Zbiórki

Andrzej Kobierski, Baborów

Z ogromnym smutkiem zawiadamiamy, że Andrzej odszedł...

Z ogromnym smutkiem zawiadamiamy, że Andrzej odszedł... Składamy szczere wyrazy współczucia jego rodzinie i bliskim, Zarząd Fundacji Alivia. Zbiórka Andrzeja została zamknięta. Prosimy nie przekazywać darowizn na ten cel. ………………………………………………………..***…………………………………………………………. Od ponad 20 lat choruję na raka jasnokomórkowego nerki z przerzutami. W 2001 r. usunięto mi lewą nerkę. W 2008 r. nastąpiły przerzuty do płuc, w 2013 r. do drugiej nerki. W 2020 r. miałem przeprowadzony zabieg usunięcia guza w prawej nerce. Podczas operacji nastąpiły komplikacje, w wyniku czego nerka została mi usunięta. Od 2020 r. jestem dializowany. W 2021 r. nastąpił nawrót. Mam przerzuty w mięśniach, otrzewnej, tkance podskórnej. Lek, który mi pomaga, kosztuje 12 tys. zł za wlew. Musi być podawany co 3 tygodnie. Mam 5 kochających wnuczek, którymi chciałbym się jeszcze nacieszyć. Będę bardzo wdzięczny za każdą otrzymaną pomoc.

53 132 zł z 100 000 zł
53%
Żaneta Stolarz, Gostynin

Zbieram na nierefundowane leczenie raka piersi

O tym, że choruję na raka dowiedziałam się w sierpniu 2019 roku. Diagnoza: rak piersi Her2 (3+), bardzo agresywna postać raka, która wymaga natychmiastowego leczenia. Na zapoznanie się z możliwościami leczenie nie było wiele czasu, jeszcze mniej na podjęcie decyzji o wyborze właściwej ścieżki terapeutycznej. Na moje, i innych osób w podobnej sytuacji, szczęście istnieje lek, który może pomóc w walce z chorobą oraz umożliwić powrót do normalnego życia . Terapia w moim przypadku, czyli leczeniu przedoperacyjnym, w naszym kraju jest nierefundowana. Wlewy podawane są co trzy tygodnie przez 5 miesięcy wraz z chemioterapią. Każda dawka kosztuje 12000 zł. Jestem po trzech dawkach chemioterapii i nierefundowanego leku. Dlatego proszę o pomoc w sfinansowaniu następnych,bo tylko dzięki Wam, Darczyńcom będę mogła cieszyć się każdym kolejnym, przeżytym dniem. W imieniu swoim oraz całej rodziny jesteśmy bardzo wdzięczni za każdą pomoc!

7 878 zł z 55 000 zł
14%
Emilia Mizielińska, Warszawa

Wyroluj Raka

Dzień dobry, jestem mamą, siostrą, ciocią i nigdy nie myślałam, że ta choroba (złośliwy nowotwór piersi) może dotyczyć mnie - dopóki nie usłyszałam diagnozy. Teraz po dwóch operacjach nie mam złudzeń - jestem chora, jednak wstaję rano i staram się żyć, tak jakby choroby nie było. Odroczyłam wycięcie węzłów chłonnych, w obawie o późniejszą sprawność, jednak operacja jest zalecana z uwagi na pojawienie się komórek rakowych. Zbieram pieniądze na rekonstrukcję piersi, przeszczep węzłów chłonnych oraz dalsze leczenie. Bardzo dziękuję z całego serca i duszy za każde wsparcie. Pozdrawiam ciepło, Emilia

12 819 zł z 60 000 zł
21%
Dagmara Krawczyk, Kielce

Największym moim marzeniem jest teraz słyszeć tak po prostu otaczający świat, muzykę i śpiew ptaków...

Mam na imię Dagmara i mam 35 lat. Moja mama zawsze powtarzała, że to najpiękniejszy czas w życiu, niestety moja radość zżycia zatrzymała się 8.11.2019. W październiku 2019 roku po intensywnym, stresującym czasie w pracy miałam nadzieję na odpoczynek, jednak zaczęło mi dokuczać przeziębienie i ból gardła. Po wybraniu dwóch antybiotyków ból nie ustępował. Zlecono mi badania krwi, żeby ustalić przyczynę złego samopoczucia. Usłyszałam diagnozę... ostra białaczka szpikowa. Nie mogłam uwierzyć... Ja? Zdrowa, młoda, uprawiająca sport dziewczyna, której w końcu wydawało się, że zaczyna układać się w życiu... To tylko przecież ból gardła. Cała moja rodzina, jak i ja nie mogliśmy uwierzyć w te słowa, jednak diagnoza nie pozostawiała złudzeń i trzeba było działać wyjątkowo szybko. 20 listopada 2019 roku rozpoczęłam pierwszą dawkę chemioterapii w Ośrodku Leczenia Białaczek Szpitala Onkologicznego w Kielcach. Ja, osoba bardzo towarzyska, zostałam zamknięta na oddziale, do którego nawet rodzina nie ma dostępu, co było bardzo ciężkie psychicznie do zniesienia. Na szczęście udało się uzyskać prawie całkowitą remisję. Z radością miałam nadzieję że to już koniec, jednak niestety walka z tą chorobą nie jest tak łatwa. Zlecono kolejną dawkę chemioterapii podtrzymującej, następnie czeka mnie trzecia chemioterapia przed przeszczepem i przeszczep komórek macierzystych w Ośrodku Przeszczepowym w Katowicach. Leczenie tej choroby wiąże się też niestety z dużymi kosztami, z których do tej pory nie zdawaliśmy sobie sprawy: badania diagnostyczne, jedzenie hermetyczne, leki poprzeszczepowe, dojazdy na konsultacje i przystosowanie całego mieszkania do warunków osoby, która ma tak naprawdę zerową odporność. Bardzo proszę o pomoc i wsparcie w tej walce, bo choć diagnoza mnie poraziła i nadal nie mogę uwierzyć w to co się dzieje, to bardzo chcę wrócić do normalnego życia i zdrowia. Staram się być pełna pozytywnych myśli, jednak wiem że przede mną jeszcze długa walka, więc będę bardzo wdzięczna za udzielone wsparcie.

52 448 zł z 100 000 zł
52%
Karolina Kowalska, Bogatynia

Pomóż mi pokonać białaczkę i cieszyć się życiem

Kochani! Nazywam się Karolina Kowalska i mam 24 lata. Do niedawna cieszyłam się życiem i czerpałam z niego jak najwięcej. Niestety w lutym 2019 roku zdiagnozowano u mnie ostrą białaczkę szpikową wysokiego ryzyka (nowotwór złośliwy układu krwiotwórczego). Obecnie jestem leczona w Klinice Hematologii, Nowotworów Krwi i Transplantacji Szpiku we Wrocławiu. Do tej pory zrealizowałam kilka linii leczenia chemioterapią, które nie przyniosły oczekiwanych rezultatów. Leczenie utrudnione było licznymi powikłaniami oraz długotrwałym okresem aplazji, czyli upośledzeniem funkcji szpiku. W chwili obecnej jestem przygotowywana do przeszczepu szpiku. Planowany jest przeszczep od osoby spokrewnionej, a dawcą szpiku zostanie moja mama. Termin zabiegu wyznaczono na 20.08.2019, jednak może on z różnych względów ulec zmianie. Wiem, że moje leczenie w dalszym ciągu wymagać będzie ogromnych nakładów finansowych przerastających możliwości mojej najbliższej rodziny. Dlatego z całego serca będę wdzięczna za każdą najmniejszą pomoc, która pomoże mi pokonać chorobę.

2 414 zł z 50 000 zł
4%
Katarzyna Katarzyna-Kosmaczewska, Józefów

Zbiórka dla Katarzyny Kosmaczewskiej

5 marca zawalił się mój świat. USG wykazało guza. Kolejne badania potwierdziły, że guz jest nie tylko złośliwy, ale mam najbardziej agresywną wersję raka. Jest to rak trójujemny piersi. Czeka mnie długa walka, a mierzę się z gigantem. Tzw. czerwona chemia pozbawi mnie włosów, osłabi układ odpornościowy i wyłączy z możliwości pracy zarobkowej. Do wczoraj aktywna i biegająca po górach z planem napisania książki o krainie fiordów, dziś przerażona i bezradna. Bez Waszej pomocy nie dam rady podjąć walki.

2 273 zł z 50 000 zł
4%
Elżbieta Koś, Bieździedza

Pokonać raka... po raz kolejny, ale już całkiem!

Mam na imię Elżbieta, w maju skończyłam 51 lat i pochodzę z niewielkiej wsi na Podkarpaciu. Jestem też mamą dwójki dorosłych już dzieci (córka Anna 27 lat i syn Artur 20). Moja historia z rakiem zaczęła się ponad 8 lat temu... W najmniej oczekiwanym momencie w życiu. Prowadziłam wówczas własną działalność gospodarczą, mały sklep spożywczy, dzięki któremu zarabiałam na utrzymanie siebie i rodziny. Wszystko układało się w jak najlepszym porządku, dopóki któregoś wieczoru nie wyczułam zgrubienia w prawej piersi. Lekarz rodzinny dał mi skierowanie do onkologa, i niestety po dokonaniu wszelkich niezbędnych badań okazało się, że konieczne będzie usunięcie guzka, połowy piersi oraz węzłów chłonnych. Operacje oraz późniejsze leczenie (radioterapię i hormonoterapię) przeszłam w Uniwersyteckim Szpitalu Klinicznym im. Fryderyka Chopina w Rzeszowie, oddalonym ponad 60 km od mojego miejsca zamieszkania. By pogodzić leczenie i codzienne dojazdy do placówki, musiałam zrezygnować z prowadzenia sklepu. Od tamtego czasu pogorszyła się nasza sytuacja materialna, ale również moje zdrowie psychiczne, dlatego jestem pod opieką specjalisty psychiatry. Od tych ośmiu lat jestem również pod stałą opieką onkologa w tamtejszej poradni i regularnie przechodzę wszystkie kontrole. Wydawałoby się, że po tak długim czasie bez nawrotów, z rakiem "będę mieć spokój"... Niestety, tuż przed świętem Wielkiej Nocy wyczułam zgrubienie w drugiej piersi i jak to bywa typowe w "raka naturze" zrobił się przerzut na drugą pierś. Badania, konsultacje, wyniki i znów termin operacji. Dzięki Bogu bez komplikacji, martwiły mnie dojazdy, gdyby lekarz ustalił termin radioterapii. Niestety jemu coś gorszego stało na przeszkodzie... Od ubiegłego roku męczyły mnie nawracające wymioty po każdym posiłku, bóle w nadbrzuszu, itp. W styczniu, marcu i ubiegłym miesiącu miałam przeprowadzone gastroskopie. Łudziłam się, że jest to zarażenie bakterią, na którą dostałam bardzo drogi antybiotyk. Pani doktor coś jednak nie dawało spokoju i kazała zrobić badanie kontrole. Dopiero co odebrałam wyniki i spełnił się mój największy koszmar: "rak gruczołowy dna i trzonu żołądka". Na te wyniki czeka również moja onkolog, gdyż na poprzedniej wizycie wspomniała o wdrożeniu całkiem innego leczenia w przypadku pozytywnej diagnozy. Nie wiem, co mnie czeka. Być może chemia, pobyt na oddziale, na co fizycznie ani psychicznie nie byłam w jakimkolwiek stopniu przygotowana. Zebrane środki chciałabym przeznaczyć na dojazdy do placówek medycznych, dodatkowe konsultacje, leki oraz badania diagnostyczne, na które często trzeba czekać w ramach NFZ. Pozostaje mi teraz Boga prosić o zdrowie, a ludzi o dobrych sercach o pomoc w leczeniu. Bo przecież muszę - muszę wyzdrowieć, mam dla kogo. Chcę móc cieszyć się zwykłością codziennego dnia i móc jak dawniej znów zacząć jazdę na rowerze.

2 264 zł z 50 000 zł
4%
Michał Kaczmarski, Rudna

Na protezę po amputacji nogi i rehabilitację

Cześć, jestem Michał i w tym roku skończyłem 19 lat, a już mam protezę biodra. W lutym zeszłego roku upadłem i złamałem kość szyjki udowej. Lekarze długo diagnozowali, co doprowadziło do złamania kości szyjki udowej w tak młodym wieku. Takie złamanie zdarza się raz na milion i nie wróży nic dobrego. Przetransportowali mnie do innego szpitala, tam usłyszałem "robimy biopsję, to najprawdopodobniej rak". Po miesiącu spędzonym w szpitalnym łóżku potwierdziło się najgorsze, lecz dopiero wtedy lekarze wiedzieli, jakie kroki podjąć i w końcu przeprowadzili operację, po której mogłem powoli dochodzić do siebie i wstać z łóżka. Guza usunięto, a na miejsce wyniszczonej kości wstawiono endoprotezę. W dniu wypadku nie byłem ubezpieczony. Do września jakoś sobie radziłem, aż do momentu pojawienia się ostrego bólu, któremu towarzyszył rozrastający się w bardzo szybkim tempie guz. Przez kilka miesięcy tułałem się po lekarzach, guz wciąż rósł, ja zwijałem się z bólu, a w międzyczasie czekałem na diagnozę, co się ze mną dzieje. Po podróżach w różne miejscowości w całej Polsce i po wielu konsultacjach z lekarzami potwierdziło się najgorsze. To OSTEOSACROMA, inaczej mięsak kościopochodny, bardzo rzadki nowotwór, który zaatakował moje kości. Aktualnie specjaliści mówią, że powinienem być już dawno leczony onkologicznie, a guz jest już za duży, by go operować! Choć rokowania nie są za ciekawe, zaczynam chemię. Dają mi tylko 60% na przeżycie do 5 lat, a to i tak najlepsza opcja. Chcę żyć! Aktualizacja: Jestem po walce z mięsakiem kościopochodnym (osteosarcoma). Niestety chemia nie pomogła i miałem nawrót z naciskiem na miednicę i brzuch. Guz miał 16 cm. Musiałem podjąć się amputacji nogi z częścią miednicy. Po amputacji wynik histopatologiczny pokazał, że nie mam już w sobie cech nowotworu. Niestety może wrócić w każdej chwili, ale trzeba być dobrej myśli! Mam możliwość wstawienia protezy kanadyjskiej, dzięki której będę mógł się swobodnie poruszać, ale wiąże się to też z długą rehabilitacją, żeby przystosować ciało do protezy, co też niestety jest kosztowne (podkreślam: nie byłem ubezpieczony przed tym wszystkim i nie dostałem ani grosza za poniesione koszty leczenia). Wcześniej byłem osobą bardzo aktywną, dlatego tak mi na tym zależy. Bardzo proszę o wsparcie. Dobro wraca, pamiętajcie!

2 214 zł z 50 000 zł
4%
Anna Krawczyk, Łódź

Razem ratujemy Anię

Pierwotnym ogniskiem raka, który u mnie zdiagnozowano w 2014 r. jest czerniak gałki ocznej. Po zastosowanym leczeniu (brachyterapii) na okres 6 lat uzyskałam stabilizację choroby. Niestety na kolejnych badaniach kontrolnych w 2020 r. dowiedziałam się o licznych przerzutach na wątrobę. W mieście, w którym zamieszkuję, zaproponowano leczenie agresywną chemioterapią, która skutkowałaby tylko w ok. 5%. Po przeanalizowaniu mojej sytuacji wraz z rodziną nie podjęliśmy decyzji o tym leczeniu. Szukając pomocy, dotarliśmy do miasta oddalonego od mojego miejsca zamieszkania o 200 km. We Wrocławiu zastosowano termoablację wątroby, której do dnia dzisiejszego poddałam się już 16 razy, z coraz mniejszymi efektami. Jednocześnie szukając dalszych opcji terapii, przystąpiłam do badań klinicznych prowadzonych w Warszawie i od 2022 r. co tydzień jeździłam na przyjęcie wlewu nowoczesnego leku. Niestety również to leczenie nie przyniosło stabilizacji. Rak zaczął się rozsiewać do tarczycy, trzustki, płuc, ostatnio do kręgosłupa. W tej sytuacji zakończono leczenie w Warszawie, uznając je za nieskuteczne. Coraz trudniej jest się poddać termoablacji, wię zostałam praktycznie bez leczenia. Pozostając w tak trudnej sytuacji, jestem zmuszona szukać pomocy dalej, co wiąże się z dużymi nakładami finansowymi. Dla przykładu koszty wykupienia leków oscylują w granicach 1000 zł plus wizyty prywatne, dojazdy, konsultacje. W chwili obecnej mierzę się nie tylko z niemocą medycyny, ale i towarzyszącymi mi bólami. Potrzebuję objęcia natychmiastowym leczeniem. Niezbędne do tego jest zebranie środków, które przyczyniłoby się do leczenia w Polsce lub za granicą. Proszę o wsparcie mojej zbiórki

1 974 zł z 50 000 zł
3%
Maria Czajkowska, Warszawa

Pomóżcie nam sfinansować dalsze leczenie

Nasza kochana mama, babcia i teściowa Maria Czajkowska wiosną 2018 r. dowiedziała się, że jej dotychczasowy zdrowy organizm bardzo mocno zaskoczył ją i całą naszą rodzinę – usłyszeliśmy bardzo trudne do zrozumienia słowa… Zdiagnozowano złośliwy nowotwór jelita grubego z mutacja BRAF V600E bez stwierdzonych cech niestabilności mikrosatelitarnej. Zamiast cieszyć się wnukami, na które tak długo czekała, mama musiała podjąć heroiczną walkę o zdrowie i życie. Poddała się operacji chirurgicznej i chemioterapii. Ten etap leczenia okazał się nieskuteczny. Nie zawieszamy pomimo tego podjętej walki… Zależy nam na możliwości podjęcia kolejnych słusznych kroków, szukamy możliwości, które pomogłyby wrócić mamie do zdrowia, przedłużyć życie, gdyż mama bardzo chciałaby poznać swojego wnuka, który niebawem ma się urodzić. Mama jest w dobrej formie, jak na tego typu schorzenie, dlatego wierzymy, że uda się zastosować dodatkowe leczenie z dobrym rezultatem klinicznym. Obecnie mama przyjmuje chemie doustną i leki przeciwbólowe. Z uwagi na rodzaj mutacji nowotworu i brak odpowiedzi na dotychczasową chemioterapię, nie mamy szans na sukces procesu leczniczego, jeśli nie podejmiemy próby leczenia terapią celowaną. Szczególnie dobre rezultaty uzyskują pacjenci objęci celowanymi terapiami w trakcie leczenia zagranicznego. Dążymy do tego, aby leczenie w Polsce nowotworu jelita grubego, zarówno w przypadku leczenia refundowanego oraz tego już niefinansowanego w ramach ubezpieczenia zdrowotnego było skuteczne. Jednakże na chwilę obecną polscy specjaliści rozkładają z ubolewaniem ręce… Chcielibyśmy móc skorzystać z terapii nie trzymając się ograniczeń refundacyjnych oraz zbadać indywidualne cechy guza i precyzyjnie dobrać terapie celowaną, co z dotychczasowych już badań wiemy, że jest bardzo kosztochłonne. Ubiegamy się o uzyskanie tzw. drugiej opinii - konsultacji medycznej za granicą, dzięki której moglibyśmy odbyć wizytę w jednym z europejskich ośrodków onkologicznych i spotkać się z tamtejszymi lekarzami specjalistami. Dodatkowo chcielibyśmy wesprzeć naszą Marysię hipertermią, jako metodą dodatkowego uzupełnienia leczenia nowotworu. Mama cierpi na silne bóle także w okolicy kręgosłupa, gdyż obecnie już mniej aktywny tryb życia zaczyna zabierać jej witalność, którą w szczególności próbujemy aktywizować spotkaniami z wnukami i rodziną, ale także masażami, pomagającymi pozbyć się chociażby części dolegliwości. W celu zagwarantowania mamie maksymalnej wygody zdecydowaliśmy się na masaże domowe - są to usługi wyłącznie płatne. Z góry bardzo dziękujemy za okazane zainteresowanie, poświęcony czas, modlitwę oraz ewentualne umożliwienie pomocy materialnej, wszystkim ludziom dobrej woli, którzy postanowią wspomóc w dążeniu do zdrowia naszą bohaterską, wyjątkowo dzielną i kochaną mamę, babcię i teściową Marię. W obecnej sytuacji nie chcielibyśmy tracić cennego czasu...

1 966 zł z 50 000 zł
3%
Małgorzata Bieńko, Piaseczno

Potrzebna pomoc w leczeniu guza mózgu!

Wiadomość przyszła nagle, jak grom z jasnego nieba. Wynik TM - guz mózgu. Strach i myśl, co będzie dalej... Kolejne badanie (MR). Dalej operacja. Co po operacji? Dalej strach. Kolejny wynik - histopatologiczny. Diagnoza - nowotwór złośliwy, medulloblastoma. Znowu strach. Co dalej? Leczenie? Jakie? Dużo lęku i niepewności jak na jednego człowieka w tak krótkim czasie. Cel najbliższy to diagnostyka i leczenie.

101 443 zł z 150 000 zł
67%
Michał Michnowski, Ząbki

Pomóż mi wygrać życie

Nazywam się Michał, mam 40 lat i w czerwcu 2019 roku w Warszawskim Szpitalu Bielańskim zdiagnozowano u mnie nowotwór złośliwy odbytnicy, a dalsze badania (histopatologia) potwierdziły diagnozę rak odbytnicy. Choć początkowo czułem bezradność i wielki niepokój o nadchodzącą przyszłość, szybko się pozbierałem. Przecież mam dla kogo żyć, bo mam wspaniałego synka, którego muszę przeprowadzić przez życie, zobaczyć jak dorasta i zakłada sam swoją rodzinę. To dało mi mega siłę i chęć do walki. Po wielu badaniach lekarze w Centrum Onkologii na warszawskim Ursynowie skierowali mnie na chemioterapię oraz radioterapię i zadecydowali o operacji usunięcia guza. Przed operacją skonsultowałem się z lekarzem prowadzącym, jak będzie wyglądać operacja i jakie mogą być jej następstwa i usłyszałem, że czekam mnie operacja amputacji odbytnicy wraz ze zwieraczami oraz ileostomia do końca życia. Rozmowa z lekarzem wywoła u mnie strach przed tym, co będzie, jak sobie z tym wszystkim poradzę i zrezygnowałem z operacji na rzecz leczenia metodami niekonwencjonalnymi. Czemu? Czy jestem szalony? Nie, po prostu wybrałem mniejsze zło dla mojego organizmu, który w przeciągu 4 lat wystarczająco mocno został wyeksploatowany przez boreliozę, a teraz radio i chemioterapię. Nie napawały mnie optymizmem kilkuprocentowe statystyki przeżycia i to, że będę kaleką do końca swoich dni. Trafiłem na wiele grup o tematyce nowotworowej na portalu społecznościowym Facebook, gdzie na jednej z nich odezwał się do mnie jeden z grupowiczów z identycznym przypadkiem jak mój. Paweł, bo tak nazywa się członek grupy, poinformował mnie, że zna profesora, który specjalizuje się w leczeniu i operacjach nisko osadzonych guzów dolnego odcinka przewodu pokarmowego z zachowaniem zwieraczy TaTme. Wnikliwie zapoznałem się z w/w metodą operacji i postanowiłem zaryzykować. W listopadzie 2019 roku pojechałem do Krakowa na konsultację z profesorem Andrzejem Budzyńskim. Profesor po zapoznaniu się z moją dokumentacją medyczną zakwalifikował mnie do operacji, dając mi nadzieję na wyleczenie. Pierwszy raz od dłuższego czasu czułem, że trafiłem w odpowiednie ręce. 4.12.2019 roku poddałem się operacji usunięcia odbytnicy z zachowaniem zwieraczy i wyłonieniem ileostomii tymczasowej. Operacja przebiegła bez komplikacji, udało się uratować zwieracze i wyciąć całkowicie guz. Wraz z odbytnicą usunięte zostały węzły chłonne otaczające odbyt w celu wyeliminowania przerzutów. Moja hospitalizacja przebiegła bezproblemowo i już 9.12.2019 roku zostałem wypisany w stanie ogólnie dobrym do domu, gdzie do 21.01.2020 roku czekałem na wyniki histopatologii węzłów chłonnych i konsultację z profesorem. Wyniki węzłów chłonnych okazały się dla mnie zbawienne, ponieważ 13 węzłów na 13 wyciętych było czystych i niezainfekowanych komórkami rakowymi. Minęło już prawie 5 lat od operacji i choroba nie postępuje, nie mam na dzień dzisiejszy wznowy w miejscu usunięcia guza jak i dalszych przerzutów :) Wszystko idzie ku dobremu. Więc dlaczego skoro jest dobrze, zgłaszam się do was o pomoc? To już Wam wszystko wyjaśniam :) Metoda operacji TaTme polega na usunięciu nisko osadzonego guza i zespoleniu zaraz przy samych mięśniach zwieraczy jelita grubego i zrobienia tak zwanej protezy odbytnicy. Wiadomo, proteza to nie jest to samo co odbytnica i zwieracze wymagają rehabilitacji przed kolejną operacją przywrócenia ciągłości przewodu pokarmowego, aby cały czas spełniały swoją funkcję. Do rehabilitacji dochodzi rygorystyczna dieta, suplementacja, leki i w tym celu korzystam z pomocy dietetyka klinicznego, co też generuje dodatkowe koszty. Cały czas muszę też być pod stałą opieką lekarską i dojeżdżać na konsultacje na warszawskim Ursynowie i do Krakowa, gdzie byłem operowany i tam jest mój lekarz prowadzący. Dodatkowo muszę mieć sprzęt rehabilitacyjny w domu, aby rehabilitować się sam między wizytami u fizjoterapeuty. Dobro, Kochani, wraca - pomóżcie mi wrócić do zdrowia i na nowo cieszyć się życiem. Sam zawsze pomagałem i pomagam, ale teraz i ja ponownie potrzebuję pomocy. Chciałem też z całego serca podziękować wszystkim tym którzy już mi pomogli :) Jesteście dla mnie aniołami i nigdy nie zapomnę tego co dla mnie zrobiliście. Dziękuję i pozdrawiam, Michał Michnowski

10 579 zł z 60 000 zł
17%