Zbiórki

Bogusława Król, Świeszyno

Proszę o wsparcie w leczeniu nowotworu wątroby.

Witam, mam na imię Bogusława. Mam 53 lata i jestem spełnioną, pełną życia żoną, mamą i babcią. Od urodzenia mieszkam w Świeszynie, niewielkiej, malowniczej miejscowości niedaleko Koszalina. W wolnych chwilach, z dala od miejskiego zgiełku, uwielbiam spędzać wolny czas będąc na świeżym powietrzu. Odpoczywam spacerując, porządkując przydomowy ogród, dyskutując przy kawie z bliskimi i angażując się w życie lokalnej społeczności. Od niespełna 30 lat pracuję w dużym, sieciowym sklepie. Praca sprawia mi wielką satysfakcję głównie z powodu braku monotonii. Dzięki niej mam sporo ruchu i możliwość pracy z niezliczoną ilością ludzi, zarówno współpracowników, jak również klientów. Jestem osobą pogodną, żywiołową i pracowitą. Wraz z mężem zawsze staraliśmy się wpajać trójce naszych dzieci, że rodzina, szczerość, pracowitość to najważniejsze wartości w życiu. Los poddał nas próbie po raz pierwszy 25 lat temu, gdy poważnemu wypadkowi uległ mój mąż. Pierwsze diagnozy brzmiały jak wyrok - wózek inwalidzki. Dzięki wytrwałości, ciężkiej pracy i wsparciu najbliższych udało się pokonać przeciwności. Dziś mąż jest w stanie nie tylko samodzielnie się poruszać, ale mimo niepełnosprawności pracować, dbać o dom i rodzinę. To wszystko scementowało nas jeszcze bardziej i uwrażliwiło na krzywdę i potrzeby innych. Kolejny cios los zadał w czerwcu 2018 r. - nowotwór złośliwy wątroby, ale po kolei... Jednego ze styczniowych wieczorów, odpoczywając po pracy w domu, poczułam silny, przenikliwy ból brzucha. Gdy tradycyjne metody zawiodły, a dolegliwości nasilały się, wezwaliśmy pogotowie ratunkowe. Niechętnie zabrano mnie na SOR w Koszalinie.Tam, po wielu godzinach oczekiwania stwierdzono, że to jedynie niestrawność, i że muszę odpocząć. Wówczas w głowie zapaliła się pierwsza lampka ostrzegawcza, ale za radą lekarzy postanowiłam więcej odpoczywać. Po kilku tygodniach bóle wróciły. Postanowiliśmy, że powinnam dokładnie się przebadać i odnaleźć przyczynę występujących dolegliwości. Po tygodniach prywatnych (dla zaoszczędzenia czasu) wizyt, serii badań i analiz, podczas kolejnego badania USG jamy brzusznej, lekarza jednej z prywatnych, koszalińskich przychodni zaniepokoił guz na wątrobie. Po wizycie i kolejnych badaniach w rekomendowanym przez koszalińskich lekarzy Wojewódzkim Szpitalu Specjalistycznym im. Janusza Korczaka w Słupsku postawiono, do dziś budzącą we mnie lęk, diagnozę - nowotwór wątroby. Przez kolejne dni, tygodnie czas przyspieszył. Niezliczone i niekończące się rozmowy telefoniczne, konsultacje ze specjalistami z kolejnych klinik, szpitali, ze znanymi naszym znajomym lekarzami... Jakie podjąć kroki? Kto podejmie się leczenia? Czy konieczna jest operacja? Rokowania? Chemioterapia? Radioterapia? Kiedy? Gdzie? Odpowiedź zwykle była podobna, niepomagająca – „proszę czekać…” 1 października 2018 r. w Klinice Chirurgii Wątroby i Chirurgii Ogólnej Szpitala Uniwersyteckiego nr 1 im. dr Antoniego Jurasza w Bydgoszczy przeszłam operację usunięcia prawego płata wątroby i pęcherzyka żółciowego. Po tygodniowej obserwacji, pełna obaw, ale i nadziei opuściłam szpital i wróciłam do domu. Po kolejnych tygodniach konsultacji, specjaliści nie byli zgodni co do dalszego leczenia. Przeprowadzono ponowne badania, które przyniosły kolejne, niepokojące wyniki, tzn. zmiany, będące (mówiąc wprost) zmianami nowotworowymi. Lekarze z Bydgoszczy z powodu m.in. złego stanu wątroby nie byli zgodni co do dalszego leczenia, dlatego zalecili mi wizytę i konsultacje w Centrum Onkologii – Instytucie im. Marii Skłodowskiej – Curie w Warszawie. Pełni kolejnych obaw, z teczką pełną licznych dokumentów, wyników badań, opinii, pojechaliśmy do Warszawy. Sprawy nabrały tempa. Zdecydowano o podjęciu leczenia skojarzonego - chemio i radioterapii. 14 stycznia 2019 r. (rok po pierwszych symptomach) przyjęłam pierwszą z serii chemioterapii. Zmęczona, ale pełna nadziei walczę z chorobą dla siebie i bliskich. Ciężka choroba, jaką bez wątpienia jest rak, przynosi ze sobą nie tylko strach, niepokój, zmęczenie chorego i bliskich, ale niestety też duże koszty leczenia. Kolejne wizyty, konsultacje, badania, analizy, dojazdy do coraz bardziej oddalonych od Koszalina placówek medycznych, hotele, kosztowne lekarstwa, a także dieta, którą muszę stosować mocno nadszarpnęły domowy budżet. Ostatni rok pochłonął nie nasze siły i nadzieje, bo tego nam nigdy nie zabraknie, lecz oszczędności… Zawsze byłam osoba pomocną i służącą radą. Z uwagą i zaangażowaniem starałam się służyć innym. Dziś to ja zwracam się z prośbą o wsparcie. Uprzejmie proszę wszystkich ludzi dobrego serca o przekazanie nawet najmniejszego wsparcia finansowego i jednocześnie z całego serca za każdą taką pomoc bardzo dziękuję.

17 809 zł
89%
Anna Gwarda, Kożuchów

Znajomi mówią o niej „wojowniczka”

Tuż przez Wigilią 2014 r. obudziłam się po badaniu kolonoskopowym i usłyszałam od lekarza: „Jest Pani bardzo chora”. Diagnoza - nowotwór złośliwy jelita grubego. Co wtedy poczułam? Nie pamiętam. Jedyne co pamiętam, to łzy spływające mi nieprzerwanym ciurkiem na koszulę. Nie było czasu na załamywanie rąk. Rozpoczęła się walka o każdy dzień życia. Chemioterapia połączona z radioterapią miała doprowadzić do przedoperacyjnego zmniejszenia rozmiaru guza. Niestety, zostałam zakażona pałeczką ropy błękitnej i w stanie skrajnego wycieńczenia organizmu przeleżałam 24 dni w szpitalu. Operację usunięcia guza przeszłam pomyślnie w kwietniu 2015 r. Nie udało mi się zbyt długo cieszyć względnym spokojem, ponieważ okazało się, że są przerzuty do węzłów chłonnych. Znów chemioterapia, tym razem 12 cykli po trzy dni każdy, mała przerwa i kolejne 12 cykli. Częściowa remisja i stała kontrola onkologiczna. W lipcu 2018 r. badanie PET wykazało pojawienie się aktywnych metabolicznie nowych węzłów chłonnych. Jestem po pierwszym podaniu chemioterapii bewacyzmab z Folfox4. Każdy cykl wiąże się z dużym ryzykiem, ponieważ mam bardzo delikatny szpik kostny i muszę aplikować zastrzyki na pobudzenie szpiku. Immunochemioterapia, którą otrzymuję jest refundowana przez NFZ, jednakże wszystko dookoła jest bardzo kosztowne. Dojazdy na chemioterapię, konsultacje lekarskie, badania, które nie są refundowane, lekarstwa i zastrzyki. Dlatego postanowiłam poprosić o wsparcie. Te cztery lata to była ciężka szkoła życia. Czy już pokonałam górę czy tylko małe wzniesienie, okaże się w przyszłości. Chciałabym, aby to co najgorsze już zostało za mną. Chcę żyć, chcę być, chcę kochać. Mam jeszcze tyle planów na przyszłość. Mam wspaniałego męża, cudowne dzieci, rodzinę, przyjaciół. Jeżeli ktoś ma chęć i możliwość się podzielić, to będę wdzięczna za każdą przekazaną złotówkę, dzięki której dostęp do niezbędnych leków i zabiegów będzie dla mnie zdecydowanie łatwiejszy.

57 782 zł
96%
Darek Kapusta, Radom

Tata czwórki dzieci walczy z rakiem!

Mam na imię Darek. Niespodziewanie zachorowałem na nowotwór złośliwy: chłoniaka Hodgkina i życie mi się zawaliło. Mam 38 lat. Przed chorobą byłem zatrudniony jako pracownik budowlany. Dobrze nam się wiodło. Mam wspaniałą sześcioosobową rodzinę, której nie mogę teraz utrzymać. Byłem jedynym żywicielem rodziny. Żona nie pracuje, ponieważ nasza najmłodsza córeczka Magdalena ma rok i 4 miesiące. Sześcioletnia Natalia idzie od września do zerówki, Adaś ma 10 lat i Maja, która w grudniu skończy 14 lat. Nasz budżet wynosi 3500 zł. Po opłaceniu bieżących rachunków zostaje nam 1800 zł na życie. Moją największą pasją jest wędkowanie, chciałbym mieć siłę, by znów pójść na ryby jak również wrócić do pracy, ponieważ jestem pracoholikiem. Bardzo mi tego brakuje, ale stan zdrowia mi na to nie pozwala. Zbiórka pomogłaby mi w dojazdach na leczenie, jak również zakupieniu potrzebnych leków.

5 618 zł
70%
Beata Krzemińska, Wodynia

Dalsza walka z rakiem piersi!

Witam wszystkich. Mam na imię Beata, mam 57 lat i w dalszym ciągu chęć do życia. Wiedziałam, co to rak, gdy umierała moja mama 21 lat temu, widziałam ból, cierpienie i niemoc człowieka. Dlatego starałam się dbać o siebie, do lekarza onkologa chodziłam od 25 lat, piersi badałam regularnie. Niestety pod koniec 2020 r. usłyszałam diagnozę: dwa guzy HER2+++, jeden hormonozależny, drugi nie. Przeszłam chemioterapię - Perjeta, Herceptyna, później mastektomię lewej piersi, po miesiącu limfadenektomię pachową, radioterapię. Niestety, chemioterapia nie zniszczyła jednego guza całkowicie, zarówno w piersi, jak i w węźle chłonnym. Jest to niekorzystnym czynnikiem rokowniczym. Aby poprawić moje szanse na przyszłość, powinnam być leczona Kadcylą. Niestety, w moim przypadku ten lek nie jest refundowany w Polsce. Żadna kobieta chora na ten typ nowotworu nie chce czekać, aż nastąpi nawrót choroby i być może dopiero wtedy dostanie zgodę na leczenie. Niestety, będzie to już tylko przedłużanie życia, bez możliwości wyleczenia. Moim marzeniem jest doczekanie wnuka, mam kochającą córkę, która robi dla mnie wszystko, niestety nasze możliwości finansowe są ograniczone. Suma potrzebna na leczenie jest dla nas wręcz nieosiągalna. Na chwilę obecną potrzebuję 65 000 zł. Ja nie pracuję, pensja męża jest niewielka, córci również. Nigdy nie myślałam, że będę postawiona w takiej sytuacji, ale proszę wszystkie osoby o wielkim serduchu o pomoc dla mnie w walce z tą chorobą. Całe życie byłam osobą pozytywną i energiczną, teraz pomimo choroby staram się bardzo, aby to się nie zmieniło. Wierzę, że uda mi się pokonać chorobę, jednak bez odpowiednich środków jest to niemożliwe. Z góry dziękuję wszystkim, którzy nacisną ten magiczny dla mnie czerwony przycisk. -------------------------- Moi drodzy, z dniem 1.03.2022 r. Kadcyla weszła do refundacji dla kobiet z chorobą resztkową. Dzięki temu ostatni, dziewiąty wlew, będę miała opłacony przez NFZ. Niemniej jednak moje leczenie będzie trwało nadal. W związku z dużą agresywnością tego nowotworu wymagane są: stałe monitorowanie i badania diagnostyczne, które często nie są refundowane przez nasz rząd. Będę walczyć dalej o zdrowie i mam nadzieję, że da to pozytywne efekty.

62 580 zł
96%
Piotr Wawrzynkowski, Żegań

Piotr potrzebuje wsparcia. Jego mama już wygrała!

Mam na imię Piotr i mam 33 lata. 4 lata temu dostałem diagnozę: nowotwór złośliwy, chłoniak Chodgkina ostatnie, IV stadium rozwojowe. Dzisiaj jestem po trudnym, rocznym leczeniu, które nie zostało bez skutków ubocznych. Przez 1 rok po leczeniu spałem, nie miałem siły na nic. Następne 2 lata też nie były łatwe. Dzisiaj czuję się dużo lepiej, jednak strach przed nawrotem powraca jak bumerang. Cały czas korzystam z terapii i dzięki wsparciu życzliwych osób, środki dostępne na koncie Alivii wykorzystuję na dojazdy i leczenie. Mam nadzieję, że spotkanie IV stopnia z chorobą jest już za mną i traumatyczne przeżycia będą za parę lat tylko wspomnieniem. Dziękuję z całego serca za wsparcie mojego leczenia:))))

32 564 zł
93%
Grzegorz Szlęzak, Baranów Sandomierski

Dziękuję za wszystkie wpłaty! Na tę chwilę zawieszam zbiórkę.

Nazywam się Grzegorz Szlęzak, mam 29 lat, pochodzę z Podkarpacia. Byłem chłopakiem pogodnym z planami na przyszłość - szkoła, studia i wspólne życie z ukochaną osobą. Aż tu lipiec 2013 r. spadł na mnie jak grom z jasnego nieba. Szpital, badania i diagnoza - chłoniak Hodgkin'a. Ośrodek w Rzeszowie i chemia ABVD, po paru podaniach nie było poprawy. Następny szpital - Brzozów i tu było leczenie ostrą chemią, po podaniu 2 cykli ESHAP nastąpiła poprawa i przeszczep autologiczny we Wrocławiu. Po nim czekały mnie jeszcze naświetlenia. Powtórne badanie PET było pozytywne, wszystko zostało wyczyszczone. Szczęście. Szykowałem się do powrotu do pracy, lecz mój lekarz chciał wykonać jeszcze badania i PET, na którym wyszedł mały guzek. Szczęście trwało pół roku. Koniec roku 2014 - szpital i chemia, VI cykli IGEV, po której uzyskano częściową poprawę, lecz to za mało. Po konsultacjach zapadła decyzja o zastosowaniu nowoczesnej terapii Brentuximab z klasyczną chemią bendamustyna. Po wielu bojach osiągnęliśmy cel i udało nam się sfinansować chemioterapię. Dziś jestem już po allogenicznym przeszczepie szpiku i są dobre prognozy na przyszłość. Niestety po przeszczepie jestem pod ciągłą kontrolą lekarzy z ośrodka przeszczepowego. Piszę niestety, bo koszty dojazdu i leki związane z przeszczepem są niestety duże. Dziękuję za wszystkie kwoty, które ludzie dobrego serca wpłacali i wpłacają. DZIĘKUJĘ. Grzegorz Szlęzak.

32 555 zł
93%
Małgorzata Plaskota, Nowa Dęba

Proszę o pomoc w poniesieniu kosztów leczenia

Mam na imię Małgorzata, 44 l. Mam dwóch synów, 19 i 21 l. W marcu 2020 r. usłyszałam diagnozę - ZŁOŚLIWY NOWOTWÓR PIERSI. Był to dla mnie ogromny cios, dopiero co poukładałam swoje życie na nowo - rozwód, mieszkanie, zmiana pracy. Operację musiałam mieć przeprowadzoną w bardzo krótkim czasie, bo guz szybko rósł, do tego jest to typ raka, który nie reaguje na chemię. W kwietniu 2020 r. przeszłam mastektomię z rekonstrukcją i kolejny szok: w hist-pat 22 guzy. Dodatkowe badania, rezonans, usg, 4 biopsje, było podejrzenie wznowy. Dwie wizyty tygodniowo w Krakowie, 200 km od miejsca zamieszkania, stanowią dla mnie bardzo duży koszt. Do tego leki, nie wszystkie refundowane. Mam również zmiany w drugiej piersi, na ten moment niezłośliwe, chcę zrobić badania genetyczne - koszt ok 960 zł i starać się o profilaktyczną mastektomię z rekonstrukcją tej piersi. Badania mam co trzy miesiące, to dla mnie ogromny stres i nieprzespane noce, paraliżujący strach, nie chcę czekać, aż będzie za późno. Niestety taka operacja nie jest refundowana, a koszt to ok 20 000 zł. Proszę o wsparcie finansowe na ten cel: koszty dojazdów, konsultacje, badania, zakup leków to ok. 800 zł miesięcznie + operacja 20 000 zł. Wydatki te są nie do udźwignięcia przez mój skromny budżet. Mogę liczyć tylko na siebie. Chcę też skupić się na innych rzeczach, wszyscy wiemy jak ważna jest psychika w chorobie. Przed zachorowaniem byłam bardzo aktywna - taniec, tenis ziemny, rower, basen, bieganie. Wracam do aktywności pomimo ograniczeń spowodowanych operacją jak i leczeniem hormonalnym. Chcę, aby moi synowie widzieli mamę uśmiechniętą, szczęśliwą, a nie pełną lęku o jutro... Z góry przekazuję ogromne podziękowania za każdą kwotę, która wpłynie na moje konto.

27 493 zł
91%
Aleksandra Korduszewska, Ugniewo

Na wsparcie w leczeniu, konsultacje, badania, leki

Witam, mam na imię Ola i jestem mamą dwóch dziewczynek: Michaliny i Marceliny. :) W październiku 2020 r. otrzymałam druzgocącą diagnozę. Wiadomość, która nigdy nie przychodzi w porę... A zwłaszcza, jeśli to informacja o chorobie śmiertelnie niebezpiecznej - złośliwym nowotworze! Taką diagnozę otrzymałam dzień przed 5-tymi urodzinami mojej młodszej córki. Był szok, płacz, niedowierzanie... Rak piersi z wysoką agresywnością i wysokim namnażaniem się komórek nowotworowych brzmi jak wyrok! Ale ja nie wyobrażam sobie przegrać tej walki, dla siebie, dla dzieci, które tak bardzo mnie potrzebują. W chwili obecnej za mną pięć miesięcy chemioterapii, a przede mną długa walka o zdrowie i życie, a za tym idą niemałe koszty. Operacja, rehabilitacja, może rekonstrukcja, hormonoterapia. Ale leczenie nowotworu to nie tylko leki na raka. To konsultacje medyczne, suplementy, materiały opatrunkowe, dojazdy do jednostek medycznych, specjalistyczna bielizna pooperacyjna, leczenie stomatologiczne, okulistyczne, leki wspomagające wątrobę, kości. Nie wiem, co mnie dalej czeka. Ale wiem jedno. Muszę walczyć, dla siebie, dla Partnera, który nieustannie mnie wspiera, dla moich córek, które mają dopiero 6 i 8 lat. Trzymajcie za mnie kciuki! Wszystkich ludzi o dobrych sercach bardzo proszę o każdą drobną finansową pomoc, która pomoże mi nadal się leczyć, walczyć z rakiem, a przede wszystkim żyć! Dziękuję z góry za każdą cegiełkę, udostepnienie zbiórki i za każde dobre słowo! Pozdrawiam serdecznie, Ola

12 357 zł
82%
Władysława Hajowa, Lubań

20 lat prowadziła firmę. Renta nie wystarcza jej na leczenie.

Mam na imię Władysława. Jestem żoną i mamą dwóch wspaniałych córek. Obecnie, z powodu choroby, przebywam na rencie. Do momentu diagnozy prowadziłam działalność gospodarczą i starałam się zapewnić rodzinie jak najlepszy byt. Niestety w sierpniu 2014 roku zdiagnozowano u mnie złośliwego raka jajnika. Przeszłam trzy poważne operacje oraz 9 kursów chemii. Miałam nadzieję, że to koniec mojej walki, że wygrałam... Niestety nowotwór uderzył ponownie w lutym 2016 roku, po 7-miesięcznej przerwie. To był dla mnie cios, przeszłam załamanie, ale w lutym również na świat przyszła moja długo wyczekiwana wnuczka, która dała mi siłę do dalszej walki. Sytuacja materialna mojej rodziny jest trudna, a całkowity koszt leczenia i dojazdów do kliniki na chemię znacznie przekracza mój rodzinny budżet, dlatego apeluję do Państwa o pomoc. Mam 58 lat, córki (22 i 34-letnią), które potrzebują mojego wsparcia, a takżeprawie 5-letnią wnuczkę, na którą tak bardzo czekałam. Po prostu chcę żyć, mam przecież dla kogo :) Proszę o pomoc i wsparcie finansowe, gdyż każda darowizna jest dla mnie szansą na poprawę efektywności mojego leczenia oraz przedłużenie życia. Z góry serdecznie dziękuję za pomoc! Z poważaniem, Władysława Hajowa

2 301 zł
46%
Barbara Warchoł, Pionki

Potrzebuję wsparcia w leczeniu po wznowie

Witam serdecznie, mam na imię Basia i jestem babcią rezolutnej 8-latki, która nieustannie dodaje mi siły do walki z przewlekłą chorobą . Wiosną 2014 roku przy okazji kontrolnego USG lekarz zobaczył tylko „cień” i nie zalecił dalszych badań. Jesienią pojawiły się dolegliwości bólowe i uczucie ucisku w dole brzucha, a diagnoza brzmiała – guz jajnika FIGO IIa. Po operacji przeszłam pierwszą chemioterapię i miałam nadzieję, że radykalna ingerencja chirurgiczna i silne dawki chemii przyjmowanej do marca 2015 zadziałały skutecznie. Niestety po dwóch latach wyniki badań pogorszyły się, a rak powrócił i tym razem operacja nie powiodła się – stwierdzono liczne zmiany naciekowe i wszczepy w otrzewnej. Kolejne cykle chemii też znosiłam gorzej i bez wsparcia rodziny i znajomych byłoby mi bardzo trudno. Teraz zaczyna się nowy rok walki i mam nadzieję, że dalsze cykle chemii powstrzymają rozwój choroby. Staram się być optymistką mimo tego, że długie leczenie też osłabia organizm, a dojazdy na nie ponad 100 km są męczące. Każdy, kto choruje przewlekle wie, że oszczędności topnieją wtedy bardzo szybko – leki są drogie, a niektóre badania trzeba szybko wykonać odpłatnie. W tej chorobie bardzo ważne jest pozytywne nastawienie i wsparcie bliskich osób, ale hasło kampanii „Pieniądze mogą pokonać raka” jest bardzo trafne, dlatego proszę życzliwych mi ludzi o wsparcie finansowe. Wszystkim moim darczyńcom bardzo dziękuję i życzę dużo zdrowia.

7 269 zł
72%
Anna Bukowska, Kraków

Ania walczy z bardzo rzadkim nowotworem kości

Nazywam się Anna Bukowska, mam 37 lat, jestem żoną i mamą 12-letniego Patryczka. W 2004 roku dowiedziałam się, że choruję na bardzo rzadki nowotwór kości - jest to histiocytoza z komórek Langerhansa. Wówczas usunięto mi dwa guzy z głowy, które naciekały oponę mózgową. Było dobrze!!! Pracowałam, wyszłam za mąż, urodziłam synka. Niestety, w 2010 roku koszmar powrócił - dowiedziałam się, że doszło do kolejnych przerzutów choroby. Znajdowały się w przysadce mózgowej oraz na odcinku piersiowym kręgosłupa (nastąpiło złamanie jednego kręgu), nieliczne guzki w płucach oraz guz na kości łonowej. To całkowicie zmieniło moje życie i mojej kochanej rodziny. Byłam osobą energiczną, szczęśliwą, uwielbiałam swój zawód fryzjerki. Jednak musiałam przerwać pracę, muszę utrzymywać się ze skromnej renty. Jestem już po dwóch rodzajach chemii i niestety, nie ma poprawy. Obecnie rozpoczęłam trzeci rodzaj chemii, który miał trwać rok! Po tak długiej i wyczerpującej chemioterapii przyplątał się kolejny problem! Okazało się, że w sercu w prawym przedsionku mam trzy potężne guzy! Zoperowano mnie, ale ślad pozostał, codziennie jak patrzę na klatkę piersiową to przypomina mi się ten wyrok, jaki usłyszałam od lekarzy: "TRZEBA OPEROWAĆ". Ale tak sobie mówię, że dzięki tej kresce ŻYJĘ I TO JEST NAJWAŻNIEJSZE!!! Niestety niedługo po operacji na serce zaczęły się problemy z tarczycą, zaatakowała mi serce i trzeba było szybko działać, bo serduszko było słabe, dostałam aktywny radiojod i ujarzmiliśmy tarczycę! I tak ciągle zmagam się z powikłaniami po chemii. Dość, że mnie nie wyleczyła, to jeszcze zrujnowała całkowicie mój organizm... 2016 roku we wrześniu usłyszałam, że mam stan przedrakowy szyjki macicy i trzeba operować! To była pierwsza operacja. W lutym 2018 r. odbyła się kolejna - operacja kręgosłupa piersiowego - bo guz, który miałam na kręgosłupie doprowadził do złamania kręgu i groziło to paraliżem nóg, a w gorszym wypadku rąk i nóg. Bardzo się bałam, bo operacja też niosła za sobą efekty uboczne, takie jak ten straszny paraliż, ale nie poddałam się i wygrałam! Mogę chodzić! Pan Bóg czuwa i daje mi siły do walki. Postawił mi na drodze cudownego lekarza, który zna tę moją rzadką chorobę i teraz po tylu latach wiem, że jestem w dobrych rękach. I nikt już nie eksperymentuje na mnie, jak to miało miejsce do tej pory. Mój upór w poszukiwaniu lekarza, od którego nie usłyszę "nie wiem, co zrobić" i wiara w to, że znajdę odpowiedniego specjalistę przyniosły sukces! W dalszym ciągu siedzę na tak zwanej tykającej bombie, ale wiem, że u boku mam profesjonalnego lekarza, który trzyma rękę na pulsie. Mam teraz w sobie ogromny spokój. Obecnie co rano dzień zaczynam od garści tabletek. Moim największym marzeniem jest usłyszeć od lekarzy, że jestem ZDROWAAAAAAA!!! Kolejną walkę jaką toczę to jest walka z naszym ZUSem. Obecnie zawieszono mi rentę. Od stycznia nie mam wypłacanej, bo nie zgodziłam się z decyzją ZUS i walczę o rentę na stałe. Ich nie obchodzi, czy człowiek ma za co żyć - zawieszą i koniec. ALE JA SIĘ NIE PODDAM! Nie teraz i nie po tym, co przeszłam. Zwracam się do wszystkich Ludzi Dobrej Woli z prośbą o pomoc Mąż i Synek dają mi siłę do dalszej walki i znoszenia skutków ubocznych leczenia i choroby. To dzięki nim się nie poddaję i staram się wykorzystać każdą szansę. Chcę uczestniczyć w dorastaniu mojego Syna i móc wspierać go w odkrywaniu piękna życia oraz zestarzeć się z moim kochanym Karolkiem. Wierzę, że wiele osób wesprze realizację tych marzeń, a właściwie jednego, bardzo prostego: żeby wrócić do zdrowia! Za każde, nawet najmniejsze wsparcie z całego serca dziękuję! Wiele małych gestów tworzy życzliwy Świat. O takim właśnie Świecie opowiadam mojemu synkowi. Ania

47 240 zł
94%
Renata Radzięta, Mszczonów

Dziękuję za wszystkie wpłaty! Na tę chwilę zawieszam zbiórkę.

Nazywam się Renata Radzięta, choruję na raka piersi Her2 (3+) Ile warte jest ludzkie życie? Okazuje się, że bardzo dużo. W jednej chwili moje życie wywróciło się do góry nogami. Po usłyszeniu diagnozy moje życie nigdy już nie będzie takie samo. Okazało się, że nowotwór jest bardzo agresywny i wymaga natychmiastowego leczenia. Na szczęście istnieje lek, który może pomóc w pokonaniu nowotworu i powrocie do normalnego życia. Jest to lek o nazwie Perjeta. Może uratować mi życie, niestety w naszym kraju obowiązują procedury, które uniemożliwiają mi bezpłatne leczenie nim. Mimo pojawienia się leku na wrześniowej liście refundacyjnej, leczenie nim jest wciąż nierefundowane. W zeszłym tygodniu przyjęłam pierwszą, podwójną dawkę leku. Każda dawka kosztuje 12.000 zł. Czasu jest coraz mniej, ponieważ każdą dawkę trzeba przyjmować co trzy tygodnie, a łączny koszt takiej terapii przekracza możliwości finansowe naszej rodziny. Walka o życie trwa w każdej minucie. Fakt, że my, chorzy na raka musimy prosić innych o wsparcie jest przerażające i upokarzające. To niesprawiedliwe, że chorzy na raka muszą umierać, bo nie stać ich na leczenie, które powinno być dostępne dla każdego. Dlatego proszę o pomoc, bo tylko dzięki Wam, darczyńcom, będę mogła cieszyć się każdym kolejnym, przeżytym dniem.

37 228 zł
93%