Proszę o wsparcie w walce z chorobą.
Anna Lankau-Pogorzelska, Warszawa,
numer zbiórki: 111332
Dziennik
Bardzo wszystkim dziękuję za przekazanie na moje leczenie 1,5%. Napisałabym, że zjeżył mi się włos na głowie, gdy zobaczyłam w koncie IKP koszt podania mi jednej dawki Enhertu. Ale nie mam włosów. Mam za to refleksję, że w tym nieszczęściu towarzyszy mi sporo szczęścia. Szkoda, że sporo szczęścia nie towarzyszy mi bez nieszczęścia. Ale doceniam. Gdyby nie wprowadzenie Enhertu do refundacji, nie miałabym pewnie już leczenia. A ostrożnie wnioskuję, że Enhertu ma moc, bo zniknął mi guz na krańcu pooperacyjnej blizny na prawym udzie, który okazał być się tym samym co na wątrobie i który miał wręcz legendarne KI67 na poziomie 90%. Także bardzo wszystkim dziękuję za wsparcie.
Wypadają mi włosy. Przeżywam to ponownie, ale chyba już mniej emocjonalnie. Szkoda, bo lubię te moje krótkie, farbowane. Za dwa dni druga dawka nowego leku. Może to wypadanie włosów sugeruje, że w końcu coś na mnie działa. Statystyki ten lek ma świetne - 96% pacjentów reaguje na leczenie. Trzymam więc za siebie kciuki.
Tydzień temu, w środę miałam biopsję gruboigłową zgrubienia na udzie, na samym krańcu blizny pooperacyjnej po resekcji kości udowej w zeszłym roku. Pojawiła się nagle, ale złamałam nogę i trochę musiałam temat odłożyć, a przy okazji lekarze przerzucali się między sobą tematem, w czyjej gestii leży to zgrubienie: ortopedy czy onkologa. Ale już po diagnostyce. Można? Można!
Opis zbiórki
Nazywam się Anka, mam 48 lat i od końca maja 2020 r. jestem pacjentką Narodowego Centrum Onkologii. Po 15 latach życia z niezłośliwą zmianą w piersi, badaną i obserwowaną co roku, usłyszałam diagnozę: rak piersi o wysokim stopniu złośliwości.
Po 4 latach od rozpoczęcia leczenia rak przypomniał o sobie, zagnieżdżając się tym razem w kościach. Właśnie dostałam potwierdzenie, że muszę wrócić ponownie na drogę leczenia i wiem, że nie będzie to łatwe, na pewno trudniejsze niż za pierwszym razem. Mam jeszcze pokłady siły na kolejną bitwę, ale i dużo lęku w sobie, że przegram, że nie dam rady.
Jestem mamą dwójki cudownych dzieciaków: 10-letniej Ewy i 14-letniego Janka, który właśnie kończy szkołę podstawową. Zawodowo od ponad 14 lat jestem związana z marketingiem handlowym. Kiedyś zawsze w ruchu, w podróżach, podczas których pokazuję dzieciom, jak piękny i ciekawy jest otaczający nas świat. Tymczasem czas od maja 2020 okazuje się dla mnie mało łaskawy i daje mi porządnie popalić, zmuszając mnie do rewizji życiowych planów.
Moja choroba to IV stadium, tzw. uogólniona. Czasem o niej zapominam, staram się funkcjonować tak jak dawniej, mając świadomość, że ponowne nadejście tych trudnych chwil jest nieuchronne. Dzięki przyjaciołom, rodzinie, licznej grupie najlepszych sąsiadów na świecie i współpracownikom wiem, że nie zabraknie mi wsparcia, ludzkiej życzliwości i pomocy. Jestem typem wojowniczki, która zawsze stawia czoła trudnościom. Zawsze staram się radzić z problemami sama, przyjmując, że na tym świecie jest mnóstwo ludzi potrzebujących bardziej niż ja.
Moim nowym celem ponownie staje się pokonanie raka, dla siebie, dla rodziny, dla przyszłości. Chciałabym przejechać z córką 50 km na rowerach - tak jak obiecała, nauczyła się jeździć na rowerze. Chciałabym kiedyś wydać komiks mojego syna i może własne opowiadania. Chciałabym móc podróżować jak dawniej i poznawać ludzi. To plany na potem.
Obecnie najważniejszym zadaniem dla mnie jest dążenie do remisji nowotworu i utrzymanie go w tym stanie tak długo, jak to możliwe. Na razie wraz z onkologami szukamy odpowiedniej terapii. Nie wiem jeszcze, z czym znowu będę musiała się zmierzyć, ale mam nadzieję, że choć pewnie nie wygram, to będę w stanie utrzymywać przewagę nad chorobą. Proszę o wsparcie w pokryciu kosztów leków, konsultacji, badań lekarskich oraz rehabilitacji.
Darczyńcy




Słowa wsparcia