Przecieram szlak (rak ACC)
Tereska Nawrot, Tarnowo Podgórne,
numer zbiórki: 112032
Dziennik
Kochani,
dziękuję za wszystkie wpłaty. Dodają mi one siły i wiary, których potrzebuję. Proszę, podzielcie się moją prośbą z kimkolwiek możecie. Ja jestem w trakcie rehabilitacji oddechowej. Czekam na wyniki badań laboratoryjnych ze Stanów Zjednoczonych. Cały czas próbuję zebrać niezbędne środki na zakup leków. Bądźcie ze mną. Bez Was i Waszego wsparcia tego nie osiągnę.
Dzień dobry wszystkim. Błagam o wsparcie. Zbieram na lek, który w Polsce jest niedostępny, trzeba go sprowadzić z zagranicy. Nie ma już dla mnie innego ratunku. Proszę, pomóż spowolnić raka, który mnie zabija. Proszę, podaruj mi trochę życia.
Opis zbiórki
Mam na imię Teresa, w 2010 roku zdiagnozowano u mnie raka gruczoło-torbielowatego tchawicy i oskrzeli z przerzutami do płuc: Adenoid Carcinoma Cysticum.
Nie bądź sędzią. Błagam, ratuj mnie!
Od początku choroby mierzę się z brakiem danych w naszym systemie lecznictwa o tej chorobie, a tym samym brakiem pomysłów, jak do tego wszystkiego podejść.
Na ogólnoświatowej liście prowadzonej przez Amerykańską Fundację ACCRF wskazującą lekarzy specjalizujących się w leczeniu raka gruczołowo-torbielowatego Adenoic Carcinoma Cysticum, brak pozycji z Polski...
Stąd tytuł zbiórki dla mnie - "Przecieram szlak", by ewentualni chorzy w przyszłości natrafiali w dokumentacjach medycznych z polskiej bazy na mój ślad i nigdy nie usłyszeli tego co ja, że nie da się nic zrobić.
Pierwszy lekarz, który objął mnie opieką, leczył mnie na astmę oskrzelową, plułam krwią, dostając jedynie wziewy i tabletki na kaszel. Kiedy się okazało, że to rak i na dodatek nieznany, kolejny lekarz prowadzący powiedział, że nic się nie da zrobić.
Z tej beznadziei udało mi się wyrwać z pomocą profesora Tadeusza Orłowskiego, który usunął zmienione nowotworowo rozgałęzienie tchawiczo-oskrzelowe i mówiąc obrazowo, zacerował je jak skarpetę. Potem usunął mi fragmenty guzów z płuc. Następnie poddana zostałam immunoterapii, jednak jak się okazuje nieskutecznej w przypadku tego raka.
Mijały lata, żyłam normalnie, zapomniałam o swojej chorobie, choć ta się po cichu rozwijała. Regularnie się kontrolowałam, przeszłam jedną chemioterapię, ostatnio drugą, po której nastąpiła progresja choroby. W międzyczasie radioterapia, nie zapominając o wszystkim, co robiłam w miarę moich możliwości, tj. zioła, napary, modlitwa. Zresztą od niej zaczęło się moje świadome życie w chorobie, pojechałam do grobu Św. Rity, patronki kobiet w sprawach beznadziejnych.
No ale czas leci. Moja ostatnia doktor prowadząca powiedziała mi, że na mojego raka nie ma lekarstwa i nie mogę się do niej dodzwonić. Szukam pomocy w Centrum Onkologii w Warszawie i Poznaniu, jednak czuję, że system mnie wypycha. Mam 69 lat, trzech synów, pięcioro wnucząt. Synowie wspierają mnie w finansowaniu dotychczasowego leczenia, ale jesteśmy zwykłymi ludźmi i bez Waszej pomocy nie damy rady...
Zmieniona operacyjnie i poradiologicznie tchawica, z naciekami nowotworu nie pozwala mi normalnie oddychać. Zanikam.
Potrzebuję terapii celowanej molekularnie (inhibitory kinazy tyrozynowej TKI). Obejmuje ona dwa leki: APATYNIB i TRETINOIN, na które zbieram pieniążki za pomocą Alivii i proszę Was o wsparcie. Koszt terapii to 30 tysięcy złotych miesięcznie. Zbieram na półroczną terapię, o nic więcej nie proszę. Nigdy o nic nikogo nie prosiłam...
Ściskam serdecznie, życząc Wam zdrowia i wiary,
Tereska
Darczyńcy
Wypłaty
Podopieczny jeszcze nie wypłacił środków ze zbiórki.
Słowa wsparcia