Zbiórki

Ewa Komuszyńska-Nagurska, Kotórz Mały

Wsparcie terapii

Na imię mam Ewa, jestem historykiem sztuki, wdową na emeryturze, a do czasu postawienia diagnozy (13.06.2024) - złośliwy nowotwór lewej piersi - byłam czynna zawodowo jako biegła sądowa w rzadkiej dziedzinie "wyceny i ekspertyzy dzieł sztuki". Po diagnozie i podjęciu rozszerzonych badań zmuszona zostałam do szybkiego zakończenia zleconych przez sądy opinii do zleceń, zawiesiłam działalność zawodową, bo uczestnictwo wizjach lokalnych, sporządzanie ekspertyz i uczestnictwo w rozprawach stało się niemożliwe. Ostatnie zlecenie "pro bono"przyjęłam od poszkodowanego w powodzi antykwariusza z Nysy. Na podstawie dokumentów księgowych i fotograficznych mogłam dla urzędu potwierdzić wartość jego strat. Obecnie jestem po czwartej chemii, samopoczucie znacznie się pogorszyło, a czekają mnie jeszcze cztery chemie, zabieg operacyjny lub inna dodatkowa terapia. W sytuacji, w jakiej się znalazłam, brak możliwości pozyskania dodatkowych dochodów sprawia, że wszystkie wydatki związane z chorobą pokrywałam dotąd bez korzystania z żadnej pomocy finansowej. Nadmieniam, że mieszkam na wsi (12 km od Opola), więc każde badania, przyjęcie chemii wymaga kosztownych dojazdów. Konieczna też była zmiana diety, pilne stały się usługi stomatologiczne, zakup zalecanych leków i finansowanie wszystkich dodatkowych wydatków wspomagających terapię. Zawsze w życiu jakoś dawałam sobie radę, nawet wtedy, kiedy mój mąż zachorował na RZS (Reumatologiczne Zapalenie Stawów - ciężką autoimmunologiczną, postępującą i nieuleczalną chorobę, z którą zmagał się ponad 30 lat). Ja w trakcie jego choroby samotnie musiałam przejąć obowiązki opieki nad nim, wychowania syna, zadbania o dom i finanse. To pewnie wtedy zapomniałam o sobie i swoim zdrowiu. Dlatego też nie posiadam żadnych zabezpieczeńfinansowych, ale i tak głęboko wierzę, że po skończonej terapii będę w stanie wrócić, jako historyk sztuki i biegła sądowa z ogromnym doświadczeniem, do wykonywania swojego zawodu.

4 459 zł z 50 000 zł
8%
Agnieszka Stec, Pogorska Wola

Agnieszka ma dwoje maleńkich dzieci, dla których musi wyzdrowieć!

Witam Was kochani, mam na imię Agnieszka, mam męża i dwoje małych dzieci: Adrianka 5 lat i Natalkę 3,5 roku. Nasze życie do końca lipca tego roku było wspaniałe. Mąż pracował, ja zajmowałam się dziećmi i domem, planowaliśmy kolejne maleństwo, bo przecież dzieci są największym sensem życia i darem od Pana Boga, prawda? W grudniu 2016 roku zobaczyłam dwie magiczne kreski na teście, byliśmy przeszczęśliwi, a dzieci głaskały brzuszek i śpiewały mu kołysanki :):):) Niestety z początkiem marca 2017 poczułam mocne bole brzucha, izba przyjęć i… słowa lekarza oglądającego moja 17-tygodniowa dziewczynkę: "Przykro mi, ale serduszko nie bije" :(:(:( Najgorsze słowa, jakie usłyszałam w życiu… Postanowiliśmy, że za niedługo pomyślimy o maleństwie, ale zaczęłam odczuwać ból piersi, zgłosiłam się do lekarki, potem USG, biopsja gruboigłowa i słowa lekarza: "Przykro mi, rak piersi potrójnie ujemny o najgorszym rokowaniu..." Po 4 tygodniach wyszło mi obciążenie genetyczne, więc czekają mnie aż 3 operacje. Obecnie jestem leczona w krakowskim szpitalu onkologicznym, otrzymałam drugi cykl chemioterapii, niestety mój szpik już jest trochę uszkodzony, więc dostaję mocne zastrzyki na pobudzenie produkcji białych krwinek. Ponadto przy obciążeniu jest ogromne ryzyko raka jajnika, lekarze zrobili mi markery i niestety wyszły niedobrze. Jest mi bardzo trudno tak otwarcie opisywać moją historię, ale wiem, że muszę żyć dla moich dzieci, męża i bez wsparcia finansowego nie damy rady :( Ja nie pracuję, a mąż zarabia niewiele, wożąc mnie do Krakowa musi często brać wolne dni, dlatego zwracam się do Was z prośbą o wsparcie. Uzyskane pieniądze przeznaczę na dojazdy do szpitala, zazwyczaj dwa razy w tygodniu, leki, konsultacje i rehabilitację po podwójnej mastektomii. Bardzo proszę o zrozumienie, bo każdego z nas może spotkać taka tragedia. Dziękuję serdecznie :)

34 355 zł z 80 000 zł
42%
Melania Popiel, Józefosław

Melania

Zawsze polegałam na sobie i nie spodziewałam się, że coś mnie tego pozbawi. Bo glejak - oprócz zdrowia - odbebrał mi także niezależność: możliwość poruszania się, pracy, wszystkiego, co dla przeszłej mnie było normalne jak tlen. Dzisiaj walczę z nowotworem mózgu i jestem przed ostatnią dawką celowanej chemii, która daje mi szansę na odzyskanie tego, co zabrał mi glejak. Zbieram na intensywną rehabilitację i szereg badań potrzebnych przed kolejnym wlewem - muszę na nie dojechać, zapłacić za nie, a po chemioterapii dojechać ponownie, ponownie za nie zapłacić i tak w kółko. Aż do momentu, kiedy odzyskam zdrowie, a z nim niezależność, bo to, co jest najważniejsze to: mam szansę na wyzdrowienie i aktywne życie oraz spłacenie nim długu, który w pewnym sensie - z obawą, ale i radością - zaciągam tą zbiórką. Zawsze to przede wszystkim na mnie można było polegać, na moją pomoc liczyć, więc czuję się dziwnie, prosząc teraz o wsparcie, ale robię to, bo nie mam wyboru. Z góry dziękuję za każdą przekazaną mi złotówkę. Melania

54 257 zł z 100 000 zł
54%
Małgorzata Jankowska, Owidz

Zbieram na leczenie onkologiczne

Mam na imię Małgorzata i mierzę się z najtrudniejszym wyzwaniem w moim życiu – diagnozą trójujemnego raka piersi. Nie chcę się poddać, nie chcę, by choroba odebrała mi to, co kocham – rodzinę, pracę, codzienne życie pełne małych radości. Mam czworo dzieci – dwoje dorosłych i pięcioletnich bliźniaków – oraz męża, który jest dla mnie ogromnym wsparciem. Mimo choroby chcę funkcjonować normalnie, jednak już teraz częste podróże z Owidza do Gdańska, przygotowania do leczenia i pierwsze wydatki stanowią duże obciążenie finansowe. Dlatego zwracam się o pomoc. Każda złotówka, każde udostępnienie tej zbiórki to dla mnie ogromna motywacja i wsparcie w tej walce. Jeśli możesz – pomóż mi zawalczyć o zdrowie i przyszłość dla mnie oraz mojej rodziny. Dziękuję z całego serca!

3 939 zł z 50 000 zł
7%
Małgorzata Sobiechowska, Wąbrzeźno

Leczenie Małgorzaty Sobiechowskiej

Mam na imię Gosia, mam 57 lat, dwójkę dorosłych dzieci. Przed chorobą prowadziłam normalne życie. Byłam osobą aktywną, pracowitą, nigdy poważnie nie chorowałam. Moje dzieci (córkę i syna) wychowaliśmy wraz z mężem na dobrych i uczciwych ludzi. Cieszyliśmy się, że niedługo będziemy na emeryturze wieść razem szczęśliwe i spokojne życie. Banalne objawy mojej choroby okazały się informacją druzgocącą: nowotwór gruczołowo-torbielowaty nosogardła, złośliwy, bardzo rzadki, uniemożliwiający normalne oddychanie. To było w grudniu 2019 roku. Przeszłam operację, radioterapię uzupełniającą i wydawało mi się, że udało się chorobę pokonać. Po dwóch latach znowu złe wieści... Przerzuty do płuc i wątroby. Rozpoczęłam chemioterapię, bardzo źle ją znosiłam, a i tak raka nie pokonałam, jedynie trochę go zatrzymałam. Mój lekarz powiedział mi wtedy o immunoterapii. Co prawda nie jest refundowana dla mojego typu raka, ale może pomóc. W tej chwili to moja jedyna nadzieja. Miesięczny koszt dawki leku to ponad 18 tys. złotych. Do tej pory korzystałam ze środków własnych i z pomocy rodziny, ale koszty są tak duże, że moje możliwości są na wyczerpaniu. Możliwe, że nie stać mnie będzie na zakup leku, a wtedy... Boję się śmierci, bólu, tego, że zostawię rodzinę. Siły do walki z chorobą daje mi głęboka wiara i modlitwa. Liczę na Waszą pomoc, chciałabym dalej żyć!

103 730 zł z 150 000 zł
69%
Justyna Wolszczak, Aleksandrówka

Pomóż mi wygrać z rakiem piersi

Mam na imię Justyna i od 2019 r. choruję na nowotwór piersi. W pierwszej konfrontacji z diagnozą poczułam lęk i bezradność, ale szybko przeszłam do trybu zadaniowego i dzielnie walczę od 5 lat. Niestety rak nie chce dać za wygraną, ja też ;-) Dlatego podejmuję kolejną walkę, ale już z groźniejszym przeciwnikiem - rak dał rozległe przerzuty m.in. do móżdżku. Potrzebuję wsparcia chemioterapii i radioterapii w postaci leczenia immunologicznego, które w moim przypadku nie jest refundowane. Moja córeczka Nikola ma 10 lat. Wierzę, że jeszcze wiele wspólnych chwil przed nami. Chcę być przy niej i patrzeć jak dorasta. Podejmuję walkę o moje życie i zdrowie. Chcę spróbować wszystkich możliwości, które zaproponują mi lekarze. Dlatego bardzo proszę o Twoje wsparcie.

103 395 zł z 150 000 zł
68%
Teresa Anuszewska, Witonia

Walka z rakiem trzustki

Witajcie, mówi się, że coś spada na człowieka jak grom z jasnego nieba. I u nas też tak było... Najpierw wszystkie objawy u mamy skierowane zostały na kręgosłup, aż nagle po silnych bólach w lewym boku okazało się, że to nie do końca kręgosłup tylko guz trzustki, który już dał przerzuty i to na samą wątrobę (oba płaty z rozsianym rakiem). Strach, lęk, walka każdego dnia z czasem, a ten, wiadomo, ucieka w mgnieniu oka... Szukanie pomocy wszędzie i u każdego, a najgorsze jak słyszy się, że przy takiej diagnozie operacja nie wchodzi w grę, bo mimo iż guz jest na ogonie trzustki, to dał już liczne przerzuty. Metody NFZ w naszym przypadku to tylko chemia paliatywna i czas na uporządkowanie spraw i odliczanie, czekanie wiadomo na co... Serce pęka szczególnie wtedy, gdy chodzi o osobę najbliższą. Komercyjny zabieg Nano-knife to koszt prawie 75 tys. zł, później chemioterapia i leki. Czy pomoże? Czy będzie dobrze? Czy zyskamy cenny czas? Boimy się, że może być ciężko, a koszta przerażają, ale nie ma nic cenniejszego niż życie! Dlatego przełamaliśmy się, choć to ciężkie, z założeniem zbiórki i prośbą o wsparcie...

3 171 zł z 50 000 zł
6%
Teresa Gruza, Warszawa

Teresa prosi o pomoc w zebraniu środków na leczenie.

Mam na imię Teresa. Mam 53 lata. Jestem pielęgniarką. Bardzo lubię moją pracę. Zawsze wykonywałam ją z wielkim zamiłowaniem. Od kilku lat oprócz podstawowego etatu w szpitalu pracowałam również dodatkowo z myślą o godnej emeryturze na starość. Niestety pod koniec 2016 roku okazało się, że mój organizm zaczął się buntować. Byłam coraz bardziej zmęczona i to nie tylko z powodu nadmiernej pracy. W grudniu 2016 wykryto u mnie złośliwy rodzaj nowotworu - raka zrazikowego piersi. W styczniu 2017 przeprowadzono operację oszczędzającą. Następnie w lutym 2017 doszczętnie usunięto węzły chłonne, ponieważ był przerzut do węzła. Progresja nastąpiła w szybkim tempie. W maju 2017 wykonano mastektomię. Zastosowane na początku leczenie hormonalne przerwano, gdyż po mastektomii okazało się, że to typ raka potrójnie ujemnego. Wykonana w czerwcu scyntygrafia wykazała zmiany osteolityczne w kośćcu (przerzuty do kości). Obecnie jestem w trakcie chemioterapii. Mieszkam z córką. Do tej pory dawałyśmy sobie radę z opłatami za dodatkowe wizyty prywatne i badania kontrolne. Chciałabym bardzo wrócić do pracy, ale w pierwszej kolejności należałoby zahamować rozwój choroby w kośćcu. W tym celu chciałabym poddać się terapii leczenia radem, która nie jest refundowana przez NFZ. Koszt takiego leczenia to 17 600 zł na miesiąc. Potrzebnych jest 6 kursów czyli ok. 110 000 zł. Ogromnym wsparciem są dla mnie moje córki, które są dla mnie całym życiem. Chciałabym zobaczyć jak radzą sobie w dorosłym życiu i poznać swoje wnuki. Bardzo proszę o pomoc. Pozdrawiam, Teresa.

63 168 zł z 110 000 zł
57%
Elżbieta Koś, Bieździedza

Pokonać raka... po raz kolejny, ale już całkiem!

Mam na imię Elżbieta, w maju skończyłam 51 lat i pochodzę z niewielkiej wsi na Podkarpaciu. Jestem też mamą dwójki dorosłych już dzieci (córka Anna 27 lat i syn Artur 20). Moja historia z rakiem zaczęła się ponad 8 lat temu... W najmniej oczekiwanym momencie w życiu. Prowadziłam wówczas własną działalność gospodarczą, mały sklep spożywczy, dzięki któremu zarabiałam na utrzymanie siebie i rodziny. Wszystko układało się w jak najlepszym porządku, dopóki któregoś wieczoru nie wyczułam zgrubienia w prawej piersi. Lekarz rodzinny dał mi skierowanie do onkologa, i niestety po dokonaniu wszelkich niezbędnych badań okazało się, że konieczne będzie usunięcie guzka, połowy piersi oraz węzłów chłonnych. Operacje oraz późniejsze leczenie (radioterapię i hormonoterapię) przeszłam w Uniwersyteckim Szpitalu Klinicznym im. Fryderyka Chopina w Rzeszowie, oddalonym ponad 60 km od mojego miejsca zamieszkania. By pogodzić leczenie i codzienne dojazdy do placówki, musiałam zrezygnować z prowadzenia sklepu. Od tamtego czasu pogorszyła się nasza sytuacja materialna, ale również moje zdrowie psychiczne, dlatego jestem pod opieką specjalisty psychiatry. Od tych ośmiu lat jestem również pod stałą opieką onkologa w tamtejszej poradni i regularnie przechodzę wszystkie kontrole. Wydawałoby się, że po tak długim czasie bez nawrotów, z rakiem "będę mieć spokój"... Niestety, tuż przed świętem Wielkiej Nocy wyczułam zgrubienie w drugiej piersi i jak to bywa typowe w "raka naturze" zrobił się przerzut na drugą pierś. Badania, konsultacje, wyniki i znów termin operacji. Dzięki Bogu bez komplikacji, martwiły mnie dojazdy, gdyby lekarz ustalił termin radioterapii. Niestety jemu coś gorszego stało na przeszkodzie... Od ubiegłego roku męczyły mnie nawracające wymioty po każdym posiłku, bóle w nadbrzuszu, itp. W styczniu, marcu i ubiegłym miesiącu miałam przeprowadzone gastroskopie. Łudziłam się, że jest to zarażenie bakterią, na którą dostałam bardzo drogi antybiotyk. Pani doktor coś jednak nie dawało spokoju i kazała zrobić badanie kontrole. Dopiero co odebrałam wyniki i spełnił się mój największy koszmar: "rak gruczołowy dna i trzonu żołądka". Na te wyniki czeka również moja onkolog, gdyż na poprzedniej wizycie wspomniała o wdrożeniu całkiem innego leczenia w przypadku pozytywnej diagnozy. Nie wiem, co mnie czeka. Być może chemia, pobyt na oddziale, na co fizycznie ani psychicznie nie byłam w jakimkolwiek stopniu przygotowana. Zebrane środki chciałabym przeznaczyć na dojazdy do placówek medycznych, dodatkowe konsultacje, leki oraz badania diagnostyczne, na które często trzeba czekać w ramach NFZ. Pozostaje mi teraz Boga prosić o zdrowie, a ludzi o dobrych sercach o pomoc w leczeniu. Bo przecież muszę - muszę wyzdrowieć, mam dla kogo. Chcę móc cieszyć się zwykłością codziennego dnia i móc jak dawniej znów zacząć jazdę na rowerze.

2 964 zł z 50 000 zł
5%
Monika Kosecka, Pobiedziska

Zbiórka na walkę o życie

Jestem Monika i mam 36 lat. Ciężko mi prosić o pomoc, bo nigdy nie musiałam tego robić, ale wiem że muszę walczyć i być silna dla siebie i swojej 13-letniej córki, która jest moim całym światem. Do niedawna chorowałam tylko na serce (mam wszczepiony rozrusznik dwukomorowy). Myślałam, że rozrusznik serca w tak młodym wieku to wielka tragedia, nie mogłam się z tym pogodzić. Miesiąc temu okazało się że jest gorzej, niż myślałam. Dostałam krwotoku z dróg rodnych i trafiłam do szpitala ginekologicznego w Poznaniu na oddział onkologii. Tam okazało się, że mam przerośnięte endometrium w znacznym stopniu, więc przeprowadzono biopsję. Świat mi się zawalił kiedy zadzwonił do mnie lekarz z wynikiem histopatologii i diagnozą. Całe życie nagle stanęło mi przez oczami. Okazało się, że choruję na nowotwór złośliwy trzonu macicy. Przede mną operacja usunięcia macicy i jajników oraz dalsze leczenie onkologiczne. Nie potrafię sobię poradzić z tą sytuacją. Tak bardzo chcę żyć... Chciałabym patrzeć, jak moja córka dorasta, jak kończy szkołę - przecież ona ma dopiero 13 lat. Potrzebuje mnie, a ja jej i tak bardzo ją kocham. Strasznie się boję, co będzie dalej, ale wierzę, że będzie dobrze, bo cóż innego mi pozostaje. Będę wdzięczna za każdą pomoc i bardzo dziękuję❤️

2 750 zł z 50 000 zł
5%
Dagmara Krawczyk, Kielce

Największym moim marzeniem jest teraz słyszeć tak po prostu otaczający świat, muzykę i śpiew ptaków...

Mam na imię Dagmara i mam 35 lat. Moja mama zawsze powtarzała, że to najpiękniejszy czas w życiu, niestety moja radość zżycia zatrzymała się 8.11.2019. W październiku 2019 roku po intensywnym, stresującym czasie w pracy miałam nadzieję na odpoczynek, jednak zaczęło mi dokuczać przeziębienie i ból gardła. Po wybraniu dwóch antybiotyków ból nie ustępował. Zlecono mi badania krwi, żeby ustalić przyczynę złego samopoczucia. Usłyszałam diagnozę... ostra białaczka szpikowa. Nie mogłam uwierzyć... Ja? Zdrowa, młoda, uprawiająca sport dziewczyna, której w końcu wydawało się, że zaczyna układać się w życiu... To tylko przecież ból gardła. Cała moja rodzina, jak i ja nie mogliśmy uwierzyć w te słowa, jednak diagnoza nie pozostawiała złudzeń i trzeba było działać wyjątkowo szybko. 20 listopada 2019 roku rozpoczęłam pierwszą dawkę chemioterapii w Ośrodku Leczenia Białaczek Szpitala Onkologicznego w Kielcach. Ja, osoba bardzo towarzyska, zostałam zamknięta na oddziale, do którego nawet rodzina nie ma dostępu, co było bardzo ciężkie psychicznie do zniesienia. Na szczęście udało się uzyskać prawie całkowitą remisję. Z radością miałam nadzieję że to już koniec, jednak niestety walka z tą chorobą nie jest tak łatwa. Zlecono kolejną dawkę chemioterapii podtrzymującej, następnie czeka mnie trzecia chemioterapia przed przeszczepem i przeszczep komórek macierzystych w Ośrodku Przeszczepowym w Katowicach. Leczenie tej choroby wiąże się też niestety z dużymi kosztami, z których do tej pory nie zdawaliśmy sobie sprawy: badania diagnostyczne, jedzenie hermetyczne, leki poprzeszczepowe, dojazdy na konsultacje i przystosowanie całego mieszkania do warunków osoby, która ma tak naprawdę zerową odporność. Bardzo proszę o pomoc i wsparcie w tej walce, bo choć diagnoza mnie poraziła i nadal nie mogę uwierzyć w to co się dzieje, to bardzo chcę wrócić do normalnego życia i zdrowia. Staram się być pełna pozytywnych myśli, jednak wiem że przede mną jeszcze długa walka, więc będę bardzo wdzięczna za udzielone wsparcie.

52 748 zł z 100 000 zł
52%
Ewa Chlebuś, Sulechów

Zrzućmy się dla Ewy walczącej z białaczką

Zrzućmy się dla Ewy, która walczy z ostrą białaczką szpikową na koszty związane z leczeniem po przeszczepie. 9 listopada 2021 r. Ewa trafiła w stanie ciężkim do szpitala. Wtedy usłyszeliśmy straszliwą diagnozę - ostrą białaczkę szpikową. Cały nasz świat się zawalił, a wydarzenia zaczęły dziać się błyskawicznie. Z dnia na dzień Ewa znalazła się na oddziale Hematologii w Zielonej Górze. Dawne życie zniknęło, a zaczęło się nowe, trudne życie, w którym codziennością były wizyty w szpitalu. Natychmiast wdrożono intensywne leczenie - długie, męczące i wykańczające. Silne dawki chemii z każdym dniem zabierały jej siły, niszcząc organizm. Dodatkowo w wrześniu 2021 r. Ewa przeszła udar, co lekarze później zdiagnozowali jako początek białaczki. Przez 10 miesięcy spędzonych w szpitalu przeszła cztery chemioterapie i biopsję głowy. Doznała paraliżu, co wymagało dwu miesięcznej rehabilitacji. Przez cały czas większość dnia spędzała w izolatce, a jej życie niejednokrotnie było zagrożone. Ostatecznie Komisja Lekarska zakwalifikowała ją do autologicznego przeszczepu komórek macierzystych. To był bardzo trudny czas. Ewa przeszła ciężką chemioterapię, a następnie jej układ odpornościowy został „zresetowany” i musiał się odbudowywać. Jej stan, izolacja, obostrzenia covidowe oraz dodatkowe zakażenie wewnątrzszpitalne były ogromnym obciążeniem. Dobrą wiadomością było to, że znalazł się dawca szpiku (jej brat) i 22 sierpnia 2022 r. Ewa przeszła przeszczep szpiku, pełna nadziei, że teraz będzie tylko lepiej. Po przeszczepie Ewa wyszła ze szpitala do domu 19 września 2022 r. Co tydzień lub co dwa tygodnie przyjeżdżamy na kontrolę do Kliniki Hematologii i Przeszczepu Szpiku we Wrocławiu. Z czasem wizyty będą odbywać się raz w miesiącu. Niestety, wydatki rosną z każdym dniem. Z naszej miejscowości do Kliniki we Wrocławiu jest 204 km w jedną stronę. Nie możemy korzystać z komunikacji publicznej ze względu na brak odporności Ewy, a koszty paliwa mocno obciążają nasz budżet domowy. Do tego dochodzą koszty leków. Mieszkamy z córką, a nasz dochód to jedynie zasiłek rehabilitacyjny oraz moja pensja. Dlatego zwracamy się do Was z prośbą o pomoc i wsparcie finansowe. Ewa marzy o powrocie do normalności, zdrowia i sprawności. Każda złotówka ułatwi jej walkę z tym trudnym przeciwnikiem, doda sił i pomoże w walce z ogromnym zmartwieniem. Marzymy o tym, aby Ewa mogła skupić się na leczeniu i nie musiała się martwić, ponieważ stres tylko szkodzi. Proszę, pomóżcie. Znaleźliśmy się w trudnej sytuacji, nowej dla całej naszej rodziny. Celem naszej zbiórki jest pokrycie kosztów bieżącego leczenia oraz dojazdów do szpitala. Potrzebujemy Waszej pomocy, i przyznam szczerze, że jest mi niezręcznie prosić o wsparcie. W związku z pogarszającym się stanem zdrowia Ewy - przeszczep przeciw gospodarzowi (odrzucenie przeszczepu) - nasze koszty leczenia rosną, a czas powrotu do zdrowia się wydłuża. Konieczne są dodatkowe wizyty, pobyty we Wrocławiu, diagnostyka oraz konsultacje medyczne. Prosimy o dalsze wsparcie. Pomimo stosowania terapii fotoferezy przez dwa dni co dwa tygodnie w Klinice we Wrocławiu, minął już rok, a efekty leczenia nie są zadowalające. Wciąż zmagamy się z bardzo złymi wynikami wątrobowymi związanymi z przeszczepem przeciw gospodarzowi. Po długich poszukiwaniach znaleziono lek, który może pomóc w leczeniu, jednak nie jest on dostępny w Europie. Został zamówiony w Stanach Zjednoczonych i jest refundowany. Nasza droga leczenia po przeszczepie trwa już 3 lata, a nie ma jednoznacznej opinii na temat tego, kiedy mogę powrócić do pełni zdrowia. Z tego miejsca gorąco proszę o dalsze wsparcie.

52 321 zł z 100 000 zł
52%