Życie jest cenne, pomóż mi je odzyskać - moja walka z nowotworem
Aneta Zyśk, Ostrołęka,
numer zbiórki: 112399
Opis zbiórki
Nazywam się Aneta, mam 50 lat.
Nigdy nie przypuszczałam, że w tym wieku będę błagać o coś tak podstawowego, jak szansa na życie. Na 25-te urodziny dostałam prezent od życia - ciężką operację kręgosłupa, teraz na 50-tkę dostałam kolejny prezent...
W lipcu tego roku mój świat się zawalił. Usłyszałam diagnozę, która zabrzmiała jak wyrok - nowotwór dwunastnicy - NET G2 z naciekiem na trzustkę. Dodatkowo podejrzane są węzły chłonne, a teraz czekam na kolejne badanie - scyntygrafię z galem, która pokaże, jak bardzo choroba się rozprzestrzeniła.
Czeka mnie operacja Whipple’a (pankreatoduodenektomia) - jedna z najtrudniejszych i najbardziej skomplikowanych operacji układu pokarmowego na świecie. To operacja, która trwa wiele godzin i wymaga niezwykłej precyzji zespołu chirurgicznego. Polega na usunięciu części trzustki, dwunastnicy, pęcherzyka żółciowego, fragmentu żołądka oraz okolicznych węzłów chłonnych. Następnie lekarze muszą przeprowadź rekonstrukcję całego układu pokarmowego, łącząc pozostałe narządy w zupełnie nowy sposób, by organizm mógł funkcjonować.
To niezwykle ryzykowna operacja. Lekarze uprzedzili mnie, że śmiertelność podczas operacji i w okresie pooperacyjnym jest wysoka. Nawet jeśli się uda, istnieje duże ryzyko ciężkich powikłań - krwotoków wewnętrznych, zakażeń, przetok, uszkodzeń narządów, a także trwałego osłabienia i utraty sprawności fizycznej.
Przede mną jeszcze bardzo długa i trudna droga leczenia, zarówno przed jak i po operacji. Każdy dzień to walka, ale też nadzieja, że jeszcze wszystko będzie dobrze..
A jednak… jest jeszcze iskierka nadziei.
Lekarze powiedzieli mi o możliwości przeprowadzenia operacji z użyciem systemu robotycznego da Vinci - niezwykle nowoczesnej metody, która pozwala chirurgom działać z ogromną precyzją, minimalizując ryzyko powikłań i dając większą szansę na przeżycie.
Kiedy to usłyszałam, pierwszy raz od miesięcy poczułam, że może jednak mam szansę… że może jeszcze zobaczę uśmiech mojej córki bez tego bólu w sercu. Córki, która walczy ze mną każdego dnia i nie odstępuje mnie na krok, która przeprowadza mnie przez wszystkie konsultacje, wszystkie wyniki, badania.
Ale zaraz potem przyszła rozpacz, bo ta metoda to moja jedyna nadzieja na życie, która niestety jest poza moim zasięgiem.
Piszę to z ogromnym strachem i pokorą.
Chcę żyć dla rodziny: dla mojego męża, dla mojej córki Amelii, która jest już dorosła, ale wciąż potrzebuje swojej mamy. Chcę być przy niej w ważnych chwilach, wspierać ją, śmiać się z nią, cieszyć się życiem - po prostu być. Bo wiem, że dla dziecka, niezależnie od wieku, mama to cały świat. A ja nie chcę, by ten świat Amelii się zawalił.
Każdy dzień to walka ze strachem. Staram się być silna, choć psychicznie to dla mnie ogromnie trudne. Jestem pod opieką specjalistów, którzy pomagają mi przetrwać ten koszmar, ale bywa, że siły po prostu się kończą. Gdy kładę się spać, myślę tylko o jednym - by móc jeszcze obudzić się następnego dnia.
Mam cudowną rodzinę, wspaniałego męża oraz przyjaciół, którzy wspierają mnie na każdym kroku - dają mi powody, by wstawać rano i walczyć dalej. Ich miłość i obecność są moim światłem w tym mroku. Jestem im wdzięczna ponad słowa, ale wiem, że bez Waszej pomocy nie damy rady.
Zawsze byłam osobą, która pomagała innym, jestem nauczycielką w trzech szkołach, dzieci są dla mnie całym światem, zawsze byłam i jestem gotowa poświęcić całą siebie dla innych. Niestety teraz to ja potrzebuję pomocy.
Dlatego proszę, z całego serca, pomóż mi zawalczyć o życie.
Każda złotówka, każde udostępnienie, każde dobre słowo, to dla mnie promień nadziei, że jeszcze będzie mi dane żyć oraz zobaczyć kiedyś moją córkę w sukni ślubnej.
Piszę to ze łzami w oczach, z drżącymi dłońmi i sercem pękającym z bezsilności. Nie chcę się żegnać. Chcę żyć i wierzę, że dobro wróci i do mnie.
Bardzo proszę o pomoc.
Wypłaty
Podopieczny jeszcze nie wypłacił środków ze zbiórki.
Słowa wsparcia