Zbiórki

Ola Daniel-Kalkowscy, Rumia

Potrzebuję leczenia nierefundowanego!

Witam bardzo serdecznie, jestem szczęśliwą mamą, mam dwie wspaniałe córki (16 i 12 lat) i kochającego męża. Do 30 października 2017 r. byłam czynna zawodowo, a praca dawała mi dużo satysfakcji. Niestety na ten moment ze względu na leczenie i silne bóle kręgosłupa przebywam na zwolnieniu lekarskim. Uwielbiam spędzać czas z moją rodzinką, wieczorami lubię poczytać ciekawe książki. Po raz pierwszy zdiagnozowano u mnie nowotwór złośliwy piersi, gdy miałam 33 lata. Przeszłam cały pakiet leczenia, jaki oferuje NFZ i cały czas byłam pod kontrolą onkologa. Gdy dowiedziałam się o mojej chorobie, byłam zdruzgotana, ale starałam się nie załamać - moje córeczki były jeszcze takie malutkie, a ja jeszcze miałam tyle rzeczy do zrobienia... Postanowiłam, że się nie poddam! Po zakończonym leczeniu chciałam całkowicie zapomnieć o tym, co mnie spotkało. O chorobie, niepewności i strachu. Nawet w moim otoczeniu niewiele osób wiedziało, że chorowałam, wiedzieli tylko najbliżsi. Może bałam się odrzucenia, litości - sama nie wiem... Od jakiegoś czasu bardzo bolały mnie plecy w odcinku lędźwiowym i została mi zlecona scyntygrafia kości. Okazało się, że mam przerzuty do kości. Rezonans magnetyczny w listopadzie 2017 r. potwierdził przypuszczenia, że choroba powróciła. Zrobiono jeszcze rezonans głowy i zmiany są także w kości ciemieniowej prawej. Obecnie jestem po radioterapii i czekam na leczenie lekiem na wzmocnienie kości. To na tyle działań ze strony NFZ.Pomimo pomocy i wsparcia, jakie otrzymałam od lekarzy i personelu z Centrum Onkologii, byłam zmuszona wykonać dodatkowe, kosztowne badania w prywatnej klinice. Podjęłam również decyzje o rozpoczęciu leczenia w Klinice w Gdańsku. Moi bliscy są wspaniali i bardzo wspierają mnie w trudnych chwilach, z którymi muszę się borykać w trakcie trwania choroby, ale nie są w stanie unieść wszystkiego. Jednak w mojej walce o zdrowie, o życie, potrzebne mi będzie również Wasze wsparcie, stąd moja prośba. Wiadomo, że poszukiwanie leczenia, badania, dojazdy generują bardzo wysokie koszty, dlatego proszę życzliwych ludzi o wsparcie finansowe. Wszystkim moim darczyńcom bardzo dziękuję i życzę dużo zdrowia.

60 235 zł z 300 000 zł
20%
Mirosława Makowska, Żuków

Pomoc dla Mirki

Rak piersi zdiagnozowany w 2005 roku po mastektomii w 2019 dał przerzuty do kości i wątroby. Obecnie konieczne leczenie lekiem olaparib, na który nie objęła mnie refundacja. Muszę leczyć się za własne pieniądze, jeśli chcę żyć. Miesięcznie koszt leku to 24000 zł. Bardzo proszę o wsparcie.

9 063 zł z 250 000 zł
3%
Juliusz Czupak, Lubin

Juliusz potrzebuje pieniędzy na drogie leczenie glejaka.

W lutym 2017 trafiłem do szpitala z powodu cukrzycy. Wykonano tomograf komputerowy głowy i rozpoznano guza. Pobrany został materiał do badania histopatologicznego. Po trzech tygodniach przyszedł wynik - GLEJAK III stopnia. Był to dla mnie szok. Nie miałem żadnych objawów wskazujących na jakiegoś guza w mojej głowie. Niestety nie jest on operacyjny metodą konwencjonalną, nie kwalifikuję się na nóż gamma, ani na terapię NanoTherm. Jedyne moje szczęście w tym całym nieszczęściu to moja rodzina - moi rodzice i dwie siostry, którzy mnie wspierają i pomagają mi. Jest nam bardzo ciężko, gdyż mój tato także jest chory - jest po udarze. Raz jest lepiej, raz gorzej, ale żyję. Lekarze dawali mi najwyżej trzy miesiące, a ja żyję już tyle lat od diagnozy. Moja nadzieja leży w terapii immunologicznej, którą wykonują w Kolonii w Niemczech i kosztuje około 60 tys. euro. Z całego serca proszę o wsparcie, ponieważ każda złotówka jest ważna. Mam taką cichą nadzieję, że z pomocą Boską wszystko skończy się dobrze. Z góry serdecznie dziękuję.

10 304 zł z 252 000 zł
4%
Kasia Marcinkiewicz, Sulęcin

Kasia zbiera na leczenie trójujemnego złośliwego raka piersi

Mam na imię Kasia, mam 51 lat, 2 wspaniałe córki, Sandrę i Patrycję oraz wspaniałego męża. Mieliśmy marzenia jak każdy... Przez wiele lat nasze życie było trudne, wreszcie wszystko się poukładało, myśleliśmy o emeryturze, może wnuki, może wreszcie jakaś podróż... Niestety rak miał inne plany na moje dalsze życie i życie moich najbliższych. We wrześniu na badaniu usg lekarz powiedział, że prawdopodobnie mam nowotwór złośliwy piersi. Moje życie się zatrzymało. Wyszłam z gabinetu, wsiadłam do auta. Moja pierwsza myśl w tym momencie: "Co z moimi córkami? Co z mężem? Rodziną? Przyjaciółmi? Co mam najpierw zrobić? Od czego zacząć? Do kogo zadzwonić? Jak powiedzieć moim bliskim?". Po wielu diagnostycznych badaniach, stresach, jak wyjdą wyniki, czy będą przerzuty - diagnoza: rak piersi potrójnie ujemny z Ki 90% stopniem dzielenia się komórek rakowych. Długo próbowałam sama coś znaleźć, dodatkowo oprócz chemioterapii i operacji. Czytałam, pisałam do wielu lekarzy, jeździłam na prywatne wizyty min. do prof. Murawy, prof. Byrskiego, dr. Niziołka. Niestety na tym etapie choroby trzeba było wdrożyć leczenie tradycyjne. Jestem w trakcie chemioterapii, przede mną jeszcze 11 chemii, potem operacja, znowu leczenie i być może radioterapia - lekarze jeszcze nie zdecydowali. Jest szansa na wdrożenie po operacji immunoterapii, która nie jest refundowana, a jej koszty są ogromne. Bez Państwa Pomocy nie mam szans na uzbieranie tak ogromnej kwoty. Jest to dla mnie ogromna szansa, przy tak złośliwym raku trójujemnym, który w moim przypadku daje bardzo szybko przerzuty, na odwleczenie ich w czasie. Leczenie jest długie, rak piersi potrójnie ujemny jest bardzo trudny do wyleczenia. Ma go ok. 15% pacjentek z wykrytym rakiem piersi. Daje bardzo duże prawdopodobieństwo nawrotów, dlatego każda Państwa pomoc, każda złotówka, czy to przekazana przez fundację czy też przez 1,5% podatku będzie dla mnie nieocenionym wsparciem w tej nierównej potyczce i pozwoli skupić mi się na walce z tym skorupiakiem. Mam nadzieję, że kiedyś będę miała szansę, aby wypowiedzieć te słowa, również za sprawą takich ludzi o wielkich sercach jak Państwo: WYGRAŁAM I BĘDĘ ŻYŁA. DZIĘKUJĘ!!! Kasia

37 104 zł z 280 000 zł
13%
Leszek Jabłoński, Łódź

Leszek walczy z nowotworem nerki. Jest szansa na powodzenie!

Szanowni Państwo, mam na imię Leszek, mam 79 lat, mieszkam w Łodzi. Jestem emerytowanym inżynierem, wieloletnim urzędnikiem, a przede wszystkim mężem, ojcem i dziadkiem. Niewinny ból barku w styczniu 2018 r. okazał się zburzyć moją, dotychczas spokojną emeryturę. Diagnoza - nowotwór nerki z przerzutami do kości – całkowicie zmieniła codzienność. W lutym przeszedłem operację usunięcia nerki i rozpocząłem intensywne leczenie. Od zeszłego roku jestem pod opieką lekarzy z oddziału Centrum Diagnostyki i Terapii Onkologicznej w Tomaszowie Mazowieckim. Lekarze na wstępie przedstawili mi trzy drogi postępowania. Pierwsza to lek Sutent, który niestety po okresie trzech miesięcy w badaniach nie przyniósł na tyle dobrych rezultatów, aby NFZ wyraziło zgodę na finansowanie leczenia. Moje wyniki przekroczyły normy poprawy stanu zdrowia określone przez NFZ o jedyne 5%. Niestety leczenie przerwano i skierowano mnie na kolejną ścieżkę. Drugą ścieżką był lek Nivolumab, który podobnie jak w ścieżce pierwszej po około trzech miesiącach również nie przyniósł wyników zgodnych z normami NFZ. Leczenie przerwano i skierowano mnie na ścieżkę trzecią. Trzecia ścieżka to połączenie codziennego stosowania leku Sutent oraz wlewów z leku Nivolumab dokonywanych raz na dwa tygodnie w Centrum Diagnostyki i Terapii Onkologicznej w Tomaszowie Mazowieckim. Trzecia ścieżka okazała się w moim przypadku idealna, bo pozwoliła mi wrócić do sprawności i funkcjonować całkowicie normalnie. Wchłonął się bolesny guz na barku, poprawiają się wyniki. Terapia dała też nadzieję na przyszłość. Niestety jest to ścieżka nierefundowana. Leczenie musi trwać minimum 18 miesięcy. Miesięczny koszt leczenia to 19.031,86 zł. Bardzo trudno jest mi prosić o pomoc. Zwykle bywałem w odwrotnej sytuacji. Ale rzeczywistość zmienia się nie tylko dla mnie, ale i dla moich bliskich. Kwota 342.573,48 zł, którą przy obecnych cenach muszę zapłacić za minimalny okres terapii, za same leki, jest dla mnie niewyobrażalna i abstrakcyjna. Dlatego proszę o pomoc i dziękuję za każdą złotówkę, Leszek z rodziną

95 285 zł z 342 573 zł
27%
Agnieszka Wdowik, Ostrowiec Świętokrzyski

Pokonać chorobę raz na zawsze. Nierefundowane leczenie glejaka.

Mam na imię Agnieszka. Pochodzę z Ostrowca Św., gdzie się urodziłam. Kocham poznawać ludzi, czytać książki, zdobywać góry (te mniejsze) oraz odbywać podróże (te bliższe i te ciut dalsze - tak zawędrowałam do Gdyni, którą pokochałam, mam nadzieję ze wzajemnością). Jestem uśmiechniętą, pełną optymizmu osobą z ogromnym apetytem na życie. Niestety rzeczywistość zweryfikowała moje plany. We wrześniu 2017 roku podczas wykonywania badania rezonansu magnetycznego wykryto u mnie guz mózgu. Potrzebna była pilna operacja, która odbyła się w grudniu. Jak się okazało, był to dopiero początek mojej walki z chorobą. Badanie histopatologiczne nic nie wykazało. Od lekarza usłyszałam, że na razie mam się cieszyć. Radość jednak nie trwała zbyt długo. W kwietniu 2018 roku w trakcie badania kontrolnego MRI okazało się, że guz odrósł i trzeba ponownie operować. Druga operacja miała miejsce w czerwcu. W lipcu (po dość długim oczekiwaniu) otrzymałam wynik badania histopatologicznego - guz złośliwy mózgu, glejak. Przeszłam kilkutygodniową radioterapię, następnie kilkumiesięczną chemioterapię. Ale to jeszcze nadal nie był koniec. Minęło 12 miesięcy mojej walki z nieproszonym lokatorem. W lipcu 2019 roku wykonałam kolejne badanie kontrolne MRI, w którym stwierdzono progresję zmian, pojawiły się nowe ogniska. W czasie konsultacji usłyszałam od lekarza, że kolejna operacja może przynieść tylko więcej szkód. Ciągle zmagam się ze skutkami ubocznymi operacji i przebytych terapii. Wciąż utrzymuje się lewostronny niedowład kończyny dolnej, zaburzenia równowagi oraz bardzo mocne jednostronne ograniczenie pola widzenia, co skutkuje wpadaniem na ludzi, przeszkody, czasami przewracaniem się. Jak widać standardowe terapie nie dają dużych efektów – ciągle nie mogę pozbyć się niechcianego lokatora. Mimo wszystko mocno wierzę, że wrócę do zdrowia i dawnego życia. Przeszłam wszystko, co polska medycyna ma do zaoferowania. Guz nadal jest, w każdej chwili może ponownie zaatakować. Nie chcę bezczynnie czekać, aż to się stanie. Szansą na odzyskanie mojego zdrowia jest kosztowna konsultacja oraz leczenie poza granicami kraju. Koszt terapii wynosi ok. 70 000 euro (mam na myśli protonoterapię, immunoterapię bądź terapię Nanotherm). I tak pojawia się nowy problem: pieniądze. To, co w chorobie jest dla mnie najtrudniejsze to proszenie o pomoc, o wsparcie finansowe, bo tym razem sama nie dam sobie rady (do tej pory wydatki na leczenie pokrywałam z oszczędności, ale zgromadzone środki tak szybko maleją). Dlatego teraz potrzebuję Waszej pomocy i gorąco o nią proszę. Proszę Was o wpłaty na moją zbiórkę oraz proszę także o udostępnianie mojej prośby, aby mogła dotrzeć do jak najliczniejszej grupy. Będę wdzięczna za każdą wpłaconą złotówkę oraz za każde udostępnienie. Z góry dziękuję za okazane serce. Wierzę, że dobro powraca! DO ZOBACZENIA :)

38 660 zł z 290 000 zł
13%
Artur Dąbrowski, Nowy Dwór Mazowiecki

Zbieram na leczenie chłoniaka

Witam, mam na imię Artur, mam 53 lata. Jestem ojcem dwóch córek (15 i 23 lata). Zachorowałem w listopadzie 2020 roku. Byłem w pełni zdrowy i silny, pełen życia. Po profilaktycznych badaniach zleconych przez lekarza rodzinnego dostałem szokujący telefon z informacją, że muszę natychmiast jechać do szpitala i że przy moich wynikach mogę w każdej chwili umrzeć. Spędziłem kilka tygodni w szpitalach na diagnostyce i ostatecznie zdiagnozowano u mnie przewlekłą niewydolność szpiku kostnego (bardzo rzadką odmianę nieuleczalnego chłoniaka – Makroglobulinemię Waldenströma), która wywołała schyłkową niewydolność nerek wymagającą dializoterapii bądź przeszczepu nerki. Pierwszy kurs chemioterapii nie zadziałał, zmieniono leczenie. Po kolejnej silnej chemioterapii wystąpiła tzw. bardzo dobra częściowa odpowiedź (ponad 95% remisji). Makroglobulinemia Waldenströma jest jednak chorobą nieuleczalną, nawroty są tylko kwestią czasu, a chemioterapia którą powinienem przyjąć w kolejnym rzucie choroby (lek o nazwie Ibrutinib), nie jest w Polsce refundowana. Jej roczny koszt to ok. 300 tys. . Doświadczenia w leczeniu Macroglobulinemii Ibrutinibem na świecie wskazują na wysoką skuteczność tego leku, co jest źródłem ogromnej nadziei dla mnie i mojej rodziny. Jednak koszt jego finansowania zdecydowanie przekracza nasze możliwości, zwłaszcza że jest to tylko jeden z wielu wydatków, które ponosimy w związku z chorobą (konsultacje w Polsce i za granicą, leki, dojazdy na dializy). W szpitalu przy ul. Banacha w Warszawie (jednym z dwóch tylko ośrodków w Polsce, które są w stanie leczyć moją przypadłość) jestem pod opieką doskonałych lekarzy, którzy z ogromnym zaangażowaniem starają się pomóc mi w tej trudnej sytuacji, jednak pewnych barier systemowych nie przekroczą.. Chciałbym móc jak najdłużej cieszyć się życiem, pracować, uczestniczyć w dorastaniu moich córek, może i wnuków... W związku z tym zwracam się z prośbą do wszystkich ludzi dobrej woli o pomoc. Z góry dziękuję!

32 963 zł z 300 000 zł
10%
Anna Szuszczewicz, Pruszcz Gdański

Walczę z czasem. Potrzebuję nierefundowanego leku.

Mam na imię Ania. Walczę z rakiem piersi z przerzutami do płuc. Potrzebuję leku, którego NFZ nie refunduje. Na początku 2012 r. zrobiłam kontrolną mammografię. W opisie wyniku otrzymałam zalecenie wykonania biopsji w celu wyjaśnienia widocznej zmiany. I nagle wielki strach i lęk, nie tylko o siebie, ale także o najbliższych. Wynik biopsji i wyrok: rak piersi. W ciągu kilkunastu dni przeszłam operację, następnie półroczną chemię i roczne leczenie przeciwciałem monoklonalnym IgG1. Leczenie okazało się na tyle skuteczne, że zahamowało chorobę na blisko 3 lata. Wróciła nadzieja, radość z życia i w końcu mogliśmy trochę odetchnąć. Wróciłam do pracy. Starałam się żyć normalnie, może tylko bardziej doceniałam każdy kolejny dzień, bo wiedziałam, że świat może zawalić się w jednej chwili. Cały czas towarzyszyła mi jednak obawa, że nowotwór może wrócić. Każde badanie kontrolne to nieodłączny strach. W kwietniu 2016 r. to, czego tak bardzo się obawiałam, stało się faktem. Kontrolne badanie i wynik: przerzuty do obu płuc. Znowu tradycyjna półroczna chemia i dwa inne leki. Znowu bardzo źle się czułam, brakowało mi sił, miałam chwile zwątpienia. Jednak prawie wszystko można znieść widząc efekty i mając nadzieję. Niestety w styczniu 2017 r. leki przestały działać i guz zaczął rosnąć. Zaprzestano więc dalszego ich podawania. Obecnie nie mam dostępu do leku, którym powinnam być leczona. Na świecie lek ten stosowany jest w leczeniu standardowym, w naszym kraju obowiązują procedury, które uniemożliwiają bezpłatne leczenie nim. W 2012 r. udało się zapanować nad chorobą. Teraz mam przerzuty wymagające zintensyfikowania leczenia. Czas jest w tej sytuacji najważniejszy. Nie mogę sobie pozwolić na niepodjęcie leczenia. Dlatego zdecydowałam się prosić Was o pomoc. Nie mam wyboru. To walka o moje życie. Do tej pory dawaliśmy sobie radę sami. Niestety teraz nie jesteśmy w stanie poradzić sobie bez Waszej pomocy! Terapia trwająca średnio 9,5 miesiąca. jest bardzo kosztowna. Lek musi być podawany regularnie co 3 tygodnie. Koszt jednego podania to ok. 20.000 zł. Cała terapia kosztuje ok. 300.000 zł. Kwota ta całkowicie przekracza możliwości naszej rodziny i najbliższych. Dlatego zwracam się do Was z prośbą o pomoc! Każda złotówka jest niezwykle cenna, dlatego bardzo o nią proszę! Dzięki Waszej hojności będę miała szansę sfinansować leczenie i dzięki temu odejdzie mi chociaż jedno zmartwienie. Decyzję o rozpoczęciu terapii muszę podjąć jak najszybciej. Opóźnienie leczenia naraża mnie na szybki postęp choroby i zmniejsza szansę na życie. Stąd moja ogromna prośba o pomoc finansową i pomoc w rozpowszechnianiu informacji o zbiórce. Poprzednie dwa cykle chemii nie powstrzymały rozwoju choroby. Spowodowały za to szereg skutków ubocznych i wiele dolegliwości. Nowy lek daje mi szansę na powstrzymanie i stabilizację choroby. Wykazuje wysoką skuteczność wobec mojego typu raka (HER2 dodatni, jest to rak inwazyjny, szybko dający przerzuty), a dodatkowo znacznie minimalizuje skutki uboczne terapii. Chociaż jest mi trudno, znoszę wszystko, bo bardzo chcę wyzdrowieć. Najgorsza teraz jednak jest bezsilność i niepewność, czy uda mi się rozpocząć i kontynuować leczenie. W przyszłym roku moja córka wychodzi za mąż. Moim największym pragnieniem jest być z Nią w tym tak ważnym dla Niej i dla mnie dniu. Nie wyobrażam sobie, że mogłoby mnie z Nią nie być! Bardzo proszę, pomóżcie mi! Podobno dobro powraca! Za każdą najmniejszą wpłatę z serca dziękuję!

28 550 zł z 300 000 zł
9%
Małgorzata Lemanowicz, Słupsk

Gosia potrzebuje drogiego leku, by wygrać walkę z białaczką

Mam 54 lata. Jestem szczęśliwą matką dwóch dorosłych córek oraz żoną opiekuńczego męża. W 2009 roku zdiagnozowano u mnie przewlekłą białaczkę limfocytową. Potocznie nazywa się ją białaczką ludzi starszych, ponieważ najczęściej diagnozuje się ją w 60 - 70 roku życia. Niestety, jestem przypadkiem nietypowym i choruję na ten rodzaj nowotworu złośliwego od 41 roku życia. Mój organizm jest bardzo oporny na leczenie i zazwyczaj reaguje zupełnie inaczej niż lekarze, by tego chcieli. W pierwszych 4 latach nie było wskazań do rozpoczęcia leczenia, jednakże 9 maja 2013 roku mój stan znacznie się pogorszył. Wyniki morfologii wykazały bardzo wysoki poziom leukocytów, a węzły chłonne mocno się powiększyły. Właśnie wtedy lekarze postanowili rozpocząć leczenie chemioterapią. Po każdej dawce leku czułam się coraz lepiej, znowu mogłam wrócić do pracy, którą uwielbiam. Można powiedzieć, że nią żyję! W międzyczasie musiałam pojawiać się w szpitalu na transfuzjach krwi z powodu spadku hemoglobiny. Jednak rok temu wszystko się zmieniło. W wakacje trafiłam do szpitala w stanie bardzo ciężkim... Lekarze nie wiedzieli, czy mnie uratują. Nie byłam w stanie podnieść się z łóżka, codzienne silne bóle i wysokie temperatury nie pozwalały mi normalnie funkcjonować, byłam bliska śmierci i straciłam wszelką nadzieję. Na szczęście - jak widać - lekarzom przy wsparciu pielęgniarek i psychologa udało się mnie uratować, za co bardzo im dziękuję!!! Straciłam włosy, co jest bardzo ciężkim przeżyciem dla kobiety. Nie mogłam przekonać się do noszenia peruki. Wydawało mi się, że wszyscy na mnie dziwnie patrzą, mimo że dzieci uważały, że bardzo ładnie w niej wyglądam. Udało mi się to przetrwać. Aż w październiku 2016 roku wszystko wróciło: wzrost limfocytozy, ograniczenie aktywności fizycznej, gorączki, potliwości, spadek masy ciała, organy wewnętrzne i węzły chłonne bardzo mocno się powiększyły. Gdy córka przyjechała mnie odwiedzić z drugiego końca Polski, nie byłam w stanie się z nią przywitać. Kolejny raz spędziłam na izolatce w szpitalu dwa miesiące. Lekarze zastosowali kolejne leczenie. Gdy wszystko szło w dobrą stronę i miałam nadzieję, że wyjdę już ze szpitala do domu, zaczęły się problemy... Niewiele nawet pamiętam... Wdała się infekcja bakterią E.coli i poważne powikłanie zakrzepowo-zatorowe żyły szyjnej. Byłam w stanie bardzo ciężkim. Lekarze poinformowali mnie, że nie mogą już mnie leczyć chemioterapią i wyczerpano możliwości terapii dostępne w Polsce. Abym mogła żyć, muszę codziennie zażywać nowoczesny lek. To przełomowy lek w medycynie - ibrutinib. Nazywa się go również ZŁOTĄ TABLETKĄ, ponieważ pozwala ciężko chorym ludziom na białaczkę normalnie funkcjonować. Po odstawieniu tego leku następuje gwałtowny nawrót choroby i brak szans na życie. Dzięki pomocy lekarzy otrzymałam lek na 3 miesiące, ale terapię trzeba kontynuować. Miesięczny koszt leczenia tabletkami w Polsce wynosi 35 000 zł. Mimo że w maju 2018 r. lek wszedł na listę refundacyjną, ja nie kwalifikuję się do programu lekowego. Teraz czuję się lepiej! W końcu jestem w moim rodzinnym domu, mogę chodzić na spacery, spotykać się ze znajomymi i choć na chwilę zapomnieć o tym, że jestem ciężko chora. A co, gdy skończę terapię tym lekiem? Wtedy moje życie również się skończy... Nie pozwólcie odliczać mnie i mojej rodzinie dni do końca życia. Pozwólcie mi nie martwić się o przyszłość!

148 182 zł z 420 000 zł
35%
Sławomira Pertkiewicz, Sieradz

Sławka potrzebuje pieniędzy na lek, który może uratować jej życie

Cześć, mam na imię Sławka. Moja choroba zaczęła się w 2010 r. Początkowo zdiagnozowano u mnie torbiel lewej nerki. W 2014 r. okazało się, że wymagam natychmiastowej operacji, gdyż owa torbiel okazała się być guzem. Był to nowotwór złośliwy BRODAWCZAK. Po operacji lekarz prowadzący zapewniał mnie, że wszystko poszło zgodnie z planem, bez żadnych komplikacji. Jednak nie było tak pięknie jak mi mówiono. Ból, który odczuwałam, nie ustępował, nie malał, wręcz przeciwnie. Co gorsza, jedyne co słabło to działanie leków przeciwbólowych. Na wizytach kontrolnych lekarz twierdził, iż ból po tak poważnej operacji jest objawem jak najbardziej normalnym. Boleści niszczyły moje życie, odcinały mnie od normalnego codziennego życia, od moich bliskich. Lecz dzięki nim oraz przyjaciołom zaczęłam odzyskiwać nadzieję na powrót do zdrowia. Dają mi siłę do działania. Szukali i jeździli ze mną od lekarza do lekarza, od szpitala do szpitala. I tak trafiłam do Wojskowego Instytutu w Warszawie MON, gdzie zespół lekarzy zdiagnozował nawrót choroby. Guza zlokalizowano w bliźnie po wycięciu nerki. Po raz drugi przeszłam operację w 2016 r. Niestety nie udało się usunąć wszystkich zmian, przerzut był zbyt rozległy. Dalsze leczenie jest koniecznością, a czas gra na moją niekorzyść. Moje skomplikowane leczenie prowadzi profesor Cezary Szczylik, jest to niesamowity człowiek (niech Bóg ma go w swojej opiece). W czerwcu 2017 r. po szczegółowym przeanalizowaniu wszystkich wyników profesor ze względu na dużą regresję nowotworu wdrożył u mnie leczenie kliniczne. Aktualnie jestem po pierwszej dawce leku - chemii... a co będzie... co wyniknie dalej? Zobaczymy. Wiem, że leczenie nie gwarantuje wyleczenia, ale nie ma tej bezradności i czekania z założonymi rękoma na koniec. Mimo wszelkich trudności nie tracę nadziei, bo to ona jest źródłem mojej siły. Leczę się również w Poradni Paliatywnej, która pomaga mi opanować ból, by żyć w miarę moich możliwości normalnie. Proszę Was o każdą pomoc finansową, by ułatwić mi tę ciężką walkę. Z całego serca bardzo serdecznie dziękuję!!!

3 661 zł z 276 000 zł
1%
Anna Szwaj, Warszawa

Nie poddaję się!

Trudno mi było otworzyć tę zbiórkę, jako że wydawało mi się zawsze, że jestem samowystarczalna i niezależna. Żyłam szybko, ale zawsze myśląc o innych... Człowiek, zarówno w pracy jak i w życiu, był i jest dla mnie wartością nadrzędną. Nie jestem konformistką. Wierzę w swoje ideały i przestrzegam wartości, dlatego też nie raz dostałam po głowie, czasami nawet padałam, ale zawsze podnosiłam się i szłam dalej, silniejsza. Od kiedy w moim życiu pojawiła się moja wnuczka, Pola, zaczęłam patrzeć na życie inaczej, doceniając każdą chwilę spędzoną z nią i moją rodziną. Mam z nią zbudowane mega silne relacje i chciałabym jej towarzyszyć w życiu, wspierając ją. Obiecałam jej, że zawsze będę przy niej, gdy tylko będzie mnie potrzebowała, bo łączy nas obietnica - FRIENDS FOREVER. Nigdy jej nie zawiodłam i zrobię wszystko, aby i tym razem dotrzymać słowa. Dziękuję wszystkim, którzy chcecie mi w tym pomóc. Chciałabym też zacieśnić rodzinne relacje z moimi dziećmi i mężem, gdyż w takiej sytuacji, w jakiej jestem, kiedy człowiek ma różne refleksje i analizuje swoje życie, uwierzcie mi, że tylko to jest najważniejsze! Wiem, że choroba, która ujawniła się nagle i niespodziewanie, jeszcze bardziej umocniła mnie w obranym kierunku i wiem, że moje życie ma sens i wiele wyzwań jest nadal przede mną, ale najpierw muszę wygrać moją walkę z nowotworem! Podstawowa forma terapii to chemioterapia, z której korzystam. Nie ma możliwości operacji. Rokowania na dłuższe przeżycie daje mi immunoterapia, która w tym schemacie leczenia nie jest w Polsce refundowana. Moje własne środki nie wystarczą i nie dam rady sama jej opłacić... Dlatego potrzebuję wsparcia!Jeżeli możecie mi pomóc w mojej determinacji i walce, to bardzo Was proszę o wsparcie. Krótka historia mojej choroby: O chorobie dowiedziałam przypadkowo, kiedy spuchła mi noga i w trybie pilnym musiałam się zgłosić do szpitala. Okazało się, że to zakrzepica i zatorowość płucna. Dzięki lekarzom ze szpitala na Banacha w Warszawie dostałam odpowiednią pomoc i chorobę ustabilizowano, jednakże w trakcie diagnostyki okazało się, że mam guzki na płucach (zupełnie niewidoczne na rentgenie) oraz jest widoczny guz wątroby.No i tu zaczęła się 4-miesięczna historia poszukiwania ogniska choroby. Przeszłam różnego rodzaju badania - rentgeny, tomografie komputerowe, rezonans, PET i naprawdę wiele innych, łącznie z inwazyjną biopsją, w czasie której usunięto mi część płuca objętego przerzutami. Niestety żadne z nich nie mogły jednoznacznie wskazać ogniska, oznaczenia markerów nowotworowych też wprowadzały w błąd, wskazując na inne, zdrowe miejsca. Wszystko to powodowało, że nie mogłam rozpocząć żadnej terapii. Po 4 miesiącach lekarze w końcu postawili diagnozę ze wskazaniem na wątrobę i zaplanowali chemioterapię. Całym celem leczenia jest doprowadzenie do zmniejszenia się guza, aby dać szansę na wykonanie operacji i o to teraz walczę.Lekarze zgodnie potwierdzili, że skutecznym i w sumie jedynym wsparciem chemioterapii w takim przypadku jest immunoterapia, jednak nie jest ona finansowana z NFZ (pomimo że lek został dokładnie przebadany i dopuszczony do obrotu w Polsce), pewnie przez zbyt wysoką cenę, która i mnie zmusiła do założenia tej zbiórki.Będę informowała o postępach leczenia i dalszych wynikach na mojej zbiórce, a Wam wszystkim, którzy poświeciliście czas na przeczytanie mojej historii i jesteście mi życzliwi - serdecznie dziękuję.

82 268 zł z 360 000 zł
22%
Arkadiusz Suska, Staszów

Pomóż mi sfinansować leki i przeszczep szpiku kostnego!

Mam na imię Arkadiusz. Mam wspaniałą rodzinę, jestem ojcem dwóch cudownych córek w wieku szkolnym, które wciąż mnie potrzebują! W kwietniu 2017 r. po badaniu szpiku kostnego okazało się, że jestem chory na ostrą białaczkę szpikową typu pośredniego. Po pierwszej chemioterapii nastąpiła poprawa. Obecnie mam pogorszenie wyników krwi. Muszę podjąć dalsze leczenie - włącznie z przeszczepem szpiku. Mieszkam w USA i moje ubezpieczenie nie pokryje w całości tego bardzo drogiego leczenia. Bardzo proszę o wsparcie finansowe. Z góry dziękuję za pomoc.

121 520 zł z 400 000 zł
30%