Beata Niedźwiadek, Skierniewice
Witam serdecznie,
mam na imię Beata, mam 57 lat. Jestem osobą samotną. Moja najbliższa rodzina już odeszła. Mama miała 31 lat, jak zaatakował ją rak. Młoda, pełna życia, troje dzieci, ale rak nie ma litości... Później brat, tata i w 2018 roku - siostra. Miała tyle lat, co ja teraz. Rak po kolei "zjadał" moją rodzinę - ja jestem ostatnia, ale walczę, choć walka nie jest łatwa.
Ten scenariusz, który napisało mi życie, powinien iść do poprawki, ale niestety w 2017 r. usłyszałam diagnozę: Rak. Nowotwór złośliwy sutka (rak piersi prawej pT1cNOMO). Nogi się pode mną ugięły, usiadłam i patrzyłam na lekarza, jakbym widziała kata, który właśnie wydał wyrok. Po kilku minutach usłyszałam słowa: "Rak to nie wyrok, będziemy walczyć".
Operację przeprowadzono 30 czerwca 2017 r. Miało być fajnie - jeden guz, moment i po sprawie, ale okazało się inaczej. Kontrast, który dostałam przed operacją, miał się nie zaświecić, a tymczasem on zaświecił mocniej. Okazało się, że to dwa guzy i przerzut na węzły chłonne. Po operacji czekała mnie radioterapia radykalna w 25 frakcjach, ale w trakcie strach, ból głowy, skaczące ciśnienie i szereg innych objawów spędzał sen z powiek. Zlecono TK głowy ze wzmocnieniem kontrastowym i w opisie wyniku nie można wykluczyć obecności tętniaka - do weryfikacji w badaniu angio TK. Znów ręce opadły. Po kilku tygodniach ponowne badanie: tętniak znikł - hurrra! Po radioterapii nie czułam się dobrze, więc zrobiłam morfologię i inne badania. Okazało się, że mam bardzo wysoki wynik TSH. Wizyta u endokrynologa, USG tarczycy i biopsja. Wynik badania patomorfologicznego: Grupa cyt.II wg systemu Bethesda. Zmiana łagodna, więc jestem na lekach.
Radość jednak nie trwała długo, bo październik 2018 r. przyniósł mi następną niespodziankę - zmiany patologiczne w obrębie narządu rodnego. Amputacja trzonu macicy i obustronne wycięcie przydatków. Ta walka z rakiem nie jest łatwa: kontrole, badania, wizyty u lekarzy i coś z tyłu głowy ciągle przypomina, z czym walczę.
Moja walka to nie tylko choroba, ale także walka z ZUS-em. Większość moich lat pracy spędziłam za granicą i zmiana zawodu z pracownika administracyjno-biurowego na sprzątaczkę wiele osób zaskoczyła. Jednak kocham to sprzątanie, to dla mnie radość, satysfakcja i bardzo cieszyłam się, że moją pracę widać gołym okiem. W roku 2010 otworzyłam własną firmę "Trzask-Prask i Czysto", ale po dwóch latach zawiesiłam działalność i ponownie wyjechałam do Niemiec na wyspę Hiddensee. W obecnej sytuacji zdrowotnej nie jestem w stanie pracować, więc moje starania o rentę są zasadne. Strona niemiecka płaci mi jakiś procent renty od momentu mojej choroby tj. od 2017 r. 61 euro, a z naszym ZUS-em mam cały czas problem.
W chwili obecnej, kiedy szaleje pandemia, bardzo utrudnione mam leczenie, więc środki, które zbiorę w ramach programu przeznaczę na prywatne wizyty u lekarzy, badania, dojazdy do ośrodków medycznych, leki i rehabilitację.
Dziękuję wszystkim, którzy będą chcieli zawalczyć razem ze mną!