Zbiórki

Anna Gwarda, Kożuchów

Znajomi mówią o niej „wojowniczka”

Tuż przez Wigilią 2014 r. obudziłam się po badaniu kolonoskopowym i usłyszałam od lekarza: „Jest Pani bardzo chora”. Diagnoza - nowotwór złośliwy jelita grubego. Co wtedy poczułam? Nie pamiętam. Jedyne co pamiętam, to łzy spływające mi nieprzerwanym ciurkiem na koszulę. Nie było czasu na załamywanie rąk. Rozpoczęła się walka o każdy dzień życia. Chemioterapia połączona z radioterapią miała doprowadzić do przedoperacyjnego zmniejszenia rozmiaru guza. Niestety, zostałam zakażona pałeczką ropy błękitnej i w stanie skrajnego wycieńczenia organizmu przeleżałam 24 dni w szpitalu. Operację usunięcia guza przeszłam pomyślnie w kwietniu 2015 r. Nie udało mi się zbyt długo cieszyć względnym spokojem, ponieważ okazało się, że są przerzuty do węzłów chłonnych. Znów chemioterapia, tym razem 12 cykli po trzy dni każdy, mała przerwa i kolejne 12 cykli. Częściowa remisja i stała kontrola onkologiczna. W lipcu 2018 r. badanie PET wykazało pojawienie się aktywnych metabolicznie nowych węzłów chłonnych. Jestem po pierwszym podaniu chemioterapii bewacyzmab z Folfox4. Każdy cykl wiąże się z dużym ryzykiem, ponieważ mam bardzo delikatny szpik kostny i muszę aplikować zastrzyki na pobudzenie szpiku. Immunochemioterapia, którą otrzymuję jest refundowana przez NFZ, jednakże wszystko dookoła jest bardzo kosztowne. Dojazdy na chemioterapię, konsultacje lekarskie, badania, które nie są refundowane, lekarstwa i zastrzyki. Dlatego postanowiłam poprosić o wsparcie. Te cztery lata to była ciężka szkoła życia. Czy już pokonałam górę czy tylko małe wzniesienie, okaże się w przyszłości. Chciałabym, aby to co najgorsze już zostało za mną. Chcę żyć, chcę być, chcę kochać. Mam jeszcze tyle planów na przyszłość. Mam wspaniałego męża, cudowne dzieci, rodzinę, przyjaciół. Jeżeli ktoś ma chęć i możliwość się podzielić, to będę wdzięczna za każdą przekazaną złotówkę, dzięki której dostęp do niezbędnych leków i zabiegów będzie dla mnie zdecydowanie łatwiejszy.

71 367 zł z 60 000 zł
118%
Adriana Matłosz-Mouneimne, Warszawa

Udało się! Na tę chwilę wstrzymujemy zbiórkę.

Kochani, pięknie Wam dziękuję. Zebraliśmy całą potrzebną kwotę w tak krótkim czasie - serce rośnie! Na tę chwilę wstrzymujemy zbiórkę. - - - - - - - - - - - - Mam 39 lat, jednak już na długo przed diagnozą mojej choroby doświadczyłam niewyobrażalnie okrutnego życia na oddziale onkologii dziecięcej, walcząc przez ostatnie 5 lat o mojego synka. Wydawało się, że to jedyna nierówna walka w naszej rodzinie, którą musimy stoczyć. Jednak życie przygotowało nam smutniejszy scenariusz. W kwietniu 2018 roku zdiagnozowano u mnie złośliwy nowotwór piersi. Rozpoczęłam kolejną walkę, tym razem o swoje życie. Pięć lat temu nasz świat runął. "Wasz syn ma nowotwór złośliwy mózgu" - usłyszeliśmy od ordynatora neurochirurgii szpitala dziecięcego. Franio dopiero co skończył 13 miesięcy. W ciągu roku nasz synek był 12 razy na bloku operacyjnym. W sumie przeszedł 12 cykli chemioterapii i 6-tygodniową radioterapię. A to wszystko w drugim roku jego życia. Musieliśmy po roku przerwać leczenie ze względu na zbyt ciężkie powikłania po chemiach. I tak rozpoczęliśmy nowy rozdział życia związany z jego intensywną rehabilitacją. Wyrównywaliśmy pomału, ale z sukcesami „ślady”, jakie pozostawiło po sobie ciężkie leczenie. Przez kolejne 3 lata wierzyliśmy mocno, że jesteśmy na dobrej drodze do odzyskania jego sprawności fizycznej i intelektualnej, nadrabialiśmy zaległości. Jednak kiedy skończył 5 lat, we wrześniu 2017, usłyszeliśmy po rezonansie kontrolnym słowa, które po raz kolejny „wbiły nas w ziemię”: "Wznowa! Guz odrósł, duży, naciekający na rdzeń kręgowy". Rozpoczął się wyścig z czasem: operacja neurochirurgiczna, chemioterapia i ponowna radioterapia. Zamieszkaliśmy na nowo w szpitalu. Nauczyliśmy się żyć z dnia na dzień. Wycieńczające powtórne leczenie synka nie zdążyło się zakończyć, gdy w marcu 2018 roku wyczułam powiększony węzeł chłonny pod pachą. Natychmiast wykonałam usg piersi i pachy. Doświadczona ciężkim losem onkologicznym mojego Frania zadałam lekarzowi pytanie wprost: "Czy to nie jest nowotwór?" Usłyszałam w odpowiedzi: "Silny stan zapalny węzłów chłonnych wskutek zapalenia mieszków włosowych". Przez kolejne 25 dni brałam antybiotyk, niestety nieskuteczny w leczeniu. Pomiędzy chemiami synka biegałam po lekarzach, w końcu w kwietniu tego roku usłyszałam diagnozę: rak piersi potrójnie ujemny z przerzutami do węzłów chłonnych. Rozpoczęłam kolejną walkę, tym razem o siebie. Zawsze chciałam jako matka zdjąć chorobę z mojego synka i wziąć ją na siebie. I tak się poniekąd stało... Jestem aktualnie po trzecim cyku czerwonej chemii, tej samej, którą moje dziecko również swego czasu przyjmowało. Paradoksalnie teraz rozumiem synka jeszcze lepiej, jestem bliżej niego i jego choroby. Dużo zadziało się w życiu mojej rodziny, ale to też uświadomiło nam, że życie „nie polega na tym, by przetrwać burzę, lecz na tym, by nauczyć się tańczyć w deszczu”. Teraz jeszcze mocniej doceniamy, to co mamy – siebie nawzajem i to, co chcemy odzyskać – normalność. „Nigdy nie wiesz jak silny jesteś, dopóki bycie silnym nie stanie się jedynym wyjściem, jakie masz”. Czuję to mocniej niż kiedykolwiek: bycie silną to moje jedyne wyjście. Jednak będzie mi łatwiej z Wami. Dlatego zwracam się do Was z prośbą o pomoc w zebraniu środków na pokrycie dodatkowych kosztów związanych z moim leczeniem, takich jak konsultacje lekarskie, pogłębiona diagnostyka, lekarstwa, rehabilitacja i koszty dojazdu. Nie mniej ważne są dla mnie wiara w moje siły, ciepłe myśli i słowa wsparcia. Będę po prostu wdzięczna.

60 249 zł z 10 000 zł
602%
Zuzanna Lewandowska, Warszawa

Udało się osiągnąć cel zbiórki!

Nazywam się Zuzanna. Jestem mamą piętnastoletniej Neli, którą wychowuję samotnie od dziesięciu lat. Jestem artystką, ilustratorką, projektantką okładek, wykładowcą na uczelni wyższej. Uwielbiam tworzyć i pracować z moimi studentami. Niedawno poznałam wspaniałego człowieka, który ma na imię Robert. Zobaczyłam nareszcie jasną stronę życia! Chcę żyć, kochać, tworzyć! Trzy tygodnie temu dowiedziałam się, że mam zaawansowanego raka piersi. Okazało się, że pertuzumab - lek, który może znacząco zwiększyć szanse na wyleczenie, jest w moim przypadku nierefundowany. Jedna dawka leku kosztuje 11 tysięcy złotych. Potrzebuję ich siedem. Zaczęła się walka z czasem! Dlatego proszę Państwa o POMOC!

85 230 zł z 77 000 zł
110%
Ewa Gryska, Krasiejow

Dziękuję za wszystkie wpłaty. Obecnie zawieszam zbiórkę.

Drodzy, 8 stycznia 2018 r. padła diagnoza "rak piersi"! Nie zapomnę tych słów do końca życia. Niechciany jegomość, który pojawił się w moim życiu, zawładnął nie tylko mną, ale całą moją rodziną. Zmienił mnie w kogoś, kim nie chcę być! Płacz, żal, strach to była codzienność, pytanie "dlaczego właśnie ja?". Przecież mam cudownego męża, 2 wspaniałych dzieciaków, które potrzebują mamy. Chcę widzieć, jak rosną, jak się uśmiechają, jak zakładają swoje rodziny, chcę być dla nich podporą w trudnych momentach. Dlatego nie mogę się poddać! Przeszłam już część cykli chemii, które mocno mnie osłabiły. W trakcie leczenia poinformowano mnie, iż jest bardzo skuteczny lek, który jest już stosowany w wielu krajach (np. Niemcy, USA, Holandia) - pertuzumab. Niestety w Polsce ten lek nie jest jeszcze refundowany, a w moim przypadku należy go podać przed operacją. Liczę, że dzięki Wam i Waszej pomocy mi się to uda. Wiem, że przede mną długa droga, ale zniosę wszystko, by wygrać! Chcę by moje - nasze życie wróciło do dawnych ram, choć wiemy, że strach o jutro już zawsze będzie z nami. Proszę o pomoc, choć nie jest mi łatwo się o nią zwracać! Proszę o lek, który pozwoli mi żyć i da mi szansę na pozostanie mamą dla Ani i Igora! Chciałabym się starzeć w miarę, jak one będą rosły. Chcę wierzyć i chcę mieć nadzieję, chcę być częścią mojej rodziny i chcę odzyskać życie, które zabrała mi choroba. Dziękuję!

70 838 zł z 140 000 zł
50%
Piotr Jankowski, Warszawa

Zbieram na terapię raka nerki.

Szanowni Państwo, do końca maja 2016 roku byłem zdrowym, silnym tatą dwójki wspaniałych dzieci. Po niedzielnej przejażdżce rowerowej z 8-letnią córką zaobserwowałem u siebie niepokojący objaw, który zmusił mnie do wizyty w szpitalu. Wyszedłem po 14 dniach bez nerki z rozpoznanym rakiem nerki. W styczniu 2017 miałem operowany przerzut do płuca, następnie we wrześniu 2017 wtórny guz mózgu i opon mózgowych, w grudniu 2017 usunięte nadnercze z powodu kolejnego przerzutu raka nerki. Krótkie odstępy czasu pomiędzy przerzutami oraz ryzyko pojawienia się kolejnego guza zmusiły mnie do poszukiwania skutecznego leczenia. Rak nerki jest oporny na wszelkie konwencjonalne metody zwalczania nowotworów. Jedyną szansą na leczenie i kontrolowanie choroby jest immunoterapia. Niestety program lekowy, jaki jest przewidziany dla pacjentów w Polsce, uzależnia podanie tego leku od posiadania nieoperacyjnego przerzutu, a ja go nie mam. Ale aby to utrzymać, muszę brać ten lek i finansować samemu jego zakup. Koszt kroplówki to 23 000 PLN. Sam nie podołam finansowaniu kuracji, stąd pomysł na skierowanie prośby o uruchomienie zbiórki. Wszystkim Darczyńcom z góry dziękuję z całego serca - pomagacie realnie przedłużyć mi życie. Cel zbiórki to 480 000 PLN (2 lata kuracji).

370 542 zł z 480 000 zł
77%
Joanna Stachurska, Warszawa

Chwilowo wstrzymuję zbiórkę. Bardzo dziękuję wszystkim darczyńcom.

Mam na imię Asia. Do niedawna myślałam, że najgorsze już za mną. Mam doświadczenie w walce z nowotworem. Dwukrotnie z nim wygrałam. Kiedy człowiek wiele w życiu przejdzie, myśli sobie, że może dość już nieszczęść. Wystarczy na jedno życie. Teraz będzie lepiej. Ale rak nie trzyma się reguł. Sam je wyznacza i tym razem poprzeczkę podniósł wysoko. Zaatakował kości. Głównie kręgosłup i kość udową. Operacja nie wchodzi w grę. Jestem w trakcie radioterapii pod opieką lekarzy z warszawskiego Centrum Onkologii. Jednocześnie przyjmuję chemioterapię. Później czeka mnie dalsza farmakoterapia i ortopedyczne naprawianie zniszczeń, jakich choroba już dokonała. Jedyną nadzieją dla mnie jest lek z grupy inhibitorów kinaz białkowych. Dzięki niemu można dwukrotnie wydłużyć średni czas do kolejnej walki. Niestety nie jest on refundowany. Miesięczna dawka kosztuje 15 tysięcy złotych. Przyjmuje się go aż do pojawienia się kolejnych przerzutów. Niedawno dostałam maszynę do szycia. Miałam uszyć córeczce sukienkę na pierwszy dzień w przedszkolu. Emilka ma dopiero dwa i pół roku. Chcę być przy niej jak najdłużej. Dla niej będę walczyć z całych sił i nie poddam się. Dlatego potrzebna mi jest Wasza pomoc. Żebym mogła być z rodziną...

33 450 zł z 200 000 zł
16%
Paulina Dąbrowska, Brwinów

Na tę chwilę zawieszam zbiórkę. Bardzo dziękuję za Wasze wsparcie.

Mam na imię Paulina, mam 29 lat, od prawie 6 lat jestem szczęśliwą mężatką, a od 2,5 roku najszczęśliwszą mamą urwisa Tymka. Jestem młodą, aktywną zawodowo, pełną życia i planów dziewczyną, która uwielbia tańczyć. W sierpniu 2017 zupełnie przez przypadek, bo podczas codziennej kąpieli w prawej piersi znalazłam takie bardzo małe "coś", sama nie byłam pewna, czy to jakaś zmiana czy tylko mi się wydaje, a na pewno nie dopuszczałam nawet myśli, że to "coś" może okazać się czymś złym. Po miesiącu przy okazji kontrolnej wizyty u ginekologa pokazałam moje znalezisko, zlecono kontrolne USG piersi, zalecono profilaktyczną wizytę u onkologa (wizyta 13.10.2017 - żeby było śmieszniej, był to piątek), a po wizycie biopsja, ale to też tylko dlatego, że takie są procedury, bo na każdej z tych wizyt słyszałam, że to ma być tylko włókniak, coś niegroźnego. Niestety po 4 dniach od biopsji telefon ze szpitala: "Prosimy stawić się na wizytę jeszcze w tym tygodniu, są wyniki biopsji", a później to już tylko kolejne badania potwierdzające wstępną diagnozę i z każdą kolejną wizytą dochodziły kolejne cegiełki do tego i tak już ciężkiego plecaka. Początkowo nie dowierzałam, później czułam rozgoryczenie: "dlaczego właśnie ja?" i ogromny strach, że moje życie właśnie się kończy. Do tej pory czasami myślę, że to zły sen i trochę nie wierzę, że mam raka. Moje normalne życie i plany nagle musiałam odwiesić na lepsze czasy, a zamiast realizować plany o drugiej ciąży musiałam zacząć leczenie. Nie mogłam i chyba do tej pory nie mogę pogodzić się z tym, że to los zadecydował za mnie i moje życie nie może się toczyć według moich zasad, tylko jednak wszystko podporządkowane jest mojej chorobie. Dziś już wiem, że to małe "coś" to był i nadal jest złośliwy rak piersi z receptorami potrójnie ujemnymi (dla niewtajemniczonych taki trochę gorszy raczek) i jakby było mało, od stycznia 2018 wiem, że to, że zachorowałam to nie jednorazowy wybryk mojego organizmu, tylko genetyczne obciążenie, mam mutację genu BRCA1, która zwiększa ryzyko zachorowania na raka piersi w ciągu życia do 50-70% i zostanie ze mną już do końca. Od grudnia 2017 leczę się, przyjmuję chemię. Mój schemat to 16 wlewów, po chemioterapii czeka mnie operacja, bo trzeba wyciąć tego intruza. Początkowo miała to być operacja oszczędzająca, ale ze względu na mutację przede mną chyba najcięższa w życiu decyzja o obustronnej mastektomii z rekonstrukcją, usunięciu sobie piersi dla własnego zdrowia i komfortu dalszego życia. Właśnie na ten cel zbieram środki, dlatego znalazłam się w tym miejscu i proszę o datki, choć jest to cholernie trudne, bo zawsze starałam się być niezależna i proszenie o pomoc przychodziło mi z trudem, ale teraz chodzi o moje życie... Na NFZ mogę usunąć i zrekonstruować tylko chorą pierś, takie jest prawo... Zdrową pierś mogę usunąć i zrekonstruować tylko prywatnie. Profilaktyczna obustronna mastektomia w wieku 29 lat to nie jest moja fanaberia, to walka o normalne życie bez piętna choroby nowotworowej. Nie chcę mieć poczucia, że moje piersi są jak cykająca bomba, która w każdej chwili może wybuchnąć. Są to niestety bardzo kosztowne operacje, a my jesteśmy przeciętną rodzinką, oboje z mężem pracujemy, wychowujemy małego synka, przed zdiagnozowaniem choroby kupiliśmy nasze wymarzone mieszkanie, oczywiście na kredyt. Obecnie wykańczamy mieszkanie, co pochłania nasz niemal cały budżet domowy i po prostu nie stać nas na wyłożenie extra 50000 zł, bo z takimi kosztami trzeba się liczyć przy mastektomii z jednoczesną rekonstrukcją. Ja będę żyć, nie poddaję się i walczę, bo mam dla kogo żyć. Chcę wygrać z tą chorobą i chcę, żeby kolejne lata mojego życia nie upływały pod znakiem lęku, że choroba może jeszcze wrócić. Chcę ryzyko zmniejszyć do minimum. Wasz gest dobrej woli może mi w tym pomóc. Dziękuję!

56 559 zł z 60 000 zł
94%
Andrzej Pacek, Mirzec

Na ten moment zawieszam zbiórkę. Dziękuję za wpłaty.

Nazywam się Andrzej Pacek, mam 56 lat i mieszkam w Mircu. Moja choroba przyszła znienacka we wrześniu 2015 roku. Dosłownie z dnia na dzień moje dotychczasowe życie zmieniło się o 180 stopni. Ból w kręgosłupie między łopatkami zupełnie uniemożliwił mi poruszanie się. Jednoznaczna diagnoza była szokiem - szpiczak mnogi, a na domiar złego całkowity paraliż - od pasa w dół. Błyskawiczna operacja usunięcia guza uratowała mi życie. Wzmocniono i usztywniono również kręgosłup na odcinku 4 kręgów śródpiersiowych. Nastąpiło leczenie wysokodawkowaną chemią w Klinice Hematologii i Transplantacji Szpiku w Centrum Onkologii w Kielcach. Wsparto je dwoma przeszczepami autologicznych komórek krwiotwórczych krwi obwodowej. Było ciężko, a rokowania nie były najlepsze. Choroba, a potem leczenie wyłączyły mnie z życia zawodowego i rodzinnego. Obecnie nastąpiła remisja choroby, ale pozostał spastyczny niedowład kończyn dolnych. Od początku wiedziałem też, że jeśli chcę być znów w miarę sprawnym, czeka mnie długotrwała i żmudna rehabilitacja. Jestem zdeterminowany w tym postanowieniu i uparty. Nie użalam się nad sobą i walczę. Pomagająmi w tym ćwiczenia w domu oraz pod okiem profesjonalistów na turnusach rehabilitacyjnych w Otwocku czy Busku. Niestety terminy takich wyjazdów - refundowanych przez NFZ są bardzo odległe (nawet 2025 rok), a w mojej obecnej sytuacji materialnej nie stać mnie na wyjazdy komercyjne. Bardzo chciałbym wrócić znów do pełnej sprawności i aktywnego życia, dlatego środki zebrane za pośrednictwem Fundacji pragnę przeznaczyć na wyjazdy rehabilitacyjne. Już wiem, jak bardzo mi one pomagają. Dlatego bardzo proszę Państwa o każdą pomoc i za tę nawet najdrobniejszą z serca dziękuję. --- Dziękuję wszystkim Darczyńcom za okazaną mi pomoc. Moje marzenia się spełniły. Dzięki Wam mogłem znów w styczniu tego roku rehabilitować się w Busku. Wyjadę tam również na kolejny turnus we wrześniu. W dalszym ciągu liczę na Waszą pomoc w zbieraniu funduszy na kolejne wyjazdy. Naprawdę wiele mi one dają. Dzięki nim będę miał więcej siły do walki z rakiem, kiedy ten znowu da o sobie znać.Dlatego też pozwoliłem sobie ponownie prosić Was o wsparcie. Zwiększyłem też kwotę - zapewni mi to ciągłość w mojej rehabilitacji w tak cudownym ośrodku, jakim jest 21 WSZUR w Busku-Zdroju.

12 266 zł z 10 000 zł
122%
Monika Banaśkiewicz, Marki

Moje marzenia czekają na realizację!

Mam na imię Monika. Jestem mamą bliźniąt, Kai i Kamila. Dzieci mają 12 lat. Jeszcze do „wczoraj” cieszyłam się życiem i miałam głowę pełną marzeń i planów. W lutym 2018 zdiagnozowano u mnie nowotwór piersi. Marzenia się skończyły, pozostało tylko jedno - dostać od losu chociaż kilka lat, aby móc uczestniczyć w najważniejszych chwilach życia swoich dzieci. Mam nadzieję, że uda mi się doczekać czasu, kiedy będą samodzielne i niezależne, będę wtedy spokojna o ich przyszłość. Czeka mnie trudne i długie leczenie, co wiąże się z dużymi wydatkami. Zebrane pieniądze przeznaczę na zagraniczne konsultacje, leki, diagnostykę i rehabilitację. Dlatego zwracam się do wszystkich Państwa z prośbą o pomoc w zebraniu środków na moje leczenie.

58 929 zł z 120 000 zł
49%
Izabela Florek, Kadzidło

Iza to pogodna dziewczyna. Pomóż zrealizować jej proste marzenia.

Mam na imię Iza. Mam 26 lat. W 2010 r. zachorowałam, lekarze nie wiedzieli co mi jest. W 2013 r. padła diagnoza: nowotwór złośliwy twarzy (szkliwiak). W wyniku tej choroby usunięto mi połowę dolnej żuchwy. Większość pokarmów muszę rozdrabniać lub miksować, bo nie mam czym gryźć. Sytuacja materialna mojej rodziny jest trudna, a całkowity koszt leczenia i dojazdów do szpitala znacznie przekracza nasz rodzinny budżet. Rekonstrukcja żuchwy z wstawieniem zębów jest bardzo kosztowna. Proszę o pomoc i wsparcie finansowe, gdyż każda darowizna jest dla mnie szansą na poprawę efektywności mojego leczenia oraz przedłużenie życia. Z góry serdecznie dziękuję za pomoc! Z poważaniem, Izabela Florek

53 792 zł z 60 000 zł
89%
Angela Kędzierska, Lubin

Prewencyjna mastektomia, konsultacje, badania, leki

18.09.2017 - ta data zapisze się na zawsze jako najgorszy dzień w moim życiu. Diagnoza lekarza - nowotwór złośliwy piersi. Całe życie stanęło mi przed oczami... Są ludzie, którzy doskonale wiedzą co się myśli i czuje w danej chwili... Olek, mój mały, kochany synek miał niespełna roczek, kiedy zaczęłam odczuwać ból w piersi i zgrubienie pod palcami. Udałam się do lekarza, zrobiłam usg, lekarz mnie zapewniał, że nie mam się, czym martwić, że nic się nie dzieje. Uspokoiłam się, ale tylko na chwilę - bo ból nie ustępował. Ponownie udałam się do lekarza. Dostałam skierowanie na mammografię, która również nie wykazywała żadnych podejrzanych zmian. To dlaczego mnie ciągle boli? Usg i mammografia nie wykazały żadnych nieprawidłowości, więc pewnie wszystko jest ok. Minęło kilka miesięcy... W tym czasie u mojego młodszego synka stwierdzono zaburzenia ze spektrum autyzmu. No i życie już do końca wywróciło mi się do góry nogami. Tak bardzo pragnęłam drugiego dziecka. Wszystko było w porządku. I nagle z dnia na dzień moje dziecko przestało jeść, mówić, traciliśmy z nim kontakt. Było ciężko, ale dzięki rehabilitacji mamy ogromną poprawę u niego. I chciałabym to móc utrzymać. Nadal bolała mnie pierś. Po raz kolejny udałam się na usg. Podczas badania lekarz powiedział, że coś mu się nie podoba... Zrobiło mi się gorąco i po raz drugi świat stanął na głowie. Mam raka, nawet nie jednego - diagnoza wykazała cztery różne złośliwe i przerzutowe nowotwory w jednej piersi. Teraz nie mam już jednej piersi i walczę o swoje życie i normalność dziecka... Od czasu diagnozy moje życie kręci się wokół lekarzy, szpitali, diagnoz, chemioterapii, radioterapii i sama już nie pamiętam czego jeszcze. Przede mną wciąż długa i wyboista droga, której końca nie widzę... Wszystko kosztuje - leki, badania, konsultacje, dojazdy - moje możliwości są już na wyczerpaniu, a jeszcze muszę myśleć o przyszłości Olka. A najbardziej boję się tego, że moi synowiemogą nie miećmamy...

11 078 zł z 19 000 zł
58%
Dariusz Grunt, starachowice

Pomóżmy Darkowi wygrać walkę z nowotworem!

Wiosną 2017 roku, po licznych badaniach i poszukiwaniach postawiono mi diagnozę: nowotwór złośliwy G2, gruczolakorak śluzowy IV stadium. Brak guza pierwotnego, bardzo liczne przerzuty 1-3 mm na otrzewnej i innych narządach. Zaproponowano mi wówczas chemioterapię paliatywną i... Pół roku życia! Świat nagle się zawalił... Rozpoczęła się walka o każdy dzień życia, o każdą godzinę... Wraz z żoną poszukiwałem ratunku na stronach internetowych. Znaleźliśmy metodę chemioterapii dootrzewnowej - HIPEC, dotarliśmy do profesora, który wprowadził ją do Polski. W kwietniu 2017 roku zostałem poddany temu zabiegowi w trybie pilnym. Zabieg został wykonany komercyjnie, gdyż w ramach NFZ czas oczekiwania to 7-8 miesięcy. Z moim nowotworem nie mogę sobie pozwolić na taki długi okres. Koszty tego leczenia wraz z badaniem wycinków w Belgii to 49 000 zł. Po tym zabiegu stan mojego zdrowia uległ poprawie, markery pomału wracały do normy, co 11 dni jeździłem do szpitala na 3-dniową chemioterapię systemową. Przez kilka miesięcy było dobrze. Kolejne badania obrazowe i rosnące ponownie markery wykazały niekorzystne zmiany chorobowe. Moje "raczysko" jest bardzo rzadkim przypadkiem nowotworowym. Na dobre rozgościł się we mnie i na dodatek trudno go diagnozować... Dopiero po otwarciu brzucha widać, co się tam dzieje. W 2018 roku znów zaszła konieczność, by w trybie pilnym wykonać zabieg operacyjny: cytoredukcję połączoną z chemią dootrzewnową. Kosz takiej operacji to 32 000 zł. I jak rok temu zabieg w ramach NFZ to miesiące oczekiwań, a przy tej chorobie każdy miesiąc zwłoki to pogorszenie stanu zdrowia z wiadomym finałem. Obecnie jestem już po dwóch operacjach HIPEC oraz po dwóch leczeniach chemioterapią. Markery w lutym 2020 roku spadły do normy. Niestety od kwietnia wzrosły do takiego poziomu jak na początku leczenia. Obecnie jestem leczony chemią w tabletkach. Od 11 miesięcy markery nie spadają. Zachodzi potrzeba zmiany tabletek. W najbliższym czasie być może trzeba będzie wykonać kolejny, trzeci zabieg chirurgicznyoraz kontynuować leczenie. Obecnie w listopadzie 2023 rokuwykonałem badania w Anglii celem określenia dalszego leczenia chemią, doboru leku o największej skuteczności oraz mutacji genów nowotworowych. Jest prawdopodobne, że koszt terapii będę musiał pokryć z własnych środków, miesięcznie to ok. 12 tys. zł. Jak widać część leczenia będę musiał pokrywać z własnych środków. Nie załamuję się jednak chcę walczyć dalej, do końca... Mam tyle planów... Mam dla kogo żyć i działać społecznie. Czeka mnie długie i kosztowne leczenie. Proszę więc o pomoc, wsparcie finansowe w tej nierównej walce z "cichym zabójcą". Dzięki hojnym i często bezinteresownym Darczyńcom udało mi się w bardzo szybkim czasie uzbierać kwotę na dwie operacje, za co wszystkim bardzo serdecznie dziękuję!!! Nie spodziewałem się, że wokół mnie jest tylu przyjaciół, życzliwych i nieobojętnych na ludzką krzywdę ludzi. Niestety choroba zaczęła znowu postępować. Cały czas jestem na chemioterapii. Przez 3,5 roku brałem nowy lek w tabletkach LONSUR w ramach nowego programu lekowego. Brałem go najdłużej w Polsce. Lecz przestał działać. Aby dobrać znowu odpowiednia chemie w Angli przeprowadziłem badania, których koszy to 12 tysięcy złotych. Po przesłaniu wyników wybraliśmy najlepsza chemie, która miała zadziałać. Skutkiem uboczny po trzech seriach była neuropatia. Straciłem czucie w palcach oraz zaczęły się problem z chodzeniem. Nie ma na to leków. W kwietniu 2024 r. Profesor zaproponował kolejnego HIPEC-a. Poddałem się operacji. Niestety zabiegu nie wykonano. Po otworzeniu brzucha okazało się, że mam zbyt duże zmiany nowotworowe. Schudłem 30 kilogramów.Obecnie jestem na sztucznym odżywianiu, aby poprawić wyniki.Gdy będzie lepiej wracam do chemioterapii. Sztuczne odżywianie, które otrzymuje codziennie w kroplówce wiąże sięz dodatkowymi kosztami. Aby nie zainfekować portu w/g wskazówek lekarza który wszczepia porty od dwudziestu lat port należy płukać co miesiąc lekiem TAUROLOC. Koszt 5 ampułek to 1300 zł. Dodatkowo na nadkwasotę dostaje zastrzyk dożylnie Controlok 40. Pakier 20 zastrzyków to koszt 600 zł. Ponoszę również koszty opatrunków, bo zrobiła mi się przetoka w sumie ok. 400 zł miesięcznie. Jak widać wydatki są spore. Ale cóż zrobić ciągle jest szansa na przedłużanie życia. Bardzo bym chciał doczekać promocji syna w szkole wojskowej jesienią 2025 r.Jeszcze raz dziękuje za wpłaty.

61 733 zł z 80 000 zł
77%