Proszę o wsparcie w walce z chorobą.
Anna Lankau-Pogorzelska, Warszawa,
numer zbiórki: 111332
Dziennik
Moja przyjaciółka ma dziś urodziny. Życzyłam jej, by mnie miała jak najdłużej. W sobotę wyszłam ze szpitala po biopsji pod tomografem. Trzymam za siebie mocno kciuki, bo pobrano aż 4 próbki i lekarze, którzy wykonywali zabieg, stwierdzili, że są z pobranego materiału zadowoleni. Do zawału prawie doprowadził mnie opis rezonansu magnetycznego, trzech odcinków, ten z Białegostoku. Tak szczegółowego, dwustronicowego materiału nigdy nie widziałam. Pomyślałam sobie, czytając ten opis, że mam przechlapane i dobrze nie jest, ale już na oddziale lekarz onkolog stwierdziła, że tragedii nie ma i większość tego opisu to choroba zwyrodnieniowa, nie rak.
Sama biopsja wątroby nie należy do miłych ani uprzejmych zabiegów, zwłaszcza ta gruboigłowa, ale byłam pod wrażeniem jej przeprowadzenia, w jaki sposób lekarze wybierali miejsce pobrania materiału, jak sprawdzali, czy to na pewno to. Magia, a właściwie technologia. Zawsze staram się znaleźć jakieś pozytywy, i tu też znalazłam: niezależnie od tego jak poważna jest sytuacja, nie miałabym nigdy okazji zobaczyć jak się to odbywa.
Obecnie najważniejsze jest poznać wroga, by wiedzieć, jak z nim negocjować moje życie. Czym powstrzymywać ekspansję. Jest piękna wiosna, a ja nie pamiętam jesieni i zimy. Tyle się działo.
Biopsja nie wyszła. W pobranym materiale nie ma utkań nowotworowych, jednak opis tomografii z końca lutego mówi o powiększających się zmianach ogniskowych, które goszczą tam od mniej więcej roku oraz nowych czterech zmianach meta, z których każda praktycznie powyżej 1 cm. Odczuwam coś w rodzaju frustracji, bo o ile powinnam się cieszyć z informacji "brak utkań nowotworowych", to przecież wiem, że rzeczywistość wygląda inaczej. Ale koniec końców musimy się dowiedzieć, co to jest i jak to mamy leczyć. Miesiąc bez chemii farmakologicznej widać w wynikach morfologii. Organizm wraca do normy i to jedyne pocieszenie.
Wczoraj przejechałam 200 km, by w Białymstoku zrobić badanie RM z kontrastem trzech odcinków kręgosłupa. W NIO podzieliliby je na trzy różne badania, a co za tym idzie trzy razy podawanoby mi kontrast. Nie wiem, gdzie jest sens i gdzie logika takiego podejścia. Podejrzewam, że chodzi o rozliczenia usług NFZ i cholernie mnie to martwi, jako że mam wrażenie, że w tym wszystkim znika pacjent. 200 km w jedną stronę, do mojego rodzinnego miejsca, dzięki przyjaciółce, bo CITO w Warszawie w moim przypadku oznaczało jakieś 3 miesiące, chyba że prywatnie.
Staram się, jak mogę. Naprawdę. Staram się być dzielna i silna i mieć nadzieję, że to wszystko się w końcu poukłada, ale mam obecnie wrażenie, że jestem w fazie zdrowotnej wojny, demolki totalnej, w której nie ma czasu na odbudowę.
Opis zbiórki
Nazywam się Anka, mam 48 lat i od końca maja 2020 r. jestem pacjentką Narodowego Centrum Onkologii. Po 15 latach życia z niezłośliwą zmianą w piersi, badaną i obserwowaną co roku, usłyszałam diagnozę: rak piersi o wysokim stopniu złośliwości.
Po 4 latach od rozpoczęcia leczenia rak przypomniał o sobie, zagnieżdżając się tym razem w kościach. Właśnie dostałam potwierdzenie, że muszę wrócić ponownie na drogę leczenia i wiem, że nie będzie to łatwe, na pewno trudniejsze niż za pierwszym razem. Mam jeszcze pokłady siły na kolejną bitwę, ale i dużo lęku w sobie, że przegram, że nie dam rady.
Jestem mamą dwójki cudownych dzieciaków: 10-letniej Ewy i 14-letniego Janka, który właśnie kończy szkołę podstawową. Zawodowo od ponad 14 lat jestem związana z marketingiem handlowym. Kiedyś zawsze w ruchu, w podróżach, podczas których pokazuję dzieciom, jak piękny i ciekawy jest otaczający nas świat. Tymczasem czas od maja 2020 okazuje się dla mnie mało łaskawy i daje mi porządnie popalić, zmuszając mnie do rewizji życiowych planów.
Moja choroba to IV stadium, tzw. uogólniona. Czasem o niej zapominam, staram się funkcjonować tak jak dawniej, mając świadomość, że ponowne nadejście tych trudnych chwil jest nieuchronne. Dzięki przyjaciołom, rodzinie, licznej grupie najlepszych sąsiadów na świecie i współpracownikom wiem, że nie zabraknie mi wsparcia, ludzkiej życzliwości i pomocy. Jestem typem wojowniczki, która zawsze stawia czoła trudnościom. Zawsze staram się radzić z problemami sama, przyjmując, że na tym świecie jest mnóstwo ludzi potrzebujących bardziej niż ja.
Moim nowym celem ponownie staje się pokonanie raka, dla siebie, dla rodziny, dla przyszłości. Chciałabym przejechać z córką 50 km na rowerach - tak jak obiecała, nauczyła się jeździć na rowerze. Chciałabym kiedyś wydać komiks mojego syna i może własne opowiadania. Chciałabym móc podróżować jak dawniej i poznawać ludzi. To plany na potem.
Obecnie najważniejszym zadaniem dla mnie jest dążenie do remisji nowotworu i utrzymanie go w tym stanie tak długo, jak to możliwe. Na razie wraz z onkologami szukamy odpowiedniej terapii. Nie wiem jeszcze, z czym znowu będę musiała się zmierzyć, ale mam nadzieję, że choć pewnie nie wygram, to będę w stanie utrzymywać przewagę nad chorobą. Proszę o wsparcie w pokryciu kosztów leków, konsultacji, badań lekarskich oraz rehabilitacji.
Słowa wsparcia