Zbiórki

Bożena Czajka, Otwock

Nazywam się Bożena. Każda pomoc będzie dla mnie dużym wsparciem.

Nazywam się Bożena, jestem matką dwojga wspaniałych dzieci w wieku 13 i 23 lat. Mam 48 lat. W sierpniu 2016 roku zdiagnozowano u mnie raka piersi - HER2 dodatniego. Poddałam się operacji mastektomii, a we wrześniu kolejnej – usunięcia węzłów chłonnych. Aktualnie jestem po tzw. „chemii czerwonej” i czeka mnie roczny cykl leczenia herceptyną. Skutki uboczne stosowanej chemii i przebytej operacji zostawiły trwały ślad na moim organizmie, dlatego wymagam rehabilitacji. Ten rodzaj raka piersi wymaga leczenia skojarzonego, które nie jest w pełni refundowane przez NFZ. Przez 25 lat jako pielęgniarka pomagałam niosąc wsparcie chorym ludziom. Dzisiaj sama potrzebuję pomocy. Sfinansowanie chociaż części drogiej terapii będzie dla mnie dużym wsparciem finansowym. Dzięki Waszej pomocy będę mogła mieć szansę na leczenie spersonalizowane, które jest leczeniem komercyjnym. Już teraz dziękuję z całego serca za okazaną mi pomoc, Bożena

55 376 zł z 100 000 zł
55%
Patrycja Paszylk, Turze

Walka z nowotworem szyi

Witam, mam na imię Patrycja, od 2015 r. choruję na nowotwór szyi, charakteryzujący się agresywnym wzrostem i naciekaniem na sąsiednie tkanki. Leczenie wymaga sporo czasu i wysiłku ze względu na częste wznowy miejscowe. Guz w moim przypadku jest nieoperacyjny, ponieważ oplata struktury nerwowe. Przeżyłam już jeden zabieg próby usunięcia guza, lecz nie udało się. Próbowałam leków oraz chemioterapii, ale niestety bez efektów. Ostatnią z opcji była radioterapia, lecz nie chcę się jej podjać, gdyż wysoka dawka promieniowania uszkodziłaby mój splot barkowy, a w efekcie nie mogłabym ruszać ręką. Moim celem jest zebranie pieniędzy na leczenie terapiami nierefundowanymi przez NFZ. Chce zacząć od nierefundowanego leku, którego koszt miesięczny to ok. 600 zł. Niestety nie stać mnie na to leczenie, więc zwracam się o pomoc do Państwa. Czasu jest niewiele, guz rośnie coraz bardziej i daje o sobie znać, a ból jest coraz bardziej dokuczliwy. Nie wiem co mnie czeka, mam tylko nadzieję, że w końcu będzie jakaś pozytywna reakcja na leczenie. Mój 4-letni syn chciałby jeszcze mieć matkę, a ja chcę korzystać z życia i być po prostu zdrowa. Część dalsza mojej historii... Niestety rok leczenia nierefundowanym lekiem nie poskutkował, guz dalej powoli rośnie. Być może spróbujemy jeszcze zwiększyć dawkę leku. Następne opcje leczenia również są strasznie drogie, jeden lek za około 6 000 zł miesięcznie, potem kolejny za 14 000 na 56 dni leczenia itd. aż do skutku. Trzeba próbować wszystkiego po kolei... Niepozostaje mi nic innego, jak znów prosić Was o wsparcie finansowe. Kochani, jestem Wam wdzięczna za dotychczasową pomoc, lecz przede mną jeszcze długa droga...

30 414 zł z 50 000 zł
60%
Anna Szuszczewicz, Pruszcz Gdański

Walczę z czasem. Potrzebuję nierefundowanego leku.

Mam na imię Ania. Walczę z rakiem piersi z przerzutami do płuc. Potrzebuję leku, którego NFZ nie refunduje. Na początku 2012 r. zrobiłam kontrolną mammografię. W opisie wyniku otrzymałam zalecenie wykonania biopsji w celu wyjaśnienia widocznej zmiany. I nagle wielki strach i lęk, nie tylko o siebie, ale także o najbliższych. Wynik biopsji i wyrok: rak piersi. W ciągu kilkunastu dni przeszłam operację, następnie półroczną chemię i roczne leczenie przeciwciałem monoklonalnym IgG1. Leczenie okazało się na tyle skuteczne, że zahamowało chorobę na blisko 3 lata. Wróciła nadzieja, radość z życia i w końcu mogliśmy trochę odetchnąć. Wróciłam do pracy. Starałam się żyć normalnie, może tylko bardziej doceniałam każdy kolejny dzień, bo wiedziałam, że świat może zawalić się w jednej chwili. Cały czas towarzyszyła mi jednak obawa, że nowotwór może wrócić. Każde badanie kontrolne to nieodłączny strach. W kwietniu 2016 r. to, czego tak bardzo się obawiałam, stało się faktem. Kontrolne badanie i wynik: przerzuty do obu płuc. Znowu tradycyjna półroczna chemia i dwa inne leki. Znowu bardzo źle się czułam, brakowało mi sił, miałam chwile zwątpienia. Jednak prawie wszystko można znieść widząc efekty i mając nadzieję. Niestety w styczniu 2017 r. leki przestały działać i guz zaczął rosnąć. Zaprzestano więc dalszego ich podawania. Obecnie nie mam dostępu do leku, którym powinnam być leczona. Na świecie lek ten stosowany jest w leczeniu standardowym, w naszym kraju obowiązują procedury, które uniemożliwiają bezpłatne leczenie nim. W 2012 r. udało się zapanować nad chorobą. Teraz mam przerzuty wymagające zintensyfikowania leczenia. Czas jest w tej sytuacji najważniejszy. Nie mogę sobie pozwolić na niepodjęcie leczenia. Dlatego zdecydowałam się prosić Was o pomoc. Nie mam wyboru. To walka o moje życie. Do tej pory dawaliśmy sobie radę sami. Niestety teraz nie jesteśmy w stanie poradzić sobie bez Waszej pomocy! Terapia trwająca średnio 9,5 miesiąca. jest bardzo kosztowna. Lek musi być podawany regularnie co 3 tygodnie. Koszt jednego podania to ok. 20.000 zł. Cała terapia kosztuje ok. 300.000 zł. Kwota ta całkowicie przekracza możliwości naszej rodziny i najbliższych. Dlatego zwracam się do Was z prośbą o pomoc! Każda złotówka jest niezwykle cenna, dlatego bardzo o nią proszę! Dzięki Waszej hojności będę miała szansę sfinansować leczenie i dzięki temu odejdzie mi chociaż jedno zmartwienie. Decyzję o rozpoczęciu terapii muszę podjąć jak najszybciej. Opóźnienie leczenia naraża mnie na szybki postęp choroby i zmniejsza szansę na życie. Stąd moja ogromna prośba o pomoc finansową i pomoc w rozpowszechnianiu informacji o zbiórce. Poprzednie dwa cykle chemii nie powstrzymały rozwoju choroby. Spowodowały za to szereg skutków ubocznych i wiele dolegliwości. Nowy lek daje mi szansę na powstrzymanie i stabilizację choroby. Wykazuje wysoką skuteczność wobec mojego typu raka (HER2 dodatni, jest to rak inwazyjny, szybko dający przerzuty), a dodatkowo znacznie minimalizuje skutki uboczne terapii. Chociaż jest mi trudno, znoszę wszystko, bo bardzo chcę wyzdrowieć. Najgorsza teraz jednak jest bezsilność i niepewność, czy uda mi się rozpocząć i kontynuować leczenie. W przyszłym roku moja córka wychodzi za mąż. Moim największym pragnieniem jest być z Nią w tym tak ważnym dla Niej i dla mnie dniu. Nie wyobrażam sobie, że mogłoby mnie z Nią nie być! Bardzo proszę, pomóżcie mi! Podobno dobro powraca! Za każdą najmniejszą wpłatę z serca dziękuję!

26 538 zł z 300 000 zł
8%
Iwona Przeździęg, Wrocław

Wygrałam bitwę, pomóżcie mi wygrać wojnę z rakiem.

Mam na imię Iwona i mam 25 lat. W 2001 r. po rutynowym wycięciu migdałków zdiagnozowano u mnie RMS embryonale tkanek miękkich podniebienia. Moje leczenie odbywało się w CZD przez okres dwóch lat. Nie obyło się bez 13-nastu cykli chemioterapii oraz dwóch miesięcy naświetlań. Myślałam, że ten koszmar już nigdy nie wróci, jestem zdrowa, dorosłam... zaczęłam studia, wyszłam za mąż. Wspólnie planowaliśmy rodzinę, ale moje plany legły w gruzach. Kilka miesięcy temu w nowej pracy "coś" strzeliło mi w nodze i urósł obrzęk ok. 10 cm. Zostałam skierowana do ortopedy, następnie na usg, kolejne RTG. Wszyscy rozkładali ręce twierdząc, że to tylko zerwany mięsień. Skontaktowałam się z lekarzem z Warszawy, który przyjął mnie na oddział (z racji już przebytej choroby nowotworowej) i zrobił biopsję. Potwierdziły się nasze obawy, zdiagnozowano u mnie nowy złośliwy nowotwór mięsak Ewinga kości strzałkowej. Teraz zaczynam leczenie od chemii, następnie naświetlania oraz operacja, przez którą będę wymagała długoterminowej rehabilitacji (wytną mi kawałek kości oraz mięsień). Jeżeli to nie przyniesie efektu, zamierzam podjąć się każdego rodzaju leczenia, również poza granicami kraju, dlatego zwracam się do ludzi dobrej woli o pomoc w tej walce, biorąc pod uwagę również koszty dojazdów do szpitala, opatrunki czy rehabilitacje. Moje największe pragnienie to chęć życia. Chcę znów chodzić po górach, cieszyć się z chwil spędzonych z rodziną i nie bać się, że ten podstępny skorupiak znów mnie dorwie. Dziękuję wszystkim za pomoc, najmniejszy gest. Wierzę, że uda mi się pokonać chorobę. Wygrałam walkę, czas wygrać wojnę.

9 972 zł z 20 000 zł
49%
Barbara Bukała, Bydgoszcz

Pomóż Basi ponieść koszty badań i leczenia

Witam serdecznie, mam na imię Basia. Jestem babcią, mam dwójkę kochanych wnuków i kocham życie. Jeszcze bardziej to zrozumiałam, gdy w sierpniu 2015 roku usłyszałam diagnozę - nowotwór złośliwy piersi. Po pierwszej operacji okazało się, że nowotwór jest wieloogniskowy i konieczna była całkowita mastektomia. Przy drugiej operacji pojawiły się komplikacje. Spędziłam miesiąc w szpitalu, później przeszłam chemioterapię. W tej chwili jestem pod stałą kontrolą bardzo pomocnych lekarzy z CO w Bydgoszczy. Zawsze bardzo dużą wagę przykładałam do badań kontrolnych i chyba właśnie to podejście pozwoliło na uchwycenie tej choroby w początkowym jej stadium, ale jak wiadomo przeciwnik jest podstępny i nieprzewidywalny. Pomimo fachowej pomocy i wsparcia, jakie otrzymałam od lekarzy i personelu z bydgoskiego Centrum Onkologii, byłam zmuszona wykonać dodatkowe, kosztowne badania za granicą. Podjęłam również decyzje o rozpoczęciu leczenia w Klinice we Wrocławiu. Terapia, której się poddałam, ma głównie na celu wzmocnienie mojego układu immunologicznego. Ponieważ schemat badań kontrolnych nie zakłada wielu badań, które pozwalają na szybsze wykrycie ewentualnych, nowych zmian, staram się na bieżąco kontrolować w prywatnych placówkach. W wyniku przyjmowanych leków pogłębiła się u mnie i tak bardzo zaawansowana osteoporoza. Wiem, że w tej chorobie najważniejsze jest pozytywne nastawienie i to ono mimo wielu trudnych chwil, z którymi w trakcie trwania choroby przychodzi mi się borykać, pozwala mi wierzyć, że będzie dobrze. Jednak w mojej walce o zdrowie, o życie, potrzebne mi będzie również Wasze wsparcie, stąd moja prośba. Wiadomo, że koszty leczenia, badań są bardzo wysokie, dlatego proszę życzliwych mi ludzi o wsparcie finansowe. Wszystkim moim darczyńcom bardzo dziękuję i życzę dużo zdrowia.

18 463 zł z 18 000 zł
102%
Anna Kułak, Dąbrowa Białostocka

Na chwilę obecną udało się osiągnąć cel! Serdecznie dziękuję!

Cześć, nazywam się Ania. Mam 26 lat i pochodzę z małej miejscowości na Podlasiu. Uczę się na technika elektroradiologii - spełniam swoje marzenia :) Uwielbiam spacery i spotkania z przyjaciółmi. Oto moja historia w dużym skrócie: Do 2014 r. byłam pełną energii dziewczyną. Niestety w grudniu 2014 r. moje życie wywróciło się do góry nogami, trafiłam do szpitala z prawostronnym paraliżem ciała oraz afazją. Tak, nie mogłam mówić i ruszać prawą ręką i nogą. Diagnoza, jaka została postawiona, nie napawała mnie optymizmem - udar mózgu spowodowany "dzikim lokatorem". Bardzo szybko trafiłam na stół, dwukrotnie byłam operowana. Wynik mnie przeraził - nowotwór złośliwy mózgu. Po operacji byłam poddana ciężkiej i żmudnej rehabilitacji, gdyż operacje były powikłane - przeszłam dwa kolejne udary od razu po zabiegu, miałam i mam ubytki neurologiczne. Walka trwała dwa lata... Gdy już myślałam, że wychodzę na prostą, dowiedziałam się, że "lokator" w mojej głowie daje o sobie znać. Byłam zmuszona podjąć na nową batalię o zdrowie i życie. Obecnie jestem w trakcie chemioterapii, rehabilitacji neurologicznej oraz farmakoterapii przeciwbólowej. Specjalistyczna rehabilitacja oraz leki generują ogromne koszty, na które mnie po prostu nie stać. Każdego dnia muszę wybierać, na co wydać pieniądze: rehabilitacja, leki czy wyjście z przyjaciółmi. Z renty ZUS za dużo możliwości nie mam, więc zrezygnowałam z wyjść, a wszystkie środki, jakie mam, wydaję na rehabilitację i leki. Dlatego proszę o pomoc w zbieraniu funduszy, które umożliwią mi wykupienie leków, rehabilitację i powrót do pełnego zdrowia. Wierzę w to, że z Waszą pomocą uda mi się pokonać chorobę i zacząć pracę w moim wymarzonym zawodzie.

41 353 zł z 50 000 zł
82%
Wojciech Neja, Bydgoszcz

Pomóż zdobyć środki na leczenie za granicą - w Niemczech

Nazywam się Wojciech Neja. Z zawodu jestem zootechnikiem, pracującym jako nauczyciel akademicki na Wydziale Hodowli i Biologii Zwierząt UTP. W 2016 roku, 21 kwietnia wykryto u mnie guza mózgu. 9 maja oraz w czerwcu i lipcu (15.06 - 15.07) przeszedłem operację częściowego usunięcia guza. Ze względu na tylko częściowe jego usunięcie konieczne jest dalsze leczenie. 2023 rok okazał się nieszczęśliwy ze względu na wznowę choroby :( Obecnie przebywam na zwolnieniu lekarskim. Jednocześnie konsekwencją leczenia są padaczki, które wyłączyły mnie całkowicie z prowadzenia samochodu i opieki nad dziećmi. Taka sytuacja wymaga ciągłej pomocy osób trzecich, z czym wiążą się ciągłe koszta. W tej chwili jestem pod opieką onkologa, neurochirurga, chirurga, neurologa, psychiatry oraz rehabilitanta (obecnie samodzielnie się nie poruszam). Większość badań z racji czasu i odległych terminów muszę wykonywać prywatnie, w związku z tym miesięczny budżet domowy często nie starcza na pokrycie tych kosztów. Zebrane środki w ramach Programu chciałbym przeznaczyć na leczenie metodą NanoTherm oferowaną przez klinikę w Niemczech.Jest to eksperymentalna metoda leczenia nowotworów mózgu, która daje szanse na pokonanie choroby. Ponadto część środków przeznaczam na sprzęt rehabilitacyjny oraz leki i środki do godnego funkcjonowania w tej chorobie (środki higieny, hipoalergiczne itp.)

79 507 zł z 400 000 zł
19%
Beata Bednarz-Bochenek, Kalwaria Zebrzydowska

Walka z rakiem piersi nie jest prosta, dlatego proszę o wsparcie.

Cześć! Dziękuję wszystkim za dotychczasowe wsparcie, jestem ogromnie wdzięczna wszystkim. Na razie choroba nie postępuje, ale walka wciąż trwa. Staram się normalnie żyć, wychowywać dzieci i jednocześnie walczyć z chorobą. Cały czas szukamy nowych metod leczenia... Konsultacje medyczne i poszukiwania specjalistów kosztują mnóstwo czasu i pieniędzy... Mam na imię Beata. Jestem mamą dwóch wspaniałych córek, moje życie było poukładane i pełne radości do grudnia 2016 roku. Zdiagnozowano u mnie nowotwór złośliwy piersi z przerzutami do węzłów chłonnych oraz płuc. Przeszłam chemioterapię, leczenie chirurgiczne, radioterapię, teraz jestem w trakcie hormonoterapii, jestem w stałym kontakcie z psychologiem, zmieniłam tryb życia. Nie wiem co przyniesie los... Wiem jednak jedno: moje życie jest wypełnione osobami, dla których warto żyć, więc proszę o pomoc :) Zebraną kwotę chcę przeznaczyć na dojazdy do ośrodka, dodatkowe konsultacje u specjalistów oraz diagnostykę, na którą trzeba czekać w ramach NFZ. Szukamy również innowacyjnych metod leczenia za granicą.

22 370 zł z 20 000 zł
111%
Szymon Kostrzewski, Kostrzyn

Szymon to młody chłopak, który potrzebuje wsparcia.

Nazywam się Aldona Kostrzewska i proszę o Państwa pomoc w walce z rakiem rozsianym mojego syna Szymona Kostrzewskiego. Jestem pielęgniarką. Od 37 lat dbam o dobro pacjentów. Oddaję się pracy z wielkim zaangażowaniem, czuję wielką empatię do ludzi. Jesienią 2016 roku dowiaduję się o chorobie nowotworowej syna. Szpital, zabieg usunięcia jądra. Potem następny pobyt w szpitalu. W wykonanych badaniach lekarze stwierdzają zmiany w węzłach chłonnych okołoaortalnych, śródpiersia i płuc. Zaczyna się walka o życie. Najpierw chemioterapia w schemacie BEP. Syn jest już po 3 seriach leczenia. Jego stan ducha to przygnębienie, strach, czasami rozpacz. Prosimy o pomoc. Niewielkie środki finansowe moje i syna odcinają nas od możliwości sprawdzenia innych metod leczenia. Wsparcie z Państwa strony pomogłoby w leczeniu „duszy” - terapia psychologiczna, a także rozwiązałoby problem finansowy związany z dojazdami do Centrum Onkologicznego w Poznaniu i zakupem leków.

14 725 zł z 12 000 zł
122%
Ewa Ciapcińska, Burzenin

Zebrane pieniądze przeznaczam na koszty związane z leczeniem.

Witam, mam na imię Ewa, mam 36 lat i choruję na nowotwór piersi. O chorobie dowiedziałam się 10 listopada 2016 roku. Zabieg amputacji prawej piersi miałam 7 grudnia 2016 r., w tym wycięcie wszystkich węzłów pachowych, bo były już przerzuty. Pracowałam jako kasjer-sprzedawca w sklepie, ale z powodu choroby jestem na zwolnieniu chorobowym. Jestem już po pierwszej chemioterapii, a czeka mnie jeszcze 7, później radioterapia, hormonoterapia i rekonstrukcja piersi. Staram się do mojej choroby podchodzić z dystansem, czasem nawet żartować z niej. Wiem, że to nie jest racjonalne podejście, ale muszę przyznać, że pomaga. Obecnie kontynuuję terapię oraz dążę do tego, aby mieć najlepsze samopoczucie jako kobieta. Widzę teraz, że błahostki dnia codziennego bardzo cieszą, ale zauważa się je dopiero, jak coś się straci lub co gorsze – można stracić. Staram się być radosna, żyć dla siebie i moich bliskich. Podczas mojej choroby zobaczyłam, jacy fantastyczni ludzie mnie otaczają, rodzina, przyjaciele – każdemu mogłabym dać złoty medal. Nawet obce osoby były dla mnie bardzo serdeczne. Staram się nie robić planów na przyszłość, tylko wprowadzać je od razu w życie. Środki zebrane w ramach programu przeznaczę na dojazdy do ośrodków medycznych, leki łagodzące skutki uboczne terapii oraz prywatne wizyty i diagnostykę.

3 451 zł z 20 000 zł
17%
Katarzyna Wawerek, Szczecin

Pomóż Kasi ponieść koszty rehabilitacji i wrócić do zdrowia

Nazywam się Katarzyna Wawerek, mam 45 lat, mieszkam w Szczecinie. Na 40. urodziny dostałam prezent od losu - zdiagnozowano u mnie szpiczaka mnogiego. W jednej chwili moje życie się zmieniło, z wielu planów muszę zrezygnować. Nie zamierzam się poddawać i będę walczyć. Cztery lata temu miałam przeszczep szpiku kostnego. Obecnie jestem przygotowywana do kolejnego przeszczepu. Pieniądze są mi potrzebne na leki, dojazdy do szpitala do Łodzi, gdzie będę miała przeszczep, a później wizyty kontrolne w tej klinice. Utrzymuje się tylko ze skromnej renty i mieszkam sama, gdyż od 3 lat jestem po rozwodzie. Obecnie jestem w trudnej sytuacji materialnej, dlatego bardzo proszę o pomoc. Za wszelkie, nawet najdrobniejsze wsparcie materialne z Waszej strony z całego serca dziękuję.

11 438 zł z 12 000 zł
95%
Wanda Walaszczak, Warszawa

Na chwilę obecną udało się osiągnąć cel! Serdecznie dziękuję!

Osiągnęliśmy cel zbiórki! Bardzo wszystkim dziękuję za wpłaty! Witam! Mam na imię Wanda. Mam kochanego męża, dwójkę kochanych dzieci i czwórkę cudownych wnucząt. Jestem pełną życia kobietą. Mimo możliwości nigdy nie chciałam siedzieć bezczynnie na emeryturze, byłam więc cały czas aktywna zawodowo, a każdą wolną chwilę poświęcałam opiece nad moimi ukochanymi wnuczętami. Dzięki temu mam chęć do życia, bo czuję, że jestem potrzebna. Mam tylko jeden problem – jest nim rak piersi. Rok 2016 pod kątem zdrowia nie był dla mnie zbyt dobry. Zaczął się od zapalenia płuc, przez co dłuższy czas spędziłam w szpitalu. Leczyłam się przez 1,5 miesiąca, a w badaniu kontrolnym odkryto u mnie zrosty przy koniuszku serca. Gdy zdążyłam dojść do siebie, zaczęły się kolejne problemy. Najpierw zaczęła mnie boleć pierś. Znając realne terminy w służbie zdrowia, wykonałam różne badania prywatnie. W kwietniu mammografię – wyniki nie były najlepsze, ale nie było jeszcze wtedy żadnych powodów do niepokoju. W maju natomiast USG – wyniki zasiały we mnie ziarno niepokoju, bo zostałam skierowana do chirurga onkologa. Czekałam długi czas mając coraz czarniejsze myśli. W końcu dostałam skierowanie do Centrum Onkologii. Tam w październiku zostały powtórzone badania, wykonana została biopsja guza i węzła chłonnego. I już nic nie było dobrze. Diagnoza była jednoznaczna: nowotwór złośliwy – naciekający rak piersi. Mimo, iż o wielu podobnych przypadkach słyszy się dookoła, usłyszeć to samemu było szokiem. Brzmi to jak wyrok. Pojawił się lęk przed cierpieniem, ale też strach – że w pracy sobie beze mnie nie poradzą, że wnuki będą tęsknić, że będę dla kogoś ciężarem. Zapewnienia lekarza, że wystarczy wycięcie i naświetlanie niewiele pomogły. W połowie listopada wycięto mi guzka i węzły chłonne. Pozostało mi czekać na wyniki badania histopatologicznego i informacje o dalszym leczeniu. Obiecany tydzień minął wolno, jednak po nim nic się nie wydarzyło. Nikt do mnie nie zadzwonił, nie miał kto wytłumaczyć i uspokoić. Kolejne dni zamieniały się w tygodnie. Przeżycie tego czasu w niepewności graniczyło z cudem. Człowiek staje się strzępkiem nerwów. Wreszcie 27 grudnia zgłosiłam się do chirurga. I tu kolejny szok, bo okazuje się, że ze względu na agresywną odmianę raka konieczna jest jednak chemioterapia. Otrzymuję kolejne skierowanie do onkologa klinicznego. W międzyczasie miałam prywatną wizytę lekarską w przychodni specjalistycznej Polskiej Fundacji Europejskiej Szkoły Onkologii. Stwierdzenie jakie tam usłyszałam na podstawie badań ('już co najmniej od miesiąca powinna mieć pani zaawansowane leczenie') pogorszyło jedynie mój stan psychiczny. W końcu podjęto decyzję o leczeniu: chemia (czerwona), później chemia uzupełniająca i równolegle chemia celowana, na końcu radioterapia i hormonoterapia. 16 stycznia 2017 r. miałam wszczepiony port pod skórę. Już następnego dnia podaną miałam przez niego pierwszą dawkę chemii. Czeka mnie bardzo długi rok. Choroba była zarówno dla mnie jak i całej mojej rodziny wielkim zaskoczeniem. Dobrze, że mam taką kochającą rodzinę, która pomaga mi przejść te trudne dni i wspiera mnie moralnie i fizycznie. Od dawna leczę się na osteoporozę i cierpię na uciążliwe migreny. Mocne leki przeciwbólowe i inne bardzo osłabiły moją wątrobę, a chemia dodatkowo ją bardzo osłabi. Pieniądze, jakie uda mi się uzbierać, chciałabym przeznaczyć na nierefundowane leki, które pomogą mi łatwiej znieść całą terapię i wszystkie jej skutki uboczne oraz takie, które pozwolą mi wrócić po jej zakończeniu do sprawności fizycznej. Po zakończeniu leczenia chcę nadal robić to, co sprawia mi przyjemność i czuć się każdemu potrzebna. Dziękuję za każde wsparcie.

13 494 zł z 12 000 zł
112%