Zbiórki

Henryk Pasak, Czestochowa

Razem z córkami Henryk walczy o swoje życie

Zastanawiam się, co napisać, jak opowiedzieć te 29 lat ciężkiej walki o każdy dzień. Mój tata miał 43 lata, jak zachorował na raka nerki. Rozpoznanie: Clarocellurales. Wyrok. Miałam wtedy 20 lat, byłam świeżo upieczoną pielęgniarką w ciąży, ledwo po ślubie. Doskonale wiedziałam, co to oznacza. Baliśmy się wszyscy, mama, ja, moja siostra i tata też, pewnie najbardziej z nas, ale tego nie pokazał. Mówił, że się nie da, bo wnuczka w drodze, musi ją zobaczyć i powitać na tym pięknym świecie. Laura jest oczkiem w głowie dziadka, jak zresztą wszystkie wnuki. Dziadek jest najlepszy i rozpieszcza całą piątkę. Myśleliśmy, że się udało, ale niestety po 5 latach od usunięcia nerki pojawiły się pierwsze przerzuty, drugi wnuk był w drodze. Żadne leczenie standardowe nie było skuteczne na raka nerki, mimo to poddaliśmy się naświetlaniom, terapii lekiem z grupy cytokin, kolejnym operacjom. W sumie było ich 8, w tym 4 na płucach, nie pomyliłam się pisząc 'poddaliśmy się'. Chory był tata, ale walczyła cała rodzina. W końcu trafiliśmy do prof. Szczylika do Warszawy do Szpitala przy Ulicy Szaserów. W międzyczasie rodziły się kolejne dzieci, nasz tata jest dumnym dziadkiem czterech wnuczek (Laury, Anastazji, Nadii, Alicji) i jednego wnuka. Gdy pojawił się kolejny przerzut na płucu, lekarze powiedzieli, że nie będą już operować, musieliśmy szukać innego rozwiązania. Z pomocą przyszedł prof. Szczylik, który włączył tatę do programu testowania leku, wtedy nie wiedzieliśmy jakiego, nie mieliśmy gwarancji, że przyjmuje faktycznie lek, a nie placebo. Wierzyliśmy jednak głęboko. Udało się, tata dostawał lek z grupy inhibitorów kinaz białkowych, bardzo dobrze go tolerował i co najważniejsze, działał na raka. Przerzut na płucach nie powiększał się. Ten cudowny czas trwał 10 lat, to był naprawdę piękny okres. Niestety, w którymś z kolei badaniu TK okazało się, że przerzut rośnie. Zastosowano inny lek, który prawie uśmiercił mojego tatę, dostał zapaści, prawie wszystkie narządy wewnętrzne przestały funkcjonować, ale i z tego wyszliśmy. Wtedy profesor Szczylik zaproponował powrót do leczenia innym lekiem, również z grupy inhibitorów kinaz białkowych. I wtedy NFZ wydał wyrok, nie będzie refundował kolejnego leczenia, gdyż poprzedni lek jest ostatnim krokiem w standardzie postępowania leczniczego w złośliwym raku nerki. Miesięczny koszt leczenia lekiem, który prof. Szczylik zastosował, to 13 000 złotych. Nie mamy takich pieniędzy, już nie mamy. Pół roku finansowaliśmy leczenie we własnym zakresie, ale dłużej nie możemy. Nie chcemy zmarnować tylu lat walki, ciężkiej walki, co najważniejsze - skutecznej, z powodu procedur NFZ i już pustego konta. Dlatego zwróciliśmy się o pomoc do fundacji Alivia, jesteście naszą ostatnią deską ratunku. Wierzymy gorąco w Wasze wielkie serca, wierzymy że nie jesteśmy sami. Prosimy, pomóżcie!!! A właściwie błagamy, pomóżcie!!! p.s. Mój tata nazywa się Henryk Pasak, ma 73 lata i jest najlepszym tatą na świecie. Monika Nowakowska

64 809 zł z 156 000 zł
41%
Aleksandra Kapica, Międzyrzec Podlaski

Twoja pomoc moją szansą na życie

Witam, mam na imię Aleksandra i mam 33 lata.Na co dzień mieszkam i pracuję w Międzyrzecu Podlaskim. Prowadzę swój salon kosmetyczny. Praca jest moja ogromną pasją. Niestety w chwili obecnej jestem w trakcie chemioterapii i nie jestem w stanie pracować, rozwijać się, szkolić i spełniać zawodowo. Choroba pokrzyżowała mi plany zawodowe i prywatne. Kiedy skończyłam 30 lat, usłyszałam diagnozę: ziarnica złośliwa. Był to dla mnie i dla moich bliskich ogromny szok, nikt w rodzinie wcześniej nie chorował na nowotwór. Całe moje życie i nie tylko moje zmieniło się diametralnie, teraz najważniejszym celem było wyzdrowieć. Rodzina i przyjaciele bardzo wspierają mnie w walce z chorobą, to dzięki nim nadal mam siłę, by walczyć i się nie poddawać.W 2016 roku rozpoczęłam chemioterapię, było to długie i ciężkie leczenie. W lipcu 2017 roku przeszłam autoprzeszczep komórek macierzystych, który pozwolił mi na chwilę wrócić do normalnego życia i zapomnieć o chorobie, niestety ta okazała się podstępna i wraca. Nadzieją dla mnie jest lek, który w moim przypadku nie jest refundowany. Miesięczny koszt lekoterapii to ok. 30 tysięcy złotych. Koszt leczenia znacznie przewyższa moje możliwości finansowe, dlatego jestem zmuszona prosić o wsparcie. Będę bardzo wdzięczna za gest dobrej woli. Aleksandra Włodarczyk

108 695 zł z 200 000 zł
54%
Andrzej Kijek, Włocławek

Andrzej to były piłkarz. Walczy z nowotworem jamy ustnej.

Nazywam się Andrzej Kijek, mam 49 lat, jestem rencistą mieszkającym we Włocławku. Kiedyś czynnie uprawiałem sport - piłkę nożną, grałem w KS Włocławia. Doznana kontuzja kolana na stałe spowodowała stopień niepełnosprawności. W sierpniu 2014 roku zdiagnozowano u mnie nowotwór złośliwy jamy ustnej. Przeprowadzono operację tracheotomii czasowej, częściowo usunięto żuchwę i część języka oraz dno jamy ustnej. Walka z chorobą i rehabilitacja wraz z odtworzeniem wyciętych części twarzy będą trwały długo, gdyż obecnie w 2018 r. mijają 4 lata wielokrotnych wizyt u lekarzy, badań diagnostycznych i codziennej walki z rakiem, zarówno farmakologicznej, ale też i psychicznej. Mam jednak, o co walczyć, bo mam dla kogo żyć: dla syna Daniela i dla żony Agnieszki. Nasza sytuacja rodzinna niestety nie pozwala mi na udźwignięcie kosztów leczenia, dlatego jakiekolwiek, nawet skromne wsparcie będzie dużą pomocą, a bez dotychczasowego wsparcia Waszego i Fundacji nie dalibyśmy z rodziną rady. Dziękuję z góry wszystkim Darczyńcom za to co dla mnie już zrobiliście oraz za to że, jako ludzie tak wielkiego serca, na tym nie poprzestaniecie.

56 405 zł z 150 000 zł
37%
Ewa Dorota Beldowska-Sadurska, Warszawa

Leczenie raka piersi HER2 dodatniego - nierefundowany pooperacyjnie lek

Dzień dobry, w kwietniu 2023 zdiagnozowano u mnie złośliwą odmianę raka piersi HER2-dodatniego. Schemat leczenia jest niestety taki, że najlepsze lekarstwo pooperacyjnie nie jest już refundowany. AKTUALIZACJA Bardzo wszystkim dziękuję za wpłaty. Dzięki zbiórce dostałam cztery dawki - jednakowoż skutki uboczne okazały się w moim przypadku bardzo dotkliwe. Musiałam przerwać leczenie. Dziękuję wszystkim za wpłaty, czekam teraz na potwierdzenie czy na pewno już jestem zdrowa, czy nie ma wznowy. Dziękuję wszystkim serdecznie, Ewa Beldowska- Sadurska

56 086 zł z 150 000 zł
37%
Karolina Kluska, Oświęcim

Guz mózgu - leczenie i rehabilitacja

Witam serdecznie, mam na imię Karolina. Mam 39 lat. Jestem mamą trzech cudownych córek oraz żoną wspaniałego męża. W dniu urodzin mojej najmłodszej córeczki zaczął się mój koszmar, który trwa do teraz i jest nim guz mózgu. Z racji, że większość osób i tak nie ma czasu, aby czytać całość mojej historii, zacznę od kosztów, z którymi przyszło mi się zmierzyć, aby wyleczyć się i wrócić do pełnej sprawności. Niestety przekraczają one możliwości finansowe naszej rodziny. Pragnę w ciągu najbliższego roku skupić się na porządnej rehabilitacji, lecz jedna godzina to koszt 200 zł. Przez 20 dni to koszt 4000 zł. Koszt 2 tygodniowego turnusu wspecjalistycznych ośrodkach rehabilitacyjnych wahają się od 15000zł do 21000zł. Poniżej opisuję dokładniej całą moją historię więc jeżeli jesteś zainteresowany, to zapraszam do przeczytania. Chciałam Wam przedstawić moją historię, która zmieniła całe moje życie w koszmar. Wszystko zaczęło się 4.11.2022 r. w dniu pierwszych urodzin mojej najmłodszej córeczki. Czekając na dziadków, nagle zrobiło mi się słabo, w głowie karuzela, nogi jak z waty. Mąż wyprowadził mnie na balkon, żebym się przewietrzyła. Po paru minutach wszystko się uspokoiło. Po dwóch dniach obudziłam się z okropnym bólem głowy, miałam wrażenie, jakby ktoś mi rozpalił ognisko w głowie. Nie czekając na nic, udałam się na SOR. Po wykonaniu TK zostałam poproszona do gabinetu lekarza, który oznajmił mi, że musi zostawić mnie w szpitalu na oddziale neurologii, ponieważ jest zmiana w mózgu świadcząca najprawdopodobniej, że przeszłam udar. Po dwóch dniach wykonano mi rezonans magnetyczny. W dniu, gdy przyszły wyniki, lekarz poprosił mnie do gabinetu, w którym oznajmił: "Ma Pani guza mózgu". Nogi się pode mną ugięły. Zostałam wypisana do domu ze skierowaniem do poradni neurochirurgicznej w Krakowie. Pierwsze dni w domu przepłakałam. Ciągle słyszałam słowa lekarza: "guz mózgu". W końcu wzięłam się w garść. Pojechaliśmy z mężem do Krakowa do poradni neurochirurgicznej. W rejestracji Pani powiedziała, że terminy są za 2 lata. Zaczęłam się śmiać i spytałam, czy to żart. Nasza polska służba zdrowia... Długo się nie zastanawiając, wyszukałam w internecie lekarza neurochirurga i pojechałam na prywatną wizytę. Okazało się, że lekarz do ktorego przyjechałam pracuje w Szpitalu w Krakowie na oddziale neurochirurgii. Bardzo rzetelnie wytłumaczył mi, jak będzie wyglądało leczenie. 27.01.2023 r. przeszłam operację - kraniotomię ciemieniową lewostronną w celu usunięcia guza mózgu płata czołowego lewego. Operacja trwała 6 godzin. Po operacji wystąpił niedowład prawostronny, cechy afazji oraz problemy z mową. Po paru dniach zostałam wypisana do domu. Pomału dochodziłam do siebie. Niestety niedowład bardzo mnie ograniczył. Wszystkie czynności musiałam wykonywać z pomocą męża.Moja mała córeczka pragnęła mamy, a ja nie mogłam jej nawet wziąć na ręce. Doszły ataki padaczki. Wpadłam w depresję. Musiałam skorzystać z pomocy psychiatry, dzięki któremu moje nastawienie powoli wracało do normy. Znów nadszedł czas rozłąki z rodziną. Od 13.02.2023 r. zaczęłam rehabilitację w szpitalu na oddziale rehabilitacyjnym. Pozytywne myślenie i upór w wykonywanych ćwiczeniach dało dużą poprawę. Po miesiącu wróciłam do domu. Niestety niedowład nie ustąpił. Przyszedł wynik badania histopatologicznego: ASTROCYTOMA (IDH1/2-MUTANT) WHO G2. Zebrało się konsylium onkologiczne. Decyzja: RADIOTERAPIA PROTONOWA w Krakowie. Radioterapia trwała od 08.05.2023 do 19.06.2023 r. Niestety w tym czasie niedowład się jeszcze nasilił. Doszło dodatkowo leczenie sterydami, a co za tym idzie: obrzęki, opuchlizna i zwiększenie masy ciała. Jakby tego było mało, doszły także ataki kamicy nerkowej. CHEMIOTERAPIA - leczenie rozpoczęłam 24.07.2023 i zakończyłam 11.12.2023 r. Chemioterapię w tabletkach otrzymywałam przez pół roku. Leczenie nie było łatwe, ale na pewno lżejsze od wlewów. Cały czas uczęszczam na rehabilitację dzienną w szpitalu z przerwami na leczenie. Po ostatnim rezonansie z 23.09.2024 r. lekarz zlecił wykonanie spektroskopii, ponieważ widoczna jest jakaś zmiana - wznowa bądź martwica po radioterapii i chemioterapii. Badanie mam wyznaczone na 25.11.2024 r. Co teraz? Jestem dobrej myśli i widzę światełko w tunelu. Wierzę, że wszystko dobrze się skończy i będę mogła dalej cieszyć się życiem i patrzeć jak rośnie moja najmłodsza córeczka, a dwie starsze wchodzą w dorosłe życie. Dlatego bardzo proszę o pomoc w zmaganiach z chorobą. Mam ogrom siły i motywacji, aby dalej walczyć i się nie poddawać, ale sama finansowo niestety nie jestem w stanie tego udźwignąć. Z góry i z całego serca pragnę każdemu darczyńcy serdecznie podziękować za dołożenie cegiełki w mojej dalszej walce z chorobą i powrocie do pełnej sprawności. Wszystkim życzę zdrówka, bo ono jest najważniejsze.

4 924 zł z 100 000 zł
4%
Klaudia Zborowska-Kszczot, Poznań

Zbiórka na nierefundowany lek, który jest mi potrzebny, aby wyzdrowieć!

Cześć, jestem Klaudia. Mam 29 lat, jestem szczęśliwą mężatką z dwójką adoptowanych psiaków. Każdy dzień był dla mnie pełen rzeczy, które kocham robić: spacerów z psami, spotykania się ze znajomymi, wspólnych treningów z mężem na siłowni, zajęć z szydełkowania czy tańca. Bardzo lubię rozwijać się nie tylko na tle zawodowym, ale i prywatnym. Myślałam, że czas, zanim skończę 30 lat, będzie pełen szczęścia i spokoju, niestety... W kwietniu 2024 wykryłam u siebie guz w prawej piersi. Po trzech tygodniach czekania dostałam diagnozę - rak złośliwy piersi potrójnie ujemny (najgorzej rokujący). Gdyby nie moja rodzina i bliscy, nie miałabym siły, by podnieść się po takiej diagnozie. Od tego czasu każdy mój dzień wypełniony był wizytami u kolejnych specjalistów, konsultacjami i badaniami. Zespół specjalistów ustalił mój plan leczenia: najpierw chemioterapia i immunoterapia, a w dalszym postępowaniu operacja. Jestem w trakcie chemioterapii. I tutaj pojawia się mój ogromny problem: przez jeden ze wskaźników (który jest za wysoki) nie kwalifikuję się na refundację leku przez NFZ. Jedna jego dawka kosztuje 14 tysięcy złotych!!! Onkolog kliniczny ustalił, że potrzebuję 8 dawek, które muszę przyjmować co 3 tygodnie. Łączne leczenie przed operacją wyniesie 112 000 zł. Lek ten jest mi niezbędny, żeby wyzdrowieć, a koszt jednej dawki przewyższa trzykrotnie moje miesięczne zarobki. Dlatego zwracam się z ogromną prośbą do każdej osoby, która to czyta, aby udostępniać tę zbiórkę dalej i w razie możliwości wspomóc mnie finansowo w tym trudnym dla mnie okresie. Dzięki Tobie będę mogła podjąć walkę z chorobą i wygrać życie. D Z I Ę K U J Ę za Twoją pomoc!

125 565 zł z 222 000 zł
56%
Jadwiga Brzezicka, Węgrów

Potrzebuję wsparcia w leczeniu raka

Witam, nazywam się Jadwiga (dzieci zazwyczaj mówią do mnie Jadzia). Mam 57 lat. Zachorowałam w 2017 roku na raka płuca, było to pół roku po śmierci mojego męża. Załamałam się. Jak usłyszałam słowo "rak", od razu myślałam, że to koniec. Jeszcze wtedy nie wiedziałam nic o tej chorobie i to było najgorsze. Przed chorobą uwielbiałam przebywać na świeżym powietrzu i zajmować się ogrodem, w szczególności moimi kwiatkami. Kocham też zwierzęta. Mam w domu trzy koty i zajmuję się też przybłędami, ostatnio są to same psiaki, ale każdy potrzebuje trochę miłości i głaskania. Z ogrodem i zwierzętami pomagają mi dzieci, bo już czasami nie mam siły i szybko się męczę, a w upalne dni nie mogę nawet wychodzić na zewnątrz. Jestem wdową, mam trójkę dzieci i jedną wnuczkę. Kocham ich całym sercem. Dzieci są już dorosłe, mają swoje rodziny, ale codziennie ktoś do mnie wpada albo zostają na weekend. Są całym moim życiem i największym wsparciem, jakie mogłabym sobie wymarzyć. W chorobie na szczęście miałam wsparcie moich dzieci - nie pozwoliły mi na złe myśli, których jednak było ciężko uniknąć. Leżąc w szpitalu człowiek myśli o najgorszym, o tym jak sobie poradzą dzieci, zwierzęta, kto będzie o nie dbał. Te myśli nachodzą i nachodzą, jednak odwiedziny najbliższych dają poczucie bezpieczeństwa. Została mi wycięta część płuca i dostałam dawkę chemii na wszelki wypadek. Nie wspominam dobrze tych dwóch rzeczy i chciałabym o nich zapomnieć. Po roku wróciłam do pracy i cieszyłam się życiem, czekając na przyjście na świat mojej pierwszej wnuczki. Trzy lata po pierwszej diagnozie nadeszła kolejna, gorsza - guz mózgu o średnicy 5 cm. Tutaj miałam kolejne szczęście, bo trafiłam na młodego lekarza, który się mną zainteresował i zamiast tylko radioterapii miałam operację wycięcia tego guza i dodatkowo radioterapię. Pobyt w szpitalu był ciężki ze względu na pandemię i brak odwiedzin. To chyba było najgorsze dla moich bliskich, którzy musieli czekać na moje telefony i wideorozmowy. Musieli kontaktować się z lekarzami tylko telefonicznie, co nie zawsze było możliwe. Po tym guzie już nie jestem taka sama i myślę, że nie wrócę do pełnej sprawności. Mam mocne zaniki pamięci i problemy z koncentracją. Pogorszył mi się wzrok i słuch. Podczas choroby złapałam półpaśca i leczę go do dzisiaj. Życie stało się trudniejsze w kwestii zdrowotnej i finansowej. Przez półpaśca i problemy z pamięcią i koncentracją oraz kręgosłupem muszę leczyć się prywatnie. Mój lekarz prowadzący jest lekarzem "jednej rzeczy", więc jeśli nie widzi nigdzie guza, inne sprawy go nie interesują, dlatego wszystkie skierowania muszę brać od lekarzy prywatnie. Czasami zdarza się, że na same wizyty moje dzieci wydają miesięcznie około 1500 zł. Do tego dochodzą leki oraz badania, czyli w sumie 4000 zł miesięcznie. Cieszę się, że mam dzieci, bo inaczej nie byłoby mnie na to stać. Z mojej renty nic nie zostaje, bo wszystko idzie na spłatę kredytu, który wzięłam, jak byłam zdrowa. Potrzebuję pieniędzy na codzienne wydatki związane z leczeniem, na leki, na rehabilitację. Życie teraz jest ciężkie i wszystkie koszty wzrastają, a mi nie zostaje nawet grosik z renty. Dlatego jeśli ktoś wpłaci chociażby 1 zł, będę bardzo wdzięczna. Pozdrawiam i dziękuję za wszystko, Jadzia

1 824 zł z 100 000 zł
1%
Jolanta Adamska, Wrocław

Zbiórka dla Joli Adamskiej

Moi Drodzy, mam na imię Jola, mam 50 lat. 17.02.2025 moje życie zawirowało kompletnie. Usłyszałam, że mam guza w prawym płacie czołowym, najprawdopodobniej o charakterze nowotworowym. Moja pierwsza myśl? "Jak ja to powiem dzieciom?! Boże, jak ja im to powiem?!". Po tygodniu decyzja wstępna - chłoniak mózgu, ale kolejne badania potwierdzają glejaka. Jeszcze nie wiadomo, które stadium. 8.04 przewidywane jest operacyjne usunięcie guza i kolejne badania. Co mnie martwi, to fakt, iż nie jest to sprawa świeża - lekarze twierdzą, że zaawansowana. Oczywiście, państwowa służba zdrowia nie zadba o moją kondycję psychiczną, więc ratuję się prywatnie. Państwowa służba zdrowia nie spyta o kwestię opieki dietetycznej, muszę się tym zająć prywatnie. Jestem już po lekturze różnych publikacji, i wiem, że moja dieta i umysł to podstawa do przygotowania się do wyzdrowienia. Na starcie, po dwóch tygodniach-bez ostatecznej diagnozy-wydałam już mnóstwo pieniędzy. Obecnie mam już spore rozeznanie co do kosztów leczenia - w POLSCE mamy innowacyjną metodę NANOTHERM w Lublinie - kosszt 20-40 tys euro, uderzam również do Niemiec - mam namiary na dwa centra - koszty raczej niemałe. Sosnowiec - w okolicach sierpnie rusza innowacyjny program. Szukam rozwiązań. Jeśli macie jakiekolwiek informacje, jakie mogłabym wykorzystać w tej sprawie, jestem otwarta, piszcie, proszę. Moja sytuacja jest o tyle trudna, że zawodowo pracuję na pół etatu w szkole (dzięki Bogu za to), jednak poza tym od ponad dwóch lat rozkręcałam swój salon masażu i kosmetologii, a także prowadziłam szkolenia i warsztaty z masażu. Kiedy w końcu od grudnia 2024 biznes zaczął przynosić zyski, ucieszyłam się, że za chwilę przyjdzie czas, kiedy będę miała trochę czasu dla siebie i dzieci (sama wychowuję dwójkę nastolatków). Przyjdzie czas, że zacznę spłacać długi, które zaciągałam na potrzeby bieżące i firmowe. Przyjdzie czas, że w końcu odetchnę... Jak się okazuje, czas ten nadszedł od razu - nie zapytał, czy może teraz się wprowadzić do mojego życia. Właśnie zamykam biznes. Na domiar tego, nie otrzymam nic z ZUSu, bo w moim bardzo zabieganym życiu (gdzie pracowałam 6 dni w tygodniu od 8.00 do 20.00), a także - jak się okazuje - z powodu sporego guza w mózgu (co przez ostatnie miesiące bardzo wpływało na moją koncentrację i ogarnianie rzeczywistości) NIE dopilnowałam kwestii płacenia chorobowego. Dlatego od marca mój dochód to 2000 zł plus alimenty 1800 na dzieci i 800+ na jedno, bo drugie ma 18 lat. Minus długi. Minus opłacanie czynszu za dwa mieszkania. I nie przeskoczę tego. Od długiego czasu oddawałam mnóstwo swojej energii ludziom poprzez dotyk, uwielbiałam masować. Uwielbiałam ludzi. Uwielbiałam czuć, że sprawiam im ulgę. Uwielbiałam rozmowy z nimi. Niektóre kontakty z moimi klientkami przekształciły się w bardzo przyjazne relacje. Ale nie zadbałam o siebie. Mimo iż czasem słyszałam takie rady. Teraz boję się dotykać ludzi, bo tak mało mam energii. Paradoksalnie, czuję ogromną ulgę, bo jestem bardzo zmęczona. Nie wiem, co będę robić dalej. Na tę chwilę potrzebuję wytchnienia. Ci, którzy mnie znają, znają też moją sytuację mieszkaniową, która niestety jest dodatkowo toksyczna i dokłada swoją mroczną cegiełkę. Wielu z Was wie też, że półtora roku temu zakończyłam 3-letnią walkę o życie mojej córki. Z powodzeniem! I tym razem będzie tak samo. Kochani, potrzebuję Waszej pomocy. Nie wiem, w jakim wymiarzefinansowym ostatecznie będę jej potrzebować. Zaznaczyłam kwotę, jaką widzicie. Nie potrafię nic zaplanować. Nie potrafię nic określić. Specjalistka, która opiekuje się mną pod względem psychologicznym, traktuje mnie bardzo ulgowo, ale jak już z tego wyjdę, spłacę dług wobec Niej. I na pewno, jak już wyzdrowieję, postaram się, aby inni również mogli skorzystać z mojego doświadczenia. Zawsze ludzie byli dla mnie ważni, ale teraz muszę skupić się na sobie. Muszę też zadbać o dzieci. Będę przeogromnie wdzięczna, jeśli mi w tym pomożecie. Wielu z Was wsparło mnie, dokonując wpłat na prywatną zbiórkę, ale istnieje także możliwość pomocy poprzez przekazanie 1,5% podatku. Obecnie jestem pod opieką Fundacji ALIVIA, która umożliwia dokonywanie takich darowizn. Przeznaczenie 1,5% podatku na fundację pozwoli nie tylko mi, ale także innym podopiecznym skorzystać z zasobów, jakie oferuje fundacja. Dzięki temu będę mogła korzystać z pomocy, które zapewnia Fundacja ALIVIA. Dziękuję za Wasze wsparcie!

1 329 zł z 100 000 zł
1%
Marta Piątek, Goworowo

Lek nierefundowany

Mam na imię Marta, mam 36 lat, jestem mamą trójki dzieci w wieku 10, 11 i 13 lat. Z chorobą zmagam się od półtora roku. Płatna terapia jest dla mnie szansą na dłuższą obecność w życiu moich dzieci. Przeszłam dwie zalecane operacje, radioterapię, chemioterapię, które nie przyniosły żadnych rezultatów. Obecnie jedyną szansą na wstrzymanie choroby jest dla mnie nierefundowany lek do immunoterapii. Koszt jednej dawki leku to ok. 17-20 tys. zalecany w odstępie co trzy tygodnie.

982 zł z 100 000 zł
0%
Violetta Markusik, Piekary Śląskie

Zbiórka na leczenie

Mam na imię Violetta i z całego serca proszę o Wasze wsparcie w mojej walce z rakiem piersi. Przeszłam już operację, intensywną chemioterapię i jestem w trakcie radioterapii oraz hormonoterapii. Choć to wszystko było ogromnym wyzwaniem, nadal nie mogę odetchnąć z ulgą – moja walka wciąż trwa. Pojawiła się dla mnie nadzieja na dodatkowe leczenie zbliżone do immunoterapii, które znacząco zwiększa moje szanse na pełne wyzdrowienie. Niestety, koszt tej terapii to aż 118 000 zł – około 3 000 zł miesięcznie przez trzy lata. Lek ten wciąż nie jest refundowany w Polsce, dlatego muszę zebrać całą kwotę samodzielnie. Każda wpłata, nawet najmniejsza, to dla mnie krok w stronę zdrowia i życia bez strachu. Proszę, pomóżcie mi stanąć na nogi i wygrać tę walkę. Jeśli możecie, udostępnijcie również tę zbiórkę – każda pomoc ma ogromne znaczenie. Z całego serca dziękuję za wsparcie, dobre słowo i nadzieję, którą mi dajecie. Violetta

18 331 zł z 118 000 zł
15%
Robert Wojcicki, Opole

Robert 48 lat, rak wątroby - leczenie, operacja, rehabilitacja

Mam na imię Dominika i piszę w imieniu mojego męża Roberta, z którym mam trójkę dzieci: Marysię 16 lat, Anię 7 lat oraz Maję 4 lata. Mamy również psa, suczkę Lusię. Jak widać w domu są same kobiety, oprócz męża. We wrześniu 2022 roku podczas badania USG znaleziono u męża duży guz wątroby wielkości ok 8 cm x 6 cm. Od tego czasu zaczęły się liczne wizyty u specjalistów, w szpitalach i w gabinetach prywatnych w kraju, jak i za granicą. Do tej pory (styczeń 2023) Robert przebywał na oddziałach szpitalnych 5-krotnie. Okazało się, że guz wątroby jest przerzutem wtórnym pochodzącym z tkanki jelit, natomiast po dzień dzisiejszy nie znaleziono definitywnie ogniska pierwotnego raka. Komórki te lubią tworzyć przerzuty do płuc, serca czy też mózgu. Na szczęście te organy są jeszcze czyste. Mąż jest w trakcie przyjmowania chemioterapeutyków, potrzebna jest pilna operacja, natomiast pooperacyjnie prawdopodobnie będzie konieczność zastosowania terapii radioizotopowej PRRT. Guz wątroby jest umiejscowiony w bardzo trudnym operacyjnie miejscu, wrasta w żyłę wrotną prawego płata wątroby przy rozwidleniu, uciska ją bardzo mocno, prawie zamykając ją. Stanowi to zagrożenie życia. Rozważane jest obecnie usunięcie całego płata prawego wątroby (ok ¾ wątroby) lub też całkowita transplantacja wątroby. NFZ nie refunduje operacji poza granicami kraju (koszt ok 30 tys. euro, czyli ok. 130 tys. zł). Również w przypadku terapii PRRT jest ona refundowana dopiero wtedy, gdy okaże się, że po operacji nastąpią przerzuty. Gdyby zastosować terapię PRRT wcześniej potrzebne będą 4 iniekcje i koszt nie będzie refundowany przez NFZ (koszt przybliżony prywatnie to 4 x 85 tys. = 330 tys. zł). Ale o tym będziemy myśleć później... Na teraz potrzebne są środki, które będą przeznaczone na pokrycie wszelkich kosztów związanych z procesem leczenia: diagnostyka, wizyty lekarskie, leki, rehabilitacja, specjalistyczne żywienie, dojazdy, zakwaterowanie itp. Wpłata każdej kwoty będzie doceniona. Jeśli nie maja Państwo możliwości wpłaty, Robert prosi jedynie o modlitwę. To również znaczy dla nas bardzo dużo. Dziękujemy!!! Przy rozliczaniu podatku można przekazać 1,5% na moje konto. Należy wówczas podać w zeznaniu podatkowym KRS Fundacji Alivia: 0000358654 oraz w celu szczegółowym koniecznie numer mojej zbiórki: 111787 Darowizny na rzecz mojego leczenia można przekazywać także za pomocą płatności on-line, karty płatniczej, Blik, PayPal lub tradycyjnego przelewu - aby dokonać wpłaty, kliknij powyżej na przycisk "Przekaż darowiznę".

25 539 zł z 130 000 zł
19%
Iwona Cieślikowska, Żyrardów

Walka z rakiem - lek nierefundowany dla Iwony

Mam na imię Iwona, lat 62. Właśnie przeszłam na upragnioną emeryturę i realizuję swoją wielką pasję, jaką jest fotografia ruchu (FB Photo Dance) - gimnastyka artystyczna, pływanie artystyczne czy taniec. W maju 2023 r. diagnoza - rak piersi z przerzutami do kości i szpiku kostnego... Żadna operacja nie wchodzi już w grę. Jednak nadal walczę. Nowotwór może stać się chorobą przewlekłą, ale w moim przypadku niezbędny jest nowy, nierefundowany dla mnie lek. Miesięczny koszt to ok. 6000 zł. To ogromna kwota. Proszę o przekazanie 1,5 podatku, a jeżeli to możliwe, to wsparcie finansowe w formie wpłat na moją zbiórkę.

11 516 zł z 120 000 zł
9%