Proszę o wsparcie w walce z chorobą.
Anna Lankau-Pogorzelska, Warszawa,
numer zbiórki: 111332
Dziennik
Kolejny raz w szpitalu, w którym udało się przeprowadzić zarówno radioterapię kości biodrowej jak i biopsję wątroby. Ta ostatnia to definitywnie jakiś kosmos. USG pokazało, jak szybko rozrasta się lokator. Duże zmiany ok. 3 cm ulokowały się w miejscach, w których nakłuć się nie dało. Ilość pobranego materiału do ponownej oceny receptorów określona jako skąpa. Mam nadzieję, że wystarczająca i nie będzie trzeba jej powtarzać, bo badanie samo w sobie do przyjemnych nie należy. Nie mam jakoś wielkiej nadziei na dobre wiadomości, mam natomiast dużo ufności w to, że lekarze wiedzą, co robią i prawdopodobnie skończy się chemią podaną dożylnie, a wcześniej, biorąc pod uwagę jakość żył, wszczepieniem ponownie portu. Niech zatem będzie. Port to przecież jednak komfort, jakiego wenflon i palące się żyły nie zagwarantują.
W "okienku" pomiędzy szpitalem a kolejną diagnozą nagradzam siebie, chodząc do kina, spotykając się z przyjaciółmi i powracając do pracy. Brakowało mi tego strasznie i chociaż być może to tylko na chwilę, to bardzo mnie to cieszy.
Zdrowotnie nadal się odrestaurowuję. Leczenie onkologiczne nie jest przyjazne dla uzębienia, które ponosi odpowiedzialność zbiorową. Rehabilitacja po resekcji kości udowej to trudna sprawa, mega wymagająca nie tylko pracy fizycznej, ale i koncentracji, gdy okazuje się, że twoja własna od urodzenia noga, zachowuje się jak nie twoja, żyje własnym życiem. Oczy - wzrok woła o zmianę szkieł, co też zdaniem okulistów i optometrystów, może być zasługą leczenia. Zbiera się to wszystko lawinowo, czasem boję się podsumować ilości wizyt u wszystkich specjalistów w ostatnim czasie. Na szczęście zator płucny typu jeździec dał się rozpuścić i można powiedzieć, że jestem już bezpieczna.
Wczoraj wróciłam do domu po tygodniowym pobycie w szpitalu. Miałam tam spędzić 3 dni, ale jak to w moim życiu bywa, mam szczęście w nieszczęściu, a tym razem polegało to na wyłapaniu w badaniach zatorowości płucnej typu jeździec, czyli gdyby zakrzep w lewej żyle płucnej się zerwał, nie miałabym szans napisania nic więcej tu ani gdzie indziej. Nie miałabym nawet sekundy. Tak więc zamiast planowanych naświetleń i biopsji wątroby, miałam przymusowe leżenie i przyjmowanie clexane w ilościach 2x80mg dziennie. Po operacji ortopedycznej miałam dawkę tego antyzakrzepowego specyfiku 40 mg/ dziennie. Lekarz onkolog, informując mnie o tym była blada. Echo serca i badania krwi pokazują, że zakrzep się rozpuszcza, ale swoje musiałam odleżeć, by uznano, że mój stan jest na tyle bezpieczny by wyjść do domu. Trwały więc wczoraj negocjacje co do L4 i mojego powrotu do pracy od dzisiaj. Obiecałam pracować w domu, nie forsować się i nie denerwować, ale ważne dla mnie jest by czymś zając głowę po tym tygodniu bezczynności i oczekiwania na lepsze wiadomości. Tak więc rak to jedynie jedna z wielu niespodzianek, które mogą Cię zaskoczyć. W życiu nie spodziewałam się, że lekka zadyszka przy spacerze lub przy ćwiczeniach z rehabilitantką może oznaczać przypadłość, która w złym scenariuszu zmiotłaby mnie z tego świata.
Opis zbiórki
Nazywam się Anka, mam 48 lat i od końca maja 2020 r. jestem pacjentką Narodowego Centrum Onkologii. Po 15 latach życia z niezłośliwą zmianą w piersi, badaną i obserwowaną co roku, usłyszałam diagnozę: rak piersi o wysokim stopniu złośliwości.
Po 4 latach od rozpoczęcia leczenia rak przypomniał o sobie, zagnieżdżając się tym razem w kościach. Właśnie dostałam potwierdzenie, że muszę wrócić ponownie na drogę leczenia i wiem, że nie będzie to łatwe, na pewno trudniejsze niż za pierwszym razem. Mam jeszcze pokłady siły na kolejną bitwę, ale i dużo lęku w sobie, że przegram, że nie dam rady.
Jestem mamą dwójki cudownych dzieciaków: 10-letniej Ewy i 14-letniego Janka, który właśnie kończy szkołę podstawową. Zawodowo od ponad 14 lat jestem związana z marketingiem handlowym. Kiedyś zawsze w ruchu, w podróżach, podczas których pokazuję dzieciom, jak piękny i ciekawy jest otaczający nas świat. Tymczasem czas od maja 2020 okazuje się dla mnie mało łaskawy i daje mi porządnie popalić, zmuszając mnie do rewizji życiowych planów.
Moja choroba to ponownie "świeża" sprawa, a może nazwijmy ją odgrzewanym kotletem. Czasem o niej zapominam, staram się funkcjonować tak jak dawniej, mając świadomość, że ponowne nadejście tych trudnych chwil jest nieuchronne. Dzięki przyjaciołom, rodzinie, licznej grupie najlepszych sąsiadów na świecie i współpracownikom wiem, że nie zabraknie mi wsparcia, ludzkiej życzliwości i pomocy. Jestem typem wojowniczki, która zawsze stawia czoła trudnościom. Zawsze staram się radzić z problemami sama, przyjmując, że na tym świecie jest mnóstwo ludzi potrzebujących bardziej niż ja.
Moim nowym celem ponownie staje się pokonanie raka, dla siebie, dla rodziny, dla przyszłości. Chciałabym przejechać z córką 50 km na rowerach - tak jak obiecała, nauczyła się jeździć na rowerze. Chciałabym kiedyś wydać komiks mojego syna i może własne opowiadania. Chciałabym móc podróżować jak dawniej i poznawać ludzi. To plany na potem.
Obecnie najważniejszym zadaniem dla mnie samej jest wyzdrowieć i przetrwać najtrudniejszy czas terapii. Nie wiem jeszcze, z czym znowu będę musiała się zmierzyć, ale mam nadzieję, że wygram. Proszę o wsparcie w pokryciu kosztów leków, konsultacji i badań lekarskich oraz rehabilitacji.
Słowa wsparcia