Zbiórki

Patrycja Paszylk, Turze

Walka z nowotworem szyi

Witam, mam na imię Patrycja, od 2015 r. choruję na nowotwór szyi, charakteryzujący się agresywnym wzrostem i naciekaniem na sąsiednie tkanki. Leczenie wymaga sporo czasu i wysiłku ze względu na częste wznowy miejscowe. Guz w moim przypadku jest nieoperacyjny, ponieważ oplata struktury nerwowe. Przeżyłam już jeden zabieg próby usunięcia guza, lecz nie udało się. Próbowałam leków oraz chemioterapii, ale niestety bez efektów. Ostatnią z opcji była radioterapia, lecz nie chcę się jej podjać, gdyż wysoka dawka promieniowania uszkodziłaby mój splot barkowy, a w efekcie nie mogłabym ruszać ręką. Moim celem jest zebranie pieniędzy na leczenie terapiami nierefundowanymi przez NFZ. Chce zacząć od nierefundowanego leku, którego koszt miesięczny to ok. 600 zł. Niestety nie stać mnie na to leczenie, więc zwracam się o pomoc do Państwa. Czasu jest niewiele, guz rośnie coraz bardziej i daje o sobie znać, a ból jest coraz bardziej dokuczliwy. Nie wiem co mnie czeka, mam tylko nadzieję, że w końcu będzie jakaś pozytywna reakcja na leczenie. Mój 4-letni syn chciałby jeszcze mieć matkę, a ja chcę korzystać z życia i być po prostu zdrowa. Część dalsza mojej historii... Niestety rok leczenia nierefundowanym lekiem nie poskutkował, guz dalej powoli rośnie. Być może spróbujemy jeszcze zwiększyć dawkę leku. Następne opcje leczenia również są strasznie drogie, jeden lek za około 6 000 zł miesięcznie, potem kolejny za 14 000 na 56 dni leczenia itd. aż do skutku. Trzeba próbować wszystkiego po kolei... Niepozostaje mi nic innego, jak znów prosić Was o wsparcie finansowe. Kochani, jestem Wam wdzięczna za dotychczasową pomoc, lecz przede mną jeszcze długa droga...

31 523 zł z 50 000 zł
63%
Anna Szuszczewicz, Pruszcz Gdański

Walczę z czasem. Potrzebuję nierefundowanego leku.

Mam na imię Ania. Walczę z rakiem piersi z przerzutami do płuc. Potrzebuję leku, którego NFZ nie refunduje. Na początku 2012 r. zrobiłam kontrolną mammografię. W opisie wyniku otrzymałam zalecenie wykonania biopsji w celu wyjaśnienia widocznej zmiany. I nagle wielki strach i lęk, nie tylko o siebie, ale także o najbliższych. Wynik biopsji i wyrok: rak piersi. W ciągu kilkunastu dni przeszłam operację, następnie półroczną chemię i roczne leczenie przeciwciałem monoklonalnym IgG1. Leczenie okazało się na tyle skuteczne, że zahamowało chorobę na blisko 3 lata. Wróciła nadzieja, radość z życia i w końcu mogliśmy trochę odetchnąć. Wróciłam do pracy. Starałam się żyć normalnie, może tylko bardziej doceniałam każdy kolejny dzień, bo wiedziałam, że świat może zawalić się w jednej chwili. Cały czas towarzyszyła mi jednak obawa, że nowotwór może wrócić. Każde badanie kontrolne to nieodłączny strach. W kwietniu 2016 r. to, czego tak bardzo się obawiałam, stało się faktem. Kontrolne badanie i wynik: przerzuty do obu płuc. Znowu tradycyjna półroczna chemia i dwa inne leki. Znowu bardzo źle się czułam, brakowało mi sił, miałam chwile zwątpienia. Jednak prawie wszystko można znieść widząc efekty i mając nadzieję. Niestety w styczniu 2017 r. leki przestały działać i guz zaczął rosnąć. Zaprzestano więc dalszego ich podawania. Obecnie nie mam dostępu do leku, którym powinnam być leczona. Na świecie lek ten stosowany jest w leczeniu standardowym, w naszym kraju obowiązują procedury, które uniemożliwiają bezpłatne leczenie nim. W 2012 r. udało się zapanować nad chorobą. Teraz mam przerzuty wymagające zintensyfikowania leczenia. Czas jest w tej sytuacji najważniejszy. Nie mogę sobie pozwolić na niepodjęcie leczenia. Dlatego zdecydowałam się prosić Was o pomoc. Nie mam wyboru. To walka o moje życie. Do tej pory dawaliśmy sobie radę sami. Niestety teraz nie jesteśmy w stanie poradzić sobie bez Waszej pomocy! Terapia trwająca średnio 9,5 miesiąca. jest bardzo kosztowna. Lek musi być podawany regularnie co 3 tygodnie. Koszt jednego podania to ok. 20.000 zł. Cała terapia kosztuje ok. 300.000 zł. Kwota ta całkowicie przekracza możliwości naszej rodziny i najbliższych. Dlatego zwracam się do Was z prośbą o pomoc! Każda złotówka jest niezwykle cenna, dlatego bardzo o nią proszę! Dzięki Waszej hojności będę miała szansę sfinansować leczenie i dzięki temu odejdzie mi chociaż jedno zmartwienie. Decyzję o rozpoczęciu terapii muszę podjąć jak najszybciej. Opóźnienie leczenia naraża mnie na szybki postęp choroby i zmniejsza szansę na życie. Stąd moja ogromna prośba o pomoc finansową i pomoc w rozpowszechnianiu informacji o zbiórce. Poprzednie dwa cykle chemii nie powstrzymały rozwoju choroby. Spowodowały za to szereg skutków ubocznych i wiele dolegliwości. Nowy lek daje mi szansę na powstrzymanie i stabilizację choroby. Wykazuje wysoką skuteczność wobec mojego typu raka (HER2 dodatni, jest to rak inwazyjny, szybko dający przerzuty), a dodatkowo znacznie minimalizuje skutki uboczne terapii. Chociaż jest mi trudno, znoszę wszystko, bo bardzo chcę wyzdrowieć. Najgorsza teraz jednak jest bezsilność i niepewność, czy uda mi się rozpocząć i kontynuować leczenie. W przyszłym roku moja córka wychodzi za mąż. Moim największym pragnieniem jest być z Nią w tym tak ważnym dla Niej i dla mnie dniu. Nie wyobrażam sobie, że mogłoby mnie z Nią nie być! Bardzo proszę, pomóżcie mi! Podobno dobro powraca! Za każdą najmniejszą wpłatę z serca dziękuję!

28 550 zł z 300 000 zł
9%
Iwona Przeździęg, Wrocław

Wygrałam bitwę, pomóżcie mi wygrać wojnę z rakiem.

Mam na imię Iwona i mam 25 lat. W 2001 r. po rutynowym wycięciu migdałków zdiagnozowano u mnie RMS embryonale tkanek miękkich podniebienia. Moje leczenie odbywało się w CZD przez okres dwóch lat. Nie obyło się bez 13-nastu cykli chemioterapii oraz dwóch miesięcy naświetlań. Myślałam, że ten koszmar już nigdy nie wróci, jestem zdrowa, dorosłam... zaczęłam studia, wyszłam za mąż. Wspólnie planowaliśmy rodzinę, ale moje plany legły w gruzach. Kilka miesięcy temu w nowej pracy "coś" strzeliło mi w nodze i urósł obrzęk ok. 10 cm. Zostałam skierowana do ortopedy, następnie na usg, kolejne RTG. Wszyscy rozkładali ręce twierdząc, że to tylko zerwany mięsień. Skontaktowałam się z lekarzem z Warszawy, który przyjął mnie na oddział (z racji już przebytej choroby nowotworowej) i zrobił biopsję. Potwierdziły się nasze obawy, zdiagnozowano u mnie nowy złośliwy nowotwór mięsak Ewinga kości strzałkowej. Teraz zaczynam leczenie od chemii, następnie naświetlania oraz operacja, przez którą będę wymagała długoterminowej rehabilitacji (wytną mi kawałek kości oraz mięsień). Jeżeli to nie przyniesie efektu, zamierzam podjąć się każdego rodzaju leczenia, również poza granicami kraju, dlatego zwracam się do ludzi dobrej woli o pomoc w tej walce, biorąc pod uwagę również koszty dojazdów do szpitala, opatrunki czy rehabilitacje. Moje największe pragnienie to chęć życia. Chcę znów chodzić po górach, cieszyć się z chwil spędzonych z rodziną i nie bać się, że ten podstępny skorupiak znów mnie dorwie. Dziękuję wszystkim za pomoc, najmniejszy gest. Wierzę, że uda mi się pokonać chorobę. Wygrałam walkę, czas wygrać wojnę.

11 121 zł z 20 000 zł
55%
Anna Kułak, Dąbrowa Białostocka

Na chwilę obecną udało się osiągnąć cel! Serdecznie dziękuję!

Cześć, nazywam się Ania. Mam 26 lat i pochodzę z małej miejscowości na Podlasiu. Uczę się na technika elektroradiologii - spełniam swoje marzenia :) Uwielbiam spacery i spotkania z przyjaciółmi. Oto moja historia w dużym skrócie: Do 2014 r. byłam pełną energii dziewczyną. Niestety w grudniu 2014 r. moje życie wywróciło się do góry nogami, trafiłam do szpitala z prawostronnym paraliżem ciała oraz afazją. Tak, nie mogłam mówić i ruszać prawą ręką i nogą. Diagnoza, jaka została postawiona, nie napawała mnie optymizmem - udar mózgu spowodowany "dzikim lokatorem". Bardzo szybko trafiłam na stół, dwukrotnie byłam operowana. Wynik mnie przeraził - nowotwór złośliwy mózgu. Po operacji byłam poddana ciężkiej i żmudnej rehabilitacji, gdyż operacje były powikłane - przeszłam dwa kolejne udary od razu po zabiegu, miałam i mam ubytki neurologiczne. Walka trwała dwa lata... Gdy już myślałam, że wychodzę na prostą, dowiedziałam się, że "lokator" w mojej głowie daje o sobie znać. Byłam zmuszona podjąć na nową batalię o zdrowie i życie. Obecnie jestem w trakcie chemioterapii, rehabilitacji neurologicznej oraz farmakoterapii przeciwbólowej. Specjalistyczna rehabilitacja oraz leki generują ogromne koszty, na które mnie po prostu nie stać. Każdego dnia muszę wybierać, na co wydać pieniądze: rehabilitacja, leki czy wyjście z przyjaciółmi. Z renty ZUS za dużo możliwości nie mam, więc zrezygnowałam z wyjść, a wszystkie środki, jakie mam, wydaję na rehabilitację i leki. Dlatego proszę o pomoc w zbieraniu funduszy, które umożliwią mi wykupienie leków, rehabilitację i powrót do pełnego zdrowia. Wierzę w to, że z Waszą pomocą uda mi się pokonać chorobę i zacząć pracę w moim wymarzonym zawodzie.

41 602 zł z 50 000 zł
83%
Beata Bednarz-Bochenek, Kalwaria Zebrzydowska

Walka z rakiem piersi nie jest prosta, dlatego proszę o wsparcie.

Cześć! Dziękuję wszystkim za dotychczasowe wsparcie, jestem ogromnie wdzięczna wszystkim. Na razie choroba nie postępuje, ale walka wciąż trwa. Staram się normalnie żyć, wychowywać dzieci i jednocześnie walczyć z chorobą. Cały czas szukamy nowych metod leczenia... Konsultacje medyczne i poszukiwania specjalistów kosztują mnóstwo czasu i pieniędzy... Mam na imię Beata. Jestem mamą dwóch wspaniałych córek, moje życie było poukładane i pełne radości do grudnia 2016 roku. Zdiagnozowano u mnie nowotwór złośliwy piersi z przerzutami do węzłów chłonnych oraz płuc. Przeszłam chemioterapię, leczenie chirurgiczne, radioterapię, teraz jestem w trakcie hormonoterapii, jestem w stałym kontakcie z psychologiem, zmieniłam tryb życia. Nie wiem co przyniesie los... Wiem jednak jedno: moje życie jest wypełnione osobami, dla których warto żyć, więc proszę o pomoc :) Zebraną kwotę chcę przeznaczyć na dojazdy do ośrodka, dodatkowe konsultacje u specjalistów oraz diagnostykę, na którą trzeba czekać w ramach NFZ. Szukamy również innowacyjnych metod leczenia za granicą.

23 479 zł z 30 000 zł
78%
Ewa Ciapcińska, Burzenin

Zebrane pieniądze przeznaczam na koszty związane z leczeniem.

Witam, mam na imię Ewa, mam 36 lat i choruję na nowotwór piersi. O chorobie dowiedziałam się 10 listopada 2016 roku. Zabieg amputacji prawej piersi miałam 7 grudnia 2016 r., w tym wycięcie wszystkich węzłów pachowych, bo były już przerzuty. Pracowałam jako kasjer-sprzedawca w sklepie, ale z powodu choroby jestem na zwolnieniu chorobowym. Jestem już po pierwszej chemioterapii, a czeka mnie jeszcze 7, później radioterapia, hormonoterapia i rekonstrukcja piersi. Staram się do mojej choroby podchodzić z dystansem, czasem nawet żartować z niej. Wiem, że to nie jest racjonalne podejście, ale muszę przyznać, że pomaga. Obecnie kontynuuję terapię oraz dążę do tego, aby mieć najlepsze samopoczucie jako kobieta. Widzę teraz, że błahostki dnia codziennego bardzo cieszą, ale zauważa się je dopiero, jak coś się straci lub co gorsze – można stracić. Staram się być radosna, żyć dla siebie i moich bliskich. Podczas mojej choroby zobaczyłam, jacy fantastyczni ludzie mnie otaczają, rodzina, przyjaciele – każdemu mogłabym dać złoty medal. Nawet obce osoby były dla mnie bardzo serdeczne. Staram się nie robić planów na przyszłość, tylko wprowadzać je od razu w życie. Środki zebrane w ramach programu przeznaczę na dojazdy do ośrodków medycznych, leki łagodzące skutki uboczne terapii oraz prywatne wizyty i diagnostykę.

3 451 zł z 20 000 zł
17%
Bożena Mórawska, Suwałki

Pomóż uzbierać środki, by pokonać raka piersi i jajnika.

Witam. Mam na imię Bożena. Choruję na nowotwór złośliwy raka jajnika i piersi. Obecnie jestem w trakcie trzeciej chemii. Nie podano mi leku, który może uratować moje życie w odpowiednim terminie i nie mam już szans na jego refundację. Jestem mamą dwójki już dorosłych dzieci (Magdy i Mieszka), którzy wspierają mnie w tej trudnej walce. Z zawodu jestem logopedą i na co dzień to ja pomagałam małym dzieciom. Teraz to ja potrzebuję pomocy. Proszę o wsparcie finansowe w podjętym przeze mnie leczeniu, ponieważ lek, którego potrzebuje nie jest refundowany przez NFZ a koszt jego wynosi 100 tys. zł. Serdecznie dziękuję za wsparcie i każda złotówkę.

45 793 zł z 50 000 zł
91%
Ewa Cal, Ostrzeszów

Na ten moment zawieszam zbiórkę. Dziękuję!

Na ten moment zawieszam zbiórkę. Dziękuję! --- Witam, mam na imię Ewa. Mam 52 lata, męża, dwoje dorosłych dzieci i 3,5-letnią wspaniałą wnusię. Zachorowałam w 2009 roku. W pełni zdrowa i silna, pełna życia kobieta nagle zamieniła się w bezsilną. Diagnoza była okrutna, rak jajnika. W trakcie pierwszej, bardzo rozległej operacji wycięto mi część jelita, otrzewną, wyrostek. Gdy organizm doszedł do siebie po operacji, zastosowano u mnie chemioterapię - bardzo wierzyłam, że to koniec mojej przygody z rakiem. Niestety były następne chemie, a w 2014 roku kolejna operacja, tym razem węzłów chłonnych pachowych prawej ręki. Od tego czasu cierpię z powodu zbierającej się chłonki, która wymaga ciągłego drenażu limfatycznego, aby utrzymać sprawność ręki. Masaże w profesjonalnych gabinetach są pomocne, niestety żeby dawały odpowiednie rezultaty, muszą być wykonywane codziennie (czasem kilka razy), wiąże się to z ogromnymi kosztami finansowymi. Najlepszą opcją, zdaniem lekarza prowadzącego, byłoby posiadanie urządzenia do drenażu limfatycznego w domu. Koszt takiego sprzętu nie jest mały i wynosi ok. 2500 zł. Obecnie jest to dla mnie kwota nieosiągalna, przez co borykam się z częstymi zastojami limfy i bólami ręki, które nierozmasowane i nieleczone mogą doprowadzić nawet do zakrzepicy. Podczas chemii czwartego rzutu w 2016 miałam dwa wstrząsy anafilaktyczne i konieczna była reanimacja i szybka zmiana chemii. We wrześniu 2017 r. potwierdziły się moje najgorsze obawy i lekarz prowadzący wykrył nowe przerzuty. Konieczne było zastosowanie kolejnego cyklu chemii. Mimo to wciąż wierzę, że ta walka skończy się dla mnie zwycięstwem. Moja codzienność to nie tylko walka z nowotworem. Choruję również na nadciśnienie tętnicze, astmę, niedosłuch (który się pogłębia po każdym cyklu chemii). Leczenie cystostatykami spowodowało u mnie neutropenię, co objawia się silnymi bólami stawów i mięśni. Aby utrzymać mój organizm w dobrej formie, przyjmuję sporą dawkę leków. Moja renta jest zbyt niska i czasem stoję przed ciężkim wyborem, leki czy odpowiednia dieta. Aktualnie doszły jeszcze dojazdy do szpitala, mam do pokonania ponad 180 km w jedną stronę. Dodatkowo diagnostyka, konsultacje i badania, wszystko po to, aby leczenie było trafione i dało najlepszy rezultat. Przez te wszystkie lata walczę, bo wierzę, że w końcu „lokator” się „wyprowadzi” na dłużej, a może na zawsze? Mam dla kogo żyć - dla kochającej rodziny i dla mojego „małego słoneczka”, żeby jak najdłużej słyszeć: „Niespodzianka, to ja Lila”. Dzięki wpłatom od dobrych ludzi zakupiłam już nowy aparat słuchowy, który ułatwia mi kontakt ze światem. Chciałabym jeszcze zebrać fundusze na zakup sprzętu do drenażu limfatycznego i móc odzyskać namiastkę normalności w trakcie i po leczeniu. Niestety sprzęt ten jest dla mnie w tej chwili marzeniem. Przez te wszystkie lata dawałam radę i nikogo nie prosiłam o pomoc. Dziś wiem, że muszę, żeby jak najdłużej rak nie wrócił. Za każde choćby najmniejsze wsparcie - DZIĘKUJĘ!

7 875 zł z 20 000 zł
39%
Dariusz Soboń, WROCŁAW

Darek walczy z glejakiem i zbiera na leczenie za granicą

Witajcie! Mam na imię Darek i mam 44 lat. Niedawno dowiedziałem się, że życie chce mi uciec. Guz mózgu zdecydował, że zabierze mnie mojej rodzinie, a Oni są dla mnie wszystkim! Od 25 lat mieszkam we Wrocławiu, jednak oboje z żoną pochodzimy z Bytomia Odrzańskiego. Mamy 14-letniego syna Kubusia. Dla nich chcę walczyć! Początki choroby to częste bóle głowy i senność. Prawdę mówiąc zbagatelizowane, bo wielu z nas ma takie symptomy, chociażby migrenowe. Kolejnym sygnałem było podwójne widzenie po przeprowadzonym zabiegu septoplastyki. Szybki rezonans wykazał duży guz wielkości cytryny. Kolejne badania i biopsja potwierdziły - glejak wielopostaciowy IV stopnia. W wakacje podjęliśmy walkę! Operację przeszedłem w gdańskim Copernicusie w połowie sierpnia, niestety nie można było "złośliwca" wyciąć w całości. Postanowiono dobić go tzw. terapią skojarzoną poprzez radio i chemioterapię. Przyjmowałem chemioterapię w cyklach miesięcznych przez pół roku. Jednak jak wszyscy, których dotknęła ta paskudna choroba, postanowiłem szukać innych rozwiązań walki z moim największym wrogiem. Jesteśmy już na etapie konsultacji medycznych i kwalifikacji w zagranicznych placówkach, gdzie są oferowane innowacyjne metody walki z tym schorzeniem, a niedostępne w Polsce. Jest to dla mnie duża szansa. Wiemy, że koszty tych terapii są nieosiągalne dla przeciętnie żyjących rodzin, dlatego bardzo proszę Państwa, aby wspomogli mnie i moją rodzinę w tej najcięższej dla nas próbie. Za każdą złotówkę będziemy bardzo wdzięczni. Dzięki Państwu będę miał szansę dalej żyć dla swojej rodziny i wszystkich bliskich mi ludzi. Darek

133 133 zł z 250 000 zł
53%
Małgorzata Lemanowicz, Słupsk

Gosia potrzebuje drogiego leku, by wygrać walkę z białaczką

Mam 54 lata. Jestem szczęśliwą matką dwóch dorosłych córek oraz żoną opiekuńczego męża. W 2009 roku zdiagnozowano u mnie przewlekłą białaczkę limfocytową. Potocznie nazywa się ją białaczką ludzi starszych, ponieważ najczęściej diagnozuje się ją w 60 - 70 roku życia. Niestety, jestem przypadkiem nietypowym i choruję na ten rodzaj nowotworu złośliwego od 41 roku życia. Mój organizm jest bardzo oporny na leczenie i zazwyczaj reaguje zupełnie inaczej niż lekarze, by tego chcieli. W pierwszych 4 latach nie było wskazań do rozpoczęcia leczenia, jednakże 9 maja 2013 roku mój stan znacznie się pogorszył. Wyniki morfologii wykazały bardzo wysoki poziom leukocytów, a węzły chłonne mocno się powiększyły. Właśnie wtedy lekarze postanowili rozpocząć leczenie chemioterapią. Po każdej dawce leku czułam się coraz lepiej, znowu mogłam wrócić do pracy, którą uwielbiam. Można powiedzieć, że nią żyję! W międzyczasie musiałam pojawiać się w szpitalu na transfuzjach krwi z powodu spadku hemoglobiny. Jednak rok temu wszystko się zmieniło. W wakacje trafiłam do szpitala w stanie bardzo ciężkim... Lekarze nie wiedzieli, czy mnie uratują. Nie byłam w stanie podnieść się z łóżka, codzienne silne bóle i wysokie temperatury nie pozwalały mi normalnie funkcjonować, byłam bliska śmierci i straciłam wszelką nadzieję. Na szczęście - jak widać - lekarzom przy wsparciu pielęgniarek i psychologa udało się mnie uratować, za co bardzo im dziękuję!!! Straciłam włosy, co jest bardzo ciężkim przeżyciem dla kobiety. Nie mogłam przekonać się do noszenia peruki. Wydawało mi się, że wszyscy na mnie dziwnie patrzą, mimo że dzieci uważały, że bardzo ładnie w niej wyglądam. Udało mi się to przetrwać. Aż w październiku 2016 roku wszystko wróciło: wzrost limfocytozy, ograniczenie aktywności fizycznej, gorączki, potliwości, spadek masy ciała, organy wewnętrzne i węzły chłonne bardzo mocno się powiększyły. Gdy córka przyjechała mnie odwiedzić z drugiego końca Polski, nie byłam w stanie się z nią przywitać. Kolejny raz spędziłam na izolatce w szpitalu dwa miesiące. Lekarze zastosowali kolejne leczenie. Gdy wszystko szło w dobrą stronę i miałam nadzieję, że wyjdę już ze szpitala do domu, zaczęły się problemy... Niewiele nawet pamiętam... Wdała się infekcja bakterią E.coli i poważne powikłanie zakrzepowo-zatorowe żyły szyjnej. Byłam w stanie bardzo ciężkim. Lekarze poinformowali mnie, że nie mogą już mnie leczyć chemioterapią i wyczerpano możliwości terapii dostępne w Polsce. Abym mogła żyć, muszę codziennie zażywać nowoczesny lek. To przełomowy lek w medycynie. Nazywa się go również ZŁOTĄ TABLETKĄ, ponieważ pozwala ciężko chorym ludziom na białaczkę normalnie funkcjonować. Po odstawieniu tego leku następuje gwałtowny nawrót choroby i brak szans na życie. Dzięki pomocy lekarzy otrzymałam lek na 3 miesiące, ale terapię trzeba kontynuować. Miesięczny koszt leczenia tabletkami w Polsce wynosi 35 000 zł. Mimo że w maju 2018 r. lek wszedł na listę refundacyjną, ja nie kwalifikuję się do programu lekowego. Teraz czuję się lepiej! W końcu jestem w moim rodzinnym domu, mogę chodzić na spacery, spotykać się ze znajomymi i choć na chwilę zapomnieć o tym, że jestem ciężko chora. A co, gdy skończę terapię tym lekiem? Wtedy moje życie również się skończy... Nie pozwólcie odliczać mnie i mojej rodzinie dni do końca życia. Pozwólcie mi nie martwić się o przyszłość!

148 222 zł z 420 000 zł
35%
Aneta Łukasiewicz, Podbrzezie Dolne

Aneta chce żyć dla swojej dorastającej córki.

Witam wszystkich, mam na imię Aneta i do niedawna byłam jak każdy z Was. Pracowałam w firmie imimo natłoku obowiązków, kiedy ktoś potrzebował pomocy, nie odmawiałam. Jestem osobą pełną życia, energii, planów na daleką przyszłość, twardo stąpająca po ziemi i miałam nieodparte wrażenie, że panuję nad swoim życiem. W ciągu jednej nocy, 16 października, świat runął jak domek z kart. Podejrzewałam od dawna, że coś jest nie tak. W 2014 roku miałam wycięcie nowotworu nabłonkowego na twarzy z prawej strony, ale nie był złośliwy. Lekarze powiedzieli, że to nic takiego. Później, w 2015 przeszłam zapalenie węzłów i wycięcie guzka z prawej strony w szyi. Mimo operacji stan zapalny utrzymywał się. Po chwili spokoju od października 2015 do czerwca 2016, z powrotem zaczął się stan zapalny. Aż tu nagle w nocy 16 października ogromny ból głowy. Jestem wytrzymała, ale on mnie pokonał. Mąż zawiózł mnie do szpitala. Okazało się, że ciśnienie mam wysokie - 200/130. Lekarze po wykonaniu TK podejrzewali tętniaka. Zadecydowano, by pozostawić mnie na oddziale i zrobić rezonans. Po wykonaniu badania okazało się, że to guz mózgu z prawej strony płata czołowo-skroniowego. Od momentu otrzymania opisu pani ordynator zaczęła szukać lekarza, który podejmie się operacji lub biopsji. Doktor z Zielonej Góry podjął się operacji. Guza wycięto w całości. Po dokonaniu badań przyszedł czas na diagnozę. Dzięki ogromnemu wsparciu przyjaciół, rodziny i pracodawców postanowiłam się nie podawać i żyć normalnie. Gdy przeczytałam diagnozę - Astrocytoma anaplasticum III stopień złośliwości, świat mi się zawalił. Mam trzynastoletnią córkę, chciałabym zobaczyć jak dorasta, jak idzie na studia, staje na ślubnym kobiercu i tu mi się przypomina tekst mojego dobrego znajomego: ”powiedz lekarzowi, że ty masz termin...'' Zawsze miałam wszystko poukładane kilkanaście miesięcy do przodu. W jednej chwili kompletnie się załamałam. Nie zobaczę tego wszystkiego, choć jestem bardzo silna. Niejedno w życiu przeszłam, między innymi chorobę i leczenie farmakologiczne męża na zapalenie wątroby B,C. Leczenie się powiodło, wygrał swoją walkę o życie, chociaż ta choroba nie wiązała się z tak wysokimi kosztami. Jestem silna i w drugiej dobie po operacji już chodziłam, na trzeci dzień nie potrzebowałam leków przeciwbólowych, ale ta walka jest nierówna. Guz może wszystko, a ja nic. Czekam na przyjęcie do szpitala na 6 tygodni - podanie chemii i radioterapii. Od tego jak poradzi sobie mój organizm zależy, czy będę mogła uczestniczyć w kolacji wigilijnej. Mam nadzieję, że będzie dobrze. Chcę wykorzystać każdą szansę na zatrzymanie guza, także z wykorzystaniem metod i leków niedostępnych w Polsce. Moja Rodzina i Przyjaciele bardzo nam pomagają, jednak niestandardowe terapie są dla nas nieosiągalne finansowo. Życie bardzo się zmienia w zderzeniu z tak straszną chorobą, podobnie człowiek - nie jest łatwo wytrwać w pozytywnym nastawieniu, mając świadomość uciekających dni. Bardzo chcę spędzić kolejne Święta z rodziną i patrzeć jak dorasta moja córka.

30 924 zł z 50 000 zł
61%
Marcin Jończyk, Łódź

Pomóż wygrać walkę z nowotworem mózgu

Nazywam się Marcin Jończyk, mam 34 lata, mieszkam w Łodzi z moją żoną i 5-letnią córeczką Kalinką oraz niedawno narodzonym synem Kamilem. W listopadzie 2016 roku zdiagnozowano u mnie złośliwego guza mózgu. W jednej chwili moje życie się zmieniło. Z wielu planów muszę zrezygnować. Jednak nie zamierzam się poddawać i będę walczyć do końca... Mam dla kogo żyć, chciałbym patrzeć, jak moja córka rośnie i mieć możliwość uczestniczenia w najważniejszych momentach jej życia. Brzmi to bardzo banalnie, ale prawdą jest to, że w obliczu choroby zupełnie inaczej patrzy się na życie. Dopiero po takiej wiadomości docenia się wartość zwykłych, codziennych chwil. Mój guz został usunięty, a obecnie jestem leczony radioterapią i chemioterapią. Jednak prawdopodobieństwo całkowitego wyleczenia jest znikome, natomiast guz w każdej chwili może odrosnąć. Przede mną jeszcze długie leczenie. Obecnie największe nadzieje pokładam w terapii NanoTherm w Berlinie, której koszt wynosi około 200 tysięcy złotych. Dodatkowe koszty to leki, dojazdy oraz prywatne konsultacje lekarskie. Wraz z rodziną poszukuję różnych innych sposobów leczenia. Niestety są one jeszcze bardziej kosztowne, a żadna z tych metod nie daje mi gwarancji wyzdrowienia. Bardzo Was proszę o wsparcie w zbieraniu funduszy na leczenie u specjalistów, ponieważ to może uratować mi życie.

179 281 zł z 200 000 zł
89%