Proszę o wsparcie w walce z chorobą.
Anna Lankau-Pogorzelska, Warszawa,
numer zbiórki: 111332
Dziennik
Po 1,5 roku od wznowy mam pierwszą dobrą wiadomość. Lek działa. Pierwszy też raz usłyszałam od lekarza słowo REGRES, tak ważne w onkologii. TK z października pokazało, że zmiany na wątrobie zmniejszyły się w stosunku do badania z lipca o około 30%. Dużo? Mało? Ważne, że po tylu próbach z różnymi liniami lekowymi w końcu drgnęło. I pomimo tego, że nie jest obojętnie, jeśli chodzi o samopoczucie - potrafi pozamiatać mną doszczętnie - to coś za coś. Wzruszyłam się. Moja lekarz mówi, że przyjmuje z taką samą "euforią" zarówno złe jak i dobre wiadomości. I, mimo że nie skaczę do góry z radości (ach te ortopedyczne wstawki w prawą nogę), to jestem szczęśliwa. To jakbym zawróciła z wejścia do ciemnego tunelu, mówiąc sobie NOT TODAY CANCER.
Bardzo wszystkim dziękuję za przekazanie na moje leczenie 1,5%. Napisałabym, że zjeżył mi się włos na głowie, gdy zobaczyłam w koncie IKP koszt podania mi jednej dawki Enhertu. Ale nie mam włosów. Mam za to refleksję, że w tym nieszczęściu towarzyszy mi sporo szczęścia. Szkoda, że sporo szczęścia nie towarzyszy mi bez nieszczęścia. Ale doceniam. Gdyby nie wprowadzenie Enhertu do refundacji, nie miałabym pewnie już leczenia. A ostrożnie wnioskuję, że Enhertu ma moc, bo zniknął mi guz na krańcu pooperacyjnej blizny na prawym udzie, który okazał być się tym samym co na wątrobie i który miał wręcz legendarne KI67 na poziomie 90%. Także bardzo wszystkim dziękuję za wsparcie.
Opis zbiórki
Nazywam się Anka, mam 48 lat i od końca maja 2020 r. jestem pacjentką Narodowego Centrum Onkologii. Po 15 latach życia z niezłośliwą zmianą w piersi, badaną i obserwowaną co roku, usłyszałam diagnozę: rak piersi o wysokim stopniu złośliwości.
Po 4 latach od rozpoczęcia leczenia rak przypomniał o sobie, zagnieżdżając się tym razem w kościach. Właśnie dostałam potwierdzenie, że muszę wrócić ponownie na drogę leczenia i wiem, że nie będzie to łatwe, na pewno trudniejsze niż za pierwszym razem. Mam jeszcze pokłady siły na kolejną bitwę, ale i dużo lęku w sobie, że przegram, że nie dam rady.
Jestem mamą dwójki cudownych dzieciaków: 10-letniej Ewy i 14-letniego Janka, który właśnie kończy szkołę podstawową. Zawodowo od ponad 14 lat jestem związana z marketingiem handlowym. Kiedyś zawsze w ruchu, w podróżach, podczas których pokazuję dzieciom, jak piękny i ciekawy jest otaczający nas świat. Tymczasem czas od maja 2020 okazuje się dla mnie mało łaskawy i daje mi porządnie popalić, zmuszając mnie do rewizji życiowych planów.
Moja choroba to IV stadium, tzw. uogólniona. Czasem o niej zapominam, staram się funkcjonować tak jak dawniej, mając świadomość, że ponowne nadejście tych trudnych chwil jest nieuchronne. Dzięki przyjaciołom, rodzinie, licznej grupie najlepszych sąsiadów na świecie i współpracownikom wiem, że nie zabraknie mi wsparcia, ludzkiej życzliwości i pomocy. Jestem typem wojowniczki, która zawsze stawia czoła trudnościom. Zawsze staram się radzić z problemami sama, przyjmując, że na tym świecie jest mnóstwo ludzi potrzebujących bardziej niż ja.
Moim nowym celem ponownie staje się pokonanie raka, dla siebie, dla rodziny, dla przyszłości. Chciałabym przejechać z córką 50 km na rowerach - tak jak obiecała, nauczyła się jeździć na rowerze. Chciałabym kiedyś wydać komiks mojego syna i może własne opowiadania. Chciałabym móc podróżować jak dawniej i poznawać ludzi. To plany na potem.
Obecnie najważniejszym zadaniem dla mnie jest dążenie do remisji nowotworu i utrzymanie go w tym stanie tak długo, jak to możliwe. Na razie wraz z onkologami szukamy odpowiedniej terapii. Nie wiem jeszcze, z czym znowu będę musiała się zmierzyć, ale mam nadzieję, że choć pewnie nie wygram, to będę w stanie utrzymywać przewagę nad chorobą. Proszę o wsparcie w pokryciu kosztów leków, konsultacji, badań lekarskich oraz rehabilitacji.

Słowa wsparcia