Zbiórki

Beata Olekszyk-Nowakowska, ŻORY

Pomoc w zbiórce na leczenie

Mam na imię Beata i jestem mamą 11-letniego Mateuszka. Razem z mężem i synem lubimy góry, psy i życie na wsi blisko przyrody. Moją pasją jest praca z dziećmi, które uczę angielskiego od 20 lat w szkole w Pawłowicach. We wrześniu 2019 roku zdiagnozowano u mnie nowotwór złośliwy jelita grubego. W październiku przeszłam operację. Od 11 grudnia jestem poddawana leczeniu celowanemu, które nie było niestety refundowane. Koszt jednego wlewu to 6 000 zł. Do tego dochodziły koszty dojazdu do szpitala w Warszawie raz na dwa tygodnie. Przeszłamcykl 12 podań. Chemioterapia bardzo obciąża organizm, ale wiem, że pomaga. Dodatkowo metodą wspierającą jej działanie jest hipertermia, której się poddawałam, jej koszty były bardzo wysokie. Zabieg trzeba wykonać jeden dzień przed chemioterapią, jeden po niej i czasem też pomiędzy. Koszt jednego godzinnego zabiegu to 550 zł. Ale ta metoda bardzo skutecznie wspomaga leczenie mojej przypadłości. Koszt całości, czyli przynajmniej 18 zabiegów to 9900 zł. No i na koniec rzecz chyba jedna z ważniejszych - Oncompass. Są to bardzo specjalistyczne badania genetyczne, których wykonanie to koszt rzędu 20 tys. złotych. W obecnej chwili kontynuuję immunochemioterapię już w Gliwicach. W związku z leczeniem przebywam na zwolnieniu lekarskim. Leczenie, związana z tym dieta i odżywianie, a także rehabilitacja związana z neuropatią po chemioterapii są bardzo kosztowne, a wypłata nie ma szans tego pokryć. W związku z tym zwracam się do Was o pomoc w zbiórce. Liczę na to, że dzięki Wam będę mogła przejść przez ten trudny czas. Wierzę też, że dobro wraca i jeżeli będzie potrzeba, ja będę mogła w przyszłości też komuś pomóc. Chciałabym wrócić jak najszybciej do szkoły, do dzieci. Widzieć mojego syna i innych uczniów na szkolnym korytarzu, stołówce. Chcę cieszyć się życiem i wrócić na górski szlak, idąc razem z Matim i Maćkiem, razem z nimi zdobywać szczyty. Dzięki ogromnemu wsparciu kochającego męża, syna, rodziny i Was wiem, że się uda. Dziękuję za każdy gest pomocy, za wsparcie.

195 958 zł z 250 000 zł
78%
Jacek Kropkowski, GDAŃSK

Proszę, pomóż zdobyć środki na nierefundowane leczenie.

Witam! Jestem Jacek, mam 58 lat, w listopadzie 2018 r. po przeprowadzeniu biopsji potwierdzono u mnie raka. Zbieram pieniądze na nierefundowane leczenie, konsultacje ze specjalistami i pobyt w klinice. Mam szanse dzięki Twojej pomocy pokonać chorobę. Leczenie wczesnych stadiów raka metodami refundowanymi przez NFZ wywołuje szereg nieodwracalnych powikłań: radykalna operacja powoduje okaleczenie i niesprawność, chemioterapia i radioterapia niszczy komórki rakowe, ale również i te zdrowe, co stanowi zagrożenie dla życia lub powoduje kalectwo. Duże szanse dla mnie na całkowite wyzdrowienie daje przeprowadzenie nowocześniejszych zabiegów mniej inwazyjnych, jak zabieg Nanoknife, zabieg HIFU oraz wspomagające zastosowanie hipertermii. Dodatkowo muszę zmierzyć się z kosztami licznych prywatnych konsultacji, badań i przejazdów do ośrodka leczenia. Zmieniłem radykalnie tryb swojego życia. Obecnie stosuję diety oczyszczające organizm z toksyn w celu wzmocnienia własnego systemu odpornościowego. Samopoczucie jest o wiele lepsze i powróciła nadzieja na wyzdrowienie. Oprócz raka mam problemy z kręgosłupem, posiadam orzeczenie o umiarkowanym stopniu niepełnosprawności, jednak ZUS odmawia prawa do renty, dlatego pracuję z ograniczeniami. Prowadzę szkolenia i audyty w zakresie stosowania w praktyce prawa pracy, ubezpieczeń społecznych, RODO i PPK. Jeśli Ty lub Twoja Firma - Urząd ma z tym problemy, chętnie pomogę, dopóki sił i zdrowia wystarczy. Bardzo proszę o wsparcie finansowe i liczę, że razem z Tobą uda mi się chorobę pokonać. Z góry serdecznie dziękuję za pomoc Jacek Kropkowski

65 693 zł z 120 000 zł
54%
Alexandre Rossi, Warszawa

NANOKNIFE - moja szansa na życie

Drodzy Darczyńcy, nazywam się Alexandre Rossi. Od czterech lat dzielę życie z moją ukochaną Katariną w Polsce - kraju, który stał się moim drugim domem. Trzy pokolenia temu moja włoska rodzina osiedliła się w Brazylii, a ja z powodu trudności ekonomicznych, wyemigrowałem do Irlandii, by pracować jako kucharz i wspierać swoją mamę. To właśnie miłość do Katariny sprawiła, że przeprowadziłem się do Polski. Tu jest teraz moje serce i mój dom. Mam 56 lat i nie jestem gotowy na śmierć. Niestety, zdiagnozowano u mnie nieoperacyjnego raka trzustki i jestem w trakcie chemioterapii. Jedną z opcji na walkę z nowotworem jest dla mnie nierefundowana technika Nanoknife, która może dać mi szansę na to, by jeszcze przeżyć kilka lat. Wierzymy, że nasza miłość jest silniejsza od choroby i że razem pokonamy wszelkie przeciwności. Jednak potrzebujemy pomocy - Twojego wsparcia, które da nam nadzieję na pokonanie raka. Prosimy, pomóż nam w tej walce. Z głębi serca dziękujemy za Twoją pomoc i wsparcie. Razem możemy pokonać wszystko. Zebrane środki pieniężne mogą zostać przeznaczone (poza głównym celem zbiórki) na: środki farmakologiczne, badania diagnostyczne, konsultacje oraz procedury medyczne, usługi transportu do i z ośrodka medycznego, badania, rehabilitację, terapię, sprzęt oraz zabiegi rehabilitacyjne. Z wyrazami wdzięczności,Alexandre i Katarina

4 834 zł z 60 000 zł
8%
Justyna Jeruzal, Gostynin

Walka o życie po nowotworze

Chciałabym się z Wami podzielić moją historią, która ostatnio stała się niezwykle trudna. Mam na imię Justyna, mam 36 lat, jestem mamą 3 synów, z których najmłodszy ma 2,5 roku. W wieku 34 lat stanęłam twarzą w twarz z agresywnym nowotworem piersi. Ostatnie dwa lata były dla mnie niezwykle ciężkie - przeszłam przez chemioterapię, operację mastektomii, wycięcie węzłów chłonnych, radioterapię, a teraz przede mną kolejna operacja usunięcia jajników. Walka z chorobą to trudna podróż, którą staram się podjąć z największą siłą i determinacją. Jednakże, oprócz emocjonalnych wyzwań, muszę stawić czoło także problemom finansowym związanym z kosztami leczenia i rehabilitacji. Chcę usunąć drugą pierś, bo jest duże zagrożenie wystąpienia w niej nawrotu. Nie mam mutacji genów BRCA1/BRCA2, dlatego nie nie mogę mieć operacji na NFZ. Potrzebuję środków na nierefundowaną operację usunięcia drugiej piersi, środki, które wzmocnią mój organizm, na rehabilitację ręki, wizyty prywatne u specjalistów i lekarzy oraz dojazdy do szpitala. Każda kwota, każde dobre słowo i gest solidarności są dla mnie niezmiernie cenne. Dziękuję Wam z góry za każdą okazaną pomoc i wsparcie. Z serca, Justyna

4 307 zł z 60 000 zł
7%
Anna Smoderek, Warszawa

Immunoterapia w leczeniu raka piersi

Hej! Mam na imię Ania. O diagnozie dowiedziałam się niedawno, tuż przed pierwszymi urodzinami mojego synka. Karmiłam piersią, więc gulka, którą wyczułam, wzbudziła moją czujność, ale nie pomyślałabym, że może okazać się nowotworem złośliwym piersi. Podczas USG wykryto, że oprócz wyczuwalnego guzka w tej samej piersi mam jeszcze jedną zmianę. Wynik biopsji był dla mnie druzgocący, byłam w szoku, tym bardziej, że badam się regularnie. Nikt nie jest w stanie wytłumaczyć, dlaczego nowotwór tak szybko rozwinął się w zaledwie rok, może mniej... Ciężko stwierdzić. Wiem natomiast, że można go wyleczyć poddając się najmocniejszej chemii tzw. czerwonej oraz immunoterapii. Czeka mnie również operacja. Niestety immunoterapia w moim przypadku nie jest refundowana przez NFZ. Aby zwiększyć szanse na całkowitą remisję, będę przyjmować wlewy, których pojedyncza dawka to koszt 12.000 zł. Takich dawek potrzebuję kilkanaście na przestrzeni najbliższego roku. Jeśli możesz - pomóż mi wyzdrowieć. Dziękuję za każdą wpłatę! ♡

143 864 zł z 200 000 zł
71%
Krzysztof Jaros, Pruszków

Z ogromnym smutkiem zawiadamiamy, że Krzysztof odszedł...

Z ogromnym smutkiem zawiadamiamy, że Krzysztof odszedł... Składamy szczere wyrazy współczucia jego rodzinie i bliskim, Zarząd Fundacji Alivia. Zbiórka Krzysztofa została zamknięta. Prosimy nie przekazywać darowizn na ten cel. ………………………………………………………..***…………………………………………………………. Hej, jestem Magda i jestem żoną Krzyśka.Kiedy się poznaliśmy 11 lat temu, ujął mnie swoją niezwykłą inteligencją, olbrzymią wiedzą i chęcią do życia. Nasze pierwsze randki to było odkrywanie coraz to ciekawszych miejsc, filmów i koncertów. Czuliśmy się ze sobą wspaniale. Poznałam jego wówczas sześcioletnią córkę Olgę i zaczęliśmy wspólne życie. Po kilku latach starań, wielu wylanych łzach i obaw, że nigdy nie zostaniemy wspólnie rodzicami, pojawiła się Ada. Wymarzona i upragniona. Ada ma teraz pięć lat. Jest energicznym, bardzo emocjonalnym dzieckiem, zdecydowanie odmienna od spokojnej i zrównoważonej starszej siedemnastoletniej siostry. Obie łączy jedno. Bardzo kochają swojego tatę. Wszystkie trzy marzymy o tym, aby spędzić z nim jak najwięcej czasu, w jak największym komforcie zdrowotnym. Bo Krzysiek ma glejaka wielopostaciowego 4 stopnia. A my nie chcemy się poddawać. Przeczytajcie naszą historię. Początek lipca był gorący.Wszyscy narzekali na upał. Krzysiek codziennie jeździł do pracy pociągiem, w garniturze, więc nikogo nie zaskoczyło, jak nieco zasłabł. Bolała go głowa i mdliło go. Stwierdziliśmy, że pewnie się odwodnił, może czymś zatruł. Kiedy następnego ranka pojawiły się wymioty, diagnoza, że się przytruł, była prawie pewna. Niestety bardzo błędna. Kiedy jego stan zdecydowanie się pogarszał, została wezwana karetka i Krzyśka zabrano do szpitala. Liczyliśmy na jakieś leki, kroplówki i powrót do domu. Niestety znowu się myliliśmy. Już przy zwykłym badaniu tomografem widać było, że Krzysiek ma obrzęk i guz mózgu. Kolejne badanie tomografem, tym razem z kontrastem potwierdziło wstępną diagnozę, choć nadal nie wiedzieliśmy, z czym się mierzymy. O sytuacji i jego stanie dowiedziałam się telefonicznie, ponieważ w tym samym czasie byłam 400 km od mojego męża. Stan Krzyśka był zły. Nie wiadomo było, czy przeżyje noc. A ja szukałam możliwości powrotu do domu z Gdańska. Pierwsze telefony do rodziny. I pierwsze niedowierzanie. Nikt z nas się tego nie spodziewał. Nie dostrzegaliśmy żadnych objawów. Wszystko wyglądało tak zwyczajnie. Na wszystko było wyjaśnienie. Problemy ze snem? Stres. Lekki ból głowy? Zmęczenie i odwodnienie. Trudności z komunikacją w relacjach? Kryzys małżeński. Przygnębienie i złość? Depresja. I wszystko było prawdą, ale wszystko było też objawami glejaka wielopostaciowego. Początkowo nie wiedzieliśmy do końca, z czym mamy do czynienia. Lekarze mieli podzielone zdania. Jedni twierdzili, że to nowotwór złośliwy, inni, że łagodny i Krzysiek wróci do zdrowia w ciągu kilku miesięcy. Na szczęście szybko trafił na oddział neurochirurgii w szpitalu MSWIA w Warszawie i 8 sierpnia odbyła się wielogodzinna, trudna operacja. Usunięto maksymalnie dużo guza, którego ognisko znajdowało się w płacie skroniowym. Niestety ogniska w płacie czołowym nie ruszono. Już wtedy operujący lekarz powiedział, że jednak guz wygląda na złośliwy. Mimo to mieliśmy nadal nadzieję, że nie będzie tak źle. Próbki wysłano do badania histopatologicznego. Wówczas zaczęły się prawdziwe schody. Czekaliśmy na wynik bardzo długo. Byliśmy zniecierpliwieni, bo każdy dzień wydawał się nam na wagę złota. W końcu 9 września 2024 przyszedł wynik i ściął nas z nóg - złośliwy glejak wielopostaciowy 4 stopnia typ dziki - szybko się rozwijający i rozrastający. Potem znowu oczekiwanie i w końcu spotkanie z onkologiem. I wtedy znowu nas ścięło, bo okazało się, że w ciągu niespełna dwóch miesięcy od operacji guz urósł trzykrotnie. Przyjęcie na oddział radioterapii 7 października było dla nas nadzieją, ale i wielkim strachem jak Krzysiek zniesie naświetlania połączone z chemioterapią. W ciągu sześciu tygodni Krzysiek przyjął maksymalną dawkę naświetlania. Od 18 listopada jest w domu i czekamy na dalsze leczenie chemioterapią. Miało się rozpocząć 16 grudnia, ale wyniki biochemii wyszły bardzo źle. Wątroba była w złym stanie. Nie było szans na podjęcie kolejnej dawki chemioterapii. Przez ostatni miesiąc bardzo walczyliśmy o dobry stan wątroby. Na nieszczęście w Święta Bożego Narodzenia Krzysiek podczas pobytu na SOR złapał grypę i zapalenie płuc. Bieżące badania są dużo lepsze i mamy nadzieję, że będą wystarczająco dobre, aby 10 stycznia został zakwalifikowany na dalsze leczenie. Krzysiek się nie poddaje. I my razem z nim. Koszty leczenia niestety rosną z dnia na dzień. Krzysiek dostaje leki przeciwpadaczkowe i przeciwobrzękowe. Pojawiające się problemy wątrobowe to kolejne leki, już dużo droższe.Z powodu przyjmowania sterydów Krzysiek leczy się również na cukrzycę. Dopasowanie diety pod kątem i wątroby i cukrzycy spowodowało, że zaczęliśmy korzystać z prywatnej opieki dietetyka onkologicznego. Kolejne suplementy i produkty, które mają wzmocnić Krzyśka. Kolejne badania, ciągłe jeżdżenie do kolejnych lekarzy, wyjazdy do szpitala. Już przed diagnozą Krzysiek miał pewne problemy psychiczne, ale oceniałam je jako przepracowanie i depresję. Z czasem zaczęły się nasilać. Mój mąż stał się innym człowiekiem. Zaczął być nieprzyjemny, obrażał nas, znęcał się nade mną psychicznie. Zaczął mieć urojenia. Udało się nam nad tym zapanować z pomocą psychiatry, za którego również płacimy. Krzysiek jest coraz słabszy i potrzebuje coraz więcej pomocy. Jego pamięć jest coraz gorsza. Zapomina, co się wydarzyło przed chwilą czy przed paroma godzinami. Opowiada kolejny raz te same historie, zadaje te same pytania. Zaczyna się gubić. Brakuje mu słów. Zauważamy, że jego ciało słabnie z dnia na dzień.Być może wkrótce będę potrzebowała dodatkowej osoby do opieki nad nim. Wasze wpłaty pozwolą nam na zapewnienie jak najlepszej bieżącej opieki zdrowotnej Krzyśka bez obaw, że na coś zabraknie nam finansów i będziemy musieli z czegoś zrezygnować. Postanowiliśmy również podjąć próby konsultacji jego przypadku w ośrodkach zagranicznych. Konsultacje są płatne i kosztują kilka tysięcy złotych. A jeśli zakwalifikujemy się do leczenia, będziemy potrzebować w szybkim czasie ogromnych sum na pobyt i terapię za granicą. Zrobimy wszystko, co w naszej mocy, by dać szansę Krzyśkowi, aby mógł obserwować, jak jego córki dorastają i podbijają świat. A Was prosimy o pomoc w osiągnięciu tego celu.

42 193 zł z 100 000 zł
42%
Barbara Poros, Zbludowice

Wsparcie w walce z rakiem

Czasami jedno życie zależy od wielu serc… Mam na imię Barbara, mam 68 lat i wciąż chcę żyć. Chcę czuć ciepło dłoni moich bliskich, patrzeć, jak dorastają wnuki, budzić się rano z myślą, że czeka mnie kolejny dzień. Ale teraz każdy dzień to walka – walka o oddech, o nadzieję, o czas. W 2020 roku po raz pierwszy usłyszałam diagnozę: rak trzonu macicy. Przeszłam operację, myśląc, że to koniec koszmaru. Że to tylko przerażający rozdział mojego życia, który w końcu uda się zamknąć. Ale rak wrócił. Silniejszy. Bardziej okrutny. Rozsiał się po moim ciele, jakby chciał odebrać mi wszystko, co kocham. Jestem już po sześciu cyklach chemioterapii. Bardzo liczyłam na to, że jako kontynuację leczenia lekarze zaordynują mi immunoterapię – nowoczesne leczenie, które może powstrzymać chorobę. Sądziłam, że moim największym problemem będzie zdobycie na to leczenie pieniędzy. Niestety problemem okazała się genetyka. Badania wykazały, że w moim przypadku obecność genu TP53 sprawia, że immunoterapia nie będzie skuteczna i nie można jej zastosować. 26 lutego byłam na wizycie u onkologa. Po dokładnej analizie badań genetycznych oraz mojego stanu zdrowia lekarz zdecydował ostatecznie, że leczenie immunoterapią nie jest możliwe. Kolejną próbą walki z chorobą jest terapia hormonalna. To dla mnie ogromna szansa, ale niestety ta forma leczenia jedynie spowalnia rozwój nowotworu, a rokowania pozostają niepewne. Mimo to nie poddaję się – wraz z lekarzem podjęliśmy decyzję o rozpoczęciu terapii i robimy wszystko, aby jak najszybciej ją wdrożyć. Wierzę, że to kolejny krok w stronę zdrowia i nadziei na przyszłość. Cały czas towarzyszy mi jednak niepewność i bezradność. Jedyną pozytywną wiadomością jest to, że w tym momencie koszt terapii jest niższy niż leczenia immunoterapią, ale nadal bardzo wysoki. Wynika to z długiego czasu leczenia. Do tego dochodzą konsultacje, dojazdy, specjalistyczne żywienie (zbilansowane przez dietetyka klinicznego), leki stosowane w neuropatii spowodowanej wcześniejszą chemioterapią, suplementacja, dodatkowe badania, pielęgnacja... To wszystko jest poza moim zasięgiem. Sama nie dam rady. Nigdy nie prosiłam o pomoc, ale teraz nie mam wyjścia. Chcę walczyć. Ale bez Ciebie nie dam rady. Jeśli możesz – pomóż. Każda złotówka to dla mnie więcej niż pieniądz. To oddech, to nadzieja, to szansa. To życie. Dziękuję. Z całego serca. Bo wierzę, że jeszcze nie czas się poddać. Dziękuję również za dotychczasowe wsparcie finansowe rodzinie i wszystkim pomagającym. Świadomość, że wokół mnie jest tyle życzliwych osób, dodaje mi sił do walki z wyjątkowo złośliwym przeciwnikiem.

21 673 zł z 80 000 zł
27%
Anna Bulzak, Nowy Sącz

Zbieram na rehabilitację

Witam, Kochani! Mam na imię Anna. Mam kochającą rodzinę, męża i dwójkę dzieci. Wiadomość o chorobie była zaskoczeniem dla mnie i mojej rodziny. W kwietniu 2016 r. zdiagnozowano u mnie nowotwór piersi. Jest to szczególny typ nowotworu - her 2 dodatni, a możliwości jego leczenia są ograniczone. Jestem po operacji i po leczeniu onkologicznym. By nie dopuścić do nawrotu choroby, potrzebuję pieniędzy na specjalistyczne badanie - tj. płynną biopsję, która jest bardzo droga i przekracza moje możliwości finansowe. Potrzebuję też rehabilitacji, gdyż cały czas walczę ze skutkami ubocznymi choroby. Dziękuję każdemu za okazane wsparcie i pomoc!

21 088 zł z 80 000 zł
26%
Piotr Nicpoń, Jełowa

Z ogromnym smutkiem zawiadamiamy, że Piotr odszedł...

Z ogromnym smutkiem zawiadamiamy, że Piotr odszedł... Składamy szczere wyrazy współczucia jego rodzinie i bliskim, Zarząd Fundacji Alivia. Zbiórka Piotra została zamknięta. Prosimy nie przekazywać darowizn na ten cel. ………………………………………………………..***…………………………………………………………. Mam na imię Piotrek i mam 47 lat. W styczniu 2023 dowiedziałem się, że jestem chory na raka jelita grubego i... tu świat się zatrzymał. Był płacz, złość i niemoc. Gdy emocje opadły, wraz z moją Agnieszką (żoną), postanowiliśmy walczyć. Mam dla kogo. Mam dwóch wspaniałych synów (13 i 18 lat), pasję - motocykle i "miałem" wspaniałą pracę w drogownictwie. Leczenie zaczęliśmy w Gliwicach, ale po kilku miesiącach dostałem tylko leki przeciwbólowe. W tym czasie nowotwór przerzucił się na wątrobę, płuco, nadnercze, węzły chłonne tarczycy. Wszystkie guzy są nieoperacyjne i złośliwe. Postanowiliśmy uciec do Łodzi. Tam trafiliśmy na wspaniałych lekarzy. Leczyli mnie w sumie do czerwca 2024 (naświetlanie, trzy linie chemii), jednak ze względów finansowych i logistycznych (w moim stanie podróż do Łodzi stawała się męcząca) przenieśliśmy się z leczeniem do Opola (bliżej), no i mogłem sam dojeżdżać na chemię, ponieważ Agnieszka podjęła w tym czasie pracę. Po kilku miesiącach leczenia chemią oraz lekiem z systemu rządowego RDTL, w poniedziałek 07.10.2024 lekarze z opolskiej onkologii odmówili mi dalszego leczenia, ponieważ pojawiła się progresja choroby oraz wyczerpałem wszystkie możliwości terapeutyczne (lekowe/systemowe w Polsce) i zalecili hospicjum. Agnieszka nie odpuszczała, więc 09.10.2024 wylądowaliśmy ponownie w Łodzi, tym razem u prof. Bojo i tam otrzymaliśmy nadzieję. Istnieje lek, który dedykowany jest pod moją chorobę. W kwietniu został on dopuszczony do leczenia w Europie, jednak w Polsce jest nierefundowany. Nigdy nie prosiliśmy nikogo o pomoc, ale... Proszę, pomóżcie mi w uzbieraniu kwoty, która pomoże mi żyć. Do tej pory udało nam się uzbierać na 1,2,3 i 4 cykl. Koszt jednego cyklu to 7020 euro + koszty wysyłki. Lek zakupujemy w Niemczech. Zbieramy teraz na cykl 5 i 6. Termin wzięcia 5 cyklu przypada na 02.04.2025. Pomóżcie, proszę.

2 763 zł z 62 000 zł
4%
Andrzej Pabian, ZŁOTORIA

Zbiórka na nierefundowany lek i pomoc w walce z rakiem

Jeszcze niedawno wierzyłem, że jestem w stanie pokonać każdą przeszkodę. Pracowałem, planowałem przyszłość, z nadzieją patrzyłem przed siebie, przekonany, że przede mną wiele pięknych chwil. Niestety, wszystko zmieniło się jesienią 2023 roku. Po długiej szpitalnej hospitalizacji z podejrzeniem zatoru płuc usłyszałem diagnozę, której nikt by się nie spodziewał: międzybłoniak opłucnej — rzadki, agresywny i nieuleczalny nowotwór. Później było już tylko gorzej — gromadzący się w ogromnych ilościach płyn w płucach zaczął utrudniać mi oddychanie i sprawiał, że nawet przejście po schodach było dla mnie dużym wyzwaniem. Od 2023 roku pacjenci z międzybłoniakiem opłucnej mogą korzystać z refundowanego leczenia podwójną immunoterapią w ramach programu lekowego. Dzięki temu przyjąłem ponad 20 wlewów. Niestety, terapia przestała działać, a w wielu miejscach nastąpiła progresja guzów. Włączono jeszcze radioterapię, jednak musiała zostać szybko przerwana z powodu powikłań. Obecnie jestem w trakcie leczenia standardową chemioterapią, jednak nie daje ona nadziei na długoterminowe zatrzymanie progresji choroby. Możliwości współczesnej medycyny sięgają jednak dalej. W moim przypadku istnieje szansa na nowoczesne, zindywidualizowane leczenie w wyspecjalizowanej klinice. Dlatego nieustannie konsultujemy mój stan zdrowia z najlepszymi specjalistami w Polsce. Niestety, możliwości leczenia w ramach drugiej linii terapii w kraju są bardzo ograniczone i nie obejmują aktualnie żadnych badań klinicznych. Dlatego szukamy pomocy także za granicą — w klinikach w Izraelu i Niemczech — gdzie pojawiają się nowe opcje leczenia międzybłoniaka opłucnej. Sam dostęp do specjalistycznej wiedzy za granicą wiąże się z ogromnym obciążeniem – jedna konsultacja on-line to koszt rzędu kilku tysięcy złotych. Po spotkaniach z profesorem z Uniwersyteckiego Centrum Klinicznego w Gdańsku pojawiła się nowa nadzieja – możliwość zastosowania dodatkowego leku wspomagającego chemioterapię. Profesor, opierając się na swoim doświadczeniu i najnowszych danych medycznych, zdecydował, że w moim przypadku ten preparat może znacząco zwiększyć skuteczność leczenia. Niestety, lek nie jest refundowany przez NFZ, a jego koszt znacznie przekracza moje możliwości finansowe. Dla mnie i mojej rodziny każdy dzień, miesiąc, rok to bezcenny dar. Każdy dzień to nadzieja na cud. Wierzę, że uda mi się jeszcze skorzystać z nowoczesnych i obiecujących terapii onkologicznych i dlatego muszę żyć jak najdłużej. Nie chcę się poddać. Mam dla kogo walczyć. Jeśli możesz — proszę, pomóż mi zatrzymać czas… Z całego serca dziękuję za każde okazane wsparcie.

30 641 zł z 90 000 zł
34%
Katarzyna Miciak, Warszawa

Wdzięczność za każdą złotówkę i każdą dobrą myśl!

Jestem Kasia. Mam 48 lat. Jestem mamą dwójki nastolatków. W grudniu 2024 roku zdiagnozowano u mnie raka piersi. Przez większość życia byłam bardzo szczęśliwą osobą. W 2019 los jakby się ode mnie odwrócił. Po 16 latach rozpadła się moja rodzina, a 5 lat skomplikowanego procesu rozwodowego odcisnęło piętno na moim zdrowiu i finansach. Po latach cierpienia i smutku, jak tylko moje życie zaczęło wracać do równowagi, gdy ponownie udało mi się zakochać i mieć nadzieję na szczęście, przyszedł RAK i znów wszystko jakby runęło. Rak hormonalny, średnio złośliwy, ale i tak z guza zdążył się przerzucić do węzłów chłonnych. Guz o wielkości 4 cm wymagał mastektomii, którą przeszłam w styczniu 2025 roku z jednoczesną rekonstrukcją piersi implantem. Przede mną kolejna operacja – docinka węzłów w marcu, długotrwałe leczenie hormonalne, radioterapia, być może chemioterapia, rehabilitacja pachy i ręki oraz szereg kolejnych badań. Koszty związane z powyższymi są wysokie. Nieosiągalne w stosunku do moich obecnych zarobków. Do założenia zbiórki namówiły mnie przyjaciółki. Z powodu choroby i rekonwalescencji musiałam zawiesić moją działalność gospodarczą i nie wiem kiedy będę mogła do niej powrócić. Obecnie pracuję lżej – bardziej dorywczo, na część etatu w gabinecie ortodontycznym i bardzo lubię to zajęcie. Na wiele wydatków jednak nie mogę sobie pozwolić. Marzę o powrocie na psychoterapię – do mojej ukochanej pani psycholog. Ratowała mnie z załamania w trakcie rozsypywania się mojego małżeństwa i rodziny. Niestety musiałam zrezygnować z tej terapii jakiś czas temu z powodów finansowych. Dla przywrócenia sprawności ręki i pachy przydałaby się rehabilitacja. Na już potrzebuję wyleczyć zęby u dentysty, a to wymaga ode mnie środków – ok. 3000 zł. Marzę też o symetryzacji drugiej piersi na jesień/zimę tego roku. To koszt ok. 8 000-10 000 zł. Wiele niewiadomych kosztów jeszcze przede mną, właściwie dopiero zaczynammoją „przygodę” z leczeniem. Po zabiegu usunięcia węzłów, który przede mną, istnieje spore ryzyko pojawienia się obrzęku limfatycznego. To bardzo niefajna sprawa. Na pewno będę potrzebowała stałej rehabilitacji, być może kolejnej kosztownej operacji zespolenia żylno-limfatycznego, a także kosztownego badania Onkotype, które nie jest dla mnie refundowane tylko dlatego, że nie mam jeszcze 50 lat. Podstawowe leczenie dostępne w ramach NFZ ratuje życie, ale dodatkowe komercyjne zabiegi czy badania znacznie poprawiają jakość życia chorych, oszczędzają przykrości i pozwalają zminimalizować skutki uboczne. Wszyscy chorzy marzą o dodatkowych możliwościach, niestety dla większości z nas te możliwości są nieosiągalne finansowo. Tylko dzięki ludziom wielkiego serca możemy sobie na to pozwolić. Środki, których nie wykorzystamy, przechodzą na kolejnych potrzebujących. Każda złotówka zostanie wykorzystana dla ratowania zdrowia i życia, każda dobra myśl uczyni dobro! Będziemy wdzięczni na zawsze!

350 zł z 60 000 zł
0%
Ivan Yurick, Miżhirja

Na leczenie

Błagam Państwa o pomoc dla dobrego oraz szczerego człowieka - mojego męża Iwana. Z Bożą pomocą przez całe życie działał na rzecz ludzi: budował domy i był troskliwym gospodarzem. W 2021 w jednej chwili z życia pełnego radości wpadliśmy w czarną otchłań. Nowoczesne leki i wysoki profesjonalizm lekarzy powstrzymały bezwzględną chorobę - nowotwór żołądka. Ale żeby żyć, mój mąż co 21 dni musi przyjmować kosztowne leki. Teraz przechodzi 8 kurs. Podczas leczenia możliwości rodziny, krewnych, przyjaciół oraz znajomych się wyczerpały, a z powodu wojny w Ukrainie nie ma możliwości zarabiania na leczenie. Bez kolejnego cyklu leczenia choroba postępuje i zagraża życiu. Każdy Państwa wkład jest dodatkowym dniem życia dla osoby, która wykazuje się walecznością i odwagą w walce z rakiem. Zasługuje na szacunek i wsparcie, bo żyje, zdając sobie sprawę, że umiera... To bolesne i przerażające, dlatego błagam Cię, podaruj kolejne dni życia mojemu najdroższemu mężowi... Z szacunkiem, wiarą w Boga i nadzieją na dobre serca i pomoc, Rodzina Благаю Вас про допомогу світлій і щирі люди - моєму чоловікові Івану. З Божою поміччю він все життя робив добри справи для людей: будував будинки, є дбайливам госміпродмо Але в мить радість нашого провалилася в чорну безодню: коли-2021 рік нам повідомляє одне життя. Сучасні припарати і висока професійність лікарів зупинили безжальну хворобу .Але щоб жити - моєму чоловікові кожні 21 день потрібно проводити дороговартісний курс хіміотерапії. Зараз вже 8 курс. За час лікування можливостей сімей, рідних, друзів, знайомих - вичерпалися із за нараду росії на Україні та розпочатої війни агресора росії на лікування заробити немає можливостей. Неотримавши вчасно нового курсу хіміотерапії захворювання прогресує і швидко настає смерть. Ось чому кожен Ваш внесок - це додатковий день життя для людини , яка за свою стійкість та мужність в боротьбі з раком заслуговує поваги та підтримки.Бо Він живе розуміючи , що помирає. Це боляче і страшно. Тому я благаю Вас розглянути на Наше горе, подаруйте дні життя моїй найдорожчій та найдорожчій. З повагою, вірою в Бога та надією на Ваше добре серце Вас дає допомогу сімі Юрик.

135 zł z 60 000 zł
0%