Bartłomiej Boruta, Otwock Mały
Mam na imię Bartek, mam 30 lat.
Wczoraj miałem diament w dłoni, dzisiaj nie mam nic prócz nadziei.
Wczoraj śmiech mnie rankiem budził, dzisiaj tylko krzyk...
Zaczęło się zwyczajnie. Tak zwyczajnie, jak zwykle się zaczyna. Nic nie wskazywało, że to coś poważnego. Ból żołądka, prześladujący i dokuczliwy. Nikt nie oczekuje wyroku, nikt nie spodziewa się nowotworu. Wypierałem, podejrzewałem refluks, wrzody...
Co za ufność... co za spokój... co za przeświadczenie... niestety to tylko życzenie...
Diagnoza okrutna, ścinająca z nóg i mnie i bliskich - ZŁOŚLIWY GUZ ŻOŁĄDKA. Jak to możliwe? Dlaczego? Za co? Nie chcę, nie godzę się, nie przyjmuję takiej koncepcji na mnie!
Ja kocham życie, tak bardzo kocham cię, życie, nad życie... Mam przecież plany i marzenia i tyle zaczętych spraw. Przecież ja nie jestem sam, moi Bliscy, no i kocham Andżelikę. Dopiero się jej oświadczyłem. Przecież ja jestem winien jej wspólne życie. Muszę być zdrowy! Ten kto kocha, nie rani, a wywiązuje się z obietnic miłości... Niczego nie pragnę, tylko żyć i kochać.
Kim jestem? Jestem zwyczajnym chłopakiem - wrażliwym i empatycznym, mentalnie jakby na miarę dawnych czasów. Jestem idealistą, ufnym i walecznym. Kocham ludzi i zwierzęta, potrzebuję pomagać, by żyć. Nie znoszę bezczynności, współodczuwam, nie żyję dla siebie, działanie mnie krzepi i uskrzydla. Choroba, życia kat, pozbawiła mnie możliwości pracy w hospicjum, zabrała mi możliwość ofiarowania ludziom potrzebującym ciepła, uwagi i poczucia bezpieczeństwa, które tak bardzo mógłbym dać...
Serce wyrywa się zbyt do przodu, a myśli biegną za daleko. Co ze mną będzie? Nie dam się pokonać. Potrzebuję jednak Waszego wsparcia w poniesieniu codziennych kosztów związanych z moim leczeniem - wizyty lekarskie, badania, leki, dojazdy... To wszystko kosztuje. Z góry dziękuję za każdą wpłatę.