Zbiórki

Małgorzata Gizińska, Warszawa

Proszę o pomoc w walce z rakiem!

Mam na imięMałgosia. Od kiedy pamiętam, badałam się naprzemiennie: mammografia, USG, mammografia, USG... W październiku 2015 roku tuż przed wyjazdem do Ameryki Południowej zaniepokoił mnie ból ręki. W listopadzie wiedziałam już, że to niewyłapane w badaniach obrazowych przerzuty raka piersi w węzłach chłonnych. Na konsylium, od sławy onkologicznej usłyszałam - "Miała pani pecha..." Przeszłam chemioterapię przedoperacyjną i mastektomię, rok później asekuracyjnie mastektomię profilaktyczną drugiej - zdrowej piersi. Od czerwca 2016 rozpoczęłam, zaplanowaną na 10 lat, hormonoterapię, powoli wracając do normalności. Niestety pech mnie nie opuszcza. Hormonoterapia, która miała mnie chronić, zawiodła. W marcu 2020 stwierdzono u mnie liczne przerzuty do obu płatów wątroby oraz do kości. O obszarach do dalszej diagnostyki z tomografii komputerowej wolę nie myśleć... Czas, kiedy przyszło mi się zmierzyć z przerzutami jest bardzo trudny. KORONAWIRUS doświadczył wszystkich nas. Dostęp do badań diagnostycznych, wizyt lekarskich i terapii graniczy z cudem i właśnie cudu teraz potrzebuję. Od miesiąca przyjmuję rybocyklib, a za tydzień rozpoczynam leczenie hormonalne nierefundowanym lekiem na układ kostny - denosumab. Wdrożone terapie mają na celu zahamowanie progresji choroby oraz wydłużenie czasu stabilizacji, a tak po ludzku: wydłużenie życia. Staram się zgromadzić środki naterapięnierefundowanym lekiem na układ kostny oraz dodatkowe leki niezbędne przy agresywnym leczeniu. Z podziękowaniem dla Szlachetnych Darczyńców za wsparcie, Małgosia Gizińska

162 732 zł z 150 000 zł
108%
Iwona Malanowska-Szuchnik, Piaseczno

Leczenie nowotworu złośliwego

Witam, mam na imię Iwona, mam 48 lat. Choruję na nowotwór złośliwy piersi. Mimo corocznych regularnych diagnostyk i profilaktyki swojego zdrowia, w październiku ubiegłego roku niespodziewanie dowiedziałam się o chorobie. Jestem bardzo aktywną zawodowo osobą, sama wychowałam dwóch wspaniałych synów - Wiktora i Przemka. Nigdy nie potrzebowałam od nikogo pomocy, zawsze radziłam sobie sama. Niestety diagnoza choroby poskutkowała drastycznym spadkiem możliwości zawodowych. Do tej pory z ogromną pasją i z powodzeniem prowadziłam swoją działalność. Jestem kosmetologiem medycznym. Choroba ogranicza mi aktywność zawodową. NFZ pokrywa większość kosztów związanych z leczeniem, aczkolwiek niestety nie wszystkie. Cykle chemioterapii, czekające mnie mastektomie, radioterapia, rehabilitacja i dalsze etapy leczenia wiążą się z narastającymi kosztami. Ograniczenie czasu, jaki mogę poświęcić swojej pracy i koszty związane z utrzymaniem firmy oraz codziennym życiem powodują, iż nie mogę przeznaczyć potrzebnych funduszy na pozostałe wydatki związane z leczeniem. Cykle czerwonych chemioterapii mam podawane co dwa tygodnie, z czego co najmniej pięć dni nie jestem w stanie normalnie funkcjonować i chodzić do pracy. Mimo tego usilnie staram się "postawić na nogi" i bez względu na to pracować. Następne dwanaście cykli białych chemii będą podawane co tydzień, co jeszcze bardziej ogranicza mi możliwość zarobku. Obawiam się, że niemożność utrzymania zarobków na takim poziomie, jaki miałam oraz narastające koszty leczenia, uniemożliwią mi zapewnienie dalszej edukacji mojemu młodszemu synowi - Wiktorowi. Jest to młody, ambitny i utalentowany przyszły programista. Jego edukacja wymaga środków finansowych. Jeżeli większość moich zarobków pochłonie leczenie, nie będę w stanie zrealizować planów edukacyjnych mojego syna.

153 614 zł z 20 000 zł
768%
Edyta Sabaj, Będzin

Edyta to samotna mama. Choroba uniemożliwia jej pracę.

Witam wszystkich, Nazywam się Sabaj Edyta, mam 40 lat. Od roku 2012 choruję na nieoperacyjny nowotwór pnia mózgu - astrocytoma WHO III. Poza tym samotnie od 2010 roku wychowuję dwójkę dzieci. Córeczka obecnie ma 13 lat, a synek 11 lat. W życiu codziennym pomaga nam moja rodzina. Mój były mąż w momencie mojej choroby porzucił dzieci. Nie interesuje się nimi, nie płaci alimentów, zupełnie nie utrzymuje z nimi kontaktu. Razem z dziećmi utrzymujemy się jedynie z renty inwalidzkiej oraz zasiłków MOPS. Już prawie 9 lat walczę dzielnie z chorobą nowotworową, która odebrała mi wiele, ale nie odebrała najważniejszego - ŻYCIA. Jestem obecnie po zakończeniu leczenia chemioterapią oraz naświetleniami, przeszłam leczenie eksperymentalne oraz terapię niekonwencjonalną. Guz cały czas jest w mojej głowie, aktualnie uśpiony i teraz moja w tym głowa, aby nie dopuścić do jego aktywności, dlatego aby ratować swoje życie potrzebuję kontynuować terapię, dzięki której mój organizm powrócił do życia.Niestety guz sparaliżował część mojego ciała tzn. połowa twarzy jest sparaliżowana, mam trudności z poruszaniem się, zaburzenia równowagi, całkowity niedosłuch lewego ucha i praktycznie zerową widoczność lewego oka (jestem już po trzech operacjach). Rehabilitacja i dalsza terapia są zbyt dużym obciążeniem dla mojego budżetu z uwagi na to, że choroba całkowicie pozbawiła mnie możliwości pracy. Z ZUS mam orzeczoną całkowitą niezdolność do pracy na stałe oraz orzeczoną niepełnosprawność w stopniu znacznym. Dlatego kieruję do was ludzi o złotym sercu prośbę o pomoc w uzbieraniu potrzebnych mi pieniędzy na kontynuację ratowania swojego życia i nie dopuszczenia do aktywności choroby. Jeszcze tyle życia przede mną, chcę tu być, szczególnie dla moich dzieci, które nie mogą zostać same, mają tylko mnie. Mogę teraz rozpocząć solidną rehabilitację i na to potrzebuję najwięcej pieniędzy, oczywiście na ile się da, korzystam również z usług NFZ, ale terminy tu są tak odległe, że zmuszona jestem kontynuować prywatnie, aby rehabilitacja przynosiła skutek. Dziękuję wszystkim za okazane serce. Edyta

152 467 zł z 150 000 zł
101%
Justyna Niemczuk, Krynice

Proszę o wsparcie w zbiórce środków na nierefundowany lek

Szanowni Państwo! Na początku chcę bardzo podziękować Państwu za dotychczasową pomoc i wsparcie, jakie otrzymałam. Dziękuję za każdą wpłatę i przekazany na mnie 1% podatku. To dzięki Państwa pomocy mogę dalej się leczyć i mieć nadzieję na zdrowie. Do końca lutego 2020 r. byłam szczęśliwa, że pomimo ciężkiej choroby, mogłam w miarę normalnie funkcjonować. Niestety po otrzymaniu kolejnego wyniku tomografii komputerowej okazało się, że największy z guzów, który uciska na jelito cienkie i lewy moczowód, zaczął znów rosnąć i przemieszczać się z wewnątrz jamy brzusznej na zewnątrz i jest on obecnie widoczny podskórnie. Trudno jest nawet lekarzom wyjaśnić dlaczego samoistnie guz się przemieszcza. Guz ten utrudnia mi niektóre ruchy i powoduje ból, który ciągle mi towarzyszy. By zatrzymać dalszy rozwój choroby, od kwietnia 2020 r. rozpoczęłam leczenie, które jest nierefundowane. Koszt jednego opakowania leku to kwota 6034,45 zł. Lek kupuję co 6 tygodni po wizycie kontrolnej w szpitalu onkologicznym w Tomaszowie Mazowieckim. Po tym leku czuję się lepiej psychicznie i fizycznie. Nie powoduje jadłowstrętu, problemów ze snem i bezsilności, które towarzyszyły mi przy poprzednim leczeniu. Po raz kolejny zwracam się do Państwa z prośbą o wsparcie mnie w walce z chorobą. Nie jest mi łatwo prosić o pomoc, ponieważ ze względu na pandemię koronawirusa każdy znajduje się w trudnej sytuacji. Niestety nie mam innego wyjścia, bo koszt leku jest bardzo duży, a ja nie jestem w stanie samodzielnie go opłacić. Za każdą wpłatę serdecznie dziękuję. ------------------------ Mam na imię Justyna, mam 32 lata. Moja choroba rozpoczęła się w lipcu 2016 roku, kiedy zrobiłam kontrolną kolonoskopię. Myślałam, że to będzie standardowe badanie, które wykaże, że jest wszystko w porządku. Jednak bardzo się myliłam... Wyraz twarzy lekarza, który wykonywał mi badanie, nie pozostawił mi złudzeń - nie jest dobrze. W jelicie grubym i na odbytnicy miałam dużą ilość polipów i jeden wielkości 4 cm. Lekarz zaczął mówić, gdzie powinnam się udać, jak zacząć działać, ale niewiele z tego pamiętam... Do domu wróciłam zalana łzami i z myślami, czy to już nowotwór. Dzięki Bogu wynik badania histopatologicznego nie wykazał nowotworu, był to ostatni stopień przed nowotworem, a chorobę określono jako genetyczną - zespół polipowatości rodzinnej. Ze względu na 100% pewności, że wkrótce rozwinie się nowotwór jelita grubego, usunięto mi całe jelito grube, na szczęście udało się zachować ciągłość układu pokarmowego. Myślałam, że moja choroba na tym się zakończy. Niestety... We wrześniu 2017 roku podczas kontrolnej wizyty w szpitalu, lekarza przeprowadzającego wywiad zaniepokoiły wyczuwalne w moim brzuchu guzki. Zrobiono mi tomografię komputerową i wyszły trzy guzy. Udałam się do Pana Profesora, który rok wcześniej mnie operował i dowiedziałam się, że z moją chorobą genetyczną wiąże się wiele innych chorób - między innymi desmoid. W październiku 2017 roku Pan Profesor podjął się operacji usunięcia tych guzów, jednak nieskutecznie, bo jeden z guzów był już wielkości 5 cm i naciekał na jelito cienkie i lewy moczowód. Wynik histopatologiczny wykazał fibrohistocytomę. W moim przypadku umiejscowił się w powłokach jamy brzusznej. Od listopada 2017 roku rozpoczęłam leczenie farmakologiczne oraz chemioterapią. Jednak wszystkie te metody okazały się nieskuteczne. Jedyną szansą na wyleczenie jest lek nierefundowany. Lek przyjmuję od lipca 2018 r. Na początku dzięki wsparciu rodziny byłam w stanie go sfinansować samodzielnie. Jednak obecnie ze względu na to, że choroba trwa długo i od ponad roku intensywnie się leczę, nie jestem w stanie sama pokryć wszystkich kosztów. Również pojawił się problem z lewą nerką, ponieważ ucisk guza na lewy moczowód spowodował blokadę tej nerki i potrzebne było założenie wewnętrznego cewnika. Nowotwór, na który choruję jest bardzo rzadki i niewiele jest możliwości jego leczenia. Pomocy szukałam w różnych placówkach w Polsce i znalazłam ją w Tomaszowie Mazowieckim, w mieście, który znajduje się ponad 300 km od mojego miejsca zamieszkania. Obecnie po półrocznym przyjmowaniu leku choroba zaczęła się powoli cofać. Lek okazał się skuteczną metodą. Moja Pani doktor powiedziała, że muszę mieć dużo sił i się nie poddawać, bo leczenie jeszcze długo potrwa. Zwracam się z prośbą do ludzi dobrej woli o wsparcie mnie w walce z chorobą. Pieniądze przeznaczę na zakup leku i dojazdy do szpitala. Za każdą wpłatę serdecznie dziękuję.

149 062 zł z 73 000 zł
204%
Magdalena Oczkowska, Gostynin

Na immunoterapię w potrójnie ujemnym raku piersi

PL 28 kwietnia 2023 r. mój świat stanął w miejscu. Kiedy przeczytałam wynik badania histopatologicznego, myślałam, że zemdleję. Otrzymałam diagnozę potrójnie ujemnego raka piersi. Był to najgorszy dzień mojego życia. Pomyślałam: "Jestem bardzo poważnie chora... Co teraz będzie? Ile dni życia mi jeszcze zostało? Czemu akurat ja?" Czuję do tej pory ogromną niesprawiedliwość. Widzę, jak moi bliscy zamartwiają się, płaczą, są wręcz załamani. Kochają mnie i podobnie jak ja nie chcę ich stracić, tak oni mnie też nie. Co z planami, marzeniami, celami? Wszystko stanęło w miejscu, jest pod jednym wielkim znakiem zapytania. Jeszcze przed otrzymaniem wyników czytałam na temat rodzajów raka piersi. Typ potrójnie ujemny w literaturze ujęty jest jako rak bardzo złośliwy. Jego specyfika polega na tym, że nie wykazuje on ekspresji receptorów hormonalnych (estrogenowych i progesteronowych) oraz nadekspresji receptora HER2. Jest to podtyp agresywny, w związku z czym u części chorych może dojść do szybkiego nawrotu choroby. Metody leczenia tego rodzaju raka są wyjątkowo ograniczone. Standardowym działaniem jest podanie chemii czerwonej w kilku wlewach, a później chemii białej. Nowością, która daje nadzieję i świetne rezultaty w leczeniu raka piersi jest immunoterapia, która nie jest w tym przypadku refundowana w Polsce. Immunoterapia powinna być podawana już w trakcie leczenia przedoperacyjnego razem z chemią oraz pół roku po chemioterapii. Jej zadaniem jest wspomóc mój organizm w walce z rakiem i ma ona zwiększyć szansę na to, że rak już nie wróci. Koszty są ogromne, ponieważ jeden wlew dożylny kosztuje w Polsce (łącznie z obsługą pielęgniarską, nadzorem lekarza, dostawą leku) 17 tys. zł Tych wlewów musi być 16. Wierzę, że nieodłącznym elementem walki z rakiem jest psychika, którą muszę mieć teraz wyjątkowo silną, aby pokonać tę chorobę. Pieniądze zebrane ze zbiórki pozwolą mi też opłacić wizyty u psychoonkologa. Mimo że, zachorowałam bardzo poważnie w młodym wieku (mam 28 lat), chciałabym żyć długo i szczęśliwe. W niedalekiej przyszłości mam plany związane z wyjściem za mąż za cudownego mężczyznę. Zależy mi na "normalnym" życiu, takim, które prowadziłam dotychczas. Z natury jestem urodzoną wojowniczką, więc nie dam się! Natomiast Was proszę o wsparcie finasowe. Każda kwota przybliża mnie do zdrowia! ENG On the 28 April 2023, my world came to a standstill. When I read the histopathology result, I thought I was going to faint. I had received a diagnosis of triple-negative breast cancer. It was the worst day of my life. I thought: "I am very seriously ill... What will happen now? How many days of life do I have left? Why me?" I still feel a huge sense of injustice. I see my loved ones worrying, crying, even heartbroken. They love me and just as I don't want to lose them, they don't want them to lose me either. What about plans, dreams, goals? Everything has stopped, there is one big question mark. Even before receiving the results, I had been reading about the types of breast cancer. The triple-negative type (TNBC) is included in the literature as a very malignant tumor. It is characterized by the lack of estrogen and progesterone receptor expression and lacks HER2 overexpression or gene amplification. This is an aggressive subtype and, as a result, some patients may experience rapid disease recurrence. Treatment options for this type of cancer are extremely limited. The standard treatment approach of TNBC is administration of the “red devil” chemotherapy in several infusions, followed by white chemotherapy. A novelty that gives hope and great results in the treatment of breast cancer is immunotherapy, which is not reimbursed in this case in Poland. Immunotherapy should already be given during pre-operative treatment together with chemotherapy and six months after chemotherapy. Its purpose is to support my body in the fight against cancer and it is supposed to increase the chance that the cancer will not return. The costs are huge, as one intravenous infusion costs 17,000 PLN (or over £3200) in Poland (including nursing services, doctor's supervision, drug delivery). There must be 16 of these infusions (costing overall more than £51,000). I believe that an integral part of the fight against cancer is the psyche, which must now be extremely strong to beat this disease. The money raised from the fundraiser will also allow me to pay for visits to a psycho-oncologist. Although I got very seriously ill at a young age (I'm 28), I would like to live a long and happy life. I have plans to marry a wonderful man soon. I am eager to live a 'normal' life, the one I have led so far. I am a natural born fighter, so I won't give up! On the other hand, I am humbly asking for any financial support you may be able to offer. Any donation is greatly appreciated and brings me closer to recovery! Potrójnie ujemny rak piersi (TNBC) charakteryzuje się tym, że komórki nowotworowe nie wykazują ekspresji receptorów hormonalnych (estrogenowych i progesteronowych) oraz nie posiadają nadekspresji receptora HER2. To podtyp agresywny – u części chorych może dojść do szybkiego nawrotu choroby. Wznowy w przypadku potrójnie ujemnego raka piersi występują najczęściej 2-3 lata po pierwszym rozpoznaniu, dlatego w tym czasie bardzo ważna jest obserwacja pacjentki. U chorych na potrójnie ujemnego raka piersi częściej występują zaburzenia genetyczne – u niektórych pacjentek występuje mutacja genu BRCA. Kolejną charakterystyczną cechą tego podtypu raka piersi są częstsze zachorowania u młodych pacjentek – nawet tych w wieku 20, 30 czy 40 lat.ZOBACZ: Potrójnie ujemny rak piersi – nowe metody leczenia https://www.zwrotnikraka.pl/potrojnie-ujemny-rak-piersi/ Potrójnie ujemny rak piersi (TNBC) charakteryzuje się tym, że komórki nowotworowe nie wykazują ekspresji receptorów hormonalnych (estrogenowych i progesteronowych) oraz nie posiadają nadekspresji receptora HER2. To podtyp agresywny – u części chorych może dojść do szybkiego nawrotu choroby.ZOBACZ: Potrójnie ujemny rak piersi – nowe metody leczenia https://www.zwrotnikraka.pl/potrojnie-ujemny-rak-piersi

147 462 zł z 145 528 zł
101%
Małgorzata Dzika, Cielądz

Zbiórka na nierefundowane leczenie

Witam, mam na imię Małgorzata, mam 39 lat i jestem mamą trójki wspaniałych dzieci: Kuby, Patrycji i Dawida. Mieszkam z rodziną na wsi i potrzebuję pomocy w zebraniu pieniędzy na moje dalsze leczenie. W sierpniu dowiedziałam się o nowotworze piersi. Obecnie przyjmuję chemioterapię, czeka mnie również podwójna mastektomia, czyli usunięcie obu piersi. Kilka miesięcy wcześniej, podczas badania USG wykryto u mnie niewielki guzek, jednak lekarz zapewniał mnie, że to nic poważnego i absolutnie nie mam się czym martwić. Pomimo wielu obaw (moja siostra kilka lat temu zmarła na raka piersi, tata również zmarł na nowotwór), lekarz stwierdził, że nie ma potrzeby wykonana biopsji i wyznaczył kolejną wizytę za 6 miesięcy. Niestety przez ten czas guz powiększył się o kilka centymetrów, natychmiast zostałam skierowana na wszystkie badania. Okazało się, że zachorowałam na nowotwór piersi potrójnie ujemny, jest to bardzo agresywny podtyp. Obecnie rozpoczęłam kolejny cykl chemioterapii i zostałam poinformowana przez lekarza o leku, który może mi pomóc zwalczyć chorobę i przedłużyć życie, jednak muszę go przyjąć w trakcie trwania chemioterapii. Moja chemia kończy się w styczniu, więc zostało niewiele czasu, aby zebrać wyznaczoną kwotę na nierefundowany lek, wynoszącą 140 tys. złotych. Jest to nowoczesna immunoterapia, niestety nierefundowana przez NFZ. Leczenie ma polegać na przyjęciu 9 dawek leku co 3 tygodnie. Koszt jednej dawki to 15.500 zł. Do ceny leku dochodzą koszty obecnego leczenia farmakologicznego, wizyty lekarskie, dojazdy do szpitala co tydzień (200 km). Moja rodzina utrzymuje się z niewielkiego gospodarstwa rolnego i sami nie jesteśmy w stanie zgromadzić tak ogromnej sumy na lek, który może przedłużyć mi życie, pozwolić na dalsze spełnianie marzeń i obserwowanie jak moje dzieci dorastają. Każda pomoc będzie na wagę złota - wpłata nawet złotówki czy udostępnienie zbiórki. Ja i moja rodzina będziemy wszystkim ogromnie wdzięczni.

142 826 zł z 140 000 zł
102%
Aneta Rychlik, Węgrów

Zbieram na rehabilitację i walkę z rakiem

Witam, mam na imię Aneta, mam 43 lata. W styczniu 2021 roku przeszłam operację usunięcia złośliwego guza mózgu - skąpodrzewiaka G2/G3. Zabieg usunięcia guza spowodował u mnie niedowład prawostronny. Przeszłam 30 zabiegów radioterapii i jestem w trakcie chemioterapii. Potrzebuję codziennej rehabilitacji, aby odzyskać sprawność. Pozyskane fundusze ułatwią mi dalszą rehabilitację, dostęp do lepszej diagnostyki, konsultacje ze specjalistami i przyszłe leczenie. Wierzę, że dzięki Wam i Waszej pomocy uda mi się pokonać chorobę i wrócić do normalnego życia. Dziękuję.

140 980 zł z 40 000 zł
352%
Marzanna Giemza, Pionki

Udało się zebrać potrzebną kwotę.

Dziękujemy za wpłaty! Cel zbiórki został osiągnięty. **************************************************************************************** Witam! Mam na imię Marzanna. Mam 48 lat. Jestem mężatką, mamą 18-letniej Magdy i 24-letniego Piotra. Mieszkam w niewielkim miasteczku Pionki koło Radomia, a pracujęjako inżynier budownictwa i spełniam się zawodowo. Regularne kontrole i badania nie ustrzegły mnie przed katastrofą. Uśpiły tylko moją czujność. W kwietniu 2014 roku zdiagnozowano u mnie złośliwego raka piersi. Mój przeciwnik to carcinoma invasivum z receptorami Her 3+. Szok i niedowierzanie, a potem w miarę upływu czasu oswajania się z faktami, lęk, strach i rozgoryczenie. Wielu z nas zna ludzi umierających w cierpieniu z powodu raka. Za co? Dlaczego? Rozpoczęło się trudne i długie leczenie. Po pierwszej chemii ja i moja rodzina zrozumieliśmy, do jakiego stopnia zmieniło się nasze życie. Chemia bardzo mnie sponiewierała. Potem operacja, naświetlania, leczenie trzema różnymi lekami. Ponad dwa lata jeżdżenia do Świętokrzyskiego Centrum Onkologii w Kielcach co trzy tygodnie, a nawet i częściej. Było ciężko, ale warto, bo czułam się dobrze. Badania kontrolne nie wskazywały, że coś złego się dzieje w moim ciele. Gdy już ja i moja rodzina myślami byliśmy przy wigilijnym stole okazało się, że wróg powrócił. Tym razem przerzut do wątroby. Rozpoczynam ponowną walkę. Zakwalifikowałam się do udziału w programie badań klinicznych, dzięki temu będę otrzymywać za darmo nowoczesne leki. Lekarz prowadzący badanie kliniczne powiedział, że to było ostatnie miejsce… Może to znak od Boga… Teraz będę jeździć na kroplówki co trzy tygodnie do Warszawy. Oprócz stresu spowodowanego chorobą i niepewnością jutra dochodzą jeszcze obciążenia finansowe związane z dojazdami, zakupem różnych leków, konsultacjami ze specjalistami i dodatkowymi badaniami. Pragnę zebrać środki na metody wspomagające działanie leków, na dojazdy i konsultacje u specjalistów oraz zakup leków często odpłatnych w stu procentach. Jeden zabieg nagrzewania wątroby kosztuje 780 zł. Nie wiem jeszcze, ile takich zabiegów będę potrzebowała. Mam jeszcze tyle rzeczy do zrobienia, miejsc do odwiedzenia, chcę towarzyszyć moim dzieciom w dorastaniu i usamodzielnianiu się... Z Bożą i Państwa pomocą może to się udać. Dziękuję za wsparcie finansowe i modlitwę.

139 388 zł z 50 000 zł
278%
Marta Karpińska, Sieraków

Marta jest pełna siły, ale by wygrać potrzebuje też pieniędzy.

Nazywam się Marta Karpińska. Mam 31 lat, a za sobą ponad 3-letnią walkę o eksmisję niechcianego lokatora z mojej głowy. Ponad trzy lata temu pojawiły się u mnie silne, uporczywe i nawracające bóle głowy, trudności z koncentracją, apatia oraz problemy z widzeniem. Pierwsza wizyta u lekarza przyniosła błędne rozpoznanie choroby. Zdiagnozowano u mnie nerwicę lękową – przez miesiąc byłam faszerowana lekami psychotropowymi, które nie przyniosły spodziewanego efektu, a wręcz spotęgowały moje dolegliwości. W styczniu 2014 r. trafiłam na ostry dyżur. Powodem były trudności z koordynacją ruchową oraz omdlenia. W szpitalu wykonano tomografię komputerową, a następnie rezonans magnetyczny, które jednoznacznie wskazały na prawdziwy powód moich dolegliwości. Guz mózgu! Konieczna natychmiastowa interwencja chirurgiczna! W jednej chwili moje życie zmieniło się radykalnie – wiem to brzmi banalnie, ale tak właśnie jest. W obliczu takiej choroby człowiek przewartościowuje wszystko. Zaczyna się rozumieć jak kruche jest nasze szczęście, co naprawdę w życiu jest ważne, jak cudownie jest cieszyć się „nudnymi”, codziennymi chwilami. Zostałam zoperowana. Wykonano niedoszczętną resekcję (usunięcie) guza. Wyniki histopatologiczne wskazały, że to glejak wielopostaciowy IV stopnia. Od marca 2014 r. byłam leczona chemioterapią i radioterapią. W sumie mam za sobą kilka cykli chemioterapii. Cały proces leczenia przypomina sinusoidę. Operacja i późniejsze dolegliwości (obrzęk mózgu) oraz leczenie spowodowały u mnie nieodwracalne zmiany, m.in. obuoczne połowiczne widzenie, pisząc kolokwialnie: bliżej mi do widzenia kreta niż sokoła, mam rozregulowane hormony – stwierdzoną niedoczynność tarczycy oraz ataki padaczki (zdiagnozowana padaczka wtórna), problemy z pamięcią, zawroty głowy etc. Powyższe powoduje, że jestem pod opieką: onkologa, neurologa, neurochirurga, endokrynologa i okulisty. Cały czas farmakologicznie stabilizuję swój stan zdrowia. Ponadto regularnie, co 3 miesiące poddaję się badaniu MRI głowy. To dzięki darczyńcom mogę MRI wykonywać prywatnie, na najlepszym sprzęcie z pominięciem wielomiesięcznego oczekiwania w kolejce na badanie refundowane z NFZ. Problemy z widzeniem, zawroty głowy, ataki padaczki z samodzielnej aktywnej kobiety zrobiły ze mnie osobę uzależnioną od innych, potrzebującą pomocy i asysty w najprostszych czynnościach: przygotowanie posiłku, czy dojeżdżanie na konsultacje lekarskie. Na dzień dzisiejszy jestem całkowicie zdana na pomoc rodziców i przyjaciół. Wprawdzie leczenie farmakologiczne stabilizuje mój stan, ale leki, szczególnie neurologiczne wywołują skutki uboczne w postaci chronicznego zmęczenia, senności, ospałości, braku podzielności uwagi, powolności w ruchach i myśleniu. Od trzech lat czyli od operacji jestem na rencie, ponieważ spustoszenia spowodowane zarówno rozwojem nowotworu jak i samą operacją całkowicie wykluczyły możliwość powrotu do pracy zawodowej. Mimo choroby i związanymi z nią dolegliwościami nie tracę nadziei. Chciałabym wyzdrowieć i realizować swoje marzenia, znów żyć pełnią życia. Jednak walka z glejakiem IV stopnia potrafi być długa i wymagająca, a także bardzo kosztowna. W związku z tym, że koszty leczenia i diagnozowania przekraczają możliwości młodej rencistki proszę o Waszą pomoc w zbieraniu funduszy na leczenie u specjalistów, które może uratować mi życie. Wierzę, że Wasza pomoc i moja determinacja przyniosą zwycięstwo. Wiem, że statystyki nie przemawiają na moją korzyść, ale moja dotychczasowa, ponad trzyletnia walka pokazuje, że jestem godnym przeciwnikiem i wytrawną fighterką - walczę i będę robić to nadal, a Wasza pomoc jest jedną z moich broni. Dziękuję za każdy gest, każdą pomoc, a nawet dobre słowo, czy pozytywną energię, tak bardzo teraz to doceniam. Marta

135 164 zł z 50 000 zł
270%
Edyta Hagel, Kanie

Aby walka z przerzutami trwała jak najdłużej!

Każdy z nas zna przynajmniej jedną taką osobę - do szpiku kości życzliwą, kochającą, lojalną, pomocną. Edi to po prostu dobry człowiek, takich ludzi już nie produkują. Wiosną tego roku Edyta świetnie bawiła się na weselu przyjaciół, tańce i hulańce z mężem do białego rana, za które następnego dnia przyszło jej zapłacić niepohamowanym bólem pleców. Pierwsze skojarzenie? No tak, tak to już z tymi urodzonymi w ubiegłym wieku, 35 lat na karku robi swoje… Ale przemożny ból pleców nie mijał, a wręcz się nasilał, pojawiły się obawy - czyżby znowu? Edi już raz pokonała raka, w maju 2018 zdiagnozowano u niej złośliwy nowotwór piersi - guzek sutka lewego. Szybka diagnoza, dostosowany plan leczenia. Krok po kroku, w bólu, ale z uśmiechem na ustach, bo wydawało się skutecznie - radioterapia, chemioterapia, mastektomia z limfadenektomia w grudniu 2018. Udało się! Rak został pokonany! A przynajmniej wszystko na to wskazywało… W czerwcu 2022 r. zawalił się dla nas świat - ziścił się najczarniejszy scenariusz - diagnoza: przerzuty rozsiane, sklerotyczne zmiany w kościach (trzony kręgowe, mostek i miednica). Okazało się, że poprzednie leczenie zostało przeprowadzone błędnie, w związku ze wstrząsami anafilaktycznymi podczas chemii usunięto z niej najważniejszy lek. Mimo regularnych badań i systematycznej kontroli onkologicznej przez ostatnie lata, choroba powróciła w najgorszej możliwej postaci. Walka zaczęła się od nowa i tym razem jest bardzo nierówna - raka z kręgosłupa, miednicy i mostka nie da się usunąć operacyjnie. Edyta walczy o to, aby jak najdłużej utrzymać go w ryzach, sięgając po wszelkie możliwe metody. Ma dla kogo żyć! Jest kochaną żoną i kochającą mamą dwójki chłopców: Kacpra i Leona. Kacper we wrześniu poszedł do zerówki, Leon jest jeszcze w przedszkolu. Przeszła już serię radioterapii (od 12 do 22 lipca 2022 r.), równolegle rozpoczęła chemioterapię, która skończy się wraz z końcem roku. Od początku leczenia regularnie, co miesiąc przyjmuje zastrzyki z przeciwciała monoklonalnego, żeby wzmocnić kręgosłup, który przy najmniejszym wysiłku może się złamać. Koszt jednego zastrzyku to prawie 1000 zł. Została skierowana na wycięcie jajników oraz mastektomię drugiej piersi, co niestety nie jest refundowane (nie ma mutacji genów Brca1 Brca2). Edi nigdy nie prosiła nikogo o pomoc, a wręcz to ona była podporą dla innych. I dalej chce nią być. Chce jak najdłużej dawać swoim dzieciom poczucie bezpieczeństwa, wsparcie, troskę, opiekę. Być dla nich matką, bo tak bardzo jej jeszcze potrzebują...

135 073 zł z 40 000 zł
337%
Robert Januszewski, Warszawa

Pokonać raka płuc - zbiórka na leczenie [ZAKOŃCZONA]

[AKTUALIZACJA 10.05.2024] Wczoraj dowiedziałem się, że mam przerzuty, czyli nie było pozytywnej odpowiedzi na leczenie chemioterapią. Nie załamuję się, bo w takiej sytuacji otrzymam inny lek (z tej samej grupy co poprzedni, czyli terapia celowana) i będzie on już refundowany przez NFZ. Jest to najnowocześniejszym lekiem na moją odmianę raka, został zarejestrowany w Europie zaledwie kilka lat temu i charakteryzuje się wysoką skutecznością działania. W tej sytuacji prowadzenie dalszej zbiórki traci sens. Jestem niezmiernie wdzięczny za wszystkie wpłaty i słowa pokrzepienia. Zebrane środki wykorzystam na: - leczenie skutków ubocznych chemioterapii / terapii celowanej - ewentualną prywatną opiekę paliatywną w terminalnej fazie choroby (oby jeszcze długo nie) ------------------------------------------------------------------------------ Cześć, jestem Robert i mam 47 lat. Jestem mężem ukochanej żony Edyty i mam wspaniałego dorastającego syna Kacpra. Jestem aktywny zawodowo. Bardzo lubię chodzić po górach. Niestety pod koniec zeszłego roku usłyszałem druzgocącą diagnozę: rak niedrobnokomórkowy płuca ALK-dodatni. Przeszedłem operację radykalnej resekcji guza i węzłów chłonnych śródpiersia. W tej chwili jestem w trakcie chemioterapii (po 2 cyklu z 4). Nowotwór ALK-dodatni jest bardzo złośliwy. Pomimo leczenia uzupełniającego chemioterapią istnieje 60% ryzyka przerzutów do mózgu. Nadzieją na powstrzymanie nowotworu jest terapia celowana, która niestety w moim wskazaniu (gdy nie ma jeszcze stwierdzonych przerzutów), nie jest refundowana przez NFZ. Zastosowanie tego leku znacząco ogranicza ryzyko przerzutów. Miesięczny koszt terapii to 26000 zł. Terapia trwa dwa lata i powinna się rozpocząć zaraz po zakończeniu chemioterapii. Dziękuję każdemu darczyńcy, który poświęcił chwilę swojego czasu i wsparł tę zbiórkę. Bardzo chciałbym wrócić do swojej pasji wędrówek górskich. Liczę, że po zakończeniu leczenia będzie to możliwe.

131 260 zł z 57 650 zł
227%
Justyna Parol, Otrębusy

Moja walka z rakiem

Mam na imię Justyna, mam 45 lat, mam 2 dzieci i mam Raka. 13 grudnia 2022 postawiono mi diagnozę: rak piersi, naciekający, przewodu NOS G2, wieloogniskowy. Kompletnie nie rozumiałam, co mówi do mnie lekarz, to całe nazewnictwo było jak czarna magia, nie wiedziałam, czy to dobrze, że to taki rak, czy może źle. Powoli oswajałam się z myślą o chorobie. Obecnie jestem po wszystkich badaniach: TK i scyntygrafii – na szczęście jeszcze bez przerzutów. 1 lutego miałam operację mastektomii z jednoczasową rekonstrukcją i wycięciem węzła wartowniczego. Kolejnym etapem będzie oczekiwanie na wyniki histopatologiczne i dalsze stawianie czoła mojemu wrogowi. Na tym etapie jeszcze nie wiem, czy będzie to chemioterapia, czy radioterapia, na pewno hormonoterapia. Rehabilitację po mastektomii zaczęłam już drugiego dnia po operacji. Obejmuje ona usprawnianie ręki, żeby nie zbierała się chłonka, masaż limfatyczny. Ale na tym się nie kończy, bo będę miała długą drogę do przebycia: konsultacje medyczne, biopsja tarczycy, suplementacja leczenia, testy genetyczne. Będzie też potrzebne zrobienie testu Oncotype Dx, który pokazuje czy w moim przypadku chemia przyniesie zamierzone rezultaty. Niestety koszt takiego testu to 13 tysięcy złotych, z czego refundowane jest 50%. Będę walczyła, bo mam dla kogo, ale będzie mi też potrzebna pomoc i wsparcie z Waszej strony. Nie jest łatwo prosić o pomoc dla siebie, dużo łatwiej jest walczyć o kogoś. Niestety teraz muszę stanąć po drugiej stronie i prosić o pomoc dla mnie samej, żeby być jak najdłużej z moimi dziećmi, cieszyć się z ich wzlotów, płakać z ich upadków, patrzeć, jak dorastają, jak biorą ślub, jak rodzą mi się wnuki. Nie marzy mi się willa z basenem, tylko takie przyziemne, ale najważniejsze rzeczy...

128 359 zł z 30 000 zł
427%