Zbiórki

Michał Wysocki, Warszawa

Szansa na leczenie w Niemczech – pomóż mi pokonać raka!

Nazywam się Michał, mam 52 lata i wciąż wiele planów na przyszłość. Jestem mężem i ojcem dwóch wspaniałych synów. Moim największym szczęściem zawsze była rodzina – wspólne wycieczki rowerowe z żoną, oglądanie meczów z synami i chwile, gdy mogliśmy razem grać na instrumentach. Zawsze byłem aktywny, pełen energii i starałem się wspierać najbliższych. Dziś to ja potrzebuję pomocy. Dwa lata temu trafiłem na SOR z silnym bólem brzucha. Diagnoza była dla mnie i moich bliskich druzgocąca – rak jelita grubego. Kolejne badania wykazały przerzuty do płuc, wątroby i moczowodów. Podjąłem próby chemioterapii, niestety mój organizm zareagował toksycznie – przeszedłem dwa zawały serca i dwie ciężkie neutropenie po leczeniu. Próba radioterapii również zakończyła się niepowodzeniem. Niestety, z powodu mutacji genetycznej nie kwalifikuję się na terapie celowane. W ostatnich tygodniach mój stan mocno się pogorszył. Straciłem siły i apetyt, pojawiła się gorączka, a najnowsze badania wykazały, że nowotwór zajmuje coraz większą część wątroby. To dla mnie bardzo trudny moment, ale nie poddaję się. Pojawiła się szansa na leczenie w Niemczech, w szpitalu w Magdeburgu. Mogę tam skorzystać z nowoczesnych metod – radioembolizacji i brachyterapii – które dają nadzieję na zatrzymanie choroby. Koszt całej terapii wynosi od 40 do 60 tysięcy euro, jest ona podzielona na kilka zabiegów i kilka wizyt w Niemczech. Czas gra tu ogromną rolę – muszę rozpocząć leczenie jak najszybciej. Dlatego zwracam się z ogromną prośbą o pomoc. Każda złotówka, każda udostępniona informacja to dla mnie szansa na dalszą walkę i dłuższe życie z moją rodziną.

0 zł z 30 000 zł
0%
Krzysztof Cyran, Krzeszów

Pomoc dla Krzycha

Nazywam się Krzysztof Cyran, mam 50 lat, jestem mężem i ojcem. Jeszcze do niedawna prowadziłem normalne życie - praca, dom, rodzina, hobby. Niestety pewnego dnia wszystko się zmieniło nieodwracalnie i teraz muszę prosić Was o pomoc. W 2023 roku usłyszałem diagnozę, po której ugięły mi się kolana - nowotwór złośliwy czerniak naczyniówki oka prawego. Zastosowana terapia spowodowała regresję guza i mogłem nawet przez chwilę pocieszyć się normalnością, lecz nie trwało to zbyt długo. Rok 2025 przyniósł kolejne wyzwanie, z którym się mierzę - nastąpił rozsiew do wątroby. Obecnie jestem po operacji i powoli wracam do sił. Przede mną dalsza walka z bardzo trudnym i przebiegłym przeciwnikiem. Wiem, że łatwo nie będzie, ale nie poddaję się i działam dalej. Niestety cały proces leczenia, wykonywania badań, udziału w konsultacjach niesie za sobą duże koszty, którym nie mogę podołać, dlatego proszę o pomoc. Za każdą formę wsparcia bardzo dziękuję, Krzysztof

17 843 zł z 30 000 zł
59%
Aneta Mazur, Kraków

Pomóż Anecie walczyć z glejakiem!

Pomóżmy Anecie - kochanej żonie, matce, córce, przyjaciółce walczyć z rakiem! Są ludzie, którzy w krótkim czasie potrafią wniknąć głęboko w nasze życie - swoją osobowością, dobrocią, talentem i obecnością, która zostaje w sercu na długo. Aneta jest właśnie taka i każda spotkana osoba na jej drodze lubi ją za jej otwartość i szczerość. Niestety, życie bywa brutalne. Pierwsze objawy (problemy z mową) dały sygnał, że jest coś nie tak. Aneta usłyszała diagnozę, która zmienia wszystko: rak złośliwy - guz mózgu GLEJAK. Wyniki badania histopatologicznego były bezlitosne: glejak (glioblastoma). To jeden z najbardziej złośliwych, agresywnych i nieprzewidywalnych nowotworów mózgu. Nawet przy pełnym leczeniu – operacji, radioterapii i chemioterapii – medycyna nie daje żadnych szans na pełne wyleczenie. Aneta straciła zdrowie, pracę, dochód i pasję. Potrzebuje naszej pomocy, by żyć i walczyć o każdy dzień, miesiąc, rok... Danie szansy na dobre leczenie trzyma ją przy zdrowiu psychicznym, bo musi mieć siłę na leczenie. Aneta ma 45 lat. Ma dwójkę wspaniałych dzieci – 13-letnią córkę i 15-letniego syna. To kobieta o ogromnym sercu, która całe życie była blisko ludzi. Zawsze pomocna, empatyczna, kochająca – nie tylko dla swojej rodziny, ale także dla innych oraz dla zwierząt, które często znajdowały u niej schronienie i ciepło. Prowadziła własną pracownię protetyczną, pomagając ludziom odzyskać uśmiech, godność i pewność siebie. Niestety, postępująca choroba odebrała jej siły i możliwość pracy. Pracownia została zamknięta, a my straciliśmy jedno z głównych źródeł dochodu. Leczenie w Polsce trwa – obecnie od 4 sierpnia jest w trakcie 6-tygodniowego leczenia chemio i radioterapią w krakowskim Narodowym Instytucie Onkologicznym. Choroba bardzo szybko postępuje. Aneta w przeciągu 3 miesięcy z powodu ucisku 3 guzów na ośrodki mózgu utraciła zdolność pisania i czytania, ma problemy z mową. Cała prawa strona ciała jest bez czucia, nie słyszy na prawe ucho, traci wzrok w prawym oku, nie ma czucia w prawej ręce, a prawa noga jest bezwładna. Sama już się nie porusza i musi jeździć na wózku. Chemia, którą otrzymuje, jest bardzo toksyczna, aby powstrzymać rozwój patologicznych komórek - osłabia odporność organizmu, powoduje utratę włosów oraz ciągłe zmęczenie, senność. Ale Aneta się nie poddaje!!! Statystyki to nie wyrok – jest matką, żoną, człowiekiem, która ma dla kogo żyć i o co walczyć! Już w trakcie radioterapii i chemioterapii w szpitalu codziennie ćwiczy, by odzyskać władzę w ręce i nodze. Mocno wierzmy, że obecna terapia szpitalna przyniesie takie efekty, że będzie możliwa operacja i usunięcie guzów. Po wyjściu ze szpitala konieczne będzie dalsze leczenie i rehabilitacje: specjalistyczne wizyty u onkologów, neurologów i rehabilitantów, kosztowne leki wspomagające terapię, częste dojazdy do klinik i gabinetów w różnych częściach kraju, środki pielęgnacyjne i wsparcie w opiece domowej. Dodatkowo potrzebna jest dalsza rehabilitacja domowa i logopedyczna, bo Anetka od nowa musi nauczyć się mówić oraz pisać. Mimo naszej trudnej sytuacji nie poddajemy się. Codziennie szukamy dodatkowych możliwości pomocy – również w zagranicznych klinikach, które oferują nowoczesne metody leczenia glejaków. Ale i one wiążą się z ogromnymi kosztami, które znacznie przekraczają możliwości naszej rodziny. Niestety wiele metod leczenia jak immunoterapia w IOZK w Niemczech (140 tys. euro) czy leczenie zmiennym polem magnetycznym TTField (120 tys. zł/m-c) są bardzo kosztowne i nierefundowane w Polsce. Po usunięciu guzów planujemy dalsze leczenie immunologiczne w IOZK w Kolonii w Niemczech jako czwarty filar obok radykalnej chirurgii, radioterapii i chemioterapii. Immunoterapia IOZK składa się z różnych form terapii, takich jak: wirusoterapia, hipertermia, terapia szczepionkowa i terapia inhibitorami punktów kontrolnych. To wielorakie podejście terapeutyczne przy takiej chorobie jak guzy mózgu daje szanse na skuteczne powstrzymywanie tej choroby poprzez aktywację układu odpornościowego pacjenta, dopóki nie znajdzie się lek zatrzymujący chorobę. Dziś stoimy przed ogromnym wyzwaniem – walczymy o zdrowie Anety. Nasze dzieci codziennie patrzą z nadzieją, że mama jeszcze będzie zdrowa, że wszystko się ułoży i będzie jak dawniej. Dlatego proszę w imieniu Anety, swoim i naszych dzieci: POMÓŻCIE. Każda złotówka to realna pomoc. Każde udostępnienie tej zbiórki to krok do celu. Każde dobre słowo daje siłę do walki. WIERZĘ, ŻE RAZEM Z WAMI OSIĄGNIEMY CEL... Nie pozwólcie, by zabrakło nam wsparcia wtedy, gdy najbardziej jest nam potrzebne. Prosimy! Nasz nr telefonu 507055406 - gdyby ktokolwiek chciał porozmawiać.

0 zł z 300 000 zł
0%
Piotr Kotlowski, Huntingdon

Terapia NanoTherm

Witam, nazywam sie Piotr. Jestem 42-letnim tatą i mężem. Mam guza mózgu: glejaka Astrocytoma III stopnia po wznowie. Szukam ratunku, by móc dalej żyć. Szansą dla mnie jest nierefundowana terapia NanoTherm. Jej koszty są dla mnie zbyt wysokie. Błagam Was o pomoc!

19 239 zł z 272 000 zł
7%
Martyna Skórko, Reszel

Rak brodwaki Vatera

Cześć, mam na imię Martyna, mam 26 lat. Jestem mamą dwójki wspaniałych dzieci, w tym jednego niepełnosprawnego z dziecięcym porażeniem mózgowym oraz niedowładem czterokończynowym. W grudniu ubiegłego roku moje życie wywróciło się do góry nogami, zdiagnozowano u mnie złośliwy nowotwór dróg żółciowych - brodawki Vatera z przerzutami do węzłów chłonnych, dwunastnicy i tkanki tłuszczowej. W ciągu tego czasu przeszłam operację i usunięto śledzionę, dwunastnicę oraz trzustkę i węzły chłonne, mierzę się również z cukrzycą po operacji. Teraz uczęszczam na chemioterapię oraz na wizyty kontrolne. Utworzyłam prośbę o wsparcie z racji tego, że nie dajemy rady finansowo. Bardzo dużo kosztują nas wyjazdy do lekarzy oraz dojazdy na chemioterapię i kontrole medyczne. Jednocześnie moje dzieci również borykają się z różnymi problemami zdrowotnymi. Bardzo proszę o wsparcie. Nie spodziewałabym się, że będę prosić o pomoc, a jednak... Dziękuję z całego serca! ❤️ Pozdrawiam, Martyna

219 zł z 60 000 zł
0%
Henadzi Burakouski, Warszawa

Pomóż Henry’emu odzyskać zdrowie i powrócić do muzyki!

Cześć! Nazywam się Henadzi Burakouski, a przyjaciele nazywają mnie Henry. Cztery lata temu wyemigrowałem do Warszawy z powodu sytuacji politycznej w moim kraju, zostawiając dom, bliskich i dotychczasowe życie. Tutaj zaczynałem wszystko od nowa: pracowałem jako kierowca taksówki, uczyłem się języka, odkrywałem miasto, ludzi i nowe możliwości. Równocześnie rozwijałem swoją pasję — muzykę i sztukę. Śpiewam, komponuję i staram się poprzez twórczość dzielić emocjami oraz inspirować innych. Muzyka daje mi siłę i poczucie, że naprawdę żyję. Półtora roku temu moje życie zmieniło się diametralnie: zdiagnozowano u mnie chłoniaka Hodgkina II stopnia. Ogromny guz w klatce piersiowej uciskał płuca, serce i mostek. Mimo swędzenia, bezsenności i zmęczenia nadal żyłem, pracowałem, tworzyłem muzykę i utrzymywałem w sobie nadzieję na wyzdrowienie. Nawet lekarze byli zdumieni, jak mogę czuć się „prawie zdrowy”, gdy ciało tak cierpi. Od sierpnia 2024 roku przechodziłem chemioterapię ABVD. To była ciężka droga: wypadanie włosów, zmęczenie, ból, wysuszona skóra. Jednak pierwsze wyniki dawały nadzieję — PET‑CT wykazał znaczny regres guza. Wierzyłem, że dam radę. W kwietniu 2025 roku guz powrócił i okazał się odporny na pierwszą terapię. Lekarz zaproponował drugi etap: immunoterapię, a następnie „ratującą” chemioterapię i przeszczepienie szpiku kostnego. Teraz czekam na pobranie komórek macierzystych przed autoprzeszczepem. Październik będzie najtrudniejszym momentem: po zabiegu mój układ odpornościowy będzie praktycznie nieczynny, a każda infekcja może być niebezpieczna. Bardzo potrzebuję bezpiecznego miejsca do rekonwalescencji, z dala od ludzi i zwierząt, gdzie mogę skupić się na regeneracji sił, odżywianiu i spokoju. Liczę na zebranie 10 000 zł na początek na pokrycie różnorakich kosztów związanych z leczeniem i powrotem do zdrowia, dopóki nie będę w stanie samodzielnie pracować. To wsparcie to fundament, który pozwoli mi odzyskać zdrowie i wrócić do życia pełnego twórczości i radości. Po leczeniu chcę zorganizować koncert online, aby osobiście podziękować każdemu, kto mnie wspierał. Muzyka jest dla mnie sposobem dzielenia się wdzięcznością, ciepłem i wiarą w lepsze jutro, i marzę, aby znów mogła zabrzmieć dla wszystkich. Dziękuję każdemu, kto czyta te słowa, wspiera mnie lub po prostu o mnie myśli. Twoja pomoc to nie tylko wsparcie finansowe, ale światło, nadzieja i wiara, które dodają mi siły. Z miłością i wdzięcznością, Henadzi Burakouski

120 zł z 10 000 zł
1%
Katarzyna Ziarkowska, Warszawa

Pomóż mi uniknąć chemioterapii – zbieram na test Oncotype DX

Mam na imię Kasia, mam 52 lata i w lipcu usłyszałam diagnozę, która wprowadziła w moje życie chaos i sprawiła, że wszystko inne zeszło na dalszy plan – rak piersi. Wszystko zaczęło się niewinnie, od rutynowych badań profilaktycznych w czerwcu. Wynik biopsji potwierdził nowotwór, a 7 sierpnia przeszłam operację oszczędzającą pierś (BCT) oraz biopsję węzła wartowniczego (SLNB). Na szczęście operacja przebiegła zgodnie z planem i teraz przygotowuję się do dalszego leczenia. Rak piersi to choroba, której leczenie wymaga nie tylko operacji czy chemioterapii. Czasami najlepszą decyzją jest rezygnacja z chemioterapii – jeśli wiadomo, że nie przyniesie efektu, a może spowodować poważne skutki uboczne. Dlatego lekarze zalecili mi wykonanie testu genetycznego Oncotype DX. To badanie, wykonywane w USA, pozwala sprawdzić, czy chemioterapia będzie skuteczna w moim przypadku, czy też lepiej wybrać inną metodę. Wynik testu może diametralnie zmienić sposób leczenia i moje życie. Niestety test nie jest refundowany przez NFZ, a jego koszt to około 15.000- 20.000 zł. To kwota, której w tej chwili nie jestem w stanie pokryć samodzielnie. A czas ma ogromne znaczenie, decyzję muszę podjąć już teraz, zanim rozpocznę chemioterapię, która w moim przypadku może być nieskuteczna, a jednocześnie obciążająca organizm. Zawsze starałam się radzić sobie sama. Po dłuższym czasie bez pracy niedawno znalazłam nowe zatrudnienie i zaczęłam stawiać życie na nogi. Myślałam, że wszystko powoli się układa… Ale dziś najważniejsze jest zdrowie. Dlatego proszę o wsparcie.Każda, nawet symboliczna wpłata, przybliża mnie do wykonania badania. Jeśli możesz, pomóż mi zrobić ten krok, który może zmienić całe leczenie. Jeśli nie możesz pomóc finansowo, proszę udostępnij moją zbiórkę dalej. Dziękuję za każdą formę wsparcia i dobre słowo. Z wdzięcznością,Kasia

9 024 zł z 10 000 zł
90%
Marlena Gryta, Garwolin

Rak zabiera mi siłę, ale nie zabierze mi miłości do synów

Zawsze byłam osobą, która pomagała i wspierała innych. Od lat byłam zarejestrowana w DKMS jako potencjalny dawca szpiku – gotowa, by w każdej chwili podać pomocną dłoń. Nigdy nie przypuszczałam, że przyjdzie dzień, w którym to ja będę musiała błagać o wsparcie. A jednak dziś wiem, że bez pomocy nie zdołam dalej walczyć. Mam na imię Marlena, mam 45 lat i jestem mamą dwóch cudownych synów. Jeszcze niedawno nasze życie płynęło spokojnym rytmem – szkoła, praca, wspólne posiłki, zwykłe codzienne radości. Wszystko runęło w maju tego roku, kiedy usłyszałam słowa, których nikt nigdy nie chce usłyszeć: nowotwór złośliwy piersi. Te kilka słów zmienia wszystko. Odbierają sen, odbierają poczucie bezpieczeństwa, a przede wszystkim – zabierają przyszłość, o którą tak bardzo pragnę walczyć dla moich synów. Chcę żyć. Chcę być przy nich, patrzeć, jak dorastają, wspierać ich i cieszyć się każdą chwilą. Niestety choroba nie tylko odebrała mi zdrowie, ale też możliwość pracy. Każdy dzień to walka – z bólem, z lękiem, z bezsilnością, ale i z coraz trudniejszą sytuacją finansową. Ojciec moich dzieci od dawna nie wspiera nas ani emocjonalnie, ani finansowo, więc cały ciężar utrzymania rodziny i walki z rakiem spoczywa wyłącznie na moich barkach. Jestem w trakcie wyczerpującej chemioterapii, a czekają mnie dalsze etapy leczenia jak operacja usunięcia węzłów chłonnych czy długoterminowa radioterapia, drogie leki oraz długa i wymagająca rehabilitacja po operacji. Do tego dochodzą kolejne koszty, które trudno udźwignąć w naszej sytuacji: konieczność regularnych dojazdów na konsultacje i badania – każdorazowo ponad 100 kilometrów w jedną stronę, opłaty za wizyty u specjalistów, dodatkowe badania diagnostyczne, a także niezbędne środki wspierające organizm w trakcie chemioterapii i po zabiegu. To wszystko sprawia, że walka o zdrowie staje się jeszcze trudniejsza, bo każdy krok naprzód wiąże się z ogromnym wysiłkiem finansowym. Dlatego z całego serca proszę – pomóż mi stanąć do tej najważniejszej walki. Każda złotówka, każdy gest wsparcia, każdy znak solidarności przybliża mnie do tego, bym mogła pokonać chorobę i pozostać przy moich synach. Nie proszę dla siebie – proszę dla nich, bo oni potrzebują mamy.

575 zł z 10 000 zł
5%
Emilia Lesiak, Płock

Wsparcie na ułatwienie życia z chorobą nowotworową

Dzień dobry, mam na imię Emilia, lat 45. Jestem mamą ośmioletniej córki. W lipcu 2024 r. otrzymałam diagnozę złośliwego raka odbytnicy. 4 lata wcześniej przeszłam endoskopową dyssekcję polipa odbytnicy. Niestety, rok 2024 przyniósł wznowę. Od tego czasu moje leczenie objęło radioterapię, następnie chemioterapię zakończoną w kwietniu 2025 r. oraz operację w maju 2025 r., zakończoną niską przednią resekcją odbytnicy z wytworzeniem ileostomii protekcyjnej. Tak bardzo liczyłam, że to co przeszłam, zakończy moją chorobę. Niestety, wynik badania patomorfologicznego nie okazał się korzystny. Wyszło, że rak nacieka do poziomu tkanek miękkich podsurowicówkowych. Tym samym, wdrożono znowu leczenie chemioterapią, wskazując, że rokowania są niepewne. Od początku bardzo źle znosiłam chemię, tak poprzednią jak i teraźniejszą. Działania niepożądane, z którymi się zmagam, to pogorszenie wydolności krążeniowo-oddechowej, parestezja w postaci uczucia drętwienia dłoni i stóp, zapalenie rumieniowo-złuszczające skóry dłoni i stóp, które powoduje ból, łuszczenie się skóry, i które pojawiło się po obecnej chemii, obniżenie wartości płytek krwi, czerwonych krwinek, zaburzenie funkcji wątroby, ślinotok. Skutki uboczne chemioterapii zmuszają mnie do stosowania licznej suplementacji, pozwalającej nieco je ograniczyć oraz do używania - po każdym myciu rąk (a w przypadku stóp - na noc) -specjalistycznych kremów, maści łagodzących dermatologiczne zmiany skóry, które to środki ochrony szybko się kończą i nie należą do tanich. Ponadto drętwienia wymagają rehabilitacji neurologicznej, na którą terminy są roczne, a prywatne wizyty zaczynają się od 200 zł za godzinę... Co więcej, życie ze stomią, sprowadza się do ścisłej pielęgnacji określonymi produktami, na które NFZ daje 120 zł co miesiąc, co przy wymianie worka otwartego co drugi dzień, zmusza do dokupywania z własnych środków tych produktów więcej niż raz w miesiącu, tj., sprayu medycznego do usuwania przylepca (47,80 zł), pasty uszczelniającej (66,80 zł), chusteczek ochronnych (za 30 sztuk 57 zł), chusteczek ułatwiających przyklejanie worka (24 zł), pasa podtrzymującego worek (31,90 zł). Do tego dochodzą wydatki na rękawiczki jednorazowe, chusteczki nawilżające, które są niezbędne przy opróżnianiu worka stomijnego, a też na pas chroniący przed przepukliną okołostomijną. Ponadto należy uwzględnić moje wyjazdy z Płocka, gdzie mieszkam, na chemię do Narodowego Instytutu Onkologii przy Wawelskiej 15B w Warszawie. Mają one miejsce co 21 dni, jak jest dobrze, ale zdarzają się wyjazdy co tydzień, jeżeli skutki uboczne są zbyt silne, by podać chemię. Do tej pory nie dopuszczałam do siebie myśli, by korzystać z onkopomocy zbiórkowej od fundacji. Zawsze jakoś dawałam sobie radę sama lub z pomocą rodziny. Teraz jednak gdy moje leczenie nie zakończyło się na operacji, ale jest kontynuacja chemioterapii i wyłoniona stomia, wiążą się z tym niemałe wydatki jak wyżej. Jestem jeszcze przez pół roku na świadczeniu rehabilitacyjnym, na którym mam wypłacane 75% podstawy, co przy pracy na szeregowym stanowisku w tzw. budżetówce, oznacza, że mało co zostaje po dokonaniu koniecznych opłat. To wszystko powoduje, że muszę szukać dodatkowego wsparcia finansowego, by zachować komfort życia fizycznego i psychicznego jako pacjent onkologiczny. Tym bardziej że mam córkę na wychowaniu i chcę wrócić do pracy. Doceniam wszelkie wsparcie. Będę wdzięczna za Pani/Pana pomoc.

2 273 zł z 15 000 zł
15%
Stanisław Puchała, Łódź

Leki, suplementy, materiały medyczne

Mam na imię Stanisław. Jestem emerytem i pozostaję pod opieką córki. Moja żona zmarła na raka 3 lata temu. Niestety ten niepożądany gość odwiedził również mnie. Rak żołądka to mój przeciwnik. Obecnie została mi zabrana wszelka nadzieja. Miesiąc temu kwalifikacja na zabieg usunięcia żołądka - brak przeciwwskazań. W tej chwili lekarze nie podejmą się operacji. Zostałem bez szans, bez nadziei... Wracam do domu, by tutaj dożyć czasu, który mi pozostał. Dlaczego? Proszę o pomoc.

773 zł z 10 000 zł
7%
Marta Hajda-Skulska, Wrocław

Powrót Marty do normalności

Cześć! Nazywam się Marta i od zawsze mieszkam we Wrocławiu. Jeszcze do niedawna moje życie wyglądało całkiem zwyczajnie. Ot normalne życie polskiej rodzinki: praca, trójka dzieci, dom. Zaczęło się całkiem niewinnie, od grudniowego szczękościsku, potem lekkiego cierpnięcia twarzy. Jako że zajęć miałam aż nadto, to nie przekładałam swojego zdrowia nad resztę codziennych spraw. Przecież minie, pewnie źle spałam. Ale nie mijało. Zaliczyłam kilku lekarzy, USG, prześwietlenia, fizjoterapeutę, neurologa. Z każdej strony zapewnienia, że wystarczy wymasować i puści. Nie puszczało. Przestałam mieć możliwość otwierania ust na tyle, że zaczęłam drastycznie chudnąć. Dopiero wtedy trafiłam na lekarzy, którzy potraktowali mnie poważnie. Szybkie skierowanie na tomograf i biopsję. Diagnoza? Nowotwór złośliwy żuchwy na granicy operowalności. Mięsak gładkokomórkowy wżerający się we wszystko, czego dotyka. Wada genetyczna, na którą nie miałam żadnego wpływu. Świat się zawalił. Rodzina mnie potrzebuje, a ja się rozsypuję. Kolejne konsultacje, wyjazdy do Warszawy. Nikt nie wie, jak mnie leczyć. Trwa walka z czasem. Jest pięć przypadków takich jak mój na świecie. Czy muszę być aż tak wyjątkowa? Decyzja lekarzy: szybka chemia skierowana prosto w mięsaka, ale nie aby go zmniejszyć, tylko dać nadzieje, że chirurg wytnie go w całości. Jest środek wakacji, nasze dzieci nic jeszcze nie wiedzą. Po kilku dniach od pierwszej chemii wylatują włosy, czas powiedzieć rodzinie. Tego już się nie zatrzyma. Szybki ślub cywilny, bo przecież "mamy jeszcze czas". Na dobre i na złe. Po drugiej chemii czeka na mnie już sala operacyjna. Jestem wykończona i sparaliżowana strachem. Ale jest ze mną mój mąż. Zawsze był. Trzeba wyciąć wszystko, od policzka po wewnętrzną stronę gardła. Mięśnie, żuchwę, zęby. Może nie będę mogła ruszać więcej twarzą. Może już nigdy nie poczuję smaku i zapachu. Z uda trzeba pobrać mięsień i skórę do przeszczepu. Do operacji gotowe są dwa zespoły specjalistów. Operacja trwa 10 godzin. Udała się. Guz został wycięty. Nie oszczędzili jednak niczego. Wszystko w twarzy mam nowe. Nie poruszam połową głowy. Po tygodniu reoperacja. Do usunięcia wielki krwiak i ponowne nastawianie, bo wszystko się rozjeżdża. Budzę się ze zszytymi ustami. Muszę przywyknąć. W tchawicy rura, w nosie gruba sonda. Moja twarz nie wyraża uczuć. Nie domykam oka. Nie mogę krzyczeć. Dzieci nie rozpoznają mnie na kamerze. Nie widziałam ich już prawie miesiąc. Z lata zrobiła się jesień. Potrzebuję Waszej pomocy w powrocie do zdrowia, do tego życia, które prowadziłam kiedyś. Do powrotu do rodziny. Przede mną jeszcze kolejne serie chemioterapii i radioterapii. Żmudna walka o sprawność twarzy, dodatkowe rekonstrukcje, ponowna nauka jedzenia i chodzenia. Z góry bardzo wszystkim dziękujemy Marta i Wojtek

0 zł z 100 000 zł
0%
Piotr Borycki, Warszawa

Leczenie II linii / 2nd line therapy

Podjęcie 2 linii leczenia onkologicznego jest konieczne po znalezieniu nowych ognisk choroby po zakończeniu terapii 1 linii. Nie jest to leczenie refundowane przez NFZ, koszty zakupu 6 dawek leków to 240.000 PLN. Jest to kwota znacząco obciążająca moje oszczędności, które gromadziłem na przyszłość swojej rodziny - w tym dzieci (9, 15 lat). ------------------------------------------------- Metastasis detected after completed 1st line of my treatment requires follow up with 2nd line. SIx doses of medicines cost 250.000PLN (60.000USD). While it is recomended therapy for my disease, it is not covered by public healthcare. This amount is severely impacting my savings, I put aside for the future of my family, including children (9, 15yo)

74 768 zł z 250 000 zł
29%