Obejmujemy pomocą
chorych na raka

Wiemy, że rak to zmaganie nie tylko z chorobą, ale także z poważnymi problemami finansowymi. Dlatego stworzyliśmy program Alivia Onkozbiórka! Załóż zbiórkę na leczenie - zbieraj 1,5% podatku i darowizny!
Załóż zbiórkę

Poznaj zbiórki, które osiągnęły cel

Iwona Wolińska-Szostak, Lublin

Pomoc na walkę z rakiem

Mam na imię Iwona. Mój cały świat to kochająca rodzina, mój ośmioletni synek i mąż. Gdy w 2018 usłyszałam pierwszy raz diagnozę złośliwego nowotworu piersi, wszystko rozpadło się na milion kawałków. Leczenie było bardzo ciężkie, mój synek miał wtedy 2 latka. Nie mogłam się poddać. W trakcie leczenia i po byłam cały czas aktywna zawodowo. Kiedy wydawało się, że najgorsze chwile mam jużza sobą, w 2024 po raz drugi usłyszałam diagnozę - wznowa nowotworu piersi w jeszcze groźniejszej odmianie. Od tego momentu zaczęła się nowa, pełna wyzwań droga – skomplikowana operacja oraz chemioterapia. Terapia celowana nie przyniosła oczekiwanych rezultatów, dlatego włączono kolejną i kolejną. Oferowane leczenie nie jest skuteczne, a choroba nie odpuszcza. Bardzo proszę o wszelką pomoc. Iwona

121 995 zł z 100 000 zł
121%
Bartosz Kucharczyk, Warszawa

Bartek - facet z planem. Tyle, że rak tego planu nie znał.

Cześć, nazywam się Bartek, mam 45 lat, jestem mężem, tatą dwóch fantastycznych chłopaków i właścicielem bardzo energicznego psa, który nie zna słowa „stop”. Zawodowo od ponad 20 lat związany jestem z bankowością i finansami — miałem swój plan na życie, który skrupulatnie realizowałem. Aż do momentu, w którym ten plan niespodziewanie się załamał. Kilka lat temu postanowiłem wziąć się za siebie: dieta, regularne treningi, konkretna suplementacja, zero alkoholu, zero wymówek. Schudłem ponad 20 kilo i czułem się jak nowo narodzony. Nie spodziewałem się wtedy, że to wszystko... przygotuje mnie do walki o życie. Zaczęło się niewinnie — mała gulka na szyi. Z pozoru torbiel. Diagnoza? Nowotwór migdałka i węzłów chłonnych. Złośliwy. Długi proces diagnozy, chemia, radioterapia, walka z każdym dniem. Pojawia się tysiąc pytań: Czy zdążę wszystko załatwić? Jak poradzi sobie rodzina? Ile mi zostało? Ale potem przychodzi ten moment — oparcie w bliskich, siła z codziennych treningów, spokój dzięki dyscyplinie. I myśl: Mam jeszcze dużo do zrobienia. I chcę żyć. Dlaczego potrzebuję Twojego wsparcia Leczenie na NFZ to podstawa, ale możliwości współczesnej medycyny sięgają dalej. W moim przypadku istnieje szansa na nowoczesne, zindywidualizowane leczenie w wyspecjalizowanej klinice, oparte na analizie DNA i aktualnych wynikach. Problem? Koszty — sięgające kilkunastu tysięcy euro. Po roku na zwolnieniu lekarskim, bez premii i dodatków, nie jestem w stanie samodzielnie udźwignąć takich wydatków. Dlatego, jeśli możesz — przekaż mi swój 1,5% podatku. To nic nie kosztuje, a dla mnie może znaczyć wszystko. Jak możesz pomócTwój 1,5% może stać się częścią czegoś wielkiego — powrotu do życia, pracy, codzienności. Do bycia tatą na trybunach, mężem w podróży, kumplem w rozmowie. Z góry dziękuję Ci za każdą formę wsparcia. To dla mnie ogromne wzmocnienie — nie tylko finansowe, ale i mentalne. Bo gdy wiesz, że ktoś Ci kibicuje — to się walczy inaczej. Dziękuję. Bartek

55 849 zł z 50 000 zł
111%
Joanna Szczepańska, Przasnysz

Zbiórka na leczenie

Witajcie, mam na imię Joanna. Mam 48 lat i jestem mamą dwóch córek. Od 7.01.2025 r. świat wywrócił się do góry nogami, ponieważ otrzymałam diagnozę raka piersi z przerzutami do węzłów chłonnych pachowych, szyjnych oraz wątroby. Diagnoza zatrzymała mój pęd życia. Pracowałam jako opiekunka osób starszych. Ta praca dawała mi ogromną satysfakcję, ponieważ mogłam podać rękę oraz koić potrzeby dnia codziennego innych ludzi. Choroba odmieniła moją sytuację. Chcę walczyć o życie, nie tylko dla siebie, ale dla moich najbliższych, czyli córek, ale także moich dwóch kochanych piesków. Teraz cała moja rodzina oraz ja stanęliśmy przed niełatwym wyzwaniem, z którym ciężko poradzić sobie samodzielnie. Leczenie jest kosztowne - trzeba dotrzeć do szpitala na chemię, mieć pieniądze na leki, różne badania diagnostyczne, które są potrzebne do dalszej diagnozy. Bardzo proszę o wsparcie, czekam na rentę chorobową. Walczę i pragnę wrócić do normalności, do zdrowia, pracy, która jest dla mnie ważna i za nią tęsknie. Muszę być zdrowa, aby zadbać o swoich bliskich i całą resztę. Dziękuję za każdą pomoc. Nigdy nie myślałam, że znajdę się w tak ciężkiej sytuacji.

10 000 zł z 10 000 zł
100%

Zbiórki najbliżej celu

Agnieszka Majewska, Dęblin

Pomoc dla mamy w walce z rakiem

Zwracam się do Was z prośbą o wsparcie dla mojej mamy, która walczy z agresywnym rakiem jajnika. Opis tomografu komputerowego, który otrzymaliśmy, jest porażający - w trzonie macicy niejednorodny guz, liczne zmiany w obrazie wszczepów otrzewnowych, guzy w jamie douglasa, naciek w blaszce ściennej miednicy ciągnący się do naczyń biodrowych, odcinkowo przylega do prawego moczowodu, szczepy pod torebkę wątroby, wszczepy pod torebkę śledziony, rozlany naciek w prawym podbrzuszu, w prawym śródbrzuszu z naciekiem pętli jelita krętego, drobne guzki w prawym rowku przyokrężniczym, wielokomorowa zmiana torbielowata. Rozległe zmiany nowotworowe dotknęły wiele obszarów w ciele mojej mamy, powodując jej ból i uniemożliwiając pracę. Wszystkie koszty takie jak dojazdy na wizyty, na chemioterapię, rehabilitacja i niezbędne leki przerosły nasze możliwości. Każda złotówka zebranej kwoty będzie bezcenna, pomagając nam zapewnić mamie godne leczenie i łagodzenie jej cierpień.Dziękuję Ci z całego serca za wszelkie wsparcie finansowe, jakie możesz nam ofiarować. Twój hojny gest może sprawić, że moja mama będzie miała szansę na lepsze jutro.

9 658 zł z 10 000 zł
96%
Agata Pastwa, Poniatowa

Może i bitwę z rakiem przegrałam, ale wojnę zamierzam WYGRAĆ!

Mam na imię Agata, mam 35 lat, jestem żoną i mamą trzech wspaniałych dziewczynek. Bliźniaczki są niepełnosprawne, a ja od 6 czerwca 2016 r. walczę z hormonozależnym rakiem piersi prawej. Swoje leczenie zaczęłam od chemioterapii AT od lipca do listopada 2016, później przeszłam radykalną mastektomię piersi prawej wraz z wycięciem układu chłonnego pachy prawej. Na przełomie stycznia i lutego 2017 r. przeszłam radioterapię, włączono mi hormonoterapię, a od marca 2017 do października 2017 r. poddana byłam immunoterapii w zastrzyku. Niestety, kiedy wydawało się wszystkim - mnie, mojej rodzinie i lekarzom, że już jest z górki, pod blizną gdzie wcześniej była pierś, wyskoczył nowy guz - WZNOWA!!! Zmieniono mi hormony i nic poza tym... Leczenie immunoterapią zostało przerwane, ponieważ mnie nie uchroniło, a wręcz odwrotnie - rak kwitł w środku :( Lekarze z Centrum Onkologii w Lublinie nie mają pomysłu na moje leczenie, dlatego szukam innych możliwości leczenia, ale żeby było to możliwe muszę prosić o wsparcie finansowe. Mój mąż nie pracuje zawodowo, ponieważ musiał przejąć opiekę nad bliźniaczkami chorymi na stwardnienie guzowate i padaczkę lekooporną, ja jestem na rencie z ZUS-u. Chciałabym pojechać ze swoimi badaniami do innych lekarzy i szpitali, może gdzieś znajdzie się jakaś szansa na leczenie dla 35-letniej młodej kobiety, która robi wszystko co tylko możliwe, żeby cieszyć się życiem najdłużej jak to możliwe, bo moje córki mnie potrzebują... Gdyby mój optymizm mógł pokonać raka, to już byłabym zdrowa i nie czytaliby Państwo mojej historii :) Kocham taniec i mam nadzieję, że jeszcze będę mogła cieszyć się swoją pasją :) Może i bitwę z rakiem przegrałam, ale wojnę zamierzam WYGRAĆ!!!

14 191 zł z 15 000 zł
94%
Bogusława Król, Świeszyno

Proszę o wsparcie w leczeniu nowotworu wątroby.

Witam, mam na imię Bogusława. Mam 53 lata i jestem spełnioną, pełną życia żoną, mamą i babcią. Od urodzenia mieszkam w Świeszynie, niewielkiej, malowniczej miejscowości niedaleko Koszalina. W wolnych chwilach, z dala od miejskiego zgiełku, uwielbiam spędzać wolny czas będąc na świeżym powietrzu. Odpoczywam spacerując, porządkując przydomowy ogród, dyskutując przy kawie z bliskimi i angażując się w życie lokalnej społeczności. Od niespełna 30 lat pracuję w dużym, sieciowym sklepie. Praca sprawia mi wielką satysfakcję głównie z powodu braku monotonii. Dzięki niej mam sporo ruchu i możliwość pracy z niezliczoną ilością ludzi, zarówno współpracowników, jak również klientów. Jestem osobą pogodną, żywiołową i pracowitą. Wraz z mężem zawsze staraliśmy się wpajać trójce naszych dzieci, że rodzina, szczerość, pracowitość to najważniejsze wartości w życiu. Los poddał nas próbie po raz pierwszy 25 lat temu, gdy poważnemu wypadkowi uległ mój mąż. Pierwsze diagnozy brzmiały jak wyrok - wózek inwalidzki. Dzięki wytrwałości, ciężkiej pracy i wsparciu najbliższych udało się pokonać przeciwności. Dziś mąż jest w stanie nie tylko samodzielnie się poruszać, ale mimo niepełnosprawności pracować, dbać o dom i rodzinę. To wszystko scementowało nas jeszcze bardziej i uwrażliwiło na krzywdę i potrzeby innych. Kolejny cios los zadał w czerwcu 2018 r. - nowotwór złośliwy wątroby, ale po kolei... Jednego ze styczniowych wieczorów, odpoczywając po pracy w domu, poczułam silny, przenikliwy ból brzucha. Gdy tradycyjne metody zawiodły, a dolegliwości nasilały się, wezwaliśmy pogotowie ratunkowe. Niechętnie zabrano mnie na SOR w Koszalinie.Tam, po wielu godzinach oczekiwania stwierdzono, że to jedynie niestrawność, i że muszę odpocząć. Wówczas w głowie zapaliła się pierwsza lampka ostrzegawcza, ale za radą lekarzy postanowiłam więcej odpoczywać. Po kilku tygodniach bóle wróciły. Postanowiliśmy, że powinnam dokładnie się przebadać i odnaleźć przyczynę występujących dolegliwości. Po tygodniach prywatnych (dla zaoszczędzenia czasu) wizyt, serii badań i analiz, podczas kolejnego badania USG jamy brzusznej, lekarza jednej z prywatnych, koszalińskich przychodni zaniepokoił guz na wątrobie. Po wizycie i kolejnych badaniach w rekomendowanym przez koszalińskich lekarzy Wojewódzkim Szpitalu Specjalistycznym im. Janusza Korczaka w Słupsku postawiono, do dziś budzącą we mnie lęk, diagnozę - nowotwór wątroby. Przez kolejne dni, tygodnie czas przyspieszył. Niezliczone i niekończące się rozmowy telefoniczne, konsultacje ze specjalistami z kolejnych klinik, szpitali, ze znanymi naszym znajomym lekarzami... Jakie podjąć kroki? Kto podejmie się leczenia? Czy konieczna jest operacja? Rokowania? Chemioterapia? Radioterapia? Kiedy? Gdzie? Odpowiedź zwykle była podobna, niepomagająca – „proszę czekać…” 1 października 2018 r. w Klinice Chirurgii Wątroby i Chirurgii Ogólnej Szpitala Uniwersyteckiego nr 1 im. dr Antoniego Jurasza w Bydgoszczy przeszłam operację usunięcia prawego płata wątroby i pęcherzyka żółciowego. Po tygodniowej obserwacji, pełna obaw, ale i nadziei opuściłam szpital i wróciłam do domu. Po kolejnych tygodniach konsultacji, specjaliści nie byli zgodni co do dalszego leczenia. Przeprowadzono ponowne badania, które przyniosły kolejne, niepokojące wyniki, tzn. zmiany, będące (mówiąc wprost) zmianami nowotworowymi. Lekarze z Bydgoszczy z powodu m.in. złego stanu wątroby nie byli zgodni co do dalszego leczenia, dlatego zalecili mi wizytę i konsultacje w Centrum Onkologii – Instytucie im. Marii Skłodowskiej – Curie w Warszawie. Pełni kolejnych obaw, z teczką pełną licznych dokumentów, wyników badań, opinii, pojechaliśmy do Warszawy. Sprawy nabrały tempa. Zdecydowano o podjęciu leczenia skojarzonego - chemio i radioterapii. 14 stycznia 2019 r. (rok po pierwszych symptomach) przyjęłam pierwszą z serii chemioterapii. Zmęczona, ale pełna nadziei walczę z chorobą dla siebie i bliskich. Ciężka choroba, jaką bez wątpienia jest rak, przynosi ze sobą nie tylko strach, niepokój, zmęczenie chorego i bliskich, ale niestety też duże koszty leczenia. Kolejne wizyty, konsultacje, badania, analizy, dojazdy do coraz bardziej oddalonych od Koszalina placówek medycznych, hotele, kosztowne lekarstwa, a także dieta, którą muszę stosować mocno nadszarpnęły domowy budżet. Ostatni rok pochłonął nie nasze siły i nadzieje, bo tego nam nigdy nie zabraknie, lecz oszczędności… Zawsze byłam osoba pomocną i służącą radą. Z uwagą i zaangażowaniem starałam się służyć innym. Dziś to ja zwracam się z prośbą o wsparcie. Uprzejmie proszę wszystkich ludzi dobrego serca o przekazanie nawet najmniejszego wsparcia finansowego i jednocześnie z całego serca za każdą taką pomoc bardzo dziękuję.

19 221 zł z 20 000 zł
96%

Najnowsze

Piotr Haszke, Chorzów

Rak trzustki to nie wyrok

Nasz kochany tata, Piotr - człowiek o złotym sercu - potrzebuje naszej pomocy w walce z rakiem! Tato jest dla nas całym światem. Patrzenie na jego cierpienie jest najtrudniejszą rzeczą, jakiej kiedykolwiek doświadczyliśmy... Błagam, pomóżcie nam go nie stracić! RAK TRZUSTKI W TYCH CZASACH TO NIE WYROK! Istnieją realne szanse na zatrzymanie tej choroby, Tata naprawdę dobrze reaguje na podawaną chemię z immunoterapią oraz zabiegami wspomagającymi działanie leków, ale KOSZTY LECZENIA znacznie przewyższają nasze możliwości finansowe. Ktoś może pomyśleć i zastanawiać się, dlaczego nie leczymy się standardowo... na NFZ??! Otóż do dnia dzisiejszego nikt ze szpitala nie zadzwonił! Tata jest zakwalifikowany do przyjęcia na CITO na onkologię. Jego dokumenty i dotychczasowe wyniki znalazły się, cytuję: "u profesora na biurku". Telefonów jednak OD MARCA BRAK. Nie mogliśmy czekać bezczynnie i nie robić NIC. Tak znaleźliśmy się dosłownie przypadkowo w prywatnej klinice Doktora Judy w Opolu. Tutaj, jak się okazało, tata ma realne szanse w pierwszej kolejności na zatrzymanie tej choroby. Jednak nic nie dzieje się przypadkowo, być może tak miało być. Otóż systemowe leczenie tak zaawansowanej choroby nie dawałoby takich efektów jak leczenie komercyjne. O tym napiszę dalej. Życie pisze różne scenariusze, nie zawsze te, których byśmy sobie życzyli. Wszystko zaczęło się od nocnych potów rok wcześniej - odpowiedź paru lekarzy, u których tata szukał pomocy na tę przypadłość, cytuję:" jak się pan poci, proszę się odkryć", "są dezodoranty", itp. Już nie chcę gdybać, co gdyby WTEDY trafił na fachową pomoc! Zaznaczę, że tata badał się regularnie! Tym bardziej że nasza rodzina to, że tak ujmę - rakowcy. Niespodziewanie w lutym tego roku pojawiła się żółtaczka. Po przyjściu na izbę przyjęć z żółtaczką mechaniczną (która jak się potem okazało z tomografii, była wywołana uciskiem guza trzustki na przewody żółciowe), gdzie tata był jeszcze (w porównaniu co było potem) w pełni sił, otrzymał odpowiedź, że nie przyjmą go, bo jest, cytuję: "za mało żółty. Proszę przyjść jak stan się pogorszy lub będzie gorączka". Na biopsję guza byliśmy zmuszeni jechać na drugi koniec Polski - sąsiadujemy z Katowicami, a musieliśmy jechać aż do Suwałk! Takie są kolejki i nieważne, że dla takiego człowieka czas odgrywa najważniejszą rolę w tym momencie. Tata przeszedł aż trzykrotną (!!!) próbę założenia ortezy na trzustkę, aby uwolnić uciskane przez guz przewody żółciowe. Udało się. W końcu pierwszy pozytyw. Niestety, w marcu tego roku, nasz świat legł w gruzach. Nasz kochany tata usłyszał diagnozę, która zmroziła nam krew w żyłach - rak neuroendokrynny trzustki z przerzutami do wątroby. Jeszcze kilka miesięcy wcześniej, w maju ubiegłego roku, nic nie wskazywało na ten dramat. Tomografia była czysta... A teraz stoimy w obliczu śmiertelnej choroby, która z dnia na dzień zabiera nam ukochanego męża, ojca, dziadka, przyjaciela i bohatera. Piotr ma 59 lat. Całe swoje życie poświęcił pracy, prowadząc własną działalność. Zawsze był człowiekiem niezwykle wrażliwym na krzywdę, nie tylko ludzką, ale i zwierzęcą. Jego empatia i gotowość do pomocy nie znały granic. Doskonale pamiętamy sytuację, kiedy podczas robienia zakupów w hurtowni usłyszał niepokojące stukanie. Spieszył się bardzo, ale jego uwagę przykuł piękny, kolorowy ptak, zaplątany w przewody wysoko nad wyjściem sklepu. Bez wahania porzucił wózek z zakupami, wrócił do sklepu i zdeterminowany, by ratować życie, zdobył wózek widłowy. Mimo początkowych trudności i braku zgody, znalazł osobę, która wywiozła go na górę. Uwolnienie przerażonego ptaka, który w panice go dziobał, kosztowało go wiele ran, ale dla niego liczyło się tylko jedno - ocalić bezbronne stworzenie. To tylko jedna z wielu historii, które świadczą o jego niezwykłym sercu. Jego miłość do zwierząt była bezwarunkowa. Walczyliśmy razem do samego końca o zdrowie naszego ukochanego psa dobermana, który zachorował na białaczkę. Niedawno, na początku tego roku, pożegnaliśmy naszą kotkę, o której życie tata również walczył z całych sił, nie szczędząc środków na leczenie. Wtedy wydawało nam się, że te kwoty są ogromne. Dziś wiemy, czym są prawdziwie wielkie sumy – te potrzebne, by ratować jego życie. Wraz z ukochaną żoną stworzyli niezwykle silny i kochający związek, są dla nas wzorem. Doczekali się dwójki wspaniałych dzieci i trójki wnucząt. Dopiero co radość z narodzin dwóch wnuków wypełniła ich dom, a już musimy stawić czoła tak okrutnej rzeczywistości. Diagnoza była jak grom z jasnego nieba, wywróciła nasze życie do góry nogami. Jednak w tym trudnym czasie odkryliśmy niesamowitą siłę naszej rodziny, moc wzajemnej miłości i wsparcia. Zbliżyliśmy się jeszcze bardziej do Boga, znajdując ukojenie i nadzieję w modlitwie, szczególnie w Nowennie Pompejańskiej, która obdarzyła nas już pierwszymi łaskami. Piotr jest obecnie pod opieką specjalistów w klinice w Opolu u doktora Cezarego Judy, gdzie przechodzi zaawansowane i kosztowne leczenie, obejmujące między innymi hipotermię głębinową i całościową, chemioterapię i specjalistyczną immunoterapię. Pomijając koszty dojazdu z Chorzowa do Opola (średnio 3x w tygodniu po 200 km w obie strony), tygodniowy koszt tej terapii to ogromne 10,5 - 11 tysięcy złotych. Posiadamy wszystkie rachunki do wglądu. Miesiąc leczenia to już kwota, która w zastraszającym tempie uszczupla oszczędności naszych rodziców, odkładane z myślą o spokojnej emeryturze. Dotychczas radzili sobie ze wszystkim sami, ale w obliczu tak ogromnych wydatków, ich siły finansowe topnieją w zastraszającym tempie! Leczenie Piotra rozpoczęło się na początku kwietnia i przyniosło promyk nadziei - zmiany nowotworowe przy tak złośliwym typie raka nie powiększyły się. To daje nam wiarę, że kontynuacja intensywnej terapii może doprowadzić do zasklepienia się przerzutów w wątrobie i otworzyć drogę do operacji trzustki. Wiemy, że rokowania przy tak zaawansowanym raku są trudne, ale wierzymy, że cuda się zdarzają, a nowoczesna medycyna, choć kosztowna, może dać naszemu tacie szansę na życie. Polska jest krajem o wielkim sercu. Wierzymy, że jeśli każdy z nas dołoży choćby najmniejszą cegiełkę, uda nam się zgromadzić potrzebną kwotę pół miliona złotych, aby dać tacie szansę na życie, na dalsze leczenie w specjalistycznej klinice. Dla nas to walka o życie naszego taty, Piotra, o jego uśmiech, o jego obecność w naszym życiu i w życiu jego wnuków, które tak bardzo kocha i którymi tak bardzo chciałby się nacieszyć. To walka o człowieka, który całe życie pomagał innym, ludziom i zwierzętom. Teraz on potrzebuje naszej pomocy. Prosimy, otwórzcie swoje serca i wesprzyjcie naszą zbiórkę. Każda, nawet najmniejsza wpłata, to krok bliżej do uratowania życia naszego taty, Piotra. Świadomość ogromnych kosztów leczenia jest dla nas przytłaczająca, dlatego z całego serca dziękujemy za każdą okazaną pomoc i wsparcie. Wierzymy w moc ludzkiej solidarności.

30 zł z 500 000 zł
0%
Mariusz Poborski, Zielona Góra

Zbiórka na leczenie

Jestem Mariusz, mam 55 lat i trójkę wspaniałych synów oraz kochającą żonę. Od września 2022 roku choruję na raka jelita grubego z przerzutami na wątrobę, płuca, otrzewną i węzły chłonne. Przez ponad dwa lata otrzymywałem chemię w schematach na NFZ. Niestety wszystkie terapie zostały wyczerpane, a leczenie nie przyniosło oczekiwanych rezultatów. Ta straszna choroba to ogromne wyzwanie nie tylko dla mojego organizmu i samego siebie, to wyzwanie dla całej rodziny, która cierpi razem ze mną. Mimo trudności staram się zachować pozytywne myślenie i nastawienie, ale nie ukrywam, że to bardzo ciężkie i trudne zadanie. W tej chwili otrzymuję lek, który nie jest refundowany, lecz koszty tego leczenia pokrywa państwo. Nie mam już szans na refundowane leczenie i stąd moja prośba o pomoc w zebraniu funduszy na kolejny lek ratujący moje życie. Niczego już tak nie pragnę, jak pobyć jeszcze jakiś czas z rodziną, ze znajomymi i żyć wśród nich. To moje marzenie - przedłużyć życie ile się da. Kocham żyć! Pomóżcie, liczy się każda nawet mała kwota.

66 483 zł z 400 000 zł
16%
Anna Leoniuk, Warszawa

Ania zbiera na terapię CAR - T w Niemczech

Mam na imię Anna. Zachorowałam w wieku lat 40. Przez wiele miesięcy szukałam pomocy, byłam badana, uspokajana, odsyłana. Słyszałam, że to stres, że wszystko jest w porządku, że mam się nie martwić. Młoda, zdrowa... Wszyscy mówili, że wyglądam jak pączek w maśle. Jednak we mnie rosło coś, co z każdym dniem odbierało mi siły do podejmowania codziennych aktywności. Z dnia na dzień wszystko runęło. W maju 2015 roku usłyszałam diagnozę, której nikt w tym wieku się nie spodziewa - zaawansowany, agresywny, trzeci stopień nowotworu kości i szpiku, czyli SZPICZAK MNOGI. Jeszcze kilka prywatnych wizyt, odbytych z nadzieją, że postawiona diagnoza to pomyłka. Niestety, nie było czasu, by się z nią oswoić, bo natychmiast poddano mnie agresywnej chemii. I tak już 10 lat, w ciągu których wróg mojego zdrowia, szpiczak, nie odpuszcza. Obecnie doświadczam ósmego nawrotu choroby. Jaki byłby ten świat, gdybym odeszła z niego teraz?! Bardzo boję się o tym myśleć. Niedawno zostałam Babcią!!! Nie ma większego szczęścia dla babci niż obserwowanie, jak rośnie jej Wnusia. Jest odbiciem mojego życia, stałym przypomnieniem o pięknie i bezpieczeństwie, jakie dają objęcia Rodziny. Przytulenie jej to najcenniejszy dar, jaki mogłam otrzymać! Patrząc na Ciebie malutka, czuję, że wszystko na świecie jest na swoim miejscu. Na dzień dzisiejszy wyczerpałam wszystkie możliwości leczenia. Przez 10 lat przyjęłam 8 różnych linii terapii, co się przekłada na kilkadziesiąt podań chemioterapii. Niedawno zakończyłam terapię bispecyficznym przeciwciałem, które niestety, jak poprzednie, nie zadziałały nawet w minimalnym zakresie. Wykorzystałam wszystkie możliwe terapie: VTd + autoprzeszczep, KRd, DVd, EloPd, Kd i wspomniane wcześniej 3 bispecyfiki. Część terapii dawała mi kilka miesięcy oddechu od choroby. Teraz znalazłam się pod ścianą, ponieważ nie ma dla mnie żadnego leczenia poza terapią CAR-T. I to właśnie dlatego, zwracam się do Was wszystkich o pomoc. Jest dla mnie i mojej Rodziny, światełko nadziei w postaci najnowszej terapii CAR-T. Nigdy nie pomyślałam, że będę musiała prosić i błagać o pomoc na "kupno życia". Kwota, którą muszę uzbierać, to nie bagatela 1.750.000 zł, bo na tyle właśnie zostało wycenione moje życie. Nie czuję się z tym komfortowo i jest mi trochę wstyd, trochę przykro, że muszę prosić kogokolwiek o wsparcie i pomoc. Terapia ta jest w wielu państwach refundowana i być może kiedyś będzie również u nas, jednak w moim obecnym stadium choroby czas jest kluczowym czynnikiem. Czy będzie mi dane doczekać tego wśród Was? Nie wiem i dlatego nie chcę czekać, tym bardziej że mój stan pogarsza się z dnia na dzień i mój układ kostny zaczyna to bardzo odczuwać. Mam silne bóle kości w nogach, żebrach, barkach, miednicy, mostku i kręgosłupie. Siłę bólu mogę porównać do sytuacji, jakby ktoś mi łamał i piłował kości. Niedawno dowiedziałam się, że dwie kości żeber, wskutek degradacji chorobą, faktycznie uległy złamaniu. Przeszłam tak wiele przez tych 10 lat i bardzo się boję, bo wiem, że brak szansy w postaci uzbierania niezbędnej kwoty na leczenie terapią CAR-T kończy moje szanse na komfortowe życie w remisji. Lekarze światowej wiedzy na temat specyfiki nowotworu, jakim jest szpiczak mnogi, są jednogłośni: w moim przypadku inny plan leczenia poza CAR-T nie istnieje! Dlatego z całego serca, każdym atomem mego walczącego ciała, pragnę dać radę. Choroba nowotworowa to choroba, z którą zmaga się cała Rodzina, nie tylko osoba nią dotknięta. W walce, którą prowadzimy ze szpiczakiem, nie mamy hamulców. Wszystko po to, żeby być szczęśliwym i żyć, pomimo tego co nas spotkało. Proszę wszystkich, błagam o wsparcie i wniesienie wkładu w podarowaniu mi życia, bym mogła nadal uczestniczyć w wychowaniu Wnusi i jak najdłużej być na tym świecie z Bliskimi. Tylko ten czas, kiedy się uśmiechamy, radujemy i kochamy, daje nam siły do przywitania każdego, następnego dnia. Anna Leoniuk

29 438 zł z 1 750 000 zł
1%
Logo Alivia

Onkofundacja Alivia

Dodajemy odwagi chorym na raka! Codziennie wspieramy chorych na nowotwory złośliwe w finansowaniu leczenia, uczymy i reprezentujemy pacjentów onkologicznych w debacie publicznej. Dowiedz się więcej o naszych działaniach.

Poznaj nas

Warto wiedzieć

News pierwszy

Styczeń: 240 tys. na wsparcie dla pacjentów onkologicznych

W styczniu nasi Podopieczni otrzymali pomoc na łączną kwotę 240 611 zł. Środki te pozwolą im na rozpoczęcie lub kontynuację leczenia onkologicznego. Z pomocy skorzystało 116 osób. Wśród nich jest Mari...

Czytaj więcej
News pierwszy

Grudzień: 419 tys. na pomoc dla podopiecznych

Dzięki hojności Darczyńców w ubiegłym miesiącu wypłaciliśmy naszym Podopiecznym 419 174 zł. Każda otrzymana wpłata to dla nich szansa na lepszą jakość życia i powrót do zdrowia. Środki zostały wypłaco...

Czytaj więcej
News pierwszy

1,5% podatku dla Podopiecznych Onkozbiórki!

Czas rozliczeń podatkowych to gorący okres zarówno dla podatników, jak i Organizacji Pożytku Publicznego (OPP) oraz ich Podopiecznych zbierających 1,5% podatku. Również w naszej Fundacji w ramach prog...

Czytaj więcej