Zbiórki

Marta Orlik, Warszawa

Wspomóż Martę w walce o zdrowie - potrzebny nierefundowany lek

Marta zachorowała na dosyć rzadki, złośliwy, agresywnie i bardzo szybko rosnący nowotwór – raka prawej piersi typu HER2+. Marta jest po chemioterapii, operacji, radioterapii i w trakcie leczenia celowanego. Jej organizm dobrze zareagował na zastosowane środki. Leczenie molekularne wraz z chemioterapią w leczeniu przedoperacyjnym przyniosły oczekiwane efekty. Najnowsze wyniki badań naukowych potwierdzają, że na obecnym etapie terapii onkologicznej w celu uniknięcia nawrotu choroby lub przerzutów najskuteczniejsze jest kontynuowanie podawania leku, który w Polsce nie jest refundowany. Każda dawka tego leku kosztuje ponad 10 000 PLN. Marta potrzebuje przyjąć ich 9, w tym jedną podwójną. Pomimo tego, że od początku tej wycieńczającej choroby Martę wspierają rodzina i najbliżsi, koszty leczenia i rehabilitacji są tak wysokie, że przyjaciele zaproponowali przekazanie na ich pokrycie 1,5% swojego podatku i innego typu darowizny. Zbiórka została zainspirowana właśnie tymi serdecznymi gestami pomocy. Choć długo Marta się przed nimi broniła, pozwolą one skoncentrować się na pokonaniu choroby i powrocie do zdrowia oraz pracy, do której Marta wykorzystuje prawą rękę, pozostającą po operacji usunięcia guza i zajętych węzłów chłonnych wciąż jeszcze nie do końca sprawną. Wielkie dzięki za wszystkie wpłaty, udostępnienie informacji o zbiórce, dobrą energię i wszelkiego rodzaju wsparcie. Martę czeka w dalszym ciągu długie leczenie oraz rehabilitacja.

126 902 zł z 150 000 zł
84%
Marta Artemczuk, Ryki

Godne Życie z nowotworem

Cześć, jestem Marta. Mam 38 lat, a choruję od 5. Diagnozę, po której zawalił mi się świat, dostałam w maju 2019 roku. Zaczęło się od małego guzka, który wydawał się niegroźny - finalnie były 3 i groźne. Przeszłam 7 operacji piersi, łącznie z ostatnią rekonstrukcją, którą miałam w tym roku, w czerwcu. Momentami zapominam, jak wyglądało moje życie przed diagnozą. Te 5 lat chorowania zabrało mi 5 lat z życia moich dzieci. Od 4 lat jestem w programie lekowym. Przyjmuję leki hormonalne + zastrzyki. Od tego czasu jestem w tzw. sztucznej menopauzie (farmakologicznej). Raz w miesiącu jeżdżę na onkologię, do szpitala oddalonego o 290 km od mojego miejsca zamieszkania. Nocuję i wracam kolejne 290 km z przesiadką. Nie ukrywam, że koszty dojazdów nadwyrężają domowy budżet. Najmłodsze moje dziecko miało zaledwie 3 latka, jak zachorowałam. Strach, że mnie przy niej zabraknie, to było coś nie do opisania. Po załamaniu przyszły myśli, że przecież nie mogę zniknąć z ich życia, że są moim całym światem i zrobię wszystko, co mogę, żeby być tu dla nich. Strach wciąż jest, ale staram się nie pozwalać, żeby zawładnął moim życiem. Staram się żyć normalnie, na ile mogę. Jeżdżę rowerem (jeśli tylko mam siłę), wycinam figurki z drewna, które można kolorować, stawiać jako dekoracje albo wieszać na ścianie. Mam ten luksus, że mieszkam pod lasem, dlatego na ile pozwalają mi siły, chodzę z psem na spacery i chłonę całą sobą naturę.

178 zł z 2 000 zł
8%
Justyna Szczypek, Bielsko-Biała

Wsparcie walki z nowotworem złośliwym piersi z przerzutami do płuc

Dzień dobry. Mam na imię Justyna, mam 44 lata, a w zasadzie za miesiąc już 45 ;) W czerwcu b.r. zdiagnozowano u mnie złośliwego raka piersi - typ luminalny B HER2-ujemny oraz wtórny złośliwy nowotwór do miąższu płuc. Mam dwóch synów (10 i 14 lat), sama wychowuję dzieci i sama jakoś wszystko ogarniam. Ciężko mi z tą myślą, że znów po 13 latach nawrót choroby zrobił zamieszanie i spustoszenie w moim życiu... Jestem po 5. chemioterapii paliatywnej, ale zostało mi prawdopodobnie jeszcze 7, zależnie od tego co wykażą badania TK, które będą robione za miesiąc. Nie lubię pisać o sobie, ponieważ ciężko przechodzę leczenie i wiem, że teraz jest bardzo dużo ludzi z tą chorobą i jest mi przykro, że ten rak zaatakował właśnie nas. Kolejki do lekarzy są kilometrowe, a każdy przecież chce żyć, cieszyć się tym życiem, rodziną, spędzać czas razem i wspierać się wzajemnie w tych trudnych dla nas chwilach. Mam nadzieję, że będzie kiedyś lepiej, bo medycyna poszła do przodu. Myślę, że nikt nie jest przygotowany na diagnozę choroby nowotworowej. Na korytarzach onkologicznych nie widać uśmiechów i kolorowych twarzy, lecz ludzi z nadzieją, walczących, czasem już bez sił, bez włosów w kolorowych chustach czy czapeczkach. Stan psychiczny każdego z nas jest bardzo ważny. Emocje, jakie nam towarzyszą, są odzwierciedleniem naszej duszy, ciała i czasami uśmiech jest tym, czego akurat nam potrzeba. Krótka wymiana zdań z drugą osobą i opowieści kto jaki w danej chwili przechodzi nowotwór, jaką stosuje dietę lub i nie, uśmiech, jakiś żart, by rozładować emocje. Ale to jest tylko na chwilę... Zaczęłam oswajać się z własnymi emocjami i z tą chorobą i na nowobudować normalność mojego życia z dziećmi. Mam marzenia, plany jak każdy, ale to wszystko, co się dzieje teraz, zakłóciło mi komfort mojego życia. Uważam, że zaznajomienie społeczeństwa z tematem choroby nowotworowej jest ważne, bo dzięki temu rak i leczenie onkologiczne nie są tematem tabu. Trzeba o tym mówić, bo im więcej o tym wiemy, tym mniej się tego boimy, czy jesteśmy chorzy, czy zdrowi. Nam chorym to pomaga w tej trudnej sytuacji. Musimy się wszyscy mądrze wspierać!

1 000 zł z 15 000 zł
6%
Urszula Łaga, Gdańsk

Nierefundowane badania kontrolne

W zeszłym roku spadła na nas wiadomość, której nikt się nie spodziewa i na którą nie można się przygotować - zdiagnozowano u mnie raka piersi z przerzutami do węzłów chłonnych. Życie naszej pięcioosobowej rodziny odwróciło się wtedy o sto osiemdziesiąt stopni. Nasza najmłodsza córeczka Gabrysia miała wtedy zaledwie rok, najstarszy Jaś skończył sześć lat, a Sara za kilka miesięcy miała obchodzić czwarte urodziny. To był bardzo trudny i wyczerpujący rok dla całej naszej rodziny - półroczna intensywna chemioterapia, częste wyjazdy do Warszawy, Szczecina, operacja. Był to również czas, kiedy mogliśmy wzmacniać na nowo nasze więzi, umacniać naszą rodzinę, a także doświadczać bezinteresownej pomocy wielu osób. Jesteśmy wdzięczni za ten rok! Obecnie jestem na końcówce leczenia, już dużo mniej inwazyjnego niż na początku. Jednocześnie rak pozostanie już na zawsze z nami - gdzieś z tyłu głowy zawsze będzie pytanie, czy choroba nie wróci. Podczas diagnostyki wykryto u mnie mutację genu BRCA2, której nosicielstwo zwiększa ryzyko zachorowania m.in. na raka piersi i raka jajnika. Jestem stale pod opieką lekarską, jednak badania takie jak Maintrack, które wykorzystywane są na Zachodzie w profilkatyce nowotworowej, w Polsce nie są niestety refundowane. Dlatego zwracam się z prośbą o pomoc, aby w pełni móc korzystać z odkryć współczesnej medycyny w walce z moją chorobą. Za każdą złotówkę dorzuconą do zbiórki będziemy Wam bardzo wdzięczni.

7 309 zł z 5 000 zł
146%
Teresa Anuszewska, Witonia

Walka z rakiem trzustki

Witajcie, mówi się, że coś spada na człowieka jak grom z jasnego nieba. I u nas też tak było... Najpierw wszystkie objawy u mamy skierowane zostały na kręgosłup, aż nagle po silnych bólach w lewym boku okazało się, że to nie do końca kręgosłup tylko guz trzustki, który już dał przerzuty i to na samą wątrobę (oba płaty z rozsianym rakiem). Strach, lęk, walka każdego dnia z czasem, a ten, wiadomo, ucieka w mgnieniu oka... Szukanie pomocy wszędzie i u każdego, a najgorsze jak słyszy się, że przy takiej diagnozie operacja nie wchodzi w grę, bo mimo iż guz jest na ogonie trzustki, to dał już liczne przerzuty. Metody NFZ w naszym przypadku to tylko chemia paliatywna i czas na uporządkowanie spraw i odliczanie, czekanie wiadomo na co... Serce pęka szczególnie wtedy, gdy chodzi o osobę najbliższą. Komercyjny zabieg Nano-knife to koszt prawie 75 tys. zł, później chemioterapia i leki. Czy pomoże? Czy będzie dobrze? Czy zyskamy cenny czas? Boimy się, że może być ciężko, a koszta przerażają, ale nie ma nic cenniejszego niż życie! Dlatego przełamaliśmy się, choć to ciężkie, z założeniem zbiórki i prośbą o wsparcie...

3 171 zł z 50 000 zł
6%
Monika Łukaszewska-Koltun, Warszawa

Pomóż mi wygrać walkę z rakiem piersi

Lubię wracać do tego zdjęcia. Było zrobione dwa dni przed wykryciem guza, a ja myślałam, że muszę się nauczyć jeździć na rolkach, aby córka nie jeździła sama. Mój cel musiał się drastycznie zmienić kilka dni później – muszę się wyleczyć, aby córka i syn nie zostali sami. Idąc na USG, nie miałam żadnych obaw. Co roku regularnie się badałam, miało to być zwykłe coroczne "odhaczenie" badania. Wyszłam z ugiętymi nogami i zdjęciami dwóch guzów. W ciągu 3 tygodni miałam już diagnozę - nowotwór złośliwy piersi, typ HER2 dodatni. Moja lekarka powiedziała mi, że możliwe, że urósł w kilka miesięcy. Obecnie jestem w trakcie chemioterapii, później czeka mnie operacja i kolejne cykle chemioterapii. Patrząc na ludzi w szpitalu, staram się wierzyć, że rak to nie wyrok i ciągle jest szansa na wyleczenie. I na to właśnie chciałabym przeznaczyć pieniądze ze zbiórki – dodatkową diagnostykę, rehabilitację, a jeśli będzie taka potrzeba to również nierefundowane terapie. Chcę za rok założyć rolki i jeździć z dziećmi.

11 293 zł z 50 000 zł
22%
Renata Józwicka, Świdnica

Wierzę i walczę

Nazywam się Renata Józwicka i od 32 lat pracuję jako pedagog szkolny w Świdnicy. Uczniom zawsze tłumaczyłam, że w domu rodzice, dziadkowie im pomagają, a w szkole m.in. ja - pedagog-pomagacz. Teraz ja proszę o pomoc. We wrześniu 2024 r. moją pracę z dziećmi przerwała zaskakująca i szokująca diagnoza - rak pirsi. Jest to typ agresywnego raka, który szybko się powiększa (w lutym mammografia i USG nic nie wykazały). Podjęłam leczenie we wrocławskim szpitalu (67 km od domu). Jestem w trakcie chemioterapii, a pod jej koniec zapadnie decyzja dotycząca operacji. Niestety, na obecnym etapie choroby nie przysługuje mi refundacja leku, który jest zalecany w trakcie leczenia tego typu raka i który w znacznym stopniu ogranicza możliwość mikroprzerzutów i przerzutów odległych (tzw. podwójna blokada). Zdecydowałam się na jego zakup, bo chcę wrócić do zdrowia, normalności, do pracy w szkole. Jedna dawka leku to koszt ok. 7,5 tysiąca złotych, a potrzebne jest 5 dawek. Moja kochana rodzina, bliscy i koleżanki z pracy bardzo mnie wspierają w różnych formach. Wiem jednak, że będę potrzebowała środków finansowych nie tylko na zakup leków, dojazdy, ale i leczenie następstw choroby, wizyty u specjalistów, rehabilitację. Jeśli możesz, chcesz, uwzględnij moją sytuację przy odpisie podatkowym. Będę bardzo wdzięczna.

45 700 zł z 65 000 zł
70%
Barbara Matulka, Piaseczno

Zbiórka na leczenie

Witajcie, zbieramy na wyleczenie Basi - matki trójki dzieci i babci pięciorga wnuków - ze złośliwej odmiany nowotworu płuc. Niestety przyjmowana przez Basię chemioterapia nie przynosi oczekiwanych skutków, z powodu obecności złośliwego genu, który nie pozwala na zabijanie komórek nowotworowych. Choroba poszerza się w szybkim tempie, dlatego trzeba działać tu i teraz. Jedyną szansą na ratunek jest leczenie nierefundowanym lekami, które mają zahamować postęp choroby i które w długotrwałej kuracji kosztują 30 tysięcy na miesiąc. Prosimy o Wasze wsparcie, gdyż sami nie poradzimy sobie finansowo, a pragniemy, aby Basia żyła z nami jak najdłużej. Będziemy próbować do ostatniej deski ratunku, mamy nadzieję, że nam w tym pomożecie. Każdego ofiarodawcę ogarniemy modlitwą. Dziękujemy z góry Ola

18 394 zł z 360 000 zł
5%
Edyta Bartoszek, Poznań

Na leczenie uzupełniające i rehabilitację

Od lat pomagam chorym i niepełnosprawnym jako oligofrenopedagog i rehabilitant wzroku. Chciałabym robić to dalej, lecz dziś to ja potrzebuję Waszej pomocy. W styczniu 2024 roku zdiagnozowano u mnie raka piersi. Za mną już chemioterapia i mastektomia radykalna. Przede mną radioterapia i hormonoterapia. Konieczna jest systematyczna rehabilitacja. Zalecono także leczenie uzupełniające nierefundowanym preparatem. Koszt miesięcznej kuracji to około 7 tysięcy złotych. Bez Was się nie uda... dlatego proszę Was o pomoc.

96 910 zł z 168 000 zł
57%
Lilla Sirocka, Gdańsk

Rehabilitacja i dalsze leczenie

Witam, mam na imię Lilla. Podczas kontrolnego badania mammograficznego w 2023 r. zdiagnozowano u mnie zmianę w piersi lewej. Po przeprowadzeniu dodatkowych badań w UCK Gdańsk /mammografia spektralna i biopsja mammotomiczna/ nic nie wskazywało na nowotwór złośliwy. Decyzję lekarki prowadzącej o konieczności przeprowadzeniu zabiegu chirurgicznego celem upewnienia się co do charakteru zmiany przyjęłam z mieszanymi uczuciami. Gdy jechałam w czerwcu 2024 r. po operacji na wizytę do chirurga onkologa po odbiór wyniku badania histopatologicznego, byłam nastawiona optymistycznie. Diagnoza nowotwór złośliwy piersi typu HER2:3+ zmieniła moje życie. W lipcu i wrześniu 2024 r. przeszłam dwie kolejne operacje, stwierdzono przerzuty do naczyń limfatycznych oraz wykonano onkoplastykę z wszczepieniem ekspandera piersi lewej. W listopadzie 2024 r. rozpoczęłam chemioterapię. Boję się, czy starczy mi determinacji i środków finansowych na walkę z nowotworem... Po usunięciu węzłów chłonnych dołu pachowego mam bardzo bolesne powikłanie - sznury limfatyczne (tzw. AWS). Pojawiają się pod pachą, wyglądają jak struny, mocno ograniczają zakres ruchu i są bardzo bolesne. Jedynym lekarstwem na nie jest fizykoterapia. Niestety NFZ po operacji refunduje jedynie kilka zabiegów, w moim przypadku niewystarczających. Bardzo proszę o pomoc, dzięki której będę mogła pokryć koszty mojego dalszego leczenia i dziękuję za okazane wsparcie.

1 650 zł z 30 000 zł
5%
Ewa Komuszyńska-Nagurska, Kotórz Mały

Wsparcie terapii

Na imię mam Ewa, jestem historykiem sztuki, wdową na emeryturze, a do czasu postawienia diagnozy (13.06.2024) - złośliwy nowotwór lewej piersi - byłam czynna zawodowo jako biegła sądowa w rzadkiej dziedzinie "wyceny i ekspertyzy dzieł sztuki". Po diagnozie i podjęciu rozszerzonych badań zmuszona zostałam do szybkiego zakończenia zleconych przez sądy opinii do zleceń, zawiesiłam działalność zawodową, bo uczestnictwo wizjach lokalnych, sporządzanie ekspertyz i uczestnictwo w rozprawach stało się niemożliwe. Ostatnie zlecenie "pro bono"przyjęłam od poszkodowanego w powodzi antykwariusza z Nysy. Na podstawie dokumentów księgowych i fotograficznych mogłam dla urzędu potwierdzić wartość jego strat. Obecnie jestem po czwartej chemii, samopoczucie znacznie się pogorszyło, a czekają mnie jeszcze cztery chemie, zabieg operacyjny lub inna dodatkowa terapia. W sytuacji, w jakiej się znalazłam, brak możliwości pozyskania dodatkowych dochodów sprawia, że wszystkie wydatki związane z chorobą pokrywałam dotąd bez korzystania z żadnej pomocy finansowej. Nadmieniam, że mieszkam na wsi (12 km od Opola), więc każde badania, przyjęcie chemii wymaga kosztownych dojazdów. Konieczna też była zmiana diety, pilne stały się usługi stomatologiczne, zakup zalecanych leków i finansowanie wszystkich dodatkowych wydatków wspomagających terapię. Zawsze w życiu jakoś dawałam sobie radę, nawet wtedy, kiedy mój mąż zachorował na RZS (Reumatologiczne Zapalenie Stawów - ciężką autoimmunologiczną, postępującą i nieuleczalną chorobę, z którą zmagał się ponad 30 lat). Ja w trakcie jego choroby samotnie musiałam przejąć obowiązki opieki nad nim, wychowania syna, zadbania o dom i finanse. To pewnie wtedy zapomniałam o sobie i swoim zdrowiu. Dlatego też nie posiadam żadnych zabezpieczeńfinansowych, ale i tak głęboko wierzę, że po skończonej terapii będę w stanie wrócić, jako historyk sztuki i biegła sądowa z ogromnym doświadczeniem, do wykonywania swojego zawodu.

4 459 zł z 50 000 zł
8%
Karolina Kluska, Oświęcim

Guz mózgu - leczenie i rehabilitacja

Witam serdecznie, mam na imię Karolina. Mam 39 lat. Jestem mamą trzech cudownych córek oraz żoną wspaniałego męża. W dniu urodzin mojej najmłodszej córeczki zaczął się mój koszmar, który trwa do teraz i jest nim guz mózgu. Z racji, że większość osób i tak nie ma czasu, aby czytać całość mojej historii, zacznę od kosztów, z którymi przyszło mi się zmierzyć, aby wyleczyć się i wrócić do pełnej sprawności. Niestety przekraczają one możliwości finansowe naszej rodziny. Pragnę w ciągu najbliższego roku skupić się na porządnej rehabilitacji, lecz jedna godzina to koszt 200 zł. Przez 20 dni to koszt 4000 zł. Koszt 2 tygodniowego turnusu wspecjalistycznych ośrodkach rehabilitacyjnych wahają się od 15000zł do 21000zł. Poniżej opisuję dokładniej całą moją historię więc jeżeli jesteś zainteresowany, to zapraszam do przeczytania. Chciałam Wam przedstawić moją historię, która zmieniła całe moje życie w koszmar. Wszystko zaczęło się 4.11.2022 r. w dniu pierwszych urodzin mojej najmłodszej córeczki. Czekając na dziadków, nagle zrobiło mi się słabo, w głowie karuzela, nogi jak z waty. Mąż wyprowadził mnie na balkon, żebym się przewietrzyła. Po paru minutach wszystko się uspokoiło. Po dwóch dniach obudziłam się z okropnym bólem głowy, miałam wrażenie, jakby ktoś mi rozpalił ognisko w głowie. Nie czekając na nic, udałam się na SOR. Po wykonaniu TK zostałam poproszona do gabinetu lekarza, który oznajmił mi, że musi zostawić mnie w szpitalu na oddziale neurologii, ponieważ jest zmiana w mózgu świadcząca najprawdopodobniej, że przeszłam udar. Po dwóch dniach wykonano mi rezonans magnetyczny. W dniu, gdy przyszły wyniki, lekarz poprosił mnie do gabinetu, w którym oznajmił: "Ma Pani guza mózgu". Nogi się pode mną ugięły. Zostałam wypisana do domu ze skierowaniem do poradni neurochirurgicznej w Krakowie. Pierwsze dni w domu przepłakałam. Ciągle słyszałam słowa lekarza: "guz mózgu". W końcu wzięłam się w garść. Pojechaliśmy z mężem do Krakowa do poradni neurochirurgicznej. W rejestracji Pani powiedziała, że terminy są za 2 lata. Zaczęłam się śmiać i spytałam, czy to żart. Nasza polska służba zdrowia... Długo się nie zastanawiając, wyszukałam w internecie lekarza neurochirurga i pojechałam na prywatną wizytę. Okazało się, że lekarz do ktorego przyjechałam pracuje w Szpitalu w Krakowie na oddziale neurochirurgii. Bardzo rzetelnie wytłumaczył mi, jak będzie wyglądało leczenie. 27.01.2023 r. przeszłam operację - kraniotomię ciemieniową lewostronną w celu usunięcia guza mózgu płata czołowego lewego. Operacja trwała 6 godzin. Po operacji wystąpił niedowład prawostronny, cechy afazji oraz problemy z mową. Po paru dniach zostałam wypisana do domu. Pomału dochodziłam do siebie. Niestety niedowład bardzo mnie ograniczył. Wszystkie czynności musiałam wykonywać z pomocą męża.Moja mała córeczka pragnęła mamy, a ja nie mogłam jej nawet wziąć na ręce. Doszły ataki padaczki. Wpadłam w depresję. Musiałam skorzystać z pomocy psychiatry, dzięki któremu moje nastawienie powoli wracało do normy. Znów nadszedł czas rozłąki z rodziną. Od 13.02.2023 r. zaczęłam rehabilitację w szpitalu na oddziale rehabilitacyjnym. Pozytywne myślenie i upór w wykonywanych ćwiczeniach dało dużą poprawę. Po miesiącu wróciłam do domu. Niestety niedowład nie ustąpił. Przyszedł wynik badania histopatologicznego: ASTROCYTOMA (IDH1/2-MUTANT) WHO G2. Zebrało się konsylium onkologiczne. Decyzja: RADIOTERAPIA PROTONOWA w Krakowie. Radioterapia trwała od 08.05.2023 do 19.06.2023 r. Niestety w tym czasie niedowład się jeszcze nasilił. Doszło dodatkowo leczenie sterydami, a co za tym idzie: obrzęki, opuchlizna i zwiększenie masy ciała. Jakby tego było mało, doszły także ataki kamicy nerkowej. CHEMIOTERAPIA - leczenie rozpoczęłam 24.07.2023 i zakończyłam 11.12.2023 r. Chemioterapię w tabletkach otrzymywałam przez pół roku. Leczenie nie było łatwe, ale na pewno lżejsze od wlewów. Cały czas uczęszczam na rehabilitację dzienną w szpitalu z przerwami na leczenie. Po ostatnim rezonansie z 23.09.2024 r. lekarz zlecił wykonanie spektroskopii, ponieważ widoczna jest jakaś zmiana - wznowa bądź martwica po radioterapii i chemioterapii. Badanie mam wyznaczone na 25.11.2024 r. Co teraz? Jestem dobrej myśli i widzę światełko w tunelu. Wierzę, że wszystko dobrze się skończy i będę mogła dalej cieszyć się życiem i patrzeć jak rośnie moja najmłodsza córeczka, a dwie starsze wchodzą w dorosłe życie. Dlatego bardzo proszę o pomoc w zmaganiach z chorobą. Mam ogrom siły i motywacji, aby dalej walczyć i się nie poddawać, ale sama finansowo niestety nie jestem w stanie tego udźwignąć. Z góry i z całego serca pragnę każdemu darczyńcy serdecznie podziękować za dołożenie cegiełki w mojej dalszej walce z chorobą i powrocie do pełnej sprawności. Wszystkim życzę zdrówka, bo ono jest najważniejsze.

4 924 zł z 100 000 zł
4%