życia. Na ten moment potrzebuję wsparcia poprzez konsultacje z najlepszymi specjalistami, by upewnić się, że podążam właściwą drogą do zdrowia. To wszystko jednak oznacza ogromne koszty, które znacznie przekraczają moje możliwości. Nie poddaję się, bo wiem, o co walczę. Kocham życie. Od zawsze wyciskałam z niego każdą kroplę – podróżowałam, uczyłam się, chłonęłam nowe doświadczenia. Chcę znów oddychać pełną piersią, ciesząc się każdą chwilą i każdym dniem. Dlatego dziękuję Ci za Twoją pomoc i gwarantuję, że wykorzystam potencjał każdej złotówki i każdej dobrej myśli, którą mnie wesprzesz!

21 111 zł z 20 000 zł
105%
Maria Chachulska, Gdansk

Nierefundowany lek na raka piersi

Mam na imię Maria i mam 68 lat. Jestem mamą i babcią wspaniałych dzieci i wnuków. Chociaż jestem na emeryturze, to pracuję jeszcze na pół etatu. Choroba, którą zdiagnozowano u mnie w lutym 2024 roku, zmieniła moje życie. W badaniu mammograficznym, które wykonuję co dwa lata, wykryto raka piersi. Po biopsji okazało się, że jest to rak zrazikowy, który jest trudny do wykrycia, ponieważ nie formuje się w postaci guza, lecz układa się w cienkie pasma. W początkowej diagnozie wydawało się, że choroba jest na wczesnym etapie rozwoju, lecz im dalej w las, tym więcej drzew... Po operacji oszczędzającej pierś wykonano u mnie również całkowite wycięcie węzłów chłonnych, które w dużej części były zaatakowane przez komórki rakowe. Po operacji przeszłam 4 chemie tzw. czerwone i 12 tzw. białych, a następnie 12 naświetlań (radioterapia), które zakończyły się w grudniu 2024 roku. Obecnie staram się doprowadzić mój organizm do w miarę dobrego funkcjonowania, stosując dietę i suplementy, a także lekarstwa. Zalecana jest również kontynuacja leczenia lekiem, który w moim przypadku nie jest refundowany, a jego miesięczny koszt przekracza moje zdolności finansowe. Lek ten powinno się przyjmować przez około 2 lata, miesięczny koszt dawki to około 7 tysięcy złotych. Dlatego też proszę o finansowe wsparcie w tak trudnej walce, którą podjęłam i mam nadzieję wygrać. Będę wdzięczna za każdą wpłatę, dziękuję.

2 440 zł z 140 000 zł
1%
Justyna Stasiak, Powidz

Proszę o wsparcie w walce z chorobą

Mam na imię Justyna, mam 43 lata, 14-letnią córkę i męża. W wieku 29 lat, tj. 14 lat temu zachorowałam na chorobę układową, autoimmunologiczną, która atakowała moje nerki. W roku 2023 nastąpiła czwarta wznowa choroby. Poddana byłam wówczas ciężkiemu leczeniu, co wiązało się z częstymi pobytami w szpitalu. Równolegle otrzymałam kolejną diagnozę, która brzmiała: potrójnie ujemny rak piersi. Niestety jest to najgorzej rokujący podtyp raka piersi, stąd przydzielono mi 16 cykli chemioterapii. Aktualnie jestem po 3 chemii. Wiem, że jest to początek trudnej drogi. W tej sytuacji potrzebuję leków wspomagających, odpowiedniejdiety pod okiem onkodietetyka, aby nie dopuścić do przerzutów. Dlatego zwracam się z gorącą prośbą o pomoc w zbiórce, która pomoże chociaż częściowo pokryć wydatki związane z leczeniem: dojazdy do szpitala, leki, prywatne konsultacje z lekarzami itp. Wierzę w dobre serca ludzi i dziękuję za każdy gest pomocy, za wsparcie.

0 zł z 10 000 zł
0%
Małgorzata Kijowska, Skwierzyna

Wsparcie leczenia onkologicznego

Nazywam się Małgorzata Kijowska, mam 53 lata. Do tej pory sama angażowałam się w przeróżne zbiórki i akcje charytatywne. Od 2012 roku prowadzę blog kulinarny i często wykorzystywałam jego zasięgi do pomagania innym. Nigdy nie przypuszczałam, że i ja zwrócę się o pomoc i to dla samej siebie. Pod koniec wakacji dowiedziałam się, że mam złośliwy nowotwór piersi. Pierwsze tygodnie były dla mnie jak z horroru. Rozpacz i przerażenie paraliżowały mnie dosłownie. Niestety jestem również posiadaczką mutacji genu BRCA1, co dodatkowo obciąża ryzykiem przerzutów. Trafiłam do cudownego miejsca, jakim jest Zachodniopomorskie Centrum Onkologiczne w Szczecinie. Nazywamy je miedzy sobą Leśną Górą, gdyż podejście do pacjenta jest tam wyjątkowo empatyczne. Zdiagnozowano mnie szybko i równie szybko wdrożono leczenie. W skrócie ujmując: najpierw chemioterapia skojarzona z immunoterapią, potem operacja, radioterapia i na koniec immunoterapia. Całość zajmie około roku. Miałam szczęście w nieszczęściu, bo zakwalifikowałam się na pełną refundację. I wydawało się, że teraz już wszystko będzie dobrze... Straciłam włosy, zrobiłam się słaba jak dziecko, ale to nic. To przecież przejdzie. Niestety, chemioterapia to ryzyko dodatkowych dolegliwości, chorób i skutków ubocznych. Po kilku tygodniach okazało się, że mam cukrzycę i trafiłam na oddział diabetologiczny. Teraz do kompletu jeszcze i z tym się borykam... Powoli zaczęło się okazywać, że ta choroba pochłania coraz więcej pieniędzy. Na chemię dojeżdżam około 150 km w jedną stronę raz w tygodniu. Leki kosztują, podobnie jak prozaiczne jedzenie, bo teraz przecież mam dietę cukrzycową. Wzrok popsuł mi się dramatycznie, więc potrzebuję nowych okularów, gdyż nawet podpisanie czegokolwiek nie jest już takie proste. I tak dziwnie się zrobiło, że pieniędzy potrzeba coraz więcej... Nie udźwignę swojego leczenia sama, już to wiem. I, choć długo walczyłam ze sobą, nie mam wyjścia: proszę o pomoc w tej trudnej drodze do zdrowia. A może i życia...

500 zł z 5 000 zł
10%
Marta Kowalska-Owczarek, Łowicz

Wspomaganie leczenia raka piersi

Obecnie mam 48 lat. Jestem matką dwójki cudownych nastolatków i żoną pierwszego męża :) Zawsze byłam wesołą i aktywną osobą. Moją ogromną pasją jest zumba i jazda na rowerze. W 2016 r. zdiagnozowano u mnie raka piersi z przerzutami do wątroby (HER +++). Przeszłam leczenie 10-ma dawkami kombinacji różnych leków - zostałam zakwalifikowana do badania klinicznego. Po zakończeniu badania korzystałam ze sponsoringu firmy farmaceutycznej, a obecnie jestem w programie lekowym NFZ. Od ponad 8 lat co 3 tygodnie przyjmuję wlewy. Przez cały czas leczenia procuję zawodowo i nie tracę optymizmu. Moim zdaniem bardzo pomaga to w procesie leczenia. Potrzebuję środków finansowych na zakup leków i suplementów, dodatkowe badania i zabiegi, które nie są refundowane przez NFZ oraz dojazdy na leczenie.

0 zł z 8 000 zł
0%
Agata Kaczmarczyk, Bielsko-Biała

Zbiórka na leczenie onkologiczne Agatki

Agatka to moja koleżanka z pracy, kochająca Mama dwóch cudownych chłopaków - dziewięciolatka i pięciolatka. Agatka to wspaniały pedagog i wrażliwy człowiek, któremu w wieku 38 lat przyszło stoczyć walkę z nierównym przeciwnikiem. W sierpniu 2024 usłyszała od lekarza informację - rak - diagnoza, która zabiera nie tylko zdrowie, ale także plany i marzenia, która odziera z poczucia bezpieczeństwa i ogranicza możliwości finansowe. Choroba onkologiczna generuje koszty, o których się nie mówi. Zebrane środki zostaną przeznaczone na niezbędne leki, suplementy, wizyty lekarskie, pokrycie kosztów transportu oraz wszystko to, co nie jest w naszym kraju refundowane. Agatka potrzebuje również finansów na konsultacje w innych ośrodkach - w Polsce i za granicą.

218 zł z 30 000 zł
0%