Zbiórki

Magdalena Oczkowska, Gostynin

Na immunoterapię w potrójnie ujemnym raku piersi

PL 28 kwietnia 2023 r. mój świat stanął w miejscu. Kiedy przeczytałam wynik badania histopatologicznego, myślałam, że zemdleję. Otrzymałam diagnozę potrójnie ujemnego raka piersi. Był to najgorszy dzień mojego życia. Pomyślałam: "Jestem bardzo poważnie chora... Co teraz będzie? Ile dni życia mi jeszcze zostało? Czemu akurat ja?" Czuję do tej pory ogromną niesprawiedliwość. Widzę, jak moi bliscy zamartwiają się, płaczą, są wręcz załamani. Kochają mnie i podobnie jak ja nie chcę ich stracić, tak oni mnie też nie. Co z planami, marzeniami, celami? Wszystko stanęło w miejscu, jest pod jednym wielkim znakiem zapytania. Jeszcze przed otrzymaniem wyników czytałam na temat rodzajów raka piersi. Typ potrójnie ujemny w literaturze ujęty jest jako rak bardzo złośliwy. Jego specyfika polega na tym, że nie wykazuje on ekspresji receptorów hormonalnych (estrogenowych i progesteronowych) oraz nadekspresji receptora HER2. Jest to podtyp agresywny, w związku z czym u części chorych może dojść do szybkiego nawrotu choroby. Metody leczenia tego rodzaju raka są wyjątkowo ograniczone. Standardowym działaniem jest podanie chemii czerwonej w kilku wlewach, a później chemii białej. Nowością, która daje nadzieję i świetne rezultaty w leczeniu raka piersi jest immunoterapia, która nie jest w tym przypadku refundowana w Polsce. Immunoterapia powinna być podawana już w trakcie leczenia przedoperacyjnego razem z chemią oraz pół roku po chemioterapii. Jej zadaniem jest wspomóc mój organizm w walce z rakiem i ma ona zwiększyć szansę na to, że rak już nie wróci. Koszty są ogromne, ponieważ jeden wlew dożylny kosztuje w Polsce (łącznie z obsługą pielęgniarską, nadzorem lekarza, dostawą leku) 17 tys. zł Tych wlewów musi być 16. Wierzę, że nieodłącznym elementem walki z rakiem jest psychika, którą muszę mieć teraz wyjątkowo silną, aby pokonać tę chorobę. Pieniądze zebrane ze zbiórki pozwolą mi też opłacić wizyty u psychoonkologa. Mimo że, zachorowałam bardzo poważnie w młodym wieku (mam 28 lat), chciałabym żyć długo i szczęśliwe. W niedalekiej przyszłości mam plany związane z wyjściem za mąż za cudownego mężczyznę. Zależy mi na "normalnym" życiu, takim, które prowadziłam dotychczas. Z natury jestem urodzoną wojowniczką, więc nie dam się! Natomiast Was proszę o wsparcie finasowe. Każda kwota przybliża mnie do zdrowia! ENG On the 28 April 2023, my world came to a standstill. When I read the histopathology result, I thought I was going to faint. I had received a diagnosis of triple-negative breast cancer. It was the worst day of my life. I thought: "I am very seriously ill... What will happen now? How many days of life do I have left? Why me?" I still feel a huge sense of injustice. I see my loved ones worrying, crying, even heartbroken. They love me and just as I don't want to lose them, they don't want them to lose me either. What about plans, dreams, goals? Everything has stopped, there is one big question mark. Even before receiving the results, I had been reading about the types of breast cancer. The triple-negative type (TNBC) is included in the literature as a very malignant tumor. It is characterized by the lack of estrogen and progesterone receptor expression and lacks HER2 overexpression or gene amplification. This is an aggressive subtype and, as a result, some patients may experience rapid disease recurrence. Treatment options for this type of cancer are extremely limited. The standard treatment approach of TNBC is administration of the “red devil” chemotherapy in several infusions, followed by white chemotherapy. A novelty that gives hope and great results in the treatment of breast cancer is immunotherapy, which is not reimbursed in this case in Poland. Immunotherapy should already be given during pre-operative treatment together with chemotherapy and six months after chemotherapy. Its purpose is to support my body in the fight against cancer and it is supposed to increase the chance that the cancer will not return. The costs are huge, as one intravenous infusion costs 17,000 PLN (or over £3200) in Poland (including nursing services, doctor's supervision, drug delivery). There must be 16 of these infusions (costing overall more than £51,000). I believe that an integral part of the fight against cancer is the psyche, which must now be extremely strong to beat this disease. The money raised from the fundraiser will also allow me to pay for visits to a psycho-oncologist. Although I got very seriously ill at a young age (I'm 28), I would like to live a long and happy life. I have plans to marry a wonderful man soon. I am eager to live a 'normal' life, the one I have led so far. I am a natural born fighter, so I won't give up! On the other hand, I am humbly asking for any financial support you may be able to offer. Any donation is greatly appreciated and brings me closer to recovery! Potrójnie ujemny rak piersi (TNBC) charakteryzuje się tym, że komórki nowotworowe nie wykazują ekspresji receptorów hormonalnych (estrogenowych i progesteronowych) oraz nie posiadają nadekspresji receptora HER2. To podtyp agresywny – u części chorych może dojść do szybkiego nawrotu choroby. Wznowy w przypadku potrójnie ujemnego raka piersi występują najczęściej 2-3 lata po pierwszym rozpoznaniu, dlatego w tym czasie bardzo ważna jest obserwacja pacjentki. U chorych na potrójnie ujemnego raka piersi częściej występują zaburzenia genetyczne – u niektórych pacjentek występuje mutacja genu BRCA. Kolejną charakterystyczną cechą tego podtypu raka piersi są częstsze zachorowania u młodych pacjentek – nawet tych w wieku 20, 30 czy 40 lat.ZOBACZ: Potrójnie ujemny rak piersi – nowe metody leczenia https://www.zwrotnikraka.pl/potrojnie-ujemny-rak-piersi/ Potrójnie ujemny rak piersi (TNBC) charakteryzuje się tym, że komórki nowotworowe nie wykazują ekspresji receptorów hormonalnych (estrogenowych i progesteronowych) oraz nie posiadają nadekspresji receptora HER2. To podtyp agresywny – u części chorych może dojść do szybkiego nawrotu choroby.ZOBACZ: Potrójnie ujemny rak piersi – nowe metody leczenia https://www.zwrotnikraka.pl/potrojnie-ujemny-rak-piersi

145 692 zł z 145 528 zł
100%
Małgorzata Dzika, Cielądz

Zbiórka na leczenie pembrolizumabem

Witam, mam na imię Małgorzata, mam 39 lat i jestem mamą trójki wspaniałych dzieci: Kuby, Patrycji i Dawida. Mieszkam z rodziną na wsi i potrzebuję pomocy w zebraniu pieniędzy na moje dalsze leczenie. W sierpniu dowiedziałam się o nowotworze piersi. Obecnie przyjmuję chemioterapię, czeka mnie również podwójna mastektomia, czyli usunięcie obu piersi. Kilka miesięcy wcześniej, podczas badania USG wykryto u mnie niewielki guzek, jednak lekarz zapewniał mnie, że to nic poważnego i absolutnie nie mam się czym martwić. Pomimo wielu obaw (moja siostra kilka lat temu zmarła na raka piersi, tata również zmarł na nowotwór), lekarz stwierdził, że nie ma potrzeby wykonana biopsji i wyznaczył kolejną wizytę za 6 miesięcy. Niestety przez ten czas guz powiększył się o kilka centymetrów, natychmiast zostałam skierowana na wszystkie badania. Okazało się, że zachorowałam na nowotwór piersi potrójnie ujemny, jest to bardzo agresywny podtyp. Obecnie rozpoczęłam kolejny cykl chemioterapii i zostałam poinformowana przez lekarza o leku, który może mi pomóc zwalczyć chorobę i przedłużyć życie, jednak muszę go przyjąć w trakcie trwania chemioterapii. Moja chemia kończy się w styczniu, więc zostało niewiele czasu, aby zebrać wyznaczoną kwotę na lek PEMBROLIZUMAB, wynoszącą 140 tys. złotych. Jest to nowoczesna immunoterapia, niestety nierefundowana przez NFZ. Leczenie ma polegać na przyjęciu 9 dawek leku co 3 tygodnie. Koszt jednej dawki to 15.500 zł. Do ceny leku dochodzą koszty obecnego leczenia farmakologicznego, wizyty lekarskie, dojazdy do szpitala co tydzień (200 km). Moja rodzina utrzymuje się z niewielkiego gospodarstwa rolnego i sami nie jesteśmy w stanie zgromadzić tak ogromnej sumy na lek, który może przedłużyć mi życie, pozwolić na dalsze spełnianie marzeń i obserwowanie jak moje dzieci dorastają. Każda pomoc będzie na wagę złota - wpłata nawet złotówki czy udostępnienie zbiórki. Ja i moja rodzina będziemy wszystkim ogromnie wdzięczni.

142 294 zł z 140 000 zł
101%
Małgorzata Gizińska, Warszawa

Proszę o pomoc w walce z rakiem!

Mam na imięMałgosia. Od kiedy pamiętam, badałam się naprzemiennie: mammografia, USG, mammografia, USG... W październiku 2015 roku tuż przed wyjazdem do Ameryki Południowej zaniepokoił mnie ból ręki. W listopadzie wiedziałam już, że to niewyłapane w badaniach obrazowych przerzuty raka piersi w węzłach chłonnych. Na konsylium, od sławy onkologicznej usłyszałam - "Miała pani pecha..." Przeszłam chemioterapię przedoperacyjną i mastektomię, rok później asekuracyjnie mastektomię profilaktyczną drugiej - zdrowej piersi. Od czerwca 2016 rozpoczęłam, zaplanowaną na 10 lat, hormonoterapię, powoli wracając do normalności. Niestety pech mnie nie opuszcza. Hormonoterapia, która miała mnie chronić, zawiodła. W marcu 2020 stwierdzono u mnie liczne przerzuty do obu płatów wątroby oraz do kości. O obszarach do dalszej diagnostyki z tomografii komputerowej wolę nie myśleć... Czas, kiedy przyszło mi się zmierzyć z przerzutami jest bardzo trudny. KORONAWIRUS doświadczył wszystkich nas. Dostęp do badań diagnostycznych, wizyt lekarskich i terapii graniczy z cudem i właśnie cudu teraz potrzebuję. Od miesiąca przyjmuję rybocyklib, a za tydzień rozpoczynam leczenie hormonalne nierefundowanym lekiem na układ kostny - denosumab. Wdrożone terapie mają na celu zahamowanie progresji choroby oraz wydłużenie czasu stabilizacji, a tak po ludzku: wydłużenie życia. Staram się zgromadzić środki naterapięnierefundowanym lekiem na układ kostny oraz dodatkowe leki niezbędne przy agresywnym leczeniu. Z podziękowaniem dla Szlachetnych Darczyńców za wsparcie, Małgosia Gizińska

133 608 zł z 100 000 zł
133%
Marzanna Giemza, Pionki

Udało się zebrać potrzebną kwotę.

Dziękujemy za wpłaty! Cel zbiórki został osiągnięty. **************************************************************************************** Witam! Mam na imię Marzanna. Mam 48 lat. Jestem mężatką, mamą 18-letniej Magdy i 24-letniego Piotra. Mieszkam w niewielkim miasteczku Pionki koło Radomia, a pracujęjako inżynier budownictwa i spełniam się zawodowo. Regularne kontrole i badania nie ustrzegły mnie przed katastrofą. Uśpiły tylko moją czujność. W kwietniu 2014 roku zdiagnozowano u mnie złośliwego raka piersi. Mój przeciwnik to carcinoma invasivum z receptorami Her 3+. Szok i niedowierzanie, a potem w miarę upływu czasu oswajania się z faktami, lęk, strach i rozgoryczenie. Wielu z nas zna ludzi umierających w cierpieniu z powodu raka. Za co? Dlaczego? Rozpoczęło się trudne i długie leczenie. Po pierwszej chemii ja i moja rodzina zrozumieliśmy, do jakiego stopnia zmieniło się nasze życie. Chemia bardzo mnie sponiewierała. Potem operacja, naświetlania, leczenie trzema różnymi lekami. Ponad dwa lata jeżdżenia do Świętokrzyskiego Centrum Onkologii w Kielcach co trzy tygodnie, a nawet i częściej. Było ciężko, ale warto, bo czułam się dobrze. Badania kontrolne nie wskazywały, że coś złego się dzieje w moim ciele. Gdy już ja i moja rodzina myślami byliśmy przy wigilijnym stole okazało się, że wróg powrócił. Tym razem przerzut do wątroby. Rozpoczynam ponowną walkę. Zakwalifikowałam się do udziału w programie badań klinicznych, dzięki temu będę otrzymywać za darmo nowoczesne leki. Lekarz prowadzący badanie kliniczne powiedział, że to było ostatnie miejsce… Może to znak od Boga… Teraz będę jeździć na kroplówki co trzy tygodnie do Warszawy. Oprócz stresu spowodowanego chorobą i niepewnością jutra dochodzą jeszcze obciążenia finansowe związane z dojazdami, zakupem różnych leków, konsultacjami ze specjalistami i dodatkowymi badaniami. Pragnę zebrać środki na metody wspomagające działanie leków, na dojazdy i konsultacje u specjalistów oraz zakup leków często odpłatnych w stu procentach. Jeden zabieg nagrzewania wątroby kosztuje 780 zł. Nie wiem jeszcze, ile takich zabiegów będę potrzebowała. Mam jeszcze tyle rzeczy do zrobienia, miejsc do odwiedzenia, chcę towarzyszyć moim dzieciom w dorastaniu i usamodzielnianiu się... Z Bożą i Państwa pomocą może to się udać. Dziękuję za wsparcie finansowe i modlitwę.

130 087 zł z 50 000 zł
260%
Agnieszka Brodowska, Janiszew

Pokonać raka piersi

CEL ZBIÓRKI ZOSTAŁ OSIĄGNIĘTY SZANOWNI DARCZYŃCY, OGROMNIE DZIĘKUJĘ ZA WSPARCIE! ------------------------ Mam na imię Agnieszka. Razem z mężem i dwoma córkami mieszkam w małej miejscowości pod Radomiem. W 2020 na wiosnę planowałam kolejną pielgrzymkę rowerową do Częstochowy, a na jesień Halicz-Rozsypaniec-Tarnica w Bieszczadach. Niestety los miał wobec mnie inne plany, a Covid stał się moim najmniejszym zmartwieniem. Lekarze zdiagnozowali u mnie raka, który okazał się niezwykle twardym zawodnikiem. Potrójne ujemny rak piersi na wiosnę sprowadził moje plany do chemii - najpierw „czerwonej”, później „białej”, a na jesień zaczęły się przygotowania do mastektomii, a następnie do radioterapii. Dobra wiadomość jest taka, że w Kielcach, gdzie zaczęłam się leczyć, trafiłam na super ekipę lekarzy, którzy starali się jak najlepiej ogarnąć temat mojego leczenia. Zła wiadomość jest taka, że pojawiły się przerzuty i konieczne było poszukiwanie innych opcji leczenia. Obecnie raz odwiedzam lekarzy w Kielcach, którzy ogarniają moje kolejne operacje i radioterapie, innym razem lekarzy w Warszawie, którzy zastanawiają się, jaką chemię podać. Na przekór złośliwemu losowi nie poddaję się. Staram się, aby ciągle przyjmowana chemia czy przydarzające się operacje za bardzo nie przeszkadzały mi w pracy, ponieważ to ona zapewnia mi środki na leczenie – NFZ nie wszystko chce w pełni finansować. Jednak moje możliwości finansowe powoli się kończą i dlatego liczę na Wasze wsparcie, aby pokryć koszty leków, badań, wizyt lekarskich oraz innych wydatków.

128 057 zł z 20 000 zł
640%
Iwona Malanowska-Szuchnik, Piaseczno

Leczenie nowotworu złośliwego

Witam, mam na imię Iwona, mam 48 lat. Choruję na nowotwór złośliwy piersi. Mimo corocznych regularnych diagnostyk i profilaktyki swojego zdrowia, w październiku ubiegłego roku niespodziewanie dowiedziałam się o chorobie. Jestem bardzo aktywną zawodowo osobą, sama wychowałam dwóch wspaniałych synów - Wiktora i Przemka. Nigdy nie potrzebowałam od nikogo pomocy, zawsze radziłam sobie sama. Niestety diagnoza choroby poskutkowała drastycznym spadkiem możliwości zawodowych. Do tej pory z ogromną pasją i z powodzeniem prowadziłam swoją działalność. Jestem kosmetologiem medycznym. Choroba ogranicza mi aktywność zawodową. NFZ pokrywa większość kosztów związanych z leczeniem, aczkolwiek niestety nie wszystkie. Cykle chemioterapii, czekające mnie mastektomie, radioterapia, rehabilitacja i dalsze etapy leczenia wiążą się z narastającymi kosztami. Ograniczenie czasu, jaki mogę poświęcić swojej pracy i koszty związane z utrzymaniem firmy oraz codziennym życiem powodują, iż nie mogę przeznaczyć potrzebnych funduszy na pozostałe wydatki związane z leczeniem. Cykle czerwonych chemioterapii mam podawane co dwa tygodnie, z czego co najmniej pięć dni nie jestem w stanie normalnie funkcjonować i chodzić do pracy. Mimo tego usilnie staram się "postawić na nogi" i bez względu na to pracować. Następne dwanaście cykli białych chemii będą podawane co tydzień, co jeszcze bardziej ogranicza mi możliwość zarobku. Obawiam się, że niemożność utrzymania zarobków na takim poziomie, jaki miałam oraz narastające koszty leczenia, uniemożliwią mi zapewnienie dalszej edukacji mojemu młodszemu synowi - Wiktorowi. Jest to młody, ambitny i utalentowany przyszły programista. Jego edukacja wymaga środków finansowych. Jeżeli większość moich zarobków pochłonie leczenie, nie będę w stanie zrealizować planów edukacyjnych mojego syna.

123 896 zł z 20 000 zł
619%
Dorota Paszkiewicz, Strzelce Krajeńskie

Potrzebny nierefundowany lek

Mam na imię Dorota, mam 40 lat. W czerwcu 2020 r. znalazłam u siebie w piersi guza, który okazał się być nowotworem. Diagnoza - inwazyjny, zrazikowy rak piersi z nadekspresją receptora HER2+. Od sierpnia walczę. Jestem po cyklach chemioterapii w skojarzeniu z trastuzumabem i pertuzumabem. W styczniu przeszłam operację mastektomii radykalnej i właśnie wróciłam do domu po miesięcznej radioterapii. Kontynuuję leczenie trastuzumabem. Przede mną jeszcze hormonoterapia. Po operacji okazało się, że nie doszło do całkowitej remisji patologicznej, co niestety nie jest korzystnym czynnikiem rokowniczym. Żeby poprawić swoje rokowania na przyszłość, lekarz zaproponował mi zastosowanie leku: trastuzumab emtanzyna. Niestety lek ten nie jest refundowany w Polsce w takim przypadku jak mój. Nie chcę czekać, aż będzie mi przysługiwać refundacja, tzn. gdy nastąpi nawrót choroby i pojawią się przerzuty. Koszt leczenia to ponad 100 000 zł. Jest to dla mnie spora kwota. Dlatego pomyślałam, że w ludziach siła, że może mogę liczyć na Waszą pomoc. Z wykształcenia jestem farmaceutą i tym bardziej chcę mieć dostęp do nowoczesnego leczenia. Na co dzień w swojej pracy stykałam się z problemami wielu chorych i potrzebujących osób. Starałam się im pomóc najlepiej, jak potrafię. Dziś sama potrzebuję pomocy. Chcę wyzdrowieć, wrócić do pracy i żyć pełnią życia. Obiecuję, że jak tylko poczuję się silniejsza, od razu zabieram się do działania. Mam w sobie sporo pozytywnej energii i chcę ją dobrze spożytkować. Życie stawia przed nami wiele wyzwań. Jednym z najważniejszych dla mnie dziś jest pokonanie choroby. Wierzę, że tak będzie i jeszcze wiele rzeczy wspólnie zrobimy razem. Z góry dziękuję za okazane wsparcie i każdą złotówkę.

123 119 zł z 100 000 zł
123%
Izabela Czyż, Dębnica Kaszubska

Z ogromnym smutkiem zawiadamiamy, że Izabela odeszła...

Z ogromnym smutkiem zawiadamiamy, że Izabela odeszła... Składamy szczere wyrazy współczucia jej rodzinie i bliskim, Zarząd Fundacji Alivia. Zbiórka Izabeli została zamknięta. Prosimy nie przekazywać darowizn na ten cel. ………………………………………………………..***…………………………………………………………. Moja historia z rakiem rozpoczęła się 21 lat temu. Pół roku po studiach i zamążpójściu usłyszałam diagnozę RAK PIERSI. Cały świat zatrzymał mi się w miejscu. Szybkie działania, operacja, chemioterapia, proces zdrowienia mijały jak w mgnieniu oka. Niedługo po leczeniu zaszłam w ciążę. I tu kolejne rozczarowanie dorosłym życiem - moja wyczekiwana córeczka na świat przyszła z zespołem Downa. Zaangażowanie w proces wychowania dziecka z dysfunkcją zajmowało dużo czasu, jednak nie zaniedbywałam siebie. Dbałam o regularne wizyty lekarskie. Po 7 latach na świat przyszła druga córka. Funkcjonowałam normalnie, byłam żoną, matką, pracownikiem na etacie, realizowałam swoje pasje i marzenia. Celebrowałam każdą chwilę, każdy dzień, każdy rok... W 2013 roku organizowałam swoje 40 urodziny. Zamiast imprezy - pobyt w szpitalu, zamiast prezentu - diagnoza: niezależny pierwotny rak piersi drugiej. Długie leczenie: operacja, chemioterapia, radioterapia, herceptyna, powrót do "NORMALNOŚCI". Przez wiele latpracowałam jako wolontariuszka onkologiczna, niosąc wsparcie chorym. W międzyczasie wykonałam wiele testów na nosicielstwo wadliwych genów. Okazało się, że jestem nosicielem genu Tp53, który nie daje mi odporności na choroby nowotworowe. W 2020 roku diagnoza gruczolakorak trzustki zwaliła mnie z nóg. Mój świat po raz kolejny zatrzymał się i nie chce ruszyć. Przeszłam bardzo skomplikowaną operację usunięcia całej trzustki, wynikiem której jest cukrzyca typu 3 i problemy gastryczne. Jestem w trakcie ciężkiej chemoterapii. Mimo wrednych rokowań, które towarzyszą tej chorobie, nie tracę nadziei na powrót do zdrowia. Mam nadzieję być jeszcze z moimi dziećmi i mężem, którzy tak bardzo mnie potrzebują. Mam nadzieję powrócić do pracy, którą tak bardzo kocham. Mam ochotę na spotkania z przyjaciółmi. Mam ochotę na życie, na realizowanie swoich pasji i marzeń. Zebrane środki finansowe przeznaczę na leczenie, rehabilitację oraz diagnostykę.

120 103 zł z 30 000 zł
400%
Marta Karpińska, Sieraków

Marta jest pełna siły, ale by wygrać potrzebuje też pieniędzy.

Nazywam się Marta Karpińska. Mam 31 lat, a za sobą ponad 3-letnią walkę o eksmisję niechcianego lokatora z mojej głowy. Ponad trzy lata temu pojawiły się u mnie silne, uporczywe i nawracające bóle głowy, trudności z koncentracją, apatia oraz problemy z widzeniem. Pierwsza wizyta u lekarza przyniosła błędne rozpoznanie choroby. Zdiagnozowano u mnie nerwicę lękową – przez miesiąc byłam faszerowana lekami psychotropowymi, które nie przyniosły spodziewanego efektu, a wręcz spotęgowały moje dolegliwości. W styczniu 2014 r. trafiłam na ostry dyżur. Powodem były trudności z koordynacją ruchową oraz omdlenia. W szpitalu wykonano tomografię komputerową, a następnie rezonans magnetyczny, które jednoznacznie wskazały na prawdziwy powód moich dolegliwości. Guz mózgu! Konieczna natychmiastowa interwencja chirurgiczna! W jednej chwili moje życie zmieniło się radykalnie – wiem to brzmi banalnie, ale tak właśnie jest. W obliczu takiej choroby człowiek przewartościowuje wszystko. Zaczyna się rozumieć jak kruche jest nasze szczęście, co naprawdę w życiu jest ważne, jak cudownie jest cieszyć się „nudnymi”, codziennymi chwilami. Zostałam zoperowana. Wykonano niedoszczętną resekcję (usunięcie) guza. Wyniki histopatologiczne wskazały, że to glejak wielopostaciowy IV stopnia. Od marca 2014 r. byłam leczona chemioterapią i radioterapią. W sumie mam za sobą kilka cykli chemioterapii. Cały proces leczenia przypomina sinusoidę. Operacja i późniejsze dolegliwości (obrzęk mózgu) oraz leczenie spowodowały u mnie nieodwracalne zmiany, m.in. obuoczne połowiczne widzenie, pisząc kolokwialnie: bliżej mi do widzenia kreta niż sokoła, mam rozregulowane hormony – stwierdzoną niedoczynność tarczycy oraz ataki padaczki (zdiagnozowana padaczka wtórna), problemy z pamięcią, zawroty głowy etc. Powyższe powoduje, że jestem pod opieką: onkologa, neurologa, neurochirurga, endokrynologa i okulisty. Cały czas farmakologicznie stabilizuję swój stan zdrowia. Ponadto regularnie, co 3 miesiące poddaję się badaniu MRI głowy. To dzięki darczyńcom mogę MRI wykonywać prywatnie, na najlepszym sprzęcie z pominięciem wielomiesięcznego oczekiwania w kolejce na badanie refundowane z NFZ. Problemy z widzeniem, zawroty głowy, ataki padaczki z samodzielnej aktywnej kobiety zrobiły ze mnie osobę uzależnioną od innych, potrzebującą pomocy i asysty w najprostszych czynnościach: przygotowanie posiłku, czy dojeżdżanie na konsultacje lekarskie. Na dzień dzisiejszy jestem całkowicie zdana na pomoc rodziców i przyjaciół. Wprawdzie leczenie farmakologiczne stabilizuje mój stan, ale leki, szczególnie neurologiczne wywołują skutki uboczne w postaci chronicznego zmęczenia, senności, ospałości, braku podzielności uwagi, powolności w ruchach i myśleniu. Od trzech lat czyli od operacji jestem na rencie, ponieważ spustoszenia spowodowane zarówno rozwojem nowotworu jak i samą operacją całkowicie wykluczyły możliwość powrotu do pracy zawodowej. Mimo choroby i związanymi z nią dolegliwościami nie tracę nadziei. Chciałabym wyzdrowieć i realizować swoje marzenia, znów żyć pełnią życia. Jednak walka z glejakiem IV stopnia potrafi być długa i wymagająca, a także bardzo kosztowna. W związku z tym, że koszty leczenia i diagnozowania przekraczają możliwości młodej rencistki proszę o Waszą pomoc w zbieraniu funduszy na leczenie u specjalistów, które może uratować mi życie. Wierzę, że Wasza pomoc i moja determinacja przyniosą zwycięstwo. Wiem, że statystyki nie przemawiają na moją korzyść, ale moja dotychczasowa, ponad trzyletnia walka pokazuje, że jestem godnym przeciwnikiem i wytrawną fighterką - walczę i będę robić to nadal, a Wasza pomoc jest jedną z moich broni. Dziękuję za każdy gest, każdą pomoc, a nawet dobre słowo, czy pozytywną energię, tak bardzo teraz to doceniam. Marta

119 216 zł z 50 000 zł
238%
Justyna Niemczuk, Krynice

Proszę o wsparcie w zbiórce środków na nierefundowany lek

Szanowni Państwo! Na początku chcę bardzo podziękować Państwu za dotychczasową pomoc i wsparcie, jakie otrzymałam. Dziękuję za każdą wpłatę i przekazany na mnie 1% podatku. To dzięki Państwa pomocy mogę dalej się leczyć i mieć nadzieję na zdrowie. Do końca lutego 2020 r. byłam szczęśliwa, że pomimo ciężkiej choroby, mogłam w miarę normalnie funkcjonować. Niestety po otrzymaniu kolejnego wyniku tomografii komputerowej okazało się, że największy z guzów, który uciska na jelito cienkie i lewy moczowód, zaczął znów rosnąć i przemieszczać się z wewnątrz jamy brzusznej na zewnątrz i jest on obecnie widoczny podskórnie. Trudno jest nawet lekarzom wyjaśnić dlaczego samoistnie guz się przemieszcza. Guz ten utrudnia mi niektóre ruchy i powoduje ból, który ciągle mi towarzyszy. By zatrzymać dalszy rozwój choroby, od kwietnia 2020 r. rozpoczęłam leczenie lekiem Sutent. W tym przypadku również leczenie jest nierefundowane. Koszt jednego opakowania to kwota 6034,45 zł. Lek kupuję co 6 tygodni po wizycie kontrolnej w szpitalu onkologicznym w Tomaszowie Mazowieckim. Po leku Sutent czuję się lepiej psychicznie i fizycznie. Nie powoduje jadłowstrętu, problemów ze snem i bezsilności, które towarzyszyły mi przy leku Imatinib. Po raz kolejny zwracam się do Państwa z prośbą o wsparcie mnie w walce z chorobą. Nie jest mi łatwo prosić o pomoc, ponieważ ze względu na pandemię koronawirusa każdy znajduje się w trudnej sytuacji. Niestety nie mam innego wyjścia, bo koszt leku jest bardzo duży, a ja nie jestem w stanie samodzielnie go opłacić. Za każdą wpłatę serdecznie dziękuję. ------------------------ Mam na imię Justyna, mam 32 lata. Moja choroba rozpoczęła się w lipcu 2016 roku, kiedy zrobiłam kontrolną kolonoskopię. Myślałam, że to będzie standardowe badanie, które wykaże, że jest wszystko w porządku. Jednak bardzo się myliłam... Wyraz twarzy lekarza, który wykonywał mi badanie, nie pozostawił mi złudzeń - nie jest dobrze. W jelicie grubym i na odbytnicy miałam dużą ilość polipów i jeden wielkości 4 cm. Lekarz zaczął mówić, gdzie powinnam się udać, jak zacząć działać, ale niewiele z tego pamiętam... Do domu wróciłam zalana łzami i z myślami, czy to już nowotwór. Dzięki Bogu wynik badania histopatologicznego nie wykazał nowotworu, był to ostatni stopień przed nowotworem, a chorobę określono jako genetyczną - zespół polipowatości rodzinnej. Ze względu na 100% pewności, że wkrótce rozwinie się nowotwór jelita grubego, usunięto mi całe jelito grube, na szczęście udało się zachować ciągłość układu pokarmowego. Myślałam, że moja choroba na tym się zakończy. Niestety... We wrześniu 2017 roku podczas kontrolnej wizyty w szpitalu, lekarza przeprowadzającego wywiad zaniepokoiły wyczuwalne w moim brzuchu guzki. Zrobiono mi tomografię komputerową i wyszły trzy guzy. Udałam się do Pana Profesora, który rok wcześniej mnie operował i dowiedziałam się, że z moją chorobą genetyczną wiąże się wiele innych chorób - między innymi desmoid. W październiku 2017 roku Pan Profesor podjął się operacji usunięcia tych guzów, jednak nieskutecznie, bo jeden z guzów był już wielkości 5 cm i naciekał na jelito cienkie i lewy moczowód. Wynik histopatologiczny wykazał fibrohistocytomę. W moim przypadku umiejscowił się w powłokach jamy brzusznej. Od listopada 2017 roku rozpoczęłam leczenie farmakologiczne, na początku lekiem Celebrex, następnie terapią hormonalną lekiem Nolvadex, oraz chemioterapią. Jednak wszystkie te metody okazały się nieskuteczne. Jedyną szansą na wyleczenie jest lek nierefundowany Imatynib. Lek przyjmuję od lipca 2018 r. Na początku dzięki wsparciu rodziny byłam w stanie go sfinansować samodzielnie. Jednak obecnie ze względu na to, że choroba trwa długo i od ponad roku intensywnie się leczę, nie jestem w stanie sama pokryć wszystkich kosztów. Również pojawił się problem z lewą nerką, ponieważ ucisk guza na lewy moczowód spowodował blokadę tej nerki i potrzebne było założenie wewnętrznego cewnika. Nowotwór, na który choruję jest bardzo rzadki i niewiele jest możliwości jego leczenia. Pomocy szukałam w różnych placówkach w Polsce i znalazłam ją w Tomaszowie Mazowieckim, w mieście, który znajduje się ponad 300 km od mojego miejsca zamieszkania. Obecnie po półrocznym przyjmowaniu leku choroba zaczęła się powoli cofać. Lek okazał się skuteczną metodą. Moja Pani doktor powiedziała, że muszę mieć dużo sił i się nie poddawać, bo leczenie jeszcze długo potrwa. Zwracam się z prośbą do ludzi dobrej woli o wsparcie mnie w walce z chorobą. Pieniądze przeznaczę na zakup leku i dojazdy do szpitala. Za każda wpłatę serdecznie dziękuję.

118 264 zł z 73 000 zł
162%
Robert Januszewski, Warszawa

Pokonać raka płuc - zbiórka na leczenie [ZAKOŃCZONA]

[AKTUALIZACJA 10.05.2024] Wczoraj dowiedziałem się, że mam przerzuty, czyli nie było pozytywnej odpowiedzi na leczenie chemioterapią. Nie załamuję się, bo w takiej sytuacji otrzymam inny lek, lorlatynib (z tej samej grupy co alektynib, czyli terapia celowana) i będzie on już refundowany przez NFZ. Lorlatynib jest najnowocześniejszym lekiem na moją odmianę raka, został zarejestrowany w Europie zaledwie kilka lat temu i charakteryzuje się wysoką skutecznością działania. W tej sytuacji prowadzenie dalszej zbiórki traci sens. Jestem niezmiernie wdzięczny za wszystkie wpłaty i słowa pokrzepienia. Zebrane środki wykorzystam na: - leczenie skutków ubocznych chemioterapii / terapii celowanej - ewentualną prywatną opiekę paliatywną w terminalnej fazie choroby (oby jeszcze długo nie) ------------------------------------------------------------------------------ Cześć, jestem Robert i mam 47 lat. Jestem mężem ukochanej żony Edyty i mam wspaniałego dorastającego syna Kacpra. Jestem aktywny zawodowo. Bardzo lubię chodzić po górach. Niestety pod koniec zeszłego roku usłyszałem druzgocącą diagnozę: rak niedrobnokomórkowy płuca ALK-dodatni. Przeszedłem operację radykalnej resekcji guza i węzłów chłonnych śródpiersia. W tej chwili jestem w trakcie chemioterapii (po 2 cyklu z 4). Nowotwór ALK-dodatni jest bardzo złośliwy. Pomimo leczenia uzupełniającego chemioterapią istnieje 60% ryzyka przerzutów do mózgu. Nadzieją na powstrzymanie nowotworu jest terapia celowana lekiem alektynib, która niestety w moim wskazaniu (gdy nie ma jeszcze stwierdzonych przerzutów), nie jest refundowana przez NFZ. Zastosowanie tego leku znacząco ogranicza ryzyko przerzutów. Miesięczny koszt terapii to 26000 zł. Terapia trwa dwa lata i powinna się rozpocząć zaraz po zakończeniu chemioterapii. Dziękuję każdemu darczyńcy, który poświęcił chwilę swojego czasu i wsparł tę zbiórkę. Bardzo chciałbym wrócić do swojej pasji wędrówek górskich. Liczę, że po zakończeniu leczenia będzie to możliwe.

113 175 zł z 57 650 zł
196%
Kasia Kudelska, Łeba

Kasia od ponad 15 lat zmaga się z glejakiem

Witam Wszystkich serdecznie! Jak już wiecie, mam na imię Kasia i mam 46 lat. Nadal jestem wesołą i komunikatywną osobą, po której nie widać, że od 2008 roku zmaga się z glejakiem, najgorszą jego odmianą. Przeszłam trzy operacje. W 2009 roku dwie i trzecią w 2016 roku, a także radio- i chemioterapię. Ostatni guz był wielkości cytryny (stopień 4, otoczony stopniem 3). Moje wyniki są względnie dobre! W 2021 roku, jakby glejaka było mało, zaczęłam strasznie puchnąć i miałam niewydolność oddechową. Po zrobieniu echa serca w trybie pilnym wylądowałam na oddziale kardiologicznym. Lekarze zgodnie stwierdzili, że przeszłam Covid bezobjawowo... Musiałam również zrobić RM serca i przy niewydolności oddechowej to było najgorsze badanie, jakie przeżyłam. Po 6 dniach pobytu w szpitalu wyszłam 11 kg lżejsza. A teraz neurolog, neurochirurg, kardiolog, onkolog i pulmonolog, wizyty na ten rok już zaplanowane. Pojawiło się w moim życiu całe mnóstwo leków, które muszę brać na stałe!!! Kogo jak nie Was Kochani mogę prosić o najmniejsze nawet wpłaty lub też 1,5%?Wciąż się uśmiecham i nie widać choroby, bo przecież tego co mam w głowie, sercu i płucach nie widać... Z całego serca dziękuję, Wasza Kasia

110 186 zł z 40 000 zł
275%