Zbiórki

Adrian Jusiński, Ząbki

Cel został osiągnięty! Bardzo dziękujemy za wpłaty!

Mam na imię Adrian, mam 33 lata. Od 10 lat ścigałem się amatorsko w zawodach rowerowych. Cały sezon spędziłem aktywnie na zawodach, często odnosząc zwycięstwa. W listopadzie tego roku zdiagnozowano u mnie rzadki rodzaj chłoniaka limfoblastycznego z prekursorowych komórek T. Wraz z żoną przeżyliśmy szok, gdy dowiedzieliśmy się o chorobie. Jeszcze w przeddzień diagnozy zrobiłem trening jak co dzień, a 24 godziny później dowiedziałem się, że w śródpiersiu mam guza wielkości prawie 8 x 9 cm. Rozpocząłem leczenie w Centrum Onkologii w Warszawie. Przede mną wielomiesięczne i ciężkie leczenie. Już dzisiaj wiem, że jedyną szansą na powrót do zdrowia i pasji jest przeszczep szpiku. Za pomocą zbiórki zbieram środki na pokrycie kosztów leków, zwłaszcza po przeszczepie oraz na pokrycie kosztów dojazdów na wizyty kontrolne do Gliwic, gdzie jest planowany przeszczep. Jestem tatą 11-miesięcznego synka - to on jest dla mnie wielką motywacją do walki z chorobą. Jednak potrzebuję wsparcia, dlatego proszę o pomoc, bo dzięki Wam, Darczyńcom moje szanse wzrastają. Dziękuję za każde wsparcie. Pozdrawiam, Adrian

104 763 zł z 70 000 zł
149%
Mariola Markiewicz, Dwikozy

Odmówiono mi prawa do życia. Błagam o pomoc!

Mam na imię Mariola, mam 38 lat, kochającego męża Marcina i synka Adasia, który jest dla mnie wszystkim. Walczę z rakiem piersi, który pomimo chemioterapii i usunięcia piersi, powrócił. Płaczę nie tylko dlatego, że mam raka piersi, ale także dlatego, że nasz kraj uznał, że nie jestem warta tego, aby żyć! We wszystkich krajach UE lek, który mógł uratować mi życie, jest refundowany, a u nas jest ustawa ważniejsza od człowieka. U mnie choroba wróciła po 5 miesiącach od ostatniego leczenia - według ustawy powinna wrócić po roku... Właśnie ten zapis zadecydował, że ja nie dostałam refundowanego leczenia. Dano mi dwa wyjścia - mogłam się poddać i umrzeć albo zapłacić za leczenie sama. Lekarze byli ze mną szczerzy - chemia refundowana, którą mogli mi podać, kupiłaby mi miesiące. Nierefundowany już w moim przypadku lek Perjeta - mógł kupić mi lata życia. Cena jednej dawki mnie zabiła - 40 tys. zł na 3 tygodnie leczenia! (koszt całkowitego leczenia 750 000,00 zł). Skąd zwykły człowiek ma wziąć takie pieniądze? Oprócz raka zabijała mnie rozpacz, nie wiedziałam już, co mam robić. Zdecydowałam się poprosić Was o wsparcie i dzięki Waszej pomocy przez 1,5 roku leczyłam się Perjetą. Niestety musiałam zakończyć terapię tym lekiem. Dostałam lek z NFZ, który niestety nie zadziałał w moim przypadku. Znowu stanęłam przed dylematem. Skąd wziąć pieniądze? Od stycznia miałam brać lek o nazwie Kadcyla, który nie jest refundowany, a koszt to ok. 20 tys. zł co 3 tygodnie. W kwietniu pojechałam na konsultacje w Niemczech w klinice w Essen. Tam lekarze byli w szoku, do jakiego stanu mnie tutaj doprowadzili i że ta wznowa nie została usunięta. Wydałam mnóstwo pieniędzy, aż płakać mi się chce. U nas lekarze mi mówili, że tego się już nie da zoperować, bo choroba i tak wróci. W Niemczech zrobiłam wszystkie potrzebne badania, za które zapłaciłam z własnych pieniędzy. Wyszły w miarę ok, nie mam przerzutów na inne organy. Ale pojawia się minimalnie w innych miejscach. Dwa dni temu dowiedziałam się, że operacja musi być przeprowadzona jak najszybciej, bo to ostatnia szansa. Termin padł na koniec kwietnia. Lekarze poszli mi na rękę, za co bardzo dziękuję i zrezygnowali z części kosztów. Niestety i tak całą resztę: 2-tygodniowy pobyt i wszystkie medykamenty, muszę opłacić. Czeka mnie też radioterapia. Koszty te przekraczają mój budżet, a czasu bardzo niewiele. Bardzo proszę o pomoc. Koszt to ok. 100 tys. zł. Mam pierwszy rachunek już wystawiony przez szpital. Ta suma powala na kolana. Jest mi już wstyd prosić o pieniądze, ale bez tej terapii choroba mnie pokona. Więc proszę po raz kolejny o pomoc i wsparcie. Zrobię wszystko żeby żyć - bo mam dla kogo. Dlatego błagam Cię o pomoc, ja po prostu chcę żyć! ----------- W pierwszej kolejności chcę bardzo podziękować wszystkim za pomoc i wsparcie. Bez Was nie dałabym rady. Dziękuję. W kwietniu miałam operację w Niemczech. Operacjabyła bardzo poważna i trwała 11,5 godz. Usunięto mi węzły, przeszczepiono skórę oraz usunięto żebra. Na szczęście wszystko się udało, mimo iż spędziłam tam aż 6 tygodni. Po powrocie do domu długo jeszcze dochodziłam do siebie. Niestety moja radość szybko się skończyła, bo we wrześniu okazało się, że mam przerzut do mózgu, który jest nieoperacyjny. Rozpoczęłam badania i nie mam zamiaru się poddać. Jestem też po radioterapii, która trochę pomogła. Czekaja mnie częste wyjazdy do szpitala oddalonego o 100 km. Staram się o lek rybocyklib. Po badaniach będzie wiadomo, co dalej. Proszęnie zostawiajcie mnie z tym samej. MOJE ŻYCIE JEST W TWOICH RĘKACH, BEZ TWOJEJ POMOCY UMRĘ, PROSZĘ O WSPARCIE.

194 303 zł z 200 000 zł
97%
Zdzisław Królikowski, Jelenia Góra

Wiem, że istnieją ludzie wrażliwi! Niemożliwe stanie się możliwe!

Witam. Nazywam się Zdzisław. Moja żona i trójka dzieci dziękują Bogu, że mogłem skończyć 57 lat. Szansą dla mnie jest terapia Nano Therm w Kolonii - to ok. 40 tys. EUR. Walkę o życie rozpocząłem w 2015 roku. Nie czułem się źle, ale żonę niepokoił mój spadek formy i… brak uśmiechu. Badanie MR głowy wykazało guza wielkości 9 cm w lewym płacie czołowym. Uśmiech zniknął wtedy z twarzy całej rodzinie. Po operacji usłyszałem diagnozę – glejak mieszany III WHO. Poddałem się radio oraz chemioterapii i wróciłem do pracy. Zły los nie zamierzał nam odpuścić. W lipcu 2016 żona zachorowała na zespół Guillaina-Barrego i sparaliżowana walczyła o życie na OIOMiE. Wtedy znowu w mojej głowie pojawił się "on". Podjąłem kolejną walkę, ale standardowe leczenie, które stosuje się w Polsce, nie przyniosło zadowalających efektów. Szukając pomocy w zagranicznych ośrodkach natknąłem się na informację o terapii guzów mózgu w Niemczech. Terapia Nano Therm w Kolonii (ok. 40 tys. EUR) to dla mnie szansa! Chcę jak najszybciej wyjechać na badania kwalifikujące mnie do określonego leczenia, bo czasu zostało niewiele. Moją determinacją w walce o życie chcę też wysłać sygnał do tych, którym onkologiczne statystyki nie pozostawiają złudzeń, aby się nie poddawali. Koszt takiego leczenia przekracza jednak moje możliwości finansowe. Dzieci wsłuchują się w komunikaty o odkrywaniu nowych lekarstw czy sposobów walki z rakiem, ale to jest nadal poza zasięgiem zwykłego człowieka. Każdy dzień u boku moich najbliższych to odrobina szczęścia, którego mogę jeszcze doświadczyć. Chciałbym zobaczyć, jak najmłodszy syn wchodzi w dorosłe życie bez poczucia bezradności. Chcę, aby moje dzieci patrzyły w przyszłość, nie na umierającego ojca. Dlatego potrzebuję wsparcia od ludzi, dla których nadzieja umiera ostatnia.

15 821 zł z 250 000 zł
6%
Katarzyna Monika Sawicka, Łuków

Cel zbiórki został osiągnięty.

Cel zbiórki został osiągnięty. Dziękujemy za wpłaty. ******************************************************************** Witam wszystkich, mam na imię Kasia i mam 41 lat. Jestem kochającą żoną i matką dwóch cudownych córek, 16-letniej Natalki i 7-letniej Patrycji. Mimo wielu przeciwności losu, jakie towarzyszyły mi przez całe życie, nigdy się nie poddawałam i z uporem walczyłam o to, aby stworzyć mojej rodzinie dom pełen miłości, do którego drzwi zawsze stoją otworem. W ostatnim czasie pokonaliśmy z mężem wiele przeciwności i wreszcie nasze życie nabrało więcej kolorów. Niestety w październiku 2017 roku zdiagnozowano u mnie złośliwego guza mózgu - glejaka. Przeszłam operację w Klinice Neurochirurgii w Warszawie, podczas której guz został w całości usunięty. Po operacji jednak miałam problemy z wysławianiem się, pisaniem, a wykonywanie prostych czynności sprawiało mi trudności. Miesiąc po operacji, rezonans kontrolny przygotowujący do leczenia (radioterapii) wykazał ogromnego krwiaka, który wymagał natychmiastowej, kolejnej operacji. Druga operacja również przebiegła pomyślnie, a konsekwencje pierwszej operacji zostały zniwelowane. Zaczęłam lepiej mówić, pisać i poruszać się. Teraz czeka mnie długie leczenie, dzięki któremu mam szansę żyć. Radioterapia i chemioterapia są bardzo inwazyjnymi metodami leczenia, dlatego będę potrzebowała wsparcia - Waszego wsparcia!!! Jestem zdeterminowana i gotowa walczyć z chorobą. Ja i moja rodzina mamy ogromną nadzieję, że takie leczenie powstrzyma lub chociażby spowolni rozwój mojej choroby oraz zlikwiduje zagrożenie życia. Koszty dotychczasowego leczenia, wydatki na diagnostykę, dojazdy do placówek medycznych są bardzo wysokie, dlatego bardzo proszę ludzi dobrej woli o pomoc finansową. Za każdą wpłatę będę wdzięczna z całego serca. Jedynym moim marzeniem jest w tej chwili żyć jak najdłużej u boku męża i patrzeć jak dorastają nasze kochane córki. Będziemy bardzo wdzięczni za każdą okazaną pomoc. Każda złotówka ma bardzo wielkie znaczenie. Wygrajmy moją walkę z nowotworem wspólnie!

46 292 zł z 25 000 zł
185%
Gabriela Skowron, Bydgoszcz

Pomóż Gabrieli upilnować raka! Potrzebne środki na badania i leki.

Witam wszystkich czytelników tej strony. Jest tu nas wiele potrzebujących i wszyscy liczymy na wsparcie ludzi dobrej woli. Wierzę w to, że jesteś człowiekiem, któremu nie jest obojętne cierpienie innych. Skoro tu zajrzałeś, to znaczy, że masz wielkie serce do pomocy. Jestem 50-letnią kobietą i nie sądziłam, że ten wiek przekroczę z "rakiem pod rękę". 2016 rok okazał się dla mnie rokiem-wyrokiem - rak piersi. Później szybko: jedna operacja, druga, mastektomia, chemioterapia i... teoretycznie pacjent powinien być zdrowy. Niestety, ta opowieść jeszcze nie ma zakończenia. Węzły chłonne szybko się powiększają, a z badania, które wykonuję poza leczeniem NFZ wiem, że komórek nowotworowych przybywa. Choć jestem osobą pogodną i paradoksalnie dzięki chorobie pozytywnie nastawioną do tego, że póki co da się z tym żyć, przychodzą częste chwile zwątpienia. Pytania, na które nie znam odpowiedzi, a wręcz boję się złej odpowiedzi. Czy będzie mi dane być wsparciem dla córki - a ma tylko 15 lat? Czy będę świadkiem, jak realizuje swoje plany życiowe? Kocha tańczyć od ponad 10 lat i jest naprawdę w tym dobra. Czy będę obecna gdy moja starsza córka - 26 lat, będzie wychodziła za mąż i czy będę mogła wziąć na ręce dzieciątko, które zapewne przyjdzie na świat? Sama wychowywałam obie córki i starałam się aby zawsze czuły się bezpiecznie. Gdy mnie zabraknie, to jakże ważne poczucie bezpieczeństwa uleci jak popiół na wietrze. Okres mojej choroby to trudny czas dla całej rodziny - szczególnie dzieci, które wykazały się mądrością, odpowiedzialnością i dojrzałością. To czas, kiedy wszyscy zaczynamy myśleć innymi kategoriami. Czasami taki stan utrzymuje się kilka dni. Chemioterapia narobiła bałaganu w mojej głowie (okropne luki w pamięci) i to powoduje, że czuję się niepewnie psychicznie i emocjonalnie. Obecnie czekam na wprowadzenie innego leczenia hormonalnego, które ma zahamować rozrost komórek nowotworowych. Obecnie przebywam na świadczeniu rehabilitacyjnym (75% od najniższej krajowej) do stycznia 2018, a później... nie wiem co będzie później. Wsparcie finansowe jest mi potrzebne, aby skorzystać z nowoczesnych badań, które pozwalają na monitorowanie aktywności guza. Dzięki badaniom można sprawdzać reakcję na różne środki terapeutyczne, ponieważ dynamika liczby komórek we krwi silnie koreluje ze wzrostem nowotworu i rozwojem przerzutów. Duże sumy pochłaniają też leki, które zmniejszają skutki uboczne wcześniejszych terapii... Człowieku dobrego serca, czy zechciałbyś mi pomóc aby to... później... nadeszło? Abym miała szansę dożyć jak moja babcia 101 lat? Uczestnicząc w życiu moich najbliższych? Moja mama ma 83 lata i cieszy się świetnym zdrowiem, ma najpiękniejsze nogi, jakie widziałam (gładkie i zgrabne), też chciałabym takie mieć w tym wieku. Nie mogę jej przecież tego zrobić i odejść.

29 658 zł z 35 000 zł
84%
Gabriela Pych, PRÓSZKÓW

Na ten moment zawieszam zbiórkę

Witam, nazywam się Gabriela, mam 68 lat, jestem zwykłą osobą: żoną, matką, babcią. Lubię towarzystwo ludzi, kocham zwierzęta. Moje życie wyglądało całkiem zwyczajnie, od dłuższego czasu chorowałam na łuszczycę, w późniejszym czasie okazało się, że jest mi potrzebna operacja biodra. Czekałam na nią kilka lat. W końcu, kiedy nadszedł termin operacji zostałam odsunięta z powodu zaognionej łuszczycy. Wtedy córka dowiedziała się o leku, który kupiła na próbę. Lek pomógł, skóra przestała się łuszczyć i do tej pory mam spokój. Nadszedł kolejny termin operacji (w kwietniu tego roku) i udało się. Mogę chodzić. Myślałam sobie, że to pełnia szczęścia, ale nie, w maju wyczułam guz na lewej piersi. Po badaniach okazało się, że to nowotwór złośliwy. Podjęłam leczenie, jestem już po amputacji piersi. Cieszę się każdym dniem, czy jest on gorszy czy lepszy, przygnębia mnie jednak fakt, że wcześniejsze leczenie i teraźniejsze przekraczają możliwości finansowe moje i moich bliskich. Potrzebuję środków na leki, m.in. niwelujące skutki uboczne leczenia, dodatkowe terapie, dojazdy do lekarzy, badania. Dlatego zwracam się do ludzi dobrej woli o pomoc. Pomóżcie abym mogła cieszyć się życiem.

1 500 zł z 12 000 zł
12%
Arkadiusz Suska, Staszów

Pomóż mi sfinansować leki i przeszczep szpiku kostnego!

Mam na imię Arkadiusz. Mam wspaniałą rodzinę, jestem ojcem dwóch cudownych córek w wieku szkolnym, które wciąż mnie potrzebują! W kwietniu 2017 r. po badaniu szpiku kostnego okazało się, że jestem chory na ostrą białaczkę szpikową typu pośredniego. Po pierwszej chemioterapii nastąpiła poprawa. Obecnie mam pogorszenie wyników krwi. Muszę podjąć dalsze leczenie - włącznie z przeszczepem szpiku. Mieszkam w USA i moje ubezpieczenie nie pokryje w całości tego bardzo drogiego leczenia. Bardzo proszę o wsparcie finansowe. Z góry dziękuję za pomoc.

121 520 zł z 400 000 zł
30%
Teresa Gruza, Warszawa

Teresa prosi o pomoc w zebraniu środków na leczenie.

Mam na imię Teresa. Mam 53 lata. Jestem pielęgniarką. Bardzo lubię moją pracę. Zawsze wykonywałam ją z wielkim zamiłowaniem. Od kilku lat oprócz podstawowego etatu w szpitalu pracowałam również dodatkowo z myślą o godnej emeryturze na starość. Niestety pod koniec 2016 roku okazało się, że mój organizm zaczął się buntować. Byłam coraz bardziej zmęczona i to nie tylko z powodu nadmiernej pracy. W grudniu 2016 wykryto u mnie złośliwy rodzaj nowotworu - raka zrazikowego piersi. W styczniu 2017 przeprowadzono operację oszczędzającą. Następnie w lutym 2017 doszczętnie usunięto węzły chłonne, ponieważ był przerzut do węzła. Progresja nastąpiła w szybkim tempie. W maju 2017 wykonano mastektomię. Zastosowane na początku leczenie hormonalne przerwano, gdyż po mastektomii okazało się, że to typ raka potrójnie ujemnego. Wykonana w czerwcu scyntygrafia wykazała zmiany osteolityczne w kośćcu (przerzuty do kości). Obecnie jestem w trakcie chemioterapii. Mieszkam z córką. Do tej pory dawałyśmy sobie radę z opłatami za dodatkowe wizyty prywatne i badania kontrolne. Chciałabym bardzo wrócić do pracy, ale w pierwszej kolejności należałoby zahamować rozwój choroby w kośćcu. W tym celu chciałabym poddać się terapii leczenia radem, która nie jest refundowana przez NFZ. Koszt takiego leczenia to 17 600 zł na miesiąc. Potrzebnych jest 6 kursów czyli ok. 110 000 zł. Ogromnym wsparciem są dla mnie moje córki, które są dla mnie całym życiem. Chciałabym zobaczyć jak radzą sobie w dorosłym życiu i poznać swoje wnuki. Bardzo proszę o pomoc. Pozdrawiam, Teresa.

63 168 zł z 110 000 zł
57%
Anna Nagajew, Żagań

Cel zbiórki został osiągnięty.

Bardzo dziękujemy za wpłaty! Cel zbiórki został osiągnięty. ************************************************************************************* Mam na imię Anna. Żyję zaledwie 48 lat. Kiedy życie nareszcie pokazało mi swoją dobrą stronę, spadła na mnie druzgocąca diagnoza: złośliwy rak jajnika. Z chorobą walczę już ponad trzy lata. Przeszłam dwie serie chemioterapii, dwie operacje. Ostatni rok walczę z chorobą przy wsparciu Szlachetnych Serc Darczyńców. To dzięki nim mogłam wykonać szereg badań i konsultacji, wybrać najlepszą drogę leczenia, pokryć koszty dojazdu do Centrum Onkologii w Bydgoszczy, oddalonego 360 km od miejsca zamieszkania, koszty noclegu, wykonać badania diagnostyczne, zakupić niezbędne leki i opatrunki. Aktualnie podeszłam do chemioterapii drugiego rzutu, podano mi Caelyx wg schematu oraz Bevacizumab (Avastin). Niestety lek dający ogromne nadzieje - Avastin, w moim przypadku nie był refundowany przez NFZ. Ze względu na powikłania ze strony przewodu pokarmowego zmieniono zastosowane leczenie na chemię innego rodzaju. Teraz oprócz leczenia nowotworu doszło leczenie powikłań. Aktualnie jestem żywiona pozajelitowo. Jeżdżę systematycznie do Poradni Żywienia Pozajelitowego w Poznaniu. Proszę, po raz kolejny, z wielką pokorą i nadzieją o wsparcie finansowe. Sama nie dam rady, a bardzo pragnę żyć. Choroba pokazała mi jak piękne potrafi być życie i jak wiele chciałabym jeszcze zrobić i zmienić. Wierzę w ludzi, wierzę, że po raz kolejny spotkam się ze wsparciem osób, które będą chciały mnie wesprzeć w walce o życie. Jestem wdzięczna za każdy grosz wart sztabki złota, która jest ceną za życie. Przekazanie darowizny uprawnia do ulgi podatkowej przy rozliczeniu PIT.

108 827 zł z 65 000 zł
167%
Agata Pastwa, Poniatowa

Może i bitwę z rakiem przegrałam, ale wojnę zamierzam WYGRAĆ!

Mam na imię Agata, mam 35 lat, jestem żoną i mamą trzech wspaniałych dziewczynek. Bliźniaczki są niepełnosprawne, a ja od 6 czerwca 2016 r. walczę z hormonozależnym rakiem piersi prawej. Swoje leczenie zaczęłam od chemioterapii AT od lipca do listopada 2016, później przeszłam radykalną mastektomię piersi prawej wraz z wycięciem układu chłonnego pachy prawej. Na przełomie stycznia i lutego 2017 r. przeszłam radioterapię, włączono mi hormonoterapię, a od marca 2017 do października 2017 r. poddana byłam immunoterapii w zastrzyku. Niestety, kiedy wydawało się wszystkim - mnie, mojej rodzinie i lekarzom, że już jest z górki, pod blizną gdzie wcześniej była pierś, wyskoczył nowy guz - WZNOWA!!! Zmieniono mi hormony i nic poza tym... Leczenie immunoterapią zostało przerwane, ponieważ mnie nie uchroniło, a wręcz odwrotnie - rak kwitł w środku :( Lekarze z Centrum Onkologii w Lublinie nie mają pomysłu na moje leczenie, dlatego szukam innych możliwości leczenia, ale żeby było to możliwe muszę prosić o wsparcie finansowe. Mój mąż nie pracuje zawodowo, ponieważ musiał przejąć opiekę nad bliźniaczkami chorymi na stwardnienie guzowate i padaczkę lekooporną, ja jestem na rencie z ZUS-u. Chciałabym pojechać ze swoimi badaniami do innych lekarzy i szpitali, może gdzieś znajdzie się jakaś szansa na leczenie dla 35-letniej młodej kobiety, która robi wszystko co tylko możliwe, żeby cieszyć się życiem najdłużej jak to możliwe, bo moje córki mnie potrzebują... Gdyby mój optymizm mógł pokonać raka, to już byłabym zdrowa i nie czytaliby Państwo mojej historii :) Kocham taniec i mam nadzieję, że jeszcze będę mogła cieszyć się swoją pasją :) Może i bitwę z rakiem przegrałam, ale wojnę zamierzam WYGRAĆ!!!

14 191 zł z 15 000 zł
94%
Agnieszka Stec, Pogorska Wola

Agnieszka ma dwoje maleńkich dzieci, dla których musi wyzdrowieć!

Witam Was kochani, mam na imię Agnieszka, mam męża i dwoje małych dzieci: Adrianka 5 lat i Natalkę 3,5 roku. Nasze życie do końca lipca tego roku było wspaniałe. Mąż pracował, ja zajmowałam się dziećmi i domem, planowaliśmy kolejne maleństwo, bo przecież dzieci są największym sensem życia i darem od Pana Boga, prawda? W grudniu 2016 roku zobaczyłam dwie magiczne kreski na teście, byliśmy przeszczęśliwi, a dzieci głaskały brzuszek i śpiewały mu kołysanki :):):) Niestety z początkiem marca 2017 poczułam mocne bole brzucha, izba przyjęć i… słowa lekarza oglądającego moja 17-tygodniowa dziewczynkę: "Przykro mi, ale serduszko nie bije" :(:(:( Najgorsze słowa, jakie usłyszałam w życiu… Postanowiliśmy, że za niedługo pomyślimy o maleństwie, ale zaczęłam odczuwać ból piersi, zgłosiłam się do lekarki, potem USG, biopsja gruboigłowa i słowa lekarza: "Przykro mi, rak piersi potrójnie ujemny o najgorszym rokowaniu..." Po 4 tygodniach wyszło mi obciążenie genetyczne, więc czekają mnie aż 3 operacje. Obecnie jestem leczona w krakowskim szpitalu onkologicznym, otrzymałam drugi cykl chemioterapii, niestety mój szpik już jest trochę uszkodzony, więc dostaję mocne zastrzyki na pobudzenie produkcji białych krwinek. Ponadto przy obciążeniu jest ogromne ryzyko raka jajnika, lekarze zrobili mi markery i niestety wyszły niedobrze. Jest mi bardzo trudno tak otwarcie opisywać moją historię, ale wiem, że muszę żyć dla moich dzieci, męża i bez wsparcia finansowego nie damy rady :( Ja nie pracuję, a mąż zarabia niewiele, wożąc mnie do Krakowa musi często brać wolne dni, dlatego zwracam się do Was z prośbą o wsparcie. Uzyskane pieniądze przeznaczę na dojazdy do szpitala, zazwyczaj dwa razy w tygodniu, leki, konsultacje i rehabilitację po podwójnej mastektomii. Bardzo proszę o zrozumienie, bo każdego z nas może spotkać taka tragedia. Dziękuję serdecznie :)

34 330 zł z 80 000 zł
42%
Janina Rodkiewicz, GDAŃSK

Wołanie o pomoc!

Witam, nazywam się Janina Rodkiewicz, mam 62 lata. 23 maja 2017 r. zdiagnozowano u mnie raka piersi. Jestem po usunięciu piersi. Obecnie jestem poddawana chemioterapii, następnie czeka mnie radioterapia. Jedynym moim dochodem jest emerytura w wysokości 1410 zł miesięcznie. Mieszkam sama w mieszkaniu komunalnym, w którym nie ma gazu, wszystko pracuje na prądzie - ogrzewanie, bojler na ciepłą wodę i kuchenka. Moje miesięczne wydatki, to: 308 zł - opłata za czynsz 400 zł - energia elektryczna + 200 zł - leki na depresję, reszta na comiesięczną skromną egzystencję i bieżąco zapisywanie leki. Do tej pory pomagał mi mój jedyny syn, ale w obecnej chwili przebywa w zakładzie karnym za przewinienia drogowe, co uniemożliwia mu opiekę nade mną. Jestem zdana na siebie i ewentualnie na dobry humor i dobre serce sąsiadów. Z uwagi na zły stan zdrowia (zawroty głowy, słabość, złe znoszenie chemioterapii) mam duże trudności z pokonaniem trasy do i od lekarza onkologa, na pobrania krwi przed wizytą u onkologa oraz na zabiegi chemioterapii i korzystam z uprzejmości sąsiadów. Niestety nie jestem w stanie zapłacić chociaż za paliwo - wprawia mnie to w zakłopotanie i dyskomfort psychiczny. Nie wiem, jak długo to potrwa i jak długo sąsiedzi będą mnie dowozić do przychodni i odwozić do domu, ponieważ jest to kłopotliwe z uwagi na czas oczekiwania podawania chemii. Po zaaplikowaniu chemii mam złe wyniki krwi - zgodnie z zaleceniem lekarza muszę wypijać drinki proteinowe, stosować odżywki niezbędne na jej poprawienie. Gdy wyniki są złe, wypadam z programu otrzymania chemii, co automatycznie wydłuża czas leczenia i zwalczenia raka. Jest mi bardzo ciężko i potrzebuję pomocy w kwestii opłacenia transportu na wizyty lekarskie, na pobrania krwi do badań oraz wyjazdy do szpitala na podanie chemii, a także na zakup zalecanych przez lekarza środków farmakologicznych w celu uzyskania lepszych wyników krwi, by leczenie przebiegało sprawnie i bez przesunięć. Z góry dziękuję za okazaną pomoc i zrozumienie. Janina Rodkiewicz

2 790 zł z 12 000 zł
23%