Zbiórki

Edyta Hagel, Kanie

Aby walka z przerzutami trwała jak najdłużej!

Każdy z nas zna przynajmniej jedną taką osobę - do szpiku kości życzliwą, kochającą, lojalną, pomocną. Edi to po prostu dobry człowiek, takich ludzi już nie produkują. Wiosną tego roku Edyta świetnie bawiła się na weselu przyjaciół, tańce i hulańce z mężem do białego rana, za które następnego dnia przyszło jej zapłacić niepohamowanym bólem pleców. Pierwsze skojarzenie? No tak, tak to już z tymi urodzonymi w ubiegłym wieku, 35 lat na karku robi swoje… Ale przemożny ból pleców nie mijał, a wręcz się nasilał, pojawiły się obawy - czyżby znowu? Edi już raz pokonała raka, w maju 2018 zdiagnozowano u niej złośliwy nowotwór piersi - guzek sutka lewego. Szybka diagnoza, dostosowany plan leczenia. Krok po kroku, w bólu, ale z uśmiechem na ustach, bo wydawało się skutecznie - radioterapia, chemioterapia, mastektomia z limfadenektomia w grudniu 2018. Udało się! Rak został pokonany! A przynajmniej wszystko na to wskazywało… W czerwcu 2022 r. zawalił się dla nas świat - ziścił się najczarniejszy scenariusz - diagnoza: przerzuty rozsiane, sklerotyczne zmiany w kościach (trzony kręgowe, mostek i miednica). Okazało się, że poprzednie leczenie zostało przeprowadzone błędnie, w związku ze wstrząsami anafilaktycznymi podczas chemii usunięto z niej najważniejszy lek. Mimo regularnych badań i systematycznej kontroli onkologicznej przez ostatnie lata, choroba powróciła w najgorszej możliwej postaci. Walka zaczęła się od nowa i tym razem jest bardzo nierówna - raka z kręgosłupa, miednicy i mostka nie da się usunąć operacyjnie. Edyta walczy o to, aby jak najdłużej utrzymać go w ryzach, sięgając po wszelkie możliwe metody. Ma dla kogo żyć! Jest kochaną żoną i kochającą mamą dwójki chłopców: Kacpra i Leona. Kacper we wrześniu poszedł do zerówki, Leon jest jeszcze w przedszkolu. Przeszła już serię radioterapii (od 12 do 22 lipca 2022 r.), równolegle rozpoczęła chemioterapię (docetaxel, herceptyna, pertuzumab), która skończy się wraz z końcem roku. Od początku leczenia regularnie, co miesiąc przyjmuje zastrzyki z przeciwciała monoklonalnego Xgeva, żeby wzmocnić kręgosłup, który przy najmniejszym wysiłku może się złamać. Koszt jednego zastrzyku to prawie 1000 zł. Została skierowana na wycięcie jajników oraz mastektomię drugiej piersi, co niestety nie jest refundowane (nie ma mutacji genów Brca1 Brca2). Edi nigdy nie prosiła nikogo o pomoc, a wręcz to ona była podporą dla innych. I dalej chce nią być. Chce jak najdłużej dawać swoim dzieciom poczucie bezpieczeństwa, wsparcie, troskę, opiekę. Być dla nich matką, bo tak bardzo jej jeszcze potrzebują...

13 127 zł
32%
Patrycja Spodzieja-Zielony, Komorniki

Patrycja walczy z guzem mózgu

Mam na imię Patrycja, mam 44 lata, cudownego syna Igora oraz męża. W styczniu tego roku przewróciłam się w pracy i straciłam przytomność. Diagnoza była szokująca – glejak wielopostaciowy IV stopnia. Cały rok zmagałam się ze śmiertelną chorobą, miałam operację, przeszłam radioterapię i jestem w trakcie chemioterapii. Niestety najnowszy wynik rezonansu magnetycznego wykazał, że guz szybko odrasta. Muszę kolejny raz mieć operację. Chcę żyć, walczyć i wychować mojego syna. Zostałam zakwalifikowana do leczenia terapią Nanotherm. To innowacyjna metoda, która polega na wprowadzeniu bezpośrednio do guza mózgu lub w miejsce po guzie, nanocząsteczek z tlenkiem żelaza. Następnie odpowiednia temperatura niszczy lub trwale uszkadza komórki rakowe, które przetrwały zabieg operacyjny, ale nie uszkadza zdrowych struktur. Operacja planowana jest w Polsce, natomiast kontynuacja leczenia odbędzie się w niemieckiej klinice. Koszt pierwszego podania nanocząsteczek do mózgu i pobyt w niemieckiej klinice wynosi 200 000 złotych. Niestety, ta terapia nie jest refundowana w Polsce, dlatego proszę Państwa o pomoc. To jest jedyna moja nadzieja. Jeszcze tyle pięknych chwil przede mną...

203 196 zł
101%
Mariola Pawlaczyk, Poznań

Chcę żyć dla córki

Choruję na nieoperacyjnego raka piersi z przerzutami do śródpiersia, jestem po chemioterapii paliatywnej. Nie jestem zakwalifikowana do dalszego leczenia. Moja sytuacja życiowa jest bardzo trudna. By móc utrzymać siebie i nastoletnią córkę, pracuję na dwóch etatach: jako pielęgniarka - na oddziale chirurgicznym oraz jako pielęgniarka szkolna - pomimo ciężkiej choroby i zakazu lekarza onkologa. Aby móc godnie żyć i zapewnić córce podstawowe warunki do życia, wynajmuję mieszkanie, za które niestety muszę sporo płacić. Moja córka jest czternastoletnią dziewczynką z dysfunkcją, uczęszczającą do szkoły integracyjnej. Dzięki ogromnej pracy Marysia bardzo dobrze się uczy. Dodatkowo jestem po ciężkim rozwodzie. Zostałam z długami - komornik zabiera mi około 2.000 złotych pensji. Całe życie pomagam innym, ale tym razem prosiłabym o pomoc dla siebie na pokrycie kosztów wydatków związanych z moim leczeniem.

6 491 zł
21%
Alicja Żebrowska-Szreder, Gdańsk

Młoda mama kontra agresywny rak - pozwól mi wygrać życie!

Witajcie Kochani! Mam na imię Alicja, mam 39 lat. Na co dzień jestem mamą wspaniałych dzieciaczków, które dzielnie towarzyszą mi w najtrudniejszej walce, jaką do tej pory przyszło mi stoczyć... Zawsze starałam się pewnie stąpać po ziemi, aby zapewnić byt moim ukochanym dzieciom. 23.06.2022 roku grunt pod nogami dosłownie nam runął - usłyszałam diagnozę: "rak piersi HER2 dodatni" - najbardziej agresywny rak rozsiewający się po organizmie i dający przerzuty w krótkim czasie. Strach, płacz i przerażenie mieszało się z chęcią bitwy z tym potworem, który właśnie zaczął mnie pochłaniać. Szybkie badania, biopsje i na cito chemia, aby przerzuty się nareszcie zatrzymały... Dzięki wspaniałej opiece cudownych lekarzy z UCK w Gdańsku wiem, że nie jestem zdana na bezdusznych lekarzy, ale na istne Anioły Stróże które się mną opiekują na każdym kroku walki z tym gadem. Jestem także po komisji do orzekania o niepełnosprawności - otrzymałam stopień znaczny, na co wpływa nie tylko sama mastektomia, ale usunięcie węzłów chłonnych, za czym stoi dożywotnia rehabilitacja, specjalna bielizna, odpowiednia dieta i szereg kosztownych konsultacji pomagających wygrać z tym potworem. Z całego serca DZIĘKUJĘ całej rodzinie oraz wspaniałym znajomym za tak cudowne wsparcie w tym tak trudnym dla mnie czasie. Wasza Alicja

15 498 zł
34%
Aleksander Krupa, Białystok

Z ogromnym smutkiem zawiadamiamy, że Aleksander odszedł...

Z ogromnym smutkiem zawiadamiamy, że Aleksander odszedł... Składamy szczere wyrazy współczucia jego rodzinie i bliskim, Zarząd Fundacji Alivia. Zbiórka Aleksandra została zamknięta. Prosimy nie przekazywać darowizn na ten cel. ………………………………………………………..***…………………………………………………………. Nazywam się Aleksander, pół roku temu usłyszałem diagnozę: szpiczak mnogi. Dla dotychczas niechorującego, zdrowego, wysportowanego człowieka było to coś zupełnie niezrozumiałego. Jestem w trakcie intensywnego leczenia i powoli oswajam się z tą chorobą. Choroba i leczenie całkowicie uniemożliwiają mi pracę zawodową, a tym samym pozbawiły mnie i moją rodzinę środków finansowych. Obecnie zbieram na dalsze leczenie, dojazdy do ośrodka onkologicznego i ewentualną rehabilitację po przeszczepie szpiku. Dziękuję za każdą pomoc i wsparcie!

49 203 zł
98%
Kasia Marcinkiewicz, Sulęcin

Kasia zbiera na leczenie trójujemnego złośliwego raka piersi

Mam na imię Kasia, mam 51 lat, 2 wspaniałe córki, Sandrę i Patrycję oraz wspaniałego męża. Mieliśmy marzenia jak każdy... Przez wiele lat nasze życie było trudne, wreszcie wszystko się poukładało, myśleliśmy o emeryturze, może wnuki, może wreszcie jakaś podróż... Niestety rak miał inne plany na moje dalsze życie i życie moich najbliższych. We wrześniu na badaniu usg lekarz powiedział, że prawdopodobnie mam nowotwór złośliwy piersi. Moje życie się zatrzymało. Wyszłam z gabinetu, wsiadłam do auta. Moja pierwsza myśl w tym momencie: "Co z moimi córkami? Co z mężem? Rodziną? Przyjaciółmi? Co mam najpierw zrobić? Od czego zacząć? Do kogo zadzwonić? Jak powiedzieć moim bliskim?". Po wielu diagnostycznych badaniach, stresach, jak wyjdą wyniki, czy będą przerzuty - diagnoza: rak piersi potrójnie ujemny z Ki 90% stopniem dzielenia się komórek rakowych. Długo próbowałam sama coś znaleźć, dodatkowo oprócz chemioterapii i operacji. Czytałam, pisałam do wielu lekarzy, jeździłam na prywatne wizyty min. do prof. Murawy, prof. Byrskiego, dr. Niziołka. Niestety na tym etapie choroby trzeba było wdrożyć leczenie tradycyjne. Jestem w trakcie chemioterapii, przede mną jeszcze 11 chemii, potem operacja, znowu leczenie i być może radioterapia - lekarze jeszcze nie zdecydowali. Jest szansa na wdrożenie po operacji immunoterapii, która nie jest refundowana, a jej koszty są ogromne. Bez Państwa Pomocy nie mam szans na uzbieranie tak ogromnej kwoty. Jest to dla mnie ogromna szansa, przy tak złośliwym raku trójujemnym, który w moim przypadku daje bardzo szybko przerzuty, na odwleczenie ich w czasie. Leczenie jest długie, rak piersi potrójnie ujemny jest bardzo trudny do wyleczenia. Ma go ok. 15% pacjentek z wykrytym rakiem piersi. Daje bardzo duże prawdopodobieństwo nawrotów, dlatego każda Państwa pomoc, każda złotówka, czy to przekazana przez fundację czy też przez 1,5% podatku będzie dla mnie nieocenionym wsparciem w tej nierównej potyczce i pozwoli skupić mi się na walce z tym skorupiakiem. Mam nadzieję, że kiedyś będę miała szansę, aby wypowiedzieć te słowa, również za sprawą takich ludzi o wielkich sercach jak Państwo: WYGRAŁAM I BĘDĘ ŻYŁA. DZIĘKUJĘ!!! Kasia

13 302 zł
4%
Mirosława Kowalik, Częstochowa

Leczenie raka trzustki i rehabilitacja po udarze w trakcie chemioterapii

Jestem emerytowaną pielęgniarką, zawsze pomagałam innym, teraz ja sama potrzebuję pomocy. Dopadły mnie dwie choroby naraz, jedna straszniejsza od drugiej. W sierpniu tego roku rozpoznano u mnie nowotwór trzustki z przerzutem do wątroby. Udało się wykonać szybką diagnostykę i rozpocząć szybko leczenie chemioterapeutyczne w ramach programu lekowego. Po czwartym wlewie niestety doznałam udaru. Chemioterapia została przerwana. Być może powrót do niej będzie oznaczał przyjmowanie leku nierefundowanego. Teraz jednak chciałabym stanąć na nogi, chciałabym znowu chodzić. NFZ zdyskwalifikował mnie z rehabilitacji w ramach środków państwowych jako pacjenta nierokującego. Aktualnie przebywam w prywatnym ośrodku rehabilitacyjnym, co pochłonęło już większość rodzinnych oszczędności. Wyprzedaliśmy się już niemal ze wszystkiego. Przede mną jeszcze kilka miesięcy rehabilitacji i powrót do leczenia onkologicznego. Już po pierwszych tygodniach rehabilitacji potrafię usiąść, przemieścić się na wózku, rozpoczynam naukę chodzenia. Chciałabym jeszcze żyć dla moich dzieci i rodziny, mam jeszcze tyle planów, marzeń do zrealizowania. Pomóż mi! Każda złotówka się liczy. Wszystkim z góry dziękuję za pomoc.

1 615 zł
0%
Ewa Brzezicka, Węgrów

Potrzebuję wsparcia w leczeniu raka

Witam, nazywam się Jadwiga (dzieci zazwyczaj mówią do mnie Jadzia). Mam 57 lat. Zachorowałam w 2017 roku na raka płuca, było to pół roku po śmierci mojego męża. Załamałam się. Jak usłyszałam słowo "rak", od razu myślałam, że to koniec. Jeszcze wtedy nie wiedziałam nic o tej chorobie i to było najgorsze. Przed chorobą uwielbiałam przebywać na świeżym powietrzu i zajmować się ogrodem, w szczególności moimi kwiatkami. Kocham też zwierzęta. Mam w domu trzy koty i zajmuję się też przybłędami, ostatnio są to same psiaki, ale każdy potrzebuje trochę miłości i głaskania. Z ogrodem i zwierzętami pomagają mi dzieci, bo już czasami nie mam siły i szybko się męczę, a w upalne dni nie mogę nawet wychodzić na zewnątrz. Jestem wdową, mam trójkę dzieci i jedną wnuczkę. Kocham ich całym sercem. Dzieci są już dorosłe, mają swoje rodziny, ale codziennie ktoś do mnie wpada albo zostają na weekend. Są całym moim życiem i największym wsparciem, jakie mogłabym sobie wymarzyć. W chorobie na szczęście miałam wsparcie moich dzieci - nie pozwoliły mi na złe myśli, których jednak było ciężko uniknąć. Leżąc w szpitalu człowiek myśli o najgorszym, o tym jak sobie poradzą dzieci, zwierzęta, kto będzie o nie dbał. Te myśli nachodzą i nachodzą, jednak odwiedziny najbliższych dają poczucie bezpieczeństwa. Została mi wycięta część płuca i dostałam dawkę chemii na wszelki wypadek. Nie wspominam dobrze tych dwóch rzeczy i chciałabym o nich zapomnieć. Po roku wróciłam do pracy i cieszyłam się życiem, czekając na przyjście na świat mojej pierwszej wnuczki. Trzy lata po pierwszej diagnozie nadeszła kolejna, gorsza - guz mózgu o średnicy 5 cm. Tutaj miałam kolejne szczęście, bo trafiłam na młodego lekarza, który się mną zainteresował i zamiast tylko radioterapii miałam operację wycięcia tego guza i dodatkowo radioterapię. Pobyt w szpitalu był ciężki ze względu na pandemię i brak odwiedzin. To chyba było najgorsze dla moich bliskich, którzy musieli czekać na moje telefony i wideorozmowy. Musieli kontaktować się z lekarzami tylko telefonicznie, co nie zawsze było możliwe. Po tym guzie już nie jestem taka sama i myślę, że nie wrócę do pełnej sprawności. Mam mocne zaniki pamięci i problemy z koncentracją. Pogorszył mi się wzrok i słuch. Podczas choroby złapałam półpaśca i leczę go do dzisiaj. Życie stało się trudniejsze w kwestii zdrowotnej i finansowej. Przez półpaśca i problemy z pamięcią i koncentracją oraz kręgosłupem muszę leczyć się prywatnie. Mój lekarz prowadzący jest lekarzem "jednej rzeczy", więc jeśli nie widzi nigdzie guza, inne sprawy go nie interesują, dlatego wszystkie skierowania muszę brać od lekarzy prywatnie. Czasami zdarza się, że na same wizyty moje dzieci wydają miesięcznie około 1500 zł. Do tego dochodzą leki oraz badania, czyli w sumie 4000 zł miesięcznie. Cieszę się, że mam dzieci, bo inaczej nie byłoby mnie na to stać. Z mojej renty nic nie zostaje, bo wszystko idzie na spłatę kredytu, który wzięłam, jak byłam zdrowa. Potrzebuję pieniędzy na codzienne wydatki związane z leczeniem, na leki, na rehabilitację. Życie teraz jest ciężkie i wszystkie koszty wzrastają, a mi nie zostaje nawet grosik z renty. Dlatego jeśli ktoś wpłaci chociażby 1 zł, będę bardzo wdzięczna. Pozdrawiam i dziękuję za wszystko, Jadzia

1 824 zł
1%
Beata Kamińska, Warszawa

Pomoc w walce z rakiem inwazyjnym

Zdiagnozowano u mnie raka piersi prawej z przerzutami do węzłów. W dniu 27.09 miałam wykonaną biopsję piersi prawej, która potwierdziła raka inwazyjnego HER2, 3+ (niehormonozależny), stopień złośliwości G2 (w skali 1-3), o Ki67 >30% i wysokim wskaźniku podziałów komórkowych. Dlatego tak ważne jest kontynuowanie działań, jakie aktualnie podejmuję, żeby rak nie rozsiał się na inne organy. Czekam na dalsze informacje od lekarza w sprawie leczenia. Ze wstępnych informacji wiem, że czeka mnie najpierw chemioterapia, następnie operacja i późniejsze leczenie (które jeszcze nie zostało określone). Miałam nadzieję, że jeżeli to rak, to okaże się łagodniejszy i wystarczy operacja plus hormony, no ale jest inaczej. Dlatego potrzebuję wsparcia na dalsze wzmocnienie organizmu przy braniu chemii, badania oraz dodatkowe leki.

1 395 zł
4%
Iga Majewska, Kraków

Pomóż w walce z rakiem piersi!

Cześć! Jestem Iga, mam 28 lat i niedawno usłyszałam diagnozę - nowotwór złośliwy, rak potrójnie ujemny piersi. Lato 2022 pozostanie dla mnie ważną datą. Kiedy podczas samobadania odkryłam w piersi guz, nie spodziewałam się, że kilka tygodni później moje wszystkie plany legną w gruzach. Kolejne badania przynosiły kolejne złe wieści - nowotwór złośliwy, potrójnie ujemny. Szok i niedowierzanie. Po kilku konsultacjach było pewne, że trzeba natychmiast zacząć chemioterapię. Moje leczenie zakłada 12 cykli chemii białej, a następnie kolejne 4 cykle chemii czerwonej. Wyniki leczenia pokażą, czy konieczna będzie operacja i dalsze leczenie - niestety, przy walce z nowotworem nie ma drogi na skróty. Jestem na początku tej trudnej drogi, za mną 4 tygodnie przyjmowania chemii i cotygodniowe wizyty na badaniach i oddziale dziennej chemioterapii. Jestem pod opieką najlepszych specjalistów, co napawa mnie nadzieją i zwiększa motywację do walki. Podczas pierwszych konsultacji dowiedziałam się o sposobach na zwiększenie skuteczności leczenia poprzez zastosowanie immunoterapii. Ma ona na celu wzmocnić organizm w tej trudnej walce i zapobiegać nawrotom choroby po zakończeniu leczenia. Pembrolizumab, bo o nim mowa, jest lekiem powszechnie stosowanym w leczeniu trójujemnych nowotworów piersi w całej Europie. Niestety, na tę chwilę ta terapia nie jest refundowana w Polsce. Z pomocą rodziny immunoterapię zaczęłam przyjmować już od pierwszej dawki chemii, jednak całościowy koszt tej terapii to około 240 tysięcy złotych. Jeśli jesteś w stanie pomóc mi zebrać środki na kontunuowanie leczenia, to ja, moja rodzina i przyjaciele, będziemy Ci bardzo wdzięczni! Wierzę, że z Twoją pomocą będzie mi łatwiej przejść przez ten ciężki czas. Pomożesz mi pokonać chorobę! Dziękuję! Iga

106 396 zł
44%
Krzysztof Wodka, Żabno

Na leczenie nowotworu złośliwego

Mam 57 lat i w lutym moje życie zmieniło się diametralnie. Jak grom z jasnego nieba spadła na mnie diagnoza - nowotwór złośliwy pęcherza moczowego C67.9. Na początku przeszedłem dwa zabiegi elektroresekcji guza pęcherza moczowego z marnym skutkiem, a wynik biopsji źle rokował. Obecnie kontynuuję leczenie w Instytucie Onkologii na Garncarskiej w Krakowie, na które składa się: chemioterapia indukcyjna w kilku cyklach, dolewki, badania i leki. W listopadzie będę miał przeprowadzony zabieg cystektomii radykalnej. W czasie choroby nie mam możliwości podjęcia pracy i raczej nieprędko wrócę do życia zawodowego. Zasiłek chorobowy nie pokrywa wszystkich moich potrzeb, tak ważnych w czasie choroby - leków, suplementów, środków do pielęgnacji i kosztów transportu do szpitala. Proszę o pomoc, bym mógł kontynuować leczenie i spać spokojnie. Każda złotówka jest dla mnie bardzo ważna. Dziękuję.

90 zł
1%
Małgorzata Dzika, Cielądz

Zbiórka na leczenie pembrolizumabem

Witam, mam na imię Małgorzata, mam 39 lat i jestem mamą trójki wspaniałych dzieci: Kuby, Patrycji i Dawida. Mieszkam z rodziną na wsi i potrzebuję pomocy w zebraniu pieniędzy na moje dalsze leczenie. W sierpniu dowiedziałam się o nowotworze piersi. Obecnie przyjmuję chemioterapię, czeka mnie również podwójna mastektomia, czyli usunięcie obu piersi. Kilka miesięcy wcześniej, podczas badania USG wykryto u mnie niewielki guzek, jednak lekarz zapewniał mnie, że to nic poważnego i absolutnie nie mam się czym martwić. Pomimo wielu obaw (moja siostra kilka lat temu zmarła na raka piersi, tata również zmarł na nowotwór), lekarz stwierdził, że nie ma potrzeby wykonana biopsji i wyznaczył kolejną wizytę za 6 miesięcy. Niestety przez ten czas guz powiększył się o kilka centymetrów, natychmiast zostałam skierowana na wszystkie badania. Okazało się, że zachorowałam na nowotwór piersi potrójnie ujemny, jest to bardzo agresywny podtyp. Obecnie rozpoczęłam kolejny cykl chemioterapii i zostałam poinformowana przez lekarza o leku, który może mi pomóc zwalczyć chorobę i przedłużyć życie, jednak muszę go przyjąć w trakcie trwania chemioterapii. Moja chemia kończy się w styczniu, więc zostało niewiele czasu, aby zebrać wyznaczoną kwotę na lek PEMBROLIZUMAB, wynoszącą 140 tys. złotych. Jest to nowoczesna immunoterapia, niestety nierefundowana przez NFZ. Leczenie ma polegać na przyjęciu 9 dawek leku co 3 tygodnie. Koszt jednej dawki to 15.500 zł. Do ceny leku dochodzą koszty obecnego leczenia farmakologicznego, wizyty lekarskie, dojazdy do szpitala co tydzień (200 km). Moja rodzina utrzymuje się z niewielkiego gospodarstwa rolnego i sami nie jesteśmy w stanie zgromadzić tak ogromnej sumy na lek, który może przedłużyć mi życie, pozwolić na dalsze spełnianie marzeń i obserwowanie jak moje dzieci dorastają. Każda pomoc będzie na wagę złota - wpłata nawet złotówki czy udostępnienie zbiórki. Ja i moja rodzina będziemy wszystkim ogromnie wdzięczni.

140 637 zł
100%