Zbiórki

Katarzyna Dykty, Wronka

Zbiórka na leczenie raka piersi

Cześć, nazywam się Kasia i mam 48 lat. Jestem żoną i mamą trójki dzieci. Najmłodszy syn Kamil ma 14 lat. To właśnie moi najbliżsi dają mi największą motywację i siłę do walki z chorobą.W listopadzie 2023 roku usłyszałam diagnozę: rak piersi. Cały świat nagle się zawalił, a życie wywróciło o 180 stopni… Od tamtej pory każdego dnia walczę o powrót do zdrowia. Przeszłam dwie operacje wycięcia guza i węzłów chłonnych, następnie cykle chemioterapii. Później była radioterapia. Obecnie przyjmuję leki hormonalne, które niestety dają różne skutki uboczne i utrudniają codzienne funkcjonowanie. Ale nie poddaję się i walczę dalej.Zaproponowano mi leczenie nierefundowanym lekiem abemacyklib, które trwa dwa lata. Niestety koszt miesięcznego leczenia to ponad 12 000 złotych, a cała terapia wyniesie ponad 250 000 tysięcy złotych.Mimo wsparcia najbliższej rodziny nie jestem w stanie sfinansować sobie tak drogiego leczenia na własną rękę.Dlatego bardzo proszę o pomoc i wsparcie w zbiórce pieniędzy na dalsze leczenie. Każdemu z góry bardzo dziękuję za pomoc.

29 199 zł z 250 000 zł
11%
Aleksandra Błasiak, Łazy

Ratowanie życia - nierefundowana immunoterapia

Na pewno znacie wiele takich historii: młoda kobieta, małe dziecko, codzienne sprawy i nagła diagnoza, która zmienia wszystko... To historie przepełnione bólem i cierpieniem, ale także nadzieją. Chcę Wam opowiedzieć taką właśnie historię o sobie. Mam na imię Olka, mam 40 lat, dwójkę dzieci: 6 letnią córeczkę Kaję i 22letniego syna Mateusza, świetnego partnera oraz mój zwierzyniec: 2 owce kamerunskie wykupione z mięsnej hodowli, kozę Piankę i 2 psy Milę i Krakersa. Kocham życie nad życie. Od 2 lat choruję na raka szyjki macicy w 4 stadium, pomimo regularnych kontroli i cytologii. Operacja (radykalna histerektomia), następnie badania (tomografia komputerowa) dawały nadzieję, że nowotwór nie zdążył się rozprzestrzenić i jest szansa na wyleczenie. Niestety, wyniki badań PET nie pozostawiły złudzeń. Nowotwór w 4 stadium zaawansowania, liczne przerzuty, łącznie około 11 guzów. Niedowierzanie, zwątpienie, złość, żal, wściekłość, rozpacz.... bo tak zaawansowany nowotwór często uznaje się za nieuleczalny. Decyzją konsylium zostałam zakwalifikowana do chemioterapii paliatywnej, która choć była bardzo obciążająca, niestety nie dała spektakularnych efektów. Po zastosowaniu intensywnej radioterapii nastąpiła kolejna progresja choroby, która rozprzestrzeniła się w całym organizmie. Dalsza chemioterapia nie przyniosła żadnych efektów, a jedynie błyskawiczną progresję choroby i pogorszenie stanu zdrowia, kilkadziesiąt guzów od szyi aż po pachwiny, przerzuty do kości. Duże korzyści przyniosło leczenie nierefundowaną immunoterapią - lekiem cemiplimab, w ramach ratunkowego dostępu do technologii lekowych. Kilkadziesiąt zmian uległo regresji, niestety te największe w obrębie miednicy uległy progresji. Z nimi immunoterapia sobie nie poradziła. Największy guz przy 4. segmencie wątroby ma 8 cm w osi krótkiej. Szukam możliwości operacyjnego usunięcia zmian i chcę kontynuować immunoterapię, bo jest to jedyne dotąd leczenie, które zadziałało w bardzo dużej mierze. Niestety jest to leczenie nierefundowane, a koszty wlewów są ogromne i przekraczają możliwości finansowe moje i moich bliskich. Koszty dodatkowych konsultacji, badań i dojazdów skutecznie wyczerpują nasze rezerwy finansowe. Nigdy nie musiałam o nic nikogo prosić, całe życie ciężko pracowałam, byłam niezależna. A teraz bez Waszej pomocy niestety nie dam rady... Nie boję się cierpienia, bólu, najbardziej boję się, że zostawię po sobie pustkę nie do wypełnienia w życiu moich dzieci, w życiu mojej malutkiej córeczki. Boję się, że kiedy mnie zabraknie, pęknie jej serduszko. Niestraszne mi długie dystanse. Nowotwór jest bardzo złośliwy - usłyszałam od lekarza. Spoko, ja też potrafię. Bo nieważne, jakiego człowiek ma raka, ważne, jakiego rak ma człowieka. A ja jestem silna jak słoń, waleczna jak lew i uparta jak osioł i nie zamierzam się poddać! Ale potrzebuje Waszej pomocy!!! Z całego serca proszę o pomoc i dziękuję za każde dobre słowo, za każdą wpłaconą złotówkę. Głęboko wierze w to, że dobro powraca i życzę Wam samego dobra. Tylko dzięki Wam jestem w stanie wygrać tę bitwę, a kto wie, może i wojnę :) Olka

7 668 zł z 180 000 zł
4%
Agnieszka Siarkiewicz, Łódź

Operacja ratującą życie

Witam serdecznie, Agnieszka od 2021 roku zmaga się z bardzo rzadkim i agresywnym rakiem pochwy płaskonabłonkowym, jest jedną z trzech Polek, które toczą tak nierówną walkę z tym ciężkim przeciwnikiem. Przeszła dwa poważne zabiegi operacyjne, chemioterapię i radioterapię. Choroba nie odpuszcza i postępuje w zastraszającym tempie. Agnieszka jest po wielu konsultacjach lekarskich, z których nic nie wynika i brakuje propozycji dalszego leczenia. Udało nam się skonsultować sytuację Agnieszki z profesorem Adamem Maciejewskim, który jako jedyny dał wielką nadzieję kobiecie i podejmie się bardzo ryzykownej operacji. Niestety zabieg nie może być refundowany i wyceniono go na 75 tysięcy złotych. Agnieszka jest w bardzo trudnej sytuacji materialnej i nie jest w stanie sama sfinalizować swojego leczenia, dlatego zwracamy się do dobrych serduszek o pomoc i wsparcie. Pomóżmy Agnieszce cieszyć się życiem, cieszyć się rodziną, a jednocześnie pozbyć się lęku i ogromnego bólu, którego doświadcza w związku z postępującą chorobą. Agnieszka kocha życie i zawsze służy pomocą i wsparciem innym potrzebującym. Pomóżmy i my! Z poważaniem, Julita Smaglińska

238 zł z 75 000 zł
0%
Magdalena Sędkiewicz, Warszawa

Chcę znowu móc marzyć. Pomożesz?

Znacie mnie z konferencji, z meetupów, z social mediów... Tak, jestem aktywna mimo choroby, która zniszczyła moje życie i moje marzenia. Daję siebie innym, choć sama nie wiem, co dać sobie po onkologicznych przejściach. Mam na imię Magdalena, mam 34 lata. Z wykształcenia jestem psychologiem, ale ze względu na mój stan psychiczny (który z powodów etycznych nie pozwalał mi dalej pracować jako terapeuta) i fizyczny w 2021 roku zaczęłam pracować w IT. Czemu? W 2021 nastąpiła wznowa nowotworu, który pokonałam dekadę temu. Tym razem nie obyło się bez operacji - usunięto mi macicę i jajniki. I to niedługo po tym, jak poznałam kogoś, z kim chcę spędzić resztę życia i z kim chciałam mieć dzieci... A tu pyk, menopauza i problemy z pęcherzem. A i tak to były najmniejsze z problemów. Leczenie onkologiczne skończyłam, ale zasiało ono sporo spustoszenia w moim organizmie. Zarówno dekadę temu jak i teraz ciężar wydatków związanych z leczeniem próbowaliśmy pokryć rodzinnie. Jeszcze wtedy jakoś dawaliśmy radę. Teraz już przestajemy. Niepewność czy będę miała środki na dalsze leczenie, jest niszcząca, a jeśli mam z tego stanu wyjść bez większych szkód to bycie w legendarnych kolejkach po świadczenia na NFZ to ostatnia rzecz, jaka wchodzi w grę. No bo kto na cito wyda skierowanie tak, by państwo sfinansowało fizjoterapię, dietę, pomoc psychologiczną, dało szybki dostęp do psychiatry i jeszcze pozwoliło sięgnąć po wsparcie dietetyka, endokrynologa, okulisty? A może jeszcze kogoś innego... Poza tym, kto leczył się na NFZ, ten wie, jak często wygląda "na cito" - gdy musiałam zrobić rezonans na cito (bo w USG wyszło, że mam sporego guza), to polecone placówki oferowały usługę za pół roku... By nie zaciągać coraz bardziej zdrowotnego długu u siebie samej, zbieram na fizjoterapię (by zmniejszyć skutki operacji i bym mogła poruszać się na co dzień bez bólu), psychoterapię (by ogarnąć PTSD, jeśli się da bez leków, choć bywa ciężko), na psychiatrę (gdyby trzeba było wejść na cito z leczeniem), a poza tym na dodatkowe rzeczy, które przyda się zaopiekować: dietę (probiotykoterapia niestety też kosztuje sporo, a dodatkowo mam podejrzenie insulinooporności), zaległe wizyty u lekarzy (okulista, dermatolog) i na sam koniec endokrynolog (podejrzenie Hashimoto). Może bym i dała radę sama, w końcu pracuję, na ile mogę, ale... Nieco ponad rok temu, jeszcze w trakcie leczenia onkologicznego, firma w której pracowałam, zwolniła w związku z kryzysem na rynkach cały mój dział. Włącznie ze mną.... Nie, nie byłam na L4. Wszystko było zgodnie z literą prawa. Co nie zmienia faktu, że poczułam jak moja wola walki zaczyna słabnąć. Przepłakałam niejedną noc i wciąż mnie to boli, ale nie poddałam się. Zaczęłam pracować jako freelancer, ale to za mało, by udźwignąć ciężar 2-3 tysięcy złotych leczenia miesięcznie, a tyle na ten moment muszę wygrzebać ze skarpety, by zdrowieć. A skarpeta nie jest magiczna i ma swoje dno. Bez wsparcia rodziny nie dałabym rady. Jednak teraz i oni odczuwają skutki zarówno kryzysu na rynkach, jak i długotrwałego finansowego wspierania mnie. Jestem wojowniczką i walczę dalej, staram się znaleźć pracę, która mnie nie zniszczy i da mi niezwykle potrzebny spokój, ale ciężko jest znaleźć pracę zdalną i z elastycznymi godzinami pracy, by dalej ogarniać zdrowie, kiedy ma się na głowie koordynację własnego leczenia... I kiedy jeszcze nie doszło się do pełni sił po wyczerpującej walce. I kiedy na rekrutacjach dostaje się ataku paniki. A ja chcę żyć. Chcę wyzdrowieć. Chcę wrócić do względnej normalności. Na ten moment zaś chcę zminimalizować skutki niekompetencji ludzi, którzy widzieli we mnie numer karty do wypełnienia, a nie człowieka, który ma emocje, jest w kryzysie, ma choroby współistniejące i potrzebuje kompleksowego leczenia. Poznałam, mimo wszystko, w tym bezdusznym systemie dwójkę wspaniałych lekarzy, ale i oni nie przebiją się przez mur biurokracji... Chcę wrócić, na ile się da, do lepszej formy, by dalej dzielić się wiedzą, wspierać ludzi, prowadzić bloga, pojechać Płotką na kolejną konferencję z moją lodówką, w której wożę żarcie bez glutenu i laktozy... Chcę wychodzić do świata, mówić głośno o swojej historii, krzyczeć w imieniu tych, którzy nie mają siły krzyczeć! Bo nas, onkopacjentów, jest więcej. Nasze światy walą się codziennie, a często w walce zostajemy osamotnieni. Bez Waszej pomocy będzie o wiele trudniej i bardziej boleśnie. Jeśli teraz zadziałam, mogę odwrócić sporo negatywnych skutków leczenia. Ale do tego potrzeba pieniędzy... Dzięki Waszemu wsparciu moja głowa odetchnie, a ja będę robić, co mogę, by być w lepszej formie. A to sprawi, że łatwiej mi będzie marzyć i zmagać się z innymi sprawami życia codziennego, np. dalszym szukaniem pracy. PS: Jeśli chcecie poznać moją historię, zapraszam na mojego bloga: https://www.icojarobietu.pl/.

10 445 zł z 17 000 zł
61%
Tadeusz Jasiński, Kożuchów

Na leczenie i dojazdy do kliniki

Dzień dobry, nazywam się Genowefa Jasińska. 2 miesiące temu, u mojego męża Tadeusza zdiagnozowano złośliwy nowotwór płuc drobnokomórkowy 4 stopnia. Jest to nowotwór nieoperacyjny. Mąż ma 68 lat. Choroba została zdiagnozowana, kiedy leżał w szpitalu w Zielonej Górze, na oddziale płucnym. Zrobiony został tomograf, gdzie stwierdzono dużego guza na prawym płucu. Pobrano także wycinek z bronchoskopii, którego analiza potwierdziła raka płuca. Jesteśmy bardzo załamani. Nie stać nas na wyjazdy do kliniki do Poznania i na inne wydatki związane z leczeniem. Bardzo proszę ludzi o dobrym sercu, aby nas wspomóc, wpłacając choćby symboliczną złotówkę.

1 420 zł z 20 000 zł
7%
Katarzyna Rumińska, Opole

Zbiórka na immunoterapię

Dzień dobry, mam na imię Kasia, niedługo skończę 47 lat. W styczniu 2023 roku życie moje i moich bliskich zmieniło się w dramat. Trafiłam do szpitala i usłyszałam okrutną diagnozę - rak szyjki macicy III stopnia. Lekarze byli zdziwieni, nie mogli uwierzyć w to, jak kobieta, która co roku robiła badanie cytologiczne, może mieć raka w tak zaawansowanym stopniu. Czy laboratorium popełniło błąd? Tego się nie dowiemy, ale jedno jest pewne - jestem śmiertelnie chora i umieram. Jest to rak płaskonabłonkowy rogowaciejący G2 z rozsiewem do węzłów chłonnych w miednicy. Natychmiast poddałam się leczeniu w Instytucie Onkologii w Gliwicach. Przeszłam cztery cykle chemioterapii (paxlitaxel + cisplatyna), po których dość długo dochodziłam do siebie. Później zostałam poddana radioterapii w skojarzeniu z kolejną chemioterapią, a na końcu przeszłam brachyterapię. Leczenie zadziałało, badanie rezonansem wykazało brak nowych ognisk i prawie całkowity zanik choroby. Niestety, nasza radość nie trwała długo, rak wrócił i przerzucił się na lewe płuco. Rak z przerzutami odległymi to już ostatni stopień zaawansowania choroby, mój stan się pogorszył.Lekarze w Instytucie kazali powtórzyć chemioterapię i wdrożyć nowy lek - Bewacizumab (Avastin). Dużo czytałam, dowiedziałam się między innymi o innowacyjnym leczeniu, które może całkowicie mnie wyleczyć. Niestety, w Polsce lek ten w moim przypadku nie jest refundowany, dopóki nie zostaną wykorzystane inne metody leczenia (w większości przypadków nieskuteczne). Skonsultowałam się prywatnie z onkologiem, powiedział, że jak najszybciej mam wdrożyć immunoterapię i zacząć przyjmować lek Pembrolizumab (Keytruda). Niestety dawka tego leku jest potwornie droga, koszt jednego wlewu to około 14 tysięcy złotych (podawany co trzy tygodnie). Szpital nie może podać mi tego leku, pomimo że może on uratować mi życie. Z tego powodu zwracam się do Was z ogromną prośbą o pomoc. Koszty specjalnego żywienia, dojazdów, konsultacji prywatnych obciążają nas wystarczająco, nie mamy innego wyjścia niż prosić Was o pomoc. Mam 11-letnią córkę, poza którą nie widzę świata i nie jesteśmy gotowe na to, żeby się rozstać. Kocham swoją rodzinę i swoje życie, nie chcę ich stracić. Jestem wegetarianką od wielu lat, kocham wszystkie zwierzęta, uwielbiam spacery z naszym kochanym pieskiem. Jestem również melomanką, którą muzyka podnosi na duchu w tych trudnych chwilach. Mimo tego, że życie jest pełne niesprawiedliwości i cierpienia, chcę żyć. Dotychczas nigdy nie prosiłam nikogo o pomoc, tym razem proszę.

37 502 zł z 150 000 zł
25%
Żaneta Zawadzka, Bydgoszcz

Wsparcie dla Żanety - Walka z Chłoniakiem

Drodzy Przyjaciele i Znajomi, życie bywa nieprzewidywalne, a czasem stawia nas przed najtrudniejszymi wyzwaniami... Żanetka - nasza ukochana. Kochająca mama 12-letniej Antoniny i ukochana żona Tomasza, od dwóch lat toczy walkę z nowotworem złośliwym - chłoniakiem wątroby. Obecnie jest po przeszczepie szpiku i zmaga się z jego skutkami. Pomimo ciężkich chwil, nie poddaje się i wierzy, że wróci do swoich pasji, do normalnego, zdrowego życia, w którym nadal będzie mogła cieszyć się wspólnymi chwilami z rodziną - patrzeć jak dorasta jej córka, wspólnie zestarzeć się u boku kochającego męża - oraz swoimi pasjami. Przed chorobą Żaneta była znakomitą fryzjerką. Prowadziła swój własny salon, który dzięki jej talentowi i zaangażowaniu stał się miejscem, do którego klienci wracali z uśmiechem na twarzy. Jej fachowość i pasja do zawodu sprawiały, że każdy, kto trafił w jej ręce, wychodził zadowolony i pełen wdzięczności. Obecnie Żaneta potrzebuje naszej pomocy. Koszty leczenia nowotworu są wysokie: badania diagnostyczne, rehabilitacje, leki oraz comiesięczne wizyty w Instytucie Transplantologii w Gliwicach (Bydgoszcz-Gliwice). Zbieramy również na nowatorską metodę leczenia za granicą. Ta metoda pozwala na leczenie z mniejszymi skutkami ubocznymi i co najważniejsze daje nadzieję na wyleczenie. Każda, nawet najmniejsza wpłata jest dla nas nieocenionym wsparciem. Wasza pomoc może dać Żanecie szansę na powrót do zdrowia i realizację marzeń, które choroba brutalnie przerwała. Dlatego zwracamy się do Was z prośbą o wsparcie. Pomóżmy Żanecie stanąć na nogi i wrócić do życia, które tak bardzo kocha. Każda złotówka ma znaczenie i zbliża nas do celu. Razem możemy wiele. Dziękujemy z całego serca za każdą formę wsparcia – zarówno finansowego, jak i duchowego. Wasza pomoc to dla Żanety nadzieja na lepsze jutro. Z serdecznymi podziękowaniami,Rodzina i Przyjaciele

47 019 zł z 500 000 zł
9%
Jacek Magnuski, Kraków

Koszty leczenia raka nierefundowane przez NFZ

Witajcie, mam 52 lata. W sierpniu 2023 roku wykryto u mnie raka nerki. Od tamtej pory przeszedłem operację usunięcia nerki wraz z węzłami chłonnymi, ale niestety stwierdzono przerzuty do kręgosłupa i kości. Kolejnym etapem była radioterapia i rozpoczęta w grudniu 2023 chemioterapia. Stosowane leczenie nie przyniosło znaczącej poprawy stąd decyzja o rozszerzeniu leczenia o lek immunologiczny. Niestety lek ten nie jest refundowany przez NFZ, a jest wyjątkowo drogi. Celem zbiórki jest pokrycie kosztów leku nierefundowanego przez NFZ na okres 5 miesięcy. Z góry wszystkim dziękuję za wsparcie Jacek Magnuski

27 031 zł z 91 825 zł
29%
Dariusz Dłubisz, Szczecin

Z ogromnym smutkiem zawiadamiamy, że Dariusz odszedł...

Z ogromnym smutkiem zawiadamiamy, że Dariusz odszedł... Składamy szczere wyrazy współczucia jego rodzinie i bliskim, Zarząd Fundacji Alivia. Zbiórka Dariusza została zamknięta. Prosimy nie przekazywać darowizn na ten cel. ………………………………………………………..***…………………………………………………………. Witam, mam na imię Dariusz, mam 53 lata. Dwa lata temu myślałem, że zaczynam życie na nowo. Otworzyłem własną firmę budowlaną, która na początku zaczęła dobrze funkcjonować. Cieszyłem się, że mimo wieku będę w stanie zapewnić dobrą przyszłość moim dzieciom. Jednak po niecałym roku cieszenia się szczęściem, na które ciężko pracowałem i w które włożyłem całe moje serce, okazało się, że mam nowotwór złośliwy części nosowej gardła. Mimo dolegliwości starałem się utrzymać firmę w ryzach, ale jak zaczęło się sypać to całkowicie... Kontrahenci przestali być wypłacalni, co skutkowało tym, że firma z dnia na dzień upadała, a ja nie mając środków finansowych, zacząłem tonąć w długach. Dzięki pomocy mojej siostrzenicy i szwagra jakoś funkcjonuję, ponieważ ciągle wspierają mnie finansowo i mieszkaniowo. Choroba postępuje i jest coraz gorzej. Brakuje mi środków na leki przeciwbólowe, witaminy i dojazdy do szpitali. Bardzo proszę o pomoc ludzi o złotym sercu! DZIĘKUJĘ!

148 zł z 5 000 zł
2%
Ewa Meller, Elbląg

Zbiórka na terapię celowaną, badanie PET-CT, dodatkowe konsultacje onkologiczne i koszty z tym związane

Bardzo potrzebujemy pomocy finansowej dla mojej Mamy na terapię celowaną, badanie PET-CT, dodatkowe konsultacje onkologiczne i koszty z tym związane. Moja Mama ma nowotwór złośliwy trzustki, dowiedzieliśmy się o przerzutach na wątrobie i otrzewnej po 1 roku i 3 miesiącach od przeprowadzonej z sukcesem operacji i usunięciu 2/3 trzustki. Lekarze z NFZ w chwili obecnej stosują standardowo chemioterapię w szpitalu w Elblągu, ale my chcemy poszukać dodatkowych możliwości i szans dla mojej Mamy. Dlatego też potrzebujemy wsparcia w poniesieniu tych kosztów, na które nie stać emerytów - moich rodziców. Będziemy bardzo wdzięczni za każdą wpłatę, gdyż skuteczna walka z nowotworem kosztuje i nie będziemy mogli podejmować dodatkowych prób bez tych pieniędzy. Poza tym Mama zawsze była bardzo aktywna, ćwiczyła jogę, lubi podróżować, uwielbia dzieci i one też bardzo ją lubią. Chciałbym, żebyśmy znaleźli skuteczny sposób, aby jej pomóc dalej cieszyć się życiem rodzinnym i swoim własnym. Życie jest piękne i Mama jest jeszcze młoda, bo ma 69 lat,kocha życie i chce o nie walczyć. Prosimy o pomoc! W razie dodatkowych pytań jestem do dyspozycji. Przekażę wszystkie szczegóły i ewentualne dokumenty, żeby uwiarygodnić nasze potrzeby. Z góry dziękujemy, Tomasz Meller, moja Mama Ewa Meller i mój Tata Mirosław Meller

8 032 zł z 35 000 zł
22%
Marianna Gałązka, Białobrzegi

Zbiórka na leczenie

Moja mama jest pielęgniarką, przez całe życie zawodowe pomagała innym, a teraz sama potrzebuje pomocy. Jest chora na nowotwór złośliwy pęcherzyka żółciowego i dzielnie walczy, otrzymując chemioterapię, która jednak jest mało skuteczna. Szansą jest immunoterapia - Imfinzi/Durvalumab, jednakże w przypadku tego rodzaju nowotworu brak obecnie refundacji ze strony NFZ. Koszt tego leku to około 17 000 zł za jednorazową dawkę. Według lekarzy potrzeba co najmniej 8 cykli podania leku.

1 201 zł z 140 000 zł
0%
Anna Szwaj, Warszawa

Nie poddaję się!

Trudno mi było otworzyć tę zbiórkę, jako że wydawało mi się zawsze, że jestem samowystarczalna i niezależna. Żyłam szybko, ale zawsze myśląc o innych... Człowiek, zarówno w pracy jak i w życiu, był i jest dla mnie wartością nadrzędną. Nie jestem konformistką. Wierzę w swoje ideały i przestrzegam wartości, dlatego też nie raz dostałam po głowie, czasami nawet padałam, ale zawsze podnosiłam się i szłam dalej, silniejsza. Od kiedy w moim życiu pojawiła się moja wnuczka, Pola, zaczęłam patrzeć na życie inaczej, doceniając każdą chwilę spędzoną z nią i moją rodziną. Mam z nią zbudowane mega silne relacje i chciałabym jej towarzyszyć w życiu, wspierając ją. Obiecałam jej, że zawsze będę przy niej, gdy tylko będzie mnie potrzebowała, bo łączy nas obietnica - FRIENDS FOREVER. Nigdy jej nie zawiodłam i zrobię wszystko, aby i tym razem dotrzymać słowa. Dziękuję wszystkim, którzy chcecie mi w tym pomóc. Chciałabym też zacieśnić rodzinne relacje z moimi dziećmi i mężem, gdyż w takiej sytuacji, w jakiej jestem, kiedy człowiek ma różne refleksje i analizuje swoje życie, uwierzcie mi, że tylko to jest najważniejsze! Wiem, że choroba, która ujawniła się nagle i niespodziewanie, jeszcze bardziej umocniła mnie w obranym kierunku i wiem, że moje życie ma sens i wiele wyzwań jest nadal przede mną, ale najpierw muszę wygrać moją walkę z nowotworem! Podstawowa forma terapii to chemioterapia, z której korzystam. Nie ma możliwości operacji. Rokowania na dłuższe przeżycie daje mi immunoterapia, która w tym schemacie leczenia nie jest w Polsce refundowana. Moje własne środki nie wystarczą i nie dam rady sama jej opłacić... Dlatego potrzebuję wsparcia!Jeżeli możecie mi pomóc w mojej determinacji i walce, to bardzo Was proszę o wsparcie. Krótka historia mojej choroby: O chorobie dowiedziałam przypadkowo, kiedy spuchła mi noga i w trybie pilnym musiałam się zgłosić do szpitala. Okazało się, że to zakrzepica i zatorowość płucna. Dzięki lekarzom ze szpitala na Banacha w Warszawie dostałam odpowiednią pomoc i chorobę ustabilizowano, jednakże w trakcie diagnostyki okazało się, że mam guzki na płucach (zupełnie niewidoczne na rentgenie) oraz jest widoczny guz wątroby.No i tu zaczęła się 4-miesięczna historia poszukiwania ogniska choroby. Przeszłam różnego rodzaju badania - rentgeny, tomografie komputerowe, rezonans, PET i naprawdę wiele innych, łącznie z inwazyjną biopsją, w czasie której usunięto mi część płuca objętego przerzutami. Niestety żadne z nich nie mogły jednoznacznie wskazać ogniska, oznaczenia markerów nowotworowych też wprowadzały w błąd, wskazując na inne, zdrowe miejsca. Wszystko to powodowało, że nie mogłam rozpocząć żadnej terapii. Po 4 miesiącach lekarze w końcu postawili diagnozę ze wskazaniem na wątrobę i zaplanowali chemioterapię. Całym celem leczenia jest doprowadzenie do zmniejszenia się guza, aby dać szansę na wykonanie operacji i o to teraz walczę.Lekarze zgodnie potwierdzili, że skutecznym i w sumie jedynym wsparciem chemioterapii w takim przypadku jest immunoterapia, jednak nie jest ona finansowana z NFZ (pomimo że lek został dokładnie przebadany i dopuszczony do obrotu w Polsce), pewnie przez zbyt wysoką cenę, która i mnie zmusiła do założenia tej zbiórki.Będę informowała o postępach leczenia i dalszych wynikach na mojej zbiórce, a Wam wszystkim, którzy poświeciliście czas na przeczytanie mojej historii i jesteście mi życzliwi - serdecznie dziękuję.

82 268 zł z 360 000 zł
22%