Zbiórki

Renata Radzięta, Mszczonów

Dziękuję za wszystkie wpłaty! Na tę chwilę zawieszam zbiórkę.

Nazywam się Renata Radzięta, choruję na raka piersi Her2 (3+) Ile warte jest ludzkie życie? Okazuje się, że bardzo dużo. W jednej chwili moje życie wywróciło się do góry nogami. Po usłyszeniu diagnozy moje życie nigdy już nie będzie takie samo. Okazało się, że nowotwór jest bardzo agresywny i wymaga natychmiastowego leczenia. Na szczęście istnieje lek, który może pomóc w pokonaniu nowotworu i powrocie do normalnego życia. Jest to lek o nazwie Perjeta. Może uratować mi życie, niestety w naszym kraju obowiązują procedury, które uniemożliwiają mi bezpłatne leczenie nim. Mimo pojawienia się leku na wrześniowej liście refundacyjnej, leczenie nim jest wciąż nierefundowane. W zeszłym tygodniu przyjęłam pierwszą, podwójną dawkę leku. Każda dawka kosztuje 12.000 zł. Czasu jest coraz mniej, ponieważ każdą dawkę trzeba przyjmować co trzy tygodnie, a łączny koszt takiej terapii przekracza możliwości finansowe naszej rodziny. Walka o życie trwa w każdej minucie. Fakt, że my, chorzy na raka musimy prosić innych o wsparcie jest przerażające i upokarzające. To niesprawiedliwe, że chorzy na raka muszą umierać, bo nie stać ich na leczenie, które powinno być dostępne dla każdego. Dlatego proszę o pomoc, bo tylko dzięki Wam, darczyńcom, będę mogła cieszyć się każdym kolejnym, przeżytym dniem.

37 228 zł z 40 000 zł
93%
Magdalena Sędkiewicz, Warszawa

Chcę znowu móc marzyć. Pomożesz?

Znacie mnie z konferencji, z meetupów, z social mediów... Tak, jestem aktywna mimo choroby, która zniszczyła moje życie i moje marzenia. Daję siebie innym, choć sama nie wiem, co dać sobie po onkologicznych przejściach. Mam na imię Magdalena, mam 34 lata. Z wykształcenia jestem psychologiem, ale ze względu na mój stan psychiczny (który z powodów etycznych nie pozwalał mi dalej pracować jako terapeuta) i fizyczny w 2021 roku zaczęłam pracować w IT. Czemu? W 2021 nastąpiła wznowa nowotworu, który pokonałam dekadę temu. Tym razem nie obyło się bez operacji - usunięto mi macicę i jajniki. I to niedługo po tym, jak poznałam kogoś, z kim chcę spędzić resztę życia i z kim chciałam mieć dzieci... A tu pyk, menopauza i problemy z pęcherzem. A i tak to były najmniejsze z problemów. Leczenie onkologiczne skończyłam, ale zasiało ono sporo spustoszenia w moim organizmie. Zarówno dekadę temu jak i teraz ciężar wydatków związanych z leczeniem próbowaliśmy pokryć rodzinnie. Jeszcze wtedy jakoś dawaliśmy radę. Teraz już przestajemy. Niepewność czy będę miała środki na dalsze leczenie, jest niszcząca, a jeśli mam z tego stanu wyjść bez większych szkód to bycie w legendarnych kolejkach po świadczenia na NFZ to ostatnia rzecz, jaka wchodzi w grę. No bo kto na cito wyda skierowanie tak, by państwo sfinansowało fizjoterapię, dietę, pomoc psychologiczną, dało szybki dostęp do psychiatry i jeszcze pozwoliło sięgnąć po wsparcie dietetyka, endokrynologa, okulisty? A może jeszcze kogoś innego... Poza tym, kto leczył się na NFZ, ten wie, jak często wygląda "na cito" - gdy musiałam zrobić rezonans na cito (bo w USG wyszło, że mam sporego guza), to polecone placówki oferowały usługę za pół roku... By nie zaciągać coraz bardziej zdrowotnego długu u siebie samej, zbieram na fizjoterapię (by zmniejszyć skutki operacji i bym mogła poruszać się na co dzień bez bólu), psychoterapię (by ogarnąć PTSD, jeśli się da bez leków, choć bywa ciężko), na psychiatrę (gdyby trzeba było wejść na cito z leczeniem), a poza tym na dodatkowe rzeczy, które przyda się zaopiekować: dietę (probiotykoterapia niestety też kosztuje sporo, a dodatkowo mam podejrzenie insulinooporności), zaległe wizyty u lekarzy (okulista, dermatolog) i na sam koniec endokrynolog (podejrzenie Hashimoto). Może bym i dała radę sama, w końcu pracuję, na ile mogę, ale... Nieco ponad rok temu, jeszcze w trakcie leczenia onkologicznego, firma w której pracowałam, zwolniła w związku z kryzysem na rynkach cały mój dział. Włącznie ze mną.... Nie, nie byłam na L4. Wszystko było zgodnie z literą prawa. Co nie zmienia faktu, że poczułam jak moja wola walki zaczyna słabnąć. Przepłakałam niejedną noc i wciąż mnie to boli, ale nie poddałam się. Zaczęłam pracować jako freelancer, ale to za mało, by udźwignąć ciężar 2-3 tysięcy złotych leczenia miesięcznie, a tyle na ten moment muszę wygrzebać ze skarpety, by zdrowieć. A skarpeta nie jest magiczna i ma swoje dno. Bez wsparcia rodziny nie dałabym rady. Jednak teraz i oni odczuwają skutki zarówno kryzysu na rynkach, jak i długotrwałego finansowego wspierania mnie. Jestem wojowniczką i walczę dalej, staram się znaleźć pracę, która mnie nie zniszczy i da mi niezwykle potrzebny spokój, ale ciężko jest znaleźć pracę zdalną i z elastycznymi godzinami pracy, by dalej ogarniać zdrowie, kiedy ma się na głowie koordynację własnego leczenia... I kiedy jeszcze nie doszło się do pełni sił po wyczerpującej walce. I kiedy na rekrutacjach dostaje się ataku paniki. A ja chcę żyć. Chcę wyzdrowieć. Chcę wrócić do względnej normalności. Na ten moment zaś chcę zminimalizować skutki niekompetencji ludzi, którzy widzieli we mnie numer karty do wypełnienia, a nie człowieka, który ma emocje, jest w kryzysie, ma choroby współistniejące i potrzebuje kompleksowego leczenia. Poznałam, mimo wszystko, w tym bezdusznym systemie dwójkę wspaniałych lekarzy, ale i oni nie przebiją się przez mur biurokracji... Chcę wrócić, na ile się da, do lepszej formy, by dalej dzielić się wiedzą, wspierać ludzi, prowadzić bloga, pojechać Płotką na kolejną konferencję z moją lodówką, w której wożę żarcie bez glutenu i laktozy... Chcę wychodzić do świata, mówić głośno o swojej historii, krzyczeć w imieniu tych, którzy nie mają siły krzyczeć! Bo nas, onkopacjentów, jest więcej. Nasze światy walą się codziennie, a często w walce zostajemy osamotnieni. Bez Waszej pomocy będzie o wiele trudniej i bardziej boleśnie. Jeśli teraz zadziałam, mogę odwrócić sporo negatywnych skutków leczenia. Ale do tego potrzeba pieniędzy... Dzięki Waszemu wsparciu moja głowa odetchnie, a ja będę robić, co mogę, by być w lepszej formie. A to sprawi, że łatwiej mi będzie marzyć i zmagać się z innymi sprawami życia codziennego, np. dalszym szukaniem pracy. PS: Jeśli chcecie poznać moją historię, zapraszam na mojego bloga: https://www.icojarobietu.pl/.

14 203 zł z 17 000 zł
83%
Iwona Demuth, Pleszew

Jestem chora na raka jajnika

Choruję od 2015 r. na raka jajnika z przerzutami na otrzewną i przewód pokarmowy. Jestem już po dwóch operacjach HIPEC tj. po operacji chirurgicznego usunięcia nowotworu. W trakcie tej procedury do brzucha podawana jest gorąca chemia, która usuwa mikrozmiany. Operacje są skuteczne - ale nierefundowane! Jeden zabieg kosztował 30.000 zł. Obecnie mam trzecią wznowę, a co za tym idzie wizyty u lekarzy, badania, zakup leków, dalsze leczenie... Dziękuję wszystkim, którzy zdecydują się mnie wspomóc.

1 933 zł z 5 000 zł
38%
Danuta Strzębicka, Góra Kalwaria

Pomóż Danucie w walce z chorobą! Rak to podstępna bestia...

Cześć! Mam na imię Danuta, mam 45 lata, samotnie wychowuję trójkę wspaniałych dzieci i oczekuję z niecierpliwością na pierwszego wnuka. Rak zaatakował mnie podstępnie jesienią 2013 roku, kiedy podczas wizyty kontrolnej wykryto u mnie guza piersi. Lekarz szybko zdecydował o mastektomii i rozpoczęciu cyklu chemioterapii. Mój organizm nie najlepiej znosił chemię, pojawiły się problemy z układem krążenia, wypadły mi włosy. Powoli traciłam siłę i nadzieję, a wszystkiemu towarzyszył strach: o siebie, o dom, o dzieci, o to, jak sobie beze mnie poradzą. Po chemioterapii czekała mnie intensywna rehabilitacja, dzięki której poczułam się lepiej i zyskałam nowe siły do walki. Moja sytuacja materialna jest dość krucha. Dojazdy na wizyty kontrolne do Warszawy, bez samochodu, stanowią wyzwanie i uzależnienie od innych osób. Przede mną bardzo ważny krok - odbudowa piersi. Jestem dumna z siebie, ze swojej determinacji. Ale nadal potrzebuję Państwa pomocy, aby powrócić do pełnej sprawności. Zwracam się z prośbą o wsparcie finansowe, które pozwoli mi na powrót do zdrowia i pracy. Za każdą nawet najmniejszą pomoc z góry serdecznie dziękuję.

14 803 zł z 18 000 zł
82%
Aneta Dąbrowska, Warszawa

Na leczenie raka piersi potrójnie ujemnego z przerzutami

Dzień dobry :) Mam na imię Aneta, mam 48 lat i do niedawna byłam przekonana, że przezwyciężyłam chorobę nowotworową. Po raz pierwszy na raka piersi zachorowałam w 2015 roku - rak hormonozależny piersi lewej z przerzutem do węzłów chłonnych. Przeszłam chemioterapię przedoperacyjną (8 kursów co 2 tygodnie), następnie operację oszczędzającą i radioterapię (5 tygodni) oraz hormonoterapię przez 8 lat. Udało mi się wrócić do sił, pełni życia prywatnego i zawodowego. Po siedmiu latach, gdy sądziłam, że moja historia z rakiem już się zakończyła, usłyszałam diagnozę: rak piersi prawej, tym razem ten w powszechnej opinii najbardziej złośliwy, charakteryzujący się agresywnym przebiegiem, szybko dający przerzuty, o złym rokowaniu. Ponownie zastałam poddana operacji oszczędzającej, chemioterapii (tym razem 6 kursów co 3 tygodnie) oraz radioterapii. Leczenie zakończyłam w czerwcu 2023 r. z nadzieją, że choroba nie wróci. Niestety tak się nie stało, w lipcu 2023 stwierdzono przerzut do jajnika. Aktualnie czekam jeszcze na badanie PET-CT w celu wykluczenia, czy nie ma ognisk przerzutowych w innych częściach ciała (edit: PET nie wykazał innych zmian :)) Zostałam zakwalifikowana do chemioterapii - 12 wlewów co tydzień, którą rozpoczęłam dn, 29.10.2024 r. Cała moja uwaga kieruje się teraz w stronę odzyskania zdrowia. Do dnia dzisiejszego zmagam się ze skutkami ubocznymi poprzednich chemioterapii, w postaci, chociażby neuropatii rąk i stóp. Tym razem, aby nie pogłębiać neuropatii, chciałabym zakupić rękawiczki i skarpetki chłodzące do stosowania w czasie wlewów. Zebrane środki pomogą mi w zakupie wspomnianych rękawic i skarpet, badań specjalistycznych i leków. Wierzę, że nieodłącznym elementem walki z rakiem jest psychika, którą muszę mieć teraz wyjątkowo silną, aby pokonać tę chorobę. Pieniądze zebrane ze zbiórki pozwolą mi też w opłaceniu wizyty u psychoonkologa, sfinansowaniu terapii Simontonowskiej – jest to program psychoterapii stworzony w szczególności dla osób chorych na nowotwory, oraz we wzmocnieniu mojej psychiki, która po kolejnej diagnozie, rozpoznaniu choroby przerzutowej mocno podupadła. Zwracam się do Was z ogromną prośbą o wsparcie zbiórki na rzecz mojego leczenia onkologicznego. Z całego serca dziękuję za każdą pomoc i wsparcie finansowe. Wierzę, że Wasze dobro wróci do Was pomnożone. Dziękuję ♥️ Aneta

1 605 zł z 5 000 zł
32%
Anita Szymańska, Wielopole Skrzyńskie

Na leczenie

Dzień dobry, mam na imię Anita. Mam 23 lata. Od prawie dwóch lat walczę z rakiem piersi i negatywnymi skutkami leczenia. Jestem po dwóch operacjach, radioterapii i aktualnie na hormonoterapii przez 5 lat. Nadal się uczę zaocznie. Próbowałam podjąć jakąś pracę, ale nie jestem na siłach. Potrzebuję środków finansowych na leki oraz dojazdy do lekarzy, jak i na prywatne wizyty medyczne.

1 602 zł z 5 000 zł
32%
Paulina Dąbrowska, Brwinów

Na tę chwilę zawieszam zbiórkę. Bardzo dziękuję za Wasze wsparcie.

Mam na imię Paulina, mam 29 lat, od prawie 6 lat jestem szczęśliwą mężatką, a od 2,5 roku najszczęśliwszą mamą urwisa Tymka. Jestem młodą, aktywną zawodowo, pełną życia i planów dziewczyną, która uwielbia tańczyć. W sierpniu 2017 zupełnie przez przypadek, bo podczas codziennej kąpieli w prawej piersi znalazłam takie bardzo małe "coś", sama nie byłam pewna, czy to jakaś zmiana czy tylko mi się wydaje, a na pewno nie dopuszczałam nawet myśli, że to "coś" może okazać się czymś złym. Po miesiącu przy okazji kontrolnej wizyty u ginekologa pokazałam moje znalezisko, zlecono kontrolne USG piersi, zalecono profilaktyczną wizytę u onkologa (wizyta 13.10.2017 - żeby było śmieszniej, był to piątek), a po wizycie biopsja, ale to też tylko dlatego, że takie są procedury, bo na każdej z tych wizyt słyszałam, że to ma być tylko włókniak, coś niegroźnego. Niestety po 4 dniach od biopsji telefon ze szpitala: "Prosimy stawić się na wizytę jeszcze w tym tygodniu, są wyniki biopsji", a później to już tylko kolejne badania potwierdzające wstępną diagnozę i z każdą kolejną wizytą dochodziły kolejne cegiełki do tego i tak już ciężkiego plecaka. Początkowo nie dowierzałam, później czułam rozgoryczenie: "dlaczego właśnie ja?" i ogromny strach, że moje życie właśnie się kończy. Do tej pory czasami myślę, że to zły sen i trochę nie wierzę, że mam raka. Moje normalne życie i plany nagle musiałam odwiesić na lepsze czasy, a zamiast realizować plany o drugiej ciąży musiałam zacząć leczenie. Nie mogłam i chyba do tej pory nie mogę pogodzić się z tym, że to los zadecydował za mnie i moje życie nie może się toczyć według moich zasad, tylko jednak wszystko podporządkowane jest mojej chorobie. Dziś już wiem, że to małe "coś" to był i nadal jest złośliwy rak piersi z receptorami potrójnie ujemnymi (dla niewtajemniczonych taki trochę gorszy raczek) i jakby było mało, od stycznia 2018 wiem, że to, że zachorowałam to nie jednorazowy wybryk mojego organizmu, tylko genetyczne obciążenie, mam mutację genu BRCA1, która zwiększa ryzyko zachorowania na raka piersi w ciągu życia do 50-70% i zostanie ze mną już do końca. Od grudnia 2017 leczę się, przyjmuję chemię. Mój schemat to 16 wlewów, po chemioterapii czeka mnie operacja, bo trzeba wyciąć tego intruza. Początkowo miała to być operacja oszczędzająca, ale ze względu na mutację przede mną chyba najcięższa w życiu decyzja o obustronnej mastektomii z rekonstrukcją, usunięciu sobie piersi dla własnego zdrowia i komfortu dalszego życia. Właśnie na ten cel zbieram środki, dlatego znalazłam się w tym miejscu i proszę o datki, choć jest to cholernie trudne, bo zawsze starałam się być niezależna i proszenie o pomoc przychodziło mi z trudem, ale teraz chodzi o moje życie... Na NFZ mogę usunąć i zrekonstruować tylko chorą pierś, takie jest prawo... Zdrową pierś mogę usunąć i zrekonstruować tylko prywatnie. Profilaktyczna obustronna mastektomia w wieku 29 lat to nie jest moja fanaberia, to walka o normalne życie bez piętna choroby nowotworowej. Nie chcę mieć poczucia, że moje piersi są jak cykająca bomba, która w każdej chwili może wybuchnąć. Są to niestety bardzo kosztowne operacje, a my jesteśmy przeciętną rodzinką, oboje z mężem pracujemy, wychowujemy małego synka, przed zdiagnozowaniem choroby kupiliśmy nasze wymarzone mieszkanie, oczywiście na kredyt. Obecnie wykańczamy mieszkanie, co pochłania nasz niemal cały budżet domowy i po prostu nie stać nas na wyłożenie extra 50000 zł, bo z takimi kosztami trzeba się liczyć przy mastektomii z jednoczesną rekonstrukcją. Ja będę żyć, nie poddaję się i walczę, bo mam dla kogo żyć. Chcę wygrać z tą chorobą i chcę, żeby kolejne lata mojego życia nie upływały pod znakiem lęku, że choroba może jeszcze wrócić. Chcę ryzyko zmniejszyć do minimum. Wasz gest dobrej woli może mi w tym pomóc. Dziękuję!

56 559 zł z 60 000 zł
94%
Eugeniusz Cupiał, Wrocław

Proszę o pomoc w poniesieniu kosztów leczenia

Moja historia: od pięciu lat walczę z rakiem krtani. Udałem się do lekarza i diagnoza się potwierdziła. Usunięto mi krtań, węzły chłonne, tarczycę. Oddycham przez otwór w szyi - całkowita tracheostomia. Po chemii i radioterapii straciłem węch, smak, częściowo słuch, nie mówię. Obecnie stwierdzono u mnie zwężenie przełyku o jeden centymetr. Czekam na diagnozę, co dalej będzie. Mam 65 lat, przepracowałem 45 lat, jestem na emeryturze pomostowej. Codzienne opatrunki, lekarstwa, inhalacje i tak do końca życia - za wszystko muszę płacić 100%.

1 542 zł z 5 000 zł
30%
Barbara Piąstka, Warszawa

Na ten moment zawieszam zbiórkę. Dziękuję za wpłaty.

Mam na imię Barbara, mam 68 lat. Moje życie na emeryturze było do niedawna bardzo aktywne. Swój czas dzieliłam między dom, opiekę nad mamą, która ma 94 lata i pomoc moim dwóm pracującym córkom w opiece nad wnukami, dziś już mają 12 i 14lat. Rok temu córka urodziła trzeciego wnuka, cudownego Adasia, który dał mi nową porcję energii do działania. Niestety w sierpniu tego roku, po kolejnym wykonywanym regularnie badaniu mammograficznym, okazało się że mam w piersi guzek, niewyczuwalny w badaniu dotykowym. Dalsze badania wykazały, że to nowotwór złośliwy, konieczna była mastektomia lewej piersi. Badania patomorfologiczne guza określiły, że jest to rak hormonozależny, Her2 ujemny, ale z wysokim wskaźnikiem agresywności guza. Według informacji lekarza jestem w grupie pacjentek, u których celowe jest zrobienie testów Mammaprint, co pozwoli na precyzyjne określenie podtypu molekularnego guza i umożliwi wybranie optymalnego leczenia (m.in. wskaże, czy chemioterapia będzie u mnie skuteczna). Test Mammaprint wykonuje certyfikowane laboratorium w Holandii i niestety nie jest on w Polsce refundowany. Chciałabym móc jak najszybciej rozpocząć skuteczne i możliwie najmniej wyniszczające organizm leczenie, a to dałoby mi wykonanie testów. Czeka mnie trudny czas, ale jestem pełna wiary, że uda mi się wrócić do swojego poprzedniego życia, zająć się mamą, która wymaga coraz większej opieki, patrzeć jak rosną moi kochani wnukowie, zabrać najmłodszego Adasia na spacer, no i takie osobiste zupełnie marzenie, aby kontynuować wycieczki po Polsce w gronie sprawdzonych przyjaciół.

10 531 zł z 14 000 zł
75%
Zdzisław Zydroń, Dębno

Konsultacje lekarskie i nierefundowany sztuczny moczowód

Witam, mam na imię Ania. Nigdy nie myślałam, że będę musiała kiedykolwiek organizować zbiórkę pieniędzy na leczenie dla mojego taty. Sami wielokrotnie wspieraliśmy osoby, które potrzebowały pieniążków, a teraz niestety sytuacja odwróciła się i to ja o nie bardzo proszę. 02.02.2021 roku zapamiętam do końca życia - usłyszeliśmy wtedy diagnozę, byliśmy w szoku - rak jelita grubego w stopniu G2. Ciężka operacja, potem chemioterapia uzupełniająca. Tata szybko doszedł do siebie, mimo kolostomii funkcjonował normalnie, ale na domiar złego w kwietniu pojawiły się nagle komplikacje, trzeba było założyć nefrostomie. Na chwilę obecną tata skazany jest na życie z "dziurą w plecach", która powoduje ograniczenia w wielu aspektach życia, nawet sen staje się udręką. Odkąd wiem o diagnozie, robię wszystko, by tacie pomóc, ale niestety oszczędności też się kończą, dlatego bardzo, ale to bardzo proszę o pomoc. Środki z niniejszej zbiórki będą przeznaczone na nierefundowany sztuczny moczowód Detour oraz badania i konsultacje lekarskie. Ślicznie dziękuję za każdą pomoc, wierzę że dobro wraca.

4 281 zł z 8 000 zł
53%
Beata Maślanka, Łódź

Pomóż mi opłacić rehabilitację, leki, konsultacje i dojazdy.

Nazywam się Beata Maślanka, mam 50 lat i mieszkam w Łodzi. Od urodzenia choruję na porażenie mózgowe dziecięce, a w maju 2018 roku zachorowałam na raka zagięcia esicy jelita cienkiego. Diagnoza lekarska powaliła mnie z nóg. Choroba była na tyle zaawansowana, że w lipcu 2018 r. przeszłam radioterapię z chemioterapią, bo guz w jelicie miał rozmiar 8 cm. W listopadzie 2018 r. przeszłam operację usunięcia guza wraz z macicą i przydatkami, operacja trwała 7 godzin. Od dawna zmagam się z porażeniem mózgowym z niedowładem kończyn dolnych, a teraz jeszcze trudniej mi się poruszać. Prowadzę sama gospodarstwo domowe, utrzymuję się z renty socjalnej. Moje środki na utrzymanie nie wystarczają na leczenie, na badania u specjalistów, na leki oraz na rehabilitację medyczną. Proszę o wsparcie. Z góry dziękuję za dobre serce. Na leczenie potrzebuję 20 tysięcy zł. Pieniądze te potrzebne mi są na rehabilitację medyczną. Długotrwały pobyt w szpitalu i ciężka operacja spowodowały, że mam kłopoty w poruszaniu się i z codziennym funkcjonowaniem. Chemia spowodowała neuropatię i osłabienie mięśni oraz kłopoty w poruszaniu się i wykonywaniu wszystkich prac manualnych. Nie jestem w stanie przejść niewielkiego odcinka drogi ani wykonać jakiejkolwiek pracy w domu. Choroba ta zabrała mi resztki radości życia.

1 109 zł z 5 000 zł
22%
Anna Strach, Wąwolnica-Kolonia

Zbiórka na leczenie raka piersi w trakcie chemioterapii

Witam, Mam na imię Ania i mam 51 lat. Zdiagnozowano u mnie nowotwór złośliwy piersi z naciekami. Miałam już wszczepiony port 2 miesiące temu, a niecały miesiąc temu przeszłam drugą operację, ponieważ nastąpiły przerzuty do węzłów chłonnych. Jestem osobą radosną i uśmiechniętą, ale w obecnej chwili uśmiech i radość prysły niczym pyłek na wietrze. Renta chorobowa skończyła mi się w lipcu, udałam się do MOPSu, ale żadnej pomocy nie uzyskałam. Będę miała zastosowaną radioterapię oraz przeprowadzoną operację prawej piersi, gdzie jest nowotwór złośliwy, a także lewej, gdzie jest łagodny. Proszę ludzi dobrej woli i o ogromnym sercu o wsparcie finansowe na dojazdy do szpitala (80 km), jak również na opatrunki czy też leki, a nawet na zbilansowaną dietę w trakcie leczenia. Tak jak już wspomniałam, zostałam bez środków finansowych. Z góry serdecznie dziękuję za pomoc oraz za przeczytanie mojej prośby. Pozdrawiam, Ania

69 zł z 4 000 zł
1%