Zbiórki

Shirley Ytac, Warszawa

Jestem samotną matką. Muszę pokonać raka, aby żyć dla mojej córki.

Shirley pracowała jako native English speaker w przedszkolu na warszawskim Mokotowie. Jest samotną matką wychowującą nastoletnią córkę, Sheilę. Razem tworzą małą, ale kochającą, szczęśliwą rodzinę. Niestety... Ubiegłego roku, podczas odwiedzin babci na Filipinach, córka zachorowała na bardzo poważną chorobę - Dengue. Żeby uratować swoją córkę, Shirley zadłużyła się finansowo. Poleciała na Filipiny i musiała zostać tam wiele tygodni zanim Sheila wyzdrowiała. Niestety, koszt leczenia przerósł jej budżet. Od tamtego czasu lawina nieszczęśliwych wydarzeń w jej życiu trwa do dziś. Kiedy wróciła do Polski okazało się, że ma guza na piersi... Po kilku tygodniach i wielu badaniach otrzymała diagnozę: złośliwy nowotwór piersi, co dla Shirley brzmiało jak wyrok śmierci. Choroba cały czas się rozwija. Shirley ma przerzuty na węzły chłonne. Stopień choroby powoduje, że Shirley ma ogromne wydatki, które coraz bardziej narastają. Shirley musi ponosić bardzo duże koszty między innymi na zakup leków, opłacenie wizyt lekarskich plus badania, dojazdy na wizyty lekarskie i szpitalne, zakup oczyszczacza powietrza (bo przy jej nowotworze bardzo ważne jest zminimalizowanie ryzyka infekcji) oraz zakup peruki. Shirley jest osobą pełną ciepła i radości, która zawsze każdą wolną chwilę przeznaczała, żeby pomóc innym. My wszyscy, którzy ją znamy możemy to potwierdzić i wraz z najbliższymi jej przyjaciółmi prosimy o pomoc. Nie damy rady sami... Leczenie onkologiczne to tylko początek. Chemioterapia, operacja mastektomii, radioterapia... To wszystko jest dla Shirley za dużym ciężarem do dźwignięcia. Żeby trochę ulżyć Shirley, organizujemy zbiórkę. Pomóżmy jej, bo kiedyś możemy sami potrzebować pomocy innych do walki o nasze życie!

1 252 zł z 40 000 zł
3%
Arleta Hassine, Inowrocław

Proszę o pomoc w finansowaniu kosztów leczenia onkologicznego.

Moja historia jest jakże typowa, podobna do wielu osób borykających się z rakiem. Wszystko można opisać w kilku słowach: szok, niedowierzanie, bunt, walka codzienna z bólem i konsekwencjami chemioterapii, naświetlań, lęk przed odebraniem kolejnych wyników badań i myśli praktycznie w każdej chwili dnia i nocy o tym, co będzie, przecież to tykająca bomba, czasami z opóźnionym zapłonem… Ciężko mi jest prosić kogokolwiek o pomoc, bo nie potrafię i nigdy tego nie robię – taka jestem, ale tutaj to trochę łatwiejsze, bo wystarczy napisać, a sytuacja, w której się znalazłam, nie daje mi dużego wyboru. Kiedy usłyszałam, że mogę być włączona do programu z RYBOCYKLIBEM popłakałam się ze szczęścia. Jakie rozczarowanie przyszło kilka tygodni później, kiedy dowiedziałam się, że jednak nie spełniam kryteriów i nie kwalifikuję się na refundowane leczenie. Mogę brać lek, ale w wersji pełnopłatnej – koszt leku bez refundacji to ponad 10 tysięcy złotych miesięcznie. Obecnie mogę kupować lek przez CO za około połowę tej kwoty miesięcznie, ale i tak nie stać mnie i mojej rodziny na to. A ile rodzin jest takich jak ja…? Tu na Ziemi mamy tylko jedno życie. Zaczynamy je doceniać niestety często za późno, kiedy wydarzy się coś, czego cofnąć nie można, a dalsze życie stoi pod wielkim znakiem zapytania. Tak jest i w moim przypadku. Ponad siedem lat temu zdiagnozowano u mnie nowotwór złośliwy piersi. Mam na imię Arleta. Mam 52 lata. Pracuję jako planista produkcji. Od ponad 7 lat choruję na raka. To rak agresywny, wykazujący się dużą skłonnością do przerzutów. Mój mąż i 16-letni syn cały czas wspierają mnie, ale teraz to już nie wystarcza. Potrzebuję też wsparcia finansowego. Mąż też dość poważnie choruje, a nie chcemy, aby nasz syn został sam. Przez około 25 lat byłam pod stałą opieką onkologa z powodu wcześniej usuniętego włókniaka w jednej z piersi. Co roku kontrola u lekarza, co 2 lata USG, a także co jakiś czas mammografie, biopsje. Na przełomie stycznia i lutego w 2016 roku pojawił się kolejny guz, tym razem w lewej piersi. Pojawił się nagle i to od razu nie taki mały. Dostałam skierowanie na USG. Zalecono biopsję cienkoigłową. Wyniki biopsji były prawidłowe. Lekarz zalecił „obserwację guza”. W kolejnym m-cu pierś zaczęła wyglądać inaczej, wiedziałam, że coś jest nie tak. Poszłam kolejny raz do lekarza i zalecono mi biopsję gruboigłową. Ta już nie dała dobrych wyników. Stwierdzono nowotwór złośliwy. Niestety po skierowaniu na TK wątroby stwierdzono w badaniu rozsiane guzy we wszystkich płatach, przypadek nieoperacyjny. W ciągu kilku dni dostałam od razu „chemię”. Guzy zaczęły się zmniejszać. Po ponad 5 miesiącach chemioterapii przyszedł czas na hormonoterapię. Od ok. 6 lat zażywam hormony, które blokują rozwój choroby. Niestety w 2020 roku pojawiły się kolejne przerzuty. Okazało się, że choroba postępuje i stwierdzono m.in. przerzuty do kości. Jestem już po zakończonym cyklu radioterapii. Każda zła diagnoza to przygotowywanie się na nowo do śmierci. Z mojego już 7-letniego doświadczenia powiem Wam, że nie da się do tego przygotować. Znowu podjęłam walkę i nie zamierzam się poddawać. Dalsze leczenie stało niestety pod znakiem zapytania. Najlepszym rozwiązaniem w obecnej sytuacji było włączenie do leczenia leku cytostatycznego o nazwie Rybocyklib. Niestety jest to lek refundowany wyłącznie w pierwszej linii leczenia, czyli do momentu, w którym pacjent po raz pierwszy otrzymuje chemioterapię w zaawansowanym stadium choroby. Ja nie kwalifikuję się do refundacji leczenia. Obecnie udaje mi się otrzymywać lek poprzez Centrum Onkologii w Bydgoszczy za tzw. „złotówkę”, ale nie wiem jak długo to potrwa, dlatego zbieram środki na dalsze leczenie tym lekiem, bo taki sposób finansowania może się w każdej chwili skończyć. Dotychczasowe zastosowanie chemioterapii i radioterapii dokonało niestety spustoszeń w moim organizmie, stąd zbieram również środki na leczenie innych schorzeń, w tym też związanych ze wzrokiem czy uzębieniem, a także na koszty dojazdu do Centrum Onkologii, bo wizyt jest naprawdę wiele. Bardzo proszę o wpłaty. Z góry serdecznie dziękuję wszystkim za wsparcie. Jestem osobą, która konsekwentnie dąży do celu. Nie poddaję się chorobie, staram się żyć na tyle normalnie, na ile mogę. Chcę dalej żyć i sama wspierać innych. Nigdy w życiu nie spodziewałam się, że kiedykolwiek będę w ten sposób prosić o pomoc. Robię to także dla mojego syna. Nie chcę go zostawiać. Pomóżcie.

71 472 zł z 156 000 zł
45%
Anna Gędoś, Trzebinia

Leczenie nowotworu złośliwego piersi

Mam na imię Anna. Jak większość z Was, nigdy nie myślałam że będę kiedykolwiek pisać taki list. Dwa dni po moich 47 urodzinach miałam wykonaną biopsje, która wykazała wieloogniskowego hormonozależnego raka piersi, HER 2 dodatniego. To rak agresywny, wykazujący się dużą skłonnością do przerzutów. Okres po diagnozie to psychiczne, fizyczne i duchowe tsunami. Zarówno dla mnie jak i moich najbliższych. Zadecydowano, że zostanie mi podana przedoperacyjna chemioterapia. Po rozpoczęciu leczenia byłam pełna entuzjazmu i wiary, że uda mi się pokonać raka i będę żyć. Byłam bardzo pozytywnie nastawiona. Jednak po 4 cyklu chemioterapii rezonans magnetyczny wykazał zamiast regresji pojawienie się nowych zmian, w tym jedna prawdopodobnie nacieka na skórę. Niestety podejrzana zmiana pojawiła się też w piersi prawej. Dla mnie to jak przerzuty. Leczę się dalej i przygotowuję do operacji. Najlepsze szanse na wyleczenie daje teraz przedoperacyjne podanie chemioterapii i leczenie przy zastosowaniu tzw. podwójnej blokady. Jeden z leków potrzebnych do tej terapii nie jest refundowany w moim przypadku (Pertuzumab), gdyż nie mam przerzutów do węzłów chłonnych. Ja chcę zdążyć przed przerzutami i dlatego proszę Was o pomoc! Koszty tylko tego leku to kilkadziesiąt tysięcy złotych. Leczenie w części finansuję sama, pomaga mi rodzina, przyjaciele i liczę na Was. Wiele badań i konsultacji medycznych wykonywałam i zapewne będę nadal wykonywać prywatnie. Chciałabym wykorzystać każdą szansę żeby zostać jak najdłużej z moim synem, mężem i bliskimi oraz wrócić do pracy i swoich pasji. Dziękuję! Anna W przypadku wpłat poza stroną, numer konta do wpłat to 24 2490 0005 0000 4600 5154 7831, w tytule przelewu koniecznie trzeba podaćnumer identyfikacyjny "111301" (w ten sposób środki są identyfikowane jako przeznaczone na zbiórkę dla Ani). Rachunek jest prowadzony w Alior Banku, IBAN: PL 24 2490 0005 0000 4600 5154 7831; SWIFT Code (BIC): ALBPPLPW

23 785 zł z 30 000 zł
79%
Tadeusz Rolka, Mława

Walka z mięsakiem

Witam serdecznie, mam na imię Tadeusz, jestem ojcem oraz dziadkiem pięciorga wspaniałych wnucząt. Kocham życie i chcę jeszcze przeżyć wiele wspaniałych chwil. W 2018 roku pojawił się u mnie guz w okolicach prawej łopatki. W sierpniu 2018 roku usłyszałem diagnozę: mięsak okolicy łopatki prawej (myxofibrosarcoma G3). Zostałem skierowany na przedoperacyjną radioterapię. Guz rósł w zastraszającym tempie, do operacji był wielkości dużej pięści męskiej. Operacja odbyła się w październiku 2018 roku. Jeszcze dobrze nie zdążyła zagoić się olbrzymia rana pooperacyjna, a już po pół roku nastąpiła wznowa. Tym razem guz pojawił się na kości łopatki. Zostałem skierowany na trzy cykle chemioterapii, a w październiku 2019 roku została przeprowadzona operacja usunięcia łopatki i przeszczep skóry. Po czterech miesiącach nastąpiła kolejna wznowa, tym razem w bliźnie pooperacyjnej, aw kwietniu 2020 przeprowadzona została trzecia operacja. Po trzech miesiącach pojawiła się następna wznowa. Zostałem skierowany na koleją chemię. Po zakończeniu leczenia chemioterapią, 10 stycznia 2021 roku została przeprowadzona czwarta operacja. Codzienne opatrunki, dojazdy na konsultacje lekarskie, zakup środków farmakologicznych przewyższają moje możliwości finansowe. W tej chorobie bardzo ważne jest pozytywne nastawienie, pomoc bliskich i ich wsparcie. Dziękuję za każdą pomoc i wsparcie i życzę dużo zdrowia!

4 274 zł z 5 000 zł
85%
Małgorzata Roszczyńska, Warszawa

Proszę o wsparcie w walce z rakiem!

Dzień dobry, nazywam się Małgorzata, mam 50 lat. 31 marca tego roku zdiagnozowano u mnie nowotwór trzustki. Rozpoczęłam przyjmowanie chemii i ciężką walką o swoje życie i zdrowie. Potrzebuję Waszego wsparcia, gdyż planowane leczenie pochłonie dużo środków: konsultacje, badania, dojazdy do placówek medycznych, leki, żywienie medyczne...

38 597 zł z 75 000 zł
51%
Dominik Skroś, Kruszwica

Zbieram środki na dojazdy do szpitala i leki.

Jestem Dominik, 23 kwietnia skończyłem 25 lat. Urodziny spędziłem na kolejnej chemii w szpitalu w Warszawie, ale wróćmy do początku... Walka z chorobą rozpoczęła się w kwietniu ubiegłego roku od silnego bólu i opuchnięcia kostki. Po szeregu przeprowadzonych badań, w lipcu usłyszałem diagnozę-rak, a dokładniej kostniakomięsak kości piszczelowej lewej z zajęciem szpiku kostnego. Po przeprowadzonej biopsji potwierdziła się wysoka złośliwość kostniakomięsaka. Od września rozpocząłem chemioterapię w szpitalu onkologicznym w Warszawie. Chemia miała na celu zmniejszenie guza oraz umożliwienie operacji i wszczepienia endoprotezy. Niestety szybkie rozrastanie się guza doprowadziło do złamania patologicznego. Lekarze podjęli decyzje o amputacji kończyny. 27 grudnia odbyła się operacja amputacji lewej nogi. Aby móc wrócić do normalnego funkcjonowania, potrzebna mi była proteza podudzia -kupiłem protezę ćwiczebną, która pozwoliła nauczyć się chodzić. Teraz przechodzę na nową, stałą, która zostanie ze mną do końca życia. Choć koszt był ogromny, udało się taką kupić! Dziękuję! Teraz pozostają "tylko" koszty dalszego leczenia, badań, konsultacji, leków. Jest to ok. 1000 zł miesięcznie. Przede mną wizyty co 3 miesiące przez najbliższe 5 lat. Promykiem nadziei w walce jest moja córka Marysia, która pojawiła się na świecie 3 lipca! Proszę o wsparcie, które pomoże mnie i mojej rodzinie w tej nierównej walce!

3 210 zł z 12 000 zł
26%
Stefan Zliczewski, Łomianki

Wsparcie leczenia nierefundowanego

Witam! Mam na imię Stefan, mam 68 lat i zdiagnozowano u mnie raka prostaty, który w perspektywie dał przerzuty na kości. Istnieje możliwość terapii prowadzącej do całkowitego wyleczenia. Jest to terapia małoinwazyjna, lecz kosztowna i nierefundowana przez NFZ. Na ten moment rozważane są 3 opcje: operacja HIFU, Nanoknife i Da Vinci. Operacje wykonywane przez NFZ, a także radio i chemioterapia powodują szereg nieodwracalnych powikłań. Moim źródłem dochodu obecnie jest emerytura, która nie jest w stanie pokryć kosztów leczenia. Z góry serdecznie dziękuję za wsparcie. Stefan Zliczewski

29 996 zł z 39 000 zł
76%
Marlena Płacińska, Bydgoszcz

Leczenie onkologiczne

Mam na imię Marlena i mam guza jajnika. Mam 60 lat i mnóstwo planów na przyszłość. W wolnych chwilach spędzam czas z moją ukochaną córką, która daje mi wiele radości. Los sprawił, że musiałam wychowywać ją samotnie, jednak był to piękny czas w moim życiu. Niestety w lipcu 2019 roku wykryto u mnie guza jajnika z rozsiewem do otrzewnej. Ta informacja była dla mnie bardzo uderzająca, ponieważ choroba nie dawała wcześniej żadnych objawów i nagle z dnia na dzień dowiedziałam się, że mój stan zdrowia jest niemalże krytyczny. Niestety skutkiem była nie tylko utrata zdrowia, ale również pracy i środków do życia. Co dalej? Oczywiście podjęto próbę leczenia. Niestety podczas pobytu w szpitalu wykryto u mnie jeszcze jedną chorobę, tym razem kardiologiczną, przez co operacja jest na ten moment niemożliwa. W związku z tym jestem leczona tylko chemioterapią. Ta forma leczenia przynosi jedynie chwilową pomoc i muszę zostać zoperowana, jeżeli chcę żyć! Jaki jest plan działania? Abym mogła przystąpić do operacji, muszę nieustannie utrzymywać mój organizm w doskonałej kondycji. To niełatwe, kiedy przyjmuje się chemię. Jednak jest sposób na to, abym mogła zawalczyć o swoje zdrowie! Aktualnie poddaję się leczeniu Nivolumabem. Niestety jest to bardzo kosztowne. Do tego dochodzą koszty badań, konsultacji i dojazdów, a w mojej sytuacji nie posiadam żadnych źródeł dofinansowania. Ponieważ straciłam pracę, tylko moja córka jest aktualnie żywicielem rodziny i nie mogę pozwolić sobie na jedyną formę leczenia, która może dać mi szansę na wyzdrowienie.

6 000 zł z 50 000 zł
12%
Mikołaj Tabisz, Wejherowo

Leczenie i walka z glejakiem

Witam, nazywam się Mikołaj Tabisz, mam 25 lat i jestem chory na glejaka IV stopnia. W listopadzie zeszłego roku dowiedziałem się o chorobie i wtedy rozpoczęła się moja walka o życie. Choroba przeszkodziła mi w realizacji jednego z moich marzeń – ukończenie gdańskiego maratonu, do którego się aktualnie przygotowywałem. Do tej pory udało mi się zdobyć koronę półmaratonów oraz zostałem mistrzem Polski w kickboxingu. Sport jest czymś, co towarzyszy mi od dziecka, czymś co kocham, czymś z czym wiązałem swoje życie – do niedawna... Wszystko zaczęło się, kiedy przy sporym wysiłku doświadczałem dużych spadków energii, osłabienia oraz problemów z koncentracją. Nie występowało to często, dlatego tłumaczyłem to zwykłym zmęczeniem. Kiedy tego typu sytuacje się nasiliły, moi rodzice wysłali mnie na badania. Lekarka, która się mną zajmowała, stwierdziła, że może to być początek choroby cukrzycowej, z racji podobnych objawów. Zostałem skierowany na dalsze badania, które miały pokazać więcej. Wtedy jeszcze nie podejrzewałem, że w moim mózgu może rosnąć rak, który mnie powoli zabija. Każde kolejne badanie prowadziło do kolejnego, im dłużej to trwało, tym gorsze miałem przeczucia. Ostatecznie dostałem skierowania na badania głowy – rezonans magnetyczny oraz tomograf. Wyniki miały być w ciągu 3 tygodni, ale przyszły po kilku dniach. Nie znam się na medycynie, dlatego dużo z tego nie rozumiałem. Z wynikami badań udałem się do szpitala, gdzie lekarze, po zapoznaniu się z nimi, zatrzymali mnie. 2 dni później zostałem przetransportowany do szpitala w Gdańsku. W tamtym momencie nadal nie wiedziałem, jak poważny jest mój stan. Decyzja zapadła szybko – operacja mózgu. O mojej chorobie dowiedziałem się w dzień operacji. O wszystkim powiedzieli mi moi rodzice… Pamiętam, jakby to było wczoraj. Moja mama usiadła na łóżku szpitalnym, miała łzy w oczach, moje serce waliło jak oszalałe. "Mikołaj, lekarze wykryli w twoim mózgu raka, będziesz dzisiaj operowany". To są jedyne słowa, jakie pamiętam z tamtej rozmowy. W mojej głowie pojawiło się tysiąc myśli, nie słyszałem, co do mnie mówią. Na początku myślałem, że to wszystko żart, przecież niemożliwe, żebym miał raka. Rzeczywistość okazała się dużo bardziej okrutna… Operacja się udała, ale niestety z racji rozmiaru raka nie udało się im wyciąć go w całości. Lekarze kazali mi zostać jeszcze kilka tygodni w szpitalu, żeby przeprowadzić dodatkowe badania. Niestety, to nie wszystko. Po 2-3 dniach od operacji, zacząłem się dziwnie czuć, miałem problemy z koncentracją, nie potrafiłem napisać wiadomości, rozmawiać z ludźmi, odpowiadać na pytania. Okazało się, że mam krwiaka mózgu, który naciskał na ośrodki w mózgu odpowiadające za komunikację – kolejna operacja. Udała się. Jak wygląda teraz moje życie? Przeszedłem już radioterapię, która niestety nie przyniosła większych efektów. Chemioterapia ciągle trwa, codziennie muszę połykać kilka tabletek, które niszczą mój organizm od środa, ale mają szanse zniszczyć też raka. Ale nie poddaję się! Walczę, walczę o każdy dzień, walczę, abym mógł zrealizować swoje marzenia, abym mógł żyć i cieszyć się tym światem. Teraz moją nadzieją jest terapia Nanotherm lub Immunoterapia w Kolonii. Niestety koszty terapii wynoszą od 20 do 40 tysięcy euro, co dalece przekracza możliwości finansowe moje i mojej rodziny. Dlatego zwracam się do Państwa o pomoc, pomóżcie mi wygrać! Wszystkie rozliczenia będę starał się tutaj zamieszczać i opowiadać o przebiegu leczenia! Dziękuje za każdą złotówkę!

3 862 zł z 200 000 zł
1%
Krystyna Misiowiec, Warszawa

Proszę o wsparcie w sfinansowaniu terapii raka płuc

Nazywam się Krystyna Misiowiec i jestem emerytką. Mieszkam w Warszawie i przez 30 lat pracowałam w samorządzie warszawskim. Przed 6 laty byłam operowana z powodu raka brodawkowatego nerki. Udało mi się pokonać go bez chemioterapii. W 5. roku obserwacji w Poradni Onkologicznej zachorowałam na inny rodzaj nowotworu - drobnokomórkowego raka płuc z przerzutami do mózgu. Od czasu radioterapii w badaniach rezonansu głowy nie stwierdza się zmian. Niestety, kolejne cykle chemioterapii stosowane od ponad roku z powodu raka płuc dają mizerne efekty. Szansą dla mnie jest chemioterapia połączona z immunoterapią atezolizumabem - lekiem nowej generacji. Atezolizumab jest zarejestrowany w Europejskiej Agencji Leków, ale nie jest jeszcze refundowany przez NFZ w tym rodzaju raka. Koszt miesięcznej terapii to ok. 10 tys. złotych, a leczenie powinno potrwać około roku. Przy mobilizacji całej rodziny chcę podjąć próbę leczenia, ale nie będziemy jej w stanie sfinansować bez wsparcia dobrych ludzi. Tak duży koszt terapii przerasta moje możliwości. Proszę o Państwa pomoc w celu doprowadzenia wieloletnich zmagań z nowotworami do szczęśliwego końca.

3 714 zł z 120 000 zł
3%
Józefa Sieja-Lis, Słopnice

Zacząć żyć i funkcjonować bez bólu!

Witam, mam na imię Ziutka, do Józefy nie bardzo mogę się przyzwyczaić w moim 41-letnim życiu. :) Choruję na raka piersi od sierpnia 2018 roku. Nie było łatwo przez prawie dwa lata przejść przez chemioterapię, radioterapię oraz stres, jaki temu towarzyszy. Na szczęście terapia z psychoonkologiem bardzo pomaga. Musiałam zrezygnować z pracy, a jedynym dochodem jest zasiłek, ale z pomocą męża, rodziny i przyjaciół próbuję dać sobie radę. Koniec leczenia nie oznacza końca choroby. Bardzo chciałabym zebrać pieniądze na rehabilitację oraz sprzęt medyczny do ćwiczenia ręki, która nie jest do końca sprawna, a co za tym idzie, powoduje ból, drętwienie oraz opuchliznę. Z powodu skutków ubocznych chemii wymagane jest również kompleksowe leczenie stomatologiczne. Chcę zacząć moje życie od nowa, bo przecież życie które mamy przed sobą, jest ważniejsze niż to, które minęło!

21 314 zł z 30 000 zł
71%
Marzena Szula, Bytom

Potrzebuję Waszego wsparcia w walce z rakiem.

Mam na imię Marzena, mam 53 lata. W czerwcu 2019 roku usłyszałam diagnozę - rak piersi z przerzutami. Nie ukrywam, że diagnoza była dla mnie ogromnym ciosem. Nikt w rodzinie nie chorował na raka piersi, a tu taki szok. Od lipca 2019 roku zaczęłam badania i leczenie w Centrum Onkologii w Gliwicach. Od sierpnia 2019 roku co tydzień przyjmuję chemię. Następnie czeka mnie operacja, radioterapia i rehabilitacja. Utrzymuję się z niewielkiego zasiłku chorobowego z ZUS-u tj. 181 zł oraz z opieki dostaję 215,84 zł. Mieszkam w Bytomiu z moim partnerem i jego ciężko chorym 80-letnim ojcem. Emerytura ojca i zarobki partnera ledwo starczają na skromne życie i rachunki. Niejednokrotnie nie jestem w stanie wykupić recepty, często muszę rezygnować z zakupu leków. Problematyczne są dla mnie również dojazdy do Gliwic na leczenie, koszty prywatnych wizyt lekarskich i badań. Nigdy nie mogłam pochwalić się dobrym zdrowiem, mam wiele chorób towarzyszących. Cierpię między innymi na otyłość, która powoduje problemy z chodzeniem, nadciśnienie, depresję i zwyrodnienie stawów. Nie posiadam samochodu i każda wizyta w Centrum to dla mnie ciężka wyprawa. Pomaga mi rodzina, ale też nie zawsze mają możliwości finansowe lub czasowe. Niejednokrotnie po chemii muszę wrócić do domu taksówką lub zapłacić za paliwo znajomym, bo nie mam siły jechać autobusem. Z powodu ciężkiej sytuacji finansowej jestem zmuszona prosić Was o pomoc. Nie jest to dla mnie łatwe, ale sytuacja mnie zmusiła. Bardzo chcę wyzdrowieć i spędzić jeszcze trochę czasu z dwójką moich dzieci i trójką wnucząt. Walczę dla nich, choć depresja, która towarzyszy mi od wielu lat, często podcina mi skrzydła. Bardzo dziękuję za każde wsparcie w walce z rakiem!

3 499 zł z 20 000 zł
17%