Zbiórki

Małgorzata Kamrad, Gliwice

Małgosia walczy z rakiem. Pomóż zdobyć środki na lek.

Jestem chora na raka piersi z przerzutami do węzłów chłonnych. Choruję już drugi raz w życiu na nowotwór. Pierwszy raz, gdy miałam 21 lat, i teraz, kiedy mam lat 45. Jestem w trakcie chemioterapii, ale czeka mnie także operacja - amputacja piersi.Lekarze poinformowali mnie, że mam możliwość leczenia indukcyjnego, lekiem nierefundowanym przez NFZ w moim wskazaniu, głównie z powodu kosztów, jakie generuje. Dzięki niemu mam szansę uwolnić się od raka z gwarancją, że już nigdy nie powróci. Przez 23 lata pracowałam na stanowisku pielęgniarki. Pełniłam służbę chorym - zarówno osobom starszym, jak i młodzieży. Mam też dwójkę dzieci, które są moim całym światem i są tylko na moim utrzymaniu. Oboje jeszcze się uczą, ale mimo że powoli wstępują w dorosłość, nadal potrzebują mamy.Jest mi o tyle trudniej, że wiem, że gdy mnie zabraknie, nie będą mogły liczyć na pomoc żadnego z rodziców. Ojciec dzieci nie żyje, od kiedy były małe. Niestety, moje dotychczasowe zarobki nie pozwalały mi na zaoszczędzenie wystarczającej kwoty potrzebnej na leczenie.Dlatego, drodzy Darczyńcy, zwracam się do Was z prośbą o pomoc. Wierzę, że oddane dobro wraca. Kiedyś ja pełniłam służbę potrzebującym, a teraz sama jej potrzebuję. Spoglądam z nadzieją w przyszłość, mimo że jest ona w tym momencie dla mnie niepewna. Będę wdzięczna za każdą pomoc finansową.

29 917 zł z 44 064 zł
67%
Aneta Łukasiewicz, Podbrzezie Dolne

Aneta chce żyć dla swojej dorastającej córki.

Witam wszystkich, mam na imię Aneta i do niedawna byłam jak każdy z Was. Pracowałam w firmie imimo natłoku obowiązków, kiedy ktoś potrzebował pomocy, nie odmawiałam. Jestem osobą pełną życia, energii, planów na daleką przyszłość, twardo stąpająca po ziemi i miałam nieodparte wrażenie, że panuję nad swoim życiem. W ciągu jednej nocy, 16 października, świat runął jak domek z kart. Podejrzewałam od dawna, że coś jest nie tak. W 2014 roku miałam wycięcie nowotworu nabłonkowego na twarzy z prawej strony, ale nie był złośliwy. Lekarze powiedzieli, że to nic takiego. Później, w 2015 przeszłam zapalenie węzłów i wycięcie guzka z prawej strony w szyi. Mimo operacji stan zapalny utrzymywał się. Po chwili spokoju od października 2015 do czerwca 2016, z powrotem zaczął się stan zapalny. Aż tu nagle w nocy 16 października ogromny ból głowy. Jestem wytrzymała, ale on mnie pokonał. Mąż zawiózł mnie do szpitala. Okazało się, że ciśnienie mam wysokie - 200/130. Lekarze po wykonaniu TK podejrzewali tętniaka. Zadecydowano, by pozostawić mnie na oddziale i zrobić rezonans. Po wykonaniu badania okazało się, że to guz mózgu z prawej strony płata czołowo-skroniowego. Od momentu otrzymania opisu pani ordynator zaczęła szukać lekarza, który podejmie się operacji lub biopsji. Doktor z Zielonej Góry podjął się operacji. Guza wycięto w całości. Po dokonaniu badań przyszedł czas na diagnozę. Dzięki ogromnemu wsparciu przyjaciół, rodziny i pracodawców postanowiłam się nie podawać i żyć normalnie. Gdy przeczytałam diagnozę - Astrocytoma anaplasticum III stopień złośliwości, świat mi się zawalił. Mam trzynastoletnią córkę, chciałabym zobaczyć jak dorasta, jak idzie na studia, staje na ślubnym kobiercu i tu mi się przypomina tekst mojego dobrego znajomego: ”powiedz lekarzowi, że ty masz termin...'' Zawsze miałam wszystko poukładane kilkanaście miesięcy do przodu. W jednej chwili kompletnie się załamałam. Nie zobaczę tego wszystkiego, choć jestem bardzo silna. Niejedno w życiu przeszłam, między innymi chorobę i leczenie farmakologiczne męża na zapalenie wątroby B,C. Leczenie się powiodło, wygrał swoją walkę o życie, chociaż ta choroba nie wiązała się z tak wysokimi kosztami. Jestem silna i w drugiej dobie po operacji już chodziłam, na trzeci dzień nie potrzebowałam leków przeciwbólowych, ale ta walka jest nierówna. Guz może wszystko, a ja nic. Czekam na przyjęcie do szpitala na 6 tygodni - podanie chemii i radioterapii. Od tego jak poradzi sobie mój organizm zależy, czy będę mogła uczestniczyć w kolacji wigilijnej. Mam nadzieję, że będzie dobrze. Chcę wykorzystać każdą szansę na zatrzymanie guza, także z wykorzystaniem metod i leków niedostępnych w Polsce. Moja Rodzina i Przyjaciele bardzo nam pomagają, jednak niestandardowe terapie są dla nas nieosiągalne finansowo. Życie bardzo się zmienia w zderzeniu z tak straszną chorobą, podobnie człowiek - nie jest łatwo wytrwać w pozytywnym nastawieniu, mając świadomość uciekających dni. Bardzo chcę spędzić kolejne Święta z rodziną i patrzeć jak dorasta moja córka.

35 669 zł z 50 000 zł
71%
Anna Lankau-Pogorzelska, Warszawa

Proszę o wsparcie w walce z chorobą.

Nazywam się Anka, mam 48 lat i od końca maja 2020 r. jestem pacjentką Narodowego Centrum Onkologii. Po 15 latach życia z niezłośliwą zmianą w piersi, badaną i obserwowaną co roku, usłyszałam diagnozę: rak piersi o wysokim stopniu złośliwości. Po 4 latach od rozpoczęcia leczenia rak przypomniał o sobie, zagnieżdżając się tym razem w kościach. Właśnie dostałam potwierdzenie, że muszę wrócić ponownie na drogę leczenia i wiem, że nie będzie to łatwe, na pewno trudniejsze niż za pierwszym razem. Mam jeszcze pokłady siły na kolejną bitwę, ale i dużo lęku w sobie, że przegram, że nie dam rady. Jestem mamą dwójki cudownych dzieciaków: 10-letniej Ewy i 14-letniego Janka, który właśnie kończy szkołę podstawową. Zawodowo od ponad 14 lat jestem związana z marketingiem handlowym. Kiedyś zawsze w ruchu, w podróżach, podczas których pokazuję dzieciom, jak piękny i ciekawy jest otaczający nas świat. Tymczasem czas od maja 2020 okazuje się dla mnie mało łaskawy i daje mi porządnie popalić, zmuszając mnie do rewizji życiowych planów. Moja choroba to IV stadium, tzw. uogólniona. Czasem o niej zapominam, staram się funkcjonować tak jak dawniej, mając świadomość, że ponowne nadejście tych trudnych chwil jest nieuchronne. Dzięki przyjaciołom, rodzinie, licznej grupie najlepszych sąsiadów na świecie i współpracownikom wiem, że nie zabraknie mi wsparcia, ludzkiej życzliwości i pomocy. Jestem typem wojowniczki, która zawsze stawia czoła trudnościom. Zawsze staram się radzić z problemami sama, przyjmując, że na tym świecie jest mnóstwo ludzi potrzebujących bardziej niż ja. Moim nowym celem ponownie staje się pokonanie raka, dla siebie, dla rodziny, dla przyszłości. Chciałabym przejechać z córką 50 km na rowerach - tak jak obiecała, nauczyła się jeździć na rowerze. Chciałabym kiedyś wydać komiks mojego syna i może własne opowiadania. Chciałabym móc podróżować jak dawniej i poznawać ludzi. To plany na potem. Obecnie najważniejszym zadaniem dla mnie jest dążenie do remisji nowotworu i utrzymanie go w tym stanie tak długo, jak to możliwe. Na razie wraz z onkologami szukamy odpowiedniej terapii. Nie wiem jeszcze, z czym znowu będę musiała się zmierzyć, ale mam nadzieję, że choć pewnie nie wygram, to będę w stanie utrzymywać przewagę nad chorobą. Proszę o wsparcie w pokryciu kosztów leków, konsultacji, badań lekarskich oraz rehabilitacji.

85 217 zł z 100 000 zł
85%
Marcin Jończyk, Łódź

Pomóż wygrać walkę z nowotworem mózgu

Nazywam się Marcin Jończyk, mam 34 lata, mieszkam w Łodzi z moją żoną i 5-letnią córeczką Kalinką oraz niedawno narodzonym synem Kamilem. W listopadzie 2016 roku zdiagnozowano u mnie złośliwego guza mózgu. W jednej chwili moje życie się zmieniło. Z wielu planów muszę zrezygnować. Jednak nie zamierzam się poddawać i będę walczyć do końca... Mam dla kogo żyć, chciałbym patrzeć, jak moja córka rośnie i mieć możliwość uczestniczenia w najważniejszych momentach jej życia. Brzmi to bardzo banalnie, ale prawdą jest to, że w obliczu choroby zupełnie inaczej patrzy się na życie. Dopiero po takiej wiadomości docenia się wartość zwykłych, codziennych chwil. Mój guz został usunięty, a obecnie jestem leczony radioterapią i chemioterapią. Jednak prawdopodobieństwo całkowitego wyleczenia jest znikome, natomiast guz w każdej chwili może odrosnąć. Przede mną jeszcze długie leczenie. Obecnie największe nadzieje pokładam w terapii NanoTherm w Berlinie, której koszt wynosi około 200 tysięcy złotych. Dodatkowe koszty to leki, dojazdy oraz prywatne konsultacje lekarskie. Wraz z rodziną poszukuję różnych innych sposobów leczenia. Niestety są one jeszcze bardziej kosztowne, a żadna z tych metod nie daje mi gwarancji wyzdrowienia. Bardzo Was proszę o wsparcie w zbieraniu funduszy na leczenie u specjalistów, ponieważ to może uratować mi życie.

185 190 zł z 200 000 zł
92%
Jolanta Kowalczyk, Debrzno

Kocham życie i nie dam się rakowi!

Mam 69 lat. Jestem emerytowanym nauczycielem nauczania początkowego. Chociaż pensja nie była wysoka, kochałam swój zawód. Chyba jak każdy miałam marzenia. Żyłam skromnie. Starałam się jak najwięcej odłożyć, chciałam "uzbierać" na domek z ogródkiem na wsi, aby w nim zamieszkać, gdy przejdę na emeryturę. W czasie wakacji i ferii, jako wychowawca jeździłam na kolonie i zimowiska. Udzielałam też korepetycji. Byłam szczęśliwa, bo byłam zdrowa i miałam cel w życiu, do którego przez lata dążyłam. Kiedy w 2019 roku kupiłam dom, nie posiadałam się z radości. Byłam pełna optymizmu i pozytywnej energii. Dlatego też, gdy dwa lata później postawiono mi diagnozę: rak gruczołowy płuca prawego (5,3 x 3,4), przeżyłam trudny do opisania szok. Dlaczego? Skąd? Co teraz? Przecież dopiero co ziściło się marzenie mojego życia! Pragnieniem moim było spędzenie jesieni życia w wymarzonym, wyciułanym domku!!! Zawsze byłam optymistką i wierzę w to, że będzie dobrze. Jestem poddawana chemioterapii i na pewno leczenie odniesie pozytywny skutek. Chcę żyć! Chcę być zdrowa! Jednakże oprócz wiary, potrzebne są też środki na codziennie wydatki związane z leczeniem i zapewnieniem odpowiedniej diety. Nie jestem w stanie pokryć wszystkich kosztów z niskiej emerytury (1500 zł). Dlatego proszę o wsparcie.

4 786 zł z 20 000 zł
23%
Ewa Chlebuś, Sulechów

Zrzućmy się dla Ewy walczącej z białaczką

Zrzućmy się dla Ewy, która walczy z ostrą białaczką szpikową na koszty związane z leczeniem po przeszczepie. 9 listopada 2021 r. Ewa trafiła w stanie ciężkim do szpitala. Wtedy usłyszeliśmy straszliwą diagnozę - ostrą białaczkę szpikową. Cały nasz świat się zawalił, a wydarzenia zaczęły dziać się błyskawicznie. Z dnia na dzień Ewa znalazła się na oddziale Hematologii w Zielonej Górze. Dawne życie zniknęło, a zaczęło się nowe, trudne życie, w którym codziennością były wizyty w szpitalu. Natychmiast wdrożono intensywne leczenie - długie, męczące i wykańczające. Silne dawki chemii z każdym dniem zabierały jej siły, niszcząc organizm. Dodatkowo w wrześniu 2021 r. Ewa przeszła udar, co lekarze później zdiagnozowali jako początek białaczki. Przez 10 miesięcy spędzonych w szpitalu przeszła cztery chemioterapie i biopsję głowy. Doznała paraliżu, co wymagało dwu miesięcznej rehabilitacji. Przez cały czas większość dnia spędzała w izolatce, a jej życie niejednokrotnie było zagrożone. Ostatecznie Komisja Lekarska zakwalifikowała ją do autologicznego przeszczepu komórek macierzystych. To był bardzo trudny czas. Ewa przeszła ciężką chemioterapię, a następnie jej układ odpornościowy został „zresetowany” i musiał się odbudowywać. Jej stan, izolacja, obostrzenia covidowe oraz dodatkowe zakażenie wewnątrzszpitalne były ogromnym obciążeniem. Dobrą wiadomością było to, że znalazł się dawca szpiku (jej brat) i 22 sierpnia 2022 r. Ewa przeszła przeszczep szpiku, pełna nadziei, że teraz będzie tylko lepiej. Po przeszczepie Ewa wyszła ze szpitala do domu 19 września 2022 r. Co tydzień lub co dwa tygodnie przyjeżdżamy na kontrolę do Kliniki Hematologii i Przeszczepu Szpiku we Wrocławiu. Z czasem wizyty będą odbywać się raz w miesiącu. Niestety, wydatki rosną z każdym dniem. Z naszej miejscowości do Kliniki we Wrocławiu jest 204 km w jedną stronę. Nie możemy korzystać z komunikacji publicznej ze względu na brak odporności Ewy, a koszty paliwa mocno obciążają nasz budżet domowy. Do tego dochodzą koszty leków. Mieszkamy z córką, a nasz dochód to jedynie zasiłek rehabilitacyjny oraz moja pensja. Dlatego zwracamy się do Was z prośbą o pomoc i wsparcie finansowe. Ewa marzy o powrocie do normalności, zdrowia i sprawności. Każda złotówka ułatwi jej walkę z tym trudnym przeciwnikiem, doda sił i pomoże w walce z ogromnym zmartwieniem. Marzymy o tym, aby Ewa mogła skupić się na leczeniu i nie musiała się martwić, ponieważ stres tylko szkodzi. Proszę, pomóżcie. Znaleźliśmy się w trudnej sytuacji, nowej dla całej naszej rodziny. Celem naszej zbiórki jest pokrycie kosztów bieżącego leczenia oraz dojazdów do szpitala. Potrzebujemy Waszej pomocy, i przyznam szczerze, że jest mi niezręcznie prosić o wsparcie. W związku z pogarszającym się stanem zdrowia Ewy - przeszczep przeciw gospodarzowi (odrzucenie przeszczepu) - nasze koszty leczenia rosną, a czas powrotu do zdrowia się wydłuża. Konieczne są dodatkowe wizyty, pobyty we Wrocławiu, diagnostyka oraz konsultacje medyczne. Prosimy o dalsze wsparcie. Pomimo stosowania terapii fotoferezy przez dwa dni co dwa tygodnie w Klinice we Wrocławiu, minął już rok, a efekty leczenia nie są zadowalające. Wciąż zmagamy się z bardzo złymi wynikami wątrobowymi związanymi z przeszczepem przeciw gospodarzowi. Po długich poszukiwaniach znaleziono lek, który może pomóc w leczeniu, jednak nie jest on dostępny w Europie. Został zamówiony w Stanach Zjednoczonych i jest refundowany. Nasza droga leczenia po przeszczepie trwa już 3 lata, a nie ma jednoznacznej opinii na temat tego, kiedy mogę powrócić do pełni zdrowia. Z tego miejsca gorąco proszę o dalsze wsparcie.

84 551 zł z 100 000 zł
84%
Jarosław Depta, Warszawa

Zbieram środki na leczenie, szczepienia i rehabilitację

Mam na imię Jarek, mam 38 lat. Od kilku lat choruję na schorzenia hematologiczne. Początkowo zdiagnozowano u mnie małopłytkowość samoistną, a w listopadzie 2016 chłoniaka. Obecnie leczę się w szpitalu w Warszawie. Stosowane są kolejne cykle chemioterapii, które nie przynoszą oczekiwanych efektów. Prawdopodobnie konieczne będzie podjęcie leczenia za granicą z wykorzystaniem metod, które nie są stosowane w Polsce. Wiązać się to będzie z koniecznością poniesienia wysokich nakładów finansowych, których nie będę w stanie udźwignąć z własnych środków. Cenna będzie dla mnie każda pomoc. Czuję się jeszcze młodym człowiekiem, mam wspaniałą żonę, z którą mamy jeszcze wiele planów do zrealizowania. Dzięki Waszej pomocy uda mi się powrócić do zdrowia!

84 498 zł z 100 000 zł
84%
Hanna Węsierska, Ząbki

Wsparcie w leczeniu onkologicznym

W październiku podczas badania u Mamy wykryto złośliwy nowotwór jelita grubego (odbytnicy) z przerzutami do węzłów chłonnych. Obecnie Mama leczy się w Narodowym Instytucie Onkologii w Warszawie. Przeszła radioterapię i jest w trakcie chemioterapii. Aby zwiększyć szanse na wyleczenie i przyspieszyć działania terapeutyczne, chcielibyśmy mieć możliwość skorzystania z nierefundowanych, najnowszych możliwości diagnostycznych oraz wspomagających leczenie, które niestety są bardzo kosztowne. Zebrane środki zostaną wykorzystane na leki dla Mamy, konsultacje lekarskie i koszty związane z dojazdami. Pomóc można, przekazując 1,5% lub wpłacając na zbiórkę. Za wszelką pomoc serdecznie dziękujemy.

4 049 zł z 20 000 zł
20%
Anna Kowalczyk, Warszawa

Koszty towarzyszące leczeniu, przyszła immunoterapia

Pod koniec 2019 został u mnie zdiagnozowany zaawansowany nowotwór jajnika 3-go stopnia z przerzutami. Przeszłam operację histerektomii całkowitej, a następnie poddałam się chemioterapii wspomaganej tradycyjną terapią lekową. Zastosowane leczenie przyniosło pierwsze pożądane rezultaty. Niestety, w moim przypadku istnieje wysokie ryzyko nawrotu choroby ze względu na stopień zaawansowania nowotworu w momencie wykrycia i towarzyszącą mutację genetyczną, niestety nie taką, jaką uznaje NFZ dla kontynuowania leczenia, czyli BRCA. Obecnie jest to dla mnie koniec refundowanego leczenia, ale medycyna oferuje dalszą terapię i daje szansę takim osobom jak ja. Chciałabym otrzymane wsparcie przeznaczyć nie tylko na pokrycie wciąż rosnących kosztów towarzyszących obecnej terapii (konsultacje, diagnostyka, dojazdy), ale także na przyszłe leczenie, które tak bardzo chciałabym uzyskać, metodą immunoterapii, niepokrywaną przez NFZ. Dziękuję!

14 038 zł z 30 000 zł
46%
Joanna Dymowska, Marki

Rehabilitacja ręki po wycięciu węzłów chłonnych

W 2013 roku dowiedziałam się o swojej chorobie. Diagnoza brzmiała - nowotwór piersi z przerzutem do węzłów chłonnych.W tym momencie zatrzymało się moje normalne życie, z całym swoim biegiem pomiędzy pracą a domem. Przeszłam 2 operacje, potem chemię i naświetlania. Po roku byłam gotowa by wrócić :-) Udało się, choć w związku z wycięciem węzłów chłonnych lewej ręki moja sprawność została ograniczona. Musiałam zrezygnować z wielu pasji, a w pracy czekała mnie niespodzianka - degradacja, odsunięcie na boczny tor. Nie poddałam się, zmieniłam pracę i nawet awansowałam. Niestety moja codzienność to konieczność ciągłej rehabilitacji (ok. 5 tys. zł rocznie) i wciąż malejąca wydolność ręki. Kilka lat temu dowiedziałam się, że w Polsce pojawiła się możliwość nowatorskiej operacji, że dr Daniel Maliszewski z Pomorza przeszczepia węzły chłonne i łączy naczynia limfatyczne metodą LVA. Dostałam się na konsultację, zostałam zakwalifikowana do operacji. Niestety czas oczekiwania na NFZ to ok. 8 lat - to czas, w którym prawdopodobnie dla ręki byłoby już późno. Dzięki oszczędnościom i Waszej pomocy przeszłam operację komercyjną, której koszt wyniósł ponad 26 tys. zł.Do tego doszła intensywna rehabilitacja po zabiegu, dojazdy na Pomorze i pobyt tam. Stan mojej ręki jest lepszy, ale wciąż wymagam stałej rehabilitacji (ruchomość blizn, by zapobiec zastojom chłonki i opuchliźnie). Od kilku miesięcy doszły problemy z przeciążeniem ręki - łokieć tenisisty i golfisty, zespół de Quervaina. Czeka mnie kolejna operacja i dalsza intensywna rehabilitacja. Jeśli macie ochotę wesprzeć moją zbiórkę, to bardzo DZIĘKUJĘ :-)

13 924 zł z 30 000 zł
46%
Małgorzata Wiczkowska, Dłutów

Dla Gosi - walka z rakiem

Na imię mi Gosia. Po raz pierwszy od wielu lat byłam z mężem na krótkich wakacjach. Jeszcze nie zdążyłam się nacieszyć z wypoczynku, a znalazłam małą zmianę w lewej piersi. No i się zaczęło... Mammografia, USG, wizyty u kolejnych lekarzy. Coraz częściej padało słowo "rak", ale cały czas nie było pewności. Przyszły święta, były smutne i nerwowe. Wreszcie nadszedł 29 grudnia 2022 i wizyta u onkologa. Wyniki biopsji potwierdziły moje obawy. Mam raka piersi hormonozależnego. Najpierw szok, niedowierzanie, pytanie "dlaczego ja?". Nigdy nie paliłam, stronię od alkoholu, wykarmiłam piersią dwie córki. Jedyne co mogę sobie zarzucić to moja nadwaga. Wpadłam w wir kolejnych badań, diagnoz, wizyt u lekarzy. Zrobiło się tak dynamicznie, że nawet nie było, kiedy się załamać. Okazało się, że rak jest szybki i nie próżnuje, zdążył zaatakować węzły chłonne i wątrobę. Wszystko poszło dynamicznie, w niecały miesiąc od feralnej diagnozy jestem na pierwszym cyklu chemii. Całe dotychczasowe życie raczej mnie nie rozpieszczało. Mój kochany Tato zmarł, kiedy miałam 14 lat. Jedyną pokrewną mi duszą był kolega z podstawówki, stał się moim chłopakiem, a dzisiaj jest moim mężem, ojcem moich córek i dziadkiem naszych wnuków. Pracujemy oboje od czasu, zanim jeszcze osiągnęliśmy pełnoletniość. Pasją mojego życia jest moda, projektowanie, szycie odzieży. Przez wiele lat pracowałam w szwalniach. Kilka lat temu postanowiłam spróbować własnych sił. Nie było łatwo, mieszkam we wsi wykluczonej komunikacyjnie. Jednak znalazły się osoby, których to nie odstraszyło. Pojechaliśmy na wczasy, bo zaczęliśmy wychodzić na finansową prostą. Teraz pewnie znów upłyną lata, zanim gdzieś pojedziemy... Większość z Was, a na pewno osoby chore wiedzą, że na raka nie choruje tylko diagnozowana osoba, ale cała jego rodzina. Często choroba ta trapi naszych przyjaciół. Mam to szczęście, że czuję wielką pomoc i zaangażowanie od wszystkich bliskich mi osób. Mąż z córkami, rodzina i przyjaciele sprawiają, że czuję się bezpieczna i pewna zwycięstwa. Każdą złotówkę, którą postanowicie wspomóc moją walkę z chorobą, wykorzystam najlepiej, jak będę potrafiła. Do tej pory największe wydatki związane są z podróżą. Każdorazowy wyjazd związany z chorobą to min. 60 km. Na drugim miejscu na razie są leki, ale wiem że będę potrzebowała także środków na rehabilitację, leczenie stomatologiczne, może psychologa, suplementację i badania.

28 533 zł z 45 000 zł
63%
Estera Łyzińska, Płock

Dla Estery

Witam, mam na imię Estera. Zaczął się drugi rok moich zmagań z nowotworem piersi. Za mną chemioterapia, operacja, radioterapia. W związku z tym, że nowotwór jest złośliwy i inwazyjny, trzeba było usunąć pierś i węzły. Przede mną, jeśli wszystko będzie dobrze, pięć lat leczenia hormonalnego i immunologicznego. Jeżdżę na zastrzyki i wlewy. Brak węzłów spowodował gromadzenie się limfy na ręce i muszę korzystać z rehabilitacji. Nie ma możliwości, abym na tę chwilę wróciła do pracy. Zwracam się z prośbą o pomoc, bo wyjazdy na leczenie są niestety kosztowne (mieszkam w Płocku, a jestem pod opieką szpitala w Bydgoszczy). Z góry dziękuję za każde wsparcie ❤️

13 118 zł z 30 000 zł
43%