Zbiórki

Przemysław Pawlik, Łódź

Na lepsze życie

Moja historia – ratownik, który sam potrzebuje pomocy Na co dzień to ja byłem tym, który ratował życie – jako ratownik medyczny przez lata byłem pierwszą linią wsparcia dla osób w najtrudniejszych chwilach. Dziś role się odwróciły. Zachorowałem na nasieniaka – nowotwór, który pojawił się nagle i wywrócił moje życie do góry nogami. Jestem już po operacji, ale leczenie nadal trwa. Walczę dalej – o zdrowie, o przyszłość, o życie. Nie jest łatwo przejść z pozycji ratownika do roli pacjenta. Ale wiem jedno – nie poddaję się. I choć zawsze byłem tym, który dawał pomoc, dziś sam potrzebuję wsparcia. Dlatego proszę – jeśli możesz, pomóż mi w tej walce.

0 zł z 60 000 zł
0%
Ewa Beata Tyszkiewicz-Pawłowska, Warszawa

Przeszczep wątroby

Jestem chora na raka układu pokarmowego (wątroby). Szansą na przeżycie jest dla mnie przeszczep wątroby. By móc kontynuować leczenie i przygotowanie do operacji potrzebuję przybrać na wadze. Jest to trudne z uwagi na typ schorzenia i powstające przy tym wodobrzusze. Zbieram środki finansowe na leki, rekonwalescencję, leczenie z dożywianiem pod kontrolą medyczną, potrzebne na co dzień substancje białkowe, a także na możliwe włączenie żywienia dożylnego. Z góry dziękuję za wsparcie.

639 zł z 50 000 zł
1%
Marta Szlaga, Żyrardów

Wsparcie w leczeniu glejaka złośliwego

Witajcie, mam na imię Marta, mam 44 lata. Mam 10-letniego synka, którego kocham nad życie i chcę patrzeć, jak dorasta, rozwija się oraz wspaniałego męża, który mnie bardzo wspiera. W kwietniu usłyszałam diagnozę glejak złośliwy-mutant IV stopnia. Zostałam poddana operacji usunięcia guza, a po miesiącu kolejnej, ponieważ guz był rozlany i trzeba było powtórzyć zabieg. W lipcu zaczęłam 6-tygodniową radioterapię z chemią. Wiążą się z tym codzienne dojazdy do Warszawy (130 km). Nie wiem jeszcze, co będzie dalej, jakie będzie leczenie i jakie dojdą koszty. Na tę chwilę zwracam się z prośbą o pomoc w pokryciu kosztów dojazdów, leków, specjalistycznych wizyt, badań i rehabilitacji. Wszystkim z góry bardzo dziękuję za każdą kwotę wsparcia mnie w walce. Marta

14 799 zł z 50 000 zł
29%
Anna Koźniewska, Ojrzanów

Terapia komórkami TIL za granicą

Witajcie, nazywam się Ania i w styczniu 2020 roku usłyszałam diagnozę: czerniak złośliwy z mutacją w genie BRAF. Moje życie wywróciło się do góry nogami, wszystkie moje plany oraz marzenia musiałam odłożyć na bok. W tej chwili mam 32 lata, a od pięciu zmagam się z tym trudnym przeciwnikiem, który nie pozwala mi normalnie funkcjonować. Chciałabym móc normalnie żyć, ale niestety skutki uboczne leczenia mocno mi to komplikują. W tej chwili jestem w trakcie trzeciego leczenia, które przestało przynosić efekty i moją ostatnią szansą jest droga terapia komórkami TIL, która niestety w naszym kraju nie jest dostępna. Wybrałam klinikę Sheba w Izraelu, ponieważ jest jedną z najlepszych placówek wykonujących tę terapię zaraz po klinikach w USA, gdzie koszty są dwukrotnie wyższe. Zawsze to ja chciałam pomagać, zawsze to ja chciałam być potrzebna, zawsze to ja chciałam widzieć radość osób, które mogły na mnie liczyć, niestety teraz to ja potrzebuję waszej pomocy. Bez tej terapii moje życie skończy się, zanim się na dobre zaczęło! Moja historia leczenia rozpoczęła się od terapii celowanej inhibitorami BRAF. Przebieg był ciężki. Ciągłe gorączki, brak sił na cokolwiek, walka o to, by wstać z łóżka i po prostu żyć. Po zakończeniu terapii kiedy myślałam, że już wszystko jest dobrze, że przetrwałam i dam radę, choroba odebrała mi tak upragnione, tak wyczekiwane, moje Kochane Maleństwo, cząstkę, którą mogłam zostawić po sobie na tym świecie i która dałaby mi jeszcze więcej siły. Niestety nie było mi to dane. Duże osłabienie organizmu po przebytym pierwszym leczeniu spowodowało, że będąc w ciąży, poroniłam. Jakby tego było mało, badanie obrazowe wykazało przerzuty i konieczność kolejnego leczenia. Drugą terapią była immunoterapia z zastosowaniem dwóch leków. Terapia przyniosła świetne efekty, wszystkie przerzuty zniknęły. Niestety nie dokończyłam leczenia, zostałam zdyskwalifikowana z powodu ciężkiego zapalenia jelit stopnia czwartego, przez które wylądowałam w szpitalu na dwa miesiące. Stosowane były różne formy leczenia, ale nic nie przynosiło efektów. W końcu doszło do tego, że przez prawie miesiąc byłam karmiona sondą, nie mogłam włożyć nic do ust, nie mogłam pić ani jeść, a musiałam funkcjonować, wstawać, chodzić, myć się, po prostu żyć. Na szczęście jakimś cudem udało się opanować skutki uboczne, ale mój świat znów się zawalił! Coś, co działa, co ma szansę mnie wyleczyć, nie może być mi dłużej podawane, bo może mnie po prostu zabić. Tragedia!!! Trzecią i obecną terapią jest kolejna terapia celowana, ale z zastosowaniem innej kombinacji leków. Znów gorączki, znów brak sił, znów dom, łózko i dochodzenie do siebie po kolejnych skutkach ubocznych. Niestety po roku leczenia pojawiło się u mnie wiele nowych przerzutów, co świadczy o tym, że ostatnia możliwa terapia przestała działać. W naszym kraju nie ma już więcej możliwości!!! Chciałabym móc normalnie żyć i dzielić wszystkie piękne dni z moim narzeczonym, który jest ze mną w tej chorobie od samego początku. Nie chcę nawet myśleć, co by było gdyby nie on. Nie mogę się poddać, on się nie poddaje. Chyba tylko dzięki niemu jeszcze nie zwariowałam, dzięki niemu jeszcze się uśmiecham i mam siłę, by walczyć. Każdego dnia jest przy mnie, każdego dnia daje mi radość, o której nawet nie śniłam. Kocham go i nie chcę go stracić, nie chcę, by on stracił mnie. Proszę, pomóżcie mi zostać! Jeśli w ciągu kilku najbliższych tygodni nie trafię na terapię TIL, na którą zbieram środki, może być już dla mnie za późno. Jeśli do tego czasu w moim mózgu pojawią się przerzuty, zostanę zdyskwalifikowana z ostatniej możliwej formy leczenia dostępnej na tym świecie i będzie na mnie czekała już tylko śmierć. Nie chcę umierać! Chciałabym jeszcze tyle w życiu zobaczyć, tyle zrobić, tyle przeżyć... Błagam, pomóżcie!!!

37 428 zł z 1 500 000 zł
2%
Łucja Łazarska, NOWY TARG

Walka z białaczką

28.02.2025 trafiłam na SOR z bólem pleców, który uniemożliwiał mi normalne funkcjonowanie. Ortopedzi i fizjoterapeuci upierali się, że cierpię na nerwobóle i napięcia mięśniowe typowe dla kobiet, które niedawno urodziły dziecko. Niestety już po dwóch dniach znalazłam się na oddziale intensywnej terapii, gdzie w trwającej 10 dni śpiączce farmakologicznej stoczyłam walkę o życie z sepsą i niewydolnością wielonarządową. W międzyczasie zdiagnozowano u mnie ostrą białaczkę limfoblastyczną oraz złamania kompresyjne czterech kręgów piersiowych. Już w trakcie śpiączki rozpoczęto u mnie leczenie i chemioterapię. Aktualnie leczę się na zamkniętym oddziale Hematologii w Szpitalu Uniwersyteckim w Krakowie. Udało się osiągnąć remisję, ale przede mną jeszcze długa walka o powrót do zdrowia. W tym samym czasie mój mąż przejął opiekę nad naszą niespełna 9-miesieczną córką i z uwagi na to stracił możliwość pracy i zarabiania pieniędzy, a z racji pracy za granicą nie przysługuje nam praktycznie żadna pomoc socjalna. Jesteśmy młodym małżeństwem, mamy na głowie kredyt, rachunki, a teraz dodatkowo koszty związane z moim leczeniem (zakupy do szpitala, dojazdy, leki na receptę). Zwracamy się do państwa z prośbą o wsparcie nas w tym ciężkim wyzwaniu, z jakim przyszło nam się zmierzyć. Z góry dziękujemy, Łucja, Kaja i Krzysztof Łazarscy

860 zł z 50 000 zł
1%
Dominika Sakwa, Grodków

Pomoc w kosztach leczenia i wizyt specjalistycznych

Choruję na chłoniaka nieziarniczego rozlanego (C83.0), który objął węzły chłonne, wątrobę i szpik kostny. Mój organizm jest w stanie ciągłej autodestrukcji – uszkodzeniu ulegają kolejne narządy, szczególnie wątroba i nerki. Towarzyszą mi silne bóle kostne, głęboka anemia, napady padaczkowe oraz niepokojące zmiany neurologiczne. Coraz trudniej mi się poruszać, a mój stan systematycznie się pogarsza. Od lat zmagam się z bardzo skomplikowaną historią choroby – już jako dziecko chorowałam na MIZS (HLA-B27+), a obecne zaburzenia mogą mieć związek z wcześniejszym leczeniem. Wymagam stałej, wielospecjalistycznej opieki – jestem pod nadzorem poradni hematologicznej, neurologicznej, immunologicznej, genetycznej, nefrologicznej i hepatologicznej. Każdy tydzień to kolejne konsultacje, badania, leki i kosztowne dojazdy do odległych ośrodków. Niestety wiele procedur nie jest refundowanych, a czas ma ogromne znaczenie – dlatego większość działań muszę finansować sama. Zwracam się z prośbą o pomoc w pokryciu bieżących kosztów leczenia, wizyt specjalistycznych, leków, diagnostyki i transportu medycznego. Walczę nie tylko o zdrowie, ale też o zachowanie jak największej sprawności i niezależności w codziennym życiu. Każda złotówka to dla mnie realne wsparcie – krok w stronę stabilizacji i lepszej jakości życia w obliczu ciężkiej choroby. Z całego serca dziękuję za każdą formę pomocy,Dominika

104 zł z 10 000 zł
1%
Magdalena Szymoniak, Miastko

„Chciałabym po prostu żyć – dla moich dzieci, dla siebie….”

Mam na imię Magda, mam 45 lat i całe życie byłam zdrowa, aktywna, pełna energii. Jesienią 2024 roku, podczas rutynowej kolonoskopii, usłyszałam diagnozę, która zwaliła mnie z nóg. Rak. Nigdy wcześniej nie chorowałam poważnie, ale choroba pojawiła się nagle i brutalnie wdarła się w życie naszej rodziny. Mam dorosłą już córkę - Karolinę i dwóch wspaniałych synów - Michał ma 14 lat, właśnie wchodzi w okres dorastania, a Szymonek to jeszcze mały 8-letni chłopiec, który zasypia, przytulając się do mnie i pytając: „Mamo, będziesz już zdrowa?”. Karolina to mój powód do dumy. Ukończyła studia na poziomie licencjackim na kierunku pedagogika, o specjalizacji resocjalizacja. Pracuje w Stowarzyszeniu SOS Wioski Dziecięce (Oddzial w Koszalinie) i obecnie jest w trakcie studiów magisterskich pedagogicznych, o specjalizacji socjoterapia. To dla nich bije moje serce. Dla nich chcę żyć. Chciałabym zobaczyć, jak moje dzieci spełniają swoje marzenia. Jak kończą szkoły, jak stają się dobrymi, wrażliwymi dorosłymi. Chciałabym kiedyś poznać partnerki moich synów, zobaczyć, jak córka wychodzi za mąż, trzymać na rękach wnuki, które może kiedyś mi dadzą. Marzę o tym, żeby być dla nich wsparciem jeszcze przez wiele, wiele lat. Żeby być ich mamą. Żeby po prostu być. Mam u boku mojego męża – jesteśmy razem od lat, przeszliśmy wiele. Jest moją ostoją, choć oboje wiemy, jak trudno jest nie poddać się strachowi. Każdego dnia słyszę od niego słowa wsparcia, choć wiem, że sam okropnie się boi. Kocham go całym sercem. W naszym życiu jest też Brutus – berneński pies pasterski, niespełna dwuletni, jeszcze szczeniak w sercu. Wiernie leży przy moim łóżku, pilnuje mnie w chorobie i delikatnie liże mnie po ręku, gdy płaczę po cichu, jakby mówił: „Jestem tu. Nie bój się”. Uwielbiam nasze działkowe spacery, wspólne grzebanie w ziemi. Kocham ogród. Marzę o tym, żeby znów poczuć zapach ziemi, posadzić własne pomidory, zebrać pierwszy groszek, zobaczyć jak kwitną cynie i nagietki. Chciałabym mieć siłę, by znów usiąść z rodziną na ławce pod jabłonką, zjeść wspólny obiad, pośmiać się bez lęku, że to może ostatni raz. Od momentu, w którym usłyszałam diagnozę, przeszłam już wiele: operacje, niezliczoną ilość badań, chemioterapie… Straciłam włosy, co dla każdej kobiety jest ciosem – patrzenie w lustro boli. Czuję się, jakbym z dnia na dzień przestała być sobą. A jednak walczę, bo nie mam wyboru. Walczę, bo chcę patrzeć, jak moi synowie dorastają. Niestety pojawiły się przerzuty. Leczenie staje się coraz intensywniejsze, chemie coraz cięższe. I chociaż leczę się w ramach NFZ, nasza rodzina zaczyna się finansowo kruszyć. Bo walka z rakiem to nie tylko szpitale… Koszty dojazdów, noclegów, suplementacji, diet wspomagających, rehabilitacji, wsparcia psychologicznego, a także brak możliwości pracy z mojej strony – to wszystko sprawia, że jesteśmy coraz bardziej bezradni finansowo. Dlatego dziś proszę o pomoc. Jeśli możesz – wesprzyj moją zbiórkę. Każda złotówka to dla mnie dzień więcej z moimi dziećmi, szansa na leczenie, siła do walki. Jeśli nie możesz pomóc finansowo – udostępnij proszę tę zbiórkę. Może ktoś inny będzie mógł. Wierzę, że jeszcze poczuję zapach ziemi w moim ogrodzie. Że posadzę pomidory, że Brutus znów wyciągnie mnie na spacer po działce. Że znajdę w sobie siłę, by po prostu żyć. Żyć nie po to, by walczyć z chorobą – ale dla siebie i moich chłopców. Z całego serca dziękuję Ci za każdą formę wsparcia, za dobre słowo, za nadzieję. Dziękuję, że jesteś. – Magda Szymoniak

8 840 zł z 20 000 zł
44%
Mieczysław Białecki, Zemborzyce dolne

Mam dla kogo żyć - pomóż mi w mojej walce o każdy dodatkowy dzień

Mam na imię Mieczysław i od 2019 roku walczę z nowotworem złośliwym prostaty. Diagnoza przyszła nagle, jak grom z jasnego nieba. Już wtedy rak był zaawansowany – z przerzutami do węzłów chłonnych. Przeszedłem wiele – leczenie, ból, nadzieję i strach. Przez kilka lat udawało się chorobę kontrolować, ale rok temu nowotwór wrócił… i to ze zdwojoną siłą. Dziś zmagam się z przerzutami do kości, szpiku kostnego i kolejnych węzłów chłonnych. Organizm słabnie, a chemioterapia – mimo ogromnej wiary i wysiłku – nie przynosi oczekiwanych efektów. Czas ucieka, a ja szukam szansy. Szukam terapii, która pozwoli mi żyć. Zbiórka, którą zakładam z rodziną, ma mi dać szansę na skorzystanie z nowoczesnego leczenia, zanim będzie za późno. Dlatego jeśli możesz, pomóż mi przedłużyć czas z moją rodziną i ukochanymi wnukami. Każda złotówka, każde udostępnienie, każda dobra myśl przybliża mnie do leczenia, którego potrzebuję. Z całego serca – dziękuję.

150 zł z 200 000 zł
0%
Maria Agnieszka Malinowska, Pniewy

Nie proszę o cuda. Proszę o pomoc!

Mam na imię Agnieszka i mam 54 lata. Jeszcze niedawno moje życie toczyło się normalnie – praca, dom, podróże, zwyczajne codzienne szczęście. Dziś moją codziennością są szpitale, ból, lęk i czekanie. Zdiagnozowano u mnie międzybłoniaka opłucnej – rzadki, złośliwy nowotwór, który każdego dnia odbiera mi siły, oddech i nadzieję.Nie potrafię opisać, co czuje człowiek, kiedy słyszy, że choroba jest nieuleczalna. Że jedyne, co można robić, to próbować ją spowolnić. Że leczenie kosztuje tyle, ile człowiek nie zarobi przez całe życie. A ty przecież nie myślisz o sobie – myślisz o swoim dziecku, o bliskich, których możesz zostawić, o życiu, którego nie chcesz tracić. Mam córkę. Moje największe szczęście. Codziennie patrzę na nią i myślę, że nie mogę jej zostawić. Nie mogę pozwolić, by zapamiętała mnie tylko jako „mamę, która była chora”.Chcę móc znów po prostu z nią iść na spacer, bez duszności i strachu, że to może być ostatni raz.Międzybłoniak to choroba brutalna. Nie daje czasu, nie daje drugiej szansy. Leczenie, chemioterapia, kosztowne leki nierefundowane – to dla mnie jedyna nadzieja, żeby żyć dłużej. Żeby doczekać kolejnych chwil, które teraz mają dla mnie największą wartość.Nie proszę o cuda. Proszę o pomoc – bo nie chcę się poddać.Każda złotówka to dla mnie oddech. Każde udostępnienie to szansa. Proszę Cię – pomóż mi zawalczyć o życie.

10 925 zł z 10 000 zł
109%
Małgorzata Malik, Tychy

Pomoc w walce z rakiem piersi – leczenie, dojazdy, peruka

Mam na imię Gosia. W kwietniu 2025 roku usłyszałam diagnozę, która zmieniła całe moje życie – rak piersi luminalny i rak piersi nieluminalny z przerzutem do węzłów chłonnych. Obecnie jestem w trakcie leczenia onkologicznego, które obejmuje chemioterapię, a w przyszłości także operację i radioterapię. Leczenie to nie tylko ogromny wysiłek fizyczny i psychiczny, ale też duże koszty. Dojeżdżam regularnie do ośrodka onkologicznego, co generuje wydatki na transport i leki. Chemioterapia, którą rozpoczęłam 24 czerwca, spowoduje wypadanie włosów, dlatego chciałabym zakupić perukę, która pomoże mi poczuć się choć odrobinę lepiej w tej trudnej sytuacji. Zwracam się z ogromną prośbą o wsparcie finansowe. Każda złotówka to dla mnie realna pomoc i krok bliżej do powrotu do zdrowia. Z góry dziękuję za każde wsparcie – zarówno finansowe, jak i dobre słowo czy udostępnienie tej zbiórki. Gosia

0 zł z 30 000 zł
0%
Agata Karpińska, Stalowa Wola

Chcę stanąć na nogi - na rehabilitację po porażeniu kończyn dolnych!

W lutym byliśmy z rodziną na wakacjach na Malcie, chodziliśmy na wycieczki, lekko bolały mnie plecy. Po powrocie źle się czułam, myślałam, że to nerwobóle, ale zbierała mi się woda w brzuchu i, jak się okazało również w osierdziu i opłucnej. Miałam odbarczoną wodę z osierdzia, co przyniosło mi ogromną ulgę, ale okazało się, że to dopiero początek. Po tym ból pleców był dużo silniejszy, a tomografia wykazała, że mam złamany kręgosłup w odcinku piersiowym i liczne zmiany przerzutowe na kręgosłupie. Zaczęło się poszukiwanie źródła, ale diagnoza okazała się bardzo trudna. Ostatecznie zrobiono mi operacje na kręgosłup, stabilizującą złamane kręgi i pobrano próbki do biopsji. W międzyczasie guzy urosły i spowodowały porażenie nóg. Zostałam przykuta do łóżka. A diagnoza okazała się bardzo trudna. Angiosarcoma, nieuleczalny złośliwy nowotwór naczyń krwionośnych. Mimo mojego bardzo ciężkiego stanu, postępującego paraliżu, koszmarnego bólu starałam się myśleć optymistycznie. Mam dwójkę cudownych dzieci, 10-letnią Helenkę i 7-letniego Rysia, mam dla kogo żyć i chcę żyć. Wiara, rodzina, ogromne wsparcie bliskich, to dawało mi siłę. Zastosowana radioterapia i chemioterapia działają, mój stan się poprawia, jestem obecnie w domu, rehabilituję się, żeby odzyskać sprawność. Nie poddaję się, mimo że słyszałam od lekarzy, że mogę już nie chodzić. Dla Boga nie ma nic niemożliwego i tego się trzymam. Codziennie myślę pozytywnie. Każdy dzień jest dla mnie CUDEM. Jestem pod opieką lekarza i pielęgniarki w ramach hospicjum domowego. Z hospicjum również mam zapewnioną rehabilitację, ale tylko maksymalnie 2 razy w tygodniu. Nie mogę korzystać z innej refundowanej opcji, bo takie są zasady finansowania NFZ. Dwa dni w tygodniu to zdecydowanie za mało w moim przypadku. Z Waszych wpłat będę mogła opłacić prywatnego fizjoterapeutę i, mam nadzieję, wkrótce stanąć na nogi.

53 194 zł z 30 000 zł
177%
Melania Popiel, Józefosław

Melania

Zawsze polegałam na sobie i nie spodziewałam się, że coś mnie tego pozbawi. Bo glejak - oprócz zdrowia - odbebrał mi także niezależność: możliwość poruszania się, pracy, wszystkiego, co dla przeszłej mnie było normalne jak tlen. Dzisiaj walczę z nowotworem mózgu i jestem przed ostatnią dawką celowanej chemii, która daje mi szansę na odzyskanie tego, co zabrał mi glejak. Zbieram na intensywną rehabilitację i szereg badań potrzebnych przed kolejnym wlewem - muszę na nie dojechać, zapłacić za nie, a po chemioterapii dojechać ponownie, ponownie za nie zapłacić i tak w kółko. Aż do momentu, kiedy odzyskam zdrowie, a z nim niezależność, bo to, co jest najważniejsze to: mam szansę na wyzdrowienie i aktywne życie oraz spłacenie nim długu, który w pewnym sensie - z obawą, ale i radością - zaciągam tą zbiórką. Zawsze to przede wszystkim na mnie można było polegać, na moją pomoc liczyć, więc czuję się dziwnie, prosząc teraz o wsparcie, ale robię to, bo nie mam wyboru. Z góry dziękuję za każdą przekazaną mi złotówkę. Melania

54 257 zł z 100 000 zł
54%