Zbiórki

Anna Szuszczewicz, Pruszcz Gdański

Walczę z czasem. Potrzebuję nierefundowanego leku.

Mam na imię Ania. Walczę z rakiem piersi z przerzutami do płuc. Potrzebuję leku, którego NFZ nie refunduje. Na początku 2012 r. zrobiłam kontrolną mammografię. W opisie wyniku otrzymałam zalecenie wykonania biopsji w celu wyjaśnienia widocznej zmiany. I nagle wielki strach i lęk, nie tylko o siebie, ale także o najbliższych. Wynik biopsji i wyrok: rak piersi. W ciągu kilkunastu dni przeszłam operację, następnie półroczną chemię i roczne leczenie przeciwciałem monoklonalnym IgG1. Leczenie okazało się na tyle skuteczne, że zahamowało chorobę na blisko 3 lata. Wróciła nadzieja, radość z życia i w końcu mogliśmy trochę odetchnąć. Wróciłam do pracy. Starałam się żyć normalnie, może tylko bardziej doceniałam każdy kolejny dzień, bo wiedziałam, że świat może zawalić się w jednej chwili. Cały czas towarzyszyła mi jednak obawa, że nowotwór może wrócić. Każde badanie kontrolne to nieodłączny strach. W kwietniu 2016 r. to, czego tak bardzo się obawiałam, stało się faktem. Kontrolne badanie i wynik: przerzuty do obu płuc. Znowu tradycyjna półroczna chemia i dwa inne leki. Znowu bardzo źle się czułam, brakowało mi sił, miałam chwile zwątpienia. Jednak prawie wszystko można znieść widząc efekty i mając nadzieję. Niestety w styczniu 2017 r. leki przestały działać i guz zaczął rosnąć. Zaprzestano więc dalszego ich podawania. Obecnie nie mam dostępu do leku, którym powinnam być leczona. Na świecie lek ten stosowany jest w leczeniu standardowym, w naszym kraju obowiązują procedury, które uniemożliwiają bezpłatne leczenie nim. W 2012 r. udało się zapanować nad chorobą. Teraz mam przerzuty wymagające zintensyfikowania leczenia. Czas jest w tej sytuacji najważniejszy. Nie mogę sobie pozwolić na niepodjęcie leczenia. Dlatego zdecydowałam się prosić Was o pomoc. Nie mam wyboru. To walka o moje życie. Do tej pory dawaliśmy sobie radę sami. Niestety teraz nie jesteśmy w stanie poradzić sobie bez Waszej pomocy! Terapia trwająca średnio 9,5 miesiąca. jest bardzo kosztowna. Lek musi być podawany regularnie co 3 tygodnie. Koszt jednego podania to ok. 20.000 zł. Cała terapia kosztuje ok. 300.000 zł. Kwota ta całkowicie przekracza możliwości naszej rodziny i najbliższych. Dlatego zwracam się do Was z prośbą o pomoc! Każda złotówka jest niezwykle cenna, dlatego bardzo o nią proszę! Dzięki Waszej hojności będę miała szansę sfinansować leczenie i dzięki temu odejdzie mi chociaż jedno zmartwienie. Decyzję o rozpoczęciu terapii muszę podjąć jak najszybciej. Opóźnienie leczenia naraża mnie na szybki postęp choroby i zmniejsza szansę na życie. Stąd moja ogromna prośba o pomoc finansową i pomoc w rozpowszechnianiu informacji o zbiórce. Poprzednie dwa cykle chemii nie powstrzymały rozwoju choroby. Spowodowały za to szereg skutków ubocznych i wiele dolegliwości. Nowy lek daje mi szansę na powstrzymanie i stabilizację choroby. Wykazuje wysoką skuteczność wobec mojego typu raka (HER2 dodatni, jest to rak inwazyjny, szybko dający przerzuty), a dodatkowo znacznie minimalizuje skutki uboczne terapii. Chociaż jest mi trudno, znoszę wszystko, bo bardzo chcę wyzdrowieć. Najgorsza teraz jednak jest bezsilność i niepewność, czy uda mi się rozpocząć i kontynuować leczenie. W przyszłym roku moja córka wychodzi za mąż. Moim największym pragnieniem jest być z Nią w tym tak ważnym dla Niej i dla mnie dniu. Nie wyobrażam sobie, że mogłoby mnie z Nią nie być! Bardzo proszę, pomóżcie mi! Podobno dobro powraca! Za każdą najmniejszą wpłatę z serca dziękuję!

28 650 zł z 300 000 zł
9%
Iwona Przeździęg, Wrocław

Wygrałam bitwę, pomóżcie mi wygrać wojnę z rakiem.

Mam na imię Iwona i mam 25 lat. W 2001 r. po rutynowym wycięciu migdałków zdiagnozowano u mnie RMS embryonale tkanek miękkich podniebienia. Moje leczenie odbywało się w CZD przez okres dwóch lat. Nie obyło się bez 13-nastu cykli chemioterapii oraz dwóch miesięcy naświetlań. Myślałam, że ten koszmar już nigdy nie wróci, jestem zdrowa, dorosłam... zaczęłam studia, wyszłam za mąż. Wspólnie planowaliśmy rodzinę, ale moje plany legły w gruzach. Kilka miesięcy temu w nowej pracy "coś" strzeliło mi w nodze i urósł obrzęk ok. 10 cm. Zostałam skierowana do ortopedy, następnie na usg, kolejne RTG. Wszyscy rozkładali ręce twierdząc, że to tylko zerwany mięsień. Skontaktowałam się z lekarzem z Warszawy, który przyjął mnie na oddział (z racji już przebytej choroby nowotworowej) i zrobił biopsję. Potwierdziły się nasze obawy, zdiagnozowano u mnie nowy złośliwy nowotwór mięsak Ewinga kości strzałkowej. Teraz zaczynam leczenie od chemii, następnie naświetlania oraz operacja, przez którą będę wymagała długoterminowej rehabilitacji (wytną mi kawałek kości oraz mięsień). Jeżeli to nie przyniesie efektu, zamierzam podjąć się każdego rodzaju leczenia, również poza granicami kraju, dlatego zwracam się do ludzi dobrej woli o pomoc w tej walce, biorąc pod uwagę również koszty dojazdów do szpitala, opatrunki czy rehabilitacje. Moje największe pragnienie to chęć życia. Chcę znów chodzić po górach, cieszyć się z chwil spędzonych z rodziną i nie bać się, że ten podstępny skorupiak znów mnie dorwie. Dziękuję wszystkim za pomoc, najmniejszy gest. Wierzę, że uda mi się pokonać chorobę. Wygrałam walkę, czas wygrać wojnę.

11 121 zł z 20 000 zł
55%
Barbara Bukała, Bydgoszcz

Pomóż Basi ponieść koszty badań i leczenia

Witam serdecznie, mam na imię Basia. Jestem babcią, mam dwójkę kochanych wnuków i kocham życie. Jeszcze bardziej to zrozumiałam, gdy w sierpniu 2015 roku usłyszałam diagnozę - nowotwór złośliwy piersi. Po pierwszej operacji okazało się, że nowotwór jest wieloogniskowy i konieczna była całkowita mastektomia. Przy drugiej operacji pojawiły się komplikacje. Spędziłam miesiąc w szpitalu, później przeszłam chemioterapię. W tej chwili jestem pod stałą kontrolą bardzo pomocnych lekarzy z CO w Bydgoszczy. Zawsze bardzo dużą wagę przykładałam do badań kontrolnych i chyba właśnie to podejście pozwoliło na uchwycenie tej choroby w początkowym jej stadium, ale jak wiadomo przeciwnik jest podstępny i nieprzewidywalny. Pomimo fachowej pomocy i wsparcia, jakie otrzymałam od lekarzy i personelu z bydgoskiego Centrum Onkologii, byłam zmuszona wykonać dodatkowe, kosztowne badania za granicą. Podjęłam również decyzje o rozpoczęciu leczenia w Klinice we Wrocławiu. Terapia, której się poddałam, ma głównie na celu wzmocnienie mojego układu immunologicznego. Ponieważ schemat badań kontrolnych nie zakłada wielu badań, które pozwalają na szybsze wykrycie ewentualnych, nowych zmian, staram się na bieżąco kontrolować w prywatnych placówkach. W wyniku przyjmowanych leków pogłębiła się u mnie i tak bardzo zaawansowana osteoporoza. Wiem, że w tej chorobie najważniejsze jest pozytywne nastawienie i to ono mimo wielu trudnych chwil, z którymi w trakcie trwania choroby przychodzi mi się borykać, pozwala mi wierzyć, że będzie dobrze. Jednak w mojej walce o zdrowie, o życie, potrzebne mi będzie również Wasze wsparcie, stąd moja prośba. Wiadomo, że koszty leczenia, badań są bardzo wysokie, dlatego proszę życzliwych mi ludzi o wsparcie finansowe. Wszystkim moim darczyńcom bardzo dziękuję i życzę dużo zdrowia.

18 463 zł z 18 000 zł
102%
Anna Kułak, Dąbrowa Białostocka

Na chwilę obecną udało się osiągnąć cel! Serdecznie dziękuję!

Cześć, nazywam się Ania. Mam 26 lat i pochodzę z małej miejscowości na Podlasiu. Uczę się na technika elektroradiologii - spełniam swoje marzenia :) Uwielbiam spacery i spotkania z przyjaciółmi. Oto moja historia w dużym skrócie: Do 2014 r. byłam pełną energii dziewczyną. Niestety w grudniu 2014 r. moje życie wywróciło się do góry nogami, trafiłam do szpitala z prawostronnym paraliżem ciała oraz afazją. Tak, nie mogłam mówić i ruszać prawą ręką i nogą. Diagnoza, jaka została postawiona, nie napawała mnie optymizmem - udar mózgu spowodowany "dzikim lokatorem". Bardzo szybko trafiłam na stół, dwukrotnie byłam operowana. Wynik mnie przeraził - nowotwór złośliwy mózgu. Po operacji byłam poddana ciężkiej i żmudnej rehabilitacji, gdyż operacje były powikłane - przeszłam dwa kolejne udary od razu po zabiegu, miałam i mam ubytki neurologiczne. Walka trwała dwa lata... Gdy już myślałam, że wychodzę na prostą, dowiedziałam się, że "lokator" w mojej głowie daje o sobie znać. Byłam zmuszona podjąć na nową batalię o zdrowie i życie. Obecnie jestem w trakcie chemioterapii, rehabilitacji neurologicznej oraz farmakoterapii przeciwbólowej. Specjalistyczna rehabilitacja oraz leki generują ogromne koszty, na które mnie po prostu nie stać. Każdego dnia muszę wybierać, na co wydać pieniądze: rehabilitacja, leki czy wyjście z przyjaciółmi. Z renty ZUS za dużo możliwości nie mam, więc zrezygnowałam z wyjść, a wszystkie środki, jakie mam, wydaję na rehabilitację i leki. Dlatego proszę o pomoc w zbieraniu funduszy, które umożliwią mi wykupienie leków, rehabilitację i powrót do pełnego zdrowia. Wierzę w to, że z Waszą pomocą uda mi się pokonać chorobę i zacząć pracę w moim wymarzonym zawodzie.

41 602 zł z 50 000 zł
83%
Beata Bednarz-Bochenek, Kalwaria Zebrzydowska

Walka z rakiem piersi nie jest prosta, dlatego proszę o wsparcie.

Cześć! Dziękuję wszystkim za dotychczasowe wsparcie, jestem ogromnie wdzięczna wszystkim. Na razie choroba nie postępuje, ale walka wciąż trwa. Staram się normalnie żyć, wychowywać dzieci i jednocześnie walczyć z chorobą. Cały czas szukamy nowych metod leczenia... Konsultacje medyczne i poszukiwania specjalistów kosztują mnóstwo czasu i pieniędzy... Mam na imię Beata. Jestem mamą dwóch wspaniałych córek, moje życie było poukładane i pełne radości do grudnia 2016 roku. Zdiagnozowano u mnie nowotwór złośliwy piersi z przerzutami do węzłów chłonnych oraz płuc. Przeszłam chemioterapię, leczenie chirurgiczne, radioterapię, teraz jestem w trakcie hormonoterapii, jestem w stałym kontakcie z psychologiem, zmieniłam tryb życia. Nie wiem co przyniesie los... Wiem jednak jedno: moje życie jest wypełnione osobami, dla których warto żyć, więc proszę o pomoc :) Zebraną kwotę chcę przeznaczyć na dojazdy do ośrodka, dodatkowe konsultacje u specjalistów oraz diagnostykę, na którą trzeba czekać w ramach NFZ. Szukamy również innowacyjnych metod leczenia za granicą.

23 479 zł z 30 000 zł
78%
Szymon Kostrzewski, Kostrzyn

Szymon to młody chłopak, który potrzebuje wsparcia.

Nazywam się Aldona Kostrzewska i proszę o Państwa pomoc w walce z rakiem rozsianym mojego syna Szymona Kostrzewskiego. Jestem pielęgniarką. Od 37 lat dbam o dobro pacjentów. Oddaję się pracy z wielkim zaangażowaniem, czuję wielką empatię do ludzi. Jesienią 2016 roku dowiaduję się o chorobie nowotworowej syna. Szpital, zabieg usunięcia jądra. Potem następny pobyt w szpitalu. W wykonanych badaniach lekarze stwierdzają zmiany w węzłach chłonnych okołoaortalnych, śródpiersia i płuc. Zaczyna się walka o życie. Najpierw chemioterapia w schemacie BEP. Syn jest już po 3 seriach leczenia. Jego stan ducha to przygnębienie, strach, czasami rozpacz. Prosimy o pomoc. Niewielkie środki finansowe moje i syna odcinają nas od możliwości sprawdzenia innych metod leczenia. Wsparcie z Państwa strony pomogłoby w leczeniu „duszy” - terapia psychologiczna, a także rozwiązałoby problem finansowy związany z dojazdami do Centrum Onkologicznego w Poznaniu i zakupem leków.

14 803 zł z 12 000 zł
123%
Katarzyna Wawerek, Szczecin

Pomóż Kasi ponieść koszty rehabilitacji i wrócić do zdrowia

Nazywam się Katarzyna Wawerek, mam 45 lat, mieszkam w Szczecinie. Na 40. urodziny dostałam prezent od losu - zdiagnozowano u mnie szpiczaka mnogiego. W jednej chwili moje życie się zmieniło, z wielu planów muszę zrezygnować. Nie zamierzam się poddawać i będę walczyć. Cztery lata temu miałam przeszczep szpiku kostnego. Obecnie jestem przygotowywana do kolejnego przeszczepu. Pieniądze są mi potrzebne na leki, dojazdy do szpitala do Łodzi, gdzie będę miała przeszczep, a później wizyty kontrolne w tej klinice. Utrzymuje się tylko ze skromnej renty i mieszkam sama, gdyż od 3 lat jestem po rozwodzie. Obecnie jestem w trudnej sytuacji materialnej, dlatego bardzo proszę o pomoc. Za wszelkie, nawet najdrobniejsze wsparcie materialne z Waszej strony z całego serca dziękuję.

12 283 zł z 12 000 zł
102%
Bożena Mórawska, Suwałki

Pomóż uzbierać środki, by pokonać raka piersi i jajnika.

Witam. Mam na imię Bożena. Choruję na nowotwór złośliwy raka jajnika i piersi. Obecnie jestem w trakcie trzeciej chemii. Nie podano mi leku, który może uratować moje życie w odpowiednim terminie i nie mam już szans na jego refundację. Jestem mamą dwójki już dorosłych dzieci (Magdy i Mieszka), którzy wspierają mnie w tej trudnej walce. Z zawodu jestem logopedą i na co dzień to ja pomagałam małym dzieciom. Teraz to ja potrzebuję pomocy. Proszę o wsparcie finansowe w podjętym przeze mnie leczeniu, ponieważ lek, którego potrzebuje nie jest refundowany przez NFZ a koszt jego wynosi 100 tys. zł. Serdecznie dziękuję za wsparcie i każda złotówkę.

45 793 zł z 50 000 zł
91%
Marzanna Giemza, Pionki

Udało się zebrać potrzebną kwotę.

Dziękujemy za wpłaty! Cel zbiórki został osiągnięty. **************************************************************************************** Witam! Mam na imię Marzanna. Mam 48 lat. Jestem mężatką, mamą 18-letniej Magdy i 24-letniego Piotra. Mieszkam w niewielkim miasteczku Pionki koło Radomia, a pracujęjako inżynier budownictwa i spełniam się zawodowo. Regularne kontrole i badania nie ustrzegły mnie przed katastrofą. Uśpiły tylko moją czujność. W kwietniu 2014 roku zdiagnozowano u mnie złośliwego raka piersi. Mój przeciwnik to carcinoma invasivum z receptorami Her 3+. Szok i niedowierzanie, a potem w miarę upływu czasu oswajania się z faktami, lęk, strach i rozgoryczenie. Wielu z nas zna ludzi umierających w cierpieniu z powodu raka. Za co? Dlaczego? Rozpoczęło się trudne i długie leczenie. Po pierwszej chemii ja i moja rodzina zrozumieliśmy, do jakiego stopnia zmieniło się nasze życie. Chemia bardzo mnie sponiewierała. Potem operacja, naświetlania, leczenie trzema różnymi lekami. Ponad dwa lata jeżdżenia do Świętokrzyskiego Centrum Onkologii w Kielcach co trzy tygodnie, a nawet i częściej. Było ciężko, ale warto, bo czułam się dobrze. Badania kontrolne nie wskazywały, że coś złego się dzieje w moim ciele. Gdy już ja i moja rodzina myślami byliśmy przy wigilijnym stole okazało się, że wróg powrócił. Tym razem przerzut do wątroby. Rozpoczynam ponowną walkę. Zakwalifikowałam się do udziału w programie badań klinicznych, dzięki temu będę otrzymywać za darmo nowoczesne leki. Lekarz prowadzący badanie kliniczne powiedział, że to było ostatnie miejsce… Może to znak od Boga… Teraz będę jeździć na kroplówki co trzy tygodnie do Warszawy. Oprócz stresu spowodowanego chorobą i niepewnością jutra dochodzą jeszcze obciążenia finansowe związane z dojazdami, zakupem różnych leków, konsultacjami ze specjalistami i dodatkowymi badaniami. Pragnę zebrać środki na metody wspomagające działanie leków, na dojazdy i konsultacje u specjalistów oraz zakup leków często odpłatnych w stu procentach. Jeden zabieg nagrzewania wątroby kosztuje 780 zł. Nie wiem jeszcze, ile takich zabiegów będę potrzebowała. Mam jeszcze tyle rzeczy do zrobienia, miejsc do odwiedzenia, chcę towarzyszyć moim dzieciom w dorastaniu i usamodzielnianiu się... Z Bożą i Państwa pomocą może to się udać. Dziękuję za wsparcie finansowe i modlitwę.

130 087 zł z 50 000 zł
260%
Ewelina Żychlińska, Warszawa

Wszystkim darczyńcom serdecznie dziękuję! Udało się osiągnąć cel!

Wszystkim darczyńcom serdecznie dziękuję! Udało się osiągnąć cel! Na chwilę obecną proszę o nieprzekazywanie darowizn. -------------------- Jeszcze w lutym zeszłego roku moim głównym zmartwieniem był rosnący kurs Euro w racie kredytu mieszkaniowego. Takie problemy ma większość z nas. Kombinujemy wtedy, jak sprawić, żeby zeszły na dalszy plan. Tymczasem ja pracuję nad tym, żeby rosnący kurs Euro znów zagrał główną rolę w moim życiu. Bo niestety, to cozajęło jego miejsce jest… czymś trochę poważniejszym. Zaczęło się od pieprzyka na plecach, który przez długi czas rósł i zmieniał kolor. Zdobyłam się na odwagę i poszłam do lekarza bo czułam, że jest to chyba coś poważniejszego niż tylko głupi pieprzyk. W marcu 2016 roku dostałam diagnozę – czerniak guzkowy skóry, złośliwy. Wtedy mój pieczołowicie ułożony stosik priorytetów, zadań i marzeń runął z hukiem, który był jednocześnie pierwszym wystrzałem w wojnie, która właśnie rozpoczęła się w moim ciele. Odsunęłam wszystkie inne sprawy na boczny tor i skupiłam się na walce. I wiecie co? Pierwszą bitwę wygrałam! Po kwietniowej operacji docięcia skóry na plecach oraz wycięcia węzła wartowniczego przyszedł wynik: jestem zdrowa! Czułam, że dostałam drugą szansę od życia. Byłam szczęśliwa. Po pół roku, w październiku przyszedł wynik tomografii komputerowej, który musiałam zrobić jako badanie do regularnej kontroli mojego stanu zdrowia. To co było napisane dosłownie zwaliło mnie z nóg – czerniak uderza ze zwielokrotnioną siłą, z przerzutami do płuc, liczne guzki podskórne, a ostatnio zaatakował oko. Żyć mi się odechciało, kiedy to usłyszałam, chociaż bardzo chcę żyć. Wracając do zmartwień... Mam to swoje wielkie zmartwienie. Nikt nie wie, jak długo będę walczyć i kto wygra. Najprawdopodobniej czeka mnie trudna i długa droga, wiele konsultacji, może leczenie za granicą. I tutaj pojawia się nowy problem: pieniądze. To, co najtrudniejsze w chorobie dla mnie to chyba właśnie proszenie o pomoc, o wsparcie finansowe, bo tym razem nie dam sobie rady sama. Jedyne, co mam w tej chwili to duże poczucie humoru i ludzi wokół, za których pomoc jestem niezmiernie wdzięczna. Pomoc Alivii jest dla mnie niewyobrażalnie ważna. Bez niej nie wiedziałabym nic. To z tego źródła wiem, że będę potrzebować pieniędzy na kosztowne konsultacje, leki, być może z zagranicy. Nadal jeszcze niewiele wiem. To co mogę teraz zrobić to dobrze przygotować się do walki o moje życie. Proszę Was o pomoc. Będę za nią wdzięczna z całego serca, bo bez Waszego wsparcia mogę nie dać rady przejść tej drogi. Za każdy rodzaj wsparcia z całego serca dziękuję.

50 241 zł z 50 000 zł
100%
Anna Olech, Lwówek Śląski

Udało się ustabilizować sytuację!

Szanowni Darczyńcy, jestem ogromnie wdzięczna za Wasze wsparcie! Ponieważ sytuacja jest stabilna i obecnie nie potrzebuję środków, proszę na ten moment o nieprzekazywanie darowizn. ………………………………………………………..***…………………………………………………………. Mam na imię Ania i mam 40 lat. Jestem mamą dwóch wspaniałych chłopców (10 i 13 lat), których wychowuję sama. W październiku 2016 r. otrzymałam wyniki histopatologii, okazało się że choruję na raka i jest to mięsak maziówkowy. Jedyna klinika lecząca ten rodzaj nowotworu znajduje się w Warszawie. Każdorazowy wyjazd do Warszawy (500 km) to dla mnie ogromny wydatek (ok. 400zł). Obawiam się, że nadejdzie dzień, kiedy nie pojadę na leczenie, bo zabraknie mi środków finansowych. Mam szansę pojechać na leczenie do Kliniki w Niemczech, jednak koszt terapii to 7300 euro plus dojazd, co zdecydowanie przekracza moje możliwości finansowe. Wciąż potrzebuję pomocy, codzienne koszty związane z chorobą, dojazdy do Warszawy, leki, konsultacje i inne wydatki są bardzo duże. Wszystkim Darczyńcom serdecznie dziękuję!

74 244 zł z 35 000 zł
212%
Małgorzata Lemanowicz, Słupsk

Gosia potrzebuje drogiego leku, by wygrać walkę z białaczką

Mam 54 lata. Jestem szczęśliwą matką dwóch dorosłych córek oraz żoną opiekuńczego męża. W 2009 roku zdiagnozowano u mnie przewlekłą białaczkę limfocytową. Potocznie nazywa się ją białaczką ludzi starszych, ponieważ najczęściej diagnozuje się ją w 60 - 70 roku życia. Niestety, jestem przypadkiem nietypowym i choruję na ten rodzaj nowotworu złośliwego od 41 roku życia. Mój organizm jest bardzo oporny na leczenie i zazwyczaj reaguje zupełnie inaczej niż lekarze, by tego chcieli. W pierwszych 4 latach nie było wskazań do rozpoczęcia leczenia, jednakże 9 maja 2013 roku mój stan znacznie się pogorszył. Wyniki morfologii wykazały bardzo wysoki poziom leukocytów, a węzły chłonne mocno się powiększyły. Właśnie wtedy lekarze postanowili rozpocząć leczenie chemioterapią. Po każdej dawce leku czułam się coraz lepiej, znowu mogłam wrócić do pracy, którą uwielbiam. Można powiedzieć, że nią żyję! W międzyczasie musiałam pojawiać się w szpitalu na transfuzjach krwi z powodu spadku hemoglobiny. Jednak rok temu wszystko się zmieniło. W wakacje trafiłam do szpitala w stanie bardzo ciężkim... Lekarze nie wiedzieli, czy mnie uratują. Nie byłam w stanie podnieść się z łóżka, codzienne silne bóle i wysokie temperatury nie pozwalały mi normalnie funkcjonować, byłam bliska śmierci i straciłam wszelką nadzieję. Na szczęście - jak widać - lekarzom przy wsparciu pielęgniarek i psychologa udało się mnie uratować, za co bardzo im dziękuję!!! Straciłam włosy, co jest bardzo ciężkim przeżyciem dla kobiety. Nie mogłam przekonać się do noszenia peruki. Wydawało mi się, że wszyscy na mnie dziwnie patrzą, mimo że dzieci uważały, że bardzo ładnie w niej wyglądam. Udało mi się to przetrwać. Aż w październiku 2016 roku wszystko wróciło: wzrost limfocytozy, ograniczenie aktywności fizycznej, gorączki, potliwości, spadek masy ciała, organy wewnętrzne i węzły chłonne bardzo mocno się powiększyły. Gdy córka przyjechała mnie odwiedzić z drugiego końca Polski, nie byłam w stanie się z nią przywitać. Kolejny raz spędziłam na izolatce w szpitalu dwa miesiące. Lekarze zastosowali kolejne leczenie. Gdy wszystko szło w dobrą stronę i miałam nadzieję, że wyjdę już ze szpitala do domu, zaczęły się problemy... Niewiele nawet pamiętam... Wdała się infekcja bakterią E.coli i poważne powikłanie zakrzepowo-zatorowe żyły szyjnej. Byłam w stanie bardzo ciężkim. Lekarze poinformowali mnie, że nie mogą już mnie leczyć chemioterapią i wyczerpano możliwości terapii dostępne w Polsce. Abym mogła żyć, muszę codziennie zażywać nowoczesny lek. To przełomowy lek w medycynie. Nazywa się go również ZŁOTĄ TABLETKĄ, ponieważ pozwala ciężko chorym ludziom na białaczkę normalnie funkcjonować. Po odstawieniu tego leku następuje gwałtowny nawrót choroby i brak szans na życie. Dzięki pomocy lekarzy otrzymałam lek na 3 miesiące, ale terapię trzeba kontynuować. Miesięczny koszt leczenia tabletkami w Polsce wynosi 35 000 zł. Mimo że w maju 2018 r. lek wszedł na listę refundacyjną, ja nie kwalifikuję się do programu lekowego. Teraz czuję się lepiej! W końcu jestem w moim rodzinnym domu, mogę chodzić na spacery, spotykać się ze znajomymi i choć na chwilę zapomnieć o tym, że jestem ciężko chora. A co, gdy skończę terapię tym lekiem? Wtedy moje życie również się skończy... Nie pozwólcie odliczać mnie i mojej rodzinie dni do końca życia. Pozwólcie mi nie martwić się o przyszłość!

148 422 zł z 420 000 zł
35%