Zbiórki

Irena Węgrzyniak, Gdynia

Protonoterapia

Nazywam się Irena, mam stwierdzony nowotwór złośliwy mózgu. Pierwsze zmiany wykryto u mnie 5 lat temu podczas badania rezonansem magnetycznym. Badanie wykazało zmiany w prawej półkuli mózgu. Wówczas usłyszałam, że to może być moja uroda, ale dla pewności mam raz do roku wykonywać kontrolny rezonans magnetyczny. W grudniu 2018 roku odebrałam wynik rezonansu i wówczas okazało się, że mam glejaka, a moja zmiana rozrosła się 1,5x. Wykonana dwukrotnie biopsja niestety potwierdziła, że mam nowotwór złośliwy. Zmiana jest tak duża, że na ten moment nie mogę mieć operacji czy radioterapii. Za zaistniałą sytuację winię prowadzącego mnie neurologa, który zignorował mój przypadek. W walce o życie podejmę każde wyzwanie. Niestety, wachlarz możliwości leczenia w Polsce jest bardzo ograniczony. Dla mnie nie ma innego sposobu leczenia poza tym, które obecnie przechodzę. Mam możliwość poddania się leczeniu niestandardowemu, ale jest ono bardzo kosztowne: -Protonoterapia w Monachium, koszt leczenia to kwota 60 000 euro. Chciałabym wykorzystać każdą możliwą szansę na zatrzymanie glejaka, także z wykorzystaniem alternatywnych metod leczenia i leków niedostępnych w Polsce. Nigdy nikogo nie prosiłam o pomoc, teraz jestem w takiej sytuacji, że muszę poprosić o wsparcie. Koszty terapii są bardzo wysokie i dla mnie nieosiągalne, dlatego tak ważna jest dla mnie Wasza pomoc. Zwracam się z prośbą do wszystkich, którzy czytają mój apel o dobrowolne kwoty na moje leczenie. Dzięki Wam będę mogła walczyć z nowotworem i cieszyć się każda kolejna chwilą z dziećmi. Dziś nie mam innych marzeń, chciałabym tylko wrócić do normalności. Z góry dziękuję za każdą udzieloną pomoc. Irena

94 018 zł z 280 000 zł
33%
Beata Olekszyk-Nowakowska, ŻORY

Pomoc w zbiórce na leczenie

Mam na imię Beata i jestem mamą 11-letniego Mateuszka. Razem z mężem i synem lubimy góry, psy i życie na wsi blisko przyrody. Moją pasją jest praca z dziećmi, które uczę angielskiego od 20 lat w szkole w Pawłowicach. We wrześniu 2019 roku zdiagnozowano u mnie nowotwór złośliwy jelita grubego. W październiku przeszłam operację. Od 11 grudnia jestem poddawana leczeniu celowanemu, które nie było niestety refundowane. Koszt jednego wlewu to 6 000 zł. Do tego dochodziły koszty dojazdu do szpitala w Warszawie raz na dwa tygodnie. Przeszłamcykl 12 podań. Chemioterapia bardzo obciąża organizm, ale wiem, że pomaga. Dodatkowo metodą wspierającą jej działanie jest hipertermia, której się poddawałam, jej koszty były bardzo wysokie. Zabieg trzeba wykonać jeden dzień przed chemioterapią, jeden po niej i czasem też pomiędzy. Koszt jednego godzinnego zabiegu to 550 zł. Ale ta metoda bardzo skutecznie wspomaga leczenie mojej przypadłości. Koszt całości, czyli przynajmniej 18 zabiegów to 9900 zł. No i na koniec rzecz chyba jedna z ważniejszych - Oncompass. Są to bardzo specjalistyczne badania genetyczne, których wykonanie to koszt rzędu 20 tys. złotych. W obecnej chwili kontynuuję immunochemioterapię już w Gliwicach. W związku z leczeniem przebywam na zwolnieniu lekarskim. Leczenie, związana z tym dieta i odżywianie, a także rehabilitacja związana z neuropatią po chemioterapii są bardzo kosztowne, a wypłata nie ma szans tego pokryć. W związku z tym zwracam się do Was o pomoc w zbiórce. Liczę na to, że dzięki Wam będę mogła przejść przez ten trudny czas. Wierzę też, że dobro wraca i jeżeli będzie potrzeba, ja będę mogła w przyszłości też komuś pomóc. Chciałabym wrócić jak najszybciej do szkoły, do dzieci. Widzieć mojego syna i innych uczniów na szkolnym korytarzu, stołówce. Chcę cieszyć się życiem i wrócić na górski szlak, idąc razem z Matim i Maćkiem, razem z nimi zdobywać szczyty. Dzięki ogromnemu wsparciu kochającego męża, syna, rodziny i Was wiem, że się uda. Dziękuję za każdy gest pomocy, za wsparcie.

195 758 zł z 220 000 zł
88%
Regina Piecka, Płock

Leczenie zaawansowanego raka żołądka lekami nierefundowanymi

Witajcie, mam na imię Regina, mam 53 lata, jestem mężatką od 31 lat. Mam kochającego męża i dwoje wspaniałych dzieci: córkę Patrycję (lat 30) oraz syna Sebastiana (lat 22). Początki mojej choroby zaczęły się w lipcu 2018 roku. To wtedy będąc na cmentarzu w 1 rocznicę śmierci mojego taty zadzwonił telefon i Pani poinformowała mnie, że mam natychmiast przyjechać po odbiór wyników z rezonansu magnetycznego. Dalsze badania wykazały, że jest to rak żołądka IV ostatniego stopnia z przerzutami do wątroby i węzłów chłonnych. Diagnoza brzmiała jak wyrok. Pełna obaw i strachu z ogromną wolą i chęcią szczęśliwego życia podjęłam się leczenia. Jestem po 32 chemioterapiach w odstępach początkowo przez pół roku 2-tygodniowych, następnie 3-tygodniowych. Obecnie po wykonaniu dodatkowych badań, dowiedziałam się, że moje leczenie powinno być zupełnie inne z racji błędnego określenia złośliwości nowotworu. Okazuje się, że powinnam mieć podawany lek, który nie jest refundowany przez NFZ, niestety koszty leczenia znacznie przerastają nasze możliwości finansowe. Lek powinnam mieć podawany w cyklach co 2-tygodniowych, w związku z czym koszt miesięcznej kuracji tym lekiem wynosi około 30 tys. zł. Pierwsze możliwe rezultaty leczenia tym lekiem mają być widoczne i odczuwalne po upływie 6 miesięcy, jednak leczenie może potrwać znacznie dłużej, jeśli lek będzie skuteczny, w związku z tym całkowity koszt leczenia może być znacznie większy. Jest to jedyny sposób ratunku dla mnie, gdyż na obecną chwilę chemia przestała działać. Moje samopoczucie również z dnia na dzień jest coraz to gorsze, ale bardzo chcę walczyć, bo mam dla kogo, nie poddam się tak długo, dopóki starczy mi sił. Zwracam się z ogromną prośbą do Państwa o wsparcie finansowe, ponieważ to moja jedyna i ostatnia nadzieja na dalsze życie...

38 400 zł z 180 000 zł
21%
Patrycja Frejowska, Warszawa

Potrzebuję wsparcia do walki z chorobą

Mam na imię Patrycja, mam 44 lata. Jestem mamą Mikołaja, którego wychowuję samotnie. W maju 2017 wyczułam guzek w piersi, który okazał się złośliwym nowotworem z przerzutami do węzłów chłonnych. Mój świat stanął w miejscu, jednak postanowiłam potraktować tę sytuację zadaniowo, jak coś przejściowego. Operacja, chemioterapia, naświetlania, rehabilitacja. Były trudne momenty, leczenie znosiłam wyjątkowo źle. Ponieważ mój rak był mocno złośliwy i hormonozależny, lekarze zalecili mi także usunięcie jajników. Minął rok od zakończenia leczenia systemowego, obecnie przez 5 lat poddawana będę nierefundowanej hormonoterapii oraz kroplówkom zabezpieczającym przed przerzutami do kości. Niedawno komplikacje po chemii i wprowadzeniu w stan menopauzy dały o sobie znać. Pojawiło się u mnie kilka schorzeń autoimmunologicznych, sarkoidoza, osteoporoza, osłabienie wątroby, astma i depresja. Lekarze przepisują coraz więcej nierefundowanych drogich leków i badań diagnostycznych, a środków finansowych zaczyna zwyczajnie brakować. Niestety 500+ nie dotyczy chorujących, którzy realnie ich potrzebują. Bardzo proszę o wsparcie, bez Waszej pomocy nie dam sobie sama rady.

24 718 zł z 30 000 zł
82%
Alicja Kacprzak, Łódź

Och, życie, kocham cię nad życie...

Witam, mam na imię Alicja, mam 61 lat, od roku emerytka. Los tak mnie nieszczęśliwie doświadczył, że obecnie jestem sama, ale NIE SAMOTNA... Cytując słowa mojej Przyjaciółki Ewy: jestem "kobietą pełną werwy, wigoru i życia, teraz przepełniona wiarą i wielką nadzieją". O tym, że paskudny guz "zagnieździł się " w moim prawym płucu, dowiedziałam się zupełnie przypadkowo. Po przejściu na emeryturę, wiosną 2019 roku, zapragnęłam wyjechać do sanatorium. Przed wypełnieniem wniosku do NFZ lekarz rodzinny skierował mnie również na badanie rtg płuc (było wymagane!). Wynik okazał się dramatyczny - guz wnęki prawej wielkości 36x32x31 mm. Kolejne badania, pobyt w szpitalu i pierwsza decyzja: "chora niezakwalifikowana do leczenia operacyjnego". Kolejne dni wypełnione smutkiem i lękiem, ale i mobilizacją do poszukiwaniem odpowiednich lekarzy, konsultacji i kolejnych badań, w tym badania PET. W m-cu lipcu br. wspaniali lekarze ze szpitala WAM w Łodzi podjęli się usunięcia tego guza i szczęśliwie wycieli go w całości, ratując mi całe płuco!!! Wynik badania histopatologicznego: rak niedrobnokomórkowy, przerzut raka płaskonabłonkowego. Kolejne badania, wiele konsultacji u lekarzy specjalistów i poszukiwanie guza pierwotnego, który dał przerzut do płuca. Do dnia dzisiejszego wciąż nie odnaleziono pierwotnego ogniska nowotworowego, który zapewne tylko czeka, aby zaatakować. Dzisiaj jestem już po chemioterapii (leczenie uzupełniające, profilaktyczne), a w grudniu czeka mnie kontrolne badanie PET i wielka niewiadoma... Muszę przyznać, że ostatnie miesiące, dni obdarowały mnie wiarą w potęgę ludzkich serc, miłością i wielkim wsparciem!!! Mam jeszcze małe marzenia, które tak bardzo bym chciała zrealizować. Pragnę w przyszłości być znów aktywną, służącą pomocą innym osobą, dzielącą się uśmiechem, radością i optymizmem, które przez całe dotychczasowe życie były moją wizytówką. Zebrane pieniądze chcę przeznaczyć na wydatki związane z chorobą: leki przepisane przez lekarza, dojazdy do ośrodka leczenia, dodatkowe konsultacje oraz badania diagnostyczne. Proszę uprzejmie, pomóżcie mi wygrać z tą ciężka chorobą. Każda złotówka w obecnej mojej sytuacji finansowej jest bezcenna. Z góry pięknie, z całego serca dziękuję :)

1 930 zł z 20 000 zł
9%
Sylwia Fleszar, Wrocław

Potrzebuję pieniędzy na leczenie.

Mam 44 lata, 2 wspaniałych dzieci i kochającego męża. W 2016 zachorowałam na raka piersi. Przeszłam 2 operacje, chemię, radio i hormonoterapię. Myślałam, że jestem już zdrowa, że choroba odpuściła. Niestety w sierpniu 2019, dostałam ataku padaczki... Diagnoza: rozsiew do mózgu. Jestem po 10 naświetlaniach całego mózgowia. Niestety, po 2 latach leczenia guzy znów zaczęły rosnąć. Obecnie zaczynam leczenie stereotaktyczne - naświetlania punktowe, bezpośrednio w guzy. Po kolejnych - 3 już naświetlaniach nie mogę być ponownie naświetlana, bo może dojść do marskości mózgu. Obecnie dalej występują u mnie napady padaczki, leczę się w Warszawie. Dostaję zestaw leków, które mam nadzieję, że choć na jakiś czas pomogą. Proszę o każdą złotówkę, którą będę mogła przeznaczyć na leki wspomagające odporność, rehabilitację, wizyty, konsultacje i dojazdy do Warszawy, by móc jak najdłużej być ze swoją rodziną.Z góry bardzo dziękuję.

50 579 zł z 100 000 zł
50%
Joanna Dymowska, Marki

Operacja ręki metodą LVA i rehabilitacja

W 2013 roku dowiedziałam się o swojej chorobie. Diagnoza brzmiała - nowotwór piersi z przerzutem do węzłów chłonnych.W tym momencie zatrzymało się moje normalne życie, z całym swoim biegiem pomiędzy pracą a domem. Przeszłam 2 operacje, potem chemię i naświetlania. Po roku byłam gotowa by wrócić :-) Udało się, choć w związku z wycięciem węzłów chłonnych lewej ręki moja sprawność została ograniczona. Musiałam zrezygnować z wielu pasji, a w pracy czekała mnie niespodzianka - degradacja, odsunięcie na boczny tor. Nie poddałam się, zmieniłam pracę i nawet awansowałam. Niestety moja codzienność to konieczność ciągłej rehabilitacji (ok. 5 tys. zł rocznie) i wciąż malejąca wydolność ręki. Kilka miesięcy temu dowiedziałam się, że w Polsce pojawiła się możliwość nowatorskiej operacji, że dr Daniel Maliszewski z Pomorza przeszczepia węzły chłonne i łączy naczynia limfatyczne metodą LVA. Dostałam się na konsultację, zostałam zakwalifikowana do operacji. Niestety czas oczekiwania na NFZ to 7 lat - to czas, w którym prawdopodobnie dla ręki będzie już późno. Istnieje alternatywa - operacja płatna, której koszt to 26 tys. zł. Do tego dochodzi intensywna rehabilitacja po zabiegu, dojazdy na Pomorze i pobyt tam. To wszystko może się zdarzyć za rok, jeśli tylko zgromadzę środki. Mam nadzieję, że z Waszą pomocą się uda :-) Dziękuję!!! Ps. Jestem po operacji, zwolniło się cudem 1 miejsce i udało się w końcu sierpnia. Dziękuję wszystkim, którzy pomogli mi częściowo sfinansować ten duży wydatek, bez Wasbyłoby mi ciężko. Aktualnie jestem bez pracy, ręka wciąż potrzebuje rehabilitacji i regularnych kontroli na Pomorzu. Efekty rzeczywiste operacji będą widoczne po około roku. Będę Wam wdzięczna za dalszą pomoc i przekazanie swojego 1% :-) DZIĘKUJĘ :-)

11 343 zł z 30 000 zł
37%
Paweł Nogaj, Poznań

Chemia pomogła, chcę walczyć dalej.

Nigdy nie paliłem papierosów, a mimo to w marcu 2019 po serii badań zdiagnozowano u mnie nietypowy, bardzo rzadki typ nowotworu: wielokomórkowy rak neuroendokrynny płuca w stopniu IV. Właśnie zakończyłem ostatni zaplanowany cykl chemioterapii, której celem było zwalczenie guza neuroendokrynnego na płucu i jego przerzutu do wątroby. Pierwszy ciężki etap kuracji mam już za sobą. Dzięki wsparciu moich najbliższych i przyjaciół udało mi się przetrwać ten czas. Jestem optymistycznie nastawiony do życia, wyniki ostatnich badań po terapii wyglądają również bardzo obiecująco (rozsiew nowotworu został zmniejszony). Teraz czas na to, by przystąpić do dalszej kuracji. Przede mną kilkumiesięczna rekonwalescencja i obserwacja efektów zastosowanej kuracji. Ten czas chcę spożytkować między innymi na zebranie środków na dalsze leczenie. Optymizmem napawa fakt, że ciągle powstają nowe leki, metody leczenia i zewsząd płyną informacje o ich coraz lepszej skuteczności. I wiecie co? To mnie jeszcze bardziej pozytywnie nakręca! Celem mojej zbiórki jest zdobycie środków na innowacyjną formę immunoterapii lekiem Nivolumab. Koszt takiego leczenia to w przybliżeniu miesięcznie 40 000 PLN. Kwota zawrotna, dla mnie i moich najbliższych - nieosiągalna. Każda pomoc jest dla mnie bardzo wartościowa. Te ostatnie pół roku było niesamowite dla mnie. Dobre słowo, spotkanie z życzliwymi lekarzami i pielęgniarkami, korespondencja ze specjalistami z całego świata. Wszyscy bezinteresowni, bardzo dobrze do mnie nastawieni. To bardzo mi pomaga. Chce mi się bardzo działać dalej i nieśmiało prosić Was o wsparcie, zarówno finansowe, jak i duchowe. Dziękuję Wam bardzo.

8 135 zł z 40 000 zł
20%
Żaneta Stolarz, Gostynin

Zbieram na nierefundowane leczenie raka piersi

O tym, że choruję na raka dowiedziałam się w sierpniu 2019 roku. Diagnoza: rak piersi Her2 (3+), bardzo agresywna postać raka, która wymaga natychmiastowego leczenia. Na zapoznanie się z możliwościami leczenie nie było wiele czasu, jeszcze mniej na podjęcie decyzji o wyborze właściwej ścieżki terapeutycznej. Na moje, i innych osób w podobnej sytuacji, szczęście istnieje lek - Pertuzumab, który może pomóc w walce z chorobą oraz umożliwić powrót do normalnego życia . Terapia Pertuzumabem w moim przypadku, czyli leczeniu przedoperacyjnym, w naszym kraju jest nierefundowana. Wlewy podawane są co trzy tygodnie przez 5 miesięcy wraz z chemioterapią. Każda dawka kosztuje 12000 zł. Jestem po trzech dawkach chemioterapii i Pertuzumabu. Dlatego proszę o pomoc w sfinansowaniu następnych,bo tylko dzięki Wam, Darczyńcom będę mogła cieszyć się każdym kolejnym, przeżytym dniem. W imieniu swoim oraz całej rodziny jesteśmy bardzo wdzięczni za każdą pomoc!

7 878 zł z 55 000 zł
14%
Mirosława Dromlewska, Chełm

Cel został osiągnięty!

Jeszcze raz gorąco, z całego serca dziękuję za Darczyńcom za okazaną pomoc. Obecnie jestem po operacji i czekam na naświetlania. Jeśli chcesz pomóc, możesz wpłacić 1% na rzecz Fundacji Alivia. Przekaż 1% podatku! Numer KRS: 0000358654, cel szczegółowy: MIROSŁAWA DROMLEWSKA 111134 __________________________________________ 26 września 2019 r. w Centrum Onkologii w Warszawie u naszej Mamy potwierdzona została diagnoza raka piersi (HER 2 dodatni). Najskuteczniejsze obecnie leczenie tego nowotworu obejmuje chemioterapię, leczenie operacyjne oraz zastosowanie tzw. podwójnej blokady. Podwójna blokada to dwa innowacyjne leki: transtuzumab i pertuzumab. Pierwszy z nich jest dostępny i refundowany. Drugi - PERTUZUMAB - mimo podpisanej ustawy i podawanych w mediach informacji - nadal nie jest dostępny bezpłatnie dla pacjentów. Podanie jednocześnie obu leków znacząco zwiększa skuteczność terapii - wpływa na zmniejszenie lub nawet całkowite zlikwidowanie guza, co przekłada się na szanse na całkowite wyleczenie. LECZENIE: Kuracja PERTUZUMABEM obejmuje podanie w 6 cyklach 7 dawek (fiolek) leku razem z chemioterapią. Pierwsze podanie to podwójna dawka, tzw. nasycająca (2 fiolki). Kolejne 5 dawek podawane jest co 3 tygodnie. KOSZTY: Łączny koszt leczenia PERTUZUMABEM to 80 967,6 zł. Obecnie zakupiliśmy ze środków własnych 2 fiolki (23 133,6 zł), które Mama otrzymała 2 października br. Potrzebnych jest jeszcze 5 dawek. Koszt pojedynczej dawki to 11 566,80 zł, co daje kwotę 57 834 zł. Mając nadzieję, że refundacja PERTUZUMABU będzie możliwa jeszcze w trakcie leczenia, do 15 października zbieramy fundusze na kolejną dawkę o wartości 11 566,80 zł. Jeśli pojawi się potwierdzenie o rzeczywistej refundacji leku, zbiórka zostanie zamknięta. W imieniu całej naszej rodziny jesteśmy ogromnie wdzięczni za wsparcie leczenia naszej Mamy.

41 554 zł z 53 834 zł
77%
Renata Radzięta, Mszczonów

Dziękuję za wszystkie wpłaty! Na tę chwilę zawieszam zbiórkę.

Nazywam się Renata Radzięta, choruję na raka piersi Her2 (3+) Ile warte jest ludzkie życie? Okazuje się, że bardzo dużo. W jednej chwili moje życie wywróciło się do góry nogami. Po usłyszeniu diagnozy moje życie nigdy już nie będzie takie samo. Okazało się, że nowotwór jest bardzo agresywny i wymaga natychmiastowego leczenia. Na szczęście istnieje lek, który może pomóc w pokonaniu nowotworu i powrocie do normalnego życia. Jest to lek o nazwie Perjeta. Może uratować mi życie, niestety w naszym kraju obowiązują procedury, które uniemożliwiają mi bezpłatne leczenie nim. Mimo pojawienia się leku na wrześniowej liście refundacyjnej, leczenie nim jest wciąż nierefundowane. W zeszłym tygodniu przyjęłam pierwszą, podwójną dawkę leku. Każda dawka kosztuje 12.000 zł. Czasu jest coraz mniej, ponieważ każdą dawkę trzeba przyjmować co trzy tygodnie, a łączny koszt takiej terapii przekracza możliwości finansowe naszej rodziny. Walka o życie trwa w każdej minucie. Fakt, że my, chorzy na raka musimy prosić innych o wsparcie jest przerażające i upokarzające. To niesprawiedliwe, że chorzy na raka muszą umierać, bo nie stać ich na leczenie, które powinno być dostępne dla każdego. Dlatego proszę o pomoc, bo tylko dzięki Wam, darczyńcom, będę mogła cieszyć się każdym kolejnym, przeżytym dniem.

37 228 zł z 40 000 zł
93%
Julita Kozłowska, Szczytno

Walka z nowotworem piersi, operacja i rehabilitacja

Witam Was! Nazywam się Julita Kozłowska i jestem mamą dwójki cudownych dzieci, 2,5-letniego Bartka oraz 8-letniej Lenki i żoną wspaniałego męża. Do niedawna byłam aktywna zawodowo, prowadząc swoją działalność gospodarczą. Walczę, bo nie jestem na tyle silna, aby się poddać. Dlaczego ja? Nie, nigdy się nad tym nie zastanawiałam. Bardzo chciałabym, żeby nikt nie musiał tych ciężkich chwil przechodzić. Mimo to diagnoza była dla mnie ciosem prosto w serce. Kiedy usłyszałam, że mam raka piersi, pierwsze o czym pomyślałam to, jak synek i córka poradzą sobie beze mnie, kto ich nauczy wszystkiego, co powinna przekazać mama. Kto je utuli w płaczu? Kto je zrozumie tak jak ja? Mam cudownego męża, który jest również cudownym tatą, jednak zawsze byłam pewna, że będę częścią życia swoich dzieci przez długi czas. Chciałabym być dla nich wsparciem i pomocą, uczestniczyć w wyborze studiów, sukni ślubnej, poznać partnerów, doczekać wnuków, móc ich kochać i rozpieszczać. Choroba sprawiła, że życie zatrzymało się, a wszystkie plany zawisły w próżni. Musiałam przerwać naukę w szkole kosmetycznej, a ze ściany zdjąć certyfikaty szkoleń. Środki do życia mocno się uszczupliły, jako że prowadziłam działalność gospodarczą, gdzie bycie chorym oznacza brak dochodu. Mąż stał się jedynym żywicielem czteroosobowej rodziny, z kredytem hipotecznym i innymi zobowiązaniami, które zostały zaciągnięte w trakcie prowadzenia wcześniejszej działalności. Niedługo przed chorobą postanowiłam otworzyć swój wymarzony salon kosmetyczny. Zapisałam się do szkoły, jeździłam na kursy... Teraz? Zostały mi certyfikaty, które musiałam zdjąć ze ściany opuszczając lokal, na który nie mogłam sobie dłużej pozwolić. Po salonie pozostało wspomnienie oraz kredyt. Aż po długim okresie płaczu i beznadziei uderzyła mnie myśl, niby prosta rzecz, choć może nie zawsze oczywista. Dotarło do mnie, że to przecież nie koniec. To nie koniec mojego życia, to nie koniec moich marzeń. Nadal żyję i mam szansę wyzdrowieć i spełnić marzenia swoje i swoich dzieci. Bardzo chcę tego, bardzo chcę wyzdrowieć. Jestem w trakcie chemioterapii pooperacyjnej, po obustronnej mastektomii z rekonstrukcją, choć jeszcze przede mną na pewno minimum jedna operacja, której koszt to około 15000 zł. Po chemioterapii pojawiła się polineuropatia, co sprawia, że wymagam szerokiej rehabilitacji. To koszt kilkudziesięciu tysięcy złotych. Po operacji czeka mnie jeszcze kilka lat ciągłych badań, wizyt w szpitalu i brania leków. Niezwykle ciężko jest mi prosić o pomoc, nigdy wcześniej tego nie robiłam, ale choroba zmusiła mnie do tego. Proszę Was o pomoc i wiarę we mnie. Dziękuję!!!

86 094 zł z 100 000 zł
86%