Zbiórki

Izabella Olszewska, Gorzów Wielkopolski

Udało się osiągnąć cel zbiórki!

Proszę o nieprzekazywanie darowizn, udało się osiągnąć cel zbiórki! ------------------------------ Nazywam się Izabella Olszewska. Mam 50 lat, od ćwierć wieku tego samego męża Maćka, od prawie 22 lat jesteśmy rodzicami cudownej córki Emilii. Zawodów mam kilka - moje dwa ulubione to oligofrenopedagog i psychoterapeuta. Kolejność chronologiczna. Nie chcę przedstawiać swojej smutnej historii... Skoro pojawiam się tutaj, to znaczy, że w moim ciele pojawił się pasożyt - rak jajnika. Niedawno określiłam proces leczenia jako wspinanie się po drabinie. Pierwszym szczeblem była diagnoza - 17 września 2021 r. - stopień zaawansowania IIIC, kolejnym - rozległa operacja, po miesiącu ciężka półroczna chemioterapia - osiągnęłam częściową remisję. Po pokonaniu wielu problemów wspięłam się na kolejny szczebel - zostałam zakwalifikowana do nowoczesnej terapii podtrzymującej remisję w ramach programu lekowego, ale jednocześnie nie mogę już kontynuować refundowanej terapii lekiem, którego otrzymałam łącznie 7 cykli (całość kuracji 18 cykli). I właśnie do tego potrzebuję Waszej pomocy. Konieczne jest dalsze łączne podawanie tych dwóch preparatów o udowodnionej w badaniach klinicznych skuteczności. Tylko w ten sposób mam szansę na długotrwałą remisję i powrót do normalności. Na całą kurację tym lekiem potrzebuję 65 tysięcy.

32 980 zł z 25 000 zł
131%
Edyta Wiewiór, Rumia

Rak to nie wyrok, mam dla kogo walczyć i będę - do samego końca.

Nazywam się Edyta, mam 39 lat, jestem mamą 12-letniego Wojtka i 3,5-letniej Aleksandry. Do listopada 2021 r. dni mijały jak zawsze, raz świeciło słońce, raz padał deszcz, ale zawsze byliśmy szczęśliwi, radośni i cieszyliśmy się z tego, co przyniósł nam dzień. We wrześniu córka zaczęła chodzić do przedszkola, a ja przygotowywałam się do powrotu do pracy z urlopu wypoczynkowego. Zrobiłam kontrolne badania, a USG piersi było ostatnim, które postanowiłam wykonać trochę wcześniej niż zalecił lekarz - nie w lutym, a w listopadzie. 9.11.2021 r. lekarz przykładając głowicę, zamilkł, trwało to chwilę, więc nie zadawałam pytań, tylko czekałam i usłyszałam coś, czego nikt nie chciałby usłyszeć: "Ma Pani w prawej piersi guza złośliwego,13 mm, BIRADS 5. Jak najszybciej proszę założyć kartę dilo i zgłosić się do UCK w Gdańsku, zanim pandemia koronawirusa rozszaleje się i zamkną oddziały". Wszystko, co dotychczas było poukładane, rozpadło się na miliony kawałków, jak lustro w naszym przedpokoju kilka dni wcześniej. Nie wiedziałam w tym momencie, jak wyjść z gabinetu, co zrobić, po prostu popłakałam się z niemocy. Jak powiem o tym mężowi, dzieciom? Pięć dni później byłam na pierwszej wizycie u onkologa. Otrzymałam skierowanie na pakiet badań. Wynik biopsji: Rak złośliwy piersi GRADE-3, TNBC potrójnie ujemny, Ki67 75%, Her2 (-), ER(-), PR(-). Płacz, niedowierzanie, bezsilność. Konsultowałam wyniki z innymi lekarzami, nawet prywatnie. Kolejne badania Pet, MRI tylko pogłębiały diagnozę, rak powiększał się, z jednoogniskowego stał się dwu, trzyogniskowy i pojawiło się kolejne ognisko czwarte w piersi lewej. 12.01 2022 r. (w dzień 12-stych urodzin syna) otrzymałam już pierwsza dawkę chemii. Zalecono 12 chemii białych i 4 czerwone. Teraz dni są inne niż zawsze, na nowo staram się to zaakceptować, ale chciałabym, aby było jak przed diagnozą. Miałam wrócić do pracy, mieliśmy w końcu całą rodzinką pojechać na wakacje, na pierwsze wakacje naszej córeczki, wyremontować choć trochę mieszkanie. Miałam namalować kilka obrazów, spełnić się w tym, co kocham. A teraz jakby czas się zatrzymał, nie pracuję, nie maluję, nie spędzam tyle czasu z dziećmi jak wcześniej, gdyż chemia pokazała mi, jak może zawładnąć moim ciałem i życiem. Dojazdy na leczenie są długie i kosztowne, kremy, balsamy, leki, wizyty u lekarzy też niemało kosztują, prawidłowe i zdrowe odżywianie jest sporym wyzwaniem, odpowiednia odzież, bielizna pooperacyjna, peruka, protezy piersi, które będą niezbędne, zaopatrzenie higieniczne i wiele innych rzeczy, o których nie mam jeszcze pojęcia. Ale dziś jedno już wiem, ON ze mną nie wygra, bo to ja go pokonam, a nie on mnie!!! Jestem silna i nie poddam się!!! Zrobię to dzięki Wam, dla moich dzieci i mojego kochanego męża, który zawsze jest ze mną, na każdej wizycie, badaniu. Z góry serdecznie dziękujemy za Wasze wsparcie. Edyta, syn Wojtek, córka Aleksandra i kochany mąż Władziu.

31 882 zł z 30 000 zł
106%
Krzysztof Kulik, Warszawa

Żeby choroba nie zabrała mi nadziei!

Od 2019 zmagam się z nowotworem złośliwym jelita grubego. Diagnoza była okropna, ale dzięki dużemu wsparciu rodziny walczę dalej. Jestem ojcem dwójki dzieci - chociaż już są dorosłe, w dalszym ciągu to dla mnie "małe dzieci". Czekamy teraz na wnuczkę, mam nadzieję, że dane mi będzie się nią nacieszyć. Do dzisiejszego dnia jestem po trzech operacjach (jelito grube i cienkie), dwuletnim "pakiecie" chemioterapii oraz leczeniu RTH. Od zawsze byłem aktywny sportowo: biegałem, jeździłem na rowerze szosowym i ta sportowa chęć walki pomaga mi przetrwać te trudne chwile w życiu. Wierzę, że to jeszcze nie mój koniec, mimo przeciwności losu ciągle mam plany i marzenia do spełnienia. Zebrane środki chcę przeznaczyć na lekarstwa i konsultacje, może uda mi się zakwalifikować na immunoterapię.

31 264 zł z 10 000 zł
312%
Wojciech Duplaga, Jasionów

Nie chcę jeszcze umierać - pomóż mi walczyć z rakiem trzustki

Kochani, proszę o pomoc w walce o moje życie! Mam na imię Wojciech, mam 52 lata, jestem mężem i ojcem czwórki dzieci. Zawsze starałem się być wsparciem dla mojej rodziny, a dziś to ja potrzebuję pomocy. Pod koniec lipca pojawiły się u mnie pierwsze objawy – żółtaczka, silne bóle brzucha, nudności, wymioty i brak apetytu. Po badaniach i biopsji usłyszałem diagnozę, która zmieniła całe moje życie – rak głowy trzustki, z naciekami na dwunastnicę, przewód Wirsunga oraz okoliczną tkankę tłuszczową (złośliwy i zaawansowany). Guz uciska przewód żółciowy, dlatego też musiała zostać założona proteza, aby umożliwić prawidłowy przepływ żółci i normalne funkcjonowanie. Do tego wszystkiego doszła również cukrzyca. Kiedy usłyszałem diagnozę, poczułem, że świat się zatrzymał. Ogarnął mnie strach, bezsilność i pytanie: „Dlaczego ja?”. Najbardziej boję się, że zabraknie mnie przy mojej żonie i dzieciach – że nie zobaczę, jak dorastają i idą samodzielnie przez życie, nie będę mógł ich wspierać ani cieszyć się wspólnymi chwilami. Sam straciłem tatę w wieku 10 lat, a tyle ma mój najmłodszy syn. Nie chcę, aby on i reszta rodziny tego doświadczyli. To właśnie myśl o rodzinie daje mi siłę do walki. Ich uśmiechy i obecność są dla mnie nadzieją i motywacją, by nie poddawać się nawet w najtrudniejszych momentach. Nie chcę jeszcze umierać – chcę dalej być przy nich i walczyć o każdy dzień. Każdy dzień jest dla mnie na wagę złota, dlatego zdecydowałem się na leczenie w prywatnej klinice w Warszawie (ok. 400 km od miesjca zamieszkania). Mimo że jest tak daleko od naszego domu, tylko tam znalazł się doktor, który podejmie się operacji resekcji trzustki. Szpitale w okolicy nie chciały podjąć takiej próby i proponowały jedynie chemioterapię. Przede mną dopiero początek trudnej drogi – operacja i chemioterapia, a także liczne dojazdy i konsultacje. Koszty leczenia, dojazdów, leków, suplementów i dodatkowych badań są duże i przekraczają moje możliwości. Dlatego z całego serca proszę Was o wsparcie – każda złotówka, każde udostępnienie i każde dobre słowo są dla mnie i mojej rodziny bezcenne. Dzięki Wam mam szansę na leczenie, nadzieję i siłę do walki o życie. Jeśli masz ochotę pomóc – będę wdzięczny za Twoje wsparcie. Jeśli nie możesz wpłacić – udostępnij dalej mój apel. A jeśli masz chwilę – pomódl się za mnie Z całego serca dziękuję.

30 714 zł z 20 000 zł
153%
Kamila Cierpiał, Częstochowa

Bardzo dziękuję za wsparcie. Na ten moment zawieszam zbiórkę.

Mam na imię Kamila, mam 27 lat i zdiagnozowany nowotwór złośliwy, którego leczenie niestety związane jest z dużymi kosztami. Wszystkie środki zebrane na moje konto posłużą mi do opłacenia kosztów związanych z leczeniem, takich jak diagnostyka, konsultacje medyczne, rehabilitacja, dojazdy do placówek medycznych. Za jakiekolwiek wsparcie już teraz bardzo dziękuję!

30 314 zł z 17 000 zł
178%
Ewa Kukuła, Poznań

Proszę o pomoc w finansowaniu kosztów leczenia

Mam na imię Ewa. Mam 48 lat, jestem mężatką oraz mamą. Mam jedną córkę, która od 2020 roku choruje na stwardnienie rozsiane. Jeszcze niedawno byłam wesołą, uśmiechniętą i pogodną osobą, kochającą taniec, przyrodę i długie wędrówki po górach. Moje życie zmieniło się w 2017 roku, kiedy to na chorobę nowotworową zachorowała moja mama. Rok później zachorował także tata. Podczas choroby taty sama opadałam z sił i czułam się coraz gorzej. W 2019 roku, po długim oczekiwaniu na właściwą diagnozę, okazało się, że zachorowałam na chłoniaka grudkowego. W sierpniu 2019 roku przeszłam wielonarządową operację Whipple’a, a w październiku rozpoczęłam chemioterapię, którą przechodziłam bardzo źle. Przyniosła ona jednak wyczekiwany rezultat, doszło do remisji choroby. Obecnie jestem w trakcie chemioterapii podtrzymującej. W trakcie leczenia przyznano mi grupę inwalidzką w stopniu znacznym oraz rentę rehabilitacyjną. W 2020 roku pojawiły się komplikacje ze strony układu pokarmowego. Od tamtej pory jestem w trakcie leczenia gastrologicznego, hematologicznego i onkologicznego. Wizyty lekarskie oraz przyjmowane przeze mnie leki pochłaniają połowę naszego domowego budżetu. Mąż stracił zatrudnienie z powodu częstych nieobecności w pracy spowodowanych opieką nade mną. Pomoc materialną, o którą Państwa proszę, chcę przeznaczyć na moje leczenie: badania, wizyty lekarskie, dojazdy do specjalistów oraz leki, które przyjmuję na co dzień. Nie przypuszczałam, że w moim życiu przyjdzie kiedyś taka chwila, że będę potrzebowała pomocy materialnej innych ludzi. Obiecałam tacie, że będę walczyć... Walczę każdego dnia, kiedy borykam się z różnymi przeciwnościami losu. Wierzę, że nadejdzie kiedyś taki czas, w którym wrócę do pełni sił i dobrego samopoczucia. Aniołów w niebie już mam, teraz potrzebuję aniołów na ziemi. Mam nadzieję, że są wokół mnie ludzie, którym mój los nie pozostanie obojętny... Za każdą pomoc z całego serca DZIĘKUJĘ! Ewa

29 414 zł z 25 000 zł
117%
Małgorzata Sekuła, Grybów

Zbiórka na badania, leki oraz dojazdy do kliniki

Mam na imię Małgorzata. W 56. roku życia zachorowałam na złośliwy nowotwór jajnika, 3 stadium. Najpierw był szok, niedowierzanie, potem poukładanie wszystkiego w głowie, żeby nie zwariować, następnie walka o postawienie w miarę szybko dobrej diagnozy. Trzy miesiące badań i w maju w Szpitalu Uniwersyteckim w Krakowie operacja radykalna narządów rodnych z węzłami chłonnymi. Tydzień później wylądowałam na SOR z powodu niedrożności jelit. Ponowne otwarcie jamy brzusznej i uwolnienie jelit ze zrostów. Po histopatologii natychmiastowa 3-seansowa brachyterapia i podjęcie leczenia 6-cyklową chemioterapią czerwoną. Po usunięciu guza jajnika trwały badania genetyczne nad mutacjami. Wykryto uszkodzenia DNA, co może spowodować powrót raka. Zostałam zakwalifikowana do leczenia lekiem niraparib. Wymaga to cotygodniowych badań. Robię je prywatnie, gdyż nie mam możliwości dojeżdżać 150 km do Krakowa co tydzień. Do tego dochodzi bogata suplementacja, która wspomaga organizm w walce o dobre wyniki oraz dosyć droga dieta bogata w moc witamin. Poza tym wizyty w Krakowie nawet co dwa tygodnie. Musiałam pożegnać się z pracą, a moja renta nie jest wystarczająca, żeby pokryć wszystkie koszty. Jestem silną kobietą i nie poddaję się tak łatwo. Mam nadzieję, że pokonam raka i będę mogła jeszcze normalnie funkcjonować i cieszyć się życiem. Wszystkich ludzi dobrego serca proszę o wsparcie. Dzielenie się z drugim wraca ze zdwojoną siłą. Z góry serdecznie dziękuję za okazaną pomoc, Pełna optymizmu Małgorzata z Grybowa

28 209 zł z 20 000 zł
141%
Marcin Grzempa, Poznań

Dziękuję za wszystkie wpłaty! Udało się osiągnąć cel.

Nazywam się Marcin Grzempa, mam 37 lat. Jestem ojcem trójki dzieci, w tym jednego niepełnosprawnego. Cztery lata temu zacząłem chorować. W kwietniu 2013 roku badanie histopatologiczne wykazało, że to chłoniak Hodgkina typ NS, wtedy jeszcze był to drugi stopień. W grudniu przeprowadzono badanie PET, z którego wynikło, że dotychczasowe leczenie ABVD było nieskuteczne, nastąpiły przerzuty na wątrobę, nerki, śledzionę oraz układ kostny i zostałem zakwalifikowany do przeszczepu szpiku. Niestety życie to nie bajka, coś co miało być zrobione za chwilę, odwlekało się, bo mój stan zdrowia się pogarszał z tygodnia na tydzień. Kolejne leczenie, jakie zastosowano to DHAP, po którym w maju zeszłego roku wylądowałem na OIOMie z ostrą niewydolnością nerek, zapaleniem i płynem w płucach. To spowodowało przerwanie chemii, gdyż mój organizm był za slaby. Zmieniłem szpital i trafiłem na super lekarkę, która powiedziała, że będzie mnie ratować do samego końca. I tak w sierpniu zeszłego roku trafiłem do szpitala na kurs IVE. Chemię skończyłem w styczniu tego roku, po czym miał nastąpić przeszczep, ale okazało się, że badanie TK wykazało naciek w śródkręgosłupie na odcinku lędźwiowym i znów wizja przeszczepu się oddaliła. Zastosowano kolejne chemie typu Gemzar. Po 2 kursach zostałem przyjęty na oddział transplantologii i zrobiono przeszczep. Dziś mijają 2 lata od tamtego wydarzenia. Dalej jestem pod kontrolą poradni hematologicznej w Klinice na Szamarzewskiego. Moja odporność jest różna, często czymś się zarażam. Na szczęście mój stan zdrowia w maju tego roku pozwolił na podjęcie drobnej pracy, co daje mi ciut większe pieniądze niż tylko słaba renta. Badanie PET z maja 2017 niestety ukazało pęknięte żebro szóste. Czeka mnie biopsja i oczekiwanie na wynik, czy jest to zmiana spowodowana przez uaktywnienie się nowotworu, czy jest to efekt przewlekłego kaszlu i osłabienia żeber przez nacieki sprzed 2 lat. Dziękuję wszystkim Wam Pomagającym… Nikt tyle za zdrowego życia nie zrobił dla mnie, co Wy robicie przez ostatnie lata. Nie mam słów, zresztą słowa to za mało, by oddać moją wdzięczność dla WAS! Trzymajcie kciuki, a ja się nie poddam nigdy! Jest rok 2020. Dzięki uzbieranym pieniądzom mogę przeprowadzić teraz operację (w końcu po 5 latach) zębów pod narkozą, która będzie mnie kosztować kilkanaście tysięcy złotych. Po 68 chemiach i przeszczepie szpiku zęby nie wytrzymały. Gdyby nie Wy, nie mógłbym tej operacji przeprowadzić!

27 754 zł z 27 000 zł
102%
Filip Koźmiński, Kraków

Proszę o pomoc w finansowaniu leczenia i rehabilitacji

Cześć. Mam na imię Filip. W chwili kiedy to piszę, jest wiosna 2020 roku, a ja kończę liceum oraz szykuję się do matury. Równocześnie jednak od 2015 roku walczę z niezwykle ciężką, śmiertelną chorobą – mięsakiem Ewinga. Wiązało się to z 5 latami radykalnego leczenia: trudnymi operacjami, licznymi zabiegami, chemioterapią i radioterapią. Nie obyło się też bez chwil bardzo ciężkich - wznów w płucach, powikłań, reoperacji, autologicznego przeszczepu szpiku kostnego, kolejnych chemioterapii i kolejnych miesięcy spędzonych w szpitalach w Krakowie i Warszawie. W tym czasie poznałem wielu wspaniałych ludzi (pewnie to również jest część z Was), którzy pomogli mi i moim rodzicom przejść przez najtrudniejszy okres leczenia, wspierając nas również w udźwignięciu jego kosztów. Walka trwa jednak nadal, a ja jestem silny i nie mam zamiaru się poddać. Chcę wrócić, na ile to będzie możliwe, do zdrowia, które pozwoli mi prowadzić normalne życie, iść na wymarzone studia i z optymizmem patrzeć w przyszłość. Dlatego właśnie, w imieniu moim i mojej najbliższej rodziny, proszę o wsparcie w zebraniu środków, które będą przeznaczone na leczenie i rehabilitację oraz niezbędne koszty z tym związane (miesięcznie oscylują w granicach 2 tys. zł). Rocznie potrzebuję 25.000 zł, to jest kwota, jaką chciałbym zebrać. Każda Wasza pomoc, nawet najmniejsza, jest bardzo potrzebna! Z góry dziękuję, pozdrawiam i życzę wszystkim zdrowia, Filip

26 895 zł z 25 000 zł
107%
Małgorzata Dulęba, Bydgoszcz

Czerniak - taki mały, a taki złośliwy

Mam na imię Małgosia i mam 37 lat. Moja historia rozpoczęła się 3 lata temu, kiedy pod sercem nosiłam córeczkę, ale wtedy jeszcze o tym nie wiedziałam. Cieszyłam się pięknym czasem. Wiadomość przyszła krótko po porodzie. Okazało się, że węzeł chłonny w lewej pachwinie wielkości kurzego jajka zajęty jest przez czerniaka. Przerzut... Skąd? No właśnie, dobre pytanie! Przerzut czerniaka bez czerniaka. Okazuje się, że to możliwe. Obecnie jestem po operacji limfadenektomii pachwinowo-biodrowo-zasłonowej oraz rocznym leczeniu uzupełniającym dabrafenibem z trametynibem. Jestem pełną energii matką dwójki dzieci w wieku 10 i niespełna 3 lat. Kochamy góry, zwłaszcza Tatry. Abym mogła zapomnieć w miarę możliwości o chorobie i patrzeć z optymizmem na każdy kolejny dzień, niezbędna jest codzienna profilaktyka przeciwobrzękowa. Uciskowe pończochy, rehabilitacja, masaże będą mi towarzyszyć już do końca życia.

26 435 zł z 10 000 zł
264%
Anna Mordwińska, GZY

Pomóż mi pokonać raka

Cześć, nazywam się Ania. W wieku 49 lat zachorowałam na raka jajnika C56 (stadium 4). Przed chorobą prowadziłam zwykłe życie. Pracowałam w znanym dyskoncie, zajmowałam się domem, rodziną. Miałam swoje pasje i marzenia. Zawsze chętnie pomagałam i wspierałam potrzebujących. Dziś sama proszę o pomoc. W lipcu, w badaniach od pracodawcy okazało się, że mam podwyższony marker raka jajnika CA125. Zaczęło się szukanie przyczyn i pogoń za jak najszybszą diagnozą. Lekarze uspokajali, że to nie musi oznaczać najgorszego. Jednak przeczucie sprawiło, że zaczęłam szukać pomocy na własną rękę. Moje obawy potęgowała śmierć młodszej siostry (nowotwór złośliwy piersi). W trakcie badań okazało się, że mam mutację genu BRCA1. Badania USG, TK nie wykazały żadnych niepokojących zmian, ale ze względu na mutację w.w. genu zdecydowano o profilaktycznym laparoskopowym wycięciu narządów kobiecych. W trakcie zabiegu okazało się jednak, że rak rozrzucił się po całym brzuchu. Operacja trwała 7 godzin. Wycięto zmiany rakowe. Po wybudzeniu usłyszałam diagnozę. Szok, strach, stres i niepewność, co dalej. Zaczęła się walka o pomyślne przejście przez chorobę. Na co dzień staram się myśleć pozytywnie, ale przychodzą także chwile zwątpienia, załamania i bólu. Dziś jestem po 4 chemiach i 3 wlewach immunoterapii. Wszystkie wydatki związane z leczeniem wyczerpują mój budżet. Po operacji nie mam możliwości powrotu do pracy. Moją motywacją są synowie, rodzina, koledzy, przyjaciele, którzy wspierają mnie w tym ciężkim czasie. Chcę wychować mojego 10-letniego synka i być przy nim w ważnych momentach jego życia (drugi syn jest już dorosły). Zebrane środki ze zbiórki przeznaczę na dojazdy, prywatne wizyty, odżywki, witaminy, lekarstwa, dietę i rehabilitację pooperacyjną. Z góry dziękuję za każdą wpłaconą złotówkę!

26 245 zł z 10 000 zł
262%
Sławomir Pogorzelski, Kunowo

Sławek potrzebuje wsparcia!

Mam na imię Sławek, w lipcu skończę 27 lat i jestem zawodowym strażakiem. Wszystko zaczęło się od zwykłego przeziębienia. Lekarz rodzinny zlecił mi standardowe badanie krwi. Wyniki pokazały, że mam obniżony poziom płytek we krwi, kilka dni później trafiłem do szpitala, a tam 27 kwietnia 2018 diagnoza… OSTRA BIAŁACZKA SZPIKOWA. 26.11.18 dostałem drugie życie ijestem po przeszczepie szpiku. Piękny czas, jakim było oczekiwanie na narodziny córeczki, spędziłem w szpitalnym łóżku. Moje pasje? Jestem zawodowym strażakiem, kocham swoją pracę - lubię pomagać innym. Często gram z kolegami w piłkę nożną oraz interesuję się motoryzacją. Moim marzeniem jest wychowanie mojej córeczki Laurki. Chciałbym patrzeć, jak dorasta, pomagać w odrabianiu prac domowych, obserwować pierwsze miłości. Obecnie przebywam w domu, gdzie staram się wrócić do normalnego życia. Zebrane środki pieniężne zostaną przekazane na moje dalsze leczenie, w tym: potrzebne leki, konsultacje ze specjalistami oraz dojazdy na wizyty kontrolne do ośrodka transplantacyjnego w Gliwicach (oddalonego o 650 km). Dzięki Tobie szybciej będę mógł wrócić do swoich pasji i normalnego życia. Dziękuję!

23 805 zł z 12 000 zł
198%