Zbiórki

Katarzyna Drzewoszewska, Brzezie

Cel zbiórki został osiągnięty.

Szanowni Darczyńcy, jestem ogromnie wdzięczna za Wasze wsparcie! Udało się osiągnąć cel zbiórki, dlatego na chwilę obecną proszę o nieprzekazywanie darowizn. ………………………………………………………..***…………………………………………………………. Mam na imię Kasia. Na nowotwór piersi choruję od pół roku. Mam dziewięcioletniego synka Stasia, dla niego muszę i chcę być silna i zdrowa. Mieszkamy w leśniczówce w Brzeziu, w Borach Tucholskich, gdzie z mężem prowadzimy skup runa leśnego. Kocham przyrodę, zwierzęta, dlatego pośrodku wielkiego lasu mam piękny ogród, o który dbam, jak i o całe gospodarstwo. Z wykształcenia jestem pielęgniarką, zawsze służyłam pomocą chorym i potrzebującym. Dziś jest taki czas, że sama potrzebuję pomocy... ...ale to już nieaktualne :) Chciałabym z całego serca podziękować Wam wszystkim za wsparcie finansowe i psychiczne. Jestem po chemio i radioterapii. Obecnie biorę hormonoterapię i fizykoterapię, ale to tylko powrót do zdrowia. Jestem na dobrej drodze... Zbieram jeszcze na suplementację i dojazd na fizykoterapię, obliczyłam, że ok 3000 zł. Liczę na dobre serce i chęć Twojej pomocy. DZIĘKUJĘ!

14 818 zł z 3 000 zł
493%
Szymon Kostrzewski, Kostrzyn

Szymon to młody chłopak, który potrzebuje wsparcia.

Nazywam się Aldona Kostrzewska i proszę o Państwa pomoc w walce z rakiem rozsianym mojego syna Szymona Kostrzewskiego. Jestem pielęgniarką. Od 37 lat dbam o dobro pacjentów. Oddaję się pracy z wielkim zaangażowaniem, czuję wielką empatię do ludzi. Jesienią 2016 roku dowiaduję się o chorobie nowotworowej syna. Szpital, zabieg usunięcia jądra. Potem następny pobyt w szpitalu. W wykonanych badaniach lekarze stwierdzają zmiany w węzłach chłonnych okołoaortalnych, śródpiersia i płuc. Zaczyna się walka o życie. Najpierw chemioterapia w schemacie BEP. Syn jest już po 3 seriach leczenia. Jego stan ducha to przygnębienie, strach, czasami rozpacz. Prosimy o pomoc. Niewielkie środki finansowe moje i syna odcinają nas od możliwości sprawdzenia innych metod leczenia. Wsparcie z Państwa strony pomogłoby w leczeniu „duszy” - terapia psychologiczna, a także rozwiązałoby problem finansowy związany z dojazdami do Centrum Onkologicznego w Poznaniu i zakupem leków.

14 803 zł z 12 000 zł
123%
Marta Tajchman, Otrębusy

Gdy los podcina ci skrzydła - zbiórka na leczenie raka piersi z przerzutami i rehabilitację

Nazywam się Marta Tajchman, mam 50 lat, kochającą rodzinę (przed chwilą zostałam babcią najsłodszej wnuczki na świecie), duże grono bliższych i dalszych przyjaciół oraz wiele pasji, z których największą jest przyroda, a zwłaszcza ptaki. Z zawodu jestem tłumaczką, a prywatnie prowadzę bardzo aktywne życie - latem góry, rowery i kajaki, zimą biegówki, a cały rok – zumba, joga, pilates oraz bliskie i dalsze wycieczki z lornetką na obserwacje ptaków. W 2023 r. po pierwszej w życiu profilaktycznej mammografii dowiedziałam się, że mam raka piersi (który nie był widoczny we wcześniejszych badaniach USG). Po operacji usunięcia zmian w piersi okazało się, że są przerzuty do węzła wartowniczego. 15.04.2024 r. czeka mnie usunięcie wszystkich węzłów pachowych, a później chemio- i radioterapia, a być może kolejna operacja, jeśli wykryte zostaną inne przerzuty (jestem w trakcie diagnostyki). Chyba mało kto spokojnie przyjąłby taką diagnozę… Ja z powodu związanego z tym stresu leczę się obecnie na nadciśnienie i depresję. Choroba zbiegła się w czasie z fatalną sytuacją w mojej branży – sztuczna inteligencja drastycznie ograniczyła liczbę zleceń dla tłumaczy. W ostatnim czasie dwukrotnie zawieszałam działalność z powodu braku przychodów. W związku z tym, mimo że otrzymałam miesięczne zwolnienie po operacji, okazało się, że nie przysługuje mi świadczenie chorobowe ani zwolnienie ze składek ZUS (to koszt ok. 2000 miesięcznie – prowadzę własną działalność). Koszty dojazdów na chemio- i radioterapię, nierefundowanych badań i rehabilitacji są więc dla mnie dużym obciążeniem, a po kolejnej operacji i w trakcie leczenia moje możliwości pracy będą jeszcze bardziej ograniczone. Zawsze byłam samodzielna, nie lubię i nie umiem prosić o pomoc, ale teraz myślę głównie o tym, na jak długo wystarczy mi oszczędności i sił psychicznych. Będę wdzięczna za każdą wpłatę na moją zbiórkę.

14 274 zł z 5 000 zł
285%
Sławomir Andrzejczak, Targowa Górka

Cel zbiórki został osiągnięty

Szanowni Darczyńcy, jesteśmy ogromnie wdzięczni za Wasze wsparcie! Udało się osiągnąć cel zbiórki, dlatego na chwilę obecną prosimy o nieprzekazywanie darowizn. ………………………………………………………..***…………………………………………………………. Witam, mam 31 lat. W grudniu 2016 r. po badaniu rezonansem otrzymałem diagnozę - wielki nowotwór nieoperacyjny i następnie oczekiwałem na wynik biopsji. 3 stycznia wyniki biopsji nie dały żadnych złudzeń - nerwiak węchowy zarodkowy wielki. Jestem po jednej serii chemii i znowu trwa oczekiwanie na wyniki. Pod koniec marca będę badany tomografem. Nie wiem, jak potoczy się moje leczenie, ale jedno wiem na pewno: JESTEM ZA MŁODY, BY UMIERAĆ! Rak postępując odebrał mi już wzrok (nie widzę na jedno oko, a drugie jest osłabione). Leczenie nowotworów jest kosztowne i długotrwałe. Nie poddam się tak łatwo, ale wiem też, że bez Waszej pomocy nie dam rady. W tej chwili czekając na badanie tomografem, nie wiem co się wydarzy i jakie leczenie będzie zastosowane. Wciąż zbieram na dodatkowe konsultacje, planuję też konsultacje zagraniczne - niestety w Polsce wyczerpały się dla mnie opcje. Dodatkowym wydatkiem są badania i częste dojazdy do ośrodka leczenia. Jestem młodym, często uśmiechniętym człowiekiem. Do tej pory potrafiłem cieszyć się zwykłym dniem, pracą z siostrzeńcami. Nie zdążyłem założyć nawet rodziny. Pięć lat temu zmarł mój ojciec na nowotwór płuc, od tego czasu opiekowałem się chorą mamą. Niestety teraz sam potrzebuję opieki. Moje wszystkie marzenia legły w gruzach.

13 942 zł z 12 000 zł
116%
Wanda Walaszczak, Warszawa

Na chwilę obecną udało się osiągnąć cel! Serdecznie dziękuję!

Osiągnęliśmy cel zbiórki! Bardzo wszystkim dziękuję za wpłaty! Witam! Mam na imię Wanda. Mam kochanego męża, dwójkę kochanych dzieci i czwórkę cudownych wnucząt. Jestem pełną życia kobietą. Mimo możliwości nigdy nie chciałam siedzieć bezczynnie na emeryturze, byłam więc cały czas aktywna zawodowo, a każdą wolną chwilę poświęcałam opiece nad moimi ukochanymi wnuczętami. Dzięki temu mam chęć do życia, bo czuję, że jestem potrzebna. Mam tylko jeden problem – jest nim rak piersi. Rok 2016 pod kątem zdrowia nie był dla mnie zbyt dobry. Zaczął się od zapalenia płuc, przez co dłuższy czas spędziłam w szpitalu. Leczyłam się przez 1,5 miesiąca, a w badaniu kontrolnym odkryto u mnie zrosty przy koniuszku serca. Gdy zdążyłam dojść do siebie, zaczęły się kolejne problemy. Najpierw zaczęła mnie boleć pierś. Znając realne terminy w służbie zdrowia, wykonałam różne badania prywatnie. W kwietniu mammografię – wyniki nie były najlepsze, ale nie było jeszcze wtedy żadnych powodów do niepokoju. W maju natomiast USG – wyniki zasiały we mnie ziarno niepokoju, bo zostałam skierowana do chirurga onkologa. Czekałam długi czas mając coraz czarniejsze myśli. W końcu dostałam skierowanie do Centrum Onkologii. Tam w październiku zostały powtórzone badania, wykonana została biopsja guza i węzła chłonnego. I już nic nie było dobrze. Diagnoza była jednoznaczna: nowotwór złośliwy – naciekający rak piersi. Mimo, iż o wielu podobnych przypadkach słyszy się dookoła, usłyszeć to samemu było szokiem. Brzmi to jak wyrok. Pojawił się lęk przed cierpieniem, ale też strach – że w pracy sobie beze mnie nie poradzą, że wnuki będą tęsknić, że będę dla kogoś ciężarem. Zapewnienia lekarza, że wystarczy wycięcie i naświetlanie niewiele pomogły. W połowie listopada wycięto mi guzka i węzły chłonne. Pozostało mi czekać na wyniki badania histopatologicznego i informacje o dalszym leczeniu. Obiecany tydzień minął wolno, jednak po nim nic się nie wydarzyło. Nikt do mnie nie zadzwonił, nie miał kto wytłumaczyć i uspokoić. Kolejne dni zamieniały się w tygodnie. Przeżycie tego czasu w niepewności graniczyło z cudem. Człowiek staje się strzępkiem nerwów. Wreszcie 27 grudnia zgłosiłam się do chirurga. I tu kolejny szok, bo okazuje się, że ze względu na agresywną odmianę raka konieczna jest jednak chemioterapia. Otrzymuję kolejne skierowanie do onkologa klinicznego. W międzyczasie miałam prywatną wizytę lekarską w przychodni specjalistycznej Polskiej Fundacji Europejskiej Szkoły Onkologii. Stwierdzenie jakie tam usłyszałam na podstawie badań ('już co najmniej od miesiąca powinna mieć pani zaawansowane leczenie') pogorszyło jedynie mój stan psychiczny. W końcu podjęto decyzję o leczeniu: chemia (czerwona), później chemia uzupełniająca i równolegle chemia celowana, na końcu radioterapia i hormonoterapia. 16 stycznia 2017 r. miałam wszczepiony port pod skórę. Już następnego dnia podaną miałam przez niego pierwszą dawkę chemii. Czeka mnie bardzo długi rok. Choroba była zarówno dla mnie jak i całej mojej rodziny wielkim zaskoczeniem. Dobrze, że mam taką kochającą rodzinę, która pomaga mi przejść te trudne dni i wspiera mnie moralnie i fizycznie. Od dawna leczę się na osteoporozę i cierpię na uciążliwe migreny. Mocne leki przeciwbólowe i inne bardzo osłabiły moją wątrobę, a chemia dodatkowo ją bardzo osłabi. Pieniądze, jakie uda mi się uzbierać, chciałabym przeznaczyć na nierefundowane leki, które pomogą mi łatwiej znieść całą terapię i wszystkie jej skutki uboczne oraz takie, które pozwolą mi wrócić po jej zakończeniu do sprawności fizycznej. Po zakończeniu leczenia chcę nadal robić to, co sprawia mi przyjemność i czuć się każdemu potrzebna. Dziękuję za każde wsparcie.

13 494 zł z 12 000 zł
112%
Ireneusz Perkowski, Piaseczno

Zbiórka na leczenie nowotworu złośliwego

Choruję od 2021 roku. Pomimo tego, że badałem się regularnie, nowotwór nie został wcześniej wykryty. Badania wszystkie wychodziły w normie, jednak gdy zacząłem nagle chudnąć i wymiotować, okazało się, iż nowotwór zablokował wejście do żołądka. Przeszedłem ciężką operację zespolenia żołądka. Obecnie jestem w trakcie leczenia chemioterapią opartą na związkach platyny. Przyjmuję ją co 2 tygodnie. Potrzebuję wsparcia w poniesieniu codziennych kosztów związanych z leczeniem.

12 968 zł z 5 000 zł
259%
Katarzyna Wawerek, Szczecin

Pomóż Kasi ponieść koszty rehabilitacji i wrócić do zdrowia

Nazywam się Katarzyna Wawerek, mam 45 lat, mieszkam w Szczecinie. Na 40. urodziny dostałam prezent od losu - zdiagnozowano u mnie szpiczaka mnogiego. W jednej chwili moje życie się zmieniło, z wielu planów muszę zrezygnować. Nie zamierzam się poddawać i będę walczyć. Cztery lata temu miałam przeszczep szpiku kostnego. Obecnie jestem przygotowywana do kolejnego przeszczepu. Pieniądze są mi potrzebne na leki, dojazdy do szpitala do Łodzi, gdzie będę miała przeszczep, a później wizyty kontrolne w tej klinice. Utrzymuje się tylko ze skromnej renty i mieszkam sama, gdyż od 3 lat jestem po rozwodzie. Obecnie jestem w trudnej sytuacji materialnej, dlatego bardzo proszę o pomoc. Za wszelkie, nawet najdrobniejsze wsparcie materialne z Waszej strony z całego serca dziękuję.

12 283 zł z 12 000 zł
102%
Andrzej Pacek, Mirzec

Na ten moment zawieszam zbiórkę. Dziękuję za wpłaty.

Nazywam się Andrzej Pacek, mam 56 lat i mieszkam w Mircu. Moja choroba przyszła znienacka we wrześniu 2015 roku. Dosłownie z dnia na dzień moje dotychczasowe życie zmieniło się o 180 stopni. Ból w kręgosłupie między łopatkami zupełnie uniemożliwił mi poruszanie się. Jednoznaczna diagnoza była szokiem - szpiczak mnogi, a na domiar złego całkowity paraliż - od pasa w dół. Błyskawiczna operacja usunięcia guza uratowała mi życie. Wzmocniono i usztywniono również kręgosłup na odcinku 4 kręgów śródpiersiowych. Nastąpiło leczenie wysokodawkowaną chemią w Klinice Hematologii i Transplantacji Szpiku w Centrum Onkologii w Kielcach. Wsparto je dwoma przeszczepami autologicznych komórek krwiotwórczych krwi obwodowej. Było ciężko, a rokowania nie były najlepsze. Choroba, a potem leczenie wyłączyły mnie z życia zawodowego i rodzinnego. Obecnie nastąpiła remisja choroby, ale pozostał spastyczny niedowład kończyn dolnych. Od początku wiedziałem też, że jeśli chcę być znów w miarę sprawnym, czeka mnie długotrwała i żmudna rehabilitacja. Jestem zdeterminowany w tym postanowieniu i uparty. Nie użalam się nad sobą i walczę. Pomagająmi w tym ćwiczenia w domu oraz pod okiem profesjonalistów na turnusach rehabilitacyjnych w Otwocku czy Busku. Niestety terminy takich wyjazdów - refundowanych przez NFZ są bardzo odległe (nawet 2025 rok), a w mojej obecnej sytuacji materialnej nie stać mnie na wyjazdy komercyjne. Bardzo chciałbym wrócić znów do pełnej sprawności i aktywnego życia, dlatego środki zebrane za pośrednictwem Fundacji pragnę przeznaczyć na wyjazdy rehabilitacyjne. Już wiem, jak bardzo mi one pomagają. Dlatego bardzo proszę Państwa o każdą pomoc i za tę nawet najdrobniejszą z serca dziękuję. --- Dziękuję wszystkim Darczyńcom za okazaną mi pomoc. Moje marzenia się spełniły. Dzięki Wam mogłem znów w styczniu tego roku rehabilitować się w Busku. Wyjadę tam również na kolejny turnus we wrześniu. W dalszym ciągu liczę na Waszą pomoc w zbieraniu funduszy na kolejne wyjazdy. Naprawdę wiele mi one dają. Dzięki nim będę miał więcej siły do walki z rakiem, kiedy ten znowu da o sobie znać.Dlatego też pozwoliłem sobie ponownie prosić Was o wsparcie. Zwiększyłem też kwotę - zapewni mi to ciągłość w mojej rehabilitacji w tak cudownym ośrodku, jakim jest 21 WSZUR w Busku-Zdroju.

12 266 zł z 10 000 zł
122%
Anna Rucińska-Barnaś, Kraków

Środki na pokrycie kosztów związanych z leczeniem

Tylko ludzie silni nadzieją są zdolni przetrwać wszelkie trudności. - ks. Jerzy Popiełuszko Na początku stycznia 2018 zdiagnozowano u mnie hormonozależnego HER dodatniego raka piersi z przerzutami do węzłów pachowych. Od razu podjęłam walkę z chorobą, poddałam się 8 cyklom chemioterapii, operacji, radioterapii i immunoterapii. Obecnie jestem w trakcie hormonoterapii w Centrum Onkologii w Gliwicach, leczę się też kardiologicznie oraz przechodzę rehabilitację z powodu następstw choroby. Nie poddaję się, ale leczenie i rehabilitacja wiążą się z kosztami, które obciążają nasz domowy budżet. Obecnie największym wydatkiem są leki, badania i dojazdy do placówek medycznych. Dlatego zwracam się do Was z prośbą o wsparcie. W ofiarowaniu siebie najpiękniejsze jest to, że to, co do nas wraca jest zawsze lepsze od tego, co dajemy. Otrzymujemy odpowiedź o wiele bardziej hojną niż nasze działanie. - Orison Swett Marden

11 913 zł z 10 000 zł
119%
krzysztof Kulik, Warszawa

Żeby choroba nie zabrała mi nadziei!

Od 2019 zmagam się z nowotworem złośliwym jelita grubego. Diagnoza była okropna, ale dzięki dużemu wsparciu rodziny walczę dalej. Jestem ojcem dwójki dzieci - chociaż już są dorosłe, w dalszym ciągu to dla mnie "małe dzieci". Czekamy teraz na wnuczkę, mam nadzieję, że dane mi będzie się nią nacieszyć. Do dzisiejszego dnia jestem po trzech operacjach (jelito grube i cienkie), dwuletnim "pakiecie" chemioterapii oraz leczeniu RTH. Od zawsze byłem aktywny sportowo: biegałem, jeździłem na rowerze szosowym i ta sportowa chęć walki pomaga mi przetrwać te trudne chwile w życiu. Wierzę, że to jeszcze nie mój koniec, mimo przeciwności losu ciągle mam plany i marzenia do spełnienia. Zebrane środki chcę przeznaczyć na lekarstwa i konsultacje, może uda mi się zakwalifikować na immunoterapię.

10 901 zł z 10 000 zł
109%
Marek Potocki, Lipinki Szlacheckie

Koszty leczenia i transportu

Mam na imię Marek. Byłem nauczycielem wychowania fizycznego w szkole podstawowej. Diagnoza była ciężkim przeżyciem. Od sześciu lat walczę ze złośliwym nowotworem krtani. Najtrudniejsza jest niepewność wyników kolejnych badań. Istotną trudność stanowią także wydatki związane z leczeniem. Poza tym dojazd również jest kosztowny - klinika jest oddalona ponad 50 km od domu, a konieczne są częste wizyty. Pozostaję jednak pełen nadziei.

10 881 zł z 10 000 zł
108%
Yulia Petukhova, Tłuszcz

Dziękuję!

Zbiórka została zakończona! ******************************************************************************************************** Mam na imię Yulia (Julia). Mam 36 lat. Pochodzę z Syberii, a dokładnie z południowego Uralu z miasta Czelabińsk. Do 33 roku życia mieszkałam w Rosji. Ukończyłam studia prawnicze, przez 15 lat pracowałam jako radca prawny. Zawsze prowadziłam zdrowy i aktywny tryb życia. W związku z tym, że mam polskie korzenie, byłam członkinią Organizacji Polonijnej „Solaris” w Czelabińsku. Nasza organizacja to stowarzyszenie potomków Polaków na Syberii, osób o polskich korzeniach, a także wszystkich zainteresowanych polską kulturą i tradycjami. Tam uczyłam się języka polskiego i marzyłam o Polsce. Zawsze wierzyłam, że marzenia się spełniają. Dzięki losowi poznałam swojego męża – podróżnika po Syberii, artystę-rękodzielnika Piotra i 3 lata temu przeprowadziłam się do Polski. Ułożyłam tu swoje życie: mieszkamy z Piotrem na wsi, znalazłam też pracę. Mieliśmy wielkie plany na przyszłość, marzyliśmy i radowaliśmy się z naszego szczęścia, ale w połowie października tego roku nagle dowiedziałam się o mojej chorobie. Mam przewlekłą białaczkę szpikową, rozpoznaną w kryzie mieloblastycznej. W lutym 2020 r. miałam przeszczepienie szpiku od mojej rodzonej siostry. Obecnie przechodzę leczenie i rehabilitację. Zbieram środki na dojazdy do szpitala, ponieważ mieszkam poza Warszawą, opłatę leków oraz rehabilitację po przeszczepie. Jestem osobą silną, mam syberyjski charakter, nie poddaję się, myślę pozytywnie. Jestem młoda, mam całe życie przed sobą, mam kochanego męża, rodziców, siostrę i innych członków rodziny. Potrzebuję Waszej pomocy, bo mam trudny etap w życiu. Wierzę w dobre serca ludzi i jasną stronę życia. Gorąco pozdrawiam i z góry dziękuję.

10 585 zł z 10 000 zł
105%