Zbiórki

Jacek Kozyra, Pruszcz Gdanski

Na ciągłą rehabilitację

Nazywam się Jacek Kozyra, mieszkam wraz z żoną i siedemnastoletnią córką w Pruszczu Gdańskim. W lipcu 2017 roku zdiagnozowano u mnie nowotwór złośliwy (chrzęstniakomięsak) w kręgosłupie. Rokowania, jakie usłyszałem w Akademii Medycznej w Gdańsku, to paraliż i śmierć w najbliższym czasie. Powiedziano mi, że jeżeli znajdę neurochirurga, który podejmie się tej operacji, mam szanse żyć. Byłem u sześciu neurochirurgów w Polsce, nikt nie chciał podjąć się tej operacji. Z pomocą profesora z Akademii zacząłem szukać pomocy za granicą. Udało nam się skonsultować z lekarzem w Narodowym Centrum leczenia schorzeń kręgosłupa w Budapeszcie, który ma bardzo duże doświadczenie w operacjach tego typu nowotworu tak umiejscowionego. Powiedział, że jest w stanie mnie zoperować, jednak by mogło się to odbyć, musi wpłynąć pełna kwota tj. 46 tys. EURO na konto szpitala. Oczywiście pieniądze pożyczyłem, ponieważ czas tutaj odgrywał bardzo ważna rolę i 16.08.2017 przeszedłem operację całkowitej resekcji guza. Usunięto guza w jednym kawałku z zapasem zdrowej tkanki, co było najważniejsze i czego w Polsce nikt nie chciał się podjąć. Wycięto mi trzy kręgi kręgosłupa, trzy przylegające żebra po 10 cm, trzy wypustki nerwowe i wykonano plastykę opony twardej. Niestety podczas operacji doszło do częściowego uszkodzenia rdzenia kręgowego w odcinku piersiowym na skutek niedokrwienia. Ubiegałem się o zwrot kosztów w NFZ, ale niestety nie otrzymałem refundacji. Od tego czasu minęło już ponad dwa lata. Od wysokości klatki piersiowej mam niedowład prawostronny, spastyki i brak czucia. Dzięki nieustannej rehabilitacji jestem samodzielny, chodzę o dwóch kulach. Przed operacją pracowałem, dziś jest to niemożliwe, wszystko spadło na moją żonę. Moja sprawność jest uzależniona od ciągłej rehabilitacji. Zbiórkę organizuję przede wszystkim na rehabilitację i wyjazd do ośrodka na turnus rehabilitacyjny. Jeśli możesz pomóc - serdecznie dziękuję. Jacek

29 127 zł z 50 000 zł
58%
Dagmara Krawczyk, Kielce

Największym moim marzeniem jest teraz słyszeć tak po prostu otaczający świat, muzykę i śpiew ptaków...

Mam na imię Dagmara i mam 35 lat. Moja mama zawsze powtarzała, że to najpiękniejszy czas w życiu, niestety moja radość zżycia zatrzymała się 8.11.2019. W październiku 2019 roku po intensywnym, stresującym czasie w pracy miałam nadzieję na odpoczynek, jednak zaczęło mi dokuczać przeziębienie i ból gardła. Po wybraniu dwóch antybiotyków ból nie ustępował. Zlecono mi badania krwi, żeby ustalić przyczynę złego samopoczucia. Usłyszałam diagnozę... ostra białaczka szpikowa. Nie mogłam uwierzyć... Ja? Zdrowa, młoda, uprawiająca sport dziewczyna, której w końcu wydawało się, że zaczyna układać się w życiu... To tylko przecież ból gardła. Cała moja rodzina, jak i ja nie mogliśmy uwierzyć w te słowa, jednak diagnoza nie pozostawiała złudzeń i trzeba było działać wyjątkowo szybko. 20 listopada 2019 roku rozpoczęłam pierwszą dawkę chemioterapii w Ośrodku Leczenia Białaczek Szpitala Onkologicznego w Kielcach. Ja, osoba bardzo towarzyska, zostałam zamknięta na oddziale, do którego nawet rodzina nie ma dostępu, co było bardzo ciężkie psychicznie do zniesienia. Na szczęście udało się uzyskać prawie całkowitą remisję. Z radością miałam nadzieję że to już koniec, jednak niestety walka z tą chorobą nie jest tak łatwa. Zlecono kolejną dawkę chemioterapii podtrzymującej, następnie czeka mnie trzecia chemioterapia przed przeszczepem i przeszczep komórek macierzystych w Ośrodku Przeszczepowym w Katowicach. Leczenie tej choroby wiąże się też niestety z dużymi kosztami, z których do tej pory nie zdawaliśmy sobie sprawy: badania diagnostyczne, jedzenie hermetyczne, leki poprzeszczepowe, dojazdy na konsultacje i przystosowanie całego mieszkania do warunków osoby, która ma tak naprawdę zerową odporność. Bardzo proszę o pomoc i wsparcie w tej walce, bo choć diagnoza mnie poraziła i nadal nie mogę uwierzyć w to co się dzieje, to bardzo chcę wrócić do normalnego życia i zdrowia. Staram się być pełna pozytywnych myśli, jednak wiem że przede mną jeszcze długa walka, więc będę bardzo wdzięczna za udzielone wsparcie.

47 489 zł z 100 000 zł
47%
Ewelina Tyll, Sadki

Pokrycie kosztów leczenia (lekarstwa, dojazdy, rehabilitacja)

Mam na imię Ewelina. Mam 31 lat, jestem szczęśliwą żoną i matką dwuletniego syna. Mam cudowną rodzinę, która wspiera mnie i pomaga w każdej potrzebie. Mam dla kogo żyć i chcę cieszyć się szczęściem swojej rodziny najdłużej jak się da. W grudniu 2019 r. wykryto u mnie złośliwy nowotwór piersi - trójujemny. Obecnie jestem w trakcie cyklu chemioterapii, która potrwa pół roku, następnie mastektomia, radioterapia i rehabilitacja. Mieszkam 50 km od Centrum Onkologii w Bydgoszczy. Jestem w trakcie leczenia lekiem paclitaxel + karboplatyna, który przyjmowany jest w odstępach cotygodniowych. W związku z tym, że po przyjęciu leku jestem senna, muszę mieć ze sobą opiekuna. Potrzebuję środków na dojazdy do ośrodka leczenia, leki zapisane przez lekarza oraz na rehabilitację po operacji.

22 231 zł z 30 000 zł
74%
Michał Michnowski, Ząbki

Pomóż mi wygrać życie

Nazywam się Michał, mam 40 lat i w czerwcu 2019 roku w Warszawskim Szpitalu Bielańskim zdiagnozowano u mnie nowotwór złośliwy odbytnicy, a dalsze badania (histopatologia) potwierdziły diagnozę rak odbytnicy. Choć początkowo czułem bezradność i wielki niepokój o nadchodzącą przyszłość, szybko się pozbierałem. Przecież mam dla kogo żyć, bo mam wspaniałego synka, którego muszę przeprowadzić przez życie, zobaczyć jak dorasta i zakłada sam swoją rodzinę. To dało mi mega siłę i chęć do walki. Po wielu badaniach lekarze w Centrum Onkologii na warszawskim Ursynowie skierowali mnie na chemioterapię oraz radioterapię i zadecydowali o operacji usunięcia guza. Przed operacją skonsultowałem się z lekarzem prowadzącym, jak będzie wyglądać operacja i jakie mogą być jej następstwa i usłyszałem, że czekam mnie operacja amputacji odbytnicy wraz ze zwieraczami oraz ileostomia do końca życia. Rozmowa z lekarzem wywoła u mnie strach przed tym, co będzie, jak sobie z tym wszystkim poradzę i zrezygnowałem z operacji na rzecz leczenia metodami niekonwencjonalnymi. Czemu? Czy jestem szalony? Nie, po prostu wybrałem mniejsze zło dla mojego organizmu, który w przeciągu 4 lat wystarczająco mocno został wyeksploatowany przez boreliozę, a teraz radio i chemioterapię. Nie napawały mnie optymizmem kilkuprocentowe statystyki przeżycia i to, że będę kaleką do końca swoich dni. Trafiłem na wiele grup o tematyce nowotworowej na portalu społecznościowym Facebook, gdzie na jednej z nich odezwał się do mnie jeden z grupowiczów z identycznym przypadkiem jak mój. Paweł, bo tak nazywa się członek grupy, poinformował mnie, że zna profesora, który specjalizuje się w leczeniu i operacjach nisko osadzonych guzów dolnego odcinka przewodu pokarmowego z zachowaniem zwieraczy TaTme. Wnikliwie zapoznałem się z w/w metodą operacji i postanowiłem zaryzykować. W listopadzie 2019 roku pojechałem do Krakowa na konsultację z profesorem Andrzejem Budzyńskim. Profesor po zapoznaniu się z moją dokumentacją medyczną zakwalifikował mnie do operacji, dając mi nadzieję na wyleczenie. Pierwszy raz od dłuższego czasu czułem, że trafiłem w odpowiednie ręce. 4.12.2019 roku poddałem się operacji usunięcia odbytnicy z zachowaniem zwieraczy i wyłonieniem ileostomii tymczasowej. Operacja przebiegła bez komplikacji, udało się uratować zwieracze i wyciąć całkowicie guz. Wraz z odbytnicą usunięte zostały węzły chłonne otaczające odbyt w celu wyeliminowania przerzutów. Moja hospitalizacja przebiegła bezproblemowo i już 9.12.2019 roku zostałem wypisany w stanie ogólnie dobrym do domu, gdzie do 21.01.2020 roku czekałem na wyniki histopatologii węzłów chłonnych i konsultację z profesorem. Wyniki węzłów chłonnych okazały się dla mnie zbawienne, ponieważ 13 węzłów na 13 wyciętych było czystych i niezainfekowanych komórkami rakowymi. Minęło już prawie 5 lat od operacji i choroba nie postępuje, nie mam na dzień dzisiejszy wznowy w miejscu usunięcia guza jak i dalszych przerzutów :) Wszystko idzie ku dobremu. Więc dlaczego skoro jest dobrze, zgłaszam się do was o pomoc? To już Wam wszystko wyjaśniam :) Metoda operacji TaTme polega na usunięciu nisko osadzonego guza i zespoleniu zaraz przy samych mięśniach zwieraczy jelita grubego i zrobienia tak zwanej protezy odbytnicy. Wiadomo, proteza to nie jest to samo co odbytnica i zwieracze wymagają rehabilitacji przed kolejną operacją przywrócenia ciągłości przewodu pokarmowego, aby cały czas spełniały swoją funkcję. Do rehabilitacji dochodzi rygorystyczna dieta, suplementacja, leki i w tym celu korzystam z pomocy dietetyka klinicznego, co też generuje dodatkowe koszty. Cały czas muszę też być pod stałą opieką lekarską i dojeżdżać na konsultacje na warszawskim Ursynowie i do Krakowa, gdzie byłem operowany i tam jest mój lekarz prowadzący. Dodatkowo muszę mieć sprzęt rehabilitacyjny w domu, aby rehabilitować się sam między wizytami u fizjoterapeuty. Dobro, Kochani, wraca - pomóżcie mi wrócić do zdrowia i na nowo cieszyć się życiem. Sam zawsze pomagałem i pomagam, ale teraz i ja ponownie potrzebuję pomocy. Chciałem też z całego serca podziękować wszystkim tym którzy już mi pomogli :) Jesteście dla mnie aniołami i nigdy nie zapomnę tego co dla mnie zrobiliście. Dziękuję i pozdrawiam, Michał Michnowski

10 579 zł z 60 000 zł
17%
ŁUKASZ HOFFA, Pniewy

Pomóżcie mi wygrać walkę. Z Waszą pomocą to się uda!

Cześć, mam na imię Łukasz i mam 35 lat. Chciałbym Wam opowiedzieć historię, od której zaczęła się moja walka o zdrowie. We wrześniu zeszłego roku straciłem przytomność i trafiłem do szpitala, gdzie po wstępnych badaniach lekarze stwierdzili, że przyczyną tego była chwilowa utrata świadomości, bez konkretnych powodów. Wróciłem więc spokojnie do domu i cieszyłem się życiem. Mój spokój nie trwał długo... Po trzech tygodniach sytuacja się powtórzyła. Trafiłem wtedy do jednego z poznańskich szpitali, gdzie po wykonaniu wszelkich badań, w tym też tomografii komputerowej okazało się, że w mojej głowie znajduje się guz. Był szok, niedowierzanie - dlaczego ja? Po konsultacji lekarskiej dowiedziałem się że guz jest operacyjny i można go usunąć. Tak też 21 listopada 2019 roku odbyła się operacja usunięcia guza. Przebiegła bez żadnych powikłań. Czułem się bardzo dobrze. Myślałem, że wygrałem walkę. Niestety przyszedł wynik badań histopatologicznych i diagnoza - glejak. Nowotwór o charakterze rozrostowym, niestety złośliwy. Wtedy świat mój i moich bliskich nagle stracił kolory. Znowubył strach i pytania, dlaczego ja? Dlaczego mnie to spotkało, przecież jestem jeszcze młody, silny, pełen pasji, planów i marzeń na przyszłość? Na szczęście w tym całym nieszczęściu mogę liczyć na wsparcie mojej rodziny. Na dzień dzisiejszy przebywam na oddziale radio i chemioterapii w Poznaniu, gdzie przechodzę radykalne leczenie onkologiczne. Ma to trwać 6 tygodni, a potem jeszcze 6-miesięczne leczenie w domu. I na tym kończy się refundowane leczenie w Polsce. Chciałbym skorzystać z wszystkich możliwych metod leczenia, które niestety w większości nie są refundowane w kraju, a dają nadzieję na wyleczenie. Chciałbym podjąć próbę zakwalifikowania się do terapii protonami w Polsce, gdzie od niedawna można to wykonać niestety na zasadach komercyjnych. Gdybym nie miał takiej możliwości w Polsce to są terapie, które odbywają się w Niemczech i są skuteczne. To np. terapia immunologiczna w klinice w Kolonii lub terapia Nanotherm firmy Magforce. Niestety koszt takiej terapii to ok. 60 000 euro, a czas trwania 6 miesięcy. Koszty takich terapii alternatywnych są bardzo wysokie i nieosiągalne dla mnie i mojej rodziny, dlatego tak bardzo ważna jest dla mnie Wasza pomoc. Każda nawet najmniejsza wpłata przybliży mnie do możliwości skorzystania z dodatkowego leczenia. Chciałbym zwalczyć tego potwora i cieszyć się każdą kolejną chwilą spędzoną z rodziną. Dlatego już teraz zaczynam zbierać pieniądze i wiem, że z Waszą pomocą się to uda. Dziękuję Wam z całego serca! Dobro powraca! ŁUKASZ

18 170 zł z 200 000 zł
9%
Agnieszka Helwing, Zielona Góra

Dzielna mama potrzebuje pieniędzy na drogi lek

Hej, na koniec kwietnia 2019 roku wyczułam u siebie guzek na lewej piersi. Zamarłam. Dzieci właśnie jadły kolację i były przy mnie. Nie wytrzymałam i zaczęłam płakać. "Boże, jeszcze to". Córka powiedziała: "mamo spokojnie, pójdziesz do lekarza i będzie dobrze". I tak zaczęłam działać. Parę dni później byłam już na wizycie u onkologa. Mammografia nic nie wykazała. Usg potwierdziło - guz piersi naciekający. Biopsja gruboigłowa pokazała czarno na białym: nowotwór złośliwy, naciekający, Her dodatni. Następne miesiące spędziłam na kompletowaniu dokumentacji: tomograf, scyntygrafia kości, badanie genetyczne. Tyle dobrego, że jeszcze nie ma przerzutów do odległych narządów, poza węzłem wartowniczym. 10.07.2019 roku zostałam poddana pierwszej chemioterapii. W międzyczasie okazało się, że od września na listę refundacyjną wchodzi lek, który przy moim podtypie raka (Her +) może wydłużyć okres remisji choroby. Kiedy 2.10.2019 pojechałam na kolejną chemioterapię okazało się, że lek jest jeszcze niedostępny. Czyli mogę dostać wlewy, ale wg wcześniejszego schematu leczenia (sama herceptyna, ale bez pertuzumabu - czyli nie mam szans na podwójną blokadę, a tym samym na lepsze leczenie). Poprosiłam lekarz prowadzącą i po konsultacji z Panią Ordynator wyrażono zgodę, aby poddano mnie jeszcze jednej, piątej chemii "czerwonej". Tym samym uzyskałam szansę, że już następnym razem, jak przyjadę na kolejną chemioterapię, wówczas otrzymam nowy lek. Tak też stało się. Obecnie jestem po 5 wlewach chemii "czerwonej" oraz 5 wlewach "białej" (docetaxel, herceptyna +Perjeta). Aktualnie czekam na wyniki usg piersi, a tym samym na zabieg usunięcia zmiany w piersi. Po operacji czeka mnie jeszcze radioterapia oraz przyjmowanie leków. Herceptyna jest refundowana i po zabiegu będę przyjmować przez jeszcze 14 cykli. Niestety drugi lek - Perjeta (który stanowiłby podwójną blokadę, a tym samym wydłużał okres remisji choroby) niestety nie należy się. Na dzień dzisiejszy jedną fiolka 14 ml to koszt 12700,8 zł. A potrzebowałabym takich wlewów 14, jako część pełnego schematu leczenia. Niestety nie stać mnie na miesięczny wydatek kwoty rzędu 13 tys. (a potrzebuję kilkunastu takich podań, co tworzy horrendalną sumę). Jestem silną osobą. Nauczyło mnie tego życie. Chciałabym walczyć. Mam dopiero 42 lata. Mam dla kogo żyć. Mam kochającą rodzinę. Dzieciaczki. Córka Hania ma 12 lat, Adaś 8 lat. Jeszcze są za mali, aby poradzić sobie sami. Chciałabym przeprowadzić ich chociaż przez część życia. Nauczyć większej odpowiedzialność, aby na przyszłość potrafili poradzić sobie bez mamy. Poświęciłam rodzinie całe życie. Niestety mąż przez lata powoli oddalał się od nas. Na początku zeszłego roku wyprowadził się. Wrócił, kiedy dowiedział się o mojej chorobie. Jednak kolejne miesiące pokazały, że my już od dawien dawna nie mamy nic wspólnego ze sobą. Nie poradził sobie z moją chorobą. Nie potrafił zrozumieć, jak leczenie jest wykańczające. Jak chemioterapia daje popalić. Że są dni, kiedy człowiek nie jest w stanie wstać z łóżka. A ja mimo to wstaję. Szykuję dzieci do szkoły, dowożę na przystanek. Robię zakupy, obiady. Pomagam w lekcjach i ogarniam wiele innych rzeczy. I tak chcę. Chcę żyć. Chcę pomagać, chcę być mamą.

113 537 zł z 178 000 zł
63%
Jolanta Wolfram, Kraków

Potrzebuję pieniędzy na leczenie

Drodzy Państwo, bardzo proszę o pomoc. Nazywam się Jolanta Wolfram i mam 59 lat. Mieszkam w Krakowie. W lutym 2019 roku stwierdzono u mnie nowotwór węzłów chłonnych (chłoniak złośliwy). Przeszłam już 6 cykli chemioterapii, PET i przede mną być może radioterapia. Moim marzeniem jest doczekanie się wnuków i patrzenie jak dorastają, bez lęku co przyniesie następny dzień. Środki ze zbiórki zostaną przeznaczone na niezbędne mi konsultacje lekarskie, procedury medyczne, badania diagnostyczne, leki oraz transport do i z ośrodka badań, wyjazd z opiekunem na rehabilitację oraz leczenie stomatologiczne, któremu muszę się poddać w wyniku skutków ubocznych chemioterapii. Dlatego proszę o wsparcie. Wszystkim darczyńcom serdecznie dziękuję. Jolanta Wolfram

20 325 zł z 30 000 zł
67%
Magdalena Karos, Warszawa

Rekonstrukcja utraconej piersi

Mam na imię Magda i jestem Amazonką od 7 lat. Nigdy nie myślałam, że będę musiała prosić o wsparcie. A jednak życie pokazuje, że czasem trzeba zapomnieć o dumie i zwyczajnie poprosić. 25 października 2012 roku usłyszałam diagnozę: „Rak piersi ”. Mój świat zawirował wtedy. Może powinnam się tego spodziewać, bo moja Mama i Babcia zmarły na raka piersi. Nie dopuszczałam jednak myśli, że mnie to spotka. Przeprowadzone u mnie badania genetyczne nie wykazały mutacji w kierunku raka piersi. A jednak stało się! Mam nadzieję, że u mnie będzie inaczej i będę mogła cieszyć się długim życiem. Pozwolę sobie napisać kilka słów o przebytej chorobie. To był dla mnie bardzo trudny czas. Na samym początku jest szok, że tracę pierś. Jednakże bardzo mądry doktor w Centrum Onkologii powiedział: „Ale my tu ratujemy Pani życie!”. Te słowa bardzo mnie otrzeźwiły i przestałam płakać, że tracę jeden z atrybutów kobiecości. Później straciłam kolejne - włosy, brwi i rzęsy, gdyż zostałam poddana chemioterapii. Pamiętam, że wtedy walczyłam o zachowanie swojej kobiecości i codziennie robiłam mocny makijaż. Nie robiłam go tylko, jak chemia zwalała mnie z nóg. Mimo, że codziennie patrzyłam na siebie w lustrze, wyparłam z pamięci mój wygląd. Mam tylko jeden obraz z tego okresu, jak stoję pod prysznicem taka wychudzona, łysa, bez piersi, bez brwi i rzęs i spoglądam w lustro naprzeciwko mnie i mówię do siebie: „I tak jesteś piękna”! Kolejnym etapem była radioterapia, nie tak ciężka jak chemioterapia, ale zostawiła ślady na mojej skórze. O przebytej chorobie staram się już nie myśleć i nie wracać do niej. Cieszę się, że żyję! Jak wstaję rano i czuję się dobrze, to dla mnie jest już wystarczający powód do bycia szczęśliwą! Cieszą mnie małe radości dnia codziennego. Często uśmiecham się do ludzi, bo mam potrzebę przekazywania mojej pozytywnej energii. Podczas mojej choroby wspierało mnie mnóstwo ludzi! Dziękuję i proszę o dalsze wsparcie. Zebrane pieniądze chcę przeznaczyć na rekonstrukcję mojej utraconej piersi.

15 118 zł z 30 000 zł
50%
Danuta Kwas, Cielęta

Chcę żyć! Proszę o pomoc w zebraniu środków na lek na raka piersi.

Mam na imię Danuta, lat 53. Jestem kobietą, jakich wiele - mam wspaniałego męża, śmiesznego psiaka, który wnosi w nasze życie wiele radości, pracę, moje ukochane kwiaty i polskie góry, które uwielbiam odwiedzać na urlopie. W zeszłym roku dowiedziałam się, że mam coś jeszcze, coś, co chce to moje fajne zwyczajne życie zepsuć - mocno złośliwy nowotwór piersi. Od usłyszenia diagnozy minęło 5 miesięcy, a ja przeszłam już wszystkie fazy - od szoku i niedowierzania: "to na pewno musi być jakaś pomyłka", poprzez załamanie i pytania: "dlaczego właśnie ja?", aż do postanowienia: "muszę przezwyciężyć to choróbsko i zrobić wszystko by wyzdrowieć". Ale nie jest to takie proste, pojawiają się przeszkody. Leczę się, co trzy tygodnie jadę na chemioterapię, czekam w długich kolejkach do lekarza - wizyta trwa minutę i następny pacjent. Nie dziwię się - jest nas wielu, onkolog jeden, w poczekalni czarno od kobiet w chusteczkach na głowach i nieukrywających łysin mężczyzn. W necie szukam informacji o typie mojego nowotworu - dobija mnie zła wiadomość - jest z tych najzłośliwszych. Ale znajduję pełen nadziei pozytyw - jest skuteczny lek o nazwie Perjeta. W trakcie kolejnej wizyty bombarduję lekarza pytaniami o lek Perjeta. Znów zła wiadomość: lek jest w Polsce refundowany, ale częściowo - ja nie spełniam warunków by go otrzymać za darmo. Dostaję inną chemię, która takich cudownych skutków nie obiecuje, ale za to ma plus - jest darmowa. Dowiaduję się, że cena pięciu dawek leku Perjeta, które powinnam przyjąć, to koszt 50 tysięcy złotych. Cena astronomiczna, ale chcę żyć, chcę być zdrowa, dlatego chcę być leczona lekiem, który w innych krajach Europy jest refundowany, który jest skuteczny, a u nas jest bezpłatny tylko dla części potrzebujących go pacjentów. Stąd jestem tu i proszę Państwa o pomoc finansową. Każda podarowana złotówka ułatwi mi zrealizowanie mojego planu, który jest i prosty i trudny zarazem - mam plan, by pokonać nowotwór i żyć! Dziękuję, że przeczytali Państwo moją historię i życzę Wam wszystkim dużo zdrowia. Naprawdę jest najważniejsze.

7 081 zł z 50 000 zł
14%
Barbara Warchoł, Pionki

Potrzebuję wsparcia w leczeniu po wznowie

Witam serdecznie, mam na imię Basia i jestem babcią rezolutnej 8-latki, która nieustannie dodaje mi siły do walki z przewlekłą chorobą . Wiosną 2014 roku przy okazji kontrolnego USG lekarz zobaczył tylko „cień” i nie zalecił dalszych badań. Jesienią pojawiły się dolegliwości bólowe i uczucie ucisku w dole brzucha, a diagnoza brzmiała – guz jajnika FIGO IIa. Po operacji przeszłam pierwszą chemioterapię i miałam nadzieję, że radykalna ingerencja chirurgiczna i silne dawki chemii przyjmowanej do marca 2015 zadziałały skutecznie. Niestety po dwóch latach wyniki badań pogorszyły się, a rak powrócił i tym razem operacja nie powiodła się – stwierdzono liczne zmiany naciekowe i wszczepy w otrzewnej. Kolejne cykle chemii też znosiłam gorzej i bez wsparcia rodziny i znajomych byłoby mi bardzo trudno. Teraz zaczyna się nowy rok walki i mam nadzieję, że dalsze cykle chemii powstrzymają rozwój choroby. Staram się być optymistką mimo tego, że długie leczenie też osłabia organizm, a dojazdy na nie ponad 100 km są męczące. Każdy, kto choruje przewlekle wie, że oszczędności topnieją wtedy bardzo szybko – leki są drogie, a niektóre badania trzeba szybko wykonać odpłatnie. W tej chorobie bardzo ważne jest pozytywne nastawienie i wsparcie bliskich osób, ale hasło kampanii „Pieniądze mogą pokonać raka” jest bardzo trafne, dlatego proszę życzliwych mi ludzi o wsparcie finansowe. Wszystkim moim darczyńcom bardzo dziękuję i życzę dużo zdrowia.

7 269 zł z 10 000 zł
72%
Sławomir Gębski, Karnin

Proszę, pomóż w walce

Witam, mam na imię Sławek, mam 50 lat. Mieszkam w Karninie koło Gorzowa Wielkopolskiego . Od października 2018 roku choruję na szpiczaka mnogiego III stopnia. Jest to choroba nieuleczalna, ale przy odpowiednim leczeniu dająca szanse na przedłużenie życia.Standardowe leczenie chemioterapią w moim przypadku było niemożliwe, ponieważ organizm bardzo źle reagował. Po pierwszym podaniu dostałem wstrząsu septycznego i mój stan był bardzo zły. Mimo modyfikacji i zmniejszania dawek leku kolejne próby podania chemii kończyły się podobnie, tylko łagodniej. Lekarze zdecydowali, żeby mnie wysłać na konsultację w celu zakwalifikowania się do tandemowego przeszczepu. Po badaniach kwalifikacje przeszedłem pomyślnie i po przygotowaniach i koniecznym leczeniu radioterapią w lipcu 2019 r. odbył się pierwszy przeszczep, a w październiku 2019 r. drugi, który zniosłem gorzej. Powoli dochodzę do siebie, ale dolegliwości bólowe (rak kości jest bardzo bolesny) nie pozwalają choć na dłuższą chwilę zapomnieć o chorobie. Jestem pacjentem poradni paliatywnej. Jest w Nałęczowie sanatorium dla chorych na szpiczaka (nierefundowane przez NFZ), do którego bardzo chciałbym pojechać, są tam fizjoterapeuci odpowiednio przygotowani do rehabilitacji osób takich jak ja. Bardzo proszę Państwa o pomoc w zebraniu środków na możliwość wyjazdu do sanatorium, zakup leków, comiesięczny wyjazd do Centrum Onkologii w Gliwicach (500 km w jedną stronę), na badania kontrolne. Ze względu na dużą odległość zmuszony jestem nocować w przyklinicznym hotelu (płatnym) wraz z osobą towarzyszącą. Marzę o tym, żeby moje zdrowie na tyle się poprawiło, żebym mógł podjąć odpowiednią pracę.

48 035 zł z 70 000 zł
68%
Anna Sawicka-Radzka, Warszawa

Pomóż Ani ponieść koszty rehabilitacji i pokonać chorobę!

Witam serdecznie, mam na imię Anna. Jestem żoną kochającego męża i matką wspaniałego 12-letniego synka Tomka. W 2016 roku zdiagnozowano u mnie nowotwór lewej piersi. Poddana zostałam operacji mastektomii piersi. Mam niestety uszkodzony gen i w mojej rodzinie umieralność na nowotwór jest bardzo duża. W 2018 roku nastąpiło wznowienie choroby, niestety nowotwór pojawił się w węzłach chłonnych lewej ręki. Zostało usuniętych 14 węzłów. Od tamtej pory mam ogromne kłopoty z ręką, która jest spuchnięta, twarda i obrzmiała z powodu zalegającej limfy. By móc normalnie funkcjonować i pracować, muszę korzystać z prywatnych masaży i zabiegów, co jest bardzo kosztowne. Na chwilę obecną czeka mnie jeszcze mastektomia prawej piersi. Zgromadzone środki pragnę przeznaczyć na rehabilitację ręki i dalsze leczenie. Dziękuję z całego serca za wsparcie mojej walki z rakiem i jego skutkami.

5 897 zł z 18 000 zł
32%