Zbiórki

Mateusz Dobrowolski, Kokoszkowy

Chciałbym wszystkim podziękować za serce i wsparcie finansowe!

Marzec 2018: Cześć, nazywam się Mateusz Dobrowolski, mam 29 lat. Dwa lata temu udało mi się! Terapia NanoTherm pozwoliła na jakiś czas uśpić mojego glejaka. Dziś znów muszę walczyć o swoje życie. Możecie mi w tym pomóc! Już 27 marca muszę być w klinice w Munster. Tam mam zaplanowane dwie operacje. Muszę też mieć 295 tysięcy złotych do końca 2018 roku. "Moje szczęśliwe życie trwało niepełne 25 lat. Skończyłem studia na Politechnice Gdańskiej, znalazłem pierwszą pracę w Starogardzie Gdańskim - w wymarzonym biurze projektowym. Uwielbiałem sport, grałem amatorsko w drużynie piłki nożnej. W 2013 roku to wszystko się skończyło". Wtedy Mateusz zaczął walkę, która trwa do dziś - teraz trzeci raz podchodzi do pojedynku z rakiem! Mateusz usłyszał straszną diagnozę - nowotwór mózgu, glejak. Ale nie poddał się. Leczenie - chemio i radioterapia - pozwoliły opanować raka. W 2015 roku pojawiła się wznowa. Tym razem lekarze nie dawali mu już większych szans, ale artykuł o nowatorskiej metodzie leczenia guzów mózgu NanoTherm dał mu nadzieję, choć koszt powalił na kolana. Ale udało się! W 2016 roku Mateusz poddał się terapii. Z hojną pomocą najbliższych, przyjaciół i Darczyńców spłacał też dług zaciągnięty na leczenie. Wtedy udało się uzbierać 119 682 zł. Dziś potrzeba znacznie więcej. W 2017 roku Mateusz znów z radością spoglądał w przyszłość. We wrześniu z uśmiechem wrócił do ukochanej pracy w biurze projektowym! Jednak po przebytych operacjach nie był już tak sprawny jak kiedyś. Po kilku tygodniach został zwolniony. Mateusz załamał się, był rozgoryczony. Ciężko mu było zaakceptować swoje ograniczenia, trudno pogodzić się z utratą ukochanej pracy. Zaczął się czuć coraz gorzej. Miał problemy z koncentracją, skupieniem, potem zachwiania równowagi, pierwsze kłopoty z widzeniem. Pojawił się strach. Kontrolna wizyta w Berlinie w grudniu 2017 r. wykazała wznowę. Profesor, który operował Matusza, zalecił ponowną chemioterapię, była mowa również o kolejnej operacji, być może o terapii NanoTherm. Po powrocie do kraju lekarze z Gdańska podali pierwszą serię chemii. Ale z tygodnia na tydzień było coraz gorzej. Nastąpił paraliż lewej strony ciała, coraz większe osłabienie. Mateusz z trudem mógł przejść kilka kroków i powoli tracił wzrok! Tomografia komputerowa z 1 marca pokazała krwotok wewnętrzny i ogromną torbiel tuż za guzem! Chemioterapia nie pomagała. Leki przeciwobrzękowe i sterydy wyłącznie łagodziły objawy. Stan Mateusza wciąż się pogarszał, ślepł, tracił czucie w rękach. 5 marca już wiadomo - gdańscy lekarze nie zdecydują się na operację. To skomplikowany przypadek: trudno ulokowana torbiel, przy kolejnej wznowie glejaka. Nie pozostawiają złudzeń: “Nie jesteśmy bogami. Zrobiliśmy wszystko, co możliwe. Pomocy trzeba szukać dużo wyżej.” Mateusz zostaje wypisany do domu. Ale pomoc jest znacznie bliżej - z rodziną Mateusza kontaktują się jego lekarze z Niemiec. Szybko weryfikują wyniki badań i dają nadzieję - winny jest ucisk torbieli! Trzeba natychmiast ją usunąć - to może przywrócić wzrok, cofnąć paraliż. Mateusz nie ma już czasu! Nie widzi. Prawie nie wstaje z łóżka. Jego rodzice rozpaczliwie szukają neurochirurga, który podejmie się operacji usunięcia torbieli w Polsce. Mijają kolejne dni. Bez skutku. Równocześnie poszukiwania trwają w Niemczech. Tam udaje się! Lekarze z kliniki w Munster proponują kompleksowe rozwiązanie. Neurochirurdzy najpierw przeprowadzą pierwszą operację - przebiją torbiel, zlikwidują wysokie ciśnienie wewnątrz czaszki. Podczas kolejnej częściowo usuną guza i powtórzą terapię NanoTherm. Proponują termin pierwszej operacji - 29 marca. Druga tydzień później. Mateusz już 27 marca, w najbliższy wtorek, powinien być w klinice w Munster. Chociaż pełni obawy, rodzice Mateusza decydują się na wyjazd. Właśnie organizują transport medyczny. Podpisują dokumenty, deklaracje. Wiedzą, że to jego jedyna szansa! Znają już koszty utrzymania Mateusza przy życiu. To 70 000 euro. 294 tysiące złotych. Muszą je zebrać do końca 2018 roku. A Mateusz? Wciąż jest zmęczony, senny, a leki i sterydy nie pomagają.Teraz zbiera siły na daleką podróż i kolejne operacje. Chociaż jego stan jest ciężki (nie widzi, ledwo się rusza), to wciąż ma jasny umysł! Pomimo strachu i tego, że pamięta wszystkie trudy i cierpienia poprzedniego starcia z rakiem zapewnia, że znowu będzie walczył! Wie, że wciąż ma szansę! “Będę wdzięczny za każdą kwotę, która pomoże zrealizować mój cel, jakim jest wygranie walki z nowotworem, walki o moje życie. Dziękuję z góry wszystkim za pomoc. Mateusz.”

218 502 zł z 413 700 zł
52%
Natalia Hryhorieva, Gorzów Wielkopolski

Pomoc dla Natalii

Pomóż uratować życie Natalia to młoda kobieta, która z powodu wojny została zmuszona do opuszczenia domu na Ukrainie i przyjazdu z dzieckiem do Polski. Towarzyszył jej strach o życie dziecka i stres wywołany wojną. W tym czasie choroba się rozprzestrzeniła, a rak wyrządził ogromne szkody w organizmie. Guzy zlokalizowane w klatce piersiowej osiągnęły duże rozmiary i zablokowały przełyk, przez co nie może połykać nawet środków przeciwbólowych, a każdy oddech sprawia jej ból. W ostatnich miesiącach straciła 20 kg wagi. Przerzuty, które narosły w kręgosłupie, przynoszą cierpienie, utrudniając jej poruszanie się. Nie może nawet spać, przez co bardzo cierpi. Natalia każdego dnia odczuwa nieznośny ból. Przez osiem lat walki z rakiem rodzina Natalii wydała wszystkie swoje środki i nie może już walczyć sama, dlatego proszą o pomoc i są bardzo wdzięczni za każdą przesłaną złotówkę. Obecnie na ratowanie życia Natalii potrzebne jest 14 tys. złotych co miesiąc przez jeden rok. Każdy grosz daje szansę na życie Natalii. Pomóż uratować życie młodej kobiety.

419 zł z 196 000 zł
0%
Irena Węgrzyniak, Gdynia

Protonoterapia

Nazywam się Irena, mam stwierdzony nowotwór złośliwy mózgu. Pierwsze zmiany wykryto u mnie 5 lat temu podczas badania rezonansem magnetycznym. Badanie wykazało zmiany w prawej półkuli mózgu. Wówczas usłyszałam, że to może być moja uroda, ale dla pewności mam raz do roku wykonywać kontrolny rezonans magnetyczny. W grudniu 2018 roku odebrałam wynik rezonansu i wówczas okazało się, że mam glejaka, a moja zmiana rozrosła się 1,5x. Wykonana dwukrotnie biopsja niestety potwierdziła, że mam nowotwór złośliwy. Zmiana jest tak duża, że na ten moment nie mogę mieć operacji czy radioterapii. Za zaistniałą sytuację winię prowadzącego mnie neurologa, który zignorował mój przypadek. W walce o życie podejmę każde wyzwanie. Niestety, wachlarz możliwości leczenia w Polsce jest bardzo ograniczony. Dla mnie nie ma innego sposobu leczenia poza tym, które obecnie przechodzę. Mam możliwość poddania się leczeniu niestandardowemu, ale jest ono bardzo kosztowne: -Protonoterapia w Monachium, koszt leczenia to kwota 60 000 euro. Chciałabym wykorzystać każdą możliwą szansę na zatrzymanie glejaka, także z wykorzystaniem alternatywnych metod leczenia i leków niedostępnych w Polsce. Nigdy nikogo nie prosiłam o pomoc, teraz jestem w takiej sytuacji, że muszę poprosić o wsparcie. Koszty terapii są bardzo wysokie i dla mnie nieosiągalne, dlatego tak ważna jest dla mnie Wasza pomoc. Zwracam się z prośbą do wszystkich, którzy czytają mój apel o dobrowolne kwoty na moje leczenie. Dzięki Wam będę mogła walczyć z nowotworem i cieszyć się każda kolejna chwilą z dziećmi. Dziś nie mam innych marzeń, chciałabym tylko wrócić do normalności. Z góry dziękuję za każdą udzieloną pomoc. Irena

83 888 zł z 280 000 zł
29%
Mikołaj Tabisz, Wejherowo

Leczenie i walka z glejakiem

Witam, nazywam się Mikołaj Tabisz, mam 25 lat i jestem chory na glejaka IV stopnia. W listopadzie zeszłego roku dowiedziałem się o chorobie i wtedy rozpoczęła się moja walka o życie. Choroba przeszkodziła mi w realizacji jednego z moich marzeń – ukończenie gdańskiego maratonu, do którego się aktualnie przygotowywałem. Do tej pory udało mi się zdobyć koronę półmaratonów oraz zostałem mistrzem Polski w kickboxingu. Sport jest czymś, co towarzyszy mi od dziecka, czymś co kocham, czymś z czym wiązałem swoje życie – do niedawna... Wszystko zaczęło się, kiedy przy sporym wysiłku doświadczałem dużych spadków energii, osłabienia oraz problemów z koncentracją. Nie występowało to często, dlatego tłumaczyłem to zwykłym zmęczeniem. Kiedy tego typu sytuacje się nasiliły, moi rodzice wysłali mnie na badania. Lekarka, która się mną zajmowała, stwierdziła, że może to być początek choroby cukrzycowej, z racji podobnych objawów. Zostałem skierowany na dalsze badania, które miały pokazać więcej. Wtedy jeszcze nie podejrzewałem, że w moim mózgu może rosnąć rak, który mnie powoli zabija. Każde kolejne badanie prowadziło do kolejnego, im dłużej to trwało, tym gorsze miałem przeczucia. Ostatecznie dostałem skierowania na badania głowy – rezonans magnetyczny oraz tomograf. Wyniki miały być w ciągu 3 tygodni, ale przyszły po kilku dniach. Nie znam się na medycynie, dlatego dużo z tego nie rozumiałem. Z wynikami badań udałem się do szpitala, gdzie lekarze, po zapoznaniu się z nimi, zatrzymali mnie. 2 dni później zostałem przetransportowany do szpitala w Gdańsku. W tamtym momencie nadal nie wiedziałem, jak poważny jest mój stan. Decyzja zapadła szybko – operacja mózgu. O mojej chorobie dowiedziałem się w dzień operacji. O wszystkim powiedzieli mi moi rodzice… Pamiętam, jakby to było wczoraj. Moja mama usiadła na łóżku szpitalnym, miała łzy w oczach, moje serce waliło jak oszalałe. "Mikołaj, lekarze wykryli w twoim mózgu raka, będziesz dzisiaj operowany". To są jedyne słowa, jakie pamiętam z tamtej rozmowy. W mojej głowie pojawiło się tysiąc myśli, nie słyszałem, co do mnie mówią. Na początku myślałem, że to wszystko żart, przecież niemożliwe, żebym miał raka. Rzeczywistość okazała się dużo bardziej okrutna… Operacja się udała, ale niestety z racji rozmiaru raka nie udało się im wyciąć go w całości. Lekarze kazali mi zostać jeszcze kilka tygodni w szpitalu, żeby przeprowadzić dodatkowe badania. Niestety, to nie wszystko. Po 2-3 dniach od operacji, zacząłem się dziwnie czuć, miałem problemy z koncentracją, nie potrafiłem napisać wiadomości, rozmawiać z ludźmi, odpowiadać na pytania. Okazało się, że mam krwiaka mózgu, który naciskał na ośrodki w mózgu odpowiadające za komunikację – kolejna operacja. Udała się. Jak wygląda teraz moje życie? Przeszedłem już radioterapię, która niestety nie przyniosła większych efektów. Chemioterapia ciągle trwa, codziennie muszę połykać kilka tabletek, które niszczą mój organizm od środa, ale mają szanse zniszczyć też raka. Ale nie poddaję się! Walczę, walczę o każdy dzień, walczę, abym mógł zrealizować swoje marzenia, abym mógł żyć i cieszyć się tym światem. Teraz moją nadzieją jest terapia Nanotherm lub Immunoterapia w Kolonii. Niestety koszty terapii wynoszą od 20 do 40 tysięcy euro, co dalece przekracza możliwości finansowe moje i mojej rodziny. Dlatego zwracam się do Państwa o pomoc, pomóżcie mi wygrać! Wszystkie rozliczenia będę starał się tutaj zamieszczać i opowiadać o przebiegu leczenia! Dziękuje za każdą złotówkę!

3 823 zł z 200 000 zł
1%
Iwona Adamczyk-Padzik, Suchy Dwór

Dziękuję za wszystkie wpłaty! Na tę chwilę zawieszam zbiórkę.

Mam raka piersi z przerzutami do kości, potrzebuję pieniędzy na nowoczesny lek nierefundowany w Polsce. Cześć. Mam na imię Iwona i mam 46 lat. Jestem Mamą dwójki wspaniałych dzieci: syna 19 lat i córki 9 lat, z którymi dzielę swoje zainteresowania. We wszystkim wspieram moje dzieci i chcę patrzeć, jak wchodzą w dorosłość. To dzięki dzieciom mam motywację do walki o każdy następny dzień. Nawet wtedy, gdy w marcu 2014 r. okazało się, że mam nowotwór złośliwy piersi, nie zabrakło mi sił do walki z rakiem. W marcu 2014 r. przeszłam mastektomię, następnie w kwietniu 2014 r. usunięcie węzłów chłonnych. Potem 4 cykle chemioterapii i hormonoterapię. W listopadzie 2016 r. wykryto przerzut na kości potylicznej głowy. W grudniu 2016 r. miałam radioterapię. W marcu 2017 r. znowu bóle głowy, PET wykazał dalej aktywne ognisko w kości potylicznej. W lipcu teleradioterapia radykalna, która jak się okazało w badaniu PET wykonanym w październiku, nie zadziałała. W chwili obecnej mam przerzut na kościach: potylicznej głowy, żebrach, mostku i kręgosłupie. Cały czas leczę się biorąc biofosfoniany na kości oraz przechodząc hormonoterapię. Niestety okazało się, że hormonoterapia nie działa. Obecnie (październik 2017) zaczęłam chemioterapię 12 cykli i mam skierowanie na kolejną radioterapię. Cały czas jestem czynna zawodowo. Nigdy podczas choroby nie użalałam się nad sobą, każdy etap leczenia traktuję jako kolejne zadanie. Niestety, w chwili obecnej muszę prosić o pomoc, ponieważ jedyną szansą dla mnie jest lek należący do nowej klasy leków przeciwnowotworowych. Jest on innowacyjnym lekiem stosowanym w leczeniu lokalnie zaawansowanego lub rozsianego raka piersi. Został dopuszczony do obrotu w UE, ale nie jest refundowany w Polsce. Miesięczna dawka leku to koszt 10 tys. zł, leczenie trzeba zaplanować co najmniej na 2 lata. Niestety miesięczny koszt tego leku znacznie przekracza moje i męża miesięczne wynagrodzenie. Cena leku ostatnio się zmieniła, jednak wciąż to nieosiągalne kwoty. Proszę o wsparcie, trzymajcie kciuki, abym mogła podjąć leczenie. W tym wszystkim mam szczęście do dobrych ludzi i rodziny, która mnie wspiera. Mam nadzieję, że uda mi się wygrać tę trudną walkę.

43 582 zł z 240 000 zł
18%
Mirosława Kowalik, Częstochowa

Leczenie raka trzustki i rehabilitacja po udarze w trakcie chemioterapii

Jestem emerytowaną pielęgniarką, zawsze pomagałam innym, teraz ja sama potrzebuję pomocy. Dopadły mnie dwie choroby naraz, jedna straszniejsza od drugiej. W sierpniu tego roku rozpoznano u mnie nowotwór trzustki z przerzutem do wątroby. Udało się wykonać szybką diagnostykę i rozpocząć szybko leczenie chemioterapeutyczne w ramach programu lekowego. Po czwartym wlewie niestety doznałam udaru. Chemioterapia została przerwana. Być może powrót do niej będzie oznaczał przyjmowanie leku nierefundowanego. Teraz jednak chciałabym stanąć na nogi, chciałabym znowu chodzić. NFZ zdyskwalifikował mnie z rehabilitacji w ramach środków państwowych jako pacjenta nierokującego. Aktualnie przebywam w prywatnym ośrodku rehabilitacyjnym, co pochłonęło już większość rodzinnych oszczędności. Wyprzedaliśmy się już niemal ze wszystkiego. Przede mną jeszcze kilka miesięcy rehabilitacji i powrót do leczenia onkologicznego. Już po pierwszych tygodniach rehabilitacji potrafię usiąść, przemieścić się na wózku, rozpoczynam naukę chodzenia. Chciałabym jeszcze żyć dla moich dzieci i rodziny, mam jeszcze tyle planów, marzeń do zrealizowania. Pomóż mi! Każda złotówka się liczy. Wszystkim z góry dziękuję za pomoc.

1 615 zł z 200 000 zł
0%
Paweł Sosnowski, Ząbki

Cieszyć się każdym dniem

Mam na imię Paweł i 10.12.23 skończyłem 60 lat. W maju dostałem wyrok: RAK DROBNOKOMÓRKOWY PŁUC z przerzutami do węzłów chłonnych. Niestety nieoperacyjny i tylko do leczenia paliatywnego. Na chemię zareagowałem bardzo dobrze i to dało mi siły na dalszą walkę z tym paskudztwem. Nie z takimi chorobami sobie poradziłem (zawał, wszczepienie zastawek, udar), więc i z tym czerwonym sobie poradzę. Znalazłem prywatnie Zakład Radioterapii, który zakwalifikował mnie do konsolidującej radioterapii na obszarze klatce piersiowej, sesja 10 naświetleń wykonana, tomografia wykonana i czekam na wynik. Jeśli będzie poprawa (a będzie na pewno dobrze!), w następnym kroku powalczę o konsultacje w Szpitalu Uniwersyteckim w Heidelbergu i na to zbieram środki.

176 zł z 200 000 zł
0%
Joanna Piworowicz, Wisznia Mała

Na leczenie i rehabilitację dla Asi - walka z rakiem

Mam na imię Asia i mam 43 lata. Jestem żoną i mamą dwójki nastolatków. Dwa lata temu mój świat runął - usłyszałam diagnozę: nowotwór złośliwy, rak potrójnie ujemny piersi z przerzutami do węzłów chłonnych. Po chwili zwątpienia, złości i bezradności postanowiłam podjąć walkę i nie dać się RAKOWI. Przeszłam chemię czerwoną, białą (18 wlewów), operację mastektomii piersi prawej z usunięciem węzłów chłonnych i chemię uzupełniającą w tabletkach. Leczenie było bardzo agresywne, ale m.in. dzięki suplementacji, diecie i dobremu nastawieniu przyniosło skutki, byłam w remisji. W międzyczasie okazało się, że jestem nosicielką mutacji genetycznej BRCA2. Poddałam się profilaktycznej operacji usunięcia jajników z jajowodami oraz mastektomii piersi lewej. We wrześniu 2022 roku podczas badań kontrolnych okazało się, że choroba wróciła! Mam przerzut do kości, a konkretnie do kręgosłupa na wysokości Th6. Jest to mała zmiana i są duże szanse, aby chorobę uśpić! Muszę przejść radioterapię, operację kręgosłupa, a następnie chemię. Niestety w Polsce nie ma skutecznych leków refundowanych przez NFZ zatrzymujących chorobę (nawrót choroby). Jedynym ratunkiem dla mnie jest nierefundowane leczenie, które przynosi znakomite efekty w całej Europie, przybliżony koszt w Polsce to 300 tysięcy złotych. Ja i moja rodzina nie jesteśmy w stanie samodzielnie pokryć kosztów mojego leczenia. Wierzę jednak, że znajdą się ludzie z dobrym sercem i pomogą mi zebrać fundusze, aby uśpić chorobę i cieszyć się życiem! Dziękuję za Twoją pomoc.

96 499 zł z 300 000 zł
32%
Alicja Sobańska, Wrocław

Zbiórka na leczenie glejaka

Mam na imię Alicja. Zwracam się z serdeczną prośbą o pomoc w zbiórce środków pieniężnych na innowacyjne leczenie. We wrześniu 2022 roku przeszłam operację nowotworu złośliwego mózgu, następnie terapię chemią i naświetlania. Niestety mój organizm nie toleruje chemii i lekarze odstąpili od podawania leku. Według zaleceń pani doktor prowadzącej powinnam się poddać innej terapii metodą Nanotherm. Nie jest ona refundowana przez NFZ. Chciałabym jeszcze cieszyć się życiem w zdrowiu, stąd moja gorąca prośba o wsparcie. Z góry serdecznie dziękuję. Alicja Sobańska

900 zł z 210 000 zł
0%
Dominik Szafrański, Katowice

Dziękuję za wszystkie wpłaty! Na tę chwilę zawieszam zbiórkę.

Glejak (fachowo Astrocytoma II/III), to coś, z czym zmagam się od 2013 roku... i tak się załamał cały świat, plany, marzenia... Do czasu rozpoznania toczyliśmy wspaniałe życie z moją kochającą towarzyszką Moniką, którą obdarzyłem miłością prawie dziesięć lat temu. To Ona w szóstym miesiącu ciąży udźwignęła tę wiadomość otaczając mnie opieką i ogromnym wsparciem. Szybko od rozpoznania przeszedłem pierwszą operację częściowego usunięcia guza (10%), z której wyszedłem bez większego szwanku. Jednak jego szybki progres zmusił mnie do poddania się drugiej operacji, która była ostateczną i radykalną. Tutaj usunięto 50%, jednak w gratisie otrzymałem całkowity niedowład prawej części ciała, znaczne problemy z mową i tę straszną padaczkę. Nasz synuś Aleksander miał wówczas już 1,5 roku i niestety zerowe zyski z tatusia. To On, jego uśmiech zmotywował mnie do ciężkiej pracy nad swoją fizycznością, pragnąłem nosić go na rękach, chodzić na spacery... Już nie wybiegałem swoją wyobraźnią tak daleko, żeby móc grać z nim w piłkę, czy jeździć na rowerze. Miewam te nieszczęsne ataki padaczki, każdy z nich w obecności mojej żony i malutkiego Olka. Pocieszeniem jest fakt, że wyłączam się całkowicie i nic nie pamiętam, natomiast dołujące jest to, że Monia nie zapomni tego do końca życia. Budzę się w szpitalu i to przytłacza mnie najbardziej, to ataki powodują u mnie problemy wręcz psychiczne, lęki przed najgorszym. Ogromny czas pracy, wysiłek pozwolił mi w części zrealizować swoje nowe marzenia. Aktualnie chodzę, chociaż ciężko mi. Cieszę się, bo mogę przy sobie wykonywać podstawowe czynności, ręka średnio działa, brakuje mi chwytu, nad czym staram się sam pracować... Czuję, że tylko profesjonalna rehabilitacja pomoże mi wygrać z czasem, bo zdaję sobie sprawę z bomby zegarowej jaka w mojej głowie siedzi. Mam 32 lata, z wykształcenia Inżynier, mam kochającą żonę i wspaniałego synka. Może uda mi się wybrać na rodzinną wycieczkę rowerową - kto ma takie marzenia?

68 951 zł z 280 000 zł
24%
Małgorzata Jacaszek-Piekarska, Skierniewice

Pomóżcie mi pokonać raka

Witam Was! Nazywam się Małgorzata Jacaszek-Piekarska. Jestem mamą trójki dzieci, do niedawna działałam też aktywnie zawodowo jako dziennikarka i pilot wycieczek. Jednak w styczniu dowiedziałam się, że mam raka piersi. Wynik histopatologiczny opisany bezdusznie jako najbardziej złośliwy rodzaj raka i HER2 pozytywny. To najbardziej agresywna postać raka piersi, a takie wyniki wskazują, że bez odpowiedniego leczenia w szybkim czasie może dojść do przerzutów. Czeka mnie długa walka. Okazuje się, że najlepszym rozwiązaniem i największą szansą na moje wyzdrowienie jest podanie kilku leków, w tym jeden o nazwie Perjeta. Niestety NFZ nie zrefunduje mi tego leku, który może uratować mi życie. Jedyna droga to opłacenie leku z własnych środków. Jestem obciążona genetycznie, dlatego będę musiała poddać się obustronnej mastektomii, a z rekonstrukcją i rehabilitacją koszt operacji to 150 000 zł. To nie jedyna operacja, która jest konieczna, będę musiała także mieć wycięte jajniki. Od kwietnia przechodzę chemioterapię, podczas której miałam liczne powikłania. Przeszłam groźną dla życia neutropenię, chemia uszkodziła mi także serce i spowodowała liczne problemy z wątrobą. W tej chwili na stałe muszę leczyć się u kardiologa i hepatologa oraz wykonywać co tydzień niezbędne badania. Poza chemioterapią biorę mnóstwo lekarstw i preparatów wspomagających moje leczenie, które jednak są bardzo drogie. Koszty związane z działaniami, które mogą uratować mi życie, są ogromne. Dla mnie dużym obciążeniem finansowym są już same dojazdy do szpitala, zakup lekarstw i innych środków medycznych, wizyty u specjalistów, badania. Jestem wciąż w trakcie chemioterapii. Tak naprawdę to walka każdego dnia. Wizyty u kolejnych specjalistów jak: kardiolog, chirurg, ginekolog, lekarz naczyniowiec, hepatolog i liczne badania diagnostyczne - to stało się codziennością. Potrzebuję również środków na wielokrotne badania PET, a koszt jednego takiego badania to 6 tysięcy złotych. Moje podstawowe leczenie potrwa jeszcze ponad rok. Potem będzie kolejny etap leczenia. Leczenie raka jest bardzo obciążające dla całego organizmu, ale także dla psychiki. Ja staram się trzymać, bo muszę być silna dla moich dzieci, które mają tylko mnie. Walka z rakiem jest bardzo długa i bardzo ciężka. Ale można ją wygrać przy odpowiednim leczeniu i wsparciu. Bardzo dziękuję wszystkim osobom, które piszą mi ciepłe słowa, wszystkim darczyńcom!!! Dzięki Wam wyszłam z "dołka psychicznego", stałam się silniejsza i uwierzyłam, że razem można pokonać wszystko. Jako dziennikarka wiele razy wspierałam akcje charytatywne. Tym razem to ja potrzebuję pomocy. Jest mi ciężko prosić o pomoc, ponieważ nigdy wcześniej tego nie robiłam. W tej chwili przebywam na zwolnieniu lekarskim. Przede mną jeszcze długie leczenie. Dzięki Waszej pomocy mogę wyzdrowieć. Jestem samotną matką. Mam wspaniałe dzieci, dla których chcę żyć. Przed chorobą byłam optymistyczną, ciągle uśmiechniętą osobą. Miałam w sobie mnóstwo energii, którą, jak twierdzą inni, przekazywałam dalej. Zawsze bardzo ważni byli dla mnie ludzie. Wiem, jak ważna jest pomoc innym. Nie spodziewałam się, że to ja będę potrzebować wsparcia. Zawsze byłam samodzielna, wychowywałam sama dzieci, byłam silna i zaradna. Kocham moje dzieci najbardziej na świecie i na nich mi najbardziej zależy. Praktycznie mamy tylko siebie nawzajem. Trzy lata temu moje dzieci straciły babcię, która przegrała walkę z rakiem, a teraz ich dziadek jest nieuleczalnie chory na stwardnienie boczne zanikowe, jego stan jest już krytyczny. Mają tylko mnie, tylko na mnie mogą liczyć. Wiem, jak bardzo się martwią. To dla nich muszę wyzdrowieć!!! Pomóżcie, proszę. Jestem wdzięczna za każdą kwotę. Wierzę, że razem może się wszystko udać. Dzięki Waszej pomocy będę mogła wyzdrowieć! Życzę Wam wszystkim dużo zdrowia, bo to najważniejsze! Przy wpłatach za pomocą przelewów proszę pamiętajcie o wpisaniu mojego nazwiska: Małgorzata Jacaszek-Piekarska oraznr: 111051. Bardzo dziękuję!

72 257 zł z 300 000 zł
24%
Anna Brzezińska, Tarnowskie Góry

Wsparcie w leczeniu

Mam na imię Ania, mam 39 lat. Jestem mamą wspaniałego syna Mateusza i żoną ukochanego męża Marcina. Moja praca jest moją pasją, jestem nauczycielką. W marcu 2023 roku dowiedziałam się, że zachorowałam na złośliwy nowotwór piersi. Leczenie jest długie i wieloetapowe. Przeszłam jednostronną mastektomię, półroczną chemioterapię, kolejnym etapem jest radioterapia. Po radioterapii lekarze zalecają mi przyjmowanie leku, który niestety nie jest refundowany. Lekarstwo to zwiększa szansę, by nie pojawiły się u mnie przerzuty odległe w kościach lub w mózgu. Koszt miesięczny jest bardzo wysoki, bo to 14 tysięcy złotych. Terapia tym lekiem trwa 2 lata. Moja rodzina nie jest w stanie pokryć kosztów tego ważnego i dającego mi nadzieję leczenia. Zwracam się z prośbą do wszystkich, którzy chcieliby wspomóc mnie w tej walce. Naprawdę wierzę, że dobro powraca.

103 146 zł z 336 000 zł
30%