Zbiórki

Katarzyna Ziarkowska, Warszawa

Pomóż mi uniknąć chemioterapii – zbieram na test Oncotype DX

Mam na imię Kasia, mam 52 lata i w lipcu usłyszałam diagnozę, która wprowadziła w moje życie chaos i sprawiła, że wszystko inne zeszło na dalszy plan – rak piersi. Wszystko zaczęło się niewinnie, od rutynowych badań profilaktycznych w czerwcu. Wynik biopsji potwierdził nowotwór, a 7 sierpnia przeszłam operację oszczędzającą pierś (BCT) oraz biopsję węzła wartowniczego (SLNB). Na szczęście operacja przebiegła zgodnie z planem i teraz przygotowuję się do dalszego leczenia. Rak piersi to choroba, której leczenie wymaga nie tylko operacji czy chemioterapii. Czasami najlepszą decyzją jest rezygnacja z chemioterapii – jeśli wiadomo, że nie przyniesie efektu, a może spowodować poważne skutki uboczne. Dlatego lekarze zalecili mi wykonanie testu genetycznego Oncotype DX. To badanie, wykonywane w USA, pozwala sprawdzić, czy chemioterapia będzie skuteczna w moim przypadku, czy też lepiej wybrać inną metodę. Wynik testu może diametralnie zmienić sposób leczenia i moje życie. Niestety test nie jest refundowany przez NFZ, a jego koszt to około 15.000- 20.000 zł. To kwota, której w tej chwili nie jestem w stanie pokryć samodzielnie. A czas ma ogromne znaczenie, decyzję muszę podjąć już teraz, zanim rozpocznę chemioterapię, która w moim przypadku może być nieskuteczna, a jednocześnie obciążająca organizm. Zawsze starałam się radzić sobie sama. Po dłuższym czasie bez pracy niedawno znalazłam nowe zatrudnienie i zaczęłam stawiać życie na nogi. Myślałam, że wszystko powoli się układa… Ale dziś najważniejsze jest zdrowie. Dlatego proszę o wsparcie. Każda, nawet symboliczna wpłata, przybliża mnie do wykonania badania. Jeśli możesz, pomóż mi zrobić ten krok, który może zmienić całe leczenie. Jeśli nie możesz pomóc finansowo, proszę udostępnij moją zbiórkę dalej. Dziękuję za każdą formę wsparcia i dobre słowo. Z wdzięcznością, Kasia

9 124 zł z 10 000 zł
91%
Marlena Gryta, Garwolin

Rak zabiera mi siłę, ale nie zabierze mi miłości do synów

Zawsze byłam osobą, która pomagała i wspierała innych. Od lat byłam zarejestrowana w DKMS jako potencjalny dawca szpiku – gotowa, by w każdej chwili podać pomocną dłoń. Nigdy nie przypuszczałam, że przyjdzie dzień, w którym to ja będę musiała błagać o wsparcie. A jednak dziś wiem, że bez pomocy nie zdołam dalej walczyć. Mam na imię Marlena, mam 45 lat i jestem mamą dwóch cudownych synów. Jeszcze niedawno nasze życie płynęło spokojnym rytmem – szkoła, praca, wspólne posiłki, zwykłe codzienne radości. Wszystko runęło w maju tego roku, kiedy usłyszałam słowa, których nikt nigdy nie chce usłyszeć: nowotwór złośliwy piersi. Te kilka słów zmienia wszystko. Odbierają sen, odbierają poczucie bezpieczeństwa, a przede wszystkim – zabierają przyszłość, o którą tak bardzo pragnę walczyć dla moich synów. Chcę żyć. Chcę być przy nich, patrzeć, jak dorastają, wspierać ich i cieszyć się każdą chwilą. Niestety choroba nie tylko odebrała mi zdrowie, ale też możliwość pracy. Każdy dzień to walka – z bólem, z lękiem, z bezsilnością, ale i z coraz trudniejszą sytuacją finansową. Ojciec moich dzieci od dawna nie wspiera nas ani emocjonalnie, ani finansowo, więc cały ciężar utrzymania rodziny i walki z rakiem spoczywa wyłącznie na moich barkach. Jestem w trakcie wyczerpującej chemioterapii, a czekają mnie dalsze etapy leczenia jak operacja usunięcia węzłów chłonnych czy długoterminowa radioterapia, drogie leki oraz długa i wymagająca rehabilitacja po operacji. Do tego dochodzą kolejne koszty, które trudno udźwignąć w naszej sytuacji: konieczność regularnych dojazdów na konsultacje i badania – każdorazowo ponad 100 kilometrów w jedną stronę, opłaty za wizyty u specjalistów, dodatkowe badania diagnostyczne, a także niezbędne środki wspierające organizm w trakcie chemioterapii i po zabiegu. To wszystko sprawia, że walka o zdrowie staje się jeszcze trudniejsza, bo każdy krok naprzód wiąże się z ogromnym wysiłkiem finansowym. Dlatego z całego serca proszę – pomóż mi stanąć do tej najważniejszej walki. Każda złotówka, każdy gest wsparcia, każdy znak solidarności przybliża mnie do tego, bym mogła pokonać chorobę i pozostać przy moich synach. Nie proszę dla siebie – proszę dla nich, bo oni potrzebują mamy.

575 zł z 10 000 zł
5%
Emilia Lesiak, Płock

Wsparcie na ułatwienie życia z chorobą nowotworową

Dzień dobry, mam na imię Emilia, lat 45. Jestem mamą ośmioletniej córki. W lipcu 2024 r. otrzymałam diagnozę złośliwego raka odbytnicy. 4 lata wcześniej przeszłam endoskopową dyssekcję polipa odbytnicy. Niestety, rok 2024 przyniósł wznowę. Od tego czasu moje leczenie objęło radioterapię, następnie chemioterapię zakończoną w kwietniu 2025 r. oraz operację w maju 2025 r., zakończoną niską przednią resekcją odbytnicy z wytworzeniem ileostomii protekcyjnej. Tak bardzo liczyłam, że to co przeszłam, zakończy moją chorobę. Niestety, wynik badania patomorfologicznego nie okazał się korzystny. Wyszło, że rak nacieka do poziomu tkanek miękkich podsurowicówkowych. Tym samym, wdrożono znowu leczenie chemioterapią, wskazując, że rokowania są niepewne. Od początku bardzo źle znosiłam chemię, tak poprzednią jak i teraźniejszą. Działania niepożądane, z którymi się zmagam, to pogorszenie wydolności krążeniowo-oddechowej, parestezja w postaci uczucia drętwienia dłoni i stóp, zapalenie rumieniowo-złuszczające skóry dłoni i stóp, które powoduje ból, łuszczenie się skóry, i które pojawiło się po obecnej chemii, obniżenie wartości płytek krwi, czerwonych krwinek, zaburzenie funkcji wątroby, ślinotok. Skutki uboczne chemioterapii zmuszają mnie do stosowania licznej suplementacji, pozwalającej nieco je ograniczyć oraz do używania - po każdym myciu rąk (a w przypadku stóp - na noc) -specjalistycznych kremów, maści łagodzących dermatologiczne zmiany skóry, które to środki ochrony szybko się kończą i nie należą do tanich. Ponadto drętwienia wymagają rehabilitacji neurologicznej, na którą terminy są roczne, a prywatne wizyty zaczynają się od 200 zł za godzinę... Co więcej, życie ze stomią, sprowadza się do ścisłej pielęgnacji określonymi produktami, na które NFZ daje 120 zł co miesiąc, co przy wymianie worka otwartego co drugi dzień, zmusza do dokupywania z własnych środków tych produktów więcej niż raz w miesiącu, tj., sprayu medycznego do usuwania przylepca (47,80 zł), pasty uszczelniającej (66,80 zł), chusteczek ochronnych (za 30 sztuk 57 zł), chusteczek ułatwiających przyklejanie worka (24 zł), pasa podtrzymującego worek (31,90 zł). Do tego dochodzą wydatki na rękawiczki jednorazowe, chusteczki nawilżające, które są niezbędne przy opróżnianiu worka stomijnego, a też na pas chroniący przed przepukliną okołostomijną. Ponadto należy uwzględnić moje wyjazdy z Płocka, gdzie mieszkam, na chemię do Narodowego Instytutu Onkologii przy Wawelskiej 15B w Warszawie. Mają one miejsce co 21 dni, jak jest dobrze, ale zdarzają się wyjazdy co tydzień, jeżeli skutki uboczne są zbyt silne, by podać chemię. Do tej pory nie dopuszczałam do siebie myśli, by korzystać z onkopomocy zbiórkowej od fundacji. Zawsze jakoś dawałam sobie radę sama lub z pomocą rodziny. Teraz jednak gdy moje leczenie nie zakończyło się na operacji, ale jest kontynuacja chemioterapii i wyłoniona stomia, wiążą się z tym niemałe wydatki jak wyżej. Jestem jeszcze przez pół roku na świadczeniu rehabilitacyjnym, na którym mam wypłacane 75% podstawy, co przy pracy na szeregowym stanowisku w tzw. budżetówce, oznacza, że mało co zostaje po dokonaniu koniecznych opłat. To wszystko powoduje, że muszę szukać dodatkowego wsparcia finansowego, by zachować komfort życia fizycznego i psychicznego jako pacjent onkologiczny. Tym bardziej że mam córkę na wychowaniu i chcę wrócić do pracy. Doceniam wszelkie wsparcie. Będę wdzięczna za Pani/Pana pomoc.

2 418 zł z 15 000 zł
16%
Marta Hajda-Skulska, Wrocław

Powrót Marty do normalności

Cześć! Nazywam się Marta i od zawsze mieszkam we Wrocławiu. Jeszcze do niedawna moje życie wyglądało całkiem zwyczajnie. Ot normalne życie polskiej rodzinki: praca, trójka dzieci, dom. Zaczęło się całkiem niewinnie, od grudniowego szczękościsku, potem lekkiego cierpnięcia twarzy. Jako że zajęć miałam aż nadto, to nie przekładałam swojego zdrowia nad resztę codziennych spraw. Przecież minie, pewnie źle spałam. Ale nie mijało. Zaliczyłam kilku lekarzy, USG, prześwietlenia, fizjoterapeutę, neurologa. Z każdej strony zapewnienia, że wystarczy wymasować i puści. Nie puszczało. Przestałam mieć możliwość otwierania ust na tyle, że zaczęłam drastycznie chudnąć. Dopiero wtedy trafiłam na lekarzy, którzy potraktowali mnie poważnie. Szybkie skierowanie na tomograf i biopsję. Diagnoza? Nowotwór złośliwy żuchwy na granicy operowalności. Mięsak gładkokomórkowy wżerający się we wszystko, czego dotyka. Wada genetyczna, na którą nie miałam żadnego wpływu. Świat się zawalił. Rodzina mnie potrzebuje, a ja się rozsypuję. Kolejne konsultacje, wyjazdy do Warszawy. Nikt nie wie, jak mnie leczyć. Trwa walka z czasem. Jest pięć przypadków takich jak mój na świecie. Czy muszę być aż tak wyjątkowa? Decyzja lekarzy: szybka chemia skierowana prosto w mięsaka, ale nie aby go zmniejszyć, tylko dać nadzieje, że chirurg wytnie go w całości. Jest środek wakacji, nasze dzieci nic jeszcze nie wiedzą. Po kilku dniach od pierwszej chemii wylatują włosy, czas powiedzieć rodzinie. Tego już się nie zatrzyma. Szybki ślub cywilny, bo przecież "mamy jeszcze czas". Na dobre i na złe. Po drugiej chemii czeka na mnie już sala operacyjna. Jestem wykończona i sparaliżowana strachem. Ale jest ze mną mój mąż. Zawsze był. Trzeba wyciąć wszystko, od policzka po wewnętrzną stronę gardła. Mięśnie, żuchwę, zęby. Może nie będę mogła ruszać więcej twarzą. Może już nigdy nie poczuję smaku i zapachu. Z uda trzeba pobrać mięsień i skórę do przeszczepu. Do operacji gotowe są dwa zespoły specjalistów. Operacja trwa 10 godzin. Udała się. Guz został wycięty. Nie oszczędzili jednak niczego. Wszystko w twarzy mam nowe. Nie poruszam połową głowy. Po tygodniu reoperacja. Do usunięcia wielki krwiak i ponowne nastawianie, bo wszystko się rozjeżdża. Budzę się ze zszytymi ustami. Muszę przywyknąć. W tchawicy rura, w nosie gruba sonda. Moja twarz nie wyraża uczuć. Nie domykam oka. Nie mogę krzyczeć. Dzieci nie rozpoznają mnie na kamerze. Nie widziałam ich już prawie miesiąc. Z lata zrobiła się jesień. Potrzebuję Waszej pomocy w powrocie do zdrowia, do tego życia, które prowadziłam kiedyś. Do powrotu do rodziny. Przede mną jeszcze kolejne serie chemioterapii i radioterapii. Żmudna walka o sprawność twarzy, dodatkowe rekonstrukcje, ponowna nauka jedzenia i chodzenia. Z góry bardzo wszystkim dziękujemy Marta i Wojtek

6 224 zł z 100 000 zł
6%
Piotr Borycki, Warszawa

Leczenie II linii / 2nd line therapy

Podjęcie 2 linii leczenia onkologicznego jest konieczne po znalezieniu nowych ognisk choroby po zakończeniu terapii 1 linii. Nie jest to leczenie refundowane przez NFZ, koszty zakupu 6 dawek leków to 240.000 PLN. Jest to kwota znacząco obciążająca moje oszczędności, które gromadziłem na przyszłość swojej rodziny - w tym dzieci (9, 15 lat). ------------------------------------------------- Metastasis detected after completed 1st line of my treatment requires follow up with 2nd line. SIx doses of medicines cost 250.000PLN (60.000USD). While it is recomended therapy for my disease, it is not covered by public healthcare. This amount is severely impacting my savings, I put aside for the future of my family, including children (9, 15yo)

129 282 zł z 250 000 zł
51%
Goska Jarzyna, Szczesne

Leczenie onkologiczne

2 lata temu moje życie przewróciło się do góry nogami. Usłyszałam diagnozę: rak esicy 4 stopnia z przerzutami do wątroby. Chemioterapie znoszę źle. Jestem na rencie w wysokości 1800 zł. Z tego trzeba zapłacić rachunki, kupić leki (same zastrzyki na zakrzepicę to koszt 980 zł plus inne zalecane leki-razem miesięcznie ok. 1200 zł), odbyć wizyty i badania częściowo prywatnie, a do tego dobrze się odżywiać, by mieć siły na zmagania z chorobą. Oszczędności zmalały w zastraszającym tempie, dlatego zwracam się do WAS, ludzi o dobrych sercach. Każda złotówka przybliży mnie do mojego celu - po prostu ŻYCIA, bo mam dla kogo i chcę jak najdłużej... Dziękuję!

1 192 zł z 15 000 zł
7%
Krzysztof Stasiełuk, OLSZTYN

Na leczenie i zdrowie

Mam na imię Krzysztof i mam 50 lat. Jeszcze miesiąc temu moje życie toczyło się normalnie: praca, dom, zakupy, wypoczynek. Tak zwyczajnie... Dziś moja codzienność to poradnie, szpitale, ból, obawa i czekanie, co przyniesie następny dzień. Zdiagnozowano u mnie nowotwór płaskonabłonkowy szyi G3 - rzadki, złośliwy, nieoperowalny nowotwór- guz, który każdego dnia odbiera mi siły, chęci i nadzieje. Nie potrafię opisać, co czuje człowiek, kiedy słyszy, że choroba jest nieuleczalna. Jedyne co można robić to próbować ją spowalniać. Leczenie jest kosztowne, a ja nie mogę pracować z powodu choroby. Oszczędności, które zgromadziłem, rozchodzą się szybko. Nie proszę o cuda tylko o pomoc, bo nie chcę się poddać. Każda złotówka to dla mnie szansa na lepsze jutro. Proszę Was - pomóżcie mi walczyć o życie, które mi zostało.

0 zł z 2 000 zł
0%
Julianna Gaczkowska, Żnin

Rak piersi złośliwy

Witam, jestem Julia, mam 45 lat i dwójkę dzieci. Oto moja historia: Aktualizacja: operacja 16 października Teraz rehabilitacja i oczekiwanie na wynik. Na pewno będzie radioterapia. 1 czerwca, w tak radosny dzień (Dzień Dziecka, a zarazem imieniny starszego syna), podczas szykowania się na wspólne świętowanie wyczułam guzek w piersi. Bardzo mnie to zaniepokoiło. Umówiłam się na usg piersi, a tam diagnoza BI-RADS 4a. Lekarz pocieszał mnie, że to tylko podejrzenie i że jest duża szansa, że to nic złośliwego. Następnie odbyłam wizytę u innego lekarza, tym razem wykonano usg z elastografią. Tam już było BI-RADS 4b. Za dwa dni byłam już u onkologa na biopsji, a po kolejnych kilku dniach padła diagnoza: Rak inwazyjny piersi naciekający. Jestem teraz na etapie ciągłych wizyt na onkologii i badań, czy są przerzuty. Dojazdy też nie są łatwe, ponieważ młodszy syn jest niepełnosprawny i mąż musi z nim zostać w domu, a ja muszę organizować sobie kogoś, kto mnie zawiezie na onkologię oddaloną 70 km od mojego miejsca zamieszkania. Termin operacji wyznaczono na październik. Potem czeka mnie dalsze długotrwałe leczenie i rehabilitacja. Dlatego potrzebna jest mi Państwa pomoc, abym mogła wykorzystać wszystkie możliwości leczenia. Tak bardzo chce żyć - żyć nie dla siebie, a dla moich synów, którzy tak bardzo mnie potrzebują. Szczególnie młodszy wymagający opieki do końca swojego życia. Z całego serca dziękuje za okazaną pomoc!

1 590 zł z 10 000 zł
15%
Kazimiera Borowska, Warszawa

Z ogromnym smutkiem zawiadamiamy, że Kazimiera odeszła...

Z ogromnym smutkiem zawiadamiamy, że Kazimiera odeszła... Składamy szczere wyrazy współczucia jej rodzinie i bliskim, Zarząd Fundacji Alivia. Zbiórka Kazimiery została zamknięta. Prosimy nie przekazywać darowizn na ten cel. ………………………………………………………..***…………………………………………………………. Moja Mama zawsze była dla mnie źródłem siły i oparcia. Dziś to Ona potrzebuje tej siły – i mojej pomocy. Pomimo posiadania dwóch kart DiLO, zamiast szybkiej ścieżki diagnostycznej Mama spotkała się z wielokrotnym odsyłaniem od lekarza do lekarza. „To nie tutaj” – te słowa słyszałyśmy częściej niż jakąkolwiek realną propozycję leczenia. Część badań – tomografię klatki piersiowej, jamy brzusznej i miednicy mniejszej – musiałyśmy wykonać prywatnie, aby nie tracić kolejnych tygodni. Potem szukałam miejsca, w którym możliwa byłaby biopsja płuca, by wreszcie dowiedzieć się, z czym się mierzymy. Od pierwszego badania USG do postawienia ostatecznej diagnozy minęły blisko trzy miesiące. W tym czasie stan Mamy dramatycznie się pogorszył. Gdy diagnoza w końcu zapadła, było już za późno – żaden z konsultowanych onkologów nie zaproponował ani chemioterapii, ani immunoterapii. Jedyne, co nam pozostawiono, to hospicjum domowe, z wizytą pielęgniarki raz w tygodniu i lekarza raz na dwa tygodnie. Nie otrzymałyśmy wsparcia żywieniowego ani innych rozwiązań, które mogłyby poprawić stan Mamy. Usłyszeliśmy, że jest zbyt słaba pod względem internistycznym, by podjąć leczenie onkologiczne, a leczenie internistyczne jest „nieopłacalne”, ponieważ ma rozsianego raka. Dziś Mama walczy każdego dnia. Guz płuca dał liczne przerzuty do wątroby. Zanika apetyt, pogarszają się wyniki wątrobowe, pojawiają się trudności z pamięcią i kojarzeniem faktów. Z radosnej, pełnej życia osoby – zainteresowanej sportem, polityką i dobrym kinem – stała się kimś zawieszonym między życiem a śmiercią, całkowicie zależnym od opieki i asysty drugiej osoby. Jestem jedyną córką i jedyną osobą, która może się nią zająć, dlatego musiałam przejść na tryb pracy zdalnej. Łączę pracę zawodową z całodobową opieką nad Mamą, co jest ogromnym obciążeniem psychicznym, fizycznym i finansowym. Chciałabym, aby ostatni etap Jej życia przebiegł w możliwie godnych i spokojnych warunkach. Zebrane środki przeznaczymy na łóżko rehabilitacyjne, leki oraz codzienne potrzeby związane z opieką paliatywną – tak, aby Mama miała jak najmniej cierpienia, a jak najwięcej ciepła i troski. Każda, nawet najmniejsza wpłata, jest dla nas ogromnym wsparciem i daje poczucie, że nie jesteśmy w tej trudnej walce sami. Dziękujemy z całego serca. ❤️

7 810 zł z 10 000 zł
78%
Alexandre Rossi, Warszawa

DA VINCI LUB NANOKNIFE - moja szansa na życie

Drodzy Darczyńcy, nazywam się Alexandre Rossi. Mam 56 lat i nie jestem gotowy na śmierć. Niestety, zdiagnozowano u mnie nieoperacyjnego na dzień dzisiejszy raka trzonu trzustki i jestem w trakcie chemioterapii. Lekarze rozpatrują dwie opcje, obie niestety nierefundowane przez NFZ: operacja przy zastosowaniu robota Da Vinci (gdy chemioterapia przyniesie rezultaty) lub, w przypadku ostatecznym, przy pomocy techniki Nanoknife. Prywatnie, od czterech lat dzielę życie z moją ukochaną Katariną w Polsce - kraju, który stał się moim drugim domem. Trzy pokolenia temu moja włoska rodzina osiedliła się w Brazylii, a ja z powodu trudności ekonomicznych, wyemigrowałem do Irlandii, by pracować jako kucharz i wspierać swoją mamę. To właśnie miłość do Katariny sprawiła, że przeprowadziłem się do Polski. Tu jest teraz moje serce i mój dom. Wierzymy, że nasza miłość jest silniejsza od choroby i że razem pokonamy wszelkie przeciwności. Jednak potrzebujemy pomocy - Twojego wsparcia, które da nam nadzieję na pokonanie raka. Prosimy, pomóż nam w tej walce. Z głębi serca dziękujemy za Twoją pomoc i wsparcie. Razem możemy pokonać wszystko. Zebrane środki pieniężne mogą zostać przeznaczone (poza głównym celem zbiórki) na: środki farmakologiczne, badania diagnostyczne, konsultacje oraz procedury medyczne, usługi transportu do i z ośrodka medycznego, badania, rehabilitację, terapię, sprzęt oraz zabiegi rehabilitacyjne. Z wyrazami wdzięczności,Alexandre i Katarina

5 431 zł z 60 000 zł
9%
Teresa Woźniak, Stanowice

Szansa na życie dzięki innowacyjnemu lekowi – pomoc dla Teresy

Od 2017 roku Teresa walczy z nowotworem. Przez ten czas przeszła wiele trudnych etapów leczenia. Obecnie jest już w piątej linii terapii. Niestety, mimo ogromnych starań, dotychczasowe metody nie przynoszą efektów. Z najnowszych wyników jasno wynika, że jedyną realną szansę na zatrzymanie choroby daje innowacyjna substancja, należąca do klasy leków zwanych koniugatami przeciwciało-lek. Obecnie dopiero staramy się o dostęp do tego leku. Jego dostępność w Polsce jest bardzo ograniczona, a refundacja przysługuje jedynie pacjentom do trzeciej linii leczenia – wszystkie inne kryteria Teresa spełnia. Niestety, przez zaawansowanie choroby i wcześniejsze terapie, refundacja w jej przypadku jest niemożliwa. Terapia kosztuje aż 80 000 zł miesięcznie. Aby rozpocząć pełne leczenie trwające co najmniej 12 miesięcy, potrzebujemy zebrać 960 000 zł. Czas ma kluczowe znaczenie – bez leczenia choroba będzie postępować i może zakończyć się tragicznie. Zwracamy się z ogromną prośbą o wsparcie – każda wpłata, każde udostępnienie, każdy gest solidarności przybliża nas do celu i daje nadzieję na życie. Dziękujemy za każdą formę pomocy.

6 536 zł z 960 000 zł
0%
Ewa Beata Tyszkiewicz-Pawłowska, Warszawa Ursynów

Z ogromnym smutkiem zawiadamiamy, że Ewa odeszła...

Z ogromnym smutkiem zawiadamiamy, że Ewa odeszła... Składamy szczere wyrazy współczucia jej rodzinie i bliskim, Zarząd Fundacji Alivia. Zbiórka Ewy została zamknięta. Prosimy nie przekazywać darowizn na ten cel. ………………………………………………………..***…………………………………………………………. Jestem chora na raka układu pokarmowego (wątroby). Szansą na przeżycie jest dla mnie przeszczep wątroby. By móc kontynuować leczenie i przygotowanie do operacji potrzebuję przybrać na wadze. Jest to trudne z uwagi na typ schorzenia i powstające przy tym wodobrzusze. Zbieram środki finansowe na leki, rekonwalescencję, leczenie z dożywianiem pod kontrolą medyczną, potrzebne na co dzień substancje białkowe, a także na możliwe włączenie żywienia dożylnego. Z góry dziękuję za wsparcie.

7 489 zł z 50 000 zł
14%