Zbiórki

Katarzyna Czapska, Warszawa

Rak zabija kobiety w mojej rodzinie od lat. Nie chcę być następna.

Rak zabrał moją Mamę i Babcię - najbliższe mi kobiety. Nigdy nie pytałam, czy przyjdzie i po mnie, pytałam tylko „kiedy”? Miałam 15 lat, gdy zaczęłam na niego czekać i bać się, taka była moja codzienność przez 20 lat. Teraz trwa moja walka z rakiem piersi… Nie chcę odchodzić, chcę walczyć i żyć, potrzebuję pomocy. Najpierw umarła babcia, miałam wtedy 15 lat i byłam dziewczynką poznającą swoją kobiecość. Musiałam pogodzić się z tym, że ta kobiecość niesie ze sobą wyrok, że nie mogę uratować babci, że ona odejdzie już, teraz, a ja? Ja otrzymam w spadku okrutną, śmiertelną chorobę. Pierwszy rzut choroby to ziarnica, wyczułam guzki na szyi. Przerażenie, biopsje, diagnozy, operacje, radioterapie. Gorycz, bo przekraczasz dwudziestkę, walcząc i wiedząc, że to nie koniec, że właśnie tak będzie wyglądało Twoje życie, jeśli przeżyjesz… Wtedy wymknęłam się śmierci, ale pacjentką Centrum Onkologii zostałam na stałe. Moja mama odeszła kilka lat temu. Rak jajnika nie dał jej najmniejszych szans. Kiedy spędzałam z nią ostatnie wspólne tygodnie, wypełnione bólem, rozpaczą i pytaniem „dlaczego?”, doświadczyłam siły tej choroby. Teraz moja kolej, teraz ja odczuwam to wszystko na własnej skórze. Zawsze przykładnie badałam piersi, latem wyczułam zgrubienie pod skórą. Jakby pryszcz, groszek. Konsultacje i nadzieja... Ja naprawdę miałam jeszcze nadzieję, że to niegroźna cysta, tłuszczak, może torbiel. Mammografia - niejasność. Biopsja - rak, ale do wyleczenia. Konsylium - wyrok, potrójnie ujemny rak piersi, najbardziej złośliwa forma nowotworu, tylko 10 - 15% chorych ma tę mutację, w tym ja. Na tę formę raka nie ma jednoznacznie skutecznego lekarstwa, są podejmowane próby leczenia, podejścia… Jest załamanie, płacz, życie postawione na głowie. Zaręczyny, plany na święta, praca? To wszystko muszę odłożyć na bok. Muszę się zmobilizować, myśleć jasno i mądrze planować: lekarze, konsultacje, kolejki, rozmowy z fundacjami, kontakty i przygotowania. Koszty… Działać trzeba już, od razu, bo mój rak lubi przerzuty, rozwija się szybko, jest wyjątkowo agresywny. Muszę ograniczyć ryzyko przerzutów, wzmacniać swój organizm. Pierwszą chemię, najostrzejszą i częstszą niż standardowo, mam już za sobą. To były 2 okropne miesiące ciężkiej czerwonej chemii, 2 wyrwane z życiorysu miesiące, o których bardzo chciałabym zapomnieć. Potem krótka przerwa i dogrywka - pół roku kolejnej chemioterapii. Jestem słaba, nie mam już włosów, za kilka miesięcy nie będę miała też piersi. Rak szybko odbiera siły i ukochanych ludzi, zbyt szybko. To dzieje się błyskawicznie: diagnoza, badania, pierwsze wlewy chemioterapii i jesteś już w innej rzeczywistości. Słabniesz, inaczej chodzisz, inaczej jesz, inaczej śpisz, nawet inaczej odczuwasz smaki i zapachy, inaczej wyglądasz, a wszystkie twoje myśli krążą wokół tego, co zrobić żeby przeżyć. Przypominam sobie, co robiłam ratując mamę i babcię, jak pomagałam im, jakich błędów mogę uniknąć, dokąd dzwonić, jak prosić o pomoc. Tak długo się bałam, czasem myślałam, że jestem przygotowana na wszystko – nie byłam, nie można się na to przygotować. Nie chcę milczeć i udawać, że świetnie radzę sobie sama, boję się i potrzebuję pomocy. Chcę, żeby moje leczenie zależało od mojej formy psychicznej i fizycznej, od moich sił, moich działań, a nie od tego, czy wystarczy mi pieniędzy na leczenie. Nie chcę, żeby strach, że nie stać mnie na leki, paraliżował mnie w walce o życie. Immunoterapia – mimo pozytywnych rezultatów u pacjentów z nowotworami takimi, jak mój – nie jest ciągle w Polsce szeroko dostępna i refundowana. Dla mnie, w przypadku przerzutów po zakończeniu chemioterapii, może się okazać jedyną nadzieją. Koszt 250 000 złotych… Teraz potrzebuję i będę potrzebowała mnóstwa leków wspomagających, osłonowych. Muszę dbać o dietę, żywność silnie antyoksydacyjną, wsparcie psychologiczne, żeby nie stracić nadziei, siły psychicznej. Do tego rehabilitacja, żeby dojść do siebie po 2 lub 3 operacjach, które mnie czekają, rekonstrukcja po amputacji piersi. To są koszty walki o życie, trudnej próby, którą podjęłam i którą chcę wygrać. Rak zabija kobiety w mojej rodzinie od pokoleń, ja nie chcę być jego kolejna ofiarą.

25 983 zł z 30 000 zł
86%
Agnieszka Wdowik, Ostrowiec Świętokrzyski

Pokonać chorobę raz na zawsze. Nierefundowane leczenie glejaka.

Mam na imię Agnieszka. Pochodzę z Ostrowca Św., gdzie się urodziłam. Kocham poznawać ludzi, czytać książki, zdobywać góry (te mniejsze) oraz odbywać podróże (te bliższe i te ciut dalsze - tak zawędrowałam do Gdyni, którą pokochałam, mam nadzieję ze wzajemnością). Jestem uśmiechniętą, pełną optymizmu osobą z ogromnym apetytem na życie. Niestety rzeczywistość zweryfikowała moje plany. We wrześniu 2017 roku podczas wykonywania badania rezonansu magnetycznego wykryto u mnie guz mózgu. Potrzebna była pilna operacja, która odbyła się w grudniu. Jak się okazało, był to dopiero początek mojej walki z chorobą. Badanie histopatologiczne nic nie wykazało. Od lekarza usłyszałam, że na razie mam się cieszyć. Radość jednak nie trwała zbyt długo. W kwietniu 2018 roku w trakcie badania kontrolnego MRI okazało się, że guz odrósł i trzeba ponownie operować. Druga operacja miała miejsce w czerwcu. W lipcu (po dość długim oczekiwaniu) otrzymałam wynik badania histopatologicznego - guz złośliwy mózgu, glejak. Przeszłam kilkutygodniową radioterapię, następnie kilkumiesięczną chemioterapię. Ale to jeszcze nadal nie był koniec. Minęło 12 miesięcy mojej walki z nieproszonym lokatorem. W lipcu 2019 roku wykonałam kolejne badanie kontrolne MRI, w którym stwierdzono progresję zmian, pojawiły się nowe ogniska. W czasie konsultacji usłyszałam od lekarza, że kolejna operacja może przynieść tylko więcej szkód. Ciągle zmagam się ze skutkami ubocznymi operacji i przebytych terapii. Wciąż utrzymuje się lewostronny niedowład kończyny dolnej, zaburzenia równowagi oraz bardzo mocne jednostronne ograniczenie pola widzenia, co skutkuje wpadaniem na ludzi, przeszkody, czasami przewracaniem się. Jak widać standardowe terapie nie dają dużych efektów – ciągle nie mogę pozbyć się niechcianego lokatora. Mimo wszystko mocno wierzę, że wrócę do zdrowia i dawnego życia. Przeszłam wszystko, co polska medycyna ma do zaoferowania. Guz nadal jest, w każdej chwili może ponownie zaatakować. Nie chcę bezczynnie czekać, aż to się stanie. Szansą na odzyskanie mojego zdrowia jest kosztowna konsultacja oraz leczenie poza granicami kraju. Koszt terapii wynosi ok. 70 000 euro (mam na myśli protonoterapię, immunoterapię bądź terapię Nanotherm). I tak pojawia się nowy problem: pieniądze. To, co w chorobie jest dla mnie najtrudniejsze to proszenie o pomoc, o wsparcie finansowe, bo tym razem sama nie dam sobie rady (do tej pory wydatki na leczenie pokrywałam z oszczędności, ale zgromadzone środki tak szybko maleją). Dlatego teraz potrzebuję Waszej pomocy i gorąco o nią proszę. Proszę Was o wpłaty na moją zbiórkę oraz proszę także o udostępnianie mojej prośby, aby mogła dotrzeć do jak najliczniejszej grupy. Będę wdzięczna za każdą wpłaconą złotówkę oraz za każde udostępnienie. Z góry dziękuję za okazane serce. Wierzę, że dobro powraca! DO ZOBACZENIA :)

54 260 zł z 290 000 zł
18%
Bożena Lewandowska, Łódź

Walka z nowotworem złośliwym jajnika

Witam serdecznie, mam na imię Bożena, mam 55 lat. Staram się zawsze uśmiechać, mimo wielu problemów, z którymi się borykam. Oto moja krótka historia: 20/11/2019 dowiedziałam się, że mam guza, był to guz torbielowaty o wymiarach 23 x 18 x 12 cm z jajowodem o długości 11 cm. Wewnątrz torbieli guz miał wymiar 11 x 10 x 7 cm. Lekarze podjęli natychmiastowe działania - operację miałam przeprowadzoną 5 dni po diagnozie. Obecnie biorę chemię co trzy tygodnie. Jedyny mój dochód wynosi 601 zł - jest to zasiłek chorobowy z ZUS-u. Jestem energiczną osobą, lecz pewnego dnia moje światełko zaczęło blednąć. Walczę z tą chorobą na miarę swoich możliwości i nie ukrywam, że jest mi bardzo ciężko. Zdiagnozowano u mnie również ciężką depresję, co stanowi problem z nawiązywaniem nowych kontaktów z ludźmi oraz niezdolność do pracy, co w tej chwili przekreśla możliwość zarobienia dodatkowych pieniędzy. Przed chorobą byłam osobą aktywną, lubiłam wyjeżdżać w góry i tam spędzać aktywnie czas. Niestety chemioterapia i dalsze leczenie oraz niektóre badania nie zawsze są refundowane przez NFZ, a ich koszty przekraczają moje możliwości. Proszę Was o pomoc w zebraniu środków na koszty związane z zakupem leków, dojazdów do szpitali i konsultacji, które pozwolą zdecydować o najlepszym dla mnie leczeniu. Mam nadzieję, że z Waszą pomocą mi się uda! Marzę, by było jeszcze jakieś jutro... Cieszyć się porami roku i otaczającym mnie światem. Jest przecież taki piękny! Proszę, pomóżcie mi spełnić moje marzenia - tak niewielkie, a tak wielkie zarazem... Dziękuję wszystkim z całego serca.

3 423 zł z 10 000 zł
34%
Urszula Formela, Przodkowo

Na leczenie nowotworu oraz skutków ubocznych po chemioterapii

Urszula - moja mama. Kobieta z energią, zawsze niosąca pomoc, kochająca życie i kochająca nas. Moja córka mówi na nią "moje serduszko". Czasami człowiek zastanawia się, dlaczego tyle jadu dostaje od życia, gdy sam oddaje całego siebie... Nigdy tego nie zrozumiem. O nowotworze dowiedzieliśmy się w lipcu 2019 r., dokładnie przed 5-tymi urodzinami mojej córki, która nie potrafiła zrozumieć, dlaczego wszyscy płaczą. Mama choruje na raka piersi, jest to rak inwazyjny, naciekający o wysokim stopniu złośliwości histologicznej. Pierwszą chemioterapię mamunia rozpoczęła 08.08.2019, w ciągu zaledwie miesiąca guz zwiększył się o ponad centymetr. Po 16 wlewach chemii okazało się, że jej stan jest na tyle ciężki, że lekarze nie byli w stanie określić rokowań. 18.12.2019 mamę przyjęli do szpitala z prawie 40-stopniową gorączką neutropeniczną i wysoką niedokrwistością. Przetoczono jej 2 jednostki napromieniowanego ubogoleukocytarnego koncentratu krwinek czerwonych, walczyła o życie... Udało się! Teraz cieszymy się z każdego dnia, bo przed nami operacja 23.01.2020, a następnie radioterapia i kto wie co dalej... Leki, konsultacje specjalistyczne to potworne koszta, których nie jesteśmy w stanie udźwignąć. Proszę Was o wsparcie - o wsparcie w walce o lepsze jutro.

2 133 zł z 20 000 zł
10%
Halina Bieniek, Stalowa Wola

Potrzebuję wsparcia w kolejnej walce z rakiem

Dzień dobry, mam na imię Halina i w chwili obecnej walczę po raz czwarty z rakiem. Dwa poprzednie rzuty dotyczyły raka piersi, ostatnie dwa raka jajnika. Obecnie jestem przed operacją guza nowotworowego z pachwiny i przed czwartym cyklem chemioterapii. Proszę o wsparcie, ponieważ brakuje mi środków na opłacenie kosztownych badań, konsultacji i dojazdów do placówek medycznych. Dziękuję!

1 394 zł z 20 000 zł
6%
Paulina Derewenda, ZGIERZ

Potrzebuję wsparcia w dalszej walce (konsultacje, badania, leki)

Mam na imię Paulina i jestem 44-letnią, chorą na nowotwór złośliwy, mamą trzech synów: 25-letniego Roberta, 15-letniego Gabriela i 12-letniego Miłosza (chorego na padaczkę). Moją pasją, zanim usłyszałam wyrok, było szydełkowanie. Lubiłam podróżować, zwiedzać i poznawać nowe miejsca. Kocham przyrodę. Chciałabym, by to powróciło... W 2013 roku zdiagnozowano u mnie złośliwy nowotwór piersi z nadekspresją receptora HER 2 (HER2-dodatni rak piersi jest szczególnie agresywną postacią choroby dotykającą około 20% pacjentów) To było jak wyrok! Bardzo pragnęłam żyć... Od września do grudnia tego samego roku przeszłam trzy operacje. Ostatecznie usunięto mi całą pierś i częściowo węzły chłonne. To niestety nie był koniec. Włączono mi chemię, później przez rok podawano przeciwciała, a następnie hormonoterapię. Było ciężko, ale cały czas pozostawała nadzieja, która zawsze umiera ostatnia. Czułam się nieźle, więc może? To jednak nie wszystko. W tym samym roku u mojego najmłodszego syna Miłosza zdiagnozowano padaczkę. Rozpoczęliśmy z mężem walkę o jego zdrowie. Nie mógł chodzić do szkoły, miał indywidualne nauczanie. Myślałam wtedy: co jeszcze?! Walka jednak trwała - teraz już nie tylko o mnie, ale i moje dziecko. W czerwcu 2017 roku, po zaleceniu lekarza, usunięto mi narządy rodne - dla bezpieczeństwa. Radość nie trwała jednak zbyt długo. W grudniu 2018 roku nastąpiła wznowa nowotworu piersi. Kolejna operacja. Usunięto mi resztę węzłów, ale zostawiono guza, którego nie zauważono. Byłam przerażona i zrozpaczona! Po dwóch tygodniach miałam kolejną operację. Tym razem guza usunięto i znów włączono chemię. Przeciwciał już mi nie podano, bo nasze prawo nie przewiduje możliwości pojawienia się guza sutka, który został wcześniej usunięty. Byłam wykończona psychicznie i fizycznie. Nie mogłam wrócić do pracy, bo nie miałam siły, a pieniądze topniały w zastraszającym tempie. Jednak walczyłam dalej. Jakby tego było mało, w lipcu 2019 roku spadł na mnie kolejny cios. Okazało się, że nastąpił przerzut do wątroby (guz jest nieoperacyjny) i płuc. I znowu chemia - tym razem do końca życia. Pytanie tylko: Jak długiego? Potem doszły płuca i gronkowiec "sprezentowany" mi przez szpital, w którym podawano mi chemię. Wtedy wpadłam w depresję. Zastanawiałam się, co jeszcze... Ile jeszcze może znieść moje ciało i moja psychika?! Wewnętrzna walka, którą muszę toczyć każdego dnia - z sobą, z własnym ciałem - wykańcza. Nie mogę wszystkiego pokazać. Mam dzieci i męża, którzy od wielu lat wspierają mnie w zmaganiach o życie. Pomagają mi rodzice, brat, teściowie, przyjaciele i znajomi. Przydałby się jeszcze jakiś cud... I Wasza pomoc, żeby kontynuować ten nierówny pojedynek ze śmiercią, która cały czas na mnie czyha. Mam nadzieję, że z Waszą pomocą mi się uda! Bardzo proszę o wsparcie w zbieraniu środków na leki, badania, konsultacje. Marzę, by było jeszcze jakieś jutro... Pragnę widzieć, jak dorastają moje dzieci. Cieszyć się porami roku i otaczającym mnie światem. Jest przecież taki piękny! Proszę, pomóżcie mi spełnić moje marzenia - tak niewielkie, a tak wielkie zarazem...

69 576 zł z 80 000 zł
86%
Jolanta Sadoch, siennica

Zbieram na moje leczenie

Jestem matką 3 dzieci i żoną. Zachorowałam na raka i potrzebuję na leczenie, którego nie dostanę, bo po prostu mnie nie stać. Nie będę opisywać tu mojego dotychczasowego życia, czy zasłużyłam czy nie na pomoc, po prostu liczę na ludzi, którzy mogą i chcą pomóc, a znają wartość życia. Jako człowiek piszę do ludzi - POMÓŻCIE, jeżeli możecie, jeżeli chcecie... Potrzebuję środków na leki, dojazdy do ośrodka, konsultacje oraz diagnostykę. DZIĘKUJĘ

42 808 zł z 60 000 zł
71%
Jacek Kozyra, Pruszcz Gdanski

Na ciągłą rehabilitację

Nazywam się Jacek Kozyra, mieszkam wraz z żoną i siedemnastoletnią córką w Pruszczu Gdańskim. W lipcu 2017 roku zdiagnozowano u mnie nowotwór złośliwy (chrzęstniakomięsak) w kręgosłupie. Rokowania, jakie usłyszałem w Akademii Medycznej w Gdańsku, to paraliż i śmierć w najbliższym czasie. Powiedziano mi, że jeżeli znajdę neurochirurga, który podejmie się tej operacji, mam szanse żyć. Byłem u sześciu neurochirurgów w Polsce, nikt nie chciał podjąć się tej operacji. Z pomocą profesora z Akademii zacząłem szukać pomocy za granicą. Udało nam się skonsultować z lekarzem w Narodowym Centrum leczenia schorzeń kręgosłupa w Budapeszcie, który ma bardzo duże doświadczenie w operacjach tego typu nowotworu tak umiejscowionego. Powiedział, że jest w stanie mnie zoperować, jednak by mogło się to odbyć, musi wpłynąć pełna kwota tj. 46 tys. EURO na konto szpitala. Oczywiście pieniądze pożyczyłem, ponieważ czas tutaj odgrywał bardzo ważna rolę i 16.08.2017 przeszedłem operację całkowitej resekcji guza. Usunięto guza w jednym kawałku z zapasem zdrowej tkanki, co było najważniejsze i czego w Polsce nikt nie chciał się podjąć. Wycięto mi trzy kręgi kręgosłupa, trzy przylegające żebra po 10 cm, trzy wypustki nerwowe i wykonano plastykę opony twardej. Niestety podczas operacji doszło do częściowego uszkodzenia rdzenia kręgowego w odcinku piersiowym na skutek niedokrwienia. Ubiegałem się o zwrot kosztów w NFZ, ale niestety nie otrzymałem refundacji. Od tego czasu minęło już ponad dwa lata. Od wysokości klatki piersiowej mam niedowład prawostronny, spastyki i brak czucia. Dzięki nieustannej rehabilitacji jestem samodzielny, chodzę o dwóch kulach. Przed operacją pracowałem, dziś jest to niemożliwe, wszystko spadło na moją żonę. Moja sprawność jest uzależniona od ciągłej rehabilitacji. Zbiórkę organizuję przede wszystkim na rehabilitację i wyjazd do ośrodka na turnus rehabilitacyjny. Jeśli możesz pomóc - serdecznie dziękuję. Jacek

33 830 zł z 50 000 zł
67%
Dagmara Krawczyk, Kielce

Największym moim marzeniem jest teraz słyszeć tak po prostu otaczający świat, muzykę i śpiew ptaków...

Mam na imię Dagmara i mam 35 lat. Moja mama zawsze powtarzała, że to najpiękniejszy czas w życiu, niestety moja radość zżycia zatrzymała się 8.11.2019. W październiku 2019 roku po intensywnym, stresującym czasie w pracy miałam nadzieję na odpoczynek, jednak zaczęło mi dokuczać przeziębienie i ból gardła. Po wybraniu dwóch antybiotyków ból nie ustępował. Zlecono mi badania krwi, żeby ustalić przyczynę złego samopoczucia. Usłyszałam diagnozę... ostra białaczka szpikowa. Nie mogłam uwierzyć... Ja? Zdrowa, młoda, uprawiająca sport dziewczyna, której w końcu wydawało się, że zaczyna układać się w życiu... To tylko przecież ból gardła. Cała moja rodzina, jak i ja nie mogliśmy uwierzyć w te słowa, jednak diagnoza nie pozostawiała złudzeń i trzeba było działać wyjątkowo szybko. 20 listopada 2019 roku rozpoczęłam pierwszą dawkę chemioterapii w Ośrodku Leczenia Białaczek Szpitala Onkologicznego w Kielcach. Ja, osoba bardzo towarzyska, zostałam zamknięta na oddziale, do którego nawet rodzina nie ma dostępu, co było bardzo ciężkie psychicznie do zniesienia. Na szczęście udało się uzyskać prawie całkowitą remisję. Z radością miałam nadzieję że to już koniec, jednak niestety walka z tą chorobą nie jest tak łatwa. Zlecono kolejną dawkę chemioterapii podtrzymującej, następnie czeka mnie trzecia chemioterapia przed przeszczepem i przeszczep komórek macierzystych w Ośrodku Przeszczepowym w Katowicach. Leczenie tej choroby wiąże się też niestety z dużymi kosztami, z których do tej pory nie zdawaliśmy sobie sprawy: badania diagnostyczne, jedzenie hermetyczne, leki poprzeszczepowe, dojazdy na konsultacje i przystosowanie całego mieszkania do warunków osoby, która ma tak naprawdę zerową odporność. Bardzo proszę o pomoc i wsparcie w tej walce, bo choć diagnoza mnie poraziła i nadal nie mogę uwierzyć w to co się dzieje, to bardzo chcę wrócić do normalnego życia i zdrowia. Staram się być pełna pozytywnych myśli, jednak wiem że przede mną jeszcze długa walka, więc będę bardzo wdzięczna za udzielone wsparcie.

52 448 zł z 100 000 zł
52%
Ewelina Tyll, Sadki

Pokrycie kosztów leczenia (lekarstwa, dojazdy, rehabilitacja)

Mam na imię Ewelina. Mam 31 lat, jestem szczęśliwą żoną i matką dwuletniego syna. Mam cudowną rodzinę, która wspiera mnie i pomaga w każdej potrzebie. Mam dla kogo żyć i chcę cieszyć się szczęściem swojej rodziny najdłużej jak się da. W grudniu 2019 r. wykryto u mnie złośliwy nowotwór piersi - trójujemny. Obecnie jestem w trakcie cyklu chemioterapii, która potrwa pół roku, następnie mastektomia, radioterapia i rehabilitacja. Mieszkam 50 km od Centrum Onkologii w Bydgoszczy. Jestem w trakcie leczenia lekiem paclitaxel + karboplatyna, który przyjmowany jest w odstępach cotygodniowych. W związku z tym, że po przyjęciu leku jestem senna, muszę mieć ze sobą opiekuna. Potrzebuję środków na dojazdy do ośrodka leczenia, leki zapisane przez lekarza oraz na rehabilitację po operacji.

27 796 zł z 30 000 zł
92%
Michał Michnowski, Ząbki

Pomóż mi wygrać życie

Nazywam się Michał, mam 40 lat i w czerwcu 2019 roku w Warszawskim Szpitalu Bielańskim zdiagnozowano u mnie nowotwór złośliwy odbytnicy, a dalsze badania (histopatologia) potwierdziły diagnozę rak odbytnicy. Choć początkowo czułem bezradność i wielki niepokój o nadchodzącą przyszłość, szybko się pozbierałem. Przecież mam dla kogo żyć, bo mam wspaniałego synka, którego muszę przeprowadzić przez życie, zobaczyć jak dorasta i zakłada sam swoją rodzinę. To dało mi mega siłę i chęć do walki. Po wielu badaniach lekarze w Centrum Onkologii na warszawskim Ursynowie skierowali mnie na chemioterapię oraz radioterapię i zadecydowali o operacji usunięcia guza. Przed operacją skonsultowałem się z lekarzem prowadzącym, jak będzie wyglądać operacja i jakie mogą być jej następstwa i usłyszałem, że czekam mnie operacja amputacji odbytnicy wraz ze zwieraczami oraz ileostomia do końca życia. Rozmowa z lekarzem wywoła u mnie strach przed tym, co będzie, jak sobie z tym wszystkim poradzę i zrezygnowałem z operacji na rzecz leczenia metodami niekonwencjonalnymi. Czemu? Czy jestem szalony? Nie, po prostu wybrałem mniejsze zło dla mojego organizmu, który w przeciągu 4 lat wystarczająco mocno został wyeksploatowany przez boreliozę, a teraz radio i chemioterapię. Nie napawały mnie optymizmem kilkuprocentowe statystyki przeżycia i to, że będę kaleką do końca swoich dni. Trafiłem na wiele grup o tematyce nowotworowej na portalu społecznościowym Facebook, gdzie na jednej z nich odezwał się do mnie jeden z grupowiczów z identycznym przypadkiem jak mój. Paweł, bo tak nazywa się członek grupy, poinformował mnie, że zna profesora, który specjalizuje się w leczeniu i operacjach nisko osadzonych guzów dolnego odcinka przewodu pokarmowego z zachowaniem zwieraczy TaTme. Wnikliwie zapoznałem się z w/w metodą operacji i postanowiłem zaryzykować. W listopadzie 2019 roku pojechałem do Krakowa na konsultację z profesorem Andrzejem Budzyńskim. Profesor po zapoznaniu się z moją dokumentacją medyczną zakwalifikował mnie do operacji, dając mi nadzieję na wyleczenie. Pierwszy raz od dłuższego czasu czułem, że trafiłem w odpowiednie ręce. 4.12.2019 roku poddałem się operacji usunięcia odbytnicy z zachowaniem zwieraczy i wyłonieniem ileostomii tymczasowej. Operacja przebiegła bez komplikacji, udało się uratować zwieracze i wyciąć całkowicie guz. Wraz z odbytnicą usunięte zostały węzły chłonne otaczające odbyt w celu wyeliminowania przerzutów. Moja hospitalizacja przebiegła bezproblemowo i już 9.12.2019 roku zostałem wypisany w stanie ogólnie dobrym do domu, gdzie do 21.01.2020 roku czekałem na wyniki histopatologii węzłów chłonnych i konsultację z profesorem. Wyniki węzłów chłonnych okazały się dla mnie zbawienne, ponieważ 13 węzłów na 13 wyciętych było czystych i niezainfekowanych komórkami rakowymi. Minęło już prawie 5 lat od operacji i choroba nie postępuje, nie mam na dzień dzisiejszy wznowy w miejscu usunięcia guza jak i dalszych przerzutów :) Wszystko idzie ku dobremu. Więc dlaczego skoro jest dobrze, zgłaszam się do was o pomoc? To już Wam wszystko wyjaśniam :) Metoda operacji TaTme polega na usunięciu nisko osadzonego guza i zespoleniu zaraz przy samych mięśniach zwieraczy jelita grubego i zrobienia tak zwanej protezy odbytnicy. Wiadomo, proteza to nie jest to samo co odbytnica i zwieracze wymagają rehabilitacji przed kolejną operacją przywrócenia ciągłości przewodu pokarmowego, aby cały czas spełniały swoją funkcję. Do rehabilitacji dochodzi rygorystyczna dieta, suplementacja, leki i w tym celu korzystam z pomocy dietetyka klinicznego, co też generuje dodatkowe koszty. Cały czas muszę też być pod stałą opieką lekarską i dojeżdżać na konsultacje na warszawskim Ursynowie i do Krakowa, gdzie byłem operowany i tam jest mój lekarz prowadzący. Dodatkowo muszę mieć sprzęt rehabilitacyjny w domu, aby rehabilitować się sam między wizytami u fizjoterapeuty. Dobro, Kochani, wraca - pomóżcie mi wrócić do zdrowia i na nowo cieszyć się życiem. Sam zawsze pomagałem i pomagam, ale teraz i ja ponownie potrzebuję pomocy. Chciałem też z całego serca podziękować wszystkim tym którzy już mi pomogli :) Jesteście dla mnie aniołami i nigdy nie zapomnę tego co dla mnie zrobiliście. Dziękuję i pozdrawiam, Michał Michnowski

10 579 zł z 60 000 zł
17%
Nina Hoffa, Pniewy

Pomóżcie mi wygrać walkę. Z Waszą pomocą to się uda!

Cześć, mam na imię Łukasz i mam 35 lat. Chciałbym Wam opowiedzieć historię, od której zaczęła się moja walka o zdrowie. We wrześniu zeszłego roku straciłem przytomność i trafiłem do szpitala, gdzie po wstępnych badaniach lekarze stwierdzili, że przyczyną tego była chwilowa utrata świadomości, bez konkretnych powodów. Wróciłem więc spokojnie do domu i cieszyłem się życiem. Mój spokój nie trwał długo... Po trzech tygodniach sytuacja się powtórzyła. Trafiłem wtedy do jednego z poznańskich szpitali, gdzie po wykonaniu wszelkich badań, w tym też tomografii komputerowej okazało się, że w mojej głowie znajduje się guz. Był szok, niedowierzanie - dlaczego ja? Po konsultacji lekarskiej dowiedziałem się że guz jest operacyjny i można go usunąć. Tak też 21 listopada 2019 roku odbyła się operacja usunięcia guza. Przebiegła bez żadnych powikłań. Czułem się bardzo dobrze. Myślałem, że wygrałem walkę. Niestety przyszedł wynik badań histopatologicznych i diagnoza - glejak. Nowotwór o charakterze rozrostowym, niestety złośliwy. Wtedy świat mój i moich bliskich nagle stracił kolory. Znowubył strach i pytania, dlaczego ja? Dlaczego mnie to spotkało, przecież jestem jeszcze młody, silny, pełen pasji, planów i marzeń na przyszłość? Na szczęście w tym całym nieszczęściu mogę liczyć na wsparcie mojej rodziny. Na dzień dzisiejszy przebywam na oddziale radio i chemioterapii w Poznaniu, gdzie przechodzę radykalne leczenie onkologiczne. Ma to trwać 6 tygodni, a potem jeszcze 6-miesięczne leczenie w domu. I na tym kończy się refundowane leczenie w Polsce. Chciałbym skorzystać z wszystkich możliwych metod leczenia, które niestety w większości nie są refundowane w kraju, a dają nadzieję na wyleczenie. Chciałbym podjąć próbę zakwalifikowania się do terapii protonami w Polsce, gdzie od niedawna można to wykonać niestety na zasadach komercyjnych. Gdybym nie miał takiej możliwości w Polsce to są terapie, które odbywają się w Niemczech i są skuteczne. To np. terapia immunologiczna w klinice w Kolonii lub terapia Nanotherm firmy Magforce. Niestety koszt takiej terapii to ok. 60 000 euro, a czas trwania 6 miesięcy. Koszty takich terapii alternatywnych są bardzo wysokie i nieosiągalne dla mnie i mojej rodziny, dlatego tak bardzo ważna jest dla mnie Wasza pomoc. Każda nawet najmniejsza wpłata przybliży mnie do możliwości skorzystania z dodatkowego leczenia. Chciałbym zwalczyć tego potwora i cieszyć się każdą kolejną chwilą spędzoną z rodziną. Dlatego już teraz zaczynam zbierać pieniądze i wiem, że z Waszą pomocą się to uda. Dziękuję Wam z całego serca! Dobro powraca! ŁUKASZ

20 214 zł z 200 000 zł
10%