Zbiórki

Emilia Lesiak, Płock

Wsparcie na ułatwienie życia z chorobą nowotworową

Dzień dobry, mam na imię Emilia, lat 45. Jestem mamą ośmioletniej córki. W lipcu 2024 r. otrzymałam diagnozę złośliwego raka odbytnicy. 4 lata wcześniej przeszłam endoskopową dyssekcję polipa odbytnicy. Niestety, rok 2024 przyniósł wznowę. Od tego czasu moje leczenie objęło radioterapię, następnie chemioterapię zakończoną w kwietniu 2025 r. oraz operację w maju 2025 r., zakończoną niską przednią resekcją odbytnicy z wytworzeniem ileostomii protekcyjnej. Tak bardzo liczyłam, że to, co przeszłam, zakończy moją chorobę. Niestety, wynik badania patomorfologicznego nie okazał się korzystny. Wyszło, że rak nacieka do poziomu tkanek miękkich podsurowicówkowych. Tym samym, wdrożono znowu leczenie chemioterapią, wskazując, że rokowania są niepewne. Od początku bardzo źle znosiłam chemię, tak poprzednią jak i teraźniejszą. Działania niepożądane, z którymi się zmagam, to pogorszenie wydolności krążeniowo-oddechowej, parestezja w postaci uczucia drętwienia dłoni i stóp, zapalenie rumieniowo-złuszczające skóry dłoni i stóp, które powoduje ból, łuszczenie się skóry, i które pojawiło się po obecnej chemii, obniżenie wartości płytek krwi, czerwonych krwinek, zaburzenie funkcji wątroby, ślinotok. Skutki uboczne chemioterapii zmuszają mnie do stosowania licznej suplementacji, pozwalającej nieco je ograniczyć oraz do używania - po każdym myciu rąk (a w przypadku stóp - na noc) -specjalistycznych kremów, maści łagodzących dermatologiczne zmiany skóry, które to środki ochrony szybko się kończą i nie należą do tanich. Ponadto drętwienia wymagają rehabilitacji neurologicznej, na którą terminy są roczne, a prywatne wizyty zaczynają się od 200 zł za godzinę. Co więcej, życie ze stomią sprowadza się do ścisłej pielęgnacji określonymi produktami, na które NFZ daje 120 zł co miesiąc (z 20% dopłatą pacjenta), co przy wymianie worka otwartego co drugi dzień zmusza do dokupywania z własnych środków tych produktów więcej niż raz w miesiącu, tj. sprayu medycznego do usuwania przylepca (47,80 zł), pasty uszczelniającej (66,80 zł), chusteczek ochronnych (za 30 sztuk 57 zł), chusteczek ułatwiających przyklejanie worka (24 zł), pasa podtrzymującego worek (31,90 zł). Do tego dochodzą wydatki na rękawiczki jednorazowe, chusteczki nawilżające, które są niezbędne przy opróżnianiu worka stomijnego, a też na pas chroniący przed przepukliną okołostomijną. W trakcie mojego obecnego leczenia uaktywniły się także silne bóle kręgosłupa. Po wizycie w poradni ortopedycznej, w wywiadzie stwierdzono zaawansowane zmiany zwyrodnieniowe, co oznacza poza lekami przeciwbólowymi, konieczność wizyt fizjoterapeutycznych. Z kolei czas oczekiwania na taką wizytę na Narodowy Fundusz Zdrowia to kilka miesięcy. W związku z tym, aby ją przyśpieszyć, a zarazem uniknąć dalszego pogarszania mojej sprawności fizycznej, rozpoczęłam fizjoterapię prywatną. W jej ramach zaś okazało się, że w moim przypadku dla uzyskania efektywności terapii potrzebne są bardzo częste sesje. W wyniku leczenia onkologicznego wystąpiły też u mnie problemy stomatologiczne, które wymagają regularnej opieki stomatologa. Jednocześnie chcę dodać, że mieszkam w Płocku, skąd dojeżdżam na chemię do Narodowego Instytutu Onkologii przy Wawelskiej 15 w Warszawie. Wyjazdy mają miejsce co 21 dni, jak jest dobrze, ale zdarzają się też co tydzień, jeżeli skutki uboczne są zbyt silne, by podać chemię. Do tej pory nie dopuszczałam do siebie myśli, by korzystać z onkopomocy zbiórkowej od fundacji. Zawsze jakoś dawałam sobie radę sama lub z pomocą rodziny. Teraz jednak gdy moje leczenie nie zakończyło się na operacji, ale jest kontynuacja chemioterapii i wyłoniona stomia,z czym wiążą się wydatki jak wyżej, a do tego doszła rehabilitacja kręgosłupa i konieczne prywatne wizyty u stomatologa, to w rezultacie oznacza dla mnie ponoszenie obciążających mocno kosztów finansowych. Jestem jeszcze przez pół roku (do marca 2026) na świadczeniu rehabilitacyjnym, na którym mam wypłacane 75% podstawy wymiaru zasiłku chorobowego, co przy pracy na szeregowym stanowisku w tzw. budżetówce, po dokonaniu koniecznych opłat, nie pozwala mi na zgromadzenie nadwyżki finansowej. To wszystko powoduje, że muszę szukać dodatkowego wsparcia materialnego, by zachować komfort życia fizycznego i psychicznego jako pacjent onkologiczny. Tym bardziej, że mam córkę na wychowaniu i chcę wrócić do pracy. Doceniam bardzo wszelkie wsparcie. Będę niezmiernie wdzięczna za Pani/Pana pomoc.

3 168 zł z 15 000 zł
21%
Dominik Skroś, Kruszwica

Zbieram środki na dojazdy do szpitala i naprawę protezy

Jestem Dominik, 23 kwietnia skończyłem 25 lat. Urodziny spędziłem na kolejnej chemii w szpitalu w Warszawie, ale wróćmy do początku... Walka z chorobą rozpoczęła się w kwietniu ubiegłego roku od silnego bólu i opuchnięcia kostki. Po szeregu przeprowadzonych badań, w lipcu usłyszałem diagnozę-rak, a dokładniej kostniakomięsak kości piszczelowej lewej z zajęciem szpiku kostnego. Po przeprowadzonej biopsji potwierdziła się wysoka złośliwość kostniakomięsaka. Od września rozpocząłem chemioterapię w szpitalu onkologicznym w Warszawie. Chemia miała na celu zmniejszenie guza oraz umożliwienie operacji i wszczepienia endoprotezy. Niestety szybkie rozrastanie się guza doprowadziło do złamania patologicznego. Lekarze podjęli decyzje o amputacji kończyny. 27 grudnia odbyła się operacja amputacji lewej nogi. Aby móc wrócić do normalnego funkcjonowania, potrzebna mi była proteza podudzia -kupiłem protezę ćwiczebną, która pozwoliła nauczyć się chodzić. Teraz przechodzę na nową, stałą, która zostanie ze mną do końca życia. Choć koszt był ogromny, udało się taką kupić! Dziękuję! Teraz pozostają "tylko" koszty dalszego leczenia, badań, konsultacji, leków. Jest to ok. 1000 zł miesięcznie. Przede mną wizyty co 3 miesiące przez najbliższe 5 lat. Promykiem nadziei w walce jest moja córka Marysia, która pojawiła się na świecie 3 lipca 2020 oraz syn Jakub, który urodził się 30 Października 2024! Proszę o wsparcie, które pomoże mnie i mojej rodzinie w tej nierównej walce.

7 541 zł z 20 000 zł
37%
Julita Kozłowska, Szczytno

Walka z nowotworem piersi, operacja i rehabilitacja

Witam Was! Nazywam się Julita Kozłowska i jestem mamą dwójki cudownych dzieci, 2,5-letniego Bartka oraz 8-letniej Lenki i żoną wspaniałego męża. Do niedawna byłam aktywna zawodowo, prowadząc swoją działalność gospodarczą. Walczę, bo nie jestem na tyle silna, aby się poddać. Dlaczego ja? Nie, nigdy się nad tym nie zastanawiałam. Bardzo chciałabym, żeby nikt nie musiał tych ciężkich chwil przechodzić. Mimo to diagnoza była dla mnie ciosem prosto w serce. Kiedy usłyszałam, że mam raka piersi, pierwsze o czym pomyślałam to, jak synek i córka poradzą sobie beze mnie, kto ich nauczy wszystkiego, co powinna przekazać mama. Kto je utuli w płaczu? Kto je zrozumie tak jak ja? Mam cudownego męża, który jest również cudownym tatą, jednak zawsze byłam pewna, że będę częścią życia swoich dzieci przez długi czas. Chciałabym być dla nich wsparciem i pomocą, uczestniczyć w wyborze studiów, sukni ślubnej, poznać partnerów, doczekać wnuków, móc ich kochać i rozpieszczać. Choroba sprawiła, że życie zatrzymało się, a wszystkie plany zawisły w próżni. Musiałam przerwać naukę w szkole kosmetycznej, a ze ściany zdjąć certyfikaty szkoleń. Środki do życia mocno się uszczupliły, jako że prowadziłam działalność gospodarczą, gdzie bycie chorym oznacza brak dochodu. Mąż stał się jedynym żywicielem czteroosobowej rodziny, z kredytem hipotecznym i innymi zobowiązaniami, które zostały zaciągnięte w trakcie prowadzenia wcześniejszej działalności. Niedługo przed chorobą postanowiłam otworzyć swój wymarzony salon kosmetyczny. Zapisałam się do szkoły, jeździłam na kursy... Teraz? Zostały mi certyfikaty, które musiałam zdjąć ze ściany opuszczając lokal, na który nie mogłam sobie dłużej pozwolić. Po salonie pozostało wspomnienie oraz kredyt. Aż po długim okresie płaczu i beznadziei uderzyła mnie myśl, niby prosta rzecz, choć może nie zawsze oczywista. Dotarło do mnie, że to przecież nie koniec. To nie koniec mojego życia, to nie koniec moich marzeń. Nadal żyję i mam szansę wyzdrowieć i spełnić marzenia swoje i swoich dzieci. Bardzo chcę tego, bardzo chcę wyzdrowieć. Jestem w trakcie chemioterapii pooperacyjnej, po obustronnej mastektomii z rekonstrukcją, choć jeszcze przede mną na pewno minimum jedna operacja, której koszt to około 15000 zł. Po chemioterapii pojawiła się polineuropatia, co sprawia, że wymagam szerokiej rehabilitacji. To koszt kilkudziesięciu tysięcy złotych. Po operacji czeka mnie jeszcze kilka lat ciągłych badań, wizyt w szpitalu i brania leków. Niezwykle ciężko jest mi prosić o pomoc, nigdy wcześniej tego nie robiłam, ale choroba zmusiła mnie do tego. Proszę Was o pomoc i wiarę we mnie. Dziękuję!!!

87 478 zł z 100 000 zł
87%
Izabela Neumann-Tarasiewicz, Ruda Śląska

Iza walczy dla swojej małej córeczki.

Choć rak zabrał mi tak wiele, nadal mam marzenia, najprostsze, najważniejsz:, by żyć, by kochać swoich najbliższych. Spełnieniem moich marzeń jest moja córeczka Zuzia, urodzenie jej było najpiękniejszym wydarzeniem w moim życiu. Mam cel, marzenie by móc wychować córkę, by w jej życiu nie zabrakło rodziców. Nazywam się Izabela Neumann-Tarasiewicz, mam męża i 9-letnią córeczkę, mieszkamy w Rudzie Śląskiej. Od 2010 roku choruję i leczę się na wieloogniskowy nowotwór piersi, o największym stopniu złośliwości, z przerzutami do węzłów chłonnych, potrójnie ujemny (triple-negative breast cancer). To oznacza, że jest to agresywna postać raka piersi, rozwija się w zabójczym tempie, szybko nawraca. Mam mutację genu, przy którym mogę zachorować jeszcze na inne nowotwory. W międzyczasie kolejny cios – okazało się, że mój mąż jest ciężko chory. Jedyny ratunek dla niego to przeszczep wątroby. Na przełomie 2015/16 roku kolejne zachorowanie, przerzut na drugą pierś i znów intensywne, wyczerpujące leczenie, z towarzyszącymi licznymi powikłaniami. Każdy dzień to zmaganie się z bólem, silnym zmęczeniem, brakiem odporności, mój organizm jest wycieńczony, nie mam siły fizycznej i psychicznej. Czuję się obdarta z resztek kobiecości. Kolejne operacje, blizny, obrzęki… jak tu siebie zaakceptować? Czuję jak choroba spustoszyła moje ciało, mój umysł... czuję się wypalona, wrakiem człowieka. Ze znakiem zapytania o każde jutro... Cały czas jestem pod stałą kontrolą, mam mnóstwo badań do zrobienia, wizyt lekarskich, leków do zażycia oraz rehabilitacja. Każdy dzień to walka z chorobą. DOPÓKI WALCZYSZ, JESTEŚ ZWYCIĘZCĄ [Św. Augustyn] Nie chcę żyć z samą chorobą, rezygnować z życia. Bo kocham życie i ludzi, poznawać ich i im pomagać, jak do tej pory to robię. Jestem ciekawa świata, lubię obcować z naturą, wtedy czuję się wolna, spełniona i szczęśliwa. Ks. Jan Kaczkowski zwykł mawiać ,,Nie ma co udawać: choroba sprawia, że szału nie ma. Ale życie wciąż trwa”. Bardzo trudno jest mi zaakceptować chorobę, poskromić lęk, lecz pragnę cieszyć się każdym dniem i dzielić z bliskimi. Moi drodzy, proszę Was, pomóżcie mi żyć z chorobą, z moimi ograniczeniami i osiągać cele, które motywują mnie do życia. Każde Wasze wsparcie na wagę życia, każda złotówka na wagę zdrowia. Brak mi słów, którymi byłabym w stanie wyrazić swoją wdzięczność. DZIĘKUJĘ Z CAŁEGO SERCA rodzinie, przyjaciołom i darczyńcom.

37 420 zł z 50 000 zł
74%
Małgorzata Ustupska, Wrocław

Dla Małgosi

Witam, mam na imię Małgorzata, mam 49 lat. W 2019 roku w grudniu usłyszałam diagnozę: wieloogniskowy rak piersi prawej. W tym momencie mój świat zawalił się, wszystko co miało sens, nagle stało się dla mnie nieważne. Miałam chwile załamania, odsuwałam się od wszystkich i zamykałam we własnym świecie. Jednak dzięki rodzinie i przyjaciołom, którzy bardzo mnie wspierali, przetrwałam półroczną chemię, potem operację usunięcia piersi z rekonstrukcją. Punktem kulminacyjnym mojego załamania był moment, kiedyokazało się, że mam przerzuty na węzły chłonne i że czeka mnie kolejna operacja. Następnym etapem mojego leczenia była radioterapia. Kiedy myślałam, że będzie dobrze, okazało się, że nastąpił kolejny cios - choroba mojego męża, który zachorował na raka płuc. Niestety nie udało mu się pokonać choroby, zmarł 28 października 2021 roku, a u mnie nasilił się obrzęk limfatyczny prawej ręki do takiego stopnia, że prawa ręka jest dwukrotnie większa niż lewa. I jest to efekt usunięcia węzłów chłonnych. Dwa razy w roku odbywam rehabilitację, ale to niestety nie wystarcza. Obecnie jestem na rencie, ale mam nadzieję, że kiedyś będę mogła wrócić do pracy. Pieniążki ze zbiórki chciałabym przeznaczyć na rehabilitację i zakup rękawa uciskowego. Rehabilitacja jest dla mnie za droga, gdyż jeden zabieg kosztuje 170 zł, a z mojej renty niestety nie stać mnie. Obecnie jestem w trakcie hormonoterapii. Staram się myśleć pozytywnie, ale to bardzo trudne po takich przejściach. Mam jednak nadzieję, że w końcu do mnie też uśmiechnie się los i już będzie tylko lepiej. Z góry bardzo dziękuję za wsparcie.

7 382 zł z 20 000 zł
36%
Anna RYNKIEWICZ, Warszawa

Pomoc w leczeniu raka płuc

SERDECZNIE proszę o pomoc i wsparcie. Mam przerzuty do płuc po 4 latach od leczenia raka pierwotnego macicy. Myslalam że to już koniec mojej drogi walki z rakiem, niestety okazało się że on chce wygrać ze mną. Pojawil sie ponownie jako rozsiany rak pluc. Bardzo chcę żyć, ale koszty leczenia i całej opieki są duże. Boję się przyszłości i ciężaru który mnie przygniata. Proszę o wsparcie mnie w tym trtudnym okresie mojego życia. Z góry dziękuję za pomoc.

6 787 zł z 20 000 zł
33%
Goska Jarzyna, Szczesne

Leczenie onkologiczne

2 lata temu moje życie przewróciło się do góry nogami. Usłyszałam diagnozę: rak esicy 4 stopnia z przerzutami do wątroby. Chemioterapie znoszę źle. Jestem na rencie w wysokości 1800 zł. Z tego trzeba zapłacić rachunki, kupić leki (same zastrzyki na zakrzepicę to koszt 980 zł plus inne zalecane leki-razem miesięcznie ok. 1200 zł), odbyć wizyty i badania częściowo prywatnie, a do tego dobrze się odżywiać, by mieć siły na zmagania z chorobą. Oszczędności zmalały w zastraszającym tempie, dlatego zwracam się do WAS, ludzi o dobrych sercach. Każda złotówka przybliży mnie do mojego celu - po prostu ŻYCIA, bo mam dla kogo i chcę jak najdłużej... Dziękuję!

1 642 zł z 15 000 zł
10%
Ewa Rytel, Białystok

Udało się sfinansować leczenie!

Wszystkim bardzo dziękuję za wsparcie! Z zebranych środków udało się przeprowadzić leczenie nierefundowanym lekiem Kadcyla! Wstrzymuję zbiórkę i proszę o nieprzekazywanie darowizn. ****************************************************************************************************** Mam na imię Ewa. Mam 41 lat, jestem mamą dwóch Córeczek w wieku 5 i 8 lat, żoną Tomka i córką Jasi. Mam też wielu krewnych, znajomych i przyjaciół, którzy od ponad roku wspierają mnie w chorobie swoją opieką, pomocą i modlitwą. Moja historia nie odbiega zbytnio od innych. Żyłam w pędzie, na pomaganie innym czasem brakowało mi czasu, na życie też brakowało mi czasu. Zawsze jednak pamiętałam o corocznych badaniach usg – moja Mama miała raka piersi, a Tata zmarł, gdy miałam 13 lat. Pragnęłam, aby moje dzieci nie doświadczyły tego ciągłego poczucia lęku osieroconego dziecka. Niestety, mój rak nie był widoczny na żadnym ze zrobionych usg. Jesienią 2017 nalegałam na rozszerzenie diagnostyki i wykryto u mnie miejscowo zaawansowanego raka piersi z przerzutami do węzłów chłonnych. Przeszłam już leczenie radykalne – chemioterapię, mastektomię i radioterapię, jestem w trakcie leczenia herceptyną. Ten rok zmienił moje życie. Uświadomiłam sobie, że można inaczej żyć, już nie biegnąc, ale idąc, że moja siła tkwi w relacjach z innymi ludźmi, że warto pomagać kosztem swoich spraw i że warto o pomoc prosić. Jako że mój nowotwór nie poddał się w pełni chemioterapii, zaproponowano mi lek Kadcyla, nierefundowany w Polsce, a z powodzeniem od kilku lat stosowany za granicą. Lek, który może pomóc zapobiec przerzutom. Koszt jednej dawki to około 20 000 PLN – ja zaś potrzebuję przynajmniej 5 dawek. Koszt leczenia przekracza nasze możliwości finansowe.Dlatego bardzo proszę o pomoc i wsparcie. Moja Rodzina i znajomi bardzo mnie potrzebują, a ja tak bardzo chciałabym dzielić się radością życia i wzajemnym wsparciem, póki sił starczy.Proszę, pomóżcie.

86 569 zł z 100 000 zł
86%
Justyna Szczypek, Bielsko-Biała

Wsparcie walki z nowotworem złośliwym piersi z przerzutami do płuc

Dzień dobry. Mam na imię Justyna, mam 44 lata, a w zasadzie za miesiąc już 45 ;) W czerwcu b.r. zdiagnozowano u mnie złośliwego raka piersi - typ luminalny B HER2-ujemny oraz wtórny złośliwy nowotwór do miąższu płuc. Mam dwóch synów (10 i 14 lat), sama wychowuję dzieci i sama jakoś wszystko ogarniam. Ciężko mi z tą myślą, że znów po 13 latach nawrót choroby zrobił zamieszanie i spustoszenie w moim życiu... Jestem po 5. chemioterapii paliatywnej, ale zostało mi prawdopodobnie jeszcze 7, zależnie od tego co wykażą badania TK, które będą robione za miesiąc. Nie lubię pisać o sobie, ponieważ ciężko przechodzę leczenie i wiem, że teraz jest bardzo dużo ludzi z tą chorobą i jest mi przykro, że ten rak zaatakował właśnie nas. Kolejki do lekarzy są kilometrowe, a każdy przecież chce żyć, cieszyć się tym życiem, rodziną, spędzać czas razem i wspierać się wzajemnie w tych trudnych dla nas chwilach. Mam nadzieję, że będzie kiedyś lepiej, bo medycyna poszła do przodu. Myślę, że nikt nie jest przygotowany na diagnozę choroby nowotworowej. Na korytarzach onkologicznych nie widać uśmiechów i kolorowych twarzy, lecz ludzi z nadzieją, walczących, czasem już bez sił, bez włosów w kolorowych chustach czy czapeczkach. Stan psychiczny każdego z nas jest bardzo ważny. Emocje, jakie nam towarzyszą, są odzwierciedleniem naszej duszy, ciała i czasami uśmiech jest tym, czego akurat nam potrzeba. Krótka wymiana zdań z drugą osobą i opowieści kto jaki w danej chwili przechodzi nowotwór, jaką stosuje dietę lub i nie, uśmiech, jakiś żart, by rozładować emocje. Ale to jest tylko na chwilę... Zaczęłam oswajać się z własnymi emocjami i z tą chorobą i na nowobudować normalność mojego życia z dziećmi. Mam marzenia, plany jak każdy, ale to wszystko, co się dzieje teraz, zakłóciło mi komfort mojego życia. Uważam, że zaznajomienie społeczeństwa z tematem choroby nowotworowej jest ważne, bo dzięki temu rak i leczenie onkologiczne nie są tematem tabu. Trzeba o tym mówić, bo im więcej o tym wiemy, tym mniej się tego boimy, czy jesteśmy chorzy, czy zdrowi. Nam chorym to pomaga w tej trudnej sytuacji. Musimy się wszyscy mądrze wspierać!

1 557 zł z 15 000 zł
10%
Mariola Pawlaczyk, Poznań

Chcę żyć dla córki

Choruję na nieoperacyjnego raka piersi z przerzutami do śródpiersia, jestem po chemioterapii paliatywnej. Nie jestem zakwalifikowana do dalszego leczenia. Moja sytuacja życiowa jest bardzo trudna. By móc utrzymać siebie i nastoletnią córkę, pracuję na dwóch etatach: jako pielęgniarka - na oddziale chirurgicznym oraz jako pielęgniarka szkolna - pomimo ciężkiej choroby i zakazu lekarza onkologa. Aby móc godnie żyć i zapewnić córce podstawowe warunki do życia, wynajmuję mieszkanie, za które niestety muszę sporo płacić. Moja córka jest czternastoletnią dziewczynką z dysfunkcją, uczęszczającą do szkoły integracyjnej. Dzięki ogromnej pracy Marysia bardzo dobrze się uczy. Dodatkowo jestem po ciężkim rozwodzie. Zostałam z długami - komornik zabiera mi około 2.000 złotych pensji. Całe życie pomagam innym, ale tym razem prosiłabym o pomoc dla siebie na pokrycie kosztów wydatków związanych z moim leczeniem.

16 306 zł z 30 000 zł
54%
Grażyna Pawluś, Nowosielce

Grażynie brakuje środków na podstawowe leki i dojazdy do lekarzy.

Witam, mam na imię Grażyna, mam 64 lata, jestem inwalidką I grupy o stopniu znacznym. W 2013 roku zdiagnozowano u mnie raka trzonu macicy. Obecnie jestem po radio- i brachyterapii. 3,5 roku chorowałam na chorobę popromienną jelit. Z powodu bólu byłam wprowadzana w śpiączkę farmakologiczną na oddziale paliatywnym. Obecnie leczę się w poradni paliatywnej, onkologicznej oraz kardiologicznej. Przeszłam ciężkie operacje koronografii obydwu nóg (miażdżyca kończyn dolnych) oraz koronografię tętnic w kierunku serca. Nie sposób wszystkich moich chorób opisać. Mam ogromne problemy z poruszaniem się, jestem pampersowana. Jedynym moim źródłem dochodu jest emerytura ZUS, na którą pracowałam 28 lat, a która nie wystarcza na podstawowe leki, leczenie i rehabilitację. Po opłaceniu rachunków pozostaje mi 200 zł na miesiąc. Mam problemy z dojazdami do lekarzy, poradni i na rehabilitację. Brakuje mi funduszy na leczenie, dojazdy do szpitali i konsultacje. Pracowałam kilkanaście lat jako siostra PCK, niosłam pomoc ludziom chorym, sparaliżowanym, przykutym do łóżka. Wierzę, że znajdzie się ktoś, kto mi pomoże, tak jak ja pomagałam innym potrzebującym. Proszę ludzi o dobrym sercu o pomoc.

16 210 zł z 30 000 zł
54%
Anna Dobrowolska, Biała Piska

Moim marzeniem jest ŻYCIE...

Witam wszystkich wspierających moją zbiórkę dziś 28.05.2024r. Miałam wizytę u lekarza, Mam ważną informację do przekazania. Lek który biorę jest skuteczny, zatrzymuje chorobę. Została zamówiona 6 dawka, tyle starczy pieniędzy ze zbiórek. Lekarz przekazał ważną informację, że będą potrzebne kolejne dawki leku, musi być zachowana ciągłość podawania leku, nie podał określonej ilości dawek, w czerwcu mam zrobić tomograf, wtedy dostane więcej informacji. Czasu jest mało, bo zaledwie ponad miesiąc. 6 dawka skończy się w lipcu. Reaktywujemy grupę na Facebooku Licytacje dla Ani Dobrowolskiej. PROSZĘ BŁAGAM PO RAZ KOLEJNY O WSPARCIE W UZBIERANIU PIENIĘDZY NA KOLEJNE DAWKI LEKU, TO RATUJE MI ŻYCIE. KOCHANI UDOSTĘPNIAJMY POMAGAJMY DAMY RADĘ!!! WIARA CZYNI CUDA!!!!! Anna to właśnie ja, to ta 32-letnia kobieta ze zdjęć – ta szczęśliwa z córcią Julią i z moim KOCHANYM MĘŻCZYZNĄ. Ta w szpitalu to też ja… Życie to jest trudna gra, ono łzy i gorycz zna, czasem radość, czasem strach – marzeń kilka każdy ma... Ja jedno tylko mam - marzenie życia! Piszę do Ciebie, bo mam ogromną prośbę, abyś mi pomógł – DOBRY CZŁOWIEKU, KTÓRY CZYTASZ TEN TEKST… Proszę pomóż mi – mam jedno jedyne marzenie – marzenie życia, takiego zwykłego, codziennego – często szarego, czasem kolorowego, ze smuteczkami i radością – uśmiechem do tęczy, która pojawia się po burzy… Ja byłam już tam, gdzie jest tylko szarożółta mgła bólu i strachu. Niestety znów przyszło mi w nią wejść. Dlatego piszę te słowa i wiem, że jeśli je czytasz, to czujesz i rozumiesz. Wiesz, jak bardzo chcę, jak marzę tylko o tym, aby móc być przy Córci, która dorasta, jak bardzo pragnę z moim narzeczonym być i żyć. Tak bardzo marzę o życiu! Proszę Cię, pozwól mi, pomóż mi spełnić jedyne me marzenie. To niezmiernie trudne prosić... Prosić o pomoc. Choruję na raka jajnika. Walka trwa od 4 lat. Choroba mnie nie oszczędza, jestem po trzeciej wznowie i w trakcie leczenia chemioterapią. Przeszłam też 2 operacje, które podtrzymały mnie przy życiu. 21 czerwca usłyszałam od lekarza, że jest szansa wygrać walkę z potwornym rakiem, ale aby tak było, muszę przyjąć kilka dawek bardzo drogiego leku. Jedna dawka kosztuje 40 tysięcy złotych, niestety nie stać ani mnie, ani mojej rodziny, aby opłacić ten lek. Tak trudno jest prosić, ale ja tak bardzo chciałabym żyć, tak bardzo chciałabym widzieć, jak moja jedyna córka wkracza w dorosłe życie, tak bardzo chciałabym jej w tym towarzyszyć i ją wspierać – jeśli możesz, proszę pomóż mi. Lekarze dają mi nadzieję i choć życie jest bezcenne, niestety czasem jest cena na to, aby mogło ono trwać…

186 088 zł z 200 000 zł
93%