Iwona Gutowska-Wojczuk, Olszewo-Borki
Nie spodziewałam się, że w tak młodym wieku będę musiała zmierzyć się z bardzo trudnym, bolesnym i śmiertelnym przeciwnikiem. Los mnie nie oszczędza. W grudniu 2021 roku zdiagnozowano u mnie nowotwór jelita grubego z przerzutami do wątroby i węzłów chłonnych. Od tamtej pory większość czasu spędzam w szpitalach na operacjach, chemioterapiach, radioterapiach, różnych zabiegach i konsultacjach. Robię wszystko, co tylko możliwe, aby przedłużyć sobie życie.
Chciałabym cofnąć czas i wyeliminować z życia komórki nowotworowe, które mnie niszczą, zanim jeszcze rozprzestrzeniły się na dobre. Czy mam szansę wyzdrowieć? Chciałabym. Marzę o leku, który raz na zawsze uzdrowi mój organizm.
Mam dwóch wspaniałych synów – jeden studiuje, a drugi uczęszcza do szkoły średniej. Chciałabym uczestniczyć w ich życiu i pomóc im w podejmowaniu ważnych decyzji.
Diagnoza była dla mnie ogromnym szokiem, ale byłam tak zdeterminowana, że zrobiłam wszystko, aby pomóc jednemu synowi w przygotowaniach do matury oraz w dostaniu się na dzienne studia na Politechnice Warszawskiej, a także do akademika. Młodszy syn dostał się do liceum, a za 2,5 roku czeka go matura i wymarzone studia na AWF-ie. Bardzo chciałabym wspierać ich podczas tych istotnych chwil w ich życiu.
Chciałabym żyć i wrócić do swojej kariery zawodowej. Sama ukończyłam architekturę wnętrz i na trzy miesiące przed diagnozą otworzyłam biuro projektowe, miałam wielkie plany zawodowe, a nagle wszystko runęło. Mam dopiero 44 lata, to nie czas na umieranie. Nawet nie mam możliwości wykonywania jakiejkolwiek pracy. Chciałabym projektować i malować obrazy, ale moja prawa dłoń, noga i kręgosłup nie pozwalają mi nawet na drobne prace.
Walczę już ponad trzy lata, ale niestety choroba postępuje. W lutym 2022 roku rozpoczęłam chemioterapię. Pierwsza linia leczenia przestała działać po niespełna roku, druga linia po ponad roku. Następnie przeszłam na trzecią linię, do której otrzymywałam odpłatnie dodatkowy lek, za który płaciłam ponad sześć tysięcy miesięcznie. Niestety trzecia linia leczenia bardzo szybko przestała działać, co zmusiło mnie do zakończenia terapii w moim szpitalu powiatowym, ponieważ wyczerpałam wszystkie dostępne możliwości leczenia systemowego.
Musiałam zmienić lekarzy prowadzących. Przeniosłam się do Bydgoszczy, gdzie lekarze zaproponowali mi terapię ratunkową RDTL, na którą otrzymałam zgodę z Ministerstwa Zdrowia. W oczekiwaniu na badania i nową chemioterapię guzy w moim organizmie się rozrosły... Przerzut doprowadził do złamania kręgosłupa. Straciłam władzę w prawej nodze i ręce. Poruszam się na wózku inwalidzkim i w gorsecie ortopedycznym. Ostatnia chemioterapia ratunkowa, którą teraz otrzymuję, na szczęście działa, co chwilowo zatrzymało rozwój choroby, ale dolegliwości nie ustępują. Najbardziej dokuczają mi bóle kręgosłupa i bioder oraz inne powikłania po leczeniu. Żadne leki przeciwbólowe nie pomagają. Ze zdrowej i sprawnej fizycznie kobiety stałam się w mgnieniu oka osobą niepełnosprawną, potrzebującą wsparcia.
Aktualnie przechodzę ostatnią ratunkową linię leczenia systemowego dostępnego w Polsce. Jeśli i ta linia przestanie działać, pozostanie mi tylko płatne leczenie zagraniczne. Jestem już po pierwszych konsultacjach z fundacją, która zajmuje się wyszukiwaniem i organizacją leczenia na całym świecie. Koszty tego leczenia będą zależały od dopasowanych do mnie leków oraz ich skuteczności. Muszę mieć przygotowane pieniądze na konsultacje, ewentualne dodatkowe badania, opiekę fundacji (dostawy leków, pomoc w łagodzeniu dolegliwości i skutków ubocznych) oraz koszty leczenia onkologicznego. Wstępnie zakładamy koszt około dwustu tysięcy złotych.
Nigdy nie myślałam, że znajdę się w sytuacji, w której będę prosić o pomoc finansową. Po ponad trzech latach bez dochodowej pracy i wydaniu wszystkich oszczędności na lekarzy, badania, leki oraz dojazdy do specjalistów nie jestem w stanie uzbierać na kosztowne leczenie zagraniczne. Dlatego proszę ludzi dobrej woli o odrobinę serca i wsparcie w tej trudnej walce.