Obejmujemy pomocą
chorych na raka

Wiemy, że rak to zmaganie nie tylko z chorobą, ale także z poważnymi problemami finansowymi. Dlatego stworzyliśmy program Alivia Onkozbiórka! Załóż zbiórkę na leczenie - zbieraj 1,5% podatku i darowizny!
Załóż zbiórkę

Poznaj zbiórki, które osiągnęły cel

Agnieszka Słysz, Kosina

Rehabilitacja i dalsze leczenie

W marcu 2023 r. podczas kontrolnych badań lekarz zauważył niepokojące zmiany w piersi prawej i skierował mnie na kolejne badania diagnostyczne, które niestety wykazały raka przewodowego naciekającego. W lipcu zostałam poddana mastektomii podskórnej wraz z implantacją protezy piersi. W kolejnym miesiącu rozpoczęłam chemioterapię, po której zakończeniu czeka mnie hormonoterapia. Obecnie wymagam stałej rehabilitacji mającej na celu zniwelowanie skutków mastektomii i usprawnienie prawej ręki. Pragnę również przeprowadzić poszerzone badania genetyczne, aby skutecznie zaplanować moją dalszą terapię.

20 063 zł z 20 000 zł
100%
Wiktoria Borowczyk, Poznan

Marzę, bo Ty wierzysz. Twoje wsparcie, moja walka!

Mam 30 lat. Moja głowa zawsze była pełna marzeń, a ja sięgałam po nie bez najmniejszego zawahania. Chcesz nauczyć się czegoś nowego? Wchodzę w to! Chcesz zobaczyć coś nowego? Powiedz tylko kiedy! Chcesz spróbować czegoś nowego? Jasne! Chcesz przeżyć coś nowego? ...Oczyw... No właśnie, tutaj moje życie się zatrzymało. Znaczy, ono rozpędziło się jak na karuzeli, a ja czuję, że stoję nieruchomo i oglądam film, który nie jest o mnie. Nowotwór złośliwy nerki. Przerzuty do płuc i kości. Guz na sercu. Pytań jest wiele: dlaczego? Zawsze dbałam o zdrowie, byłam aktywna, wybierałam świadomie to, co jem... A jednak ta diagnoza spadła na mnie jak grom z jasnego nieba. Rozdzierające poczucie niesprawiedliwości, strach i niepewność towarzyszą mi od miesięcy, ale nie poddam się. To czas na walkę! Moi najbliżsi dobrze wiedzą, że nie lubię (i trochę nie umiem) przegrywać. W tym wypadku inny wynik po prostu nie wchodzi w grę. Tym razem jednak, w tej nierównej rozgrywce, potrzebuję Twojej pomocy. Przeciwnik nie daje za wygraną – rozprzestrzenia się w błyskawicznym tempie, wpływając na każdy aspekt mojego codziennego życia. Na ten moment potrzebuję wsparcia poprzez konsultacje z najlepszymi specjalistami, by upewnić się, że podążam właściwą drogą do zdrowia. To wszystko jednak oznacza ogromne koszty, które znacznie przekraczają moje możliwości. Nie poddaję się, bo wiem, o co walczę. Kocham życie. Od zawsze wyciskałam z niego każdą kroplę – podróżowałam, uczyłam się, chłonęłam nowe doświadczenia. Chcę znów oddychać pełną piersią, ciesząc się każdą chwilą i każdym dniem. Dlatego dziękuję Ci za Twoją pomoc i gwarantuję, że wykorzystam potencjał każdej złotówki i każdej dobrej myśli, którą mnie wesprzesz!

21 586 zł z 20 000 zł
107%
Elżbieta Ossowska, Czersk

Nierefundowana immunoterapia dla Elżbiety

Mam na imię Ela, mam 52 lata i moje życie w jednej chwili wywróciło się do góry nogami. Trudno opisać słowami, co czuje osoba, która usłyszy diagnozę - nowotwór złośliwy. Ja dokładnie 14 sierpnia tego roku usłyszałam: potrójnie ujemny rak piersi o wysokim stopniu złośliwości z przerzutami do węzłów, czyli... najbardziej agresywny, szybko postępujący i najrzadszy podtyp spośród nowotworów piersi. Trafił mi się najbardziej zacięty i przebiegły przeciwnik, co więcej jest on na tyle szybki, że zdążył zadomowić się w węzłach. Aby zwiększyć swoje szanse w tej nierównej walce, potrzebuję jak najszybszego wdrożenia innowacyjnej metody leczenia – immunoterapii. Ta forma terapii znacząco poprawia skuteczność leczenia i daje nadzieję na lepsze rokowania pacjentkom z potrójnie ujemnym rakiem piersi. Niestety, w moim przypadku immunoterapia nie jest refundowana, a okazuje się być kluczowa w mojej walce o życie. Nigdy nie sądziłam, że będę musiała prosić o pomoc dla siebie, jednak koszt leczenia nie daje mi wyjścia. Moja wola życia, radość z każdego dnia, ludzie, którymi na co dzień się otaczam, sprawiły, że zdecydowałam się odważyć i poprosić Was o pomoc. Przede mną najtrudniejsza walka, jaka mogła mi się przydarzyć, bo o własne życie... ale nie poddam się, bo mam dla kogo walczyć. Jestem przede wszystkim żoną, mamą, babcią – to moja rodzina jest moim największym skarbem i motywacją. Od 2010 roku prowadzę mały sklep spożywczo-przemysłowy, który myślę, że mogę śmiało nazwać moim drugim domem. Codziennie odwiedzają mnie cudowni ludzie, z którymi dzielę radości i problemy. Dzięki ich wsparciu i moich najbliższych, moja nadzieja na wyzdrowienie nie gaśnie. Wiem, że będzie to trudny onkologiczny pojedynek, ale mam zamiar walczyć z całych sił. Kto zna mnie bliżej, ten wie, że optymizm to moje drugie imię. Życie ma jednak swoją cenę, dlatego zwracam się do Was z prośbą o wsparcie. Każda, nawet najmniejsza pomoc, przybliża mnie do wyzdrowienia. Z całego serca dziękuję za Wasze wsparcie – ja i moi bliscy jesteśmy Wam ogromne wdzięczni. Niech dobro, które ofiarujecie, wraca do Was ze zdwojoną siłą!

66 365 zł z 60 000 zł
110%

Zbiórki najbliżej celu

Karolina Skrzypczak, Kościan

Pomoc w sfinansowaniu dalszego leczenia onkologicznego

Cześć, moi Drodzy, w niedzielę 01.10.2023 trafiłam z wielkim bólem brzucha do szpitala. W poniedziałek miałam nieplanową, ratującą życie operację. W tej sytuacji wiem, że moje leczenie ulegnie zmianie. Na pewno będę potrzebować dodatkowych środków na nowe leki, rehabilitację, badania i konsultacje. Cały czas walczę, nie poddaję się, choć nie mam dużo sił. Proszę, aby kto może, się za mnie pomodlił, a kto może, wsparł mnie tą przysłowiową złotówką. Mam na imię Karolina. Jestem żoną i mamą dwójki wspaniałych chłopców w wieku 3 i 8 lat. Moje życie toczyło się normalnie do marca 2021 roku. Wówczas nagle zachorowałam na raka jelita grubego. W związku z tym, że nie miałam wcześniej żadnych objawów, był to dla mnie, jak i dla całej mojej rodziny ogromny szok. Wiele czasu nie minęło, a okazało się, że mam przerzuty na wątrobę. Przeszłam wówczas kolejną operację. Następnie miałam cykl chemioterapii. Kiedy myślałam, że jest już po wszystkim, że jestem zdrowa, to w tomografie komputerowym wyszły przerzuty na otrzewną. W szpitalu, w którym się leczyłam, powiedziano mi, że nie ma już dla mnie ratunku. Usłyszałam wtedy, że pozostaje mi tylko brać chemię do końca życia. Byłam totalnie rozbita. Wyglądałam i czułam się dobrze. Nic mnie przecież nie bolało, a tu taka diagnoza. Po prostu nie mogłam w to uwierzyć... Ani ja, ani mój mąż nie daliśmy za wygraną. Mąż znalazł profesora, który podjął się operacji HIPEC. Po niej miałam wykonane badanie PET, które pokazało, że w powłokach otrzewnej są jeszcze przerzuty. I zamiast chemii uzupełniającej miałam paliatywną. Moje leczenie wyglądało tak, że dwa razy w miesiącu na trzy dni jeździłam na chemioterapię prawie 300 km w jedną stronę. Ponieważ był to oddział dzienny, dodatkowo musiałam zorganizować sobie zakwaterowanie i wyżywienie. Generowało to duże koszty, nie wspominając o prywatnych wizytach lekarskich. Gdy skończyłam chemioterapię, w lutym tego roku miałam wykonaną kolejną operację na otrzewną. Wiem, że w tej chwili czeka mnie ponownie chemioterapia i wiele kosztownych badań, które obciążają budżet rodzinny. Pomimo tego wszystkiego jestem optymistycznie nastawiona do walki z rakiem, ponieważ wiem, że mam dla kogo żyć. Niestety oprócz tego optymizmu i wsparcia najbliższej rodziny potrzebuję pieniędzy. Dlatego bardzo proszę o pomoc, dzięki której będę mogła pokryć koszty mojego dalszego leczenia. Z góry serdecznie dziękuję za każde wsparcie.

49 571 zł z 50 000 zł
99%
Agnieszka Majewska, Dęblin

Pomoc dla mamy w walce z rakiem

Zwracam się do Was z prośbą o wsparcie dla mojej mamy, która walczy z agresywnym rakiem jajnika. Opis tomografu komputerowego, który otrzymaliśmy, jest porażający - w trzonie macicy niejednorodny guz, liczne zmiany w obrazie wszczepów otrzewnowych, guzy w jamie douglasa, naciek w blaszce ściennej miednicy ciągnący się do naczyń biodrowych, odcinkowo przylega do prawego moczowodu, szczepy pod torebkę wątroby, wszczepy pod torebkę śledziony, rozlany naciek w prawym podbrzuszu, w prawym śródbrzuszu z naciekiem pętli jelita krętego, drobne guzki w prawym rowku przyokrężniczym, wielokomorowa zmiana torbielowata. Rozległe zmiany nowotworowe dotknęły wiele obszarów w ciele mojej mamy, powodując jej ból i uniemożliwiając pracę. Wszystkie koszty takie jak dojazdy na wizyty, na chemioterapię, rehabilitacja i niezbędne leki przerosły nasze możliwości. Każda złotówka zebranej kwoty będzie bezcenna, pomagając nam zapewnić mamie godne leczenie i łagodzenie jej cierpień.Dziękuję Ci z całego serca za wszelkie wsparcie finansowe, jakie możesz nam ofiarować. Twój hojny gest może sprawić, że moja mama będzie miała szansę na lepsze jutro.

9 543 zł z 10 000 zł
95%
Bogusława Król, Świeszyno

Proszę o wsparcie w leczeniu nowotworu wątroby.

Witam, mam na imię Bogusława. Mam 53 lata i jestem spełnioną, pełną życia żoną, mamą i babcią. Od urodzenia mieszkam w Świeszynie, niewielkiej, malowniczej miejscowości niedaleko Koszalina. W wolnych chwilach, z dala od miejskiego zgiełku, uwielbiam spędzać wolny czas będąc na świeżym powietrzu. Odpoczywam spacerując, porządkując przydomowy ogród, dyskutując przy kawie z bliskimi i angażując się w życie lokalnej społeczności. Od niespełna 30 lat pracuję w dużym, sieciowym sklepie. Praca sprawia mi wielką satysfakcję głównie z powodu braku monotonii. Dzięki niej mam sporo ruchu i możliwość pracy z niezliczoną ilością ludzi, zarówno współpracowników, jak również klientów. Jestem osobą pogodną, żywiołową i pracowitą. Wraz z mężem zawsze staraliśmy się wpajać trójce naszych dzieci, że rodzina, szczerość, pracowitość to najważniejsze wartości w życiu. Los poddał nas próbie po raz pierwszy 25 lat temu, gdy poważnemu wypadkowi uległ mój mąż. Pierwsze diagnozy brzmiały jak wyrok - wózek inwalidzki. Dzięki wytrwałości, ciężkiej pracy i wsparciu najbliższych udało się pokonać przeciwności. Dziś mąż jest w stanie nie tylko samodzielnie się poruszać, ale mimo niepełnosprawności pracować, dbać o dom i rodzinę. To wszystko scementowało nas jeszcze bardziej i uwrażliwiło na krzywdę i potrzeby innych. Kolejny cios los zadał w czerwcu 2018 r. - nowotwór złośliwy wątroby, ale po kolei... Jednego ze styczniowych wieczorów, odpoczywając po pracy w domu, poczułam silny, przenikliwy ból brzucha. Gdy tradycyjne metody zawiodły, a dolegliwości nasilały się, wezwaliśmy pogotowie ratunkowe. Niechętnie zabrano mnie na SOR w Koszalinie.Tam, po wielu godzinach oczekiwania stwierdzono, że to jedynie niestrawność, i że muszę odpocząć. Wówczas w głowie zapaliła się pierwsza lampka ostrzegawcza, ale za radą lekarzy postanowiłam więcej odpoczywać. Po kilku tygodniach bóle wróciły. Postanowiliśmy, że powinnam dokładnie się przebadać i odnaleźć przyczynę występujących dolegliwości. Po tygodniach prywatnych (dla zaoszczędzenia czasu) wizyt, serii badań i analiz, podczas kolejnego badania USG jamy brzusznej, lekarza jednej z prywatnych, koszalińskich przychodni zaniepokoił guz na wątrobie. Po wizycie i kolejnych badaniach w rekomendowanym przez koszalińskich lekarzy Wojewódzkim Szpitalu Specjalistycznym im. Janusza Korczaka w Słupsku postawiono, do dziś budzącą we mnie lęk, diagnozę - nowotwór wątroby. Przez kolejne dni, tygodnie czas przyspieszył. Niezliczone i niekończące się rozmowy telefoniczne, konsultacje ze specjalistami z kolejnych klinik, szpitali, ze znanymi naszym znajomym lekarzami... Jakie podjąć kroki? Kto podejmie się leczenia? Czy konieczna jest operacja? Rokowania? Chemioterapia? Radioterapia? Kiedy? Gdzie? Odpowiedź zwykle była podobna, niepomagająca – „proszę czekać…” 1 października 2018 r. w Klinice Chirurgii Wątroby i Chirurgii Ogólnej Szpitala Uniwersyteckiego nr 1 im. dr Antoniego Jurasza w Bydgoszczy przeszłam operację usunięcia prawego płata wątroby i pęcherzyka żółciowego. Po tygodniowej obserwacji, pełna obaw, ale i nadziei opuściłam szpital i wróciłam do domu. Po kolejnych tygodniach konsultacji, specjaliści nie byli zgodni co do dalszego leczenia. Przeprowadzono ponowne badania, które przyniosły kolejne, niepokojące wyniki, tzn. zmiany, będące (mówiąc wprost) zmianami nowotworowymi. Lekarze z Bydgoszczy z powodu m.in. złego stanu wątroby nie byli zgodni co do dalszego leczenia, dlatego zalecili mi wizytę i konsultacje w Centrum Onkologii – Instytucie im. Marii Skłodowskiej – Curie w Warszawie. Pełni kolejnych obaw, z teczką pełną licznych dokumentów, wyników badań, opinii, pojechaliśmy do Warszawy. Sprawy nabrały tempa. Zdecydowano o podjęciu leczenia skojarzonego - chemio i radioterapii. 14 stycznia 2019 r. (rok po pierwszych symptomach) przyjęłam pierwszą z serii chemioterapii. Zmęczona, ale pełna nadziei walczę z chorobą dla siebie i bliskich. Ciężka choroba, jaką bez wątpienia jest rak, przynosi ze sobą nie tylko strach, niepokój, zmęczenie chorego i bliskich, ale niestety też duże koszty leczenia. Kolejne wizyty, konsultacje, badania, analizy, dojazdy do coraz bardziej oddalonych od Koszalina placówek medycznych, hotele, kosztowne lekarstwa, a także dieta, którą muszę stosować mocno nadszarpnęły domowy budżet. Ostatni rok pochłonął nie nasze siły i nadzieje, bo tego nam nigdy nie zabraknie, lecz oszczędności… Zawsze byłam osoba pomocną i służącą radą. Z uwagą i zaangażowaniem starałam się służyć innym. Dziś to ja zwracam się z prośbą o wsparcie. Uprzejmie proszę wszystkich ludzi dobrego serca o przekazanie nawet najmniejszego wsparcia finansowego i jednocześnie z całego serca za każdą taką pomoc bardzo dziękuję.

19 221 zł z 20 000 zł
96%

Najnowsze

Monika Adamczyk, Lekowo

Pomoc dla Moni w walce z rakiem

Witam, mam na imię Monika, mam 47 lat. Jestem mamą dwóch dorastających córek i 9-letniego Antosia. Bardzo ich kocham. Wraz z początkiem roku 2025 miałam pewne nadzieje i plany, niestety w styczniu dowiedziałam się, że jestem bardzo chora. Moja choroba rozpoczęła się pod koniec 2024 roku. Początkowo leczyłam się na żołądek i pęcherz. Leczenie nie przynosiło jednak ulgi. 21 grudnia trafiłam do pobliskiego szpitala. Tam po badaniach stwierdzono niedrożność jelita i wypisano mnie do domu. Święta spędziłam w bólach. Wciąż chudłam i nie mogłam jeść. W końcu trafiłam do kolejnego szpitala, gdzie poznałam diagnozę: rak jelita grubego naciekający na pęcherz moczowy i esicę. Konieczna była rozległa operacja. Usunięto mi połowę jelita grubego, tylną ścianę pęcherza moczowego oraz esicę. W dalszym ciągu zmagam się ze skutkami przebytej operacji. Pojawiają się bóle, a rana wymaga ciągłego opatrywania z powodu infekcji. Przede mną chemioterapia. Zebrane środki pomogą mi pokryć koszty dojazdów do szpitala, środków opatrunkowych, rehabilitacji i medycznej żywności podczas leczenia chemią. Moim noworocznym marzeniem jest stać się ponownie 100-procentową mamą i żoną dla swojej rodziny. Chciałabym móc się nimi opiekować, wspierać ich w różnych chwilach. Wierzę, że z Państwa pomocą mi się to uda. Bardzo dziękuję za każdą udzieloną pomoc.

7 684 zł z 50 000 zł
15%
Krzysztof Jaros, Pruszków

Nie damy się glejakowi!

Hej, jestem Magda i jestem żoną Krzyśka. Kiedy się poznaliśmy 11 lat temu, ujął mnie swoją niezwykłą inteligencją, olbrzymią wiedzą i chęcią do życia. Nasze pierwsze randki to było odkrywanie coraz to ciekawszych miejsc, filmów i koncertów. Czuliśmy się ze sobą wspaniale. Poznałam jego wówczas sześcioletnią córkę Olgę i zaczęliśmy wspólne życie. Po kilku latach starań, wielu wylanych łzach i obaw, że nigdy nie zostaniemy wspólnie rodzicami, pojawiła się Ada. Wymarzona i upragniona. Ada ma teraz pięć lat. Jest energicznym, bardzo emocjonalnym dzieckiem, zdecydowanie odmienna od spokojnej i zrównoważonej starszej siedemnastoletniej siostry. Obie łączy jedno. Bardzo kochają swojego tatę. Wszystkie trzy marzymy o tym, aby spędzić z nim jak najwięcej czasu, w jak największym komforcie zdrowotnym. Bo Krzysiek ma glejaka wielopostaciowego 4 stopnia. A my nie chcemy się poddawać. Przeczytajcie naszą historię. Początek lipca był gorący.Wszyscy narzekali na upał. Krzysiek codziennie jeździł do pracy pociągiem, w garniturze, więc nikogo nie zaskoczyło, jak nieco zasłabł. Bolała go głowa i mdliło go. Stwierdziliśmy, że pewnie się odwodnił, może czymś zatruł. Kiedy następnego ranka pojawiły się wymioty, diagnoza, że się przytruł, była prawie pewna. Niestety bardzo błędna. Kiedy jego stan zdecydowanie się pogarszał, została wezwana karetka i Krzyśka zabrano do szpitala. Liczyliśmy na jakieś leki, kroplówki i powrót do domu. Niestety znowu się myliliśmy. Już przy zwykłym badaniu tomografem widać było, że Krzysiek ma obrzęk i guz mózgu. Kolejne badanie tomografem, tym razem z kontrastem potwierdziło wstępną diagnozę, choć nadal nie wiedzieliśmy, z czym się mierzymy. O sytuacji i jego stanie dowiedziałam się telefonicznie, ponieważ w tym samym czasie byłam 400 km od mojego męża. Stan Krzyśka był zły. Nie wiadomo było, czy przeżyje noc. A ja szukałam możliwości powrotu do domu z Gdańska. Pierwsze telefony do rodziny. I pierwsze niedowierzanie. Nikt z nas się tego nie spodziewał. Nie dostrzegaliśmy żadnych objawów. Wszystko wyglądało tak zwyczajnie. Na wszystko było wyjaśnienie. Problemy ze snem? Stres. Lekki ból głowy? Zmęczenie i odwodnienie. Trudności z komunikacją w relacjach? Kryzys małżeński. Przygnębienie i złość? Depresja. I wszystko było prawdą, ale wszystko było też objawami glejaka wielopostaciowego. Początkowo nie wiedzieliśmy do końca, z czym mamy do czynienia. Lekarze mieli podzielone zdania. Jedni twierdzili, że to nowotwór złośliwy, inni, że łagodny i Krzysiek wróci do zdrowia w ciągu kilku miesięcy. Na szczęście szybko trafił na oddział neurochirurgii w szpitalu MSWIA w Warszawie i 8 sierpnia odbyła się wielogodzinna, trudna operacja. Usunięto maksymalnie dużo guza, którego ognisko znajdowało się w płacie skroniowym. Niestety ogniska w płacie czołowym nie ruszono. Już wtedy operujący lekarz powiedział, że jednak guz wygląda na złośliwy. Mimo to mieliśmy nadal nadzieję, że nie będzie tak źle. Próbki wysłano do badania histopatologicznego. Wówczas zaczęły się prawdziwe schody. Czekaliśmy na wynik bardzo długo. Byliśmy zniecierpliwieni, bo każdy dzień wydawał się nam na wagę złota. W końcu 9 września 2024 przyszedł wynik i ściął nas z nóg - złośliwy glejak wielopostaciowy 4 stopnia typ dziki - szybko się rozwijający i rozrastający. Potem znowu oczekiwanie i w końcu spotkanie z onkologiem. I wtedy znowu nas ścięło, bo okazało się, że w ciągu niespełna dwóch miesięcy od operacji guz urósł trzykrotnie. Przyjęcie na oddział radioterapii 7 października było dla nas nadzieją, ale i wielkim strachem jak Krzysiek zniesie naświetlania połączone z chemioterapią. W ciągu sześciu tygodni Krzysiek przyjął maksymalną dawkę naświetlania. Od 18 listopada jest w domu i czekamy na dalsze leczenie chemioterapią. Miało się rozpocząć 16 grudnia, ale wyniki biochemii wyszły bardzo źle. Wątroba była w złym stanie. Nie było szans na podjęcie kolejnej dawki chemioterapii. Przez ostatni miesiąc bardzo walczyliśmy o dobry stan wątroby. Na nieszczęście w Święta Bożego Narodzenia Krzysiek podczas pobytu na SOR złapał grypę i zapalenie płuc. Bieżące badania są dużo lepsze i mamy nadzieję, że będą wystarczająco dobre, aby 10 stycznia został zakwalifikowany na dalsze leczenie. Krzysiek się nie poddaje. I my razem z nim. Koszty leczenia niestety rosną z dnia na dzień. Krzysiek dostaje leki przeciwpadaczkowe i przeciwobrzękowe. Pojawiające się problemy wątrobowe to kolejne leki, już dużo droższe.Z powodu przyjmowania sterydów Krzysiek leczy się również na cukrzycę. Dopasowanie diety pod kątem i wątroby i cukrzycy spowodowało, że zaczęliśmy korzystać z prywatnej opieki dietetyka onkologicznego. Kolejne suplementy i produkty, które mają wzmocnić Krzyśka. Kolejne badania, ciągłe jeżdżenie do kolejnych lekarzy, wyjazdy do szpitala. Już przed diagnozą Krzysiek miał pewne problemy psychiczne, ale oceniałam je jako przepracowanie i depresję. Z czasem zaczęły się nasilać. Mój mąż stał się innym człowiekiem. Zaczął być nieprzyjemny, obrażał nas, znęcał się nade mną psychicznie. Zaczął mieć urojenia. Udało się nam nad tym zapanować z pomocą psychiatry, za którego również płacimy. Krzysiek jest coraz słabszy i potrzebuje coraz więcej pomocy. Jego pamięć jest coraz gorsza. Zapomina, co się wydarzyło przed chwilą czy przed paroma godzinami. Opowiada kolejny raz te same historie, zadaje te same pytania. Zaczyna się gubić. Brakuje mu słów. Zauważamy, że jego ciało słabnie z dnia na dzień.Być może wkrótce będę potrzebowała dodatkowej osoby do opieki nad nim. Wasze wpłaty pozwolą nam na zapewnienie jak najlepszej bieżącej opieki zdrowotnej Krzyśka bez obaw, że na coś zabraknie nam finansów i będziemy musieli z czegoś zrezygnować. Postanowiliśmy również podjąć próby konsultacji jego przypadku w ośrodkach zagranicznych. Konsultacje są płatne i kosztują kilka tysięcy złotych. A jeśli zakwalifikujemy się do leczenia, będziemy potrzebować w szybkim czasie ogromnych sum na pobyt i terapię za granicą. Zrobimy wszystko, co w naszej mocy, by dać szansę Krzyśkowi, aby mógł obserwować, jak jego córki dorastają i podbijają świat. A Was prosimy o pomoc w osiągnięciu tego celu.

35 175 zł z 100 000 zł
35%
Katarzyna Glazik, Białogard

Proszę pomóż mi żyć dłużej!

Mam na imię Katarzyna i choruję na hormonozależnego raka piersi typu HER2-ujemnego. Przeszłam pakiet leczenia systemowego ale choroba była agresywna – aż 80% węzłów chłonnych było zajętych komórkami rakowymi. Jestem w grupie wysokiego ryzyka nawrotu, dlatego moje leczenie musi być jak najbardziej skuteczne. Istnieje nowoczesny lek – cyklib, który może znacząco wydłużyć moje życie i zwiększyć szansę na długotrwałą remisję. Niestety, nie jest on refundowany. Jestem młodą kobietą, matką i żoną. Chcę żyć jak najdłużej i cieszyć się wspólnymi chwilami. Każdy dzień jest dla mnie cenny. Mam plany, marzenia i ogromną wolę walki. Przede wszystkim chcę wrócić do pracy, odzyskać swoją niezależność i znów być aktywna zawodowo, uprawiać ulubiony sport. Leczenie, na które zbieram środki, daje mi na to realną szansę. Refundacja cyklibów powinna być standardem, aby każda kobieta zmagająca się z rakiem piersi miała szansę na dłuższe życie i powrót do normalności, niezależnie od swojej sytuacji finansowej. Proszę, jeśli możesz – wesprzyj mnie dowolną kwotą. Każda wpłata ma znaczenie. Jeśli nie możesz pomóc finansowo, udostępnienie tej zbiórki również jest ogromnym wsparciem. Razem możemy nie tylko dać mi szansę na życie, ale także nagłośnić problem braku refundacji i pomóc innym kobietom w walce o zdrowie. Dziękuję z całego serca ❣️

18 009 zł z 144 000 zł
12%
Logo Alivia

Onkofundacja Alivia

Dodajemy odwagi chorym na raka! Codziennie wspieramy chorych na nowotwory złośliwe w finansowaniu leczenia, uczymy i reprezentujemy pacjentów onkologicznych w debacie publicznej. Dowiedz się więcej o naszych działaniach.

Poznaj nas

Warto wiedzieć

News pierwszy

Styczeń: 240 tys. na wsparcie dla pacjentów onkologicznych

W styczniu nasi Podopieczni otrzymali pomoc na łączną kwotę 240 611 zł. Środki te pozwolą im na rozpoczęcie lub kontynuację leczenia onkologicznego. Z pomocy skorzystało 116 osób. Wśród nich jest Mari...

Czytaj więcej
News pierwszy

Grudzień: 419 tys. na pomoc dla podopiecznych

Dzięki hojności Darczyńców w ubiegłym miesiącu wypłaciliśmy naszym Podopiecznym 419 174 zł. Każda otrzymana wpłata to dla nich szansa na lepszą jakość życia i powrót do zdrowia. Środki zostały wypłaco...

Czytaj więcej
News pierwszy

1,5% podatku dla Podopiecznych Onkozbiórki!

Czas rozliczeń podatkowych to gorący okres zarówno dla podatników, jak i Organizacji Pożytku Publicznego (OPP) oraz ich Podopiecznych zbierających 1,5% podatku. Również w naszej Fundacji w ramach prog...

Czytaj więcej