Zbiórki

Iwona Tryfon, Warszawa

Proszę o pomoc w walce z rakiem!

Cześć! Mam na imię Iwona, mam 50 lat. Pracuję, mam rodzinę, przyjaciół, płacę regularnie ZUS i podatki. Podczas rutynowej wizyty kontrolnej u lekarza, która odbyła się w lipcu tego roku, stwierdzono u mnie guza piersi. Była to informacja, która wstrząsnęła całym moim życiem. Przeszłam wszystkie etapy leczenia, a obecnie potrzebuję środków na rehabilitację po wycięciu węzłów chłonnych. Jest to zarówno dla mnie, jak i mojej rodziny ciężki etap w życiu, jednakże wierzę, że dzięki wsparciu dobrych ludzi uda mi się przezwyciężyć chorobę oraz uzbieram środki, które są mi niezbędne, aby powrócić do zdrowia. Zadecydowałam, że podejmę tę walkę i się nie poddam! Dziękuję za każde wsparcie.

58 791 zł z 80 000 zł
73%
Beata Woźniak, Piastów

Proszę o pomoc w walce z rakiem. Zbieram na leki i rehabilitację.

Mam na imię Beata. Mam cudowną rodzinkę: męża, dzieci i dwa największe skarby - wnusie: Natalkę (4 latka) i Marcelinkę (2 latka). To właśnie dla nich CHCĘ i MUSZĘ walczyć z "dziadem", który się we mnie zadomowił. W maju 2019 usłyszałam diagnozę - nowotwór szyjki macicy płaskonabłonkowy złośliwy nieoperacyjny. Szok i niedowierzanie, ponieważ 10 miesięcy wcześniej robiłam cytologię - wynik badania grupa 1 (brak niepokojących objawów komórek nabłonka). Od czerwca przeszłam przez szereg badań, wstępnie zaproponowano mi leczenie radioterapią, następnie chemioterapię. Ostatnie badanie PET wykluczyło jednak możliwość zastosowania radioterapii ze względu na liczne powiększone węzły chłonne. W sierpniu rozpoczęłam chemioterapię. Podczas wizyty lekarz prowadzący poinformował mnie, że w moim przypadku mógłby być zastosowany lek, który zwalcza komórki nowotworowe i jest bardzo skuteczny, niestety jest NIEREFUNDOWANY w przypadku raka szyjki macicy. Wstępnie ustalone miałam 8 sesji co 3 tygodnie chemioterapii, podczas których powinnam mieć podawany ten właśnie lek. Dzięki wpłatom ludzi o dobrym sercu miałam rozpocząć kurację wyżej wymienionym lekiem, jednak po dwóch dawkach chemioterapii we wrześniu 2019 przeszłam udar mózgu. W jego efekcie zostałam częściowo sparaliżowana, przestałam chodzić i straciłam władzę w jednej ręce. Pojawiły się również ataki epilepsji. W obecnym stanie zdrowia leczenie dotychczasowym lekiem jest niewskazane, lecz pieniądze które zostały wpłacone, pozwalają mi na zakup leków niezbędnych do walki z chorobą. Pomogły mi także w częściowym odzyskaniu sprawności fizycznej. Dzięki zabiegom rehabilitacyjnym, które musiałam podjąć bezpośrednio po udarze, mogę chodzić oraz częściowo odzyskałam władzę w ręce. Łączny miesięczny koszt rehabilitacji to około 1000 zł, zakup leków to także wydatek w wysokości 1000 zł. Mój zasiłek chorobowy wypłacany przez ZUS wynosi tylko 1500 zł miesięcznie. Gdyby nie finansowe wsparcie ludzi, nie byłabym w stanie opłacić lekarstw i rehabilitacji. Zwracam się do wszystkich o wielkim serduchu o pomoc w zebraniu kwoty potrzebnej na dalsze leczenie.

13 854 zł z 25 000 zł
55%
Jadwiga Jakubowska, Racibórz

Proszę Państwa o wsparcie finansowe, abym mogła dalej żyć!

We wrześniu 2016 r. wykryto u mnie szpiczaka mnogiego - jest to nieuleczalny nowotwór złośliwy. Zaczęłam się leczyć w Chorzowie, ale było to za daleko od mojego miejsca zamieszkania i musiałam zrezygnować z leczenia z powodu wysokich kosztów. Po dłuższym czasie zaproponowano mi leczenie w Rybniku, czyli bliżej mojego domu. Podjęłam się terapii, bo inaczej nie miałabym żadnych szans na przeżycie. Jestem miłą i pogodną osobą, mimo iż los mnie ciężko doświadczył w życiu. A ostatnio doświadczył jeszcze bardziej... W październiku 2021 straciłam partnera, który pomagał mi, ale niestety sam zmagał się z problemami zdrowotnymi. Żeby wychodzić z domu, zaczęłam korzystać z wózka. Mieszkam teraz tylko ze swoim pieskiem, który jest dla mnie bardzo ważny, on stał się moim najwierniejszym przyjacielem i towarzyszem w tych trudnych dla mnie chwilach. Teraz dla niego staram się nie poddawać. Moje leczenie przebiegało w ten sposób, że wykonano mi badania i pobrano moje własne zdrowe komórki szpiku, a w październiku2017 r. miałam je przeszczepione. Następnie były badania, mocna chemia i obawa, czy ten przeszczep się przyjmie. Na szczęście się udało! Mam masę dodatkowych schorzeń, m.in. choruję na niezłośliwego guza nerki i mam usuniętą jedną nerkę. Mam problemy z płucami i astmę oskrzelową. To wszystko czasami wydaje mi się ponad moje siły, ale staram się nie poddawać mimo tego, iż bardzo podupadłam na zdrowiu psychicznym i fizycznym. Do końca życia czeka mnie jednak leczenie i rehabilitacja. Koszty te przerastają moje możliwości finansowe. Dlatego serdecznie proszę Państwa o pomoc. Proszę Państwa o wsparcie finansowe, m.in. na leki, transport, i zabiegi rehabilitacyjne. Nie proszę Państwa o wiele, każda złotówka się liczy.

243 zł z 10 000 zł
2%
Alicja Wiak, Warszawa

Babcia i wolontariuszka hospicjum domowego prosi o pomoc!

Mam na imię Alicja i mam 62 lata. Choruję na złośliwego raka piersi i węzła chłonnego. Jestem w trakcie leczenia chemioterapią. Utrzymuję się z niskiej emerytury, która ledwo daje możliwość wiązania końca z końcem. Przez wiele lat byłam motorniczą Tramwajów Warszawskich, wychowałam dwójkę niespotykanych urwisów, a obecnie jestem już babcią. Dzieci pomagają mi tyle, ile mogą. Jeden z moich synów jest moim pełnomocnikiem. Niemniej małe dzieci, kredyty hipoteczne sprawiają, że w kwestii finansowej niewiele mogą zdziałać. Jako kobieta i matka doświadczyłam wiele - miałam ojca alkoholika, potem męża, przez co samotnie pracowałam na dom. Nigdy się nie poddałam i pracowałam tak ciężko, jak tylko się dało. To moje pociechy motywowały mnie w życiu do tego, by się nie poddać. Przez swoje doświadczenia życiowe, w których pomagały mi osoby trzecie, wiedziałam, że nadszedł czas, aby spłacić ten dług. Jest tylu wokół nas, którzy potrzebują pomocy. Często są osamotnieni, dlatego pomagam jako wolontariuszka w hospicjum domowym, a dokładnie w Archidiecezjalnym Zespole Domowej Opieki Paliatywnej, gdzie nie tylko wspomagamy przez pielęgnację Podopiecznych, ale również dbamy o ich dobre samopoczucie. W leczeniu może pomóc mi nowoczesny lek. Jedna dawka tego leku to koszt 11 566,80 zł. Stosowanie tego leku zwiększa moje szanse na wyleczenie, lecz niestety lek jest nierefundowany przez NFZ w moim wskazaniu. Czas trwania mojego leczenia to 6 cykli, podczas których co 3 tygodnie będę przyjmować kolejne dawki. Proszę o pomoc, żebym mogła pomagać dalej, żebym mogła nadal spłacać swój dług.

1 818 zł z 80 968 zł
2%
Monika Laszczak, Mazańcowice

Operacja profilaktyczna drugiej piersi, badania kontrolne, leki

Witam serdecznie, Po prawie 3,5 latach od diagnozy nie śpię dalej spokojnie. Czy kiedyś będzie to możliwe? Nie wiem, ale musze zrobić wszystko, co mogę zrobić, by ustrzec się przed nawrotem choroby,a więc muszę usunąć drugą pierś, w której może pojawić się rak. Niestety w moim wypadku operacja ta nie jest refundowana, gdyż nie spełniam wymogów NFZ. Zachorowanie w młodym wieku i mój podtyp raka stwarzają ryzyko, iż nowotwór może pojawić się w drugiej piersi. Poza tym chora pierś i jej okolice po rekonstrukcji i radioterapii zrobiły się twarde i bolesne. Odbiegają również mocno wyglądem od zdrowej strony. Naświetlona tkanka zwłókniła się, zdeformowała i stwardniała. Z tego powodu coraz bardziej krzywi mi się kręgosłup i pojawia się ciągnący ból, z którym coraz trudniej mi sobie radzić. Tyle już przeszłam , nie mogę teraz złożyć broni i poddać się losowi. Muszę zrobić, co się da, by żyć dla dwójki moich małych dzieci. Jestem bardzo wdzięczna losowi, że wciąż mogę z nimi być. Jestem wdzięczna Wam za pomoc w leczeniu. Obecnie kontynuuję hormonoterapię, która daje mi w kość każdego dnia, ale tak trzeba, by mieć szansę na życie. Kontrole, konsultacje lekarskie, leki i badania prywatne, które muszę robić, by wcześniej wykryć ewentualny przerzut, szarpią mocno mój budżet. W obecnych czasach, gdy wszystko tak podrożało, nie mam finansowej możliwości pokryć w całości operacji drugiej piersi oraz poprawy już zrekonstruowanej. Koszt takiej operacji to około 25 tys. zł. Brakuje jeszcze 17 tys. zł., dlatego też będę wdzięczna za każde choćby najmniejsze wsparcie. Wszystkim moim darczyńcom bardzo dziękuję i życzę dużo zdrowia w tych trudnych czasach.

65 287 zł z 77 000 zł
84%
Aleksandra Kapica, Międzyrzec Podlaski

Twoja pomoc moją szansą na życie

Witam, mam na imię Aleksandra i mam 33 lata.Na co dzień mieszkam i pracuję w Międzyrzecu Podlaskim. Prowadzę swój salon kosmetyczny. Praca jest moja ogromną pasją. Niestety w chwili obecnej jestem w trakcie chemioterapii i nie jestem w stanie pracować, rozwijać się, szkolić i spełniać zawodowo. Choroba pokrzyżowała mi plany zawodowe i prywatne. Kiedy skończyłam 30 lat, usłyszałam diagnozę: ziarnica złośliwa. Był to dla mnie i dla moich bliskich ogromny szok, nikt w rodzinie wcześniej nie chorował na nowotwór. Całe moje życie i nie tylko moje zmieniło się diametralnie, teraz najważniejszym celem było wyzdrowieć. Rodzina i przyjaciele bardzo wspierają mnie w walce z chorobą, to dzięki nim nadal mam siłę, by walczyć i się nie poddawać.W 2016 roku rozpoczęłam chemioterapię, było to długie i ciężkie leczenie. W lipcu 2017 roku przeszłam autoprzeszczep komórek macierzystych, który pozwolił mi na chwilę wrócić do normalnego życia i zapomnieć o chorobie, niestety ta okazała się podstępna i wraca. Nadzieją dla mnie jest lek, który w moim przypadku nie jest refundowany. Miesięczny koszt lekoterapii to ok. 30 tysięcy złotych. Koszt leczenia znacznie przewyższa moje możliwości finansowe, dlatego jestem zmuszona prosić o wsparcie. Będę bardzo wdzięczna za gest dobrej woli. Aleksandra Włodarczyk

108 695 zł z 200 000 zł
54%
Ligia Tuszyńska, Warszawa

Udało się osiągnąć cel zbiórki i przeprowadzić leczenie!

Dziękujemy za wpłaty! Zakończyłam leczenie Pertuzumabem zakupionym dzięki Państwa wpłatom. ****************************************************************************** Moja nagła choroba, złośliwy nowotwór piersi z przerzutami do węzłów chłonnych wymaga chemioterapii lekiem Pertuzumab, który w moim przypadku nie jest refundowany przez NFZ. Aby uwolnić się od nowotworu, jestem zmuszona prosić o wsparcie. Koszt terapii pierwszego etapu wynosi 80 tysięcy zł. Będę wdzięczna za każdą pomoc finansową na moją zbiórkę w Fundacji „ALIVIA”.

48 994 zł z 80 000 zł
61%
Adriana Pichnowska, Poznań

W chwili obecnej zawieszam zbiórkę środków na lek palbocyklib

Witam, nazywam się Adriana Pichnowska i bardzo kocham życie! Mam 52 lat i od 14 lat walczę z hormonozależnym rakiem piersi. Pragnę zawalczyć dla swojej Rodziny. To moje zmartwienie i strach o to, by nie zostawić cierpienia bliskim po swoim odejściu, bardzo motywuje mnie do walki z rakiem. W 2007 roku zachorowałam na raka piersi z zajętymi węzłami chłonnymi. Pamiętam moment przekroczenia oddziału chemioterapii, to była dla mnie granica. Pomyślałam, że jestem po drugiej stronie. Uśmiechałam się wtedy do wszystkich, próbowałam być dzielna, ale lekarz prowadzący dostrzegł w moich oczach strach. Przysłano mi wówczas na rozmowę psychologa klinicznego i pękłam od środka, wyrzuciłam z siebie wszystkie obawy, strach o to, jak moja Rodzina poradzi sobie beze mnie. Od tego momentu zaczęłam walczyć. Przeszłam usunięcie lewej piersi z tkankami pachy, 6 kursów chemioterapii programem AC w ramach chemii przed i pooperacyjnej, 22 naświetlania radioterapii i 5 lat hormonoterapii. Przez okres 2 lat otrzymywałam implant w powłoki skórne brzucha w ramach farmakologicznego sprowadzania do menopauzy, a w 2010 roku konieczne okazało się usunięcie wszystkich narządów kobiecych. Mimo wszystko życie pokochałam jeszcze mocniej, żyjąc na 100%, dużo między innymi pracując, poświęcając się Rodzinie. Nałożyłam na siebie taki altruizm z myślą o córce i mężu, aby żyło nam się jeszcze lepiej. Dużą przyjemność czerpałam z myśli, że mimo choroby, mogę więcej dla nas zrobić. Wymieniłam meble w mieszkaniu, odważyłam się na kredyt i kupiłam nowy samochód. Kocham życie, kocham Święta Bożego Narodzenia, piękne chwile z najbliższymi, blask świecy, uwielbiam gotować. :) W lutym 2017 roku podczas badań kontrolnych wykryto u mnie nawrót choroby z przerzutami do wątroby, płuca prawego, węzłów chłonnych śródpiersia i tchawicy oraz w piersi prawej wykryto raka jako nową jednostkę chorobową, którą rozpoznano w badaniu histopatologicznym po stopniu złośliwości. Przeżyłam wstrząs! Przerzuty zatem dał rak piersi z 2007 roku. Pamiętam, jaki szok przeżyła także moja jedyna córka, będąca wtedy dwa miesiące przed porodem, pamiętam jak wyrwała mi wynik TK i krzyczała na głos: "Mamo! Dlaczego ty?! Mamo!". Nie mogłam jej uspokoić... Do teraz przeżywa i boi się o mnie, często żałując, że nie ma siostry, bo inaczej by mnie tak bardzo nie kochała, jak mówi. Dlatego muszę walczyć dla córki, męża i wnuków. Wierzę, że znajdą się ludzie dobrej woli, aby mi, nam pomóc, abym nie stała się czarno-białą fotografią z opisem: "Adriana odeszła". Obecnie od października 2019 roku jestem na chemii metronomicznej - leczeniu paliatywnym. Mimo kolejnej progresji choroby, nie zamierzam się poddawać! Leczenie w nawrocie choroby zaczęłam od hormonoterapii i tak w roku 2017 zalecono lek, który wstrzymywał u mnie złośliwą aktywność komórek rakowych do grudnia 2018 roku. Po roku i 10 miesiącach jednak lek ten przestał działać, doszło do progresji (wznowy procesu złośliwego) wątroby, płuca prawego i węzłów chłonnych śródpiersia oraz tchawicy. Przeszłam 2-miesięczne załamanie psychiczne. Od grudnia 2018 roku zmieniono u mnie lek, który przyhamował złośliwy proces nowotworowy, ale tylko przez okres 10 miesięcy. Mojego raka nie da się wyleczyć, ale można zamienić chorobę w proces przewlekły, wydłużając moje życie. Za mną konsultacje w Polsce i w klinice Charite Berlin, gdzie potwierdzono skuteczność leku, zalecanego wcześniej przez moją Panią Doktor z Wielkopolskiego Centrum Onkologii. By wciąż cieszyć się życiem, potrzebuję tego leku! W Polsce lek ten został wreszcie zrefundowany, ale mój przypadek nie kwalifikuje się do pokrycia kosztów leczenia w ramach NFZ. Koszt wymaganej terapii 24-miesięcznej wynosi 180.000 złotych. Z uwagi na moją chorobę jesteśmy ograniczeni finansowo, a ja sama nie jestem już w stanie pracować w wymiarze pełnego etatu. Kwota około 10.000 zł miesięcznie przerasta chyba większość osób, a trzeba jeszcze po prostu normalnie żyć i opłacać rachunki. Na dzisiaj jestem jeszcze na siłach, by walczyć, aby dogonić czas, który mi ucieka. Za jakiś czas może być za późno. Proszę, pomóż mi! Rak obdarł mnie z kobiecości, ale najważniejsze, by nie powstała pustka po moim odejściu w sercach moich bliskich! Dziękuję z góry wszystkim, którzy pomogą mi w walce o dłuższe życie! Adriana

21 649 zł z 180 000 zł
12%
Beata Jac-Kamińska, Szczecin

Czas ucieka bezlitośnie... Pomoc w walce z rakiem jajnika bardzo potrzebna.

14 maja 2019 dowiedziałam się o swojej chorobie i świat runął w gruzach. Myślałam, że to będzie najlepszy rok w moim życiu, poznałam wspaniałego człowieka i nagle tyle planów... Nie wiedziałam, że w moim wieku może istnieć jeszcze miłość... Przez sekundę byłam naprawdę szczęśliwa. Chcę walczyć, ale czuję się zagubiona i bezradna. Nagle pojawiło się tyle przeszkód i zostałam bez środków do życia. Potrzebuję konsultacji dobrego specjalisty, leków, dostosowania pomieszczenia do godnych warunków życia. Chcę jeszcze zaznać choć chwili szczęścia. Mam nadzieję, że na mojej drodze znajdą się ludzie-anioły.

480 zł z 20 000 zł
2%
Małgorzata Jacaszek-Piekarska, Skierniewice

Pomóżcie mi pokonać raka

Witam Was! Nazywam się Małgorzata Jacaszek-Piekarska. Jestem mamą trójki dzieci, do niedawna działałam też aktywnie zawodowo jako dziennikarka i pilot wycieczek. Jednak w styczniu dowiedziałam się, że mam raka piersi. Wynik histopatologiczny opisany bezdusznie jako najbardziej złośliwy rodzaj raka i HER2 pozytywny. To najbardziej agresywna postać raka piersi, a takie wyniki wskazują, że bez odpowiedniego leczenia w szybkim czasie może dojść do przerzutów. Czeka mnie długa walka. Okazuje się, że najlepszym rozwiązaniem i największą szansą na moje wyzdrowienie jest podanie kilku leków. Niestety NFZ nie zrefunduje mi jednego z leków, który może uratować mi życie. Jedyna droga to opłacenie leku z własnych środków. Jestem obciążona genetycznie, dlatego będę musiała poddać się obustronnej mastektomii, a z rekonstrukcją i rehabilitacją koszt operacji to 150 000 zł. To nie jedyna operacja, która jest konieczna, będę musiała także mieć wycięte jajniki. Od kwietnia przechodzę chemioterapię, podczas której miałam liczne powikłania. Przeszłam groźną dla życia neutropenię, chemia uszkodziła mi także serce i spowodowała liczne problemy z wątrobą. W tej chwili na stałe muszę leczyć się u kardiologa i hepatologa oraz wykonywać co tydzień niezbędne badania. Poza chemioterapią biorę mnóstwo lekarstw i preparatów wspomagających moje leczenie, które jednak są bardzo drogie. Koszty związane z działaniami, które mogą uratować mi życie, są ogromne. Dla mnie dużym obciążeniem finansowym są już same dojazdy do szpitala, zakup lekarstw i innych środków medycznych, wizyty u specjalistów, badania. Jestem wciąż w trakcie chemioterapii. Tak naprawdę to walka każdego dnia. Wizyty u kolejnych specjalistów jak: kardiolog, chirurg, ginekolog, lekarz naczyniowiec, hepatolog i liczne badania diagnostyczne - to stało się codziennością. Potrzebuję również środków na wielokrotne badania PET, a koszt jednego takiego badania to 6 tysięcy złotych. Moje podstawowe leczenie potrwa jeszcze ponad rok. Potem będzie kolejny etap leczenia. Leczenie raka jest bardzo obciążające dla całego organizmu, ale także dla psychiki. Ja staram się trzymać, bo muszę być silna dla moich dzieci, które mają tylko mnie. Walka z rakiem jest bardzo długa i bardzo ciężka. Ale można ją wygrać przy odpowiednim leczeniu i wsparciu. Bardzo dziękuję wszystkim osobom, które piszą mi ciepłe słowa, wszystkim darczyńcom!!! Dzięki Wam wyszłam z "dołka psychicznego", stałam się silniejsza i uwierzyłam, że razem można pokonać wszystko. Jako dziennikarka wiele razy wspierałam akcje charytatywne. Tym razem to ja potrzebuję pomocy. Jest mi ciężko prosić o pomoc, ponieważ nigdy wcześniej tego nie robiłam. W tej chwili przebywam na zwolnieniu lekarskim. Przede mną jeszcze długie leczenie. Dzięki Waszej pomocy mogę wyzdrowieć. Jestem samotną matką. Mam wspaniałe dzieci, dla których chcę żyć. Przed chorobą byłam optymistyczną, ciągle uśmiechniętą osobą. Miałam w sobie mnóstwo energii, którą, jak twierdzą inni, przekazywałam dalej. Zawsze bardzo ważni byli dla mnie ludzie. Wiem, jak ważna jest pomoc innym. Nie spodziewałam się, że to ja będę potrzebować wsparcia. Zawsze byłam samodzielna, wychowywałam sama dzieci, byłam silna i zaradna. Kocham moje dzieci najbardziej na świecie i na nich mi najbardziej zależy. Praktycznie mamy tylko siebie nawzajem. Trzy lata temu moje dzieci straciły babcię, która przegrała walkę z rakiem, a teraz ich dziadek jest nieuleczalnie chory na stwardnienie boczne zanikowe, jego stan jest już krytyczny. Mają tylko mnie, tylko na mnie mogą liczyć. Wiem, jak bardzo się martwią. To dla nich muszę wyzdrowieć!!! Pomóżcie, proszę. Jestem wdzięczna za każdą kwotę. Wierzę, że razem może się wszystko udać. Dzięki Waszej pomocy będę mogła wyzdrowieć! Życzę Wam wszystkim dużo zdrowia, bo to najważniejsze! Przy wpłatach za pomocą przelewów proszę pamiętajcie o wpisaniu mojego nazwiska: Małgorzata Jacaszek-Piekarska oraznr: 111051. Bardzo dziękuję!

73 518 zł z 300 000 zł
24%
Sylwia Czyżewska, ząbki

Leczenie oraz badania

Nazywam się Sylwia, mam 44 lata. Wychowuję sama dwóch dorastających synów. W grudniu 2016 roku zdiagnozowano u mnie rozsianego raka piersi. Był to dla mnie cios, ponieważ całe życie pomagałam innym - byłam honorowym dawcą krwi oraz szpiku. Choroba wywróciła moje dotychczasowe życie do góry nogami, zostawił mnie partner, zostałam z problemami całkiem sama, bez środków do życia. Postanowiłam zawalczyć i podjąć leczenie. Najpierw długa chemioterapia, następnie mastektomia piersi z usunięciem węzłów chłonnych. Potem miało być już z górki - rekonstrukcja piersi oraz 5 lat leczenia hormonalnego. Niestety znów dostałam kopniaka od losu. Podczas podróży z synem do rodzinnego Włocławka straciłam przytomność i dostałam ataku padaczki. Obudziłam się w szpitalu. Po cyklu badań wykryto u mnie guza przysadki mózgowej. Lekarze zalecili obserwację oraz liczne badania, nie wszystkie refundowane. Serdecznie proszę o pomoc, by móc się leczyć i żyć dla moich synów. Styczeń 2021: Jestem wciąż pod stałą opieką i obserwacją lekarzy w sprawie guza przysadki. Niestety efektem zmian w mózgu jest dodatkowe leczenie z powodu ataków padaczki… Za kilka miesięcy czeka mnie drugi etap rekonstrukcji piersi oraz związana z nim rehabilitacja. Styczeń 2022: Od początku roku leżę w szpitalu, czekają mnie długie rehabilitacje. Bardzo dziękuję za każde, nawet najmniejsze wsparcie. Marzę, żeby znów żyć jak dawniej, ale potrzebuję jeszcze odrobinę Waszej pomocy, by móc stanąć na nogi. Chciałabym żyć i być dla moich dzieci oparciem, ponieważ mają tylko mnie. Dziękuję z całego serca.

5 118 zł z 30 000 zł
17%
Tamara Czajkowska, Izabelin

Nierefundowany lek to dla mnie ogromna szansa

Szanowni Państwo, guz jajnika zdiagnozowano u mnie 3 grudnia 2018. Operacja odbyła się 7 stycznia 2019. Badanie histopatologiczne było bezwzględne - nowotwór złośliwy III stopnia i na dodatek nietypowy jak na guz jajnika bo jasnokomórkowy. W marcu rozpoczęłam chemioterapię w szpitalu w Wieliszewie. Niestety na część leków (mimo dwukrotnej próby podania w warunkach szpitalnych) jestem uczulona. Zgodnie z zaleceniami specjalistów niezbędne jest podanie oprócz podstawowego leku drugiego preparatu. Niestety NFZ nie refunduje w moim przypadku nic poza taksoidami, a na te jestem uczulona. Koło się zamyka. Zarówno prowadząca mnie dr Justyna Barzał jak i dr Kuc-Rajca z Instytutu Onkologii na Ursynowie zalecają podanie 6 dawek nierefundowanego leku.

9 204 zł z 18 000 zł
51%