Zbiórki

Grzegorz Banachowicz, Bytom

Walka Grzegorza z mięsakiem maziówkowym

Dzień dobry, mam na imię Grzegorz, mam 38 lat Jestem ojcem fantastycznych dzieciaczków. Są one dla mnie całym światem. Jak każdy młody człowiek miałem plany i marzenia, które powoli realizowałem wierząc, że z czasem uda się spełnić je wszystkie. Niestety pewnego dnia życie napisało dla mnie swój własny scenariusz, który był daleki od tego, co zamierzałem. Teraz mam nowe marzenie - powrót do zdrowia i walczenie do samego końca, bo mam dla kogo. Część z Was zna mnie bardzo dobrze, inni mniej albo wcale. Część z Was mnie lubi, część pewnie mniej, ale są takie momenty w życiu człowieka, kiedy sympatie i antypatie odchodzą na dalszy plan. W moim życiu taki moment nastąpił niedawno, dnia 11 września 2022 roku. To właśnie wtedy zdiagnozowano u mnie nowotwór złośliwy (mięsak maziówkowy kostki lewej w stadium rozsiewu do płuc i pachwiny dolnej). Choroba jest tak poważna, że zmuszony byłem przestać pracować i w tym momencie straciłem jedyny dochód. Niedawno przyjąłem pierwszą dawkę chemioterapii. Leczenie w tych czasach jest bardzo kosztowne, a ja na tę chwilę nie posiadam wystarczających środków pieniężnych. Leki, suplementy, dojazdy i wizyty lekarskie to dodatkowe koszty. Czeka mnie jeszcze operacja kostki lewej. W związku z tym zwracam się do Was o pomoc, bo bez Was nie dam rady w tej nierównej walce. DLA MNIE KAŻDA ZŁOTÓWKA jest na wagę złota. Choroba postępuje bardzo szybko, pozbawiła mnie bardzo dużo, a wiem, że to dopiero początek walki z rakiem. Chcę walczyć do samego końca dla mojej rodziny. Jeszcze raz bardzo proszę o Waszą pomoc i z góry dziękuję za każde wsparcie!

626 zł
1%
Małgorzata Sobiechowska, Wąbrzeźno

Leczenie Małgorzaty Sobiechowskiej

Mam na imię Gosia, mam 57 lat, dwójkę dorosłych dzieci. Przed chorobą prowadziłam normalne życie. Byłam osobą aktywną, pracowitą, nigdy poważnie nie chorowałam. Moje dzieci (córkę i syna) wychowaliśmy wraz z mężem na dobrych i uczciwych ludzi. Cieszyliśmy się, że niedługo będziemy na emeryturze wieść razem szczęśliwe i spokojne życie. Banalne objawy mojej choroby okazały się informacją druzgocącą: nowotwór gruczołowo-torbielowaty nosogardła, złośliwy, bardzo rzadki, uniemożliwiający normalne oddychanie. To było w grudniu 2019 roku. Przeszłam operację, radioterapię uzupełniającą i wydawało mi się, że udało się chorobę pokonać. Po dwóch latach znowu złe wieści... Przerzuty do płuc i wątroby. Rozpoczęłam chemioterapię, bardzo źle ją znosiłam, a i tak raka nie pokonałam, jedynie trochę go zatrzymałam. Mój lekarz powiedział mi wtedy o immunoterapii. Co prawda nie jest refundowana dla mojego typu raka, ale może pomóc. W tej chwili to moja jedyna nadzieja. Przyjmuję lek: Nivolumab. Miesięczny koszt podawania leku to ponad 18 tys. złotych. Do tej pory korzystałam ze środków własnych i z pomocy rodziny, ale koszty są tak duże, że moje możliwości są na wyczerpaniu. Możliwe, że nie stać mnie będzie na zakup leku, a wtedy... Boję się śmierci, bólu, tego, że zostawię rodzinę. Siły do walki z chorobą daje mi głęboka wiara i modlitwa. Liczę na Waszą pomoc, chciałabym dalej żyć!

49 518 zł
33%
Teresa Bielówka, Rakszawa

Spełniać marzenia

Miałam marzenia: piękny ogród, własne przetwory, zdobywanie szczytów Korony Gór Polskich, a przede wszystkim udział w życiu i dorastaniu moich wnuków. Mam trzy dorosłe córki: Katarzynę, Paulinę i Stefanię oraz wnuki - Blankę, uczennicę I klasy szkoły podstawowej, Stefana (5 lat) - przedszkolaka, Cezarego (2 lata) i Juliana (5 miesięcy). Bardzo kocham moje dzieci i wnuki, aktywnie uczestniczyłam w ich życiu. Choroba - rak jajnika - przyszła niespodziewanie. Był szok i niedowierzanie, załamanie, ale i ogromna wola walki. Moje marzenia to powrót do pełni sił i realizacja planów, tj. pokazanie moim wnukom naszego pięknego kraju, wędrówki z rodziną po górach, wyjazdy w różne miejsca, pokazanie przyrody i sposobu, jak można aktywnie wypoczywać i uczyć się historii Polski. Ogród, który jest zaniedbany, chciałabym doprowadzić do stanu sprzed choroby, marzę o uprawie warzyw i owoców. Chcę nauczyć moje wnuki zbierać grzyby oraz przekazać wiedzę, jak szanować i dbać o przyrodę. Ale najważniejszym marzeniem jest widzieć jak dorastają, cieszyć się z ich sukcesów i wspierać w razie porażek. Aby to było możliwe, potrzebuję wsparcia w poniesieniu codziennych kosztów związanych z leczeniem.

2 457 zł
7%
Ryszard Rydzewski, Suwalki

Zbiórka dla Rynia

Witam, Ryszard ma 64 lata. Ma żonę, troje dzieci i troje wnucząt. W tym roku miał już przejść na emeryturę, cieszyć się z rodziną wolnym czasem, którego zawsze brakowało... Niestety na początku roku 2022 zaczął go męczyć przewlekły kaszel. Myślał, że to zwykłe przeziębienie. Okazało się, że ma wodę w płucach. Po ściąganiu ponownie nachodziła. Po dokładnych badaniach postawiono diagnozę - nowotwór złośliwy: międzybłoniak opłucnej. Rynio (tak go nazywa rodzina) nie poddaje się, walczy każdego dnia z uśmiechem na twarzy. Ze względu na stan zdrowia nie może spełniać się zawodowo, ale próbuje żyć jak dotychczas. Jest człowiekiem wesołym, otwartym, kocha pomagać innym, a siebie stawia na ostatnim miejscu. Dzisiaj to on potrzebuje przede wszystkim modlitwy i pomocy w zgromadzeniu środków na leczenie, dojazdy i rehabilitację. Każda, nawet najmniejsza kwota będzie cenna. Proszę ludzi o dobrym sercu o udostępnianie zbiorki. Dziękuję. Dobro wraca.

10 918 zł
54%
Ewa Chlebuś, Sulechów

Zrzućmy się dla Ewy walczącej z białaczką

Zrzućmy się dla Ewy walczącej z ostrą białaczką szpikową na koszty związane z leczeniem po przeszczepie 9 listopada 2021 r. trafiła w stanie ciężkim do szpitala. Wtedy usłyszeliśmy straszliwą diagnozę, która brzmiała jak wyrok - ostra białaczka szpikowa. W jednej chwili cały nasz świat się zawalił, a później wszystko działo się tak szybko. Z dnia na dzień znalazła się na oddziale Hematologii w Zielonej Górze. Dawne życie zniknęło, zaczęło nowe - trudne, w którym codziennością był szpital... Natychmiast zostało wdrożone leczenie - długie, ciężkie i wykańczające. Mocne dawki chemii z każdym dniem zabierały siły, niszcząc cały organizm... Na dodatek żona we wrześniu 2021 r. przeszła udar, co było początkiem białaczki - tak zdiagnozowali to później lekarze. W ciągu 10 miesięcy spędzonych w szpitalu żona przeszła 4 chemioterapie i biopsję głowy. Doznała sparaliżowania, przez które miała 2-miesieczną rehabilitację. Przez cały czas przebywała głównie w izolatce. Niejednokrotnie jej życie było zagrożone. Ostatecznie Komisja Lekarska zakwalifikowała żonę do autologicznego przeszczepu komórek macierzystych. Nie będę ukrywał - to był trudny czas. Poddano Ewę ciężkiej chemii, a później jej układ odpornościowy został ,,zresetowany" i na nowo musiał się odbudowywać. Jej stan, izolacja, obostrzenia covidowe, dodatkowe zakażenie wewnątrzszpitalne dały mocno w kość. Dobrą wiadomością było to, iż jest dawca szpiku (brat) i tak 22 sierpnia 2022 r. żona przeszła przeszczep szpiku. Pełna nadziei, że teraz będzie tylko lepiej... Żona po przeszczepie wyszła ze szpitala do domu 19 września 2022 r. Co tydzień/dwa tygodnie przyjeżdżamy na kontrolę do Kliniki Hematologii i Przeszczepu Szpiku we Wrocławiu. Z czasem wizyty będą raz w miesiącu. Niestety, wydatki rosną z każdym dniem. Z naszej miejscowości do Kliniki we Wrocławiu jest 204 km w jedną stronę. Nie możemy korzystać z komunikacji miejskiej ze względu na brak odporności żony, a koszty paliwa bardzo obciążają nasz budżet domowy. Do tego dochodzą koszty leków. Mieszkamy razem z córką, a nasz dochód to jedynie zasiłek rehabilitacyjny i moja pensja. Dlatego zwracamy się do Was z prośbą o pomoc i wsparcie - w tym przypadku finansowe. Żona nie marzy o niczym innym jak o powrocie do normalności, zdrowia i sprawności. Każda złotówka ułatwi mojej żonie walkę z tym trudnym przeciwnikiem, doda jej sił i zabierze ogromne zmartwienie! Marzymy tylko o tym, by Ewa mogła skupić się na leczeniu, by nie musiała się stresować, bo to tylko szkodzi... Proszę, pomóżcie. Znaleźliśmy się w trudnej sytuacji, nowej dla całej naszej rodziny. Celem naszej zbiórki jest pokrycie kosztów bieżącego leczenia, dojazdów do szpitala. Potrzebujemy pomocy i przyznam szczerze, że niezręcznie jest mi o nią prosić.

11 646 zł
58%
Joanna Buszyńska, Poznań

Wsparcie w pokonaniu raka piersi

Mam na imię Asia, mam 34 lata, dwóch cudownych synków i do stycznia 2023 moje życie układało się szczęśliwie i harmonijnie. Podczas rutynowego nadania USG dowiedziałam się, że mam nowotwór złośliwy lewej piersi. Biopsja potwierdziła przypuszczenia, a dalsza diagnostyka przyniosła złe wiadomości: agresywny nowotwór HER2+++, przerzuty do węzłów chłonnych i wątroby, wiele zmian w piersi. Mimo tego, że choroba zdążyła mocno się rozwinąć, ciągle mam szansę na wyzdrowienie. Niestety terapie i konsultacje u specjalistów wiążą się z dużymi kosztami. Potrzebuję Waszego wsparcia w zbiórce środków na leczenie wspomagające, rekonstrukcję piersi i rehabilitację. Z całego serca dziękuję! <3 <3 <3

10 318 zł
12%
Iwona Ciepielewska, Ostrowiec Świętokrzyski

Onkozbiórka dla Iwony

Dzień dobry, mam na imię Iwona, mam 56 lat. Jestem nauczycielką z długim stażem pracy. Moja sytuacja radykalnie się zmieniła w październiku 2022 roku, gdy stałam się pacjentką onkologiczną. Zachorowałam na raka płuca, który niestety zdążył się rozwinąć na tyle, że dał przerzuty do kości i węzłów chłonnych. Podjęłam leczenie w Centrum Onkologii w Kielcach, przyjmuję lek ozymertynib, który daje spore szanse na utrzymanie choroby bez progresji. Jest to lek refundowany, ale z ograniczeniami. Za miesiąc będę mieć kolejne TK, które da odpowiedź co z dalszym leczeniem. Pieniądze pochodzące ze zbiórki przeznaczone będą na bieżące koszty związane z leczeniem, dojazdy i konsultacje. Za wszelką pomoc z całego serca dziękuję. Iwonka

12 940 zł
129%
Anna Saładonis, Suwałki

Złośliwy nowotwór piersi - trójujemny

Mam 35 lat i jestem szczęśliwą żoną i mamą 7-letniej Zuzi. Jeszcze do niedawna wiodłam spokojne i radosne życie. Niestety jakiś czas temu moje życie rozpadło się na tysiące kawałków i teraz próbuję je jakoś poskładać. Zdiagnozowano u mnie potrójnie ujemnego raka piersi. Postanowiłam walczyć, bo mam dla kogo żyć! Jedyne czego potrzebuję do szczęścia to zdrowie. Niestety trafiłam na nierównego przeciwnika - to najbardziej agresywny i najmniej poznany rodzaj raka piersi, którego przebieg ciężko przewidzieć. Jestem na samym początku ciężkiej walki, a już na starcie usłyszałam, że lek, którego potrzebuję, nie jest refundowany. Jest to pembrolizumab, przeciwciało monoklonalne. Jego koszt to blisko 16.000 zł (!) za jedną dawkę. Lek jest podawany średnio co 3 tygodnie. Potrzebuję tych dawek aż 18! Zrobię wszystko, aby wygrać tę walkę. Muszę ją wygrać dla siebie, mojego męża, a przede wszystkim dla mojej córci, która bardzo mnie potrzebuje. Każda pomoc będzie dla mnie ogromnym wsparciem.

73 493 zł
24%
Ewa Kułakowska, Pisanica

Ratujmy życie

Od ponad roku zmagam się z nowotworem złośliwym z przerzutami. Proszę ludzi dobrej woli o wpłaty, ponieważ brakuje mi środków na dojazdy i leki.

482 zł
4%
Marzena Sikora, Mszana Górna

Wsparcie i pomoc w pokonaniu raka

Jestem mamą dwójki dzieci. 5 lat temu, będąc w 6 tygodniu ciąży otrzymałam diagnozę - rak piersi. Szybko podjęte leczenie, które przeszłam w trakcie ciąży, pozwoliło mi cieszyć się macierzyństwem kolejne lata. Niestety we wrześniu 2022 roku rak zaatakował powtórnie, dając przerzuty do węzłów chłonnych. Przeszłam chemioterapię, zaplanowana jest operacja, radioterapia, leczenie farmakologiczne, w tym lekiem nierefundowanym (Verzienios) oraz rehabilitacja. Proszę o wsparcie.

670 zł
0%
Marta Stachowicz, Ruda Śląska

Samotna, aczkolwiek silna mama potrzebuje pomocy

Witam Cię Aniele z wielkim sercem, mam na imię Marta. Mam 33 lata (jeszcze :D) i jestem dumną mamą cudownego syna, najlepszą siostrą, kochającą ciocią moich Diabełków, prawdziwą przyjaciółką i podobno fajną koleżanką. :) Moje „zdrowe” życie było pełne ciężkich wyzwań, ale i radości, szaleństwa i śmiechu. Nawet gdy los sprawdzał jak dużo potrafię wytrzymać. Zawsze mogłam liczyć na moją kochaną siostrę, której bym nie oddała za żadne skarby, mimo że się czasem starała, by tak zrobić. :) Ma dwójkę wspaniałych dzieciaków w wieku 6 i 4,5 lat, które są moimi oczkami w głowie. Zawsze lubiłam się nimi zajmować czy bawić aż do utraty tchu. Największe szczęście, jakie mnie spotkało, to mój syn. Od ośmiu lat wychowuję go sama (obecnie ma 15 lat). Wszystko, co robiłam w życiu, to z myślą o nim. Staram się, by wyrósł z niego dobry mężczyzna. Bardzo lubiłam podróżować z Oktawianem w miejsca, które chciał zwiedzić. Fajnie było słyszeć, jak opowiada, że z mamą jest fajnie, bo się nie nudzi. Dobrze się uczy i jest dojrzały jak na swój wiek. Uwielbiałam dużo spacerować, tańczyć, obcować z naturą. Wędrówki po górach z moją Justynką, by się zrelaksować, wyciszyć, wygadać czy po prostu śmiać się z braku kondycji i tego, że przecież kanapa i Netflix też jest spoko, a potem dumne pozujące do zdjęć na szczycie – bezcenne. Zawsze lubiłam rysować, malować czy robić drobne upominki na różne okazje. Czy były to kartki okolicznościowe czy ręcznie malowane szkatułki sprawiało mi to ogromną radochę, ale było to też chwilą na oderwanie się od rzeczywistości, która czasem przytłaczała. 30 listopada 2020 roku dowiedziałam się, że mam raka piersi. Wtedy miałam 31 lat. Akurat myślałam o tym, by przystąpić do egzaminu na prawo jazdy. Śmiałam się, że los nie chce, bym miała prawko, dlatego wymyślił mi raka, żebym długo nie myślała o egzaminach. :D Moi bliscy i znajomi wiadomość o raku przyjęli „na klatę”, ale bardzo się o mnie bali, dlatego lekarzom mówiłam, że się nie martwię, bo mam od tego ludzi. :D W czasie licznych badań i konsultacji okazywało się, że nowotwór się szybko rozsiewa. Dlatego moje leczenie zaczęło się od chemioterapii, którą przeszłam całkiem nieźle. Może moje odczucie jest takie, ponieważ nie uważałam tego za tragedię, ale jako etap w wojnie, którą miałam zamiar wygrać. Nie wstydziłam się tego, że jestem łysa, bo niby dlaczego? Prawostronną mastektomie przeszłam bez powikłań. I gdy myślałam, że teraz będzie tylko lepiej, okazało się, że muszę przejść kolejną chemię i zacząć hormonoterapię. Niestety, ta chemia mnie nie oszczędziła. Traciłam siły, ból stawał się naprawdę uciążliwy, a chodzenie i podstawowe czynności zaczynały być wyczynem. Poruszałam się o kuli, bo inaczej nie potrafiłam. 15 kwietnia 2022 roku usłyszałam, że jestem zdrowa. TAK!!! Raczek cycaczek pokonany! Jednak całe leczenie doprowadziło do tego, że obecnie zmagam się z wieloma dolegliwościami. Muszę przyjmować dwa hormony: Reseligo i Glandex, witaminę D3 i wapń na wzmocnienie kości. Do tego przyjmuję leki na wątrobę, dwa antydepresanty. Przez hormony jestem w stanie menopauzy. Mam zaawansowaną osteoporozę i inne problemy z nią związane. Operacja rekonstrukcji piersi na chwilę obecną jest bardzo odległa. Potrzebuję również zrobić protezę, bo mam spore ubytki, a obecnie jedzenie sprawia mi trudności i ból. Zarabiam najniższą krajową, a alimenty na syna to zaledwie 500 zł. Wszystkie opłaty miesięcznie wynoszą mnie 3100 zł, także niewiele zostaje „na życie”. Nie jestem w stanie opłacić prywatnych wizyt, które pomogłyby w szybszych diagnozach. Przestałam wykupywać leki, które niwelowały skutki uboczne menopauzy i nie tylko, ponieważ muszę mieć te najważniejsze. Koszt wszystkich leków to ok. 250 zł miesięcznie. Do tej pory radziłam sobie sama, ale obecna sytuacja mnie nie oszczędza. Dlatego bardzo proszę o pomoc. Bym mogła dalej leczyć się tak jak powinnam, bym mogła mieć choć namiastkę „dawnego” życia. Ślę każdemu, kto przeczyta moją historię, uściski. :) Bądźcie zdrowi i dbajcie o siebie i Bliskich.

5 701 zł
57%
Elżbieta Kołodziejczyk, Pruszków

Ela walczy z rakiem. Pomóżmy jej wygrać życie!

Witam! Jestem mamą 4 fantastycznych dzieci. Mam 48 lat. Ponad dwa lata temu zdiagnozowano u mnie nowotwór piersi. Miało być szybko, bezboleśnie i po roku miałam zapomnieć o tym, że chorowałam... Niestety w ciągu dwóch lat od pierwszej diagnozy miałam wznowę raka 3 razy. Ostatni raz zaparł mi dech w piersiach, ponieważ potwierdziło się, że są przerzuty na węzły chłonne pod drugą pachą oraz na płuca. Od 2 lat jestem cały czas pod kontrolą lekarzy i biorę na przemian chemioterapię i dodatkowe leki, które okazało się, że nie działają... Pojawił się lek ENHERTU, który może uratować mi życie, na ten moment kupuję go w Norwegii. Cena jednego wlewu dla mnie to koszt 120 tys. koron norweskich, czyli około 52 tys. złotych. Ja potrzebuję takich wlewów 4. Nie mam czasu czekać. Już nie... Muszę zacząć leczenie jak najszybciej, więc zwracam się do ludzi dobrej woli oraz o dużym serduchu o wsparcie. Przekazanie 1,5% ze swojego PITa dla Was to tak niewiele, a dla mnie... ŻYCIE...

2 826 zł
1%