Zbiórki

Sylwia Fleszar, Wrocław

Potrzebuję pieniędzy na leczenie.

Mam 44 lata, 2 wspaniałych dzieci i kochającego męża. W 2016 zachorowałam na raka piersi. Przeszłam 2 operacje, chemię, radio i hormonoterapię. Myślałam, że jestem już zdrowa, że choroba odpuściła. Niestety w sierpniu 2019, dostałam ataku padaczki... Diagnoza: rozsiew do mózgu. Jestem po 10 naświetlaniach całego mózgowia. Niestety, po 2 latach leczenia guzy znów zaczęły rosnąć. Obecnie zaczynam leczenie stereotaktyczne - naświetlania punktowe, bezpośrednio w guzy. Po kolejnych - 3 już naświetlaniach nie mogę być ponownie naświetlana, bo może dojść do marskości mózgu. Obecnie dalej występują u mnie napady padaczki, leczę się w Warszawie. Dostaję zestaw leków, które mam nadzieję, że choć na jakiś czas pomogą. Proszę o każdą złotówkę, którą będę mogła przeznaczyć na leki wspomagające odporność, rehabilitację, wizyty, konsultacje i dojazdy do Warszawy, by móc jak najdłużej być ze swoją rodziną.Z góry bardzo dziękuję.

50 579 zł z 100 000 zł
50%
Jarosław Węclewski, Ustronie Morskie

Zbieram środki na rehabilitację, naukę mowy, dalsze leczenie

20 listopada 2020 czułem się dobrze. Pierwsza histopatologia niczego nie wykazała, więc dlaczego kolejna miałaby wszystko popsuć? Ne miałem przecież żadnych objawów oprócz chrypki. Nie miałem problemów z przełykaniem ani bólem, wyniki krwi były ok. Nie paliłem od 25 lat, więc to na pewno podrażnione struny głosowe. Nikt w rodzinie nie umarł na raka, na pewno struny... Niestety druga histopatologia wykazała raka krtani. Stan początkowy? Przecież dobrze się czuję... I tomografia - krtań do usunięcia, chrząstki już nie ma. Problemy z oddychaniem pojawiły się błyskawicznie. Teraz SOR, żeby się nie udusić i covid - na krześle 20 godzin. Do szpitala klinicznego 150 km. Plany się zdezaktualizowały, Kochana Kobieta gaśnie razem ze mną... Proszę o pomoc w zbiórce pieniędzy na pokrycie kosztów związanych z leczeniem, rehabilitacją, dojazdami do szpitala.

424 zł z 50 000 zł
0%
Sylwia Pyrkosz, null

Na rekonwalescencje i dalsze leczenie po chemioterapii

Mam na imię Sylwia i mam 52 lata. Mam męża, dwóch synów oraz 10-letniego wnuczka Kacperka.Odkąd pamiętam, dbałam o zdrowy styl życia – unikałam alkoholu i nigdy nie paliłam papierosów. W pewnym momencie zaczęłam często gorączkować – temperatura sięgała nawet 40 stopni. Gorączka trwała około czterech godzin, po czym ustępowała, i tak funkcjonowałam przez dwa miesiące, chodząc normalnie do pracy. Aż do dnia, gdy gorączka była tak silna, że dostałam drgawek. Po wstępnych badaniach okazało się, że mam silną anemię i bardzo wysokie CRP, co wskazywało na poważny stan zapalny w organizmie. Rozpoczęła się diagnostyka. Przeszłam wiele badań, aż w końcu kolonoskopia wykazała raka jelita grubego. Diagnoza: nowotwór złośliwy – gruczolakorak G2 z cechami owrzodzenia. W marcu 2022 roku przeszłam operację, podczas której usunięto mi 23 cm jelita.Od maja do października przyjmowałam chemioterapię – 12 cykli w odstępach dwutygodniowych. Pod koniec leczenia pocztą otrzymałam wypowiedzenie z pracy. Pomimo choroby nie poszłam na zwolnienie lekarskie – pracowałam aż do operacji. Ta sytuacja bardzo mnie przybiła, bo odliczałam dni do powrotu do normalnego życia i zamknięcia tego rozdziału. Po zakończeniu chemioterapii regularnie wykonywałam badania kontrolne, które wychodziły prawidłowo.Niestety, w październiku 2023 roku tomografia komputerowa wykazała przerzuty na nerkę i wątrobę. Rezonans magnetyczny oraz badanie PET-CT potwierdziły obecność zmian nowotworowych. Po roku przyjmowania chemii zmiany na nerce i wątrobie cofnęły się, ale nowotwór rozprzestrzenił się na płuca. Obecnie mam zmienioną chemioterapię, ukierunkowaną na płuca. Niestety, po pierwszym cyklu mój stan bardzo się pogorszył, a wyniki były na tyle złe, że nie zakwalifikowałam się do kolejnego cyklu. Środki ze zbiórki przeznaczę na konsultacje lekarskie, rehabilitację i dalsze leczenie. Z całego serca dziękuję za okazane wsparcie.

20 zł z 50 000 zł
0%
Ilona Andrzejewska, Poznań

Na dalsze leczenie po nowotworze

Diagnoza została mi postawiona 2.02.2022 - rak jajnika Figo IIIC z naciekami na inne narządy. Przeszłam operację radykalną oraz cykl 6 chemioterapii. Załapałam się również do programu lekowego podtrzymującego. Leczenie uspokoiło chorobę na 2 lata... W sierpniu 2024 dowiedziałam się o wznowie, po czym przyjęłam 5 dawek chemii. Szósta dawka nie była możliwa, ponieważ chemioterpia doszczętnie zniszczyła mi szpik kostny (przed 2 z 5 wlewów miałam podaną transfuzje krwi), i aby nie pogarszać wyników morfologii lekarz zadecydował o zakończeniu leczenia. Niestety wznowa spowodowała, że wypadłam z programu leczenia podtrzymującego. Obecnie zostałam pozostawiona sama sobie, bez jakichkolwiek lekarstw, leczenia. Założyłam tę zbiórkę, aby mieć fundusze na leki, suplementację, comiesięczne kontrolowanie markera CA-125 oraz morfologii, dojazdy do lekarzy. Tylko to mi pozostało...

0 zł z 50 000 zł
0%
Jolanta Adelhardt, Siepraw

Walka ze szpiczakiem

Nazywam się Jolanta Adelhardt i mam 48 lat. W zeszłym roku we wrześniu zdiagnozowano u mnie szpiczaka plazmocytowego. Zanim do tego doszło, z osoby całkiem sprawnej stałam się niewstającym z łóżka kłębkiem bólu. Zaczęło się od pierwszego upadku i utraty przytomności. Karetka zabrała mnie do szpitala, w którym wykonano tomografię głowy i ze skierowaniem do ortopedy wypuszczono. I znowu dom, łóżko, ból i czekanie. Po dwóch tygodniach wizyt u prywatnych specjalistów trafiłam na oddział reumatologii, gdzie mnie zdiagnozowano i gdzie spędziłam miesiąc czasu. Szpiczak to nowotwór złośliwy krwi, choroba, która powoduje uszkodzenie kości i tak też było w moim przypadku. Tomograf wykazał zmiany w niemalże całym kośćcu (żebra, mostek, miednica), ale przede wszystkim doprowadziła do złamania trzech kręgów L3, L4, L5. Szpital opuściłam na wózku. Z pomocą przyszli przyjaciele i już na drugi dzień byłam w klinice w Bielsku pod opieką świetnego neurochirurga, który wykonał zabieg cementowania uszkodzonych kręgów i postawił mnie na nogi. Należę do osób, które nigdy się nie poddają i gdy minął pierwszy szok, w parę dni przebrnęłam przez wszystkie możliwe publikacje i materiały medyczne. Szpiczak jest chorobą nawrotową, więc dobre rozpoczęcie leczenia to dłuższe remisje i lepsze rokowanie. Niestety Polska pozostaje jeszcze w tej kwestii w tyle, w porównaniu do europejskich standardów. Dzięki ogromnym staraniom ze strony mojej rodziny od października ubiegłego roku przebywam w Niemczech. Znajomość języka niemieckiego oraz przejście przez trudne procedury otworzyły mi drogę do wzięcia udziału w badaniach klinicznych nowoczesnej terapii. Sponsor badania firma Janssen-Cilag International n.v finansuje leki i opiekę medyczną, jednak nie pokrywają kosztów procedury pobrania, zamrożenia i przechowywania komórek macierzystych, które przy nawrocie choroby uratują mi życie. Procedury te przekraczają możliwości finansowe moje i mojej rodziny. Wierzę, że z Waszą pomocą uda mi się zawalczyć o najlepsze dostępne leczenie. Dziękuję!

24 943 zł z 75 000 zł
33%
Ewa Chlebuś, Sulechów

Zrzućmy się dla Ewy walczącej z białaczką

Zrzućmy się dla Ewy, która walczy z ostrą białaczką szpikową na koszty związane z leczeniem po przeszczepie. 9 listopada 2021 r. Ewa trafiła w stanie ciężkim do szpitala. Wtedy usłyszeliśmy straszliwą diagnozę - ostrą białaczkę szpikową. Cały nasz świat się zawalił, a wydarzenia zaczęły dziać się błyskawicznie. Z dnia na dzień Ewa znalazła się na oddziale Hematologii w Zielonej Górze. Dawne życie zniknęło, a zaczęło się nowe, trudne życie, w którym codziennością były wizyty w szpitalu. Natychmiast wdrożono intensywne leczenie - długie, męczące i wykańczające. Silne dawki chemii z każdym dniem zabierały jej siły, niszcząc organizm. Dodatkowo w wrześniu 2021 r. Ewa przeszła udar, co lekarze później zdiagnozowali jako początek białaczki. Przez 10 miesięcy spędzonych w szpitalu przeszła cztery chemioterapie i biopsję głowy. Doznała paraliżu, co wymagało dwu miesięcznej rehabilitacji. Przez cały czas większość dnia spędzała w izolatce, a jej życie niejednokrotnie było zagrożone. Ostatecznie Komisja Lekarska zakwalifikowała ją do autologicznego przeszczepu komórek macierzystych. To był bardzo trudny czas. Ewa przeszła ciężką chemioterapię, a następnie jej układ odpornościowy został „zresetowany” i musiał się odbudowywać. Jej stan, izolacja, obostrzenia covidowe oraz dodatkowe zakażenie wewnątrzszpitalne były ogromnym obciążeniem. Dobrą wiadomością było to, że znalazł się dawca szpiku (jej brat) i 22 sierpnia 2022 r. Ewa przeszła przeszczep szpiku, pełna nadziei, że teraz będzie tylko lepiej. Po przeszczepie Ewa wyszła ze szpitala do domu 19 września 2022 r. Co tydzień lub co dwa tygodnie przyjeżdżamy na kontrolę do Kliniki Hematologii i Przeszczepu Szpiku we Wrocławiu. Z czasem wizyty będą odbywać się raz w miesiącu. Niestety, wydatki rosną z każdym dniem. Z naszej miejscowości do Kliniki we Wrocławiu jest 204 km w jedną stronę. Nie możemy korzystać z komunikacji publicznej ze względu na brak odporności Ewy, a koszty paliwa mocno obciążają nasz budżet domowy. Do tego dochodzą koszty leków. Mieszkamy z córką, a nasz dochód to jedynie zasiłek rehabilitacyjny oraz moja pensja. Dlatego zwracamy się do Was z prośbą o pomoc i wsparcie finansowe. Ewa marzy o powrocie do normalności, zdrowia i sprawności. Każda złotówka ułatwi jej walkę z tym trudnym przeciwnikiem, doda sił i pomoże w walce z ogromnym zmartwieniem. Marzymy o tym, aby Ewa mogła skupić się na leczeniu i nie musiała się martwić, ponieważ stres tylko szkodzi. Proszę, pomóżcie. Znaleźliśmy się w trudnej sytuacji, nowej dla całej naszej rodziny. Celem naszej zbiórki jest pokrycie kosztów bieżącego leczenia oraz dojazdów do szpitala. Potrzebujemy Waszej pomocy, i przyznam szczerze, że jest mi niezręcznie prosić o wsparcie. W związku z pogarszającym się stanem zdrowia Ewy - przeszczep przeciw gospodarzowi (odrzucenie przeszczepu) - nasze koszty leczenia rosną, a czas powrotu do zdrowia się wydłuża. Konieczne są dodatkowe wizyty, pobyty we Wrocławiu, diagnostyka oraz konsultacje medyczne. Prosimy o dalsze wsparcie. Pomimo stosowania terapii fotoferezy przez dwa dni co dwa tygodnie w Klinice we Wrocławiu, minął już rok, a efekty leczenia nie są zadowalające. Wciąż zmagamy się z bardzo złymi wynikami wątrobowymi związanymi z przeszczepem przeciw gospodarzowi. Po długich poszukiwaniach znaleziono lek, który może pomóc w leczeniu, jednak nie jest on dostępny w Europie. Został zamówiony w Stanach Zjednoczonych i jest refundowany. Nasza droga leczenia po przeszczepie trwa już 3 lata, a nie ma jednoznacznej opinii na temat tego, kiedy mogę powrócić do pełni zdrowia. Z tego miejsca gorąco proszę o dalsze wsparcie.

48 521 zł z 100 000 zł
48%
Joanna Buszyńska, Poznań

Wsparcie w pokonaniu raka piersi

Mam na imię Asia, mam 34 lata, dwóch cudownych synków i do stycznia 2023 moje życie układało się szczęśliwie i harmonijnie. Podczas rutynowego nadania USG dowiedziałam się, że mam nowotwór złośliwy lewej piersi. Biopsja potwierdziła przypuszczenia, a dalsza diagnostyka przyniosła złe wiadomości: agresywny nowotwór HER2+++, przerzuty do węzłów chłonnych i wątroby, wiele zmian w piersi. Mimo tego, że choroba zdążyła mocno się rozwinąć, ciągle mam szansę na wyzdrowienie. Niestety terapie i konsultacje u specjalistów wiążą się z dużymi kosztami. Potrzebuję Waszego wsparcia w zbiórce środków na leczenie wspomagające, rekonstrukcję piersi i rehabilitację. Z całego serca dziękuję! <3 <3 <3

28 065 zł z 80 000 zł
35%
Agnieszka Rutkowska-Rock, Przasnysz

Zbiórka na leczenie

W październiku 2024 podczas rutynowej kontroli wykryto u mnie torbiel na jajniku, którą usunięto miesiąc później. Niestety zmiana okazała się nowotworem złośliwym. W lutym przeszłam rozległą operację (przerzuty do węzłów chłonnych, drugiego jajnika, sieci większej). W chwili obecnej oczekuję na rozpoczęcie chemioterapii. Ze względu na stopień zaawansowania choroby dużą nadzieję pokładam w leczeniu immunoterapią w ośrodkach w Niemczech lub na Łotwie. Bardzo dziękuję za wsparcie.

27 484 zł z 80 000 zł
34%
Katarzyna Marzeńska-Łomacz, Jarosław

Pilnie potrzebny nierefundowany lek!!!

Kochani! Jestem Kasia. Mam 42 lata, jestem mamą 8-letniej Asi, żoną i mam dwa koty. I choruję na raka piersi. O raku dowiedziałam się w maju 2023 roku i ta diagnoza przewróciła mój świat do góry nogami. Jak to? Przecież miałam zaczynać nowe życie po czterdziestce, moja córeczka poszła do pierwszej klasy, dopiero co zmieniłam pracę, posadziłam pierwsze rośliny w moim ogródku, zapisałam się na kurs prawa jazdy. Żadnego raka nie miałam w planach! Jestem optymistycznie nastawiona do życia, więc do leczenia od początku podeszłam zadaniowo. Chemioterapia i usunięcie piersi wraz z węzłami - taki był plan. Chemię przyjmowałam przez pół roku, nie był to dla mnie i dla mojej rodziny łatwy czas, skutki uboczne dawały mi się we znaki, ale przetrwałam to z wiarą, że to jedyna droga do zdrowia. Potem była mastektomia z usunięciem węzłów pachowych. I po operacji szok - chemia zadziałała w bardzo małym stopniu, wiele węzłów jest zajętych przez raka. Ta wiadomość sprawiła, że chyba po raz pierwszy poczułam, że tego nie wygram, że mogę umrzeć... Obecnie rozpoczęłam już leczenie uzupełniające w postaci hormonoterapii i czekam na rozpoczęcie radioterapii. To leczenie jest jednak niewystarczające, gdyż w moim przypadku ryzyko przerzutów jest bardzo duże. Nadzieją i szansą dla mnie jest przyjmowanie nowoczesnego, bardzo skutecznego leku. Niestety dla takich pacjentek jak ja nie jest w Polsce refundowany. Koszt miesięcznej terapii to 11 tys. zł, a cała terapia trwa dwa lata. Łączny koszt - 250 tys. zł. To jest suma, której nie jesteśmy w stanie uzbierać, a moje leczenie musi się rozpocząć bardzo szybko, żeby było skuteczne. Chcę żyć! Chcę zobaczyć, jak moja córka kończy szkołę, chcę jej pomagać w lekcjach, chcę przeżyć jej bunt nastolatki i zobaczyć ją w sukni ślubnej. Chcę dożyć chwili, kiedy posadzone przeze mnie w ogródku drzewa będą już duże. Dlatego bardzo proszę Was o pomoc!!! Dziękuję!

195 818 zł z 250 000 zł
78%
Jacek Kropkowski, GDAŃSK

Proszę, pomóż zdobyć środki na nierefundowane leczenie.

Witam! Jestem Jacek, mam 58 lat, w listopadzie 2018 r. po przeprowadzeniu biopsji potwierdzono u mnie raka. Zbieram pieniądze na nierefundowane leczenie, konsultacje ze specjalistami i pobyt w klinice. Mam szanse dzięki Twojej pomocy pokonać chorobę. Leczenie wczesnych stadiów raka metodami refundowanymi przez NFZ wywołuje szereg nieodwracalnych powikłań: radykalna operacja powoduje okaleczenie i niesprawność, chemioterapia i radioterapia niszczy komórki rakowe, ale również i te zdrowe, co stanowi zagrożenie dla życia lub powoduje kalectwo. Duże szanse dla mnie na całkowite wyzdrowienie daje przeprowadzenie nowocześniejszych zabiegów mniej inwazyjnych, jak zabieg Nanoknife, zabieg HIFU oraz wspomagające zastosowanie hipertermii. Dodatkowo muszę zmierzyć się z kosztami licznych prywatnych konsultacji, badań i przejazdów do ośrodka leczenia. Zmieniłem radykalnie tryb swojego życia. Obecnie stosuję diety oczyszczające organizm z toksyn w celu wzmocnienia własnego systemu odpornościowego. Samopoczucie jest o wiele lepsze i powróciła nadzieja na wyzdrowienie. Oprócz raka mam problemy z kręgosłupem, posiadam orzeczenie o umiarkowanym stopniu niepełnosprawności, jednak ZUS odmawia prawa do renty, dlatego pracuję z ograniczeniami. Prowadzę szkolenia i audyty w zakresie stosowania w praktyce prawa pracy, ubezpieczeń społecznych, RODO i PPK. Jeśli Ty lub Twoja Firma - Urząd ma z tym problemy, chętnie pomogę, dopóki sił i zdrowia wystarczy. Bardzo proszę o wsparcie finansowe i liczę, że razem z Tobą uda mi się chorobę pokonać. Z góry serdecznie dziękuję za pomoc Jacek Kropkowski

65 430 zł z 120 000 zł
54%
Iwona Sokołowska, Wałcz

Miała niecałe 18 lat, kiedy zachorowała na mięsaka. Zbiera na protezę nogi.

Nazywam się Iwona Sokołowska. Dzień przed moimi osiemnastymi urodzinami, czyli 1 grudnia 2000 roku dowiedziałam się o mojej chorobie tj. nowotworze złośliwym tkanek miękkich, mięsakiem o nazwie sarcoma synoviale, który umiejscowiony był w mojej prawej stopie od dobrych kilku miesięcy. Po diagnozie był płacz, pytania "dlaczego ja, dlaczego teraz", itp. Dzielnie znosiłam chemioterapię oraz kilka nieradykalnych operacji/prób usunięcia guza. W międzyczasie zdałam maturę, rozpoczęłam studia i leczyłam się. Po ponad rocznym leczeniu onkologicznym w Poznaniu trafiłam do Centrum Onkologii w Warszawie. Pan profesor Ruka zastosował u mnie leczenie radioterapią, następnie zoperował mnie i otrzymałam kolejne kursy chemioterapii. Z płaczem goliłam głowę, gdy po raz czwarty odrośnięty „jeżyk” na głowie zaczął wypadać. Nie poddawałam się, nadal byłam silna i dzielnie walczyłam z nowotworem. Pomagał mi w tym chłopak, z którym zaczęłam spotykać się 2 m-ce przed wykryciem nowotworu oraz rodzice. W marcu 2002 roku zakończono leczenie. Miesiąc później (nie wiem jak to możliwe) zaszłam w ciążę i w styczniu 2003 roku urodziłam śliczną i zdrową córeczkę. Mój organizm się regenerował, ja systematycznie jeździłam 400 km na kontrole do Centrum Onkologii w stolicy. Życie toczyło się dalej, jednak okazało się, że mój organizm jest słaby i nie licząc operacji chorej stopy przez kolejnych 10 lat przeszłam ok. 10 zabiegów/operacji typu: usunięcie woreczka żółciowego, operacje przykurczu Dupuytrena, koagulacja ognisk endometriozy itp. W 2008 roku okazało się również, iż wskutek przebytych chemioterapii mam uszkodzone kanaliki nerkowe. Mimo tych wszystkich chorób i operacji cieszyłam się życiem, wspólnie z mężem wychowywaliśmy córeczkę i bardzo pragnęliśmy powiększyć naszą rodzinę. W związku z powyższym, 14 sierpnia 2012 roku urodziłam pięknego i jak się wtedy wydawało zdrowego synka (po dwóch latach zdiagnozowano u niego autyzm). Wychodząc z maleństwem ze szpitala pomyślałam, że teraz naprawdę jestem szczęśliwa. Niestety, moje szczęście nie trwało długo. Dwa miesiące po porodzie, na mojej kilkukrotnie operowanej stopie wyczułam kilkumilimetrowe zgrubienie. Pomyślałam: nie, to nie może być prawda, to nie może być kolejna wznowa – przecież nie po to urodziłam dziecko, by znowu zachorować i nie móc uczestniczyć w jego wychowywaniu... A jednak, po 11 latach od operacji i 10,5 roku po zakończeniu leczenia, mięsak ponownie był w mojej stopie. Zamknęłam się w sobie, załamałam, przez dwa dni nie wychodziłam z łóżka tylko płakałam. Na szczęście mąż wyciągnął mnie z tego, wytłumaczył, że tak nie można, że muszę walczyć i się nie poddawać jak dawniej; że muszę to zrobić dla niego, dla dzieci; że przecież za kilka lat muszę żyć, gdy synek w przedszkolu będzie mówił wierszyk z okazji Dnia Mamy, bo nikt nie zastąpi im mnie – mamy i żony... 5 listopada 2012 roku pojechałam więc z mężem do Centrum Onkologii w Warszawie i profesor Rutkowski potwierdził moją diagnozę. Zostawiłam wynik tomografii komputerowej, zrobiłam RTG klatki piersiowej i czekałam na wyrok... Po dwóch dniach otrzymałam telefon z wiadomością, której nigdy nie chciałam usłyszeć: „Dzień dobry Pani Iwono, jest wynik RTG klatki – przerzutów nie ma, ale niestety po skonsultowaniu się z lekarzami stwierdziliśmy, iż jedyną metodą leczenia Pani jest amputacja, amputacja w podudziu"... Telefon odebrałam niczego nieświadoma, trzymając dziecko na rękach i zamarłam. To była najgorsza wiadomość, jaką w moim trzydziestoletnim życiu usłyszałam. Był to kolejny cios, którego następstwem była ogromna rozpacz, bezsilność... Postanowiłam walczyć i żyć. Nieważne czy z nogą, czy bez niej, ale żyć. 6 grudnia 2012 roku mąż dostarczył mnie do CO, a następnego dnia amputowano mi nogę. Nie załamałam się, nie płakałam z tego powodu. Uczyłam się chodzić o kulach, bandażować kikut, pokonywać wiele przeszkód architektonicznych typu schody. Zewsząd słyszę, że jestem dzielna, że walczę i się nie poddaję, że potrafię się uśmiechać i w miarę możliwości uczestniczę w wychowywaniu moich dzieci. Nie uważam, że jestem jakaś wyjątkowa. Ja po prostu cieszę się, że żyję, że mogę przytulać i całować moje dzieci, że mogę uczestniczyć w życiu rodzinnym, wytłumaczyć córce niezrozumiałe zadania z matematyki, czuć, że mąż mnie nadal mocno kocha (może nawet mocniej...) Aktualnie jestem po kolejnej, już trzeciej operacji kikuta (stan zapalny kości). Z całego serca pragnę, by Państwo pomogli mi uzyskać środki na protezę (którą trzeba wymieniać co kilka lat, a niektóre elementy kilka razy w roku) i co za tym idzie, pomogli mi wrócić do normalności. Kocham życie mimo wielu kłód rzucanych mi pod nogi. Chciałabym być sprawna, by móc aktywnie uczestniczyć w życiu rodzinnym, podążać za synkiem. Za wszelkie wsparcie będę ogromnie wdzięczna. Iwona

5 000 zł z 60 000 zł
8%
Justyna Jeruzal, Gostynin

Walka o życie po nowotworze

Chciałabym się z Wami podzielić moją historią, która ostatnio stała się niezwykle trudna. Mam na imię Justyna, mam 36 lat, jestem mamą 3 synów, z których najmłodszy ma 2,5 roku. W wieku 34 lat stanęłam twarzą w twarz z agresywnym nowotworem piersi. Ostatnie dwa lata były dla mnie niezwykle ciężkie - przeszłam przez chemioterapię, operację mastektomii, wycięcie węzłów chłonnych, radioterapię, a teraz przede mną kolejna operacja usunięcia jajników. Walka z chorobą to trudna podróż, którą staram się podjąć z największą siłą i determinacją. Jednakże, oprócz emocjonalnych wyzwań, muszę stawić czoło także problemom finansowym związanym z kosztami leczenia i rehabilitacji. Chcę usunąć drugą pierś, bo jest duże zagrożenie wystąpienia w niej nawrotu. Nie mam mutacji genów BRCA1/BRCA2, dlatego nie nie mogę mieć operacji na NFZ. Potrzebuję środków na nierefundowaną operację usunięcia drugiej piersi, środki, które wzmocnią mój organizm, na rehabilitację ręki, wizyty prywatne u specjalistów i lekarzy oraz dojazdy do szpitala. Każda kwota, każde dobre słowo i gest solidarności są dla mnie niezmiernie cenne. Dziękuję Wam z góry za każdą okazaną pomoc i wsparcie. Z serca, Justyna

4 307 zł z 60 000 zł
7%