Zbiórki

Marta Hewelt-Polak, Kościerzyna

Droga powrotu do zdrowia

W lutym 2025 r. usłyszałam diagnozę raka piersi. Największy strach wzbudził rodzaj tego raka - potrójnie ujemny. To nowotwór, który szybko rośnie, często daje przerzuty i ma ograniczone możliwości leczenia.W jednej chwili zniknęła pewność jutra, a pojawiła się walka o życie. Od marca do sierpnia 2025 roku przeszłam przez chemioterapię - 16 wlewów. To były miesiące bólu, osłabienia i lęku. Po drodze trafiłam do szpitala z powodu komplikacji, konieczne były przetaczania składników krwi, a każdy kolejny tydzień był próbą przetrwania. W sierpniu przeszłam mastektomię prawej piersi z jednoczesną rekonstrukcją. Operacja niosła strach, ale chwilę później pojawiła się pierwsza iskra nadziei: w usuniętym gruczole i węzłach chłonnych nie znaleziono komórek rakowych. Niestety, przy potrójnie ujemnym raku nadzieja musi iść w parze z czujnością. Ze względu na agresywność choroby lekarze zdecydowali o konieczności radioterapii, by zwiększyć szansę na to, że rak już nigdy nie wróci. Dlaczego proszę o pomoc? Choć zakończyłam główne leczenie, to moja walka wcale się nie skończyła. Aby utrzymać uzyskane efekty i zmniejszyć ryzyko nawrotu, muszę przejść dalsze etapy terapii wspomagających oraz być pod regularną opieką specjalistyczną. Zbieram środki na: ✨ zaawansowaną rehabilitację po przebytym leczeniu (fizyczną i limfologiczną),✨ terapię uzupełniającą wzmacniającą organizm po chemii i radioterapii,✨ płatne konsultacje i badania kontrolne, których częstotliwość przy tym typie raka jest bardzo wysoka,✨ leczenie wspierające odporność,✨ oraz na możliwość skorzystania z terapii nierefundowanych, które zwiększają szanse na utrzymanie remisji. Chciałabym po prostu wrócić do życia — do normalności, do aktywności.

700 zł z 10 000 zł
7%
Małgorzata wojtkowiak, Poznań (Poznań-Stare Miasto)

Pomoc z serca dla serca ❤️

Mam 37 lat. Siedem miesięcy temu, zaledwie chwilę po narodzinach mojej ukochanej córeczki, usłyszałam diagnozę, która zatrzymała mój świat – rak piersi. Od tamtej pory każdy dzień to walka. Chemioterapia jest już za mną, ale przede mną kolejny, niezwykle trudny etap –obustronna mastektomia piersi i usunięcie jajników, konieczne dlatego, że jestem obciążona mutacją BRCA1. To wszystko wiąże się z ogromnymi kosztami: specjalne staniki , kliny przeciwobrzękowe, rehabilitacja, dojazdy, leki. Potrzebuję też regularnych wizyt u wielu specjalistów – endokrynologa, kardiologa, osteopaty, onkologa i ginekologa, aby móc bezpiecznie przejść przez dalsze leczenie i po nim stanąć na nogi. Chcę żyć. Chcę wrócić do zdrowia, do tego co robiłam do tej pory. Chcę wychować moje dzieci, patrzeć jak rosną, pracować, pomagać, kochać. Kocham życie, dzieci i zwierzęta – to one dodają mi siły, kiedy świat wydaje się zbyt ciężki. Mam w sobie ogromną wolę walki, ale nie udźwignę jej sama. Każda pomoc to dla mnie krok w stronę zdrowia, przyszłości i nadziei. Dziękuję z całego serca każdej osobie, która zechce wesprzeć mnie w tej drodze. ❤️😍🥰

545 zł z 10 000 zł
5%
Barbara Strojny, Muszyna

Stay strong!

Nazywam się Basia Strojny.W marcu 2025 r. podczas samobadania znalazłam mały guzek w piersi. Niestety dalsza diagnostyka potwierdziła, że jest to rak piersi. Moje życie wywróciło się do góry nogami. Badania, wizyty oraz konsultacje u wielu lekarzy i w końcu powstał plan leczenia, do którego przystąpiłam. Mastektomia, powikłania przy gojeniu, chemioterapia...Leczenie onkologiczne wymaga pomocy i zaangażowania ze strony wielu osób. Z uwagi na wysokie koszty leczenia, na które składają się dojazdy, zakup leków, preparatów i niezbędnych odżywek, założyłam zbiórkę na pozyskanie środków.

4 074 zł z 20 000 zł
20%
Danuta Banak, Świebodzin

Twój mały gest pozwoli mi mieć nadzieję na lepsze życie

W 2020 roku nasza mama, 68 letnia dziś kobieta usłyszała diagnozę, której nikt nigdy nie chciałby usłyszeć: rak piersi. Pamiętam ten dzień jak dziś... Strach, niedowierzanie i pytanie: „Dlaczego właśnie ona?”. Mama zawsze była osobą pełną ciepła, siły i planów, a wiadomość o chorobie przewróciła całe nasze życie do góry nogami. Od tamtej chwili rozpoczęła się długa, trudna walka. Chemioterapia, operacje, naświetlania, miesiące spędzone między lekarzami a szpitalnymi korytarzami. Każdy etap odbierał jej trochę zdrowia, trochę sił, ale nigdy nie odebrał jej nadziei. Najwięcej wsparcia dawała jej myśl o córce i ukochanym wnuku, których chce widzieć dorastających i szczęśliwych. Marzyła i nadal marzy o zwykłym, spokojnym życiu o spacerach, o spotkaniach rodzinnych, o dniach bez bólu.Niestety choroba nie odpuszcza. Lata leczenia zostawiły po sobie nie tylko ból fizyczny i psychiczny, ale też ogromne koszty. Dojazdy do szpitali i specjalistów, rehabilitacje, leki nierefundowane, środki przeciwbólowe, pomoc medyczna to wszystko pochłania więcej, niż jesteśmy w stanie udźwignąć sami. Każdy miesiąc to walka nie tylko o zdrowie, ale też o podstawowy komfort życia.Mama mimo cierpienia wciąż walczy, ale codziennie staje przed kolejnymi przeszkodami. Najtrudniejsza w tym wszystkim jest bezsilność i świadomość, że chce żyć, chce być z rodziną, ale potrzebuje pomocy, by móc kontynuować leczenie i zachować choć odrobinę godności w tej bolesnej drodze.Dlatego prosimy o wsparcie. Zbieramy pieniądze na dojazdy, rehabilitację, leczenie oraz poprawę jakości życia mamy w czasie, gdy każdy dzień jest dla niej ogromnym wyzwaniem. Każda wpłata nawet najmniejsza to realna pomoc, która daje jej szansę na spokojniejsze jutro.

15 zł z 1 000 000 zł
0%
Katarzyna Zegarowicz, Katowice

Leczenie nowotworu i przeszczep nerwu twarzy

Wesprzyj Kasię - kobietę, która przez lata była oparciem dla innych, a dziś sama potrzebuje pomocy Kasia to osoba, która przez całe życie wspierała innych. Jej praca jako Soul Coachka i mentorka pomogła setkom kobiet przejść przez trudne momenty życia, znaleźć swoją wewnętrzną siłę, odzyskać równowagę i zmienić życie na lepsze. Zawsze stawiała innych na pierwszym miejscu, sama rzadko prosząc o pomoc. Dlatego my, jej przyjaciółki, bierzemy sprawy w swoje ręce i prosimy o pomoc, bo teraz to ona potrzebuje naszego wsparcia! W styczniu 2024 roku zdiagnozowano u niej nowotwór okolic głowy i szyi HPV-zależny. Złośliwy i rzadki typ nowotworu, którego ogniska pierwotnego nie udało się zlokalizować. Przeszła przez piekło bardzo trudnego i wyczerpującego leczenia: intensywna, równoczesna chemio- i radioterapia spaliła jej skórę, błony śluzowe i przełyk. Przez wiele tygodni żyła w ogromnym bólu, z ograniczoną możliwością jedzenia, picia i normalnego funkcjonowania. Całkowicie opadła z sił. A mimo to, przez cały ten czas pozostawała w kontakcie z kobietami, które wspiera. Podjęte leczenie zadziałało! Rak zniknął. Kasia z radością i ogromną nadzieją, że to koniec tej nowotworowej historii, wróciła do życia, do pracy, do swoich bliskich! Zaledwie pięć miesięcy po zakończeniu leczenia zorganizowała i poprowadziła czterodniowe warsztaty dla kobiet, pokazując swoją wielką moc i ogromną determinację. Podzieliła się swoją onkologiczną historią przyjmując zaproszenie do współtworzenia książki „Rak bez tabu”, w której opowiada o swojej drodze leczenia i powrotu do życia. Z myślą o tym, żeby dodać odwagi innym. Niestety, kilka tygodni temu nastąpiła nagle wznowa. Operacja, która miała być rutynowa, okazała się być dramatycznie trudna. Guz był zrośnięty z nerwem twarzowym. Aby uratować Kasi życie, lekarze musieli przeciąć jego dolną część. Dziś Kasia ma nie tylko wznowę, ale również porażenie prawej strony twarzy. Nie może ruszać policzkiem, kącikiem ust, brwiami. Ma problemy z mówieniem i jedzeniem. Twarz jest niesymetryczna, a obrzęk po operacji bardzo duży. Potrzebna będzie długotrwała rehabilitacja neurologiczna i najprawdopodobniej kosztowna operacja rekonstrukcji nerwu twarzowego. Jednocześnie toczy się dalsza diagnostyka - wynik histopatologii zdecyduje, jakie kroki będą dalej podjęte. Niestety w związku z intensywnym leczeniem, jakie przeszła rok temu, możliwości dalszego leczenia w Polsce są ograniczone. Kasia szuka pomocy również za granicą w ośrodkach specjalizujących się w rzadkich i złożonych przypadkach onkologicznych. To jednak wiąże się z ogromnymi kosztami. Dlatego prosimy Cię o wsparcie! Zebrane środki zostaną przeznaczone na: • specjalistyczne konsultacje i diagnostykę w Europie • rehabilitację i terapię twarzy (neurologopeda, fizjoterapia, medycyna funkcjonalna) • operację rekonstrukcji nerwu twarzowego • tłumaczenia dokumentacji, badania, leczenie wspomagające • ewentualną chemioterapię lub inne formy leczenia nierefundowanego Kasia – choć nie chce całkowicie rezygnować z pracy – nie jest w stanie pracować jak do tej pory. Dzięki Twojemu wsparciu będzie mogła z większym spokojem i poczuciem bezpieczeństwa skupić się na najważniejszym, czyli powrocie do zdrowia. Kasia ma wspaniałego męża, który od początku stoi przy niej jak skała, i 12-letnią córeczkę, dla której jest całym światem. Kasia pragnie żyć! Nie tylko przetrwać, ale znów być w pełni sobą. Marzy, by wrócić do pracy z kobietami, które czekają na nią i jej wsparcie. Każda złotówka i każde udostępnienie to cegiełka do tego, by Kasia mogła stanąć na nogi, wrócić do zdrowia i dalej dawać wsparcie innym. A szanse na to wciąż są naprawdę duże! -------------------- Aktualizacja 21.10.2025 Wiele się zadziało w ostatnim czasie i nie boję się powiedzieć, że było to jedne z najtrudniejszych 5 miesięcy w całej tej historii. Kilka tygodni po operacji w czasie której został uszkodzony mój nerw twarzowy i miał zostać usunięty przerzut, który był widoczny na wszystkich badaniach obrazowych, okazało się, że mimo zapewnień lekarza operującego, ten przerzut nie został jednak wycięty. Dla mnie to była tragedia, bo ta operacja była ostatnią szansą na powrót do zdrowia. Bez wycięcia tego przerzutu zostawało mi już tylko leczenie paliatywne. Wtedy zaczęła się moja rozpaczliwa walka o znalezienie rozwiązania mimo wszystko. Przejechaliśmy pół kraju, konsultowałam się z wieloma specjalistami od nowotworów głowy i szyi, każda z tych wizyt była dla mnie ogromnym stresem, a jedyne co uzyskaliśmy to szereg sprzecznych, a czasami wzajemnie wykluczających się pomysłów na dalsze leczenie. I to był moment, w którym musiałam podjąć najtrudniejszą decyzję w moim życiu - zdecydować, którą opcję wybieram. Naprawdę nie życzę nikomu znalezienia się w takim miejscu. Ja postanowiłam zaufać prof. Adamowi Maciejewskiemu z kliniki w Nieborowicach, który jako jedyny zdecydował się na przeprowadzenie kolejnej operacji, mimo ogromnego ryzyka, jakie ze sobą niosła. I wszystko wskazuje na to, że to była najlepsza z możliwych decyzja. Była to operacja wycięcia całego układu chłonnego po prawej stronie szyi i pozostałości ślinianki, która kosztowała 102 tys. zł. Mam w sercu ogromną wdzięczność dla lekarzy, którzy mnie operowali i całego personelu kliniki, oni wszyscy byli i nadal są dla mnie ogromnym wsparciem. Ale najbardziej jestem im wdzięczna za to, że przywrócili mi nadzieję. Dzisiaj, dwa miesiące po operacji, jestem w trakcie badań kontrolnych. Jest ogromna szansa, że dzięki właśnie tej operacji udało się usunąć z mojego ciała wszystkie komórki nowotworowe. Jeżeli tak jest, to przede mną już tylko intensywna rehabilitacja oraz za około pół roku przeszczep nerwu. Oczywiście też tylko w Nieborowicach. Za 2-3 tygodnie będę mieć wyniki badań, które właśnie robię. Na pewno dam znać i tutaj. -------------------- Aktualizacja 9.11.2025 Tydzień temu miałam otwierać szampana! Wyniki tomografów były świetne, żadnych podejrzanych zmian, wszędzie czysto. Wstrzymałam się jednak z tą celebracją, bo 3 dni wcześniej wyczułam po lewej stronie szyi powiększony węzeł chłonny, a u mnie to zawsze czerwona lampka. Szybka wizyta w Instytucie Onkologii w Gliwicach, biopsja następnego dnia i dość spokojne czekanie na wyniki, bo lekarze nie widzieli w tym węźle nic niepokojącego. No a do tego tomograf, który wyraźnie pokazał, że po lewej stronie nie ma żadnych niepokojących zmian, ani żadnych powiększonych węzłów. Owszem był stres, ale po wyniki biopsji jechałam z uśmiechem na ustach, bo mocno wierzyłam, że będzie to tylko potwierdzenie, że ten koszmar mam już za sobą. To, co zobaczyłam, było jednak bardzo dalekie od tego, czego się spodziewałam. Było mrożące krew w żyłach. Po raz kolejny zadziałałam bardzo szybko i już po 4 dniach byłam operowana w Klinice w Nieborowicach. Operacja się udała, prof. Maciejewski i prof. Krakowczyk wycięli cały układ chłonny tym razem po lewej stronie, a personel otoczył mnie cudowną opieką, bo niestety obrzęk spowodował czasowy niedowład języka, który pozbawił mnie umiejętności przełykania, jedzenia i mówienia. I niestety trzeba było założyć sondę do karmienia przez nos. 🙈 I, pomimo że to dla mnie ogromnie trudny i wymagający czas to wierzę, że już za moment wrócę do domu, wyniki będą dobre, a ja w końcu otworzę tego szampana! Teraz jednak, oprócz czekania na wynik, przede mną czas bardzo wymagającej rehabilitacji i dochodzenia do siebie po już 4 poważnej operacji w przeciągu 7 ostatnich miesięcy. No i uzbierania kwoty na opłacenie operacji. Kolejna aktualizacja już wkrótce! A ja pozdrawiam spod kroplówki z zupy dyniowej, która mi leci prosto do nosa. 🙈🙈

0 zł z 300 000 zł
0%
Jan Andrzej Tabeau, Sierpc

Pomóżcie Jasiowi walczyć o życie - i o przyszłość jego córek

Pomóżcie Jasiowi walczyć o życie - i o przyszłość jego córek Nasz świat się zawalił. Mój ukochany syn, Jasiek, 43-letni tata dwóch wspaniałych dziewczynek, Olivii (8) i Philou (5), jest nieuleczalnie chory. Ma glejaka wielopostaciowego IV stopnia - najbardziej agresywną formę nowotworu mózgu. Choć guza udało się usunąć operacyjnie, glejak zawsze powraca. Jak to się zaczęło Latem 2025, mój syn Jasiek zaczął mieć niewyjaśnione, silne bóle głowy. Po wizycie u lekarza rodzinnego otrzymał skierowanie do neurologa. 16 października 2025 roku otrzymaliśmy wynik rezonansu: złośliwy guz w prawej półkuli mózgu. To był cios, który zwalił nas z nóg i wydawał się nierealny. Od chwili diagnozy życie rodzinne Jasia i nasze stanęło na głowie. Jeszcze niedawno pełni energii, cieszyliśmy się sobą i codziennością - dziś żyjemy w ciągłej niepewności i smutku. Serce mi pęka, gdy widzę mojego syna tak chorego. A jednak Jasiek wciąż walczy. Największą motywacją jest dla niego to, by jak najdłużej być przy swoich córkach - widzieć, jak się śmieją, rosną, bawią, podążają za marzeniami, i być ukochanym mężem ich wspaniałej mamy. Chcą wspólnie tworzyć wspomnienia, których, pomimo młodego wieku, nigdy nie zapomną. Jest nadzieja - ale poza granicami Standardowe leczenie w Polsce i wielu innych krajach obejmuje radioterapię i chemioterapię, które niestety nie dają Jasiowi zbyt wiele czasu. Jednakże w Niemczech dostępne są dodatkowe, innowacyjne terapie, które mogą zapewnić chorym na glejaka więcej lat życia. Mają one na celu wzmocnienie układu odpornościowego i spowolnienie wzrostu guza, dając realną szansę na kilka (a czasem na wiele) dodatkowych lat. To bezcenny czas - nie tylko dla Jaśka, ale także dla Olivii, Philou i naszych rodzin. Niestety, terapie te nie są w żadnym stopniu refundowane przez ubezpieczenie zdrowotne. Innowacyjne terapie w Niemczech Skontaktowaliśmy się już z kilkoma wyspecjalizowanymi ośrodkami w Tybindze, Kolonii, i Heidelbergu, które ofiarują terapie innowacyjne dla glejaka. Terapie te są częścią intensywnego programu, który musi rozpocząć się już na początku 2026 roku. Immunoterapia wzmacnia i profiluje własny układ odpornościowy, by skuteczniej rozpoznawał i zwalczał komórki nowotworowe. Pomaga przełamać bariery broniące glejaka, czyniąc guz bardziej „widocznym” i „odsłoniętym” na działanie leków. Dzięki temu choroba może być dłużej i efektywniej kontrolowana. Immunologiczne komórkowe szczepionki przeciwnowotworowe to spersonalizowane uzupełnienie immunoterapii. Tworzone są z komórek nowotworowych chorego, układ odpornościowy może więc reagować precyzyjniej i silniej. W Niemczech szczepionki takie są dostępne i osiągają znacząco lepsze wyniki niż standardowe leczenie podstawowe, zwłaszcza w połączeniu z „radio-chemo”i innymi dostępnymi lekami. Optune Tumor Treating Fields (TTF) to terapia uznana na całym świecie i efektywna, niestety bardzo droga. Polega na zastosowaniu niskoczęstotliwościowych pól elektro-magnetycznych, które hamują podział komórek nowotworowych i spowalniają wzrost guza. W Polsce terapia TTF, choć dostępna, nie jest refundowana. Koszty Terapie dodatkowe finansować będziemy na pierwszym miejscu ze środków własnych, ale to nie wystarczy, aby pokryć cały plan terapeutyczny. Dlatego potrzebujemy dodatkowo 510 000 złotych, aby Jasiek mógł odbyć kluczowe terapie uzupełniające w Niemczech w 2026 roku. Terapie te w pełni wykraczają poza ubezpieczenie. Koszty są ogromne i samodzielnie nie do udźwignięcia dla naszej rodziny. Dlatego prosimy - z trudem, ale i ogromną nadzieją - o Wasze wsparcie. Każda wpłata, nawet najmniejsza, przybliża nas do tego, by Jasiek mógł zostać z nami dłużej. Dla niego samego, dla nas - jego rodziny, ale przede wszystkim dla jego córek i żony. Dziękujemy za Wasze wsparcie, troskę, współczucie i wiarę w to, że Jasiek zasługuje na więcej czasu. Będziemy Was informować o przebiegu leczenia i postępach Jaśka. Słowo końcowe Wszystkie datki zostaną wykorzystane wyłącznie na leczenie Jaśka, koszty medyczne i niezbędną opiekę. Fundacja Alivia jest gwarantem uczciwości i transparentności zbiórki. Mechanizmy jej działania ściśle regulują wydatki na leczenie, ich akceptowalność i granice (zob. Regulamin Alivia). Jeśli po zakończeniu leczenia pozostaną jakiekolwiek środki lub jeśli terapia nie będzie mogła zostać dokończona, pozostałe pieniądze zostaną przekazane fundacji Alivia na dotacje dla innych pacjentów i wspieranie działań związanych z leczeniem nowotworów. Zdecydowaliśmy się połączyć tę kampanię z drugą zbiórką na platformie w Holandii, gdzie terapie dostępne w Niemczech również nie są refundowane. Jasiek jest zarówno Polakiem, jak i Holendrem; mamy rodzinę, przyjaciół i bliskich w obu tych krajach. Ludzie ci chcą nas wspierać i dopingować. Chcemy im zapewnić możliwość pomocy i obserwacji nas przez platformę najbardziej dla nich zrozumiałą, zaufaną i wygodną. Obie zbiórki mają jeden cel: sfinansowanie dodatkowego leczenia Jasia w Niemczech. Środki z obu akcji zostaną użyte łącznie, by pokryć całkowity koszt terapii. Wymóg dostarczania oryginalnych imiennych faktur za leczenie Jasia uniemożliwia jakąkolwiek formę manipulacji i zapobiega duplikacji zwrotów.

15 303 zł z 510 000 zł
3%
Agnieszka Krajewska, Recz

Pomoc w leczeniu raka piersi i rehabilitacji dla Agnieszki

Mam na imię Agnieszka. Jestem mamą dwójki wspaniałych dzieci - Bartuś, 12 lat i Maja, 9 lat. To oni są całym moim światem i powodem, dla którego walczę każdego dnia, mimo strachu, bólu i wycieńczenia. Moje życie zatrzymało się w chwili, gdy usłyszałam diagnozę: rak piersi G3. To słowa, których nigdy nie zapomnę. Choroba wyrwała mi grunt spod nóg. Odbiera spokój, stabilność i poczucie bezpieczeństwa… a najbardziej - przyszłość, którą sobie wyobrażałam. Dziś boję się, czy zobaczę, jak moje dzieci dorastają.Czy będę przy Bartusiu, gdy stanie się młodym, dorosłym mężczyzną.Czy zobaczę Maję, moją małą dziewczynkę w białej sukience podczas Komunii.Czy będę mogła trzymać ją za rękę, kiedy nadejdzie ten jej najważniejszy dzień.Czy dane mi będzie widzieć ich uśmiechy, ich marzenia, ich dorosłe życie. Rak to nie tylko choroba. To codzienna walka o każdy oddech, każdy krok, każdy kolejny dzień mamy. Walczę dla Bartusia. Walczę dla Mai. Walczę, bo oni mnie potrzebują. Leczenie jest bardzo ciężkie - chemia AC, leki, badania, dojazdy do szpitala, specjalistyczne konsultacje. To wszystko kosztuje ogromne pieniądze, których sama nie jestem w stanie udźwignąć. Choroba zabrała mi zdrowie… A teraz zabiera też stabilność finansową. Dlatego proszę o wsparcie. Każda złotówka to dla mnie szansa na życie. Każda pomoc to nadzieja, że uda mi się zatrzymać światło, które gaszę strachem, a które pali się we mnie dzięki moim dzieciom. Chcę żyć. Chcę doczekać najważniejszych chwil moich dzieci. Chcę wygrać tę walkę. Dziękuję za każdą pomoc, każde udostępnienie, każde dobre słowo. 🌹❤️🫶 To dla mnie więcej, niż mogę wyrazić.

3 829 zł z 10 000 zł
38%
Martyna Freda, Gdańsk

Chcę żyć! Pomóż mi wygrać z najbardziej agresywnym rakiem piersi

Jeszcze niedawno żyłam jak większość z nas — praca, obowiązki, plany i marzenia odkładane „na później”. Wszystko zmieniło się w jednej chwili. Diagnoza przyszła nagle i brutalnie odebrała mi poczucie bezpieczeństwa. Nagle „później” przestało istnieć, a jedyne, o czym myślę, to przyszłość, którą tak bardzo chcę jeszcze mieć… Na początku września 2025 roku usłyszałam diagnozę: potrójnie ujemny rak piersi. Dodatkowe badania wykazały przerzuty do węzłów chłonnych zaobojczykowych i zamostkowych. Potrójnie ujemny rak piersi (TNBC) to jeden z najbardziej agresywnych i trudnych w leczeniu nowotworów piersi. Komórki nowotworowe nie posiadają trzech receptorów, które zwykle umożliwiają stosowanie terapii hormonalnych lub celowanych. Oznacza to, że TNBC rozwija się szybciej, częściej daje przerzuty i wymaga natychmiastowego, bardzo intensywnego leczenia. Standardem jest połączenie chemioterapii z immunoterapią — właśnie ta kombinacja zwiększa szansę na zatrzymanie choroby i dłuższe przeżycie. Dlaczego immunoterapia jest tak ważna? Immunoterapia to nowoczesna metoda, która pobudza własny układ odpornościowy, aby rozpoznawał i niszczył komórki nowotworowe. W TNBC, gdzie możliwości leczenia są ograniczone, immunoterapia realnie zwiększa szansę na kontrolę choroby i zahamowanie jej agresywnego postępu. Niestety — mimo że jest to terapia zalecana - w mojej sytuacji nie jest refundowana przy tak zaawansowanym stadium choroby. Koszt jednego wlewu (2 ampułki) to aktualnie 13 875,12 zł. Pełny roczny cykl to 17 wlewów, czyli około 225 000 zł. Walczę o życie, o normalność, o wszystkie plany i marzenia, które choroba zatrzymała. O ludzi, których kocham i których nie chcę zostawiać. Całość kosztu terapii przewyższa nasze aktualne możliwości finansowe, dlatego proszę o pomoc.Każda, nawet najmniejsza wpłata daje mi szansę na pokrycie kosztów immunoterapii i leczenia oraz nadzieję i poczucie, że nie jestem sama w tej najtrudniejszej walce mojego życia. Z całego serca dziękuję za każdą wpłatę, dobre słowo czy modlitwę.❤️

75 250 zł z 150 000 zł
50%
Monika Kędzierska, Toruń

Pomoc dla Moniki Kędzierskiej

Cześć, jeżeli tu jesteś, to znaczy, że jesteś dobrym człowiekiem, dziękuję Ci za każdy datek i pomoc w zbiórce na walkę z glejakiem. Jestem Monika i mam 28 lat. Jestem matką 2-latka Robercika i 2-miesięcznej Helenki. Do pewnego czasu z mężem prowadziliśmy normalne życie - kochająca się rodzina, bez żadnych zmartwień. Parę tygodni temu moje życie przewróciło się do góry nogami. Stawałam się coraz słabsza, zaczęłam mieć silne zawroty głowy. Po wizycie u lekarza usłyszałam, że to normalne po urodzeniu dziecka. Coś mi jednak nie dawało spokoju. Po udaniu się na SOR i wykonaniu TK głowy lekarz stwierdził zmiany w mózgu. Zostałam od razu przyjęta na oddział neurologii w Toruniu, gdzie dowiedziałam się o guzie w płacie czołowo-skroniowym. Po wykonanym rezonansie głowy potwierdziło się najgorsze - złośliwy guz mózgu. Bardzo szybko zostałam przyjęta na oddział neurochirurgii w 10 Wojskowym Szpitalu Klinicznym w Bydgoszczy, gdzie dzięki ogromnemu profesjonalizmowi oraz bogatej wiedzy i doświadczeniu tamtejszego kierownika kliniki guz został w całości usunięty. Po tygodniu przyszły wstępne wyniki histopatologiczne guza - glejak III lub IV stadium. Oczekujemy na wyniki badań molekularnych, które określą dokładnie rodzaj glejaka oraz celowaną terapię. Aktualnie czekam na chemię i radioterapię - to standard leczenia glejaków o wysokim stopniu złośliwości. To jednak za mało. Dostępne są inne metody, które dają ogromną nadzieję. Ich koszt jest jednak ogromny, a nas samych na to nie stać. Zastosowanie chemii i radioterapii nie zatrzyma glejaka, dlatego chcemy podjąć dodatkowe leczenie. Poniżej kilka przykładowych nowoczesnych metod walki z glejakiem o wysokim stadium: - Immunoterapia– koszt ok. 450 000 zł - TTFields (Tumor Treating Fields) – metoda wykorzystująca zmienne pola elektromagnetyczne, koszt ok. 120 000 zł miesięcznie. Całkowity koszt leczenia może osiągnąć nawet 3 000 000 zł - Nano-Therm (hipertermia magnetyczna, Lublin) – koszt 30–40 tys. euro jedna sesja - Terapia borowo-neutronowa – metoda, która jest wciąż w trakcie badań klinicznych, a jej koszt może sięgać nawet 60 000 USD jedna sesja - Terapia protonowa – to rodzaj radioterapii, w której do naświetlania komórek nowotworowych wykorzystywana jest wiązka protonów. Ta nowoczesna metoda leczenia raka jest wyjątkowo skuteczna, nie daje też praktycznie powikłań, obecnych przy klasycznej radioterapii. Koszt około 100 000 zł. Zależy nam na tym, aby wyjść z tej choroby - wiem, że niektórym się to udaje. Nie tracimy nadziei, wierzymy, że wspólnymi siłami uda nam się wygrać tę nierówną walkę z tak trudnym przeciwnikiem. Musimy to zrobić, ale bez Waszej pomocy może się to okazać niemożliwe. Prosimy o wsparcie.

0 zł z 3 000 000 zł
0%
Monika Płatników, Szydłowo

Pomoc w leczeniu i powrocie do zdrowia

Nigdy nie sądziłam, że będę zakładać taką zbiórkę, a jednak „pyk” - i jestem w tym. Pisanie o chorobie, bólu, proszenie o pomoc wydaje się przyznaniem do słabości, do bezsilności. To zadanie, którego nie napisze za mnie nawet najlepsze AI - a szkoda. Historia mojej choroby zaczyna się w czerwcu 2025 roku, gdy z ogromnym bólem brzucha trafiam na gastroskopię. Badanie kończy się słowami lekarza: „Nie będę ukrywać przed Panią, co znalazłem. Muszę powiedzieć, że wygląda to nieciekawie”. Przez dziesięć długich dni czekam na wynik pobranego wycinka. Odbieram go od recepcjonistki na korytarzu. Czytam: rak dwunastnicy. Ściany się walą, robi się ciemno, odpływam. Mąż prowadzi mnie do samochodu. Nie wiem, jak tam doszłam. Nie pamiętam drogi do domu. Leki uspokajające pozwalają mi zebrać się w sobie i zacząć walkę z czasem. Umawiam się na wizytę u najlepszego chirurga w regionie - wydaje się, że tylko on może podjąć się tej operacji, bo ten rodzaj raka jest niezwykle rzadki. Profesor informuje mnie o konieczności pilnej operacji. Nie wiem, czy będziemy ratować moje życie, czy jedynie je przedłużać. Dowiaduję się natomiast, że czeka mnie największa operacja w obrębie jamy brzusznej, jaką zna współczesna chirurgia. Nie przeraża mnie to - może to efekt leków, a może po prostu ogromna chęć życia, ponad wszystko i bez względu na konsekwencje. 14 lipca 2025 roku przechodzę operację wycięcia dwunastnicy, połowy trzustki, części żołądka oraz pęcherzyka żółciowego. Dochodzi do ostrej niewydolności oddechowej i spędzam kilka dni na OIOM-ie. Później wracam na oddział. Pionizują mnie, karmią przez cewnik centralny, tracę kilogram dziennie, przechodzę szereg badań - w tym najważniejsze, czyli sprawdzenie szczelności zespoleń. Podchodzę do niego dwa razy, bo za pierwszym razem tracę przytomność. W tym wszystkim dostaję pierwszą dobrą wiadomość: „Pani Moniko, bardzo dobry wynik histopatologiczny. Rak został wycięty w całości. Dzisiaj jest dzień, w którym powinna się Pani cieszyć”. Gdy o tym myślę, nadal się wzruszam. Rodzina i przyjaciele mówili mi, że jestem dzielna i walczę. Nikt z nas nie miał jednak pojęcia, jak bardzo ta inwazyjna operacja wpłynie na dalsze funkcjonowanie i jak wiele konsekwencji wywoła — takich, których polski system zdrowia nie potrafi udźwignąć. Zachorowanie na jeden z najrzadszych nowotworów sprawia, że bardzo trudno jest znaleźć specjalistów, którzy potrafią zajmować się pacjentem po operacji Whipple’a. Mówimy o rozległym cięciu, które utrudnia codzienne funkcjonowanie, o bólach narządowych i powięziowych promieniujących do pleców, o pooperacyjnym zapaleniu kikuta trzustki, o cukrzycy jako powikłaniu pooperacyjnym, o problemach trawiennych, nieprzyswajaniu składników odżywczych, problemach z poruszaniem, bólach zębów wynikających z niedoborów - o codziennym zmaganiu się z rzeczami, o których większość ludzi nie ma pojęcia. Docieram do momentu, który wydaje się kluczowy dla tych, którzy uznają, że moje życie jest warte wsparcia. Kwota, którą chciałabym uzbierać, to tak naprawdę minimalne pokrycie kosztów rocznego leczenia. Obejmuje wizyty u lekarzy różnych specjalizacji - gastrologa, fizjoterapeuty, dietetyka klinicznego, genetyka i innych, pod których opieką muszę pozostawać z uwagi na ryzyko przerzutów. Każda wizyta to też kolejne badania, które trzeba wykonać, a na końcu leki oraz sprzęt do fizjoterapii domowej. Do listopada radziłam sobie z tym obciążeniem finansowym. Pod koniec miesiąca zwyczajnie się pod nim załamałam. Nie mogę już dłużej robić tego sama, bo każdy miesiąc jest dla mnie ważny. Muszę nabrać sił, regularnie się rehabilitować, wyleczyć wszystkie stany zapalne - słowem, przywrócić i utrzymać ciało w jak najlepszej kondycji. Powrót do zdrowia po takim raku trwa minimum rok. Każda kolejna dolegliwość opóźnia ten proces, a co najgorsze - daje chorobie otwarte drzwi do wznowy, której nie chcę i której w obecnym stanie zwyczajnie bym nie przeżyła. Bardzo dziękuję wszystkim, którzy zechcą mnie wesprzeć. Trudno jest się otworzyć, ale wierzę, że ma to sens. Wierzę, że dobrych ludzi jest więcej. Wierzę, że będę mogła dalej być ze swoją córką, że w pracy - do której wróciłam szybciej, niż rozsądek by podpowiadał - zrealizuję jeszcze wiele wspaniałych projektów. Wierzę, że moi przyjaciele nie stracą mnie zbyt szybko. Jeśli mogę mieć do Ciebie jeszcze jedną prośbę - spójrz na moje zdjęcie. Miesiąc przed diagnozą dostałam pora z hasłem „Pora na badania”. Nie mogło być wyraźniejszego sygnału. Badaj się. Nawet jeśli nikt nie chce zlecić Ci badań - zrób je sam/sama. Najwyższa PORA jest dziś. A ja dziękuję Ci za szansę. Nie zostanie zmarnowana.

45 199 zł z 80 000 zł
56%
Alicja Włodarczyk, Poznań

Na leczenie

Od października 2024 roku choruje na nowotwór złośliwy jajnika Figo IV. Przeszłam bardzo ciężką i trudną operację majaca na celu uratowanie mojego życia, podczas której wycięto mi wiele zmian wraz z częścią lub całymi organami. Resekcji poddana była macica z przydatkami i mankietem pochwy, otrzewna miednicy mniejszej, odbytnicy i esicy z zespoleniem koniec do końca. Usunięto też sieć większą wraz ze śledzioną, otrzewnę przepony po stronie prawej, część ściany żołądka oraz część ogona trzustki. W szpitalu spędziłam 32 dni. Dziś czuję się dużo lepiej, wracają siły, staram się żyć jak inni. Z powodu braku śledziony muszę wykonywać szczepienia, które niestety są kosztowne, tak jak wizyty u specjalistów typu urofizjoterapeuta czy też suplementacja, abym wspierała swój organizm w leczeniu. Każde wsparcie będzie dla mnie bardzo cenne. Dziękuję ❤️

150 zł z 2 000 zł
7%
Alina Soch, Wrocław

Pomóż Alinie wrócić do zdrowia

Cześć! Nazywam się Alina Soch. W dniu moich 33. urodzin przeszłam biopsję zmiany wykrytej podczas corocznego USG piersi. 10 czerwca otrzymałam wynik: rak piersi, potrójnie ujemny (TNBC) – jeden z najbardziej agresywnych typów. Wkrótce potem badania genetyczne metodą NGS potwierdziły u mnie mutację genu BRCA1, która znacznie zwiększa ryzyko zachorowania na nowotwory piersi oraz jajnika. Kolejne badania – TK klatki piersiowej i jamy brzusznej oraz PET – wykazały guz w piersi z przerzutami do węzłów chłonnych oraz podejrzenie przerzutu do wątroby (guz wielkości 9 mm). Z tego powodu zakwalifikowano mnie do IV stadium zaawansowania choroby i „zaproponowano” jedynie leczenie paliatywne. Nie mogłam się z tym pogodzić – czułam się młoda, silna i chciałam walczyć o całkowite wyleczenie, a nie jedynie spowolnienie choroby. Uznałam, że leczenie paliatywne powinno być moim planem B. Skonsultowałam swój przypadek z kilkoma onkologami. We Wrocławiu trafiłam na wspaniałą lekarkę, która – razem ze mną – zdecydowała się podjąć rękawicę do walki i próbę leczenia radykalnego. Dodatkowo chirurg z Krakowa zgodził się przeprowadzić operację wątroby. Ustalony wspólnie plan leczenia wygląda następująco: Chemioterapia „biała” – co tydzień, z uzupełnieniem o immunoterapię co trzy tygodnie Operacja usunięcia zmiany w wątrobie Chemioterapia „czerwona” – cztery wlewy co dwa tygodnie, również z immunoterapią Mastektomia obu piersi (z uwagi na mutację genu BRCA1) Ewentualna radioterapia. Opisany plan odbiega od leczenia systemowego dla IV stadium zaawansowania choroby, w którym nie są przewidziane możliwości operacji piersi, operacji wątroby czy podania czerwonej chemii. Wg schematu systemowego moje leczenie powinno się kończyć na punkcie pierwszym, czyli chemioterapii ‘białej’ podawanej rzadziej, ale do końca życia lub dopóki działa. Tak jak napisałam wcześniej, taki scenariusz to dla mnie plan B. Immunoterapia odgrywa w tym procesie ogromną rolę. Nie działa jak klasyczna chemia – aktywuje układ odpornościowy, który zaczyna sam zwalczać komórki nowotworowe. Badania wykazały u mnie wyjątkowo wysoki poziom białka PD-L1 (100, przy progu 10), co oznacza, że immunoterapia jest dla mnie szczególnie skuteczna. Dzięki temu NFZ refundował lek w pierwszym etapie leczenia, niestety tylko wtedy. Po 13 wlewach „białej” chemii (z immunoterapią) wyniki TK i PET pokazały cofnięcie się zmian w piersi i węzłach chłonnych. Zmiana w wątrobie zmniejszyła się do 8 mm. Zdecydowałam się więc na operację jej usunięcia, którą wykonano 14 listopada 2025 roku w szpitalu komercyjnym (koszt: 63 300 zł). Operacji nie chciał się podjąć nikt w ramach opieki NFZ, m.in. z uwagi na brak odpowiedniego sprzętu w szpitalach publicznych. 26.11.2025 planowane jest rozpoczęcie trzeciego etapu leczenia – cztery wlewy „czerwonej” chemii. To kluczowy moment: ma ona zniszczyć ewentualne pozostałe komórki nowotworowe i przygotować mnie do operacji piersi. Aby leczenie było w pełni skuteczne, chcę ponownie włączyć immunoterapię. Niestety, ten etap nie jest już refundowany. Jedna dawka leku kosztuje ok. 15 000 zł, a potrzebuję czterech – łącznie 60 000 zł. Walczę z całych sił i wierzę, że mogę wygrać. Potrzebuję jednak Państwa wsparcia, by kontynuować leczenie i doprowadzić je do końca. Każda pomoc, każda wpłata i każde słowo wsparcia przybliżają mnie do zdrowia i do życia bez lęku o przyszłość. Dziękuję z całego serca za każdą okazaną pomoc. Alina

65 279 zł z 60 000 zł
108%