Zbiórki

Piotr Haszke, Chorzów

Rak trzustki to nie wyrok

Nasz kochany tata, Piotr - człowiek o złotym sercu - potrzebuje naszej pomocy w walce z rakiem! Tato jest dla nas całym światem. Patrzenie na jego cierpienie jest najtrudniejszą rzeczą, jakiej kiedykolwiek doświadczyliśmy... Błagam, pomóżcie nam go nie stracić! RAK TRZUSTKI W TYCH CZASACH TO NIE WYROK! Istnieją realne szanse na zatrzymanie tej choroby, Tata naprawdę dobrze reaguje na podawaną chemię z immunoterapią oraz zabiegami wspomagającymi działanie leków, ale KOSZTY LECZENIA znacznie przewyższają nasze możliwości finansowe. Ktoś może pomyśleć i zastanawiać się, dlaczego nie leczymy się standardowo... na NFZ??! Otóż do dnia dzisiejszego nikt ze szpitala nie zadzwonił! Tata jest zakwalifikowany do przyjęcia na CITO na onkologię. Jego dokumenty i dotychczasowe wyniki znalazły się, cytuję: "u profesora na biurku". Telefonów jednak OD MARCA BRAK. Nie mogliśmy czekać bezczynnie i nie robić NIC. Tak znaleźliśmy się dosłownie przypadkowo w prywatnej klinice Doktora Judy w Opolu. Tutaj, jak się okazało, tata ma realne szanse w pierwszej kolejności na zatrzymanie tej choroby. Jednak nic nie dzieje się przypadkowo, być może tak miało być. Otóż systemowe leczenie tak zaawansowanej choroby nie dawałoby takich efektów jak leczenie komercyjne. O tym napiszę dalej. Życie pisze różne scenariusze, nie zawsze te, których byśmy sobie życzyli. Wszystko zaczęło się od nocnych potów rok wcześniej - odpowiedź paru lekarzy, u których tata szukał pomocy na tę przypadłość, cytuję:" jak się pan poci, proszę się odkryć", "są dezodoranty", itp. Już nie chcę gdybać, co gdyby WTEDY trafił na fachową pomoc! Zaznaczę, że tata badał się regularnie! Tym bardziej że nasza rodzina to, że tak ujmę - rakowcy. Niespodziewanie w lutym tego roku pojawiła się żółtaczka. Po przyjściu na izbę przyjęć z żółtaczką mechaniczną (która jak się potem okazało z tomografii, była wywołana uciskiem guza trzustki na przewody żółciowe), gdzie tata był jeszcze (w porównaniu co było potem) w pełni sił, otrzymał odpowiedź, że nie przyjmą go, bo jest, cytuję: "za mało żółty. Proszę przyjść jak stan się pogorszy lub będzie gorączka". Na biopsję guza byliśmy zmuszeni jechać na drugi koniec Polski - sąsiadujemy z Katowicami, a musieliśmy jechać aż do Suwałk! Takie są kolejki i nieważne, że dla takiego człowieka czas odgrywa najważniejszą rolę w tym momencie. Tata przeszedł aż trzykrotną (!!!) próbę założenia ortezy na trzustkę, aby uwolnić uciskane przez guz przewody żółciowe. Udało się. W końcu pierwszy pozytyw. Niestety, w marcu tego roku, nasz świat legł w gruzach. Nasz kochany tata usłyszał diagnozę, która zmroziła nam krew w żyłach - rak neuroendokrynny trzustki z przerzutami do wątroby. Jeszcze kilka miesięcy wcześniej, w maju ubiegłego roku, nic nie wskazywało na ten dramat. Tomografia była czysta... A teraz stoimy w obliczu śmiertelnej choroby, która z dnia na dzień zabiera nam ukochanego męża, ojca, dziadka, przyjaciela i bohatera. Piotr ma 59 lat. Całe swoje życie poświęcił pracy, prowadząc własną działalność. Zawsze był człowiekiem niezwykle wrażliwym na krzywdę, nie tylko ludzką, ale i zwierzęcą. Jego empatia i gotowość do pomocy nie znały granic. Doskonale pamiętamy sytuację, kiedy podczas robienia zakupów w hurtowni usłyszał niepokojące stukanie. Spieszył się bardzo, ale jego uwagę przykuł piękny, kolorowy ptak, zaplątany w przewody wysoko nad wyjściem sklepu. Bez wahania porzucił wózek z zakupami, wrócił do sklepu i zdeterminowany, by ratować życie, zdobył wózek widłowy. Mimo początkowych trudności i braku zgody, znalazł osobę, która wywiozła go na górę. Uwolnienie przerażonego ptaka, który w panice go dziobał, kosztowało go wiele ran, ale dla niego liczyło się tylko jedno - ocalić bezbronne stworzenie. To tylko jedna z wielu historii, które świadczą o jego niezwykłym sercu. Jego miłość do zwierząt była bezwarunkowa. Walczyliśmy razem do samego końca o zdrowie naszego ukochanego psa dobermana, który zachorował na białaczkę. Niedawno, na początku tego roku, pożegnaliśmy naszą kotkę, o której życie tata również walczył z całych sił, nie szczędząc środków na leczenie. Wtedy wydawało nam się, że te kwoty są ogromne. Dziś wiemy, czym są prawdziwie wielkie sumy – te potrzebne, by ratować jego życie. Wraz z ukochaną żoną stworzyli niezwykle silny i kochający związek, są dla nas wzorem. Doczekali się dwójki wspaniałych dzieci i trójki wnucząt. Dopiero co radość z narodzin dwóch wnuków wypełniła ich dom, a już musimy stawić czoła tak okrutnej rzeczywistości. Diagnoza była jak grom z jasnego nieba, wywróciła nasze życie do góry nogami. Jednak w tym trudnym czasie odkryliśmy niesamowitą siłę naszej rodziny, moc wzajemnej miłości i wsparcia. Zbliżyliśmy się jeszcze bardziej do Boga, znajdując ukojenie i nadzieję w modlitwie, szczególnie w Nowennie Pompejańskiej, która obdarzyła nas już pierwszymi łaskami. Piotr jest obecnie pod opieką specjalistów w klinice w Opolu u doktora Cezarego Judy, gdzie przechodzi zaawansowane i kosztowne leczenie, obejmujące między innymi hipotermię głębinową i całościową, chemioterapię i specjalistyczną immunoterapię. Pomijając koszty dojazdu z Chorzowa do Opola (średnio 3x w tygodniu po 200 km w obie strony), tygodniowy koszt tej terapii to ogromne 10,5 - 11 tysięcy złotych. Posiadamy wszystkie rachunki do wglądu. Miesiąc leczenia to już kwota, która w zastraszającym tempie uszczupla oszczędności naszych rodziców, odkładane z myślą o spokojnej emeryturze. Dotychczas radzili sobie ze wszystkim sami, ale w obliczu tak ogromnych wydatków, ich siły finansowe topnieją w zastraszającym tempie! Leczenie Piotra rozpoczęło się na początku kwietnia i przyniosło promyk nadziei - zmiany nowotworowe przy tak złośliwym typie raka nie powiększyły się. To daje nam wiarę, że kontynuacja intensywnej terapii może doprowadzić do zasklepienia się przerzutów w wątrobie i otworzyć drogę do operacji trzustki. Wiemy, że rokowania przy tak zaawansowanym raku są trudne, ale wierzymy, że cuda się zdarzają, a nowoczesna medycyna, choć kosztowna, może dać naszemu tacie szansę na życie. Polska jest krajem o wielkim sercu. Wierzymy, że jeśli każdy z nas dołoży choćby najmniejszą cegiełkę, uda nam się zgromadzić potrzebną kwotę pół miliona złotych, aby dać tacie szansę na życie, na dalsze leczenie w specjalistycznej klinice. Dla nas to walka o życie naszego taty, Piotra, o jego uśmiech, o jego obecność w naszym życiu i w życiu jego wnuków, które tak bardzo kocha i którymi tak bardzo chciałby się nacieszyć. To walka o człowieka, który całe życie pomagał innym, ludziom i zwierzętom. Teraz on potrzebuje naszej pomocy. Prosimy, otwórzcie swoje serca i wesprzyjcie naszą zbiórkę. Każda, nawet najmniejsza wpłata, to krok bliżej do uratowania życia naszego taty, Piotra. Świadomość ogromnych kosztów leczenia jest dla nas przytłaczająca, dlatego z całego serca dziękujemy za każdą okazaną pomoc i wsparcie. Wierzymy w moc ludzkiej solidarności.

545 zł z 500 000 zł
0%
Melania Popiel, Józefosław

Melania

Zawsze polegałam na sobie i nie spodziewałam się, że coś mnie tego pozbawi. Bo glejak - oprócz zdrowia - odbebrał mi także niezależność: możliwość poruszania się, pracy, wszystkiego, co dla przeszłej mnie było normalne jak tlen. Dzisiaj walczę z nowotworem mózgu i jestem przed ostatnią dawką celowanej chemii, która daje mi szansę na odzyskanie tego, co zabrał mi glejak. Zbieram na intensywną rehabilitację i szereg badań potrzebnych przed kolejnym wlewem - muszę na nie dojechać, zapłacić za nie, a po chemioterapii dojechać ponownie, ponownie za nie zapłacić i tak w kółko. Aż do momentu, kiedy odzyskam zdrowie, a z nim niezależność, bo to, co jest najważniejsze to: mam szansę na wyzdrowienie i aktywne życie oraz spłacenie nim długu, który w pewnym sensie - z obawą, ale i radością - zaciągam tą zbiórką. Zawsze to przede wszystkim na mnie można było polegać, na moją pomoc liczyć, więc czuję się dziwnie, prosząc teraz o wsparcie, ale robię to, bo nie mam wyboru. Z góry dziękuję za każdą przekazaną mi złotówkę. Melania

56 577 zł z 100 000 zł
56%
Anna Leoniuk, Warszawa

Ania zbiera na terapię CAR - T w Niemczech

Mam na imię Anna. Zachorowałam w wieku lat 40. Przez wiele miesięcy szukałam pomocy, byłam badana, uspokajana, odsyłana. Słyszałam, że to stres, że wszystko jest w porządku, że mam się nie martwić. Młoda, zdrowa... Wszyscy mówili, że wyglądam jak pączek w maśle. Jednak we mnie rosło coś, co z każdym dniem odbierało mi siły do podejmowania codziennych aktywności. Z dnia na dzień wszystko runęło. W maju 2015 roku usłyszałam diagnozę, której nikt w tym wieku się nie spodziewa - zaawansowany, agresywny, trzeci stopień nowotworu kości i szpiku, czyli SZPICZAK MNOGI. Jeszcze kilka prywatnych wizyt, odbytych z nadzieją, że postawiona diagnoza to pomyłka. Niestety, nie było czasu, by się z nią oswoić, bo natychmiast poddano mnie agresywnej chemii. I tak już 10 lat, w ciągu których wróg mojego zdrowia, szpiczak, nie odpuszcza. Obecnie doświadczam ósmego nawrotu choroby. Jaki byłby ten świat, gdybym odeszła z niego teraz?! Bardzo boję się o tym myśleć. Niedawno zostałam Babcią!!! Nie ma większego szczęścia dla babci niż obserwowanie, jak rośnie jej Wnusia. Jest odbiciem mojego życia, stałym przypomnieniem o pięknie i bezpieczeństwie, jakie dają objęcia Rodziny. Przytulenie jej to najcenniejszy dar, jaki mogłam otrzymać! Patrząc na Ciebie malutka, czuję, że wszystko na świecie jest na swoim miejscu. Na dzień dzisiejszy wyczerpałam wszystkie możliwości leczenia. Przez 10 lat przyjęłam 8 różnych linii terapii, co się przekłada na kilkadziesiąt podań chemioterapii. Niedawno zakończyłam terapię bispecyficznym przeciwciałem, które niestety, jak poprzednie, nie zadziałały nawet w minimalnym zakresie. Wykorzystałam wszystkie możliwe terapie: VTd + autoprzeszczep, KRd, DVd, EloPd, Kd i wspomniane wcześniej 3 bispecyfiki. Część terapii dawała mi kilka miesięcy oddechu od choroby. Teraz znalazłam się pod ścianą, ponieważ nie ma dla mnie żadnego leczenia poza terapią CAR-T. I to właśnie dlatego, zwracam się do Was wszystkich o pomoc. Jest dla mnie i mojej Rodziny, światełko nadziei w postaci najnowszej terapii CAR-T. Nigdy nie pomyślałam, że będę musiała prosić i błagać o pomoc na "kupno życia". Kwota, którą muszę uzbierać, to nie bagatela 1.750.000 zł, bo na tyle właśnie zostało wycenione moje życie. Nie czuję się z tym komfortowo i jest mi trochę wstyd, trochę przykro, że muszę prosić kogokolwiek o wsparcie i pomoc. Terapia ta jest w wielu państwach refundowana i być może kiedyś będzie również u nas, jednak w moim obecnym stadium choroby czas jest kluczowym czynnikiem. Czy będzie mi dane doczekać tego wśród Was? Nie wiem i dlatego nie chcę czekać, tym bardziej że mój stan pogarsza się z dnia na dzień i mój układ kostny zaczyna to bardzo odczuwać. Mam silne bóle kości w nogach, żebrach, barkach, miednicy, mostku i kręgosłupie. Siłę bólu mogę porównać do sytuacji, jakby ktoś mi łamał i piłował kości. Niedawno dowiedziałam się, że dwie kości żeber, wskutek degradacji chorobą, faktycznie uległy złamaniu. Przeszłam tak wiele przez tych 10 lat i bardzo się boję, bo wiem, że brak szansy w postaci uzbierania niezbędnej kwoty na leczenie terapią CAR-T kończy moje szanse na komfortowe życie w remisji. Lekarze światowej wiedzy na temat specyfiki nowotworu, jakim jest szpiczak mnogi, są jednogłośni: w moim przypadku inny plan leczenia poza CAR-T nie istnieje! Dlatego z całego serca, każdym atomem mego walczącego ciała, pragnę dać radę. Choroba nowotworowa to choroba, z którą zmaga się cała Rodzina, nie tylko osoba nią dotknięta. W walce, którą prowadzimy ze szpiczakiem, nie mamy hamulców. Wszystko po to, żeby być szczęśliwym i żyć, pomimo tego co nas spotkało. Proszę wszystkich, błagam o wsparcie i wniesienie wkładu w podarowaniu mi życia, bym mogła nadal uczestniczyć w wychowaniu Wnusi i jak najdłużej być na tym świecie z Bliskimi. Tylko ten czas, kiedy się uśmiechamy, radujemy i kochamy, daje nam siły do przywitania każdego, następnego dnia. Anna Leoniuk

42 077 zł z 1 750 000 zł
2%
Marta Piątek, Goworowo

Lek nierefundowany

Mam na imię Marta, mam 36 lat, jestem mamą trójki dzieci w wieku 10, 11 i 13 lat. Z chorobą zmagam się od półtora roku. Płatna terapia jest dla mnie szansą na dłuższą obecność w życiu moich dzieci. Przeszłam dwie zalecane operacje, radioterapię, chemioterapię, które nie przyniosły żadnych rezultatów. Obecnie jedyną szansą na wstrzymanie choroby jest dla mnie nierefundowany lek do immunoterapii. Koszt jednej dawki leku to ok. 17-20 tys. zalecany w odstępie co trzy tygodnie.

982 zł z 100 000 zł
0%
Elżbieta Herós, Poznań

Elżbieta walczy z rakiem trzustki - prosimy o pomoc w leczeniu

Ratujmy naszą Mamę - Elżbietę, która walczy z nowotworem trzustki! Nasza mama Elżbieta ma 57 lat. W lutym 2025 roku zdiagnozowano u niej złośliwy nowotwór trzustki i dwunastnicy. To jedna z najcięższych i najgorzej rokujących chorób nowotworowych. Życie naszej rodziny zmieniło się w walkę o każdy dzień. W grudniu 2024 zaczęły się u mamy silne bóle kręgosłupa. W lutym trafiła do szpitala z podejrzeniem wrzodów. Niestety 28 lutego wykryto guz. Mama 11 marca przeszła operację obejścia przewodu pokarmowego, a z pobranego wycinka potwierdzono nowotwór złośliwy. Mama bardzo cierpi i jest mocno osłabiona. Porusza się na wózku inwalidzkim, cierpi na ciężką anemię, ma stały dren przezskórny do odprowadzania żółci do worka na zewnątrz organizmu. Większość czasu spędza w łóżku i potrzebuje codziennej pomocy. Lekarze zaproponowali leczenie paliatywne, czyli jedynie łagodzenie objawów. My, rodzina, nie zgadzamy się na to. Chcemy walczyć o życie mamy, szukamy innych, realnych metod przedłużenia życia, poprawy komfortu i możliwego zatrzymania choroby. Obecne leczenie to nasza codzienna walka o nadzieję i względną stabilizację choroby. Miesięczny koszt wydatków z tym związanych wynosi ponad 4 500 zł. To kwota, której nie jesteśmy w stanie udźwignąć samodzielnie. Co dalej ? Chcemy spróbować metody NanoKnife. Jeśli stan mamy się poprawi, chcemy zakwalifikować ją do zabiegu NanoKnife. To nowoczesna, małoinwazyjna metoda niszczenia komórek nowotworowych za pomocą impulsów elektrycznych. Jest szczególnie skuteczna przy guzach w trzustce. Niestety, nie jest refundowana przez NFZ, a koszt w Polsce wynosi od 50 000 do 70 000 zł. Rodzina - my - jesteśmy z mamą. Mama i tata byli zawsze wspaniałymi ludżmi, oboje całe życie ciężko pracowali. Adoptowali mnie, a pięć lat później moją młodszą siostrę. Dali nam wszystko: dom pełen ciepła, miłości, szacunku i bezpieczeństwa. Rodzice są osobami o wielkim sercu. Pomagają innym, biorą udział w zbiórkach. Nigdy nie odwracają się od cierpienia. Dziś to najbardziej nasza mama potrzebuje pomocy, a my chcemy ją uratować. Niestety tata również poważnie zachorował. Po rozległym zawale w 2009 roku przyznano mu pierwszą grupę inwalidzką. Cierpi na cukrzycę, bierze leki, nie pamięta i nie rozumie sytuacji. Rodzice próbują opiekować się sobą wzajemnie, ale nie są już w stanie. Dlatego prosimy Was o pomoc. Zbieramy środki na: - leki i suplementy - badania i wizyty lekarskie - transport medyczny i opiekę domową - worki stomijne oraz artykuły higieniczne - możliwe wdrożenie terapii NanoKnife Każda złotówka ma znaczenie. Każde udostępnienie zwiększa szansę na ratunek. Dziękujemy za Wasze wsparcie, za obecność i serce <3

230 zł z 30 000 zł
0%
Marta Leśkiewicz, Warszawa

Walka z glejakiem złośliwym

Witajcie :) Informacja o glejaku spadła na mnie, jak każde zło, nagle i zupełnie nieoczekiwanie. Z dnia na dzień zostałam wyłączona z mojej codzienności i dowiedziałam się o tym, że potencjalnie moje życie niedługo się zakończy - wiadomo, złośliwy glejak to wyrok. Mimo że diagnozę znam dopiero od miesiąca, już wiem, że jest wiele możliwości leczenia - są nowoczesne terapie, które znacząco mogą przedłużyć życie. Przeszkodą jak zwykle są koszty tych zabiegów. Nie zamierzamy się poddawać - mamy wiele planów, które potrzebują tylko czasu... i o ten czas zamierzamy walczyć z całych sił. ♥️ Jeśli chcielibyście wspomóc naszą walkę, przekazując 1,5% podatku, będzie to dla nas olbrzymia pomoc. Z góry bardzo dziękujemy, Marta I Robert

60 043 zł z 350 000 zł
17%
Mariusz Poborski, Zielona Góra

Z ogromnym smutkiem zawiadamiamy, że Mariusz odszedł...

Z ogromnym smutkiem zawiadamiamy, że Mariusz odszedł... Składamy szczere wyrazy współczucia jego rodzinie i bliskim, Zarząd Fundacji Alivia. Zbiórka Mariusza została zamknięta. Prosimy nie przekazywać darowizn na ten cel. ………………………………………………………..***…………………………………………………………. Jestem Mariusz, mam 55 lat i trójkę wspaniałych synów oraz kochającą żonę. Od września 2022 roku choruję na raka jelita grubego z przerzutami na wątrobę, płuca, otrzewną i węzły chłonne. Przez ponad dwa lata otrzymywałem chemię w schematach na NFZ. Niestety wszystkie terapie zostały wyczerpane, a leczenie nie przyniosło oczekiwanych rezultatów. Ta straszna choroba to ogromne wyzwanie nie tylko dla mojego organizmu i samego siebie, to wyzwanie dla całej rodziny, która cierpi razem ze mną. Mimo trudności staram się zachować pozytywne myślenie i nastawienie, ale nie ukrywam, że to bardzo ciężkie i trudne zadanie. W tej chwili otrzymuję lek, który nie jest refundowany, lecz koszty tego leczenia pokrywa państwo. Nie mam już szans na refundowane leczenie i stąd moja prośba o pomoc w zebraniu funduszy na kolejny lek ratujący moje życie. Niczego już tak nie pragnę, jak pobyć jeszcze jakiś czas z rodziną, ze znajomymi i żyć wśród nich. To moje marzenie - przedłużyć życie ile się da. Kocham żyć! Pomóżcie, liczy się każda nawet mała kwota.

72 534 zł z 400 000 zł
18%
Ewa Grygiel, Lipno

Ewa walczy z nowotworem i o powrót do pełnej sprawności

Ewa ma 40 lat, jest mężatką oraz mamą Zuzi (4 lata) i Stasia (2 lata). Jeszcze niedawno była wesołą, uśmiechniętą i pogodną osobą, kochającą zabawę z dziećmi oraz podróże po świecie, jazdę na rowerze, nartach. Niestety, ale od tegorocznych Świąt Wielkanocnych Ewa nie może chodzić i obecnie leży w łóżku. Zdiagnozowano u niej czerniaka, który zaatakował jej kręgosłup, powodując niedowład od pasa w dół. Dał też przerzuty na płuca i wątrobę. Obecnie zaczęliśmy długą i ciężką walkę z chorobą i powrotem do sprawności. Chcemy zapewnić Ewie środki do kontynuowania leczenia, rehabilitację oraz co najważniejsze - zakup windy do domu oraz przystosowania go pod potrzeby Ewy. Marzeniem Ewy jest patrzeć, jak rozwijają się jej dzieci i uczestniczyć w ich wychowaniu, ale teraz sama potrzebuje wsparcia i pomocy. Walczymy dla niej i jej dzieci. Zróbmy wszystko, co w naszej mocy, żeby spełnić jej marzenie...

43 681 zł z 50 000 zł
87%
Katarzyna Watoła, Toporowice

Potrzebuję diagnostyki do dedykowanej terapii celowanej

Kochani, witajcie na mojej zbiórce! Jestem Kasia i mam 43 lata. W marcu tego roku otrzymałam informację o raku szyjki macicy w stadium IB, a na chwilę obecną jestem w stadium IIIC1. Jak widzicie, każdy kolejny miesiąc to kolejny próg, którego wcale nie chcę przekraczać. Chcę wrócić do dzieci, rodziny i przyjaciół, niestety oczekiwanie na terapię odbiera mi to z każdym dniem. Potrzebuję Waszego wsparcia na pilne badanie onkologiczne, które pozwoli mi uzyskać precyzyjną diagnozę i znaleźć odpowiedni plan leczenia. Jak w każdym przypadku liczy się CZAS, który jest nieubłagany. Koszty tego badania są dla mnie zbyt duże, dlatego liczę na Wasze wsparcie. Każdy symboliczny gest pomoże mi w walce z chorobą. Dziękuję za Waszą pomoc i wyrazy wsparcia!

469 zł z 20 000 zł
2%
Per Vinther, Warszawa

Zbiórka na nierefundowane leczenie

Duński wiking, który pokochał Polskę! Mam na imię Per, mam 58 lat i pochodzę z Danii. 12 lat temu przeprowadziłem się do Polski dla mojej miłości - Małgosi. Od tej pory jesteśmy nierozłączni. W styczniu 2025 roku nasz świat wywrócił się do góry nogami, zdiagnozowano u mnie raka trzustki, z przerzutami do wątroby. Nagle, nasza zwykła codzienność zmieniła się w ciągłe pobyty w szpitalach, badania i strach. Tak niedawno marzyliśmy o wspólnych podróżach, terazjedyny cel to zdrowie. Nie poddaję się, chociaż ta walka jest nierówna, a przeciwnik podstępny i złośliwy. Ale jestem potomkiem wikingów, a wikingowie nie poddają się łatwo! Obecnie jestem w trakcie intensywnej chemioterapii, która ma umożliwić resekcję guza. To jedyna opcja, aby zatrzymać chorobę. Aby zwiększyć moje szanse w walce z rakiem wraz z Małgosią, która mnie mocno wspiera, szukamy innowacyjnych metod leczenia jak zabieg NanoKnife. Niestety jest to zabieg nierefundowany i wykonywany tylko komercyjnie. Rozważamy również możliwość leczenia w jednej z klinik w Niemczech, ale zarówno koszty NanoKnife jak i leczenia za granicą przekraczają nasze możliwości finansowe. Czas, który do tej pory płynął spokojnie, nagle stał się towarem deficytowym i nie wiemy, ile tego czasu nam zostało. Nigdy nie myślałem, że będę musiał prosić o wsparcie, ale aby wygrać tę najtrudniejszą w życiu walkę, muszę to zrobić. Jak się okazało, nawet największy wojownik potrzebuje pomocy! Z całego serca dziękuję za Wasze wsparcie, za każdą najmniejszą kwotę!

11 555 zł z 100 000 zł
11%
Sonia Wieder, Ruda Śląska

Transporty sanitarne

Zbieramy na transport sanitarny Z całego serca proszę o pomoc dla mojej Mamy, Soni, która walczy z glejakiem IV stopnia. Jest po drugiej, bardzo trudnej operacji mózgu, ma bardzo osłabione nogi i nie może chodzić. Niedawno dodatkowo przeszła ostre zapalenie trzustki, które bardzo osłabiło jej organizm. Mama nie ma ubezpieczenia zdrowotnego, przez co nie może liczyć na bezpłatne przewozy do szpitali czy poradni. Potrzebuje bezpiecznego transportu sanitarnego w pozycji leżącej, by móc kontynuować leczenie i kontrole lekarskie. Koszt jednego przewozu to kilkaset złotych, a takich podróży jest kilka w miesiącu. Każda wpłata, nawet najmniejsza, pomoże zapewnić Mamie opiekę, na jaką zasługuje – bez lęku, czy będzie nas stać na dotarcie do lekarza. Dziękuję z całego serca za wsparcie.

110 zł z 10 000 zł
1%
Monika Kosecka, Pobiedziska

Zbiórka na walkę o życie

Jestem Monika i mam 36 lat. Ciężko mi prosić o pomoc, bo nigdy nie musiałam tego robić, ale wiem że muszę walczyć i być silna dla siebie i swojej 13-letniej córki, która jest moim całym światem. Do niedawna chorowałam tylko na serce (mam wszczepiony rozrusznik dwukomorowy). Myślałam, że rozrusznik serca w tak młodym wieku to wielka tragedia, nie mogłam się z tym pogodzić. Miesiąc temu okazało się że jest gorzej, niż myślałam. Dostałam krwotoku z dróg rodnych i trafiłam do szpitala ginekologicznego w Poznaniu na oddział onkologii. Tam okazało się, że mam przerośnięte endometrium w znacznym stopniu, więc przeprowadzono biopsję. Świat mi się zawalił kiedy zadzwonił do mnie lekarz z wynikiem histopatologii i diagnozą. Całe życie nagle stanęło mi przez oczami. Okazało się, że choruję na nowotwór złośliwy trzonu macicy. Przede mną operacja usunięcia macicy i jajników oraz dalsze leczenie onkologiczne. Nie potrafię sobię poradzić z tą sytuacją. Tak bardzo chcę żyć... Chciałabym patrzeć, jak moja córka dorasta, jak kończy szkołę - przecież ona ma dopiero 13 lat. Potrzebuje mnie, a ja jej i tak bardzo ją kocham. Strasznie się boję, co będzie dalej, ale wierzę, że będzie dobrze, bo cóż innego mi pozostaje. Będę wdzięczna za każdą pomoc i bardzo dziękuję❤️

3 026 zł z 50 000 zł
6%