Zbiórki

Agnieszka Wdowik, Ostrowiec Świętokrzyski

Pokonać chorobę raz na zawsze. Nierefundowane leczenie glejaka.

Mam na imię Agnieszka. Pochodzę z Ostrowca Św., gdzie się urodziłam. Kocham poznawać ludzi, czytać książki, zdobywać góry (te mniejsze) oraz odbywać podróże (te bliższe i te ciut dalsze - tak zawędrowałam do Gdyni, którą pokochałam, mam nadzieję ze wzajemnością). Jestem uśmiechniętą, pełną optymizmu osobą z ogromnym apetytem na życie. Niestety rzeczywistość zweryfikowała moje plany. We wrześniu 2017 roku podczas wykonywania badania rezonansu magnetycznego wykryto u mnie guz mózgu. Potrzebna była pilna operacja, która odbyła się w grudniu. Jak się okazało, był to dopiero początek mojej walki z chorobą. Badanie histopatologiczne nic nie wykazało. Od lekarza usłyszałam, że na razie mam się cieszyć. Radość jednak nie trwała zbyt długo. W kwietniu 2018 roku w trakcie badania kontrolnego MRI okazało się, że guz odrósł i trzeba ponownie operować. Druga operacja miała miejsce w czerwcu. W lipcu (po dość długim oczekiwaniu) otrzymałam wynik badania histopatologicznego - guz złośliwy mózgu, glejak. Przeszłam kilkutygodniową radioterapię, następnie kilkumiesięczną chemioterapię. Ale to jeszcze nadal nie był koniec. Minęło 12 miesięcy mojej walki z nieproszonym lokatorem. W lipcu 2019 roku wykonałam kolejne badanie kontrolne MRI, w którym stwierdzono progresję zmian, pojawiły się nowe ogniska. W czasie konsultacji usłyszałam od lekarza, że kolejna operacja może przynieść tylko więcej szkód. Ciągle zmagam się ze skutkami ubocznymi operacji i przebytych terapii. Wciąż utrzymuje się lewostronny niedowład kończyny dolnej, zaburzenia równowagi oraz bardzo mocne jednostronne ograniczenie pola widzenia, co skutkuje wpadaniem na ludzi, przeszkody, czasami przewracaniem się. Jak widać standardowe terapie nie dają dużych efektów – ciągle nie mogę pozbyć się niechcianego lokatora. Mimo wszystko mocno wierzę, że wrócę do zdrowia i dawnego życia. Przeszłam wszystko, co polska medycyna ma do zaoferowania. Guz nadal jest, w każdej chwili może ponownie zaatakować. Nie chcę bezczynnie czekać, aż to się stanie. Szansą na odzyskanie mojego zdrowia jest kosztowna konsultacja oraz leczenie poza granicami kraju. Koszt terapii wynosi ok. 70 000 euro (mam na myśli protonoterapię, immunoterapię bądź terapię Nanotherm). I tak pojawia się nowy problem: pieniądze. To, co w chorobie jest dla mnie najtrudniejsze to proszenie o pomoc, o wsparcie finansowe, bo tym razem sama nie dam sobie rady (do tej pory wydatki na leczenie pokrywałam z oszczędności, ale zgromadzone środki tak szybko maleją). Dlatego teraz potrzebuję Waszej pomocy i gorąco o nią proszę. Proszę Was o wpłaty na moją zbiórkę oraz proszę także o udostępnianie mojej prośby, aby mogła dotrzeć do jak najliczniejszej grupy. Będę wdzięczna za każdą wpłaconą złotówkę oraz za każde udostępnienie. Z góry dziękuję za okazane serce. Wierzę, że dobro powraca! DO ZOBACZENIA :)

36 105 zł z 290 000 zł
12%
Robert Januszewski, Warszawa

Pokonać raka płuc - zbiórka na lek nierefundowany (alektynib)

Cześć, jestem Robert i mam 47 lat. Jestem mężem ukochanej żony Edyty i mam wspaniałego dorastającego syna Kacpra. Jestem aktywny zawodowo. Bardzo lubię chodzić po górach. Niestety pod koniec zeszłego roku usłyszałem druzgocącą diagnozę: rak niedrobnokomórkowy płuca ALK-dodatni. Przeszedłem operację radykalnej resekcji guza i węzłów chłonnych śródpiersia. W tej chwili jestem w trakcie chemioterapii (po 2 cyklu z 4). Nowotwór ALK-dodatni jest bardzo złośliwy. Pomimo leczenia uzupełniającego chemioterapią istnieje 60% ryzyka przerzutów do mózgu. Nadzieją na powstrzymanie nowotworu jest terapia celowana lekiem alektynib, która niestety w moim wskazaniu (gdy nie ma jeszcze stwierdzonych przerzutów), nie jest refundowana przez NFZ. Zastosowanie tego leku znacząco ogranicza ryzyko przerzutów. Miesięczny koszt terapii to 26000 zł. Terapia trwa dwa lata i powinna się rozpocząć zaraz po zakończeniu chemioterapii. Dziękuję każdemu darczyńcy, który poświęcił chwilę swojego czasu i wsparł tę zbiórkę. Bardzo chciałbym wrócić do swojej pasji wędrówek górskich. Liczę, że po zakończeniu leczenia będzie to możliwe.

52 115 zł z 312 000 zł
16%
Sławomira Pertkiewicz, Sieradz

Sławka potrzebuje pieniędzy na lek, który może uratować jej życie

Cześć, mam na imię Sławka. Moja choroba zaczęła się w 2010 r. Początkowo zdiagnozowano u mnie torbiel lewej nerki. W 2014 r. okazało się, że wymagam natychmiastowej operacji, gdyż owa torbiel okazała się być guzem. Był to nowotwór złośliwy BRODAWCZAK. Po operacji lekarz prowadzący zapewniał mnie, że wszystko poszło zgodnie z planem, bez żadnych komplikacji. Jednak nie było tak pięknie jak mi mówiono. Ból, który odczuwałam, nie ustępował, nie malał, wręcz przeciwnie. Co gorsza, jedyne co słabło to działanie leków przeciwbólowych. Na wizytach kontrolnych lekarz twierdził, iż ból po tak poważnej operacji jest objawem jak najbardziej normalnym. Boleści niszczyły moje życie, odcinały mnie od normalnego codziennego życia, od moich bliskich. Lecz dzięki nim oraz przyjaciołom zaczęłam odzyskiwać nadzieję na powrót do zdrowia. Dają mi siłę do działania. Szukali i jeździli ze mną od lekarza do lekarza, od szpitala do szpitala. I tak trafiłam do Wojskowego Instytutu w Warszawie MON, gdzie zespół lekarzy zdiagnozował nawrót choroby. Guza zlokalizowano w bliźnie po wycięciu nerki. Po raz drugi przeszłam operację w 2016 r. Niestety nie udało się usunąć wszystkich zmian, przerzut był zbyt rozległy. Dalsze leczenie jest koniecznością, a czas gra na moją niekorzyść. Moje skomplikowane leczenie prowadzi profesor Cezary Szczylik, jest to niesamowity człowiek (niech Bóg ma go w swojej opiece). W czerwcu 2017 r. po szczegółowym przeanalizowaniu wszystkich wyników profesor ze względu na dużą regresję nowotworu wdrożył u mnie leczenie kliniczne. Aktualnie jestem po pierwszej dawce leku - chemii... a co będzie... co wyniknie dalej? Zobaczymy. Wiem, że leczenie nie gwarantuje wyleczenia, ale nie ma tej bezradności i czekania z założonymi rękoma na koniec. Mimo wszelkich trudności nie tracę nadziei, bo to ona jest źródłem mojej siły. Leczę się również w Poradni Paliatywnej, która pomaga mi opanować ból, by żyć w miarę moich możliwości normalnie. Proszę Was o każdą pomoc finansową, by ułatwić mi tę ciężką walkę. Z całego serca bardzo serdecznie dziękuję!!!

3 661 zł z 276 000 zł
1%
Anna Szuszczewicz, Pruszcz Gdański

Walczę z czasem. Potrzebuję nierefundowanego leku.

Mam na imię Ania. Walczę z rakiem piersi z przerzutami do płuc. Potrzebuję leku, którego NFZ nie refunduje. Na początku 2012 r. zrobiłam kontrolną mammografię. W opisie wyniku otrzymałam zalecenie wykonania biopsji w celu wyjaśnienia widocznej zmiany. I nagle wielki strach i lęk, nie tylko o siebie, ale także o najbliższych. Wynik biopsji i wyrok: rak piersi. W ciągu kilkunastu dni przeszłam operację, następnie półroczną chemię i roczne leczenie przeciwciałem monoklonalnym IgG1. Leczenie okazało się na tyle skuteczne, że zahamowało chorobę na blisko 3 lata. Wróciła nadzieja, radość z życia i w końcu mogliśmy trochę odetchnąć. Wróciłam do pracy. Starałam się żyć normalnie, może tylko bardziej doceniałam każdy kolejny dzień, bo wiedziałam, że świat może zawalić się w jednej chwili. Cały czas towarzyszyła mi jednak obawa, że nowotwór może wrócić. Każde badanie kontrolne to nieodłączny strach. W kwietniu 2016 r. to, czego tak bardzo się obawiałam, stało się faktem. Kontrolne badanie i wynik: przerzuty do obu płuc. Znowu tradycyjna półroczna chemia i dwa inne leki. Znowu bardzo źle się czułam, brakowało mi sił, miałam chwile zwątpienia. Jednak prawie wszystko można znieść widząc efekty i mając nadzieję. Niestety w styczniu 2017 r. leki przestały działać i guz zaczął rosnąć. Zaprzestano więc dalszego ich podawania. Obecnie nie mam dostępu do leku, którym powinnam być leczona. Na świecie lek ten stosowany jest w leczeniu standardowym, w naszym kraju obowiązują procedury, które uniemożliwiają bezpłatne leczenie nim. W 2012 r. udało się zapanować nad chorobą. Teraz mam przerzuty wymagające zintensyfikowania leczenia. Czas jest w tej sytuacji najważniejszy. Nie mogę sobie pozwolić na niepodjęcie leczenia. Dlatego zdecydowałam się prosić Was o pomoc. Nie mam wyboru. To walka o moje życie. Do tej pory dawaliśmy sobie radę sami. Niestety teraz nie jesteśmy w stanie poradzić sobie bez Waszej pomocy! Terapia trwająca średnio 9,5 miesiąca. jest bardzo kosztowna. Lek musi być podawany regularnie co 3 tygodnie. Koszt jednego podania to ok. 20.000 zł. Cała terapia kosztuje ok. 300.000 zł. Kwota ta całkowicie przekracza możliwości naszej rodziny i najbliższych. Dlatego zwracam się do Was z prośbą o pomoc! Każda złotówka jest niezwykle cenna, dlatego bardzo o nią proszę! Dzięki Waszej hojności będę miała szansę sfinansować leczenie i dzięki temu odejdzie mi chociaż jedno zmartwienie. Decyzję o rozpoczęciu terapii muszę podjąć jak najszybciej. Opóźnienie leczenia naraża mnie na szybki postęp choroby i zmniejsza szansę na życie. Stąd moja ogromna prośba o pomoc finansową i pomoc w rozpowszechnianiu informacji o zbiórce. Poprzednie dwa cykle chemii nie powstrzymały rozwoju choroby. Spowodowały za to szereg skutków ubocznych i wiele dolegliwości. Nowy lek daje mi szansę na powstrzymanie i stabilizację choroby. Wykazuje wysoką skuteczność wobec mojego typu raka (HER2 dodatni, jest to rak inwazyjny, szybko dający przerzuty), a dodatkowo znacznie minimalizuje skutki uboczne terapii. Chociaż jest mi trudno, znoszę wszystko, bo bardzo chcę wyzdrowieć. Najgorsza teraz jednak jest bezsilność i niepewność, czy uda mi się rozpocząć i kontynuować leczenie. W przyszłym roku moja córka wychodzi za mąż. Moim największym pragnieniem jest być z Nią w tym tak ważnym dla Niej i dla mnie dniu. Nie wyobrażam sobie, że mogłoby mnie z Nią nie być! Bardzo proszę, pomóżcie mi! Podobno dobro powraca! Za każdą najmniejszą wpłatę z serca dziękuję!

26 538 zł z 300 000 zł
8%
Artur Dąbrowski, Nowy Dwór Mazowiecki

Zbieram na leczenie chłoniaka

Witam, mam na imię Artur, mam 53 lata. Jestem ojcem dwóch córek (15 i 23 lata). Zachorowałem w listopadzie 2020 roku. Byłem w pełni zdrowy i silny, pełen życia. Po profilaktycznych badaniach zleconych przez lekarza rodzinnego dostałem szokujący telefon z informacją, że muszę natychmiast jechać do szpitala i że przy moich wynikach mogę w każdej chwili umrzeć. Spędziłem kilka tygodni w szpitalach na diagnostyce i ostatecznie zdiagnozowano u mnie przewlekłą niewydolność szpiku kostnego (bardzo rzadką odmianę nieuleczalnego chłoniaka – Makroglobulinemię Waldenströma), która wywołała schyłkową niewydolność nerek wymagającą dializoterapii bądź przeszczepu nerki. Pierwszy kurs chemioterapii nie zadziałał, zmieniono leczenie. Po kolejnej silnej chemioterapii wystąpiła tzw. bardzo dobra częściowa odpowiedź (ponad 95% remisji). Makroglobulinemia Waldenströma jest jednak chorobą nieuleczalną, nawroty są tylko kwestią czasu, a chemioterapia którą powinienem przyjąć w kolejnym rzucie choroby (lek o nazwie Ibrutinib), nie jest w Polsce refundowana. Jej roczny koszt to ok. 300 tys. . Doświadczenia w leczeniu Macroglobulinemii Ibrutinibem na świecie wskazują na wysoką skuteczność tego leku, co jest źródłem ogromnej nadziei dla mnie i mojej rodziny. Jednak koszt jego finansowania zdecydowanie przekracza nasze możliwości, zwłaszcza że jest to tylko jeden z wielu wydatków, które ponosimy w związku z chorobą (konsultacje w Polsce i za granicą, leki, dojazdy na dializy). W szpitalu przy ul. Banacha w Warszawie (jednym z dwóch tylko ośrodków w Polsce, które są w stanie leczyć moją przypadłość) jestem pod opieką doskonałych lekarzy, którzy z ogromnym zaangażowaniem starają się pomóc mi w tej trudnej sytuacji, jednak pewnych barier systemowych nie przekroczą.. Chciałbym móc jak najdłużej cieszyć się życiem, pracować, uczestniczyć w dorastaniu moich córek, może i wnuków... W związku z tym zwracam się z prośbą do wszystkich ludzi dobrej woli o pomoc. Z góry dziękuję!

22 308 zł z 300 000 zł
7%
Arkadiusz Suska, Staszów

Pomóż mi sfinansować leki i przeszczep szpiku kostnego!

Mam na imię Arkadiusz. Mam wspaniałą rodzinę, jestem ojcem dwóch cudownych córek w wieku szkolnym, które wciąż mnie potrzebują! W kwietniu 2017 r. po badaniu szpiku kostnego okazało się, że jestem chory na ostrą białaczkę szpikową typu pośredniego. Po pierwszej chemioterapii nastąpiła poprawa. Obecnie mam pogorszenie wyników krwi. Muszę podjąć dalsze leczenie - włącznie z przeszczepem szpiku. Mieszkam w USA i moje ubezpieczenie nie pokryje w całości tego bardzo drogiego leczenia. Bardzo proszę o wsparcie finansowe. Z góry dziękuję za pomoc.

118 330 zł z 400 000 zł
29%
Małgorzata Lemanowicz, Słupsk

Gosia potrzebuje drogiego leku, by wygrać walkę z białaczką

Mam 54 lata. Jestem szczęśliwą matką dwóch dorosłych córek oraz żoną opiekuńczego męża. W 2009 roku zdiagnozowano u mnie przewlekłą białaczkę limfocytową. Potocznie nazywa się ją białaczką ludzi starszych, ponieważ najczęściej diagnozuje się ją w 60 - 70 roku życia. Niestety, jestem przypadkiem nietypowym i choruję na ten rodzaj nowotworu złośliwego od 41 roku życia. Mój organizm jest bardzo oporny na leczenie i zazwyczaj reaguje zupełnie inaczej niż lekarze, by tego chcieli. W pierwszych 4 latach nie było wskazań do rozpoczęcia leczenia, jednakże 9 maja 2013 roku mój stan znacznie się pogorszył. Wyniki morfologii wykazały bardzo wysoki poziom leukocytów, a węzły chłonne mocno się powiększyły. Właśnie wtedy lekarze postanowili rozpocząć leczenie chemioterapią. Po każdej dawce leku czułam się coraz lepiej, znowu mogłam wrócić do pracy, którą uwielbiam. Można powiedzieć, że nią żyję! W międzyczasie musiałam pojawiać się w szpitalu na transfuzjach krwi z powodu spadku hemoglobiny. Jednak rok temu wszystko się zmieniło. W wakacje trafiłam do szpitala w stanie bardzo ciężkim... Lekarze nie wiedzieli, czy mnie uratują. Nie byłam w stanie podnieść się z łóżka, codzienne silne bóle i wysokie temperatury nie pozwalały mi normalnie funkcjonować, byłam bliska śmierci i straciłam wszelką nadzieję. Na szczęście - jak widać - lekarzom przy wsparciu pielęgniarek i psychologa udało się mnie uratować, za co bardzo im dziękuję!!! Straciłam włosy, co jest bardzo ciężkim przeżyciem dla kobiety. Nie mogłam przekonać się do noszenia peruki. Wydawało mi się, że wszyscy na mnie dziwnie patrzą, mimo że dzieci uważały, że bardzo ładnie w niej wyglądam. Udało mi się to przetrwać. Aż w październiku 2016 roku wszystko wróciło: wzrost limfocytozy, ograniczenie aktywności fizycznej, gorączki, potliwości, spadek masy ciała, organy wewnętrzne i węzły chłonne bardzo mocno się powiększyły. Gdy córka przyjechała mnie odwiedzić z drugiego końca Polski, nie byłam w stanie się z nią przywitać. Kolejny raz spędziłam na izolatce w szpitalu dwa miesiące. Lekarze zastosowali kolejne leczenie. Gdy wszystko szło w dobrą stronę i miałam nadzieję, że wyjdę już ze szpitala do domu, zaczęły się problemy... Niewiele nawet pamiętam... Wdała się infekcja bakterią E.coli i poważne powikłanie zakrzepowo-zatorowe żyły szyjnej. Byłam w stanie bardzo ciężkim. Lekarze poinformowali mnie, że nie mogą już mnie leczyć chemioterapią i wyczerpano możliwości terapii dostępne w Polsce. Abym mogła żyć, muszę codziennie zażywać nowoczesny lek. To przełomowy lek w medycynie - ibrutinib. Nazywa się go również ZŁOTĄ TABLETKĄ, ponieważ pozwala ciężko chorym ludziom na białaczkę normalnie funkcjonować. Po odstawieniu tego leku następuje gwałtowny nawrót choroby i brak szans na życie. Dzięki pomocy lekarzy otrzymałam lek na 3 miesiące, ale terapię trzeba kontynuować. Miesięczny koszt leczenia tabletkami w Polsce wynosi 35 000 zł. Mimo że w maju 2018 r. lek wszedł na listę refundacyjną, ja nie kwalifikuję się do programu lekowego. Teraz czuję się lepiej! W końcu jestem w moim rodzinnym domu, mogę chodzić na spacery, spotykać się ze znajomymi i choć na chwilę zapomnieć o tym, że jestem ciężko chora. A co, gdy skończę terapię tym lekiem? Wtedy moje życie również się skończy... Nie pozwólcie odliczać mnie i mojej rodzinie dni do końca życia. Pozwólcie mi nie martwić się o przyszłość!

132 547 zł z 420 000 zł
31%
Dagmara Onichimowska, Wrocław

Dagmara potrzebuje wsparcia w walce z glejakiem. Immunoterapia jest jej nadzieją na przeżycie.

Kochani, uprzejmie proszę o przekazanie 1,5% podatku. Mam na imię Dagmara, mam 58 lat, jestem żoną Maćka i mamą Kai i Mateusza.Do czasu choroby byłam pasjonatką malarstwa (z wykształcenia jestem konserwatorem dzieł sztuki), moje życie upływało w spokoju. Obserwowałam, jak dorastają moje dzieci, ciesząc się miłością ich i mojego męża. Grono moich przyjaciół i znajomych zwracało się do mnie w ciężkich dla nich chwilach o pomoc, której nigdy nie odmawiałam. W sierpniu 2023 po chwilowej utracie przytomności i niezwłocznej diagnostyce zostałam porażona rozpoznaniem: glejak – guz mózgu lewego płata skroniowego. Od tego momentu wszystko działo się jak na przyspieszonym filmie. W październiku ub.r. operacja usunięcia guza, a od grudnia leczenie radio- i chemioterapią. Z osoby pełnej energii i woli pomagania innym stałam się osobą niepewną swojego dalszego losu, ogarniętą strachem o przyszłość, uzależnioną od pomocy innych, z pogłębiającą się depresją. Choć otrzymałam ogromne i bezcenne wsparcie mojej rodziny i przyjaciół, to aby zwiększyć szanse na dalsze życie i uniknięcie wznowy choroby, co z historii rozwoju tego rodzaju nowotworu jest raczej pewne, po zakończeniu dotychczasowej terapii niezbędne będzie dalsze leczenie. Jak wynika z badań nad tą chorobą, obecnie tylko immunoterapia daje najwięcej szans na jej pokonanie. Jej wdrożenie wymaga jednak zgromadzenia ogromnych, pozostających poza zasięgiem naszej rodziny, środków. Ta nierefundowana terapia dostępna jest za naszą zachodnią granicą, ale jej obecny koszt to ponad 300.000 zł. Do tego dochodzą koszty dodatkowych leków, konsultacji, rehabilitacji, przejazdów i inne niezbędne wydatki. Zwracam się do wszystkich Was kochani o wsparcie w walce z chorobą. Chciałabym dzięki Wam przeżyć jeszcze długie lata z moimi bliskimi, ciesząc się ich radościami, spełniając swoje pasje i niosąc pomoc innym ludziom. Dziękuję Wam z całego serca za pomoc. Dagmara

12 096 zł z 300 000 zł
4%
Agata Tamas, Osielsko

Zbiórka na leczenie glejaka IV stopnia

Hej, jestem Agata, mam 30 lat i niedawno zdiagnozowano u mnie bardzo złośliwego raka mózgu. Chciałabym opowiedzieć Wam moją historię i poprosić o pomoc w walce o życie. Pochodzę z Bydgoszczy, ale niedawno przeprowadziłam się do Gdańska, bo dostałam świetną pracę. Zawsze bardzo lubiłam się śmiać i przebywać z ludźmi. Uwielbiam też jazdę na rowerze i nawet zimą nie dało rady mnie od tego odciągnąć. Moja historia z glejakiem zaczęła się niepozornie, zaczęłam odczuwać pierwsze dziwne objawy w połowie stycznia tego roku. Byłam osłabiona, nie mogłam się skupić, pobolewała mnie głowa, ale myślałam, że to na pewno nic groźnego. Ale w którymś momencie pojawił się tak silny i długi ból głowy, że wylądowałam w szpitalu. Miałam afazję ruchową i zaburzenia czucia w prawej ręce. Po wykonaniu rezonansu okazało się, że mam w mózgu guza. Lekarze stwierdzili, że trzeba operować natychmiast. Operacja mózgu zawsze łączy się z dużym ryzykiem. Mogłam mieć po niej problemy z mową i poruszaniem się. Na szczęście operacja przebiegła prawidłowo - mogłam normalnie mówić, a na drugi dzień po operacji nawet wstać. Niestety to nie był koniec, trzeba było czekać na wyniki, żeby dowiedzieć się, jaki rodzaj guza znajdował się w mojej głowie. Okazało się, że to glejak wielopostaciowy IV stopnia – najwyższy stopień złośliwości. Pierwsza myśl to, co teraz będzie? Prawda jest taka, że glejak powraca i jest potwornie złośliwy. Moje rokowania są bardzo niekorzystne, ale nie mogę po prostu poddać się. Mam 31 lat i zamierzam zrobić wszystko, aby zmierzyć się z tą straszną chorobą. Zawsze byłam bardzo racjonalną osobą i z dystansem patrzyłam na rzeczy, które działy się dookoła mnie. Teraz też tak jest. Co najważniejsze, w tej walce towarzyszy mi moja wspaniała rodzina i super przyjaciele, którzy spędzali ze mną czas jeszcze w szpitalu, bardzo pomagali i do teraz cały czas są ze mną. Swoją diagnozę otrzymałam w połowie lutego, teraz jestem już w trakcie radio- i chemioterapii. Biorąc pod uwagę fakt, że mój typ glejaka odrasta mimo resekcji, muszę spróbować metod, które powstrzymają lub spowolnią ten proces. Są one dostępne za granicą i niestety nie są refundowane przez NFZ. W tym wypadku chodzi o terapie zlokalizowane w Niemczech w Kolonii. Ośrodek zajmuje się terapią immunologiczną: http://www.iozk.de/en/start/home Immunoterapia polega na leczeniu chorób nowotworowych poprzez wzmacnianie układu odpornościowego, zwalczając komórki nowotworowe. Terapia immunologiczna kosztuje wstępnie ok. 55 tys. Euro. Wraz z tłumaczeniem potrzebnych dokumentów oraz transportem koszty rosną, stąd gorąca prośba o wsparcie. W najbliższym czasie planuję również przeznaczyć część zebranych środków na konsultacje z lekarzami i potrzebne badania diagnostyczne. Poza tym chciałabym część zebranej sumy przeznaczyć również na środki farmakologiczne potrzebne podczas leczenia. Część zebranych środków planuję wykorzystać także na rehabilitację oraz wizyty u logopedy. Prawda jest taka, że niestety nie posiadamy takich pieniędzy, dlatego jeśli to tylko możliwe, ucieszę się z każdej możliwej pomocy. Każda mała złotówka się liczy, a ja bardzo dziękuję za pomoc. Nawet nie wiecie, jak bardzo! Dzięki!

210 752 zł z 500 000 zł
42%
Olena Pavlovska, Równe

Dziękuję za wszystkie wpłaty! Na tę chwilę zawieszam zbiórkę.

Drodzy Państwo, bardzo proszę o pomoc. Nazywam się Małgorzata Dzikowska, w fundacji Alivia pełnię rolę pełnomocnika Oleny. Od blisko 30-tu lat pracuję w Centrum Onkologii Ziemi Lubelskiej. Zazwyczaj to ja staram się pomagać pacjentom trafiającym do Zakładu Radioterapii, w którym pracuję, ale teraz sama tej pomocy potrzebuję. Nie dla siebie, ale dla Oleny właśnie. Poznałam Olenkę, kiedy trafiła na napromienianie węzłów chłonnych, co było kolejnym etapem leczenia. Rak, z którym się zmaga to ziarnica złośliwa (Lymphoma Hodgkina), nowotwór układu chłonnego. Walczy z chorobą już od dwóch lat. Przeszła przez piekło chemioterapii, przeszczepu komórek macierzystych, radioterapii. Walka jaką toczy z chorobą to jedno, niestety nie jest to jedyny problem. Problemem równie wielkim są w jej przypadku pieniądze. Olena pochodzi z Ukrainy, tam też ten swój bój o życie zaczęła. Podjętą walkę niestety przegrała, po sześciu cyklach chemioterapii doszło do wznowy. Na tym leczenie się zakończyło. Rodzina, przyjaciele organizowali zbiórki pieniędzy, żeby ratować jej życie. Dzięki temu, że udało się pożyczyć i zebrać pieniądze, trafiła do lubelskiego COZL. Dotychczasowe leczenie pochłonęło blisko 200 000 tys. zł. To było wszystko, czym dysponowali. Nie wiem, co będzie dalej, jak zachowa się choroba. Nie o wszystkim mogę, czy wręcz nie powinnam pisać, ale wiem jedno... muszę temu dziecku pomóc, muszę pomóc tej rodzinie, wiem także, że bez Państwa pomocy, bez serc Waszych na pomoc otwartych, nic nie zrobię. Nawet nie potrafię sobie wyobrazić, przez co ci ludzie przechodzą. Olenka ma 27 lat, ma 3-letniego cudownego synka, kochającego męża, rodzinę, która ją wspiera. Długie tygodnie spędzane na szpitalnym oddziale, z dala od kochanego dziecka, które nie rozumie, dlaczego mamy przy nim nie ma... Boże drogi, 27 lat to nie wiek na takie przeżycia. Pomóżcie Państwo proszę, spróbujmy choć ten finansowy ciężar zdjąć z barków tej młodej, cudownej osoby. Tylko Wy, ludzie o dobrych sercach możecie sprawić, że Olenka będzie szczęśliwa, że będzie mogła się leczyć. Początkowo potrzebowaliśmy 3 000 zł na badanie PET, którego wynik miał być rozstrzygający. Miałam nadzieję, że nie będzie potrzebowała więcej, bo jeśli tak to... niech Bóg ma ją w swojej opiece. Ja zrobię co mogę, ale cóż ja mogę? Mogę prosić prosić, prosić... co niniejszym czynię. Z całego serca dziękuję za pomoc w imieniu swoim i Oleny. Niestety koszmar się ziścił, choroba wraca niczym bumerang. Po badaniu PET okazało się, że pojawiła się wznowa w śledzionie. Konieczne jest dalsze leczenie. 300 tys. zł stało się faktem. 300 tys. to przewidywany koszt leczenia lekiem - przeciwciałem skierowanym na białko CD30. Miesięczna dawka tego leku to ok. 30 tys.zł. TO JEST CENA ŻYCIA Olenki. Dla nas ten lek jest szczęśliwie od roku lekiem refundowanym, ale nie dla niej - nie ma nic za darmo. Czy zdołam temu dziecku pomóc? Czy znajdą się ludzie, którzy pomóc zechcą? Głęboko wierzę, że tak, bo bez tej pomocy to młode życie skończy się szybciej niż się zaczęło. Brzmi strasznie, ale taka jest brutalna prawda. Dlatego bardzo proszę o pomoc, pomóżcie Państwo ratować Olenę. To nie pora na nią...

6 618 zł z 300 000 zł
2%
Olha Alieksandrova, Nowy Dwór Mazowiecki

Zbiórka na lek nierefundowany (abemacyklib)

Choruję na raka piersi. Zbieram środki na nierefundowany w moim przypadku lek - abemacyklib. Będę wdzięczna za każde wsparcie.

0 zł z 300 000 zł
0%
Beata Bartołowicz, Warszawa

Zbiórka na nierefundowany lek na raka

Nazywam się Olga Bartołowicz. Moja mama, Beata Bartołowicz jest moją jedyną najbliższą rodziną. 3 stycznia 2023 roku pół roku po stracie mojego ojca Jarosława Bartołowicz otrzymała diagnozę złośliwego nowotworu piersi. Była przerażona, zupełnie tak jak ja, jednak nie wpadła w złość. Postanowiła nastawić się, że jeżeli zaczyna leczenie, to zaczyna też zdrowieć. Przeszła pełną chemioterapię, cały czas skupiając się na pozytywach i procesie zdrowienia. Po chemii była operacja, a następne badania wykazały, że chemioterapia nie była skuteczna, a do tego pojawiły się przerzuty. Musiała przejść kolejną operację, co było dla nas obu bardzo trudne. Mama niedawno zakończyła cykl radioterapii i rozpoczęła leczenie hormonalne, które ze względu na przerzuty MUSI być w jej przypadku wspomagane nowoczesnym, nierefundowanym lekiem. Przez bardzo wysokie koszta (13 700 złotych na miesiąc przez 2 lata) jest poza naszym zasięgiem. Moja mama jest artystką, na co dzień zajmuje się projektowaniem wnętrz i w pracy bardzo skupia się na drugim człowieku - tworzy wyjątkowe wnętrza, a przy tym zwraca uwagę na konkretne potrzeby i funkcjonalność. Świetnie maluje, kocha zwierzęta i jest bardzo aktywna, każdy dzień zaczyna od spaceru do lasu. Zawsze się angażowała, wspierając innych w swojej pracy zawodowej i w życiu prywatnym, a teraz sama potrzebuje wsparcia. Bardzo chcę, by wyzdrowiała, żebyśmy mogły być razem... Żeby nie musiała się już martwić i mogła ze mną podróżować, spełniając plany, które przez diagnozę zeszły na drugi plan. Mamy tylko siebie... Jak możesz pomóc? przekaż 1,5% wpłać na zbiórkę - każda złotówka się liczy udostępnij! Wszystkie zebrane środki zostaną wykorzystane na leki, transport i wszelkie inne koszta związane z leczeniem.

20 282 zł z 328 800 zł
6%