Zbiórki

Justyna Zawiślan, Chełmiec

Pomoc na walkę z rakiem

Cześć wszystkim! Utworzyłam zbiórkę, ponieważ obecnie potrzebuję wsparcia - moje spokojne życie przerwała choroba… Nowotwór złośliwy jelita grubego z przerzutami do węzłów chłonnych. Po ciężkiej, radykalnej operacji (proktokolektomii) ratującej życie przeszłam radioterapię, a obecnie chemioterapię. Stan mojego zdrowia jest ciężki, ale mimo tylu przeciwności losu nie poddaję się i walczę. W obecnej chwili koszty leczenia są spore - ze względu na stan zdrowia nie mam możliwości powrotu do pracy. Zostałam bez środków do życia. Dlatego też utworzyłam zbiórkę, aby mieć szansę powrócić do funkcjonowania. Proszę o wsparcie.

346 zł z 20 000 zł
1%
Rafał Laskowski, Mareza

Leczenie czerniaka

Dzień dobry, nazywam się Rafał Laskowski i mam 38 lat. Prywatnie jestem szczęśliwym mężem i ojcem 16-letniej córki i 6-letniego syna, którzy są dla mnie całym światem. W 2019 roku nasze szczęście rodzinne zostało jednak mocno zachwiane. Zdiagnozowano u mnie ciężką chorobę pod postacią złośliwego nowotworu skóry - czerniaka. Od tego czasu przeszedłem kilka operacji usunięcia wznów czerniaka w lewej ręce, w tym także operację usunięcia węzłów chłonnych lewej pachy, gdzie zdiagnozowano przerzut. Przyjmowałem leczenie uzupełniające w postaci tabletek, które powstrzymały postęp choroby na kilka miesięcy i dało złudne nadzieje na wyleczenie. Przez ponad trzy lata od diagnozy toczyliśmy walkę własnymi siłami wraz z rodziną, przyjaciółmi i najbliższymi znajomymi. Przez ten okres wielu ze znajomych, współpracowników nie miało nawet świadomości, jaką walkę toczę. Jednak przeciwnik nie daje za wygraną i zmusza mnie do złożenia prośby o wsparcie w tej walce. Niestety, pomimo podjętego leczenia, operacji, czerniak szybko postępuje i daje kolejne wznowy, a w tym momencie też przerzuty do innych organów. Na lewym ramieniu, w miejscu, gdzie po ostatniej operacji była już przeszczepiana skóra, pojawiła się nieoperacyjna zmiana w postaci bardzo szybko rosnących guzów. W tym momencie jestem pod opieką Narodowego Instytutu Onkologii w Warszawie. W pierwszym etapie leczenia otrzymałem immunoterapię w postaci wlewów, jednak po kilku podaniach nie osiągnęliśmy oczekiwanych rezultatów. W chwili obecnej przyjmuję leczenie skojarzone, na które czekałem dość długo - musiałem przejść szereg badań i wykonać kilka TK. Leczenie to otrzymuję co tydzień w Warszawie w Narodowym Instytucie Onkologii, co wiąże się ze znacznymi kosztami dojazdu, jak również noclegiem. Jednorazowo taki wyjazd to koszt około 700-800 zł. Oprócz immunoterapii obecnie wspomagam się kosztownymi środkami, które pomagają mi uśmierzyć odczuwany ból po przebytych licznych operacjach ręki. Wzmacniają również mój organizm w walce z jeszcze jednym, trudnym przeciwnikiem, który ujawnił się w początkowym etapie leczenia nowotworu - jest nim choroba jelit Leśniowskiego-Crohna. Szukając pomocy, natrafiłem na prywatną klinikę na Dolnym Śląsku, gdzie przyjmuję przeszczepy flory bakteryjnej od ponad roku. Kuracja ta w znacznym stopniu poprawiła funkcjonowanie moich jelit i pomogła zmniejszyć ból, który wcześniej utrudniał mi funkcjonowanie w życiu codziennym. Znaczne zaleczenie objawów choroby Crohna pozwoliło na pewnym etapie zmniejszyć częstotliwość przyjmowania przeszczepów do co 3-miesięcznych. Niestety przyjmowanie immunoterapii oraz znacznych ilości leków, głównie bardzo silnych leków przeciwbólowych, doprowadziło do konieczności zwiększenia częstotliwości przyjmowania przeszczepów. W chwili obecnej taki przeszczep przyjmuję co tydzień, a każdy taki wyjazd na południe Polski + wizyta to koszt 1100-1300 zł. Również w leczeniu czerniaka pojawia się dla mnie kolejna perspektywa, jednak aby otworzyć sobie kolejne drzwi, konieczne jest wykonanie na start badań genetycznych, których koszt to ponad 20000 zł. Podjęcie dalszej terapii będzie wiązać się ze wzrostem tych kosztów. Takie badania są wykonywane w Bydgoszczy i na dniach będę czynił kroki, aby się im poddać. Istnieje możliwość wykonania podobnych badań w szwajcarsko-węgierskiej klinice, jednak w dużo mniejszym zakresie. Wszystkie nakłady finansowe związane z płatnymi lekami, dojazdami oraz prywatnymi wizytami lekarskimi, które umożliwiają wdrażanie szybszych działań w walce z chorobą, przekraczają możliwości finansowe naszej rodziny. I choć nie jest to dla mnie łatwe, w obecnej sytuacji chciałbym bardzo prosić ludzi dobrego serca o wsparcie i pomoc w dalszej ciężkiej i nierównej walce z chorobą. Mam wokół siebie ukochanych ludzi, dla których chcę walczyć o zdrowie i kolejne lata życia, bo mam dla kogo żyć. Serdecznie dziękuję za każdą udzieloną pomoc. To wiele dla mnie znaczy.

75 681 zł z 100 000 zł
75%
Agnieszka Słysz, Kosina

Rehabilitacja i dalsze leczenie

W marcu 2023 r. podczas kontrolnych badań lekarz zauważył niepokojące zmiany w piersi prawej i skierował mnie na kolejne badania diagnostyczne, które niestety wykazały raka przewodowego naciekającego. W lipcu zostałam poddana mastektomii podskórnej wraz z implantacją protezy piersi. W kolejnym miesiącu rozpoczęłam chemioterapię, po której zakończeniu czeka mnie hormonoterapia. Obecnie wymagam stałej rehabilitacji mającej na celu zniwelowanie skutków mastektomii i usprawnienie prawej ręki. Pragnę również przeprowadzić poszerzone badania genetyczne, aby skutecznie zaplanować moją dalszą terapię.

19 848 zł z 20 000 zł
99%
Aurelia Karczmarz, Mogilno

Leczenie specjalistyczne

Nazywam się Aurelia, od 2021 roku choruję na raka jajnika IV stopnia. Pierwszy raz zachorowałam w 2009 roku na raka piersi. Sądziłam wtedy, że wygrałam walkę. Niestety okazało się, że tylko bitwę. Rak powrócił, a ja dowiedziałam się, że jestem posiadaczką mutacji genu BRCA. Obecnie leczenie nie przynosi porządanego skutku, dlatego lekarze zadecydowali o włączeniu specjalnego leku Oyavas, którego nie jestem w stanie samodzielnie sfinansować, a który może pomóc zatrzymać chorobę. Przeszłam już 3 operacje, żeby walczyć o siebie. Jestem babcią 8 wnucząt (w tym 3 z autyzmem), które nie wyobrażają sobie świata bez babci. Dlatego zwracam się z prośbą o pomoc i wsparcie.

9 829 zł z 20 000 zł
49%
Władysław Bojarek, Międzyrzecz

Bardzo chcę żyć!

Mój przypadek nie jest typowym. Pierwotne rozpoznanie to nowotwór jelita grubego - esicy, po HIPEC stwierdzono wtórny nowotwór złośliwy otrzewnej i przestrzeni zaotrzewnowej oraz mnogie zmiany w mięśniach prostych brzucha. Gdyby wchodzić w szczegóły, byłoby sporo do napisania... Zakończyłem II linię chemioterapii dożylnej oksaliplatyną. Niestety lekarz stwierdził, że chemia nie działa. Później zapadła decyzja o operowaniu (usunięcie przedniej ściany brzucha z mięśniami i zastąpienie powłok Permacolem), ale tutaj również bez powodzenia. Po ponad dwóch latach bezskutecznej walki proszę o wsparcie w zbiórce środków na poszukiwanie dalszych metod leczenia. Leczenie systemowe w Polsce nie daje nadziei. Inna perspektywa jest w Niemczech, gdzie w podobnych przypadkach było możliwe uwolnienie od nowotworu. Bardzo chcę żyć. W życiu czasami trzeba odpuścić, ale nigdy się nie poddać!

14 436 zł z 400 000 zł
3%
Tamara Krętkowska, Warszawa

Zbiórka na leczenie

Na raka piersi choruję od roku 2016, z przerzutami do kości od 2018. Przeszłam operację, chemię, radioterapię, terapię hormonalną. Leczę się w Warszawie. Do września 2022 r. choroba była stabilna. Przyjmowane leki w tabletkach (Rybocyklib+Lametta) świetnie dawały sobie radę, z sukcesem blokując rozwój choroby. Niestety jesień 2022 roku przyniosła bardzo złe wiadomości, pojawiły się przerzuty na wątrobie, a chwilę potem nastąpił progres w kościach. Do chwili obecnej leczenie nie działa, jestem po kilkukrotnej zmianie leków, kolejnej radioterapii i efektów ciągle brak. Zaproponowano mi nierefundowany przez NFZ lek o nazwie Everolimus Stada. Miesięczna kuracja to 4.800 zł. Pomimo tego, że jestem osobą pracującą, cena leku jest dla mnie nie do pokonania... Moja najbliższa rodzina, syn-student i mama na emeryturze oraz 2 kochane pieski, bardzo wspierają mnie psychicznie, ale finansowo jestem ze wszystkim sama. Bardzo mi trudno prosić o pomoc... Zawsze byłam samodzielna i niezależna. Każda, najmniejsza nawet wpłata, zwiększa moje szanse na stabilizację choroby i za każdą złotówkę serdecznie dziękuję ❤️ Mam wiele marzeń i niezrealizowanych planów. Nigdy się nie poddam i będę walczyć o każdy kolejny dzień. Dla moich najbliższych i dla siebie.

84 784 zł z 100 000 zł
84%
Bożena Wowra, Chorzów

Uratuj życie matki małych sportowców

25.10.2023 Aktualizacja Niestety wyniki histopatologiczne po mastektomii potwierdziły naciekowy przerzut do węzłów chłonnych. 13.11.2023 czeka mnie limfadenektomia, po której będę walczyła już nie tylko o życie,ale też o sprawność prawej ręki. Planowana po tym zabiegu radioterapia nie ułatwi mi tego. Dlatego jeszcze bardziej proszę - środki na rehabilitację będą mi niezbędne, bez Was nie będę mogła nawet zrobić dzieciom kanapki do szkoły... Serce mi pęka na samą myśl, a łzy ciekną strumieniami... Sport to zdrowie! Sport to przyszłość! Sport jest nieodłącznym elementem życia naszej rodziny. Jestem mamą 7-letniego Mistrza Śląska w jiu-jitsu sportowym, 8-letniej najmłodszej w historii reprezentantki Podokręgu Katowice w piłce nożnej oraz 13-letniego amatora pływania. Wraz z mężem staramy się im dawać dobry przykład, dbając o swoje zdrowie, unikając nałogów, pamiętając o dobrej kondycji fizycznej czy zdrowej diecie. Każdy dzień naszego tygodnia jest perfekcyjnie zaplanowany. Szkoła i praca, chwila oddechu, popołudniowe treningi - ja jeżdżę z synem do Bytomia na treningi jiu-jitsu, mąż z córką do Rudy Śląskiej na treningi Akademii Piłkarskiej, najstarszy syn na szczęście ma basen w trakcie lekcji. Weekendy również mamy zajęte ligą, turniejami lub zawodami. Jednak gdy tylko znajdziemy wolny czas, spędzamy go również wspólnie na wyjazdach, by poznawać piękne zakamarki przyrody. Jesteśmy namiociarzami, więc nasze wyjazdy często są nieplanowane i niedalekie, ale dla dzieci ekscytujące. I pewnego dnia cały nasz plan zostaje zburzony przez diagnozę - rak. W najbliższym czasie czeka mnie mastektomia prawej piersi ze względu na wykryte 21 ognisk zapalnych. Wskazana jest również mastektomia lewej piersi, w której również wykryto podejrzane zmiany oraz wycięcie jajników z cystą, jednak te zabiegi w moim przypadku nie są refundowane przez NFZ. Całe nasze życie rodzinne kierujemy w rozwój dzieci, w ich lepszy start w dorosłość. W ten start, którego sami nie mieliśmy. Cieszymy się każdym ich sukcesem, wspieramy, jeśli przychodzą drobne potknięcia. Wierzymy w nie każdego dnia. Dzieci są sensem naszego życia. Nigdy nie prosiliśmy nikogo o pomoc w zapewnieniu im tego wszystkiego, co potrzebne do ich rozwoju. Ciężko pracujemy, by dać im to, co niezbędne. Jednak teraz sytuacja nas przerosła. Nie mamy zabezpieczonych takich środków pieniężnych, które są potrzebne, bym mogła jak najszybciej przejść niezbędne operacje, odbyć rehabilitację i wrócić do swoich obowiązków. Czas jest tutaj kluczowy. Nie mamy pomocy nikogo z zewnątrz, a jedna osoba nie będzie w stanie pogodzić wszystkich codziennych zajęć. Moje dzieci walczą na macie, na boisku, w wodzie - o swoje cele i marzenia. Ja muszę stoczyć inną walkę - o życie. Dlatego proszę Cię, jeśli to czytasz, wspomóż moją zbiórkę nawet niewielką kwotą. Pomóż mi proszę zdobyć narzędzie do skutecznej walki i zwycięstwa z najgorszym, niedającym objawów wrogiem, jakim jest nowotwór złośliwy. Chcę móc cieszyć się z moimi dziećmi z ich pasji, chcę im towarzyszyć, być mamą, wspierać, chcę żyć... Nie poddam się, jednak potrzebuję Twojej pomocy.

15 722 zł z 60 000 zł
26%
Anna Strach, Wąwolnica-Kolonia

Zbiórka na leczenie raka piersi w trakcie chemioterapii

Witam, Mam na imię Ania i mam 51 lat. Zdiagnozowano u mnie nowotwór złośliwy piersi z naciekami. Miałam już wszczepiony port 2 miesiące temu, a niecały miesiąc temu przeszłam drugą operację, ponieważ nastąpiły przerzuty do węzłów chłonnych. Jestem osobą radosną i uśmiechniętą, ale w obecnej chwili uśmiech i radość prysły niczym pyłek na wietrze. Renta chorobowa skończyła mi się w lipcu, udałam się do MOPSu, ale żadnej pomocy nie uzyskałam. Będę miała zastosowaną radioterapię oraz przeprowadzoną operację prawej piersi, gdzie jest nowotwór złośliwy, a także lewej, gdzie jest łagodny. Proszę ludzi dobrej woli i o ogromnym sercu o wsparcie finansowe na dojazdy do szpitala (80 km), jak również na opatrunki czy też leki, a nawet na zbilansowaną dietę w trakcie leczenia. Tak jak już wspomniałam, zostałam bez środków finansowych. Z góry serdecznie dziękuję za pomoc oraz za przeczytanie mojej prośby. Pozdrawiam, Ania

57 zł z 4 000 zł
1%
Beata Bebe-Tomkiewicz, Warszawa

Pełną piersią żyć - zbiórka na leczenie raka piersi, cd. rekonstrukcji i rehabilitację

Hej, jestem Beba i bardzo potrzebuję Waszego wsparcia. Moje "zderzenie" z rakiem piersi zaczęło się i przebiegało pokrótce tak: Na fali postanowień noworocznych poszłam na mammografię (wcześniej robiłam tylko USG piersi, które nic niepokojącego nie wykazywało). Stojąc przy aparacie, usłyszałam od pani technik: "STOP". I czas nagle stanął w miejscu... Duży guz w lewej piersi, mnóstwo podejrzanych mikrokalcynacji wokół, w prawej również podejrzane zmiany. I wielki strach. Potem USG. Potwierdziło wszystko i ujawniło problem w węzłach chłonnych. Machina ruszyła. Biopsja. Czekanie. I 06.02.2023 wynik: rak przewodowy piersi. I nastał chaos. Badania, leczenie, konsultacje, konsylia. 12.05.2023 operacja. Chirurg zdecydował, że wykonają obustronną amputację piersi z jednoczasową rekonstrukcją obu piersi ekspanderami. Szok? Nie było na to czasu. Przyszedł rano przy zmianie opatrunków. Po pierwszym tygodniu gojenia przyszedł ogromny ból. A w drugim okazało się, że w ranie po lewej piersi pojawiła się duża martwica. Że nie wiadomo co dalej i czy świeżo odtwarzana pierś się obroni. Czy nie będzie trzeba jej usunąć. Czy obumrze. Zatrzymało to proces rekonstrukcji, bo nie można było napełniać ekspanderów. Znów długie czekanie. No i ten ból. Narastający, paląco-piekący, strzelający prądem, niepozwalający myśleć, spać, żyć. Znów szpital. Oddział medycyny paliatywnej i próby spacyfikowania bólu. I wzmacnianie, bo schudłam 13 kg. Wlewy dożylne z lidokainy, blokady. Bardzo ciężkie, narkotyczne leki. Ale udało się ustawić leczenie. Ból jest wciąż obecny, ale sobie z nim radzę. Okazało się, że ten koszmar to neuropatia wywołana leczeniem przyczynowym (uszkodzenie nerwów przy wycinaniu węzłów chłonnych). Wróciłam do domu. Długie leczenie martwicy zaczęło dawać rezultaty i powoli ekspandery zostały napełnione. Dziś są wypełnione na full, więc trzeba tylko czekać, by się wszystko zagoiło, by wytworzyły się "kieszonki" na właściwe protezy. Wtedy czeka mnie kolejna operacja, wymiany ekspanderów na implanty. Chirurg poinformował mnie, że po wymianie proces rekonstrukcyjny jest zakończony. Że zostanę z piersiami bez sutków. Że odtworzenie kompleksu otoczka-brodawka i ew. mikropigmentację sutka muszę wykonać we własnym zakresie. A to przekracza moje możliwości finansowe. Pracuję w pomocy społecznej (budżetówka), a dotychczasowe leczenie pochłonęło wszystkie moje oszczędności. Odbyłam cykl rehabilitacji w ramach NFZ, fizjoterapeuci uważają, że działania należy nadal kontynuować we własnym zakresie, by absolutnie nie przerywać fizjoterapii, tak aby zwiększyć zakres ruchu lewej ręki, odzyskać czucie w lewym ramieniu, zapobiec obrzękowi i neutralizować ból neuropatyczny. Rak to jak zderzenie z kamienną ścianą. Nagle stajemy się totalnie śmiertelni. To ciągły, nieustanny lęk. Utrata obu piersi to również ogromny cios. Mimo świadomości, że zabrano z nas chorobę, raka. I dla ciała i dla psychiki to nieprawdopodobny ciężar. Trudno to sobie zracjonalizować i poukładać mądrze w głowie. Nawet tak silnym osobom jak ja. A zaakceptować, nazwijmy to po imieniu: okaleczenie - jest wręcz niemożliwe. To trauma, która w wielu krajach jest rozumiana i przeprowadza się przez nią kobiety z empatią, delikatnością, współczuciem. I otrzymują leczenie od A do Z. Ja muszę prosić Was o pomoc, by przez to przejść. Bo sama po prostu nie dam rady. Leczenie potrwa jeszcze bardzo długo. A ja bardzo chcę odzyskać siły, sprawność, by wróciło moje dawne życie. Chciałabym też móc patrzeć w lustro bez niechęci, niepokoju i wstrętu; nie przypominając sobie za każdym razem, gdy zerknę, o nowotworze i mastektomii. Bardzo chciałabym móc znów oddawać się mojej największej pasji: górom. Tam łatwiej odzyskać pewność siebie i odwagę. I marzę o tym, by przestać czuć się pół-kobietą. Po prostu o tym, by było jak "sprzed", a może nawet lepiej, bo wiem, że czas TUTAJ nie jest nieograniczony, a ja nie chcę już zmarnować ani godziny. To byłoby jak "kropka nad i" w procesie zdrowienia. Wielkie uwolnienie. Będę ogromnie wdzięczna za każde wsparcie i pomoc. Serdecznie i całego serca z góry dziękuję.

18 629 zł z 30 000 zł
62%
Edyta Biernacik, Nowy Wiśnicz

Proszę o pomoc w walce z rakiem - na leczenie i dojazdy

Mam na imię Edyta, mam 41 lat. O chorobie dowiedziałam się niedawno, bo raptem dwa tygodnie temu, choć choroba pewnie rozwijała się długo, nie dając żadnych konkretnych objawów. Mieszkam wraz z mężem w południowej części Polski, jakieś 50 km od Krakowa. Moje życie nie było usłane różami - z rakiem w mojej rodzinie to już jest jakieś fatum, gdyż moi rodzice zmarli kilka lat temu, oboje na nowotwór, tylko każdy na inny. Do niedawna byłam normalną kobietą, która zajmowała się domem i pracą. Teraz, kiedy dowiedziałam się o chorobie, moje życie straciło na wartości, jednak nie poddam się i będę walczyć, jednak bez Państwa pomocy nie dam rady. Mieszkam z mężem, mam schorowaną teściową, którą również się opiekuję. Dla nich, dla mojej małej siostrzenicy, dla siostry i szwagra, ale przede wszystkim dla siebie chcę wygrać walkę. Przed chorobą z mężem jeździliśmy na weekendowe wycieczki, czy do lasu, czy w góry. Bardzo bym chciała wrócić do tego wszystkiego, wrócić do moich marzeń o podróżowaniu. Wracając do mojej choroby: choruję na NOWOTWÓR ZŁOŚLIWY SZYJKI MACICY. Choroba została zdiagnozowana 11.08.2023, a od lekarza dowiedziałam się dopiero 17.08.2023. W tamtym momencie myślałam, że mi się świat zawalił, że wszystkie nieszczęścia na mnie spadły, poczułam ból, strach i bezsilność. Zaczynam leczenie, ale bardzo się boję, jak zniosę skutki uboczne. Jedyna rzecz, która daje mi siłę to najbliżsi - mój mąż i reszta rodziny. Będę walczyć, żeby przedwcześnie ich nie stracić i żyć z nimi jak najdłużej. Zbieram pieniążki na leczenie, dojazdy oraz badania diagnostyczne. Mieszkam 50 km od Szpitala Uniwersyteckiego w Krakowie, w którym jestem leczona. Niestety nie mam możliwości przeprowadzić się tam, gdyż mój mąż pracuje na miejscu i mamy tylko jedną wypłatę na nas dwoje. Proszę o pomoc w walce z tą tak ciężką chorobą.

2 586 zł z 30 000 zł
8%
Ewa Dorota Beldowska-Sadurska, Warszawa

Leczenie raka piersi HER2 dodatniego - nierefundowany pooperacyjnie lek

Dzień dobry, w kwietniu 2023 zdiagnozowano u mnie złośliwą odmianę raka piersi HER2-dodatniego. Schemat leczenia jest niestety taki, że najlepsze lekarstwo pooperacyjnie nie jest już refundowany. AKTUALIZACJA Bardzo wszystkim dziękuję za wpłaty. Dzięki zbiórce dostałam cztery dawki - jednakowoż skutki uboczne okazały się w moim przypadku bardzo dotkliwe. Musiałam przerwać leczenie. Dziękuję wszystkim za wpłaty, czekam teraz na potwierdzenie czy na pewno już jestem zdrowa, czy nie ma wznowy. Dziękuję wszystkim serdecznie, Ewa Beldowska- Sadurska

56 086 zł z 150 000 zł
37%
Włodzimierz Kozłowski, Warszawa

Pomoc dla Włodka

Szanowni Państwo, ten przystojniak na zdjęciu to mój mąż Włodek, najwspanialszy na świecie człowiek. Zdjęcie było robione, gdy mąż był mobilny, ale teraz choroba, z którą walczymy od 2014 roku, pozwala nam jedynie na wycieczki od szpitala do szpitala. To właśnie w 2014 roku dowiedzieliśmy się, że małżonka zaatakował nowotwór i trzeba szybko operować. Po operacji niestety były powikłania. Lekarze nie wiadomo, z jakiego powodu nie podali środka rozrzedzającego krew i powstał zator w płucach typu jeździec. Po trzech tygodniach od operacji onkologicznej mąż miał embolektomię płucną, czyli wyciąganie serca na 20 minut z klatki piersiowej i usuwanie jak największej ilości skrzepów. Dzięki cudownym rękom chirurgów operacja się udała. Pierwsze lata zdiagnozowanej choroby nie były takie ciężkie. Była radioterapia, leczenie hormonalne. Później mąż robił się coraz słabszy, próbowaliśmy badań klinicznych, które niestety nie dały żadnego efektu, doszła chemia. Po 8 wlewach trzeba było zakończyć. Lekarz prowadzący nie chciał już podejmować dalszych kroków w leczeniu i nawet kiedy podjęliśmy samodzielne kroki i zbadaliśmy genom nowotworu (badanie nierefundowane, kosztowało wówczas 21 tys. zł), pani doktor zaczęła na mnie krzyczeć, bym przestała męczyć męża. Jednak moja determinacja nie poszła na marne. Zrobione badania BRCA wykazały, że jest tylko jeden lek dla męża: Olaparib. Terapia miesięczna kosztowała 24 tys. zł. Ale mieliśmy wsparcie Opatrzności, która przysłała nam Anioła w ludzkiej skórze. Dzięki Profesorowi mąż był leczony przez ponad 2 lata. Często podkreślał, że mamy dużo szczęścia, że u nikogo - z tak zaawansowanym nowotworem - terapia metodą celowaną nie przynosi takich efektów. Teraz niestety zakończyliśmy leczenie. Olaparib przestał na męża działać, badania się pogarszają. Mąż od razu poczuł się bardzo źle. Z każdym dniem jest coraz słabszy. Odczuwa też większy ból, mimo przyjmowania silnych opioidów. Przed nami kolejne radykalne działania. Będę chciała robić po raz drugi badanie genomu, słyszałam także o leczeniu izotopem LUT-177-PSMA-617. To wszystko jest bardzo drogie. 4-tygodniowa terapia to ok. 30 tys. złotych. Jestem głęboko przekonana, że nam się uda. Dostajemy ciągle emocjonalne wsparcie od obcych nam osób. Trzymają za nas kciuki, modlą się za Włodka. Ciągle mówią, że jest w nas dużo dobra i rzadko spotykają się z tak ogromną miłością, jaka w nas jest i przez to zasługujemy na to samo. Sami do tej pory wielokrotnie pomagaliśmy i pomagamy w przeróżnych zbiórkach, nie jesteśmy obojętni na ból i krzywdę innych. Niesiemy pomoc tam, gdzie jest potrzebna. Teraz sami jej oczekujemy. Wyrażam nadzieję, że znajdą się chętni, którzy będą chcieli nam pomóc. Już teraz dziękuję wszystkim za przekazany okruch serca, bo życie bez Włodka nie ma dla mnie sensu. Z poważaniem Małgorzata Kozłowska

5 386 zł z 500 000 zł
1%