Zbiórki

Monika Maksoń, Skarżysko-Kamienna

Monika potrzebuje pomocy w leczeniu raka płuca.

Mam na imię Monika. Mam 52 lata i kochaną córkę Kamilę, lat 28. Pierwsze objawy choroby pojawiły się u mnie nagle w kwietniu 2012 r. W lipcu 2012 r. po przeprowadzonych badaniach zapadła diagnoza RAK PŁUCA z przerzutami do węzłów chłonnych szyjnych. Niczego w życiu tak się nie bałam, jak tej choroby. To było jak wyrok, cały czas krążyły myśli o najgorszym. Byłam przerażona, miałam przed oczami moją nieletnią wtedy córkę, która wychowywała się bez ojca. Jednak otrzymując duże wsparcie mojej najbliższej rodziny, musiałam wziąć się w garść dla moich bliskich, a szczególnie dla mojej jedynej córki. Najgorsza jest w tej chorobie ta niepewność jutra, ciągłe obawy. Zawsze wierzyłam w ludzi i niosłam im pomoc, teraz sama potrzebuję tej pomocy. Od listopada 2012 r. do kwietnia 2013 r. przeszłam cykl chemioterapii. Nastąpiła lekka poprawa. Jednak w październiku 2014 r. choroba znowu dała o sobie znać i od tej pory, aż do chwili obecnej poddawana jestem ponownej chemioterapii, tylko w postaci tabletek. Leczenie to spowodowało ponowne uśpienie choroby. Niestety może to trwać nawet kilka lat i niesie za sobą uciążliwe dolegliwości i skutki uboczne. Wiąże się to również z wieloma comiesięcznymi wizytami u specjalistów, kontrolami i badaniami. Wyjazdy oraz leki pochłaniają znaczne środki finansowe, co jest bardzo dużym utrudnieniem dla mnie. W 2018 r. nastąpiła progresja mojej choroby i koniec leczenia w Świętokrzyskim Centrum Onkologii. Musiałam szukać w innym miejscu pomocy. Na szczęście udało się i leczona jestem od września 2018 r. w Centrum Onkologii w Warszawie. Ja zawsze byłam osobą wesołą, pełną optymizmu i mimo wszystko dalej taką pozostałam, daje mi to siłę do walki z tą podstępną chorobą. Ogólnie bardzo lubię spacery, poznawać nowe miejsca, muzykę, taniec. Mieszkam z córką Kamilą, której pasją jest stylizacja paznokci. Sprawdza się w tym, co robi i cały czas kształci w tym kierunku. Jestem bardzo wdzięczna za okazaną mi do tej pory pomoc oraz wsparcie najbliższych i znajomych.

28 962 zł z 40 000 zł
72%
Agnieszka Kazuro, Warszawa

Zwracam się z prośbą o pomoc w dalszym leczeniu

Dzień dobry! Jestem po bardzo poważnej operacji onkologicznej. Zdiagnozowano u mnie nowotwór złośliwy dna jamy ustnej, mam usuniętą część języka oraz zęby. W wyniku operacji mam porażenie mowy i trudności z przyjmowaniem pokarmów. Moja choroba wymaga długiego i intensywnego leczenia. Aktualnie jestem poddana radio i chemioterapii. Życzliwych Państwa proszę o wsparcie w walce o zdrowie i życie. Środki wykorzystam między innymi na leki, konsultacje lekarskie i dojazdy. Za wszelką pomoc serdecznie dziękuję.

8 904 zł z 20 000 zł
44%
Beata Woźniak, Piastów

Proszę o pomoc w walce z rakiem. Zbieram na leki i rehabilitację.

Mam na imię Beata. Mam cudowną rodzinkę: męża, dzieci i dwa największe skarby - wnusie: Natalkę (4 latka) i Marcelinkę (2 latka). To właśnie dla nich CHCĘ i MUSZĘ walczyć z "dziadem", który się we mnie zadomowił. W maju 2019 usłyszałam diagnozę - nowotwór szyjki macicy płaskonabłonkowy złośliwy nieoperacyjny. Szok i niedowierzanie, ponieważ 10 miesięcy wcześniej robiłam cytologię - wynik badania grupa 1 (brak niepokojących objawów komórek nabłonka). Od czerwca przeszłam przez szereg badań, wstępnie zaproponowano mi leczenie radioterapią, następnie chemioterapię. Ostatnie badanie PET wykluczyło jednak możliwość zastosowania radioterapii ze względu na liczne powiększone węzły chłonne. W sierpniu rozpoczęłam chemioterapię. Podczas wizyty lekarz prowadzący poinformował mnie, że w moim przypadku mógłby być zastosowany lek, który zwalcza komórki nowotworowe i jest bardzo skuteczny, niestety jest NIEREFUNDOWANY w przypadku raka szyjki macicy. Wstępnie ustalone miałam 8 sesji co 3 tygodnie chemioterapii, podczas których powinnam mieć podawany ten właśnie lek. Dzięki wpłatom ludzi o dobrym sercu miałam rozpocząć kurację wyżej wymienionym lekiem, jednak po dwóch dawkach chemioterapii we wrześniu 2019 przeszłam udar mózgu. W jego efekcie zostałam częściowo sparaliżowana, przestałam chodzić i straciłam władzę w jednej ręce. Pojawiły się również ataki epilepsji. W obecnym stanie zdrowia leczenie dotychczasowym lekiem jest niewskazane, lecz pieniądze które zostały wpłacone, pozwalają mi na zakup leków niezbędnych do walki z chorobą. Pomogły mi także w częściowym odzyskaniu sprawności fizycznej. Dzięki zabiegom rehabilitacyjnym, które musiałam podjąć bezpośrednio po udarze, mogę chodzić oraz częściowo odzyskałam władzę w ręce. Łączny miesięczny koszt rehabilitacji to około 1000 zł, zakup leków to także wydatek w wysokości 1000 zł. Mój zasiłek chorobowy wypłacany przez ZUS wynosi tylko 1500 zł miesięcznie. Gdyby nie finansowe wsparcie ludzi, nie byłabym w stanie opłacić lekarstw i rehabilitacji. Zwracam się do wszystkich o wielkim serduchu o pomoc w zebraniu kwoty potrzebnej na dalsze leczenie.

13 854 zł z 25 000 zł
55%
Agnieszka Małecka, Racibórz

Odzyskać samodzielność, odzyskać życie

Witam, mam na imię Agnieszka, mam 42 lata i jestem mamą dwóch cudownych chłopaków: 14-letniego Szymona i 10-letniego Kamila, których sama wychowuję. Kiedy w sierpniu 2019 r. usłyszałam diagnozę: rak piersi z przerzutami do węzłów chłonnych, mój świat się zawalił. Po pierwszym szoku postanowiłam walczyć. Walczyć, bo miałam dla kogo!!! Leczenie zaczęłam od półrocznej agresywnej chemioterapii, przez którą straciłam włosy, brwi i rzęsy. Dałam radę! Na kolejnym konsylium podjęto decyzję o radykalnej mastektomii z usunięciem węzłów pachowych. Załamałam się perspektywą utraty kolejnego atrybutu kobiecości. Wtedy od jednego z lekarzy usłyszałam: „ Albo zdrowie, albo estetyka”. Wybrałam zdrowie (operacja odbyła się 11.05.2020 r.). We wrześniu 2020 przeszłam serię 20 naświetlań. Od października 2020 hormonoterapia oraz nierefundowane wlewy z kwasu zoledronowego. Choroba zabrała mi już nie tylko pierś, ale moją pasję, jaką było fryzjerstwo. Teraz próbuje odebrać mi samodzielność. Po mastektomii sprawność mojej prawej ręki została mocno ograniczona. W ostatnim czasie jej stan znacznie się pogorszył, ponieważ pojawił się obrzęk limfatyczny oraz ból uniemożliwiający normalne funkcjonowanie. Są dni, kiedy nie jestem w stanie utrzymać długopisu lub widelca, o odkręceniu słoika czy umyciu głowy nie wspominając. Pojawiła się szansa, by poprawić sprawność ręki. W czerwcu 2021 r. byłam na konsultacji u dr Maliszewskiego (pioniera w Polsce w chirurgicznym leczeniu obrzęku limfatycznego) i zostałam zakwalifikowana do dwóch zabiegów: zespolenia limfatyczno-żylnego oraz rekonstrukcji piersi płatem DIEP z jednoczesnym przeszczepem węzłów chłonnych. Niestety czas oczekiwania na NFZ na zespolenie limfatyczno-żylne to na dzień dzisiejszy ok 10 lat – to czas, po którym może być dla ręki za późno. Jedynym wyjściem jest operacja poza NFZ – prywatnie, która może odbyć się już za 1-2 lata. Jej koszt to 25 tys. zł. Do tego dochodzi intensywna rehabilitacja przed i po zabiegu, nie tylko manualna z rehabilitantem, ale również kompresoterapia, plus koszt wizyt i badań kontrolnych (min. 5 wizyt w okresie 12 miesięcy po operacji) oraz pobytu i dojazdów (ok. 700 km – trasa Racibórz- Słupsk lub Gdańsk). Przez dwa lata mojej walki z rakiem próbowałam sobie radzić sama. Niestety „setki” badań, wizyty u specjalistów, rehabilitacja, suplementy wzmacniające odporność, dojazdy do oddalonych o ok. 80 km Katowic kilka razy w miesiącu oraz pokrywanie kosztów nierefundowanego przez NFZ leczenia wyczerpały moje możliwości finansowe i nie jestem w stanie sama pokryć kosztów operacji. Mam nadzieję, że z Waszą pomocą się uda. Z góry dziękuję za każdą cegiełkę oraz udostępnienie zbiórki. Trzymajcie za mnie kciuki! Agnieszka

20 767 zł z 32 000 zł
64%
Tetiana Mykhailiuk, Warszawa

Zbiórka dla Ukrainki z Buczy, chorej na raka

Dzień dobry! Nazywam się Tatiana Michajlyuk, mam 58 lat. Pochodzę z miasta Bucza (Ukraina, obwód kijowski). Moja historia jest jednocześnie prosta i złożona. Uciekliśmy z Ukrainy przed wojną 8.03.22 (przekroczyliśmy granicę z Polską). Z każdym dniem zacząłem się czuć coraz gorzej. Myśleliśmy, że to stres. Niestety, lekarze w Polsce po zbadaniu mnie poinformowali, że mam raka szyjki macicy (prawdopodobnie stopień 3). Potem miałam operację. Jestem bardzo wdzięczna Polsce za okazaną pomoc! Nasza wdzięczność nie ma końca. Uciekliśmy z powodu wojny, ale nie byliśmy gotowi na uderzenie również na froncie zdrowotnym. Teraz walczymy dalej o moje zdrowie, ale nie mam pieniędzy na mieszkanie (jestem związana z Warszawą z powodu przepisowego leczenia radio i chemioterapią jeszcze przez kilka miesięcy), transport, lekarstwa, nie mam jedzenia. Straciliśmy wszystko. Wiem, że jest wielu dobrych ludzi i ktoś może pomóc. Każda złotówka przybliży mnie do powrotu do zdrowia i da szansę na życie. Naprawdę chcę żyć! Mam wspaniałą rodzinę i wnuki! Chcę wrócić na Ukrainę i pomóc krajowi w każdy możliwy sposób. Chcę być szczęśliwa i żyć jak wszyscy. Proszę, pomóż mi, jeśli możesz. Dziękuję wszystkim, którzy odpowiedzą!

8 743 zł z 20 000 zł
43%
Katarzyna Stąpor, Łódź

Leczenie inwazyjnego raka piersi Her2+

Mam na imię Katarzyna i mam 39 lat. Na co dzień pracuję w międzynarodowej korporacji, moją pasją jest nauka języków obcych, zwierzęta, podróże oraz jazda na rowerze. W ubiegłym roku udało mi się zrealizować część trasy green velo, kolejną miałam zaplanowaną na ten rok. Niestety rzeczywistość zweryfikowała moje plany. Pod koniec ubiegłego roku zdiagnozowano u mnie potrójnie dodatniego raka piersi, z nadekspresją białka HER2, która jest związana z agresywniejszym rozrostem nowotworu oraz gorszym rokowaniem, szczególnie w przypadku pojawienia się przerzutów. Chemioterapię rozpoczęłam 20 stycznia 2021 roku, do tego czasu guz urósł ok. 30 % (mammografia 19.11 – 2,2 cm, mammografia 20.01 – 3 cm) oraz pojawił się odczyn zapalny 2 węzłów chłonnych o nieznanej etiologii. Jestem dopiero na początku mojej drogi do wyzdrowienia, niemniej jednak już po pierwszych miesiącach zorientowałam się, że leczenie wymaga dodatkowych kosztów. Różne opinie lekarzy co do wielkości nowotworu jak i sposobu leczenia wymusiły na mnie poszerzenie diagnostyki na własny koszt oraz skorzystanie z konsultacji w różnych ośrodkach onkologicznych (Poznań, Warszawa). Moje leczenie zakłada półroczny cykl chemioterapii celowanej przedoperacyjnej, zabieg chirurgiczny, około miesiąca radioterapii, pół roku chemii uzupełniającej oraz 5-10 lat hormonoterapii. Zawsze uważałam się za osobę silną, która jest w stanie pokonać wszystkie przeciwności losu, stłumić w sobie wszystkie emocje, tak żeby pokazać na zewnątrz, że nic nie jest w stanie mnie zniszczyć. A jednak nie jesteśmy tak silni, ani też nieśmiertelni jak nam się może wydawać. Dopiero w chwili diagnozy człowiek zaczyna zdawać sobie z tego sprawę, że życie jest ulotne, a my przejmujemy się niekiedy na wyrost rzeczami, które nie są tego warte. Leczenie systemowe raka jest bardzo długie i niestety w dużej mierze opiera się na uszkadzaniu również zdrowych komórek w organizmie, powodując liczne efekty uboczne. Niektóre z nich są krótkofalowe, takie jak: nudności, wypadanie włosów, zapalenie błon śluzowych; inne zostają z nami na zawsze i chyba z nimi najtrudniej jest mi się pogodzić... Dlatego też postanowiłam przełamać się, co nie ukrywam zajęło mi dobrych kilka tygodni i poprosić Państwa o pomoc, w celu zapewnienia środków finansowych związanych z dalszym, długoletnim leczeniem. Środki chciałabym przeznaczyć na zakup leków, konsultacje lekarskie, badania diagnostyczne oraz rehabilitację. Diagnoza mocno przewartościowała moje życie oraz zweryfikowała dotychczasowe plany życiowe oraz cele, które staram się na nowo sobie wyznaczyć. Głównym z nich jest powrót do zdrowia, który zamierzam osiągnąć dzięki własnej determinacji, a także Państwa pomocy. Z góry dziękuję wszystkim za wsparcie. *** „Choroba jest nocną półkulą życia, naszym bardziej uciążliwym obywatelstwem. Od dnia narodzin każdy z nas posiada bowiem dwa paszporty – przynależy zarówno do świata zdrowych, jak i do świata chorych. I choć wszyscy wolimy się przyznawać tylko do lepszego z tych światów, prędzej czy później chociażby na krótko, musimy uznać również nasz związek i z tym drugim” Susan Sontag

18 664 zł z 30 000 zł
62%
Beata Bebe-Tomkiewicz, Warszawa

Pełną piersią żyć - zbiórka na leczenie raka piersi, cd. rekonstrukcji i rehabilitację

Hej, jestem Beba i bardzo potrzebuję Waszego wsparcia. Moje "zderzenie" z rakiem piersi zaczęło się i przebiegało pokrótce tak: Na fali postanowień noworocznych poszłam na mammografię (wcześniej robiłam tylko USG piersi, które nic niepokojącego nie wykazywało). Stojąc przy aparacie, usłyszałam od pani technik: "STOP". I czas nagle stanął w miejscu... Duży guz w lewej piersi, mnóstwo podejrzanych mikrokalcynacji wokół, w prawej również podejrzane zmiany. I wielki strach. Potem USG. Potwierdziło wszystko i ujawniło problem w węzłach chłonnych. Machina ruszyła. Biopsja. Czekanie. I 06.02.2023 wynik: rak przewodowy piersi. I nastał chaos. Badania, leczenie, konsultacje, konsylia. 12.05.2023 operacja. Chirurg zdecydował, że wykonają obustronną amputację piersi z jednoczasową rekonstrukcją obu piersi ekspanderami. Szok? Nie było na to czasu. Przyszedł rano przy zmianie opatrunków. Po pierwszym tygodniu gojenia przyszedł ogromny ból. A w drugim okazało się, że w ranie po lewej piersi pojawiła się duża martwica. Że nie wiadomo co dalej i czy świeżo odtwarzana pierś się obroni. Czy nie będzie trzeba jej usunąć. Czy obumrze. Zatrzymało to proces rekonstrukcji, bo nie można było napełniać ekspanderów. Znów długie czekanie. No i ten ból. Narastający, paląco-piekący, strzelający prądem, niepozwalający myśleć, spać, żyć. Znów szpital. Oddział medycyny paliatywnej i próby spacyfikowania bólu. I wzmacnianie, bo schudłam 13 kg. Wlewy dożylne z lidokainy, blokady. Bardzo ciężkie, narkotyczne leki. Ale udało się ustawić leczenie. Ból jest wciąż obecny, ale sobie z nim radzę. Okazało się, że ten koszmar to neuropatia wywołana leczeniem przyczynowym (uszkodzenie nerwów przy wycinaniu węzłów chłonnych). Wróciłam do domu. Długie leczenie martwicy zaczęło dawać rezultaty i powoli ekspandery zostały napełnione. Dziś są wypełnione na full, więc trzeba tylko czekać, by się wszystko zagoiło, by wytworzyły się "kieszonki" na właściwe protezy. Wtedy czeka mnie kolejna operacja, wymiany ekspanderów na implanty. Chirurg poinformował mnie, że po wymianie proces rekonstrukcyjny jest zakończony. Że zostanę z piersiami bez sutków. Że odtworzenie kompleksu otoczka-brodawka i ew. mikropigmentację sutka muszę wykonać we własnym zakresie. A to przekracza moje możliwości finansowe. Pracuję w pomocy społecznej (budżetówka), a dotychczasowe leczenie pochłonęło wszystkie moje oszczędności. Odbyłam cykl rehabilitacji w ramach NFZ, fizjoterapeuci uważają, że działania należy nadal kontynuować we własnym zakresie, by absolutnie nie przerywać fizjoterapii, tak aby zwiększyć zakres ruchu lewej ręki, odzyskać czucie w lewym ramieniu, zapobiec obrzękowi i neutralizować ból neuropatyczny. Rak to jak zderzenie z kamienną ścianą. Nagle stajemy się totalnie śmiertelni. To ciągły, nieustanny lęk. Utrata obu piersi to również ogromny cios. Mimo świadomości, że zabrano z nas chorobę, raka. I dla ciała i dla psychiki to nieprawdopodobny ciężar. Trudno to sobie zracjonalizować i poukładać mądrze w głowie. Nawet tak silnym osobom jak ja. A zaakceptować, nazwijmy to po imieniu: okaleczenie - jest wręcz niemożliwe. To trauma, która w wielu krajach jest rozumiana i przeprowadza się przez nią kobiety z empatią, delikatnością, współczuciem. I otrzymują leczenie od A do Z. Ja muszę prosić Was o pomoc, by przez to przejść. Bo sama po prostu nie dam rady. Leczenie potrwa jeszcze bardzo długo. A ja bardzo chcę odzyskać siły, sprawność, by wróciło moje dawne życie. Chciałabym też móc patrzeć w lustro bez niechęci, niepokoju i wstrętu; nie przypominając sobie za każdym razem, gdy zerknę, o nowotworze i mastektomii. Bardzo chciałabym móc znów oddawać się mojej największej pasji: górom. Tam łatwiej odzyskać pewność siebie i odwagę. I marzę o tym, by przestać czuć się pół-kobietą. Po prostu o tym, by było jak "sprzed", a może nawet lepiej, bo wiem, że czas TUTAJ nie jest nieograniczony, a ja nie chcę już zmarnować ani godziny. To byłoby jak "kropka nad i" w procesie zdrowienia. Wielkie uwolnienie. Będę ogromnie wdzięczna za każde wsparcie i pomoc. Serdecznie i całego serca z góry dziękuję.

18 633 zł z 30 000 zł
62%
Monika Filipek, Zielona Góra

Leczenie

Bardzo dziękuję za dotychczasowe wsparcie!!! Jak wiecie walczę ze złośliwym nowotworem piersi z przerzutami. Aktualnie jestem po dwóch operacjach i niestety to nie koniec walki z rakiem. Potrzebuję nierefundowanego leku i potrzebuję wsparcia finansowego.

197 591 zł z 209 000 zł
94%
Monika Laszczak, Mazańcowice

Operacja profilaktyczna drugiej piersi, badania kontrolne, leki

Witam serdecznie, Po prawie 3,5 latach od diagnozy nie śpię dalej spokojnie. Czy kiedyś będzie to możliwe? Nie wiem, ale musze zrobić wszystko, co mogę zrobić, by ustrzec się przed nawrotem choroby,a więc muszę usunąć drugą pierś, w której może pojawić się rak. Niestety w moim wypadku operacja ta nie jest refundowana, gdyż nie spełniam wymogów NFZ. Zachorowanie w młodym wieku i mój podtyp raka stwarzają ryzyko, iż nowotwór może pojawić się w drugiej piersi. Poza tym chora pierś i jej okolice po rekonstrukcji i radioterapii zrobiły się twarde i bolesne. Odbiegają również mocno wyglądem od zdrowej strony. Naświetlona tkanka zwłókniła się, zdeformowała i stwardniała. Z tego powodu coraz bardziej krzywi mi się kręgosłup i pojawia się ciągnący ból, z którym coraz trudniej mi sobie radzić. Tyle już przeszłam , nie mogę teraz złożyć broni i poddać się losowi. Muszę zrobić, co się da, by żyć dla dwójki moich małych dzieci. Jestem bardzo wdzięczna losowi, że wciąż mogę z nimi być. Jestem wdzięczna Wam za pomoc w leczeniu. Obecnie kontynuuję hormonoterapię, która daje mi w kość każdego dnia, ale tak trzeba, by mieć szansę na życie. Kontrole, konsultacje lekarskie, leki i badania prywatne, które muszę robić, by wcześniej wykryć ewentualny przerzut, szarpią mocno mój budżet. W obecnych czasach, gdy wszystko tak podrożało, nie mam finansowej możliwości pokryć w całości operacji drugiej piersi oraz poprawy już zrekonstruowanej. Koszt takiej operacji to około 25 tys. zł. Brakuje jeszcze 17 tys. zł., dlatego też będę wdzięczna za każde choćby najmniejsze wsparcie. Wszystkim moim darczyńcom bardzo dziękuję i życzę dużo zdrowia w tych trudnych czasach.

65 287 zł z 77 000 zł
84%
Ewa Gramlewicz, Żnin

Na leki dla Ewy

Witam, mam na imię Ewa. Jestem samotną emerytką. Choruję od czterech lat na nowotwór jelita grubego z przerzutami. Przeszłam w tym czasie trzy operacje. Choroba odebrała mi siły do codziennego życia, jednak staram się funkcjonować. Przed chorobą prowadziłam aktywny tryb życia. Lubię wycieczki piesze i rowerowe. Uczęszczałam na zajęcia ruchowe dla seniorów. Chciałabym jeszcze móc do tego wrócić. Mam dwoje wnuków, dla których chciałabym jeszcze być babcią. Do tej pory radziłam sobie sama z pomocą rodziny. Jednak obecnie jestem zmuszona do przyjmowania dodatkowego leku, za który muszę płacić sporą kwotę. Jest to za duże obciążenie dla mnie jako emerytki. Dlatego zwracam się z prośbą o pomoc w zebraniu środków na moje leczenie. Z góry dziękuję za wszelką pomoc!

12 157 zł z 24 000 zł
50%
Sebastian Klimeczek, Rybnik

Dziękuję za wszystkie wpłaty! Na tę chwilę zawieszam zbiórkę.

Nazywam się Sebastian Klimeczek, mam 22 lata. W 2013 roku zdiagnozowano u mnie nowotwór złośliwy kości. To całkowicie zmieniło moje życie. Zaczęło się tak niewinnie, bo w lutym 2013 roku pojawił się ból w lewej nodze. Zbagatelizowałem go, ale w maju ból się nasilił do takiego stopnia, że nie mogłem chodzić. W badaniu rezonansem magnetycznym wykryto zmianę końca dalszego kości udowej, głównie kłykcia bocznego z naciekiem otaczających tkanek miękkich. 1 października 2013 roku przeszedłem operację resekcji guza kłykcia bocznego lewej kości udowej. Po zabiegu preparat HP z wyresekowanego guza został przekazany do pracowni Histamed w Gliwicach. Po uzyskaniu wyniku i konsultacji onkologicznej, jak również weryfikacji preparatu rozpoznano chrzęstniakomięsaka (Chondrosarcoma G-2). Konieczne było usunięcie zmiany w całości z uwzględnieniem przylegających tkanek miękkich - ewentualna amputacja nogi. 9 maja 2014 wykonano kolejną operację - endoprotezoplastykę resekcyjną stawu kolanowego lewego i resekcję guza. Po operacji czekała mnie ciężka i długotrwała rehabilitacja, żebym mógł stanąć na nogi i normalnie funkcjonować. Choroba spadła na mnie nagle i nigdy nie przypuszczałem, że znajdę się w takiej sytuacji walcząc o własne życie, bo przecież mam dopiero 22 lata i chciałbym cieszyć się życiem tak jak mój brat bliźniak. Bardzo proszę o wsparcie finansowe w dalszej diagnostyce i badaniach! Dziękuję za każdą udzieloną pomoc.

7 891 zł z 20 000 zł
39%
Ewa Cal, Ostrzeszów

Na ten moment zawieszam zbiórkę. Dziękuję!

Na ten moment zawieszam zbiórkę. Dziękuję! --- Witam, mam na imię Ewa. Mam 52 lata, męża, dwoje dorosłych dzieci i 3,5-letnią wspaniałą wnusię. Zachorowałam w 2009 roku. W pełni zdrowa i silna, pełna życia kobieta nagle zamieniła się w bezsilną. Diagnoza była okrutna, rak jajnika. W trakcie pierwszej, bardzo rozległej operacji wycięto mi część jelita, otrzewną, wyrostek. Gdy organizm doszedł do siebie po operacji, zastosowano u mnie chemioterapię - bardzo wierzyłam, że to koniec mojej przygody z rakiem. Niestety były następne chemie, a w 2014 roku kolejna operacja, tym razem węzłów chłonnych pachowych prawej ręki. Od tego czasu cierpię z powodu zbierającej się chłonki, która wymaga ciągłego drenażu limfatycznego, aby utrzymać sprawność ręki. Masaże w profesjonalnych gabinetach są pomocne, niestety żeby dawały odpowiednie rezultaty, muszą być wykonywane codziennie (czasem kilka razy), wiąże się to z ogromnymi kosztami finansowymi. Najlepszą opcją, zdaniem lekarza prowadzącego, byłoby posiadanie urządzenia do drenażu limfatycznego w domu. Koszt takiego sprzętu nie jest mały i wynosi ok. 2500 zł. Obecnie jest to dla mnie kwota nieosiągalna, przez co borykam się z częstymi zastojami limfy i bólami ręki, które nierozmasowane i nieleczone mogą doprowadzić nawet do zakrzepicy. Podczas chemii czwartego rzutu w 2016 miałam dwa wstrząsy anafilaktyczne i konieczna była reanimacja i szybka zmiana chemii. We wrześniu 2017 r. potwierdziły się moje najgorsze obawy i lekarz prowadzący wykrył nowe przerzuty. Konieczne było zastosowanie kolejnego cyklu chemii. Mimo to wciąż wierzę, że ta walka skończy się dla mnie zwycięstwem. Moja codzienność to nie tylko walka z nowotworem. Choruję również na nadciśnienie tętnicze, astmę, niedosłuch (który się pogłębia po każdym cyklu chemii). Leczenie cystostatykami spowodowało u mnie neutropenię, co objawia się silnymi bólami stawów i mięśni. Aby utrzymać mój organizm w dobrej formie, przyjmuję sporą dawkę leków. Moja renta jest zbyt niska i czasem stoję przed ciężkim wyborem, leki czy odpowiednia dieta. Aktualnie doszły jeszcze dojazdy do szpitala, mam do pokonania ponad 180 km w jedną stronę. Dodatkowo diagnostyka, konsultacje i badania, wszystko po to, aby leczenie było trafione i dało najlepszy rezultat. Przez te wszystkie lata walczę, bo wierzę, że w końcu „lokator” się „wyprowadzi” na dłużej, a może na zawsze? Mam dla kogo żyć - dla kochającej rodziny i dla mojego „małego słoneczka”, żeby jak najdłużej słyszeć: „Niespodzianka, to ja Lila”. Dzięki wpłatom od dobrych ludzi zakupiłam już nowy aparat słuchowy, który ułatwia mi kontakt ze światem. Chciałabym jeszcze zebrać fundusze na zakup sprzętu do drenażu limfatycznego i móc odzyskać namiastkę normalności w trakcie i po leczeniu. Niestety sprzęt ten jest dla mnie w tej chwili marzeniem. Przez te wszystkie lata dawałam radę i nikogo nie prosiłam o pomoc. Dziś wiem, że muszę, żeby jak najdłużej rak nie wrócił. Za każde choćby najmniejsze wsparcie - DZIĘKUJĘ!

7 875 zł z 20 000 zł
39%