Zbiórki

Mariola Pawlaczyk, Poznań

Chcę żyć dla córki

Choruję na nieoperacyjnego raka piersi z przerzutami do śródpiersia, jestem po chemioterapii paliatywnej. Nie jestem zakwalifikowana do dalszego leczenia. Moja sytuacja życiowa jest bardzo trudna. By móc utrzymać siebie i nastoletnią córkę, pracuję na dwóch etatach: jako pielęgniarka - na oddziale chirurgicznym oraz jako pielęgniarka szkolna - pomimo ciężkiej choroby i zakazu lekarza onkologa. Aby móc godnie żyć i zapewnić córce podstawowe warunki do życia, wynajmuję mieszkanie, za które niestety muszę sporo płacić. Moja córka jest czternastoletnią dziewczynką z dysfunkcją, uczęszczającą do szkoły integracyjnej. Dzięki ogromnej pracy Marysia bardzo dobrze się uczy. Dodatkowo jestem po ciężkim rozwodzie. Zostałam z długami - komornik zabiera mi około 2.000 złotych pensji. Całe życie pomagam innym, ale tym razem prosiłabym o pomoc dla siebie na pokrycie kosztów wydatków związanych z moim leczeniem.

12 664 zł z 30 000 zł
42%
Justyna Wyrębska-Walczak, Kalisz

Dziś nie tylko mogę być, ale również żyć pełną parą.

Dziś mam o wiele więcej, nie tylko mogę być, ale również żyć pełną parą. Dziękuję wszystkim za wsparcie! W tym momencie zawieszam zbieranie środków - moja sytuacja jest stabilna, poświęcam czas najbliższym, aktywnie pracuję. Ale wciąż są inni, którzy potrzebują pomocy w walce z chorobą. Pamiętaj, że możesz pomagać dalej! Kiedyś pisząc swoją historię na temat choroby napisałam, że przed chorobą byłam szczęśliwa. Teraz wydaje mi się, że chyba tak nie do końca. Choroba otworzyła mi oczy na wiele spraw. Miałam okazję zobaczyć życie z zupełnie innej strony, docenić je. Dzięki chorobie poznałam nie tylko prawdziwy ból, strach i cierpienie, ale również takie wyjątkowe uczucie jak wdzięczność za to, że żyję. Miałam również okazję poznać wielu wspaniałych ludzi, od których wiele się nauczyłam i dostałam potężną dawkę energii. _______ Oto moja historia: Mam na imię Justyna i mam 31 lat. Mam nieidealną rodzinę, którą kocham ponad życie. W 2012 roku świat przewrócił się do góry nogami. W październiku 2012 roku wykryto u mnie ogromnego guza obejmującego kość krzyżową, w dodatku wchodzącego do miednicy mniejszej. Życie zawaliło mi się momentalnie. Nie potrafię opisać emocji, jakich doznałam po otrzymaniu wyników, ale już wtedy wiedziałam, że nic nigdy nie będzie już takie samo... Guz ten był niezwykle rzadkim typem nowotworu, który był bardzo niekorzystnie usytuowany. Wywodził się z rdzenia kręgowego obejmując wszystkie nerwy znajdujące się w kości krzyżowej. Pierwszą operację przeszłam w listopadzie 2012 roku. Niestety, wycięto jedynie część guza, który rok później podwoił swoją objętość niszcząc całą strukturę kości krzyżowej. Szukaliśmy pomocy wszędzie: Warszawa, Łódź, Bydgoszcz, Konin, Poznań, Gliwice, Piekary Śląskie. Wszędzie najlepsi specjaliści i najlepsze ośrodki onkologiczne. Niektórzy konsultujący mnie lekarze odradzali operację, inni proponowali wycięcie nowotworu łącznie z nerwami, co jednoznaczne było z posadzeniem mnie na wózek inwalidzki. Po drodze pojawiła się również pomyłka w wyniku histopatologicznym. Na początku wyszedł złośliwy nowotwór nerki (carcinoma cellulare renis), a guz w kręgosłupie uznano za przerzut. Dostałam wtedy skierowanie na usunięcie nerki, jednak coś mnie tchnęło i nie stawiłam się do szpitala. Nie słuchając opinii jednego lekarza i będąc „na łączach” z innym, postanowiłam zawieźć preparaty do powtórnej weryfikacji do Warszawy. Na kolejny wynik czekałam 2,5 miesiąca. Na moje szczęście wynik wyszedł zupełnie inny – dużo łagodniejsza forma od poprzedniego. Praktycznie w każdym ośrodku, w którym byłam to powtórnie badali preparaty, ponieważ coś im nie pasowało. W Warszawie zoperowali mnie kolejny raz, w celu ponownego pobrania wycinków. Lekarze uznali, że próbki z pierwszej operacji były źle pobrane, dlatego jest taka rozbieżność w badaniach histopatologicznych. Tak więc powtórka z rozrywki i kolejne 3 miesiące czekałam na wynik podejrzewając najgorsze. Nerwy, stres, niepewność, ból, cierpienie i bezradność - takie uczucia wtedy mi towarzyszyły. Szczęście jednak dopisało mi kolejny raz i wyszedł znów nerwiak. :) Zła wiadomość była taka, że żaden z profesorów nie chciał podjąć się wycięcia nowotworu. Tak więc mój stan pogarszał się z dnia na dzień. Nie mogłam już praktycznie ani chodzić ani siedzieć, nie pomagały żadne tabletki ani zastrzyki. Przez kolejne 6 miesięcy byłam przykuta do łóżka. Nie poddawałam się jednak i szukałam dalej. Laptop i telefony aż się grzały. :) Każda podróż po lekarzach to była męczarnia. Pomocy szukaliśmy również poza granicami naszego kraju. Koszty jednak były ogromne, a i tak lekarze nie dawali gwarancji na to, że operacja się powiedzie. Bardzo dużo ludzi zaangażowało się w pomoc, za co jestem im dozgonnie wdzięczna. Bez nich być może nigdy nie trafiłabym w ręce lekarza, który uratował mój tyłek :) Doktor miał bogate doświadczenie w tej dziedzinie i podjął się wyzwania z optymistycznym nastawieniem. Wspaniały lekarz :) W kwietniu 2014 roku przeszłam dwie skomplikowane operacje. Pierwsza trwała prawie 18 godzin. Po kilku dniach pojawiły się komplikacje - pękł worek oponowy. Szybko więc została przeprowadzona bolesna punkcja kręgosłupa, która niestety zakończyła się niepowodzeniem i trzeba było operować po raz drugi, żeby zatamować przeciek. Ogólnie to usunięto mi całą kość krzyżową i guziczną, którą zastąpiono implantem. Część nerwów udało się uratować, a część poszła, że tak powiem w straty. :) W szpitalu spędziłam dwa miesiące, powoli wstając na nogi. Z czasem zaczęłam samodzielnie chodzić. Przez półtora roku po operacji musiałam się cewnikować, ale to był już pikuś. Totalnie mi to w niczym nie przeszkadzało, wręcz potrafiłam się z tego śmiać. Rehabilitacja i ćwiczenia przyniosły efekty. Z biegiem czasu większość nerwów odbudowała się. Dziś już jeżdżę na hulajnodze, otworzyłam firmę i zaczęłam spełniać swoje marzenia :) Teraz wiem, że wszystko w życiu jest możliwe i nic z góry nie jest przesądzone. Każdy z nas kiedyś umrze, wcześniej czy później, dlatego doceńmy to co mamy i bierzmy od życia jak najwięcej się da. Choroba spada na człowieka nagle i znikąd. Trzeba się nauczyć z nią żyć, bo jest… i już. Ale to, jak będziesz z nią żyć, to już twoja decyzja.

32 521 zł z 50 000 zł
65%
Daniel Maciela, Kraków

Leczenie spowodowało spustoszenie w organizmie Daniela.

Mam na imię Daniel, mam 32 lata. Terapia protonowa i chemioterapia dały świetne efekty, obecnie guz jest nieaktywny i nie rośnie! Nadal systematycznie wykonuję badania rezonansu magnetycznego twarzoczaszki i kontroluję stan zdrowia w COOK Instytut im. Marii Skłodowskiej-Curie na ul. Garncarskiej. Od zakończenia leczenia zdążyłem pozbyć się wszystkich swoich zębów, a raczej tego co z nich zostało po naświetlaniach. Mam dwie ruchome protezy, nauczyłem się już w nich funkcjonować, choć przy utrzymującym się szczękościsku nie jest łatwo. Moim zmartwieniem jest słaba kondycja kości, zwłaszcza stawu biodrowego i barku oraz silna osteoporoza na poziomie -3,5, zwłaszcza kręgosłupa lędźwiowego. To efekt zażywania dużych dawek leków sterydowych podczas leczenia. Korzystam z zabiegów rehabilitacyjnych, podawane są mi zastrzyki w biodro w celu odbudowy kości. Wszystko jednak zmierza w kierunku operacji stawu biodrowego i wstawieniu endoprotezy. To będzie dopiero możliwe, jak poprawi się stan kości, dlatego jestem pacjentem poradni, która zajmuje się leczeniem osteoporozy. Mam 32 lata i nie chcę dodatkowych ograniczeń! Chcę móc korzystać z życia w pełni! Przeszedłem terapię protonową. Po długich miesiącach oczekiwań wyjazd na leczenie doszedł do skutku. Mojego leczenia podjął się Specjalistyczny Ośrodek w Pradze Proton Therapy Center Czech s.r.o. Zostałem poddany protonoterapii oraz chemioterapii. Leczenie trwało 7 tygodni i co najważniejsze przyniosło efekty. W badaniach kontrolnych rezonansu widać, że guz się zmniejszył i jest nieaktywny. Ciągle jednak jestem pod stałą kontrolą lekarzy, systematycznie wykonuję badania MRI. Dzięki wpłatom mogłem zrefundować koszty pobytu, dojazdu, konsultacji. Choroba i leczenie spowodowały ogromne spustoszenie w moim organizmie, mam obecnie problemy logopedyczne, szczękościsk, suchośćw ustach, trudności z przełykaniem, często bolą mnie kości. Nadal utrzymuje się porażenie nerwu wzrokowego. Kolejnym problemem są zęby, po leczeniu większość nadaje się jedynie do usunięcia, pozostałe do leczenia. Chciałem podziękować mojej rodzinie, przyjaciołom, lekarzom i wszystkim dobrym ludziom, od których otrzymałem wsparcie i pomoc. Dzięki Wam mam siłę do dalszej walki z codziennym zmaganiem się z chorobą. Mam nadzieję, że już wkrótce wrócę do zdrowia, pełnej formy i dawnego życia! A tak to się zaczęło... Koszmar zaczął się w listopadzie 2013 r., gdy doszło u mnie do obustronnego porażenia szóstego nerwu wzrokowego. Po konsultacjach okulistycznych zadecydowano o konieczności operacji. Jednak po niedługim czasie doszły jeszcze silne bóle głowy. Trafiłem na oddział neurologiczny, gdzie po badaniach stwierdzono przewlekłe zapalenie zatok klinowych. Wypis - antybiotyk - kontrola laryngologiczna... I tak na kontrolach zeszło niemal do marca 2014 r., a ból głowy stawał się już nie do zniesienia. Zostałem przyjęty do kolejnego szpitala i tam przeprowadzono zabieg endoskopowy zatoki klinowej. Ból głowy ustąpił. Pojawiałem się średnio co 2 tygodnie na kontrolach. Wspominając lekarzom, że czuję, iż nadal coś "zapycha" mi zatoki, usłyszałem tylko, że muszę dokładniej płukać nos...Chciałbym dodać, że podczas operacji nie pobrano mi wycinków do zbadania. I znów mijały tygodnie… Końcem czerwca ból głowy był już tak silny, że przestawałem normalnie funkcjonować. Nie przesypiałem nocy, byłem ciągle rozdrażniony, nie mogłem brać udziału w codziennym życiu rodzinnym. Wspólnie z żoną postanowiliśmy skonsultować się z innym lekarzem, bo czułem się lekceważony i „zbywany”. Trafiliśmy wreszcie na profesora - lekarza z prawdziwego zdarzenia, który natychmiast przyjął nas do 5 Wojskowego Szpitala Klinicznego w Krakowie. Tam lekarze przeprowadzili kolejną operację zatok oraz pobrali mi wycinki. Badanie histopatologiczne wykazało, że to złośliwy rak nosogardła. Po konsultacji neurochirurgicznej okazało się, że nie kwalifikuję się do radykalnego leczenia chirurgicznego ze względu na dużą powierzchnię, jaką guz już zajmował oraz na jego lokalizację. Zostałem skierowany na dalsze leczenie do Centrum Onkologii do Instytutu im. Marii Skłodowskiej-Curie Oddział w Krakowie. Po kolejnych badaniach okazało się że naciek obejmuje podstawę czaszki, wchodzi w obręb mózgoczaszki i schodzi do nosogardła, niszczy struktury kostne podstawy czaszki i jest w stadium rozsiewu do węzłów chłonnych szyjnych. Jestem już po 4 seriach chemioterapii DCF, które co najważniejsze przyniosły efekty! Guz zmniejszył się o 1/3, ale nadal jest w takim miejscu (na skrzyżowaniu nerwów odpowiadających za widzenie), że nie jest możliwe zastosowanie radioterapii, ponieważ naświetlanie pozbawiłoby mnie wzroku. Gdy myślałem że już wszystko stracone, pojawiła się nadzieja - Specjalistyczna Klinika w Niemczech i leczenie metodą protonoterapii. Obecnie w Klinice Onkologii lekarze dokładają wszelkich starań, abym miał szanse podjęcia leczenia w tamtejszej klinice. To ogromna nadzieja! Leczenie mnie tą metodą nie spowoduje utraty wzroku i co najważniejsze jest szansą na całkowite wyzdrowienie!!! Niestety taki wyjazd i leczenie jest niesamowicie kosztowne, a w obecnej chwili jedynym źródłem dochodu naszej rodziny jest zasiłek rehabilitacyjny, który otrzymuję, a który nie wystarcza nawet na pokrycie kosztów związanych z obecnym leczeniem. Ten kosztowny wyjazd jest moją jedyną i niestety ostatnią nadzieją na powrót do zdrowia, dlatego z całego serca proszę o pomoc ludzi dobrej woli, by dali mi szanse móc dalej cieszyć się tym niedocenianym, lecz jakże cudownym Jedynym Życiem!

32 500 zł z 50 000 zł
65%
Małgorzata Makos-Sobierajska, Sulejówek

Proszę o pomoc!

Witam, mam na imię Gosia i mam 32 lat. Jak wszyscy młodzi ludzie w tym wieku, dopiero zaczynałam realizować swoje marzenia i plany. Plany były ambitne, przepiękne, dalekosiężne. Dwa lata temu wyszłam za mąż i wszystko było na dobrej drodze… Niestety w lipcu 2015 roku pod lewą pachą pojawił się guz. Guz rósł tak szybko, że już pod koniec lipca przeszłam operację usunięcia wraz z okolicznym węzłem chłonnym. Wszyscy byli dobrej myśli, jednak wynik badania histopatologicznego był dla mnie szokiem. Nowotwór złośliwy, a dokładnie czerniak… Kolejne wyniki badań potwierdziły diagnozę i wykazały dodatkowe przerzuty na oba płuca. We wrześniu, bardzo szybko zostałam objęta programem leczenia - terapią celowaną, która atakuje komórki nowotworowe i ma na celu zahamowanie przerzutów. Efekt widoczny był już po paru miesiącach, jednak dużym minusem tej terapii oprócz skutków ubocznych jest to, że lek ma krótki okres działania i nowotwór niedługo uodporni się na moje leczenie. Mam jednak szansę na to, aby wydłużyć okres uodpornienia! Lekarze sugerują mi zastosowanie drugiego leku, który niestety nie jest refundowany przez NFZ. Leczenie nowym lekiem jest jednak koszmarnie kosztowne, ale jest to dla mnie jedyna szansa wydłużenia leczenia i doczekania terapii, która będzie bardziej skuteczna. Nowe terapie są dopiero badane i będą dostępne na świecie za parę, parenaście miesięcy… Zwracam się z gorącą prośbą, POMÓŻCIE wygrać mi walkę z czasem, dzięki której będę mogła mieć dostęp do nowoczesnych leków, tak abym mogła wygrać z tą przebiegłą i ciężką chorobą. Moja choroba dotknęła nie tylko mnie, ale także całą moją rodzinę i znajomych. Każdy pomaga jak może, ale przy koszmarnych cenach leków onkologicznych każda złotówka jest dla mnie BEZCENNA! Dzięki chorobie przekonałam się, ilu fantastycznych ludzi jest koło mnie i tak naprawdę to dzięki nim czerpię pozytywną energię, wiarę i siłę do walki.

62 433 zł z 80 000 zł
78%
Alicja Materna, Gliwice

Walka z rakiem

Witam, nazywam się Alicja i choruję na raka piersi. Diagnoza, którą usłyszałam, zwaliła mnie z nóg, a co dopiero moich najbliższych... Mam 42 lata i za sobą długą i męczącą chemioterapię oraz mastektomię. Przede mną jeszcze daleka droga i leczenie. Mam syna Patryka (10 l.) oraz męża, którzy mnie potrzebują. Przed chorobą byłam osobą energiczną, uśmiechniętą oraz bardzo pewną siebie. Myślałam, że jestem niezniszczalna, jednak badania kontrolne pokazały zupełnie coś innego. Rak - w pierwszej chwili pomyślałam: "o mój boże, umrę...", jednak patrząc na moją rodzinę postanowiłam, że tak łatwo się nie poddam. Rodzina bardzo mnie wspiera w tej mojej (naszej) walce. Zbieram środki na dalsze leczenie, rehabilitację oraz powrót do pełnosprawności sprzed mastektomii. Bardzo serdecznie dziękuję za wszystkie wpłaty i pomoc w drodze do normalnego życia. PS. Kobiety, badajcie profilaktycznie swoje piersi!

12 400 zł z 30 000 zł
41%
Tadeusz Jasiński, Kożuchów

Na leczenie i dojazdy do kliniki

Dzień dobry, nazywam się Genowefa Jasińska. 2 miesiące temu, u mojego męża Tadeusza zdiagnozowano złośliwy nowotwór płuc drobnokomórkowy 4 stopnia. Jest to nowotwór nieoperacyjny. Mąż ma 68 lat. Choroba została zdiagnozowana, kiedy leżał w szpitalu w Zielonej Górze, na oddziale płucnym. Zrobiony został tomograf, gdzie stwierdzono dużego guza na prawym płucu. Pobrano także wycinek z bronchoskopii, którego analiza potwierdziła raka płuca. Jesteśmy bardzo załamani. Nie stać nas na wyjazdy do kliniki do Poznania i na inne wydatki związane z leczeniem. Bardzo proszę ludzi o dobrym sercu, aby nas wspomóc, wpłacając choćby symboliczną złotówkę.

2 399 zł z 20 000 zł
11%
Anna Dobrowolska, Biała Piska

Moim marzeniem jest ŻYCIE...

Witam wszystkich wspierających moją zbiórkę dziś 28.05.2024r. Miałam wizytę u lekarza, Mam ważną informację do przekazania. Lek który biorę jest skuteczny, zatrzymuje chorobę. Została zamówiona 6 dawka, tyle starczy pieniędzy ze zbiórek. Lekarz przekazał ważną informację, że będą potrzebne kolejne dawki leku, musi być zachowana ciągłość podawania leku, nie podał określonej ilości dawek, w czerwcu mam zrobić tomograf, wtedy dostane więcej informacji. Czasu jest mało, bo zaledwie ponad miesiąc. 6 dawka skończy się w lipcu. Reaktywujemy grupę na Facebooku Licytacje dla Ani Dobrowolskiej. PROSZĘ BŁAGAM PO RAZ KOLEJNY O WSPARCIE W UZBIERANIU PIENIĘDZY NA KOLEJNE DAWKI LEKU, TO RATUJE MI ŻYCIE. KOCHANI UDOSTĘPNIAJMY POMAGAJMY DAMY RADĘ!!! WIARA CZYNI CUDA!!!!! Anna to właśnie ja, to ta 32-letnia kobieta ze zdjęć – ta szczęśliwa z córcią Julią i z moim KOCHANYM MĘŻCZYZNĄ. Ta w szpitalu to też ja… Życie to jest trudna gra, ono łzy i gorycz zna, czasem radość, czasem strach – marzeń kilka każdy ma... Ja jedno tylko mam - marzenie życia! Piszę do Ciebie, bo mam ogromną prośbę, abyś mi pomógł – DOBRY CZŁOWIEKU, KTÓRY CZYTASZ TEN TEKST… Proszę pomóż mi – mam jedno jedyne marzenie – marzenie życia, takiego zwykłego, codziennego – często szarego, czasem kolorowego, ze smuteczkami i radością – uśmiechem do tęczy, która pojawia się po burzy… Ja byłam już tam, gdzie jest tylko szarożółta mgła bólu i strachu. Niestety znów przyszło mi w nią wejść. Dlatego piszę te słowa i wiem, że jeśli je czytasz, to czujesz i rozumiesz. Wiesz, jak bardzo chcę, jak marzę tylko o tym, aby móc być przy Córci, która dorasta, jak bardzo pragnę z moim narzeczonym być i żyć. Tak bardzo marzę o życiu! Proszę Cię, pozwól mi, pomóż mi spełnić jedyne me marzenie. To niezmiernie trudne prosić... Prosić o pomoc. Choruję na raka jajnika. Walka trwa od 4 lat. Choroba mnie nie oszczędza, jestem po trzeciej wznowie i w trakcie leczenia chemioterapią. Przeszłam też 2 operacje, które podtrzymały mnie przy życiu. 21 czerwca usłyszałam od lekarza, że jest szansa wygrać walkę z potwornym rakiem, ale aby tak było, muszę przyjąć kilka dawek bardzo drogiego leku. Jedna dawka kosztuje 40 tysięcy złotych, niestety nie stać ani mnie, ani mojej rodziny, aby opłacić ten lek. Tak trudno jest prosić, ale ja tak bardzo chciałabym żyć, tak bardzo chciałabym widzieć, jak moja jedyna córka wkracza w dorosłe życie, tak bardzo chciałabym jej w tym towarzyszyć i ją wspierać – jeśli możesz, proszę pomóż mi. Lekarze dają mi nadzieję i choć życie jest bezcenne, niestety czasem jest cena na to, aby mogło ono trwać…

182 365 zł z 200 000 zł
91%
Urszula Formela, Przodkowo

Na leczenie nowotworu oraz skutków ubocznych po chemioterapii

Urszula - moja mama. Kobieta z energią, zawsze niosąca pomoc, kochająca życie i kochająca nas. Moja córka mówi na nią "moje serduszko". Czasami człowiek zastanawia się, dlaczego tyle jadu dostaje od życia, gdy sam oddaje całego siebie... Nigdy tego nie zrozumiem. O nowotworze dowiedzieliśmy się w lipcu 2019 r., dokładnie przed 5-tymi urodzinami mojej córki, która nie potrafiła zrozumieć, dlaczego wszyscy płaczą. Mama choruje na raka piersi, jest to rak inwazyjny, naciekający o wysokim stopniu złośliwości histologicznej. Pierwszą chemioterapię mamunia rozpoczęła 08.08.2019, w ciągu zaledwie miesiąca guz zwiększył się o ponad centymetr. Po 16 wlewach chemii okazało się, że jej stan jest na tyle ciężki, że lekarze nie byli w stanie określić rokowań. 18.12.2019 mamę przyjęli do szpitala z prawie 40-stopniową gorączką neutropeniczną i wysoką niedokrwistością. Przetoczono jej 2 jednostki napromieniowanego ubogoleukocytarnego koncentratu krwinek czerwonych, walczyła o życie... Udało się! Teraz cieszymy się z każdego dnia, bo przed nami operacja 23.01.2020, a następnie radioterapia i kto wie co dalej... Leki, konsultacje specjalistyczne to potworne koszta, których nie jesteśmy w stanie udźwignąć. Proszę Was o wsparcie - o wsparcie w walce o lepsze jutro.

2 133 zł z 20 000 zł
10%
Karolina Skrzypczak, Kościan

Pomoc w sfinansowaniu dalszego leczenia onkologicznego

Rok ten nie zaczął się dla mnie łaskawie. Ze względu na obniżoną odporność łapałam wszystko - począwszy od grypy, po zapalenie płuc czy oskrzeli. Dodatkowo chemia i radioterapia przyczyniły się bardzo do osłabienia mojego organizmu. Obecnie jestem po badaniu PET, które niestety wykazało, że guzy się zwiększyły, a co gorsza pojawiły się nowe. Na tę chwilę czekam za decyzją odnośnie wdrożenia nowego leczenia. Ponadto jestem na etapie szukania lekarzy, którzy podjęliby się zoperowania mnie i wycięcia tego co niepotrzebne. To jak wiecie, wiąże się z kosztami (leczenie, wizyty, badania, dojazdy itp.). Obecnie fizycznie jestem bardzo słaba, ale psychicznie mam wolę walki. Jestem gotowa ponownie podjąć rękawicę i walczyć dalej. Bo po prostu chcę ŻYĆ! Nie tylko dla moich synów, ale także dla samej siebie. Naprawdę nie jest mi łatwo ponownie prosić Was o pomoc, ale bez zbiórki nie jestem w stanie się dalej leczyć, a co za tym idzie mieć szansę na wygranie tej walki - mieć szansę na ŻYCIE! Leczenie dużo kosztuje, a mnie samej na nie nie stać. Dlatego jeżeli możecie, to proszę, pomóżcie. Kto nie może, to proszę o modlitwę.

52 111 zł z 70 000 zł
74%
Monika Koszna, Poznań

Badania genetyczne szansą na zdrowie i dalsze leczenie

Cześć! Mam na imię Monika, mam 38 lat. We wrześniu 2015 r. zdiagnozowano u mnie nowotwór złośliwy szyjki macicy. W listopadzie 2015 r. przeszłam operację usunięcia macicy z przydatkami i węzami chłonnymi. W wieku 35 lat nagle zawalił się mój cały świat. Na niecałe pół roku przed chorobą zakochałam się i moje życie stało się kolorowe, gdy poznałam Konrada. Do dzisiaj jest ze mną i wspiera tak, jak wspierać powinien partner. Przeszłam trudną operację, potem leczenie onkologiczne tj. chemioterapię i radioterapię. Choroba pozbawiła mnie takiego atrybutu kobiecości, jakim jest możliwość posiadania dzieci, ale nie była w stanie odebrać mi woli walki i woli życia. Dzielnie zniosłam to wszystko i po leczeniu zaczęłam wracać do zdrowia, pracy, sportu. Korzystanie z każdego nowego dnia nabrało nowego znaczenia. Niestety w 2018 r. badania kontrolne przyniosły złe wiadomości - przerzuty nowotworu do miednicy. Pojawiły się guzy umiejscowione przy żyłach biodrowych i moczowodzie. Niestety lekarze nie podejmą się operacji z uwagi na ich położenie. Kilka badań nie dało ostatecznej odpowiedzi. Zaproponowano mi standardowo chemioterapię lub radioterapię. Niestety skuteczność tego leczenia nie da efektu, gdyż są to miejsca słabo ukrwione. Nie ma możliwości wykonania markerów na raka szyjki macicy. Zwarta i gotowa do walki rozpoczęłam szukać innego rozwiązania. Szansą na wyzdrowienie i życie są badania molekularne wielogenowe. Z uwagi na długi czas po operacji należało sprawdzić próbki, czy takie badania mogą się odbyć. Udało się i próbki przeszły pozytywnie wstępną analizę jakości pod kątem badania wielogenowego. Celem jest wykonanie badania molekularnego z tkanki nowotworu​,​ aby znaleźć geny "kierujące" rozwojem danego typu raka, ale także po to, by sprawdzić czy istnieją mutacje w obrębie badanych genów​. Badania takie wykonywane są poza granicami kraju, w Szwajcarii lub Węgrzech. Możliwe są badania dla 58 genów metodą NGS. Koszt takiego badania to 3700 EUR, nie ma refundacji przez NFZ. Jest to przepustka do znalezienia mutacji w obrębie badanych genów jak również do terapii celowanych skorelowanych i nieskorelowanych z profilem molekularnym oraz badań klinicznych w Polsce i za granicą. Będą to kolejne koszty, o których dowiem się po tych badaniach genowych. Obecnie jestem na etapie poszukiwań funduszy na realizację powyższych badań, aby przejść dalej do kolejnego etapu - leczenia. Byłoby to dla mnie szansą na wyzdrowienie. MOJE ŻYCIE I ZDROWIENIE NIE ZALEŻĄ JUŻ TYLKO ODE MNIE, A OD WSZYSTKICH, KTÓRZY ZDECYDUJĄ SIĘ MI POMÓC. Biorąc pod uwagę znaczne koszty takiego leczenia, zwracam się z wielką prośbą do przyjaciół, znajomych i ludzi dobrej woli o drobne wsparcie. Nie poddam się, będę walczyć!

108 zł z 18 000 zł
0%
Dominik Kosiło, Szczecin

Leczenie onkologiczne, lekarstwa, nierefundowane badania

Na imię mam Dominik, moja walka z rakiem rozpoczęła się w 2010 roku i trwa nadal. Obecnie mam 34 lata. Zdiagnozowano u mnie zespół chorobowy MEN II B złośliwy rak tarczycy w stadium rozsiewu do kośćca z podejrzeniem rozsiewu do płuc. Do tej pory przeszedłem kilka operacji, wiele badań i radioterapię. Usunięto mi całkowicie tarczycę, węzły chłonne szyi, nadnercza z powodu guzów chromochłonnych oraz guzy w okolicy kręgosłupa i aorty. Na początku leczenia poziom Kalcytoniny wynosił 2 tysiące, obecnie jest na poziomie powyżej 100 tysięcy i wciąż rośnie. Przed diagnozą miałem plany i marzenia jak każdy młody człowiek. Teraz nie mam siły ani możliwości żyć normalnie. Choroba wyczerpuje mnie psychicznie i fizycznie. Potrzebuję wsparcia na leki, badania i leczenie nierefundowane przez NFZ. Wierzę w wielkie serce ludzi i ich dobroć.

21 992 zł z 40 000 zł
54%
Alicja Kacprzak, Łódź

Och, życie, kocham cię nad życie...

Witam, mam na imię Alicja, mam 61 lat, od roku emerytka. Los tak mnie nieszczęśliwie doświadczył, że obecnie jestem sama, ale NIE SAMOTNA... Cytując słowa mojej Przyjaciółki Ewy: jestem "kobietą pełną werwy, wigoru i życia, teraz przepełniona wiarą i wielką nadzieją". O tym, że paskudny guz "zagnieździł się " w moim prawym płucu, dowiedziałam się zupełnie przypadkowo. Po przejściu na emeryturę, wiosną 2019 roku, zapragnęłam wyjechać do sanatorium. Przed wypełnieniem wniosku do NFZ lekarz rodzinny skierował mnie również na badanie rtg płuc (było wymagane!). Wynik okazał się dramatyczny - guz wnęki prawej wielkości 36x32x31 mm. Kolejne badania, pobyt w szpitalu i pierwsza decyzja: "chora niezakwalifikowana do leczenia operacyjnego". Kolejne dni wypełnione smutkiem i lękiem, ale i mobilizacją do poszukiwaniem odpowiednich lekarzy, konsultacji i kolejnych badań, w tym badania PET. W m-cu lipcu br. wspaniali lekarze ze szpitala WAM w Łodzi podjęli się usunięcia tego guza i szczęśliwie wycieli go w całości, ratując mi całe płuco!!! Wynik badania histopatologicznego: rak niedrobnokomórkowy, przerzut raka płaskonabłonkowego. Kolejne badania, wiele konsultacji u lekarzy specjalistów i poszukiwanie guza pierwotnego, który dał przerzut do płuca. Do dnia dzisiejszego wciąż nie odnaleziono pierwotnego ogniska nowotworowego, który zapewne tylko czeka, aby zaatakować. Dzisiaj jestem już po chemioterapii (leczenie uzupełniające, profilaktyczne), a w grudniu czeka mnie kontrolne badanie PET i wielka niewiadoma... Muszę przyznać, że ostatnie miesiące, dni obdarowały mnie wiarą w potęgę ludzkich serc, miłością i wielkim wsparciem!!! Mam jeszcze małe marzenia, które tak bardzo bym chciała zrealizować. Pragnę w przyszłości być znów aktywną, służącą pomocą innym osobą, dzielącą się uśmiechem, radością i optymizmem, które przez całe dotychczasowe życie były moją wizytówką. Zebrane pieniądze chcę przeznaczyć na wydatki związane z chorobą: leki przepisane przez lekarza, dojazdy do ośrodka leczenia, dodatkowe konsultacje oraz badania diagnostyczne. Proszę uprzejmie, pomóżcie mi wygrać z tą ciężka chorobą. Każda złotówka w obecnej mojej sytuacji finansowej jest bezcenna. Z góry pięknie, z całego serca dziękuję :)

1 930 zł z 20 000 zł
9%