Aleksandra Błasiak, Łazy
https://www.facebook.com/profile.php?id=61562883195747
⬆️⬆️wszystkie aktualności powyżej⬆️⬆️
Na pewno znacie wiele takich historii: młoda kobieta, małe dziecko, codzienne sprawy i nagła diagnoza, która zmienia wszystko... To historie przepełnione bólem i cierpieniem, ale także nadzieją.
Chcę Wam opowiedzieć taką właśnie historię o sobie.
Mam na imię Olka, mam 40 lat, dwójkę dzieci: 6-letnią córeczkę Kaję i 22letniego syna Mateusza, świetnego partnera oraz mój zwierzyniec: 2 owce kameruńskie wykupione z mięsnej hodowli, kozę Piankę i 2 psy Milę i Krakersa. Kocham życie nad życie.
Od 2 lat choruję na raka szyjki macicy w 4 stadium, pomimo regularnych kontroli i cytologii.
Operacja (radykalna histerektomia), następnie badania (tomografia komputerowa) dawały nadzieję, że nowotwór nie zdążył się rozprzestrzenić i jest szansa na wyleczenie. Niestety, wyniki badań PET nie pozostawiły złudzeń. Nowotwór w 4 stadium zaawansowania, liczne przerzuty, łącznie około 11 guzów.
Niedowierzanie, zwątpienie, złość, żal, wściekłość, rozpacz.... bo tak zaawansowany nowotwór często uznaje się za nieuleczalny.
Decyzją konsylium zostałam zakwalifikowana do chemioterapii paliatywnej, która, choć była bardzo obciążająca, niestety nie dała spektakularnych efektów. Po zastosowaniu intensywnej radioterapii nastąpiła kolejna progresja choroby, która rozprzestrzeniła się w całym organizmie. Dalsza chemioterapia nie przyniosła żadnych efektów, a jedynie błyskawiczną progresję choroby i pogorszenie stanu zdrowia, kilkadziesiąt guzów od szyi aż po pachwiny, przerzuty do kości.
Duże korzyści przyniosło leczenie nierefundowaną immunoterapią, w ramach ratunkowego dostępu do technologii lekowych. Kilkadziesiąt zmian uległo regresji, niestety te największe w obrębie miednicy uległy progresji. Z nimi immunoterapia sobie nie poradziła. Największy guz przy 4. segmencie wątroby ma 8 cm w osi krótkiej.
Szukam możliwości operacyjnego usunięcia zmian i chcę kontynuować immunoterapię, bo jest to jedyne dotąd leczenie, które zadziałało w bardzo dużej mierze. Niestety jest to leczenie nierefundowane, a koszty wlewów są ogromne i przekraczają możliwości finansowe moje i moich bliskich. Koszty dodatkowych konsultacji, badań i dojazdów skutecznie wyczerpują nasze rezerwy finansowe.
Nigdy nie musiałam o nic nikogo prosić, całe życie ciężko pracowałam, byłam niezależna. A teraz bez Waszej pomocy niestety nie dam rady...
Nie boję się cierpienia, bólu, najbardziej boję się, że zostawię po sobie pustkę nie do wypełnienia w życiu moich dzieci, w życiu mojej malutkiej córeczki. Boję się, że kiedy mnie zabraknie, pęknie jej serduszko.
Niestraszne mi długie dystanse.
Nowotwór jest bardzo złośliwy - usłyszałam od lekarza. Spoko, ja też potrafię.
Bo nieważne, jakiego człowiek ma raka, ważne, jakiego rak ma człowieka.
A ja jestem silna jak słoń, waleczna jak lew i uparta jak osioł i nie zamierzam się poddać!
Ale potrzebuje Waszej pomocy!!!
Z całego serca proszę o pomoc i dziękuję za każde dobre słowo, za każdą wpłaconą złotówkę. Głęboko wierze w to, że dobro powraca i życzę Wam samego dobra.
Tylko dzięki Wam jestem w stanie wygrać tę bitwę, a kto wie, może i wojnę:)
Olka