Zbiórki

Juliusz Czupak, Lubin

Juliusz potrzebuje pieniędzy na drogie leczenie glejaka.

W lutym 2017 trafiłem do szpitala z powodu cukrzycy. Wykonano tomograf komputerowy głowy i rozpoznano guza. Pobrany został materiał do badania histopatologicznego. Po trzech tygodniach przyszedł wynik - GLEJAK III stopnia. Był to dla mnie szok. Nie miałem żadnych objawów wskazujących na jakiegoś guza w mojej głowie. Niestety nie jest on operacyjny metodą konwencjonalną, nie kwalifikuję się na nóż gamma, ani na terapię NanoTherm. Jedyne moje szczęście w tym całym nieszczęściu to moja rodzina - moi rodzice i dwie siostry, którzy mnie wspierają i pomagają mi. Jest nam bardzo ciężko, gdyż mój tato także jest chory - jest po udarze. Raz jest lepiej, raz gorzej, ale żyję. Lekarze dawali mi najwyżej trzy miesiące, a ja żyję już tyle lat od diagnozy. Moja nadzieja leży w terapii immunologicznej, którą wykonują w Kolonii w Niemczech i kosztuje około 60 tys. euro. Z całego serca proszę o wsparcie, ponieważ każda złotówka jest ważna. Mam taką cichą nadzieję, że z pomocą Boską wszystko skończy się dobrze. Z góry serdecznie dziękuję.

10 304 zł z 252 000 zł
4%
Ola Daniel-Kalkowscy, Rumia

Potrzebuję leczenia nierefundowanego!

Witam bardzo serdecznie, jestem szczęśliwą mamą, mam dwie wspaniałe córki (16 i 12 lat) i kochającego męża. Do 30 października 2017 r. byłam czynna zawodowo, a praca dawała mi dużo satysfakcji. Niestety na ten moment ze względu na leczenie i silne bóle kręgosłupa przebywam na zwolnieniu lekarskim. Uwielbiam spędzać czas z moją rodzinką, wieczorami lubię poczytać ciekawe książki. Po raz pierwszy zdiagnozowano u mnie nowotwór złośliwy piersi, gdy miałam 33 lata. Przeszłam cały pakiet leczenia, jaki oferuje NFZ i cały czas byłam pod kontrolą onkologa. Gdy dowiedziałam się o mojej chorobie, byłam zdruzgotana, ale starałam się nie załamać - moje córeczki były jeszcze takie malutkie, a ja jeszcze miałam tyle rzeczy do zrobienia... Postanowiłam, że się nie poddam! Po zakończonym leczeniu chciałam całkowicie zapomnieć o tym, co mnie spotkało. O chorobie, niepewności i strachu. Nawet w moim otoczeniu niewiele osób wiedziało, że chorowałam, wiedzieli tylko najbliżsi. Może bałam się odrzucenia, litości - sama nie wiem... Od jakiegoś czasu bardzo bolały mnie plecy w odcinku lędźwiowym i została mi zlecona scyntygrafia kości. Okazało się, że mam przerzuty do kości. Rezonans magnetyczny w listopadzie 2017 r. potwierdził przypuszczenia, że choroba powróciła. Zrobiono jeszcze rezonans głowy i zmiany są także w kości ciemieniowej prawej. Obecnie jestem po radioterapii i czekam na leczenie lekiem na wzmocnienie kości. To na tyle działań ze strony NFZ.Pomimo pomocy i wsparcia, jakie otrzymałam od lekarzy i personelu z Centrum Onkologii, byłam zmuszona wykonać dodatkowe, kosztowne badania w prywatnej klinice. Podjęłam również decyzje o rozpoczęciu leczenia w Klinice w Gdańsku. Moi bliscy są wspaniali i bardzo wspierają mnie w trudnych chwilach, z którymi muszę się borykać w trakcie trwania choroby, ale nie są w stanie unieść wszystkiego. Jednak w mojej walce o zdrowie, o życie, potrzebne mi będzie również Wasze wsparcie, stąd moja prośba. Wiadomo, że poszukiwanie leczenia, badania, dojazdy generują bardzo wysokie koszty, dlatego proszę życzliwych ludzi o wsparcie finansowe. Wszystkim moim darczyńcom bardzo dziękuję i życzę dużo zdrowia.

57 353 zł z 300 000 zł
19%
Kasia Marcinkiewicz, Sulęcin

Kasia zbiera na leczenie trójujemnego złośliwego raka piersi

Mam na imię Kasia, mam 51 lat, 2 wspaniałe córki, Sandrę i Patrycję oraz wspaniałego męża. Mieliśmy marzenia jak każdy... Przez wiele lat nasze życie było trudne, wreszcie wszystko się poukładało, myśleliśmy o emeryturze, może wnuki, może wreszcie jakaś podróż... Niestety rak miał inne plany na moje dalsze życie i życie moich najbliższych. We wrześniu na badaniu usg lekarz powiedział, że prawdopodobnie mam nowotwór złośliwy piersi. Moje życie się zatrzymało. Wyszłam z gabinetu, wsiadłam do auta. Moja pierwsza myśl w tym momencie: "Co z moimi córkami? Co z mężem? Rodziną? Przyjaciółmi? Co mam najpierw zrobić? Od czego zacząć? Do kogo zadzwonić? Jak powiedzieć moim bliskim?". Po wielu diagnostycznych badaniach, stresach, jak wyjdą wyniki, czy będą przerzuty - diagnoza: rak piersi potrójnie ujemny z Ki 90% stopniem dzielenia się komórek rakowych. Długo próbowałam sama coś znaleźć, dodatkowo oprócz chemioterapii i operacji. Czytałam, pisałam do wielu lekarzy, jeździłam na prywatne wizyty min. do prof. Murawy, prof. Byrskiego, dr. Niziołka. Niestety na tym etapie choroby trzeba było wdrożyć leczenie tradycyjne. Jestem w trakcie chemioterapii, przede mną jeszcze 11 chemii, potem operacja, znowu leczenie i być może radioterapia - lekarze jeszcze nie zdecydowali. Jest szansa na wdrożenie po operacji immunoterapii, która nie jest refundowana, a jej koszty są ogromne. Bez Państwa Pomocy nie mam szans na uzbieranie tak ogromnej kwoty. Jest to dla mnie ogromna szansa, przy tak złośliwym raku trójujemnym, który w moim przypadku daje bardzo szybko przerzuty, na odwleczenie ich w czasie. Leczenie jest długie, rak piersi potrójnie ujemny jest bardzo trudny do wyleczenia. Ma go ok. 15% pacjentek z wykrytym rakiem piersi. Daje bardzo duże prawdopodobieństwo nawrotów, dlatego każda Państwa pomoc, każda złotówka, czy to przekazana przez fundację czy też przez 1,5% podatku będzie dla mnie nieocenionym wsparciem w tej nierównej potyczce i pozwoli skupić mi się na walce z tym skorupiakiem. Mam nadzieję, że kiedyś będę miała szansę, aby wypowiedzieć te słowa, również za sprawą takich ludzi o wielkich sercach jak Państwo: WYGRAŁAM I BĘDĘ ŻYŁA. DZIĘKUJĘ!!! Kasia

35 858 zł z 280 000 zł
12%
Julitta Kołodziejek, Otwock

Pomoc dla Julitty w walce z rakiem

Witajcie, mam na imię Julitta, mam 64 lata. Osiem lat temu los zabrał mi dwie bardzo bliskie osoby (męża, który zmarł na raka mózgu oraz siostrę). Długo trwało, zanim pozbierałam się po tej stracie... W tym roku przeszłam na emeryturę, lecz zamiast cieszyć się zasłużonym odpoczynkiem, wspaniałymi, kochanymi dziećmi i wnukami dowiedziałam się, że choruję na najbardziej złośliwą i źle rokującą odmianę gruczołowego raka żołądka (gruczolakorak BNO HER2-dodatni). Jak powszechnie wiadomo, w tej chorobie liczy się czas, lecz pomimo karty DiLO od momentu postawienia diagnozy do rozpoczęcia jakiejkolwiek terapii minęło ponad 3 miesiące i wciąż napotykam kolejne przeszkody. Aby zwiększyć szanse na wyleczenie i przyspieszyć działania terapeutyczne chciałabym mieć możliwość skorzystania z nierefundowanych, najnowszych możliwości diagnostycznych oraz wspomagających leczenie, które niestety są bardzo kosztowne. Proszę o pomoc w zebraniu funduszy przede wszystkim na terapię celowaną oraz immunoterapię, jakiej mi NFZ na tym etapie choroby nie zapewnia oraz na dodatkowe koszty, jakie ponosi każdy pacjent podejmujący walkę z rakiem. Bardzo chciałabym dalej móc cieszyć się życiem, wspierać najbliższych, patrzeć jak dorastają moje wnuki. Serdecznie dziękuję za każdą drobną wpłatę, która zwiększy moją szansę na przeżycie.

21 344 zł z 266 000 zł
8%
Mirosława Makowska, Żuków

Pomoc dla Mirki

Rak piersi zdiagnozowany w 2005 roku po mastektomii w 2019 dał przerzuty do kości i wątroby. Obecnie konieczne leczenie lekiem olaparib, na który nie objęła mnie refundacja. Muszę leczyć się za własne pieniądze, jeśli chcę żyć. Miesięcznie koszt leku to 24000 zł. Bardzo proszę o wsparcie.

5 166 zł z 250 000 zł
2%
Leszek Jabłoński, Łódź

Leszek walczy z nowotworem nerki. Jest szansa na powodzenie!

Szanowni Państwo, mam na imię Leszek, mam 79 lat, mieszkam w Łodzi. Jestem emerytowanym inżynierem, wieloletnim urzędnikiem, a przede wszystkim mężem, ojcem i dziadkiem. Niewinny ból barku w styczniu 2018 r. okazał się zburzyć moją, dotychczas spokojną emeryturę. Diagnoza - nowotwór nerki z przerzutami do kości – całkowicie zmieniła codzienność. W lutym przeszedłem operację usunięcia nerki i rozpocząłem intensywne leczenie. Od zeszłego roku jestem pod opieką lekarzy z oddziału Centrum Diagnostyki i Terapii Onkologicznej w Tomaszowie Mazowieckim. Lekarze na wstępie przedstawili mi trzy drogi postępowania. Pierwsza to lek Sutent, który niestety po okresie trzech miesięcy w badaniach nie przyniósł na tyle dobrych rezultatów, aby NFZ wyraziło zgodę na finansowanie leczenia. Moje wyniki przekroczyły normy poprawy stanu zdrowia określone przez NFZ o jedyne 5%. Niestety leczenie przerwano i skierowano mnie na kolejną ścieżkę. Drugą ścieżką był lek Nivolumab, który podobnie jak w ścieżce pierwszej po około trzech miesiącach również nie przyniósł wyników zgodnych z normami NFZ. Leczenie przerwano i skierowano mnie na ścieżkę trzecią. Trzecia ścieżka to połączenie codziennego stosowania leku Sutent oraz wlewów z leku Nivolumab dokonywanych raz na dwa tygodnie w Centrum Diagnostyki i Terapii Onkologicznej w Tomaszowie Mazowieckim. Trzecia ścieżka okazała się w moim przypadku idealna, bo pozwoliła mi wrócić do sprawności i funkcjonować całkowicie normalnie. Wchłonął się bolesny guz na barku, poprawiają się wyniki. Terapia dała też nadzieję na przyszłość. Niestety jest to ścieżka nierefundowana. Leczenie musi trwać minimum 18 miesięcy. Miesięczny koszt leczenia to 19.031,86 zł. Bardzo trudno jest mi prosić o pomoc. Zwykle bywałem w odwrotnej sytuacji. Ale rzeczywistość zmienia się nie tylko dla mnie, ale i dla moich bliskich. Kwota 342.573,48 zł, którą przy obecnych cenach muszę zapłacić za minimalny okres terapii, za same leki, jest dla mnie niewyobrażalna i abstrakcyjna. Dlatego proszę o pomoc i dziękuję za każdą złotówkę, Leszek z rodziną

89 413 zł z 342 573 zł
26%
Agnieszka Wdowik, Ostrowiec Świętokrzyski

Pokonać chorobę raz na zawsze. Nierefundowane leczenie glejaka.

Mam na imię Agnieszka. Pochodzę z Ostrowca Św., gdzie się urodziłam. Kocham poznawać ludzi, czytać książki, zdobywać góry (te mniejsze) oraz odbywać podróże (te bliższe i te ciut dalsze - tak zawędrowałam do Gdyni, którą pokochałam, mam nadzieję ze wzajemnością). Jestem uśmiechniętą, pełną optymizmu osobą z ogromnym apetytem na życie. Niestety rzeczywistość zweryfikowała moje plany. We wrześniu 2017 roku podczas wykonywania badania rezonansu magnetycznego wykryto u mnie guz mózgu. Potrzebna była pilna operacja, która odbyła się w grudniu. Jak się okazało, był to dopiero początek mojej walki z chorobą. Badanie histopatologiczne nic nie wykazało. Od lekarza usłyszałam, że na razie mam się cieszyć. Radość jednak nie trwała zbyt długo. W kwietniu 2018 roku w trakcie badania kontrolnego MRI okazało się, że guz odrósł i trzeba ponownie operować. Druga operacja miała miejsce w czerwcu. W lipcu (po dość długim oczekiwaniu) otrzymałam wynik badania histopatologicznego - guz złośliwy mózgu, glejak. Przeszłam kilkutygodniową radioterapię, następnie kilkumiesięczną chemioterapię. Ale to jeszcze nadal nie był koniec. Minęło 12 miesięcy mojej walki z nieproszonym lokatorem. W lipcu 2019 roku wykonałam kolejne badanie kontrolne MRI, w którym stwierdzono progresję zmian, pojawiły się nowe ogniska. W czasie konsultacji usłyszałam od lekarza, że kolejna operacja może przynieść tylko więcej szkód. Ciągle zmagam się ze skutkami ubocznymi operacji i przebytych terapii. Wciąż utrzymuje się lewostronny niedowład kończyny dolnej, zaburzenia równowagi oraz bardzo mocne jednostronne ograniczenie pola widzenia, co skutkuje wpadaniem na ludzi, przeszkody, czasami przewracaniem się. Jak widać standardowe terapie nie dają dużych efektów – ciągle nie mogę pozbyć się niechcianego lokatora. Mimo wszystko mocno wierzę, że wrócę do zdrowia i dawnego życia. Przeszłam wszystko, co polska medycyna ma do zaoferowania. Guz nadal jest, w każdej chwili może ponownie zaatakować. Nie chcę bezczynnie czekać, aż to się stanie. Szansą na odzyskanie mojego zdrowia jest kosztowna konsultacja oraz leczenie poza granicami kraju. Koszt terapii wynosi ok. 70 000 euro (mam na myśli protonoterapię, immunoterapię bądź terapię Nanotherm). I tak pojawia się nowy problem: pieniądze. To, co w chorobie jest dla mnie najtrudniejsze to proszenie o pomoc, o wsparcie finansowe, bo tym razem sama nie dam sobie rady (do tej pory wydatki na leczenie pokrywałam z oszczędności, ale zgromadzone środki tak szybko maleją). Dlatego teraz potrzebuję Waszej pomocy i gorąco o nią proszę. Proszę Was o wpłaty na moją zbiórkę oraz proszę także o udostępnianie mojej prośby, aby mogła dotrzeć do jak najliczniejszej grupy. Będę wdzięczna za każdą wpłaconą złotówkę oraz za każde udostępnienie. Z góry dziękuję za okazane serce. Wierzę, że dobro powraca! DO ZOBACZENIA :)

36 645 zł z 290 000 zł
12%
Sławomira Pertkiewicz, Sieradz

Sławka potrzebuje pieniędzy na lek, który może uratować jej życie

Cześć, mam na imię Sławka. Moja choroba zaczęła się w 2010 r. Początkowo zdiagnozowano u mnie torbiel lewej nerki. W 2014 r. okazało się, że wymagam natychmiastowej operacji, gdyż owa torbiel okazała się być guzem. Był to nowotwór złośliwy BRODAWCZAK. Po operacji lekarz prowadzący zapewniał mnie, że wszystko poszło zgodnie z planem, bez żadnych komplikacji. Jednak nie było tak pięknie jak mi mówiono. Ból, który odczuwałam, nie ustępował, nie malał, wręcz przeciwnie. Co gorsza, jedyne co słabło to działanie leków przeciwbólowych. Na wizytach kontrolnych lekarz twierdził, iż ból po tak poważnej operacji jest objawem jak najbardziej normalnym. Boleści niszczyły moje życie, odcinały mnie od normalnego codziennego życia, od moich bliskich. Lecz dzięki nim oraz przyjaciołom zaczęłam odzyskiwać nadzieję na powrót do zdrowia. Dają mi siłę do działania. Szukali i jeździli ze mną od lekarza do lekarza, od szpitala do szpitala. I tak trafiłam do Wojskowego Instytutu w Warszawie MON, gdzie zespół lekarzy zdiagnozował nawrót choroby. Guza zlokalizowano w bliźnie po wycięciu nerki. Po raz drugi przeszłam operację w 2016 r. Niestety nie udało się usunąć wszystkich zmian, przerzut był zbyt rozległy. Dalsze leczenie jest koniecznością, a czas gra na moją niekorzyść. Moje skomplikowane leczenie prowadzi profesor Cezary Szczylik, jest to niesamowity człowiek (niech Bóg ma go w swojej opiece). W czerwcu 2017 r. po szczegółowym przeanalizowaniu wszystkich wyników profesor ze względu na dużą regresję nowotworu wdrożył u mnie leczenie kliniczne. Aktualnie jestem po pierwszej dawce leku - chemii... a co będzie... co wyniknie dalej? Zobaczymy. Wiem, że leczenie nie gwarantuje wyleczenia, ale nie ma tej bezradności i czekania z założonymi rękoma na koniec. Mimo wszelkich trudności nie tracę nadziei, bo to ona jest źródłem mojej siły. Leczę się również w Poradni Paliatywnej, która pomaga mi opanować ból, by żyć w miarę moich możliwości normalnie. Proszę Was o każdą pomoc finansową, by ułatwić mi tę ciężką walkę. Z całego serca bardzo serdecznie dziękuję!!!

3 661 zł z 276 000 zł
1%
Anna Szuszczewicz, Pruszcz Gdański

Walczę z czasem. Potrzebuję nierefundowanego leku.

Mam na imię Ania. Walczę z rakiem piersi z przerzutami do płuc. Potrzebuję leku, którego NFZ nie refunduje. Na początku 2012 r. zrobiłam kontrolną mammografię. W opisie wyniku otrzymałam zalecenie wykonania biopsji w celu wyjaśnienia widocznej zmiany. I nagle wielki strach i lęk, nie tylko o siebie, ale także o najbliższych. Wynik biopsji i wyrok: rak piersi. W ciągu kilkunastu dni przeszłam operację, następnie półroczną chemię i roczne leczenie przeciwciałem monoklonalnym IgG1. Leczenie okazało się na tyle skuteczne, że zahamowało chorobę na blisko 3 lata. Wróciła nadzieja, radość z życia i w końcu mogliśmy trochę odetchnąć. Wróciłam do pracy. Starałam się żyć normalnie, może tylko bardziej doceniałam każdy kolejny dzień, bo wiedziałam, że świat może zawalić się w jednej chwili. Cały czas towarzyszyła mi jednak obawa, że nowotwór może wrócić. Każde badanie kontrolne to nieodłączny strach. W kwietniu 2016 r. to, czego tak bardzo się obawiałam, stało się faktem. Kontrolne badanie i wynik: przerzuty do obu płuc. Znowu tradycyjna półroczna chemia i dwa inne leki. Znowu bardzo źle się czułam, brakowało mi sił, miałam chwile zwątpienia. Jednak prawie wszystko można znieść widząc efekty i mając nadzieję. Niestety w styczniu 2017 r. leki przestały działać i guz zaczął rosnąć. Zaprzestano więc dalszego ich podawania. Obecnie nie mam dostępu do leku, którym powinnam być leczona. Na świecie lek ten stosowany jest w leczeniu standardowym, w naszym kraju obowiązują procedury, które uniemożliwiają bezpłatne leczenie nim. W 2012 r. udało się zapanować nad chorobą. Teraz mam przerzuty wymagające zintensyfikowania leczenia. Czas jest w tej sytuacji najważniejszy. Nie mogę sobie pozwolić na niepodjęcie leczenia. Dlatego zdecydowałam się prosić Was o pomoc. Nie mam wyboru. To walka o moje życie. Do tej pory dawaliśmy sobie radę sami. Niestety teraz nie jesteśmy w stanie poradzić sobie bez Waszej pomocy! Terapia trwająca średnio 9,5 miesiąca. jest bardzo kosztowna. Lek musi być podawany regularnie co 3 tygodnie. Koszt jednego podania to ok. 20.000 zł. Cała terapia kosztuje ok. 300.000 zł. Kwota ta całkowicie przekracza możliwości naszej rodziny i najbliższych. Dlatego zwracam się do Was z prośbą o pomoc! Każda złotówka jest niezwykle cenna, dlatego bardzo o nią proszę! Dzięki Waszej hojności będę miała szansę sfinansować leczenie i dzięki temu odejdzie mi chociaż jedno zmartwienie. Decyzję o rozpoczęciu terapii muszę podjąć jak najszybciej. Opóźnienie leczenia naraża mnie na szybki postęp choroby i zmniejsza szansę na życie. Stąd moja ogromna prośba o pomoc finansową i pomoc w rozpowszechnianiu informacji o zbiórce. Poprzednie dwa cykle chemii nie powstrzymały rozwoju choroby. Spowodowały za to szereg skutków ubocznych i wiele dolegliwości. Nowy lek daje mi szansę na powstrzymanie i stabilizację choroby. Wykazuje wysoką skuteczność wobec mojego typu raka (HER2 dodatni, jest to rak inwazyjny, szybko dający przerzuty), a dodatkowo znacznie minimalizuje skutki uboczne terapii. Chociaż jest mi trudno, znoszę wszystko, bo bardzo chcę wyzdrowieć. Najgorsza teraz jednak jest bezsilność i niepewność, czy uda mi się rozpocząć i kontynuować leczenie. W przyszłym roku moja córka wychodzi za mąż. Moim największym pragnieniem jest być z Nią w tym tak ważnym dla Niej i dla mnie dniu. Nie wyobrażam sobie, że mogłoby mnie z Nią nie być! Bardzo proszę, pomóżcie mi! Podobno dobro powraca! Za każdą najmniejszą wpłatę z serca dziękuję!

26 538 zł z 300 000 zł
8%
Artur Dąbrowski, Nowy Dwór Mazowiecki

Zbieram na leczenie chłoniaka

Witam, mam na imię Artur, mam 53 lata. Jestem ojcem dwóch córek (15 i 23 lata). Zachorowałem w listopadzie 2020 roku. Byłem w pełni zdrowy i silny, pełen życia. Po profilaktycznych badaniach zleconych przez lekarza rodzinnego dostałem szokujący telefon z informacją, że muszę natychmiast jechać do szpitala i że przy moich wynikach mogę w każdej chwili umrzeć. Spędziłem kilka tygodni w szpitalach na diagnostyce i ostatecznie zdiagnozowano u mnie przewlekłą niewydolność szpiku kostnego (bardzo rzadką odmianę nieuleczalnego chłoniaka – Makroglobulinemię Waldenströma), która wywołała schyłkową niewydolność nerek wymagającą dializoterapii bądź przeszczepu nerki. Pierwszy kurs chemioterapii nie zadziałał, zmieniono leczenie. Po kolejnej silnej chemioterapii wystąpiła tzw. bardzo dobra częściowa odpowiedź (ponad 95% remisji). Makroglobulinemia Waldenströma jest jednak chorobą nieuleczalną, nawroty są tylko kwestią czasu, a chemioterapia którą powinienem przyjąć w kolejnym rzucie choroby (lek o nazwie Ibrutinib), nie jest w Polsce refundowana. Jej roczny koszt to ok. 300 tys. . Doświadczenia w leczeniu Macroglobulinemii Ibrutinibem na świecie wskazują na wysoką skuteczność tego leku, co jest źródłem ogromnej nadziei dla mnie i mojej rodziny. Jednak koszt jego finansowania zdecydowanie przekracza nasze możliwości, zwłaszcza że jest to tylko jeden z wielu wydatków, które ponosimy w związku z chorobą (konsultacje w Polsce i za granicą, leki, dojazdy na dializy). W szpitalu przy ul. Banacha w Warszawie (jednym z dwóch tylko ośrodków w Polsce, które są w stanie leczyć moją przypadłość) jestem pod opieką doskonałych lekarzy, którzy z ogromnym zaangażowaniem starają się pomóc mi w tej trudnej sytuacji, jednak pewnych barier systemowych nie przekroczą.. Chciałbym móc jak najdłużej cieszyć się życiem, pracować, uczestniczyć w dorastaniu moich córek, może i wnuków... W związku z tym zwracam się z prośbą do wszystkich ludzi dobrej woli o pomoc. Z góry dziękuję!

22 308 zł z 300 000 zł
7%
Arkadiusz Suska, Staszów

Pomóż mi sfinansować leki i przeszczep szpiku kostnego!

Mam na imię Arkadiusz. Mam wspaniałą rodzinę, jestem ojcem dwóch cudownych córek w wieku szkolnym, które wciąż mnie potrzebują! W kwietniu 2017 r. po badaniu szpiku kostnego okazało się, że jestem chory na ostrą białaczkę szpikową typu pośredniego. Po pierwszej chemioterapii nastąpiła poprawa. Obecnie mam pogorszenie wyników krwi. Muszę podjąć dalsze leczenie - włącznie z przeszczepem szpiku. Mieszkam w USA i moje ubezpieczenie nie pokryje w całości tego bardzo drogiego leczenia. Bardzo proszę o wsparcie finansowe. Z góry dziękuję za pomoc.

118 330 zł z 400 000 zł
29%
Dagmara Onichimowska, Wrocław

Dagmara potrzebuje wsparcia w walce z glejakiem. Immunoterapia jest jej nadzieją na przeżycie.

Kochani, uprzejmie proszę o przekazanie 1,5% podatku. Mam na imię Dagmara, mam 58 lat, jestem żoną Maćka i mamą Kai i Mateusza.Do czasu choroby byłam pasjonatką malarstwa (z wykształcenia jestem konserwatorem dzieł sztuki), moje życie upływało w spokoju. Obserwowałam, jak dorastają moje dzieci, ciesząc się miłością ich i mojego męża. Grono moich przyjaciół i znajomych zwracało się do mnie w ciężkich dla nich chwilach o pomoc, której nigdy nie odmawiałam. W sierpniu 2023 po chwilowej utracie przytomności i niezwłocznej diagnostyce zostałam porażona rozpoznaniem: glejak – guz mózgu lewego płata skroniowego. Od tego momentu wszystko działo się jak na przyspieszonym filmie. W październiku ub.r. operacja usunięcia guza, a od grudnia leczenie radio- i chemioterapią. Z osoby pełnej energii i woli pomagania innym stałam się osobą niepewną swojego dalszego losu, ogarniętą strachem o przyszłość, uzależnioną od pomocy innych, z pogłębiającą się depresją. Choć otrzymałam ogromne i bezcenne wsparcie mojej rodziny i przyjaciół, to aby zwiększyć szanse na dalsze życie i uniknięcie wznowy choroby, co z historii rozwoju tego rodzaju nowotworu jest raczej pewne, po zakończeniu dotychczasowej terapii niezbędne będzie dalsze leczenie. Jak wynika z badań nad tą chorobą, obecnie tylko immunoterapia daje najwięcej szans na jej pokonanie. Jej wdrożenie wymaga jednak zgromadzenia ogromnych, pozostających poza zasięgiem naszej rodziny, środków. Ta nierefundowana terapia dostępna jest za naszą zachodnią granicą, ale jej obecny koszt to ponad 300.000 zł. Do tego dochodzą koszty dodatkowych leków, konsultacji, rehabilitacji, przejazdów i inne niezbędne wydatki. Zwracam się do wszystkich Was kochani o wsparcie w walce z chorobą. Chciałabym dzięki Wam przeżyć jeszcze długie lata z moimi bliskimi, ciesząc się ich radościami, spełniając swoje pasje i niosąc pomoc innym ludziom. Dziękuję Wam z całego serca za pomoc. Dagmara

14 574 zł z 300 000 zł
4%