Zbiórki

Paulina Gonsak, Łódź

Córeczka Pauliny potrzebuje sprawnej mamy.

Szanowni Państwo, dla każdego człowieka najważniejsze jest zdrowie. Jako osoba chora na nowotwór, zwracam się do Państwa z prośbą o pomoc. Swoje 30-te urodziny spędziłam w szpitalu borykając się z ogromnym bólem i czekając na diagnozę, co mi jest. Okazało się, że to bardzo rzadki rodzaj nowotworu - mięsak naczyń krwionośnych (angiosarcoma). Choruję od stycznia 2016 roku i obecnie jestem w trakcie chemioterapii (Paklitaksel), którą muszę przyjmować cyklicznie co tydzień. Początkowo nowotwór umiejscowiony był na plecach z przerzutami do wątroby, mięśni pośladka oraz płuca. Nie wiem, jak długo potrwa leczenie, lekarze mówią, że powinnam otrzymywać wlewy najdłużej jak tylko się da - jak długo mój organizm wytrzyma. Obecnie przyjmuję chemię już 6,5 roku, cyklicznie co tydzień lub dwa - bez żadnej przerwy; to już ponad 240 wlewów... Jest to dla mnie bardzo uciążliwe. Tylko pytam, ile jeszcze można tak żyć? I czekać, czy to ta kolejna chemia będzie tą, która już nie zadziała...? Z przeprowadzonych badań kontrolnych wynika, że nowotwór na plecach się nieznacznie zmniejszył, a na mięśniach pośladka i płucu go nie ma. HURA!!! Od samego początku mam na plecach otwartą ranę po biopsji gruboigłowej, która pomimo moich usilnych starań i stosowania coraz to nowych opatrunków nie goi się. Prawdopodobnie nie zagoi się, dopóki przyjmuję chemię. Rana dodatkowo była zakażona gronkowcem złocistym, którego udało mi się wyleczyć dzięki zastosowaniu terapii fagowej. To było 3 lata temu. Każde nowe zakażenie powoduje, że jest coraz bardziej lekooporna. Po wielu poszukiwaniach i konsultacjach udało nam się znaleźć lekarza w USA, który zainteresował się moim przypadkiem. Po zapoznaniu się z przebiegiem choroby otrzymałam od niego opinię, aby rozważyć operację. Bardzo się cieszyłam, że pojawiła się taka możliwość. Niestety okazało się, że to też nie wchodzi w grę. Rak umiejscowiony jest w takim miejscu i jest tak duży, że wycięcie mogłoby spowodować zbyt duże ubytki w plecach, przez co być może nie mogłabym się poruszać. Także przez cały ten czas lekarze stosują tylko leczenie paliatywne, czyli podtrzymujące życie. Ja i moja rodzina ciągle szukamy nowych możliwości leczenia mnie w inny sposób niż tylko chemioterapią. Niestety wszystkie terapie sprawdzone przez nas do tej pory okazały się nie dla mnie... Kolejną szansą może stać się termoablacja - czyli wypalanie guza, jako terapia dodatkowa do chemii. Dzięki terapii czuję się coraz lepiej, niestety skutków ubocznych jest całe mnóstwo. Są drżenia mięśni nóg, rąk, jest osłabienie organizmu, brak sił na wstanie z łóżka, problemy skórne, wypadanie włosów i rzęs, dodatkowe kilogramy po sterydach. Słabsza koncentracja i pamięć,depresja, szybkie zmęczenie organizmu przy wykonywaniu najprostszych codziennych czynności. Jestem szczęśliwą mamą 7,5-letniej Oli, którą bardzo kocham. To dla niej codziennie rano staram się wstać z łóżka i podejmuję walkę z chorobą. Mam też kochającego męża oraz wspaniałą rodzinę i przyjaciół, na których mogę liczyć w tych trudnych dla mnie chwilach. Przed chorobą byłam aktywną mamą i kobietą. Wolny czas spędzałam na zabawie z córką, spacerach, czytając kryminały oraz spotykając się z rodziną i przyjaciółmi. Powoli wracają mi siły. Mogę już samodzielnie się poruszać i pokonywać dłuższe dystanse, dlatego staram się jak najczęściej spacerować z moją kochaną córeczką. Poświęcam jej cały swój wolny czas starając się wychować ją na dobrą, mądrą i wrażliwą dziewczynkę. Każda chwila z nią spędzona jest dla mnie bezcenna, bo na początku choroby było ze mną tak źle, że nie miałam siły trzymać jej w ramionach... Czasem wracają czarne myśli. Czy aby na pewno się uda, co się stanie kiedy obecna chemia przestanie działać? Jak długo mój organizm wytrzyma wlewy? To jednak tylko chwile, na które nie pozwalam sobie zbyt często. Mam wspaniałego męża, który codziennie zaraża mnie swoim optymizmem i uśmiechem. Dzięki niemu nasza rodzina funkcjonuje w miarę normalnie. Mam też ogromne wsparcie w mojej rodzinie - mamie, braciach i bratowych, którzy są ze mną zawsze, kiedy tylko tego potrzebuję. Dziękuję Wam. Są ze mną też przyjaciele oraz zupełnie obcy ludzie. Dzięki temu widzę, jak ludzie są dobrzy, bo martwią się, pomagają i modlą za kogoś, kogo w ogóle nie znają. Wiem, że mimo wsparcia najbliższych, sama nie poradzę sobie z nowotworem. Dlatego proszę Państwa o pomoc. Nasza sytuacja materialna jest bardzo trudna, gdyż przychody naszej rodziny oscylują w granicy trzech tysięcy złotych. Pieniądze te nie wystarczają na pokrycie wydatków związanych z moją chorobą. Zebrane pieniądze zostaną przeznaczone na pokrycie kosztów leków refundowanych i nierefundowanych przez NFZ, żywienie medyczne wspomagające mocno już wyczerpany organizm, na środki opatrunkowe, dojazdy do i z ośrodka leczenia. Po zakończeniu leczenia chciałabym wrócić do formy, dlatego kolejne fundusze będę potrzebować na rehabilitację. Wiem, że już bardzo dużo dla mnie zrobiliście, dlatego dziękuję za całe wsparcie, jakie okazujecie mnie i mojej rodzinie, a także za wszystkie wpłaty oraz pieniądze przekazane za pomocą 1%. Każda złotówka jest dla mnie bardzo ważna, bo wiem, że jest wpłacona przez ludzi o dobrym sercu i daje mi szansę cieszyć się dłużej z każdego dnia spędzonego z moją wspaniałą rodziną. Z serca dziękuję, Paulina Gonsak

98 702 zł z 100 000 zł
98%
Sławomira Pertkiewicz, Sieradz

Sławka potrzebuje pieniędzy na lek, który może uratować jej życie

Cześć, mam na imię Sławka. Moja choroba zaczęła się w 2010 r. Początkowo zdiagnozowano u mnie torbiel lewej nerki. W 2014 r. okazało się, że wymagam natychmiastowej operacji, gdyż owa torbiel okazała się być guzem. Był to nowotwór złośliwy BRODAWCZAK. Po operacji lekarz prowadzący zapewniał mnie, że wszystko poszło zgodnie z planem, bez żadnych komplikacji. Jednak nie było tak pięknie jak mi mówiono. Ból, który odczuwałam, nie ustępował, nie malał, wręcz przeciwnie. Co gorsza, jedyne co słabło to działanie leków przeciwbólowych. Na wizytach kontrolnych lekarz twierdził, iż ból po tak poważnej operacji jest objawem jak najbardziej normalnym. Boleści niszczyły moje życie, odcinały mnie od normalnego codziennego życia, od moich bliskich. Lecz dzięki nim oraz przyjaciołom zaczęłam odzyskiwać nadzieję na powrót do zdrowia. Dają mi siłę do działania. Szukali i jeździli ze mną od lekarza do lekarza, od szpitala do szpitala. I tak trafiłam do Wojskowego Instytutu w Warszawie MON, gdzie zespół lekarzy zdiagnozował nawrót choroby. Guza zlokalizowano w bliźnie po wycięciu nerki. Po raz drugi przeszłam operację w 2016 r. Niestety nie udało się usunąć wszystkich zmian, przerzut był zbyt rozległy. Dalsze leczenie jest koniecznością, a czas gra na moją niekorzyść. Moje skomplikowane leczenie prowadzi profesor Cezary Szczylik, jest to niesamowity człowiek (niech Bóg ma go w swojej opiece). W czerwcu 2017 r. po szczegółowym przeanalizowaniu wszystkich wyników profesor ze względu na dużą regresję nowotworu wdrożył u mnie leczenie kliniczne. Aktualnie jestem po pierwszej dawce leku - chemii... a co będzie... co wyniknie dalej? Zobaczymy. Wiem, że leczenie nie gwarantuje wyleczenia, ale nie ma tej bezradności i czekania z założonymi rękoma na koniec. Mimo wszelkich trudności nie tracę nadziei, bo to ona jest źródłem mojej siły. Leczę się również w Poradni Paliatywnej, która pomaga mi opanować ból, by żyć w miarę moich możliwości normalnie. Proszę Was o każdą pomoc finansową, by ułatwić mi tę ciężką walkę. Z całego serca bardzo serdecznie dziękuję!!!

3 661 zł z 276 000 zł
1%
Izabela Neumann-Tarasiewicz, Ruda Śląska

Iza walczy dla swojej małej córeczki.

Choć rak zabrał mi tak wiele, nadal mam marzenia, najprostsze, najważniejsz:, by żyć, by kochać swoich najbliższych. Spełnieniem moich marzeń jest moja córeczka Zuzia, urodzenie jej było najpiękniejszym wydarzeniem w moim życiu. Mam cel, marzenie by móc wychować córkę, by w jej życiu nie zabrakło rodziców. Nazywam się Izabela Neumann-Tarasiewicz, mam męża i 9-letnią córeczkę, mieszkamy w Rudzie Śląskiej. Od 2010 roku choruję i leczę się na wieloogniskowy nowotwór piersi, o największym stopniu złośliwości, z przerzutami do węzłów chłonnych, potrójnie ujemny (triple-negative breast cancer). To oznacza, że jest to agresywna postać raka piersi, rozwija się w zabójczym tempie, szybko nawraca. Mam mutację genu, przy którym mogę zachorować jeszcze na inne nowotwory. W międzyczasie kolejny cios – okazało się, że mój mąż jest ciężko chory. Jedyny ratunek dla niego to przeszczep wątroby. Na przełomie 2015/16 roku kolejne zachorowanie, przerzut na drugą pierś i znów intensywne, wyczerpujące leczenie, z towarzyszącymi licznymi powikłaniami. Każdy dzień to zmaganie się z bólem, silnym zmęczeniem, brakiem odporności, mój organizm jest wycieńczony, nie mam siły fizycznej i psychicznej. Czuję się obdarta z resztek kobiecości. Kolejne operacje, blizny, obrzęki… jak tu siebie zaakceptować? Czuję jak choroba spustoszyła moje ciało, mój umysł... czuję się wypalona, wrakiem człowieka. Ze znakiem zapytania o każde jutro... Cały czas jestem pod stałą kontrolą, mam mnóstwo badań do zrobienia, wizyt lekarskich, leków do zażycia oraz rehabilitacja. Każdy dzień to walka z chorobą. DOPÓKI WALCZYSZ, JESTEŚ ZWYCIĘZCĄ [Św. Augustyn] Nie chcę żyć z samą chorobą, rezygnować z życia. Bo kocham życie i ludzi, poznawać ich i im pomagać, jak do tej pory to robię. Jestem ciekawa świata, lubię obcować z naturą, wtedy czuję się wolna, spełniona i szczęśliwa. Ks. Jan Kaczkowski zwykł mawiać ,,Nie ma co udawać: choroba sprawia, że szału nie ma. Ale życie wciąż trwa”. Bardzo trudno jest mi zaakceptować chorobę, poskromić lęk, lecz pragnę cieszyć się każdym dniem i dzielić z bliskimi. Moi drodzy, proszę Was, pomóżcie mi żyć z chorobą, z moimi ograniczeniami i osiągać cele, które motywują mnie do życia. Każde Wasze wsparcie na wagę życia, każda złotówka na wagę zdrowia. Brak mi słów, którymi byłabym w stanie wyrazić swoją wdzięczność. DZIĘKUJĘ Z CAŁEGO SERCA rodzinie, przyjaciołom i darczyńcom.

37 320 zł z 50 000 zł
74%
Klaudia Rother, Świętochowice

Dziękuję za wszystkie wpłaty! Na tę chwilę zawieszam zbiórkę.

Witam kochani, jestem Klaudia, mam 32 lata, męża oraz dwójkę kochanych dzieci, dla których bardzo chcę żyć. W zeszłym roku moje życie zmieniło się całkowicie. Był środek lata, a ja zaczęłam coraz gorzej się czuć. Miałam stany podgorączkowe, ciągle było mi słabo. Poszłam do lekarza i zrobiłam badania. Okazało się, że mam ogromnego guza w brzuchu. Z dnia na dzień trafiłam do szpitala. Operacja wykazała raka jajnika - złośliwy potworniak niedojrzały. Wycięli mi ogromny guz, narząd rodny wraz z przydatkami oraz przerzuty w jelicie i wyrostek robaczkowy. Operacja była długa, ale wszystko skończyło się pomyślnie. Zostały guzy na otrzewnej, których się nie operuje. Sześć tygodni po operacji trafiłam do Gliwic, tam rozpoczęłam chemioterapię. Niestety po pierwszym kontrolnym badaniu Tomografii Komputerowej okazało się, że chemia nie podziałała, są liczne przerzuty do wątroby, których nikt mi nie zoperuje. Lekarze zdecydowali o innej chemii, lecz ja czuję się coraz gorzej. Guzy rozrastają się w szybkim tempie. Kolejna chemia nie chce cofnąć choroby. PROSZĘ KOCHANI, każda złotówka jest dla mnie bardzo ważna. Chciałabym jeszcze pożyć, odchować dzieci. Może jest leczenie innymi metodami, lecz nie stać mnie na nie.

583 zł z 5 000 zł
11%
Władysława Hajowa, Lubań

20 lat prowadziła firmę. Renta nie wystarcza jej na leczenie.

Mam na imię Władysława. Jestem żoną i mamą dwóch wspaniałych córek. Obecnie, z powodu choroby, przebywam na rencie. Do momentu diagnozy prowadziłam działalność gospodarczą i starałam się zapewnić rodzinie jak najlepszy byt. Niestety w sierpniu 2014 roku zdiagnozowano u mnie złośliwego raka jajnika. Przeszłam trzy poważne operacje oraz 9 kursów chemii. Miałam nadzieję, że to koniec mojej walki, że wygrałam... Niestety nowotwór uderzył ponownie w lutym 2016 roku, po 7-miesięcznej przerwie. To był dla mnie cios, przeszłam załamanie, ale w lutym również na świat przyszła moja długo wyczekiwana wnuczka, która dała mi siłę do dalszej walki. Sytuacja materialna mojej rodziny jest trudna, a całkowity koszt leczenia i dojazdów do kliniki na chemię znacznie przekracza mój rodzinny budżet, dlatego apeluję do Państwa o pomoc. Mam 58 lat, córki (22 i 34-letnią), które potrzebują mojego wsparcia, a takżeprawie 5-letnią wnuczkę, na którą tak bardzo czekałam. Po prostu chcę żyć, mam przecież dla kogo :) Proszę o pomoc i wsparcie finansowe, gdyż każda darowizna jest dla mnie szansą na poprawę efektywności mojego leczenia oraz przedłużenie życia. Z góry serdecznie dziękuję za pomoc! Z poważaniem, Władysława Hajowa

2 301 zł z 5 000 zł
46%
Jakub Andrzejczak, Ozorków

Leczenie pochłonęło już wszystkie oszczędności Kuby.

Witam serdecznie, nigdy nie lubiłem pisać o sobie, dlatego też napiszę krótko. Mam na imię Kuba i mam 36 lat. Jestem tatą cudownej dziewczynki – Amelki. Moja kochana córeczka ma 10 lat i dla niej chcę i muszę żyć. Pragnę uczestniczyć w każdym etapie jej życia oraz patrzeć jak dorasta. Zaczęło się niewinnie od małej kuleczki pod językiem, niestety z dnia na dzień stawała się ona coraz większa. W lutym 2016 r. udałem się do lekarza pierwszego kontaktu. W trybie natychmiastowym zostałem skierowany do Poradni Specjalistycznej w Łodzi, z podejrzeniem zmiany nowotworowej. Po badaniu histopatologicznym diagnoza była jednoznaczna - nowotwór złośliwy dna jamy ustnej. W jednej chwili świat mi się zawalił, w głowie pojawiło się wiele pytań. Dlaczego? Jak to możliwe? Co dalej? To nie może być prawda! Przeprowadzono kolejne badania, niestety to nie był koniec złych wiadomości: większość węzłów chłonnych także została zaatakowana. Na szczęście trafiłem pod opiekę wspaniałego zespołu lekarzy w Uniwersyteckim Szpitalu Klinicznym Nr. 1 w Łodzi, który jednoznacznie stwierdził, iż zmiany te nadają się do natychmiastowego usunięcia. Termin operacji wyznaczono na 11 marca 2016 r. Usunięto mi większość węzłów chłonnych, do których były już przerzuty. Niestety część języka także została usunięta. Podczas operacji okazało się, iż lekarze musieli mi usunąć większą część zębów, dlatego też będę potrzebował protezy. Czekają mnie dalsze badania oraz konsultacje, radio i chemioterapia, a także długotrwała rehabilitacja. Muszę nauczyć się mówić na nowo. Dojazdy oraz odpowiednia dieta, którą musiałem stosować przed operacją, w szybkim stopniu pochłonęły moje nieduże oszczędności. Duże wsparcie oraz pomoc okazuje mi najbliższa rodzina oraz znajomi. Pomagają finansowo oraz wspierają psychicznie. Na dzień dzisiejszy posiadam orzeczenie o całkowitej niezdolności do pracy, nie mogę podjąć jakiejkolwiek pracy. Przyznano mi rentę w wysokości 500 zł miesięcznie, która nie wystarcza nawet na podstawowe zobowiązania, leki oraz dietę, którą muszę stosować. Nigdy nikogo o nic nie prosiłem, ale będę wdzięczny za każdą okazaną mi pomoc oraz za każdą złotówkę. P.S. Proszę wszystkich, abyście nigdy nie bagatelizowali zmian, jakie zachodzą w Waszym ciele, zawsze lepiej zapobiegać niż później leczyć! Aktualizacja: W sierpniu 2021 roku miałem kontrolne TK twarzoczaszki i niestety, ale wszystko powróciło na nowo, nie za długo mogłem cieszyć się, że choroba odeszła. Ona ciągle jest i na nowo przypomniała o sobie. Zmiany powstały po przebytej radioterapii, żuchwa znacznie osłabiła się - destrukcja tkanki kostnej lewego ramienia żuchwy z naciekiem sąsiadujących tkanek miękkich żuchwy. W październiku pobrali mi na nowo materiał do badania histopatologicznego. Zmiana silnie krwawi - materiał krwisty, w rozmazach kres, drobne strzępy ziarniny oraz komórki zapalne - taki otrzymałem opis mikroskopowy pobranego materiału. Niestety decyzja była jednoznaczna i nieodwracalna, zakwalifikowali mnie do paliatywnej chemioterapii, którą miałem 17-19 stycznia 2022 roku (Cisplatin-Ebewe oraz 5-Fluorouracil-Ebewe - podane leki). Obecnie jestem bardzo słaby po przebytej chemioterapii, opiekę sprawują nade mną rodzice, którzy także są schorowani i sami potrzebują pomocy (tata po wypadku komunikacyjnym, a mama z orzeczeniem o całkowitej niezdolności do samodzielnej egzystencji), ale jakoś musimy sobie radzić. Kolejną dawkę mam zapisaną na 7-9 lutego 2022 roku. Powiatowy Zespół ds. Orzekania o Niepełnosprawności wydał mi orzeczenie do listopada 2024 roku o stopniu UMIARKOWANYM, przez co nie należą mi się żadne dodatki z tytułu choroby i przysługuje tylko renta z ZUS. W obecnej chwili nie jestem w stanie wykonywać jakiejkolwiek pracy zarobkowej, a decyzją ZUS NIE MOGĘ, gdyż na decyzji mam całkowitą niezdolność do pracy do października 2022 roku. Renta nie wystarcza mi na podstawowe zobowiązania, leki, dojazdy na wizyty lekarskie, odpowiednią dietę. Najbliżsi pomagają jak mogą, wspierają finansowo i psychicznie.

3 420 zł z 5 000 zł
68%
Katarzyna Ojrzyńska, Krynica Morska

Zbieramy na bewacyzumab - lek nierefundowany przez NFZ.

Mam na imię Katarzyna, z ukochaną córką zdobywałam świat, niestety w lipcu 2015 roku zdiagnozowano u mnie raka jajnika. Guzy znajdowały się na jajnikach oraz w miednicy. Ze względu na wielkość jednego z guzów operacja usunięcia narządów wraz z guzami została przeprowadzona natychmiast po zdiagnozowaniu. Następna była chemioterapia .Obecnie jestem w trakcie terapii lekowej lekiem nierefundowanym przez NFZ o nazwie bewacyzumab. Lek podawany jest co trzy tygodnie przez kilka lat, niestety terapia jest kosztowna - 1 podanie leku to koszt ponad 3 tysiące złotych. Rozpoczęłam również kurację innymi metodami, nierefundowanymi przez NFZ. Jeżeli ktoś z Państwa nie zdecyduje się wpłacić na moją osobistą zbiórkę, to proszę o wsparcie innych osób, cierpiących z powodu raka. Dziękuję, Katarzyna

64 897 zł z 70 000 zł
92%
Tomasz Kasprzak, Dębno

Na tę chwilę zawieszam zbiórkę

Dziękujemy Darczyńcom za wszelkie wpłaty! Na ten moment sytuacja jest stabilna, więc zawieszam zbiórkę. Dziękuję za wsparcie i okazane dobre serce. ******************************************************************************* Witam wszystkich! Mam na imię Tomasz, jestem mężem i tatą trójki wspaniałych dzieciaków: dwóch synów w wieku 18 i 14 lat oraz córki, która ma 7 lat. Od 2 lat walczę z chłoniakiem z komórek B z cechami pośrednimi pomiędzy chłoniakiem rozlanym z dużych komórek B a klasycznym chłoniakiem Hodgkina. Obecnie jestem po 4 dawkach leku. Niestety, pomimo że lek w czasie mojego leczenia wszedł na listę leków refundowanych, ja nie zakwalifikowałem się do bezpłatnego leczenia. Koszty jakie ponieśliśmy na zakup leku zmusiły nas do zapożyczenia się u rodziny i znajomych. W tym momencie mam 41 lat, równo rok temu zakończyłem leczenie, jestem po kolejnej tomografii komputerowej, która wykazała dalsze cofanie się choroby pomimo zakończonego leczenia. Dzięki temu Pani doktor wyraziła zgodę na mój powrót do pracy. Konieczne jest jednak dalsze monitorowanie choroby, które wiąże się z wyjazdami do szpitala i zakupem wymaganych leków, co dla mojej rodziny jest dużym obciążeniem. Obecnie zbieram pieniądze na pokrycie tych koszów. Następne badanie TK we wrześniu. W mojej walce zawsze mogę liczyć na rodzinę. To oni dają mi siły, aby walczyć i nie poddawać się. Wiem, że mam dla kogo żyć. Choroba nowotworowa pomimo tego, że atakuje tylko jedną osobę, dotyka całej rodziny. Wsparcie, uśmiech i dobre słowo rodziny są moim motorem do walki z chorobą. Liczę również na Was i Waszą pomoc w zebraniu środków na moje leczenie. Z góry dziękuję za wsparcie i okazane dobre serce.

1 323 zł z 12 000 zł
11%
Maciej Koperczak, Sosnowiec

Maciej walczy z glejakiem. Nie wygra bez wsparcia finansowego.

Mam na imię Maciej, mam 43 lata. 3 lata temu lekarze dali mi rok życia. Nadal o nie walczę! Dowiedziałem się, że mam nowotwór mózgu - glejak. Po wieczornym spacerze z dziećmi dostałem temperatury, źle się poczułem, myślałem, że to tylko przeziębienie. Niestety nad ranem trafiłem do szpitala po ataku padaczki. Moje życie legło w gruzach. Mam 2 synów, kochającą żonę i bardzo chciałbym być z nimi jak najdłużej. Guz jest bardzo duży 6,8x4,8 cm. Położony w części skroniowo-czołowej, nacieka na ośrodek mowy, pień tętnicy mózgu otoczony jest naciekiem. Odkąd dowiedzieliśmy się o nowotworze, bardzo dużo czasu spędzamy na szukaniu pomocy, instytucji medycznych, sposobów leczenia - niestety, niektóre terapie nie są refundowane przez NFZ, a niektóre są niedostępne dla polskiego pacjenta. Próbuję różnych metod, suplementów, które są bardzo kosztowne. Stosuję rygorystyczną dietę: bezmięsną, bez cukru, nabiału i glutenu. Każdy z Nas przecież ratowałby się jak tylko potrafi, próbowałby wszystkiego. Koszty miesięczne, które ponoszę na leki i suplementy to 3 tys. złotych. Podjąłem decyzję oleczeniu w Centrum Protonoterapii w Czechach. Sytuacja wymagała już podjęcia decyzji, co robić dalej, ponieważ guz zaczął rosnąć. Zostałem zakwalifikowany. Na okres 2 miesięcy musiałem wraz z żoną i synem wyjechać do Czech. Prawie 2 miesiące naświetlań przyniosły efekty. Obecnie guz zmniejszył się i jest dalsza regresja. Aktualne wymiary to 54x44x56. Efekty uboczne oczywiście są, ale trzeba się ratować mimo wszystko. Boję się przyszłości, boję się jutra, ale trzeba żyć dalej i walczyć! Pozostała nam nadzieja i wiara w to, że wszystko się uda i zwalczymy guza! Dlatego bardzo proszę o pomoc, modlitwę oraz wsparcie finansowe. Z całego serca dziękuję.

5 621 zł z 130 000 zł
4%
Beata Szymańska, Łódź

Beata potrzebuje pomocy! Ratunkiem jest zagraniczny lek. PILNE!

W grudniu 2013 roku, tuż przed świętami Bożego Narodzenia zdiagnozowano u mnie nowotwór piersi z najgorszym z możliwych receptorów Her2 3+. 3 lata później pojawiły się przerzuty do mózgu, niestety nieoperacyjne. Operacja piersi, naświetlania, chemioterapie, ból. Tak wyglądało ostatnich 7 lat mojego życia. W ciągu ostatnich dwóch lat przyjmowania chemioterapii miałam względny spokój, aż do czasu kiedy pojawiały się kolejne przerzuty. Od czerwca jestem jednak w krytycznej sytuacji. Nastał ten dzień, kiedy kolejny raz nowotwór trafił do mojego mózgu. Sytuacja jest jednak o wiele trudniejsza niż wcześniej, ponieważ w tym momencie moje dotychczasowe leczenie zostało uznane za nieskuteczne i obecnie przyjmuję chemię, która ma mnie chronić przed kolejnymi przerzutami, jednak nie działa na mózg. Ostatnie miesiące to ciągłe podróże po całej Polsce w poszukiwaniu ratunku. Szukałam również badań klinicznych, jednak obecnie nie ma akurat żadnych prowadzonych na ten rodzaj przerzutów, który występuje w moim organizmie. Miesiąc po odkryciu przerzutów przeszłam również trudny zabieg radiochirurgii metodą Gamma-Knife, w czasie którego metalowa rama została przywiercona śrubami do mojej głowy. Wiem, że gdyby nie moja rodzina, nie udałoby mi się przez to przejść. Za mną 7 lat zmagań z tą chorobą. Po tak długim czasie nieustannej walki, operacji i przyjmowanej chemii trudno jest nie bać się o swoje życie i z optymizmem patrzeć w przyszłość. Wierzę jednak, że mam na tyle siły, aby podnieść się kolejny raz. Tym bardziej, że niedawno w USA pojawiła się dla mnie duża szansa. W maju tego roku do obiegu trafił lek Tukysa, który skutecznie działa na zdiagnozowany u mnie typ nowotworu i przerzuty do mózgu! Lek nie jest jednak refundowany w Polsce, a miesięczna terapia kosztuje 78.000 złotych. Niestety, pomimo oszczędności i dużego wsparcia rodziny, nie jesteśmy w stanie sfinansować nawet jednej dawki tego leku. W 2012 roku, chwilę przed zdiagnozowaniem u mnie nowotworu, mój syn obchodził swoje 18 urodziny. Walczyłam o zdrowie, aby być przy nim, kiedy z młodego chłopaka będzie zmieniał się w mężczyznę. Teraz ma 26 lat, a mnie w międzyczasie udało się poznać i zaprzyjaźnić z jego narzeczoną. Pomimo mojej obecnej sytuacji wierzę, że będzie mi również dane zatańczyć na ich weselu, zostać babcią i trzymać na rękach swoje wnuki! Mam dla kogo żyć, nie poddaję się i jestem zdeterminowana, aby ratować swoje życie. Dzięki zebranym środkom będę mogła się leczyć lekiem, który może mi realnie pomóc. Jestem też niezmiernie wdzięczna wszystkim, którzy dotychczas okazali mi pomoc i wsparcie. Dziękuję wszystkim, którzy we mnie wierzą. I nie zamierzam się poddawać. Liczę na Waszą pomoc. Z nadzieją – Beata

70 051 zł z 800 000 zł
8%
Gerard Godek, Tychy

Nowotwór mózgu

Nazywam się Gerard i mam 39 lat. Do momentu diagnozy prowadziłem normalne życie, spotykałem się ze znajomymi i dużo jeździłem na rowerze. Pod koniec roku 2013 usłyszałem coś, co całkowicie odmieniło moje dotychczasowe życie. Okazało się, że w mojej głowie rośnie guz. W październiku 2013 r. przeszedłem operację, po której bardzo szybko doszedłem do siebie. Dobre rokowanie lekarzy mojego przypadku zupełnie uśpiło moją czujność. Niestety w listopadzie ubiegłego roku nastąpił nawrót choroby. Guz przekształcił się w formę złośliwą. Tym razem ułożenie i rozmiar nie pozwoliły na interwencję chirurgiczną. Przeszedłem wszystko, co polska medycyna ma do zaoferowania. Chemioterapię i radioterapię. Guz nadal jest, tylko że uśpiony, w każdej chwili może ponownie zaatakować. Nie chcę bezczynnie czekać, aż to się stanie. Koszty konsultacji i leczenia za granicą, które mogą uratować moje życie, niestety są zbyt wysokie i nie są refundowane przez NFZ. Aktualnie wszystkie wydatki na lekarstwa i suplementy pokrywałem z własnych oszczędności, które odkładałem na mieszkanie, ale środki zaczynają się powoli kończyć. Dlatego w tym momencie potrzebuję Waszej pomocy i bardzo o nią proszę.

41 961 zł z 50 000 zł
83%
Joanna Gromnica, Zabrze

Na tą chwilę zawieszam zbiórkę

Mam na imię Joanna i mam 42 lata. Mój syn w tym roku skończył 18 lat. Na początku 2006 roku zdiagnozowano u mnie rzadki rodzaj raka rdzeniastego tarczycy. Usunięto mi tarczycę. Ze względu na przerzuty usunięto mi również centralny układ chłonny. Mój synek miał wtedy 6 lat i wiedział tylko, że Mama choruje. Słowo "rak" nigdy nie padło. Tak minęło prawie 10 lat.. W maju 2015 roku wystąpiła u mnie wznowa i nastąpiły przerzuty do kości. Na konsultacji w Centrum Onkologii poinformowano mnie, o “braku możliwości terapii systemowej”, sugerując jednocześnie podjęcie prób leczenia w trakcie badań klinicznych. Niestety do badań klinicznych nie zostałam zakwalifikowana.Bałam się przyszłości - bałam się też wreszcie powiedzieć synowi, jak poważna jest moja choroba. Ale gdy w końcu dowiedział się o moim raku, byłam pod wrażeniem jego wrażliwości i chęci pomocy. Dopuszczone w Polsce leki na moje schorzenie nie są refundowane przez NFZ i koszty leczenia są bardzo wysokie. Miesięczna terapia kosztuje około 18 000 złotych. Przyjmowanie leku powoduje zatrzymanie rozwijającego się procesu nowotworowego, a chemio i radioterapia są nieskuteczne! Od 2016 roku wciąż "leczę się" tylko paliatywnie. Zmiany w kościach wciąż się pojawiają, ale rygorystyczne warunki badań klinicznych nie pozwalają mi wziąć w nich udziału. Wciąż pracuję, choć mam orzeczenie o niepełnosprawności. Od ponad 20 lat wciąż z tym samym pracodawcą. Praca ma dla mnie terapeutyczny wymiar, przy natłoku obowiązków i zajęć udaje mi się nie myśleć o chorobie. Od tych myśli odrywa mnie też syn. W tym roku skończył 18 lat, snuje plany na przyszłość, szuka swojej ścieżki. Jest dla mnie ogromną pomocą. Proszę o każdą pomoc w mojej walce z rakiem, za którą serdecznie dziękuję.

49 119 zł z 180 000 zł
27%