Zbiórki

Monika Maksoń, Skarżysko-Kamienna

Monika potrzebuje pomocy w leczeniu raka płuca.

Mam na imię Monika. Mam 48 lat i kochaną córkę Kamilę, lat 24. Pierwsze objawy choroby pojawiły się u mnie nagle w kwietniu 2012 r. W lipcu 2012 r. po przeprowadzonych badaniach zapadła diagnoza RAK PŁUCA z przerzutami do węzłów chłonnych szyjnych. Niczego w życiu tak się nie bałam, jak tej choroby. To było jak wyrok, cały czas krążyły myśli o najgorszym. Byłam przerażona, miałam przed oczami moją nieletnią wtedy córkę, która wychowywała się bez ojca. Jednak otrzymując duże wsparcie mojej najbliższej rodziny, musiałam wziąć się w garść dla moich bliskich, a szczególnie dla mojej jedynej córki. Najgorsza jest w tej chorobie ta niepewność jutra, ciągłe obawy. Zawsze wierzyłam w ludzi i niosłam im pomoc, teraz sama potrzebuję tej pomocy. Od listopada 2012 r. do kwietnia 2013 r. przeszłam cykl chemioterapii. Nastąpiła lekka poprawa. Jednak w październiku 2014 r. choroba znowu dała o sobie znać i od tej pory, aż do chwili obecnej poddawana jestem ponownej chemioterapii, tylko w postaci tabletek. Leczenie to spowodowało ponowne uśpienie choroby. Niestety może to trwać nawet kilka lat i niesie za sobą uciążliwe dolegliwości i skutki uboczne. Wiąże się to również z wieloma comiesięcznymi wizytami u specjalistów, kontrolami i badaniami. Wyjazdy oraz leki pochłaniają znaczne środki finansowe, co jest bardzo dużym utrudnieniem dla mnie. W 2018 r. nastąpiła progresja mojej choroby i koniec leczenia w Świętokrzyskim Centrum Onkologii. Musiałam szukać w innym miejscu pomocy. Na szczęście udało się i leczona jestem od września 2018 r. w Centrum Onkologii w Warszawie. Ja zawsze byłam osobą wesołą, pełną optymizmu i mimo wszystko dalej taką pozostałam, daje mi to siłę do walki z tą podstępną chorobą. Ogólnie bardzo lubię spacery, poznawać nowe miejsca, muzykę, taniec. Mieszkam z córką Kamilą, której pasją jest stylizacja paznokci. Sprawdza się w tym, co robi i cały czas kształci w tym kierunku. Jestem bardzo wdzięczna za okazaną mi do tej pory pomoc oraz wsparcie najbliższych i znajomych.

25 860 zł z 30 000 zł
86%
Piotr Wawrzynkowski, Żegań

Piotr potrzebuje wsparcia. Jego mama już wygrała!

Mam na imię Piotr i mam 33 lata. 4 lata temu dostałem diagnozę: nowotwór złośliwy, chłoniak Chodgkina ostatnie, IV stadium rozwojowe. Dzisiaj jestem po trudnym, rocznym leczeniu, które nie zostało bez skutków ubocznych. Przez 1 rok po leczeniu spałem, nie miałem siły na nic. Następne 2 lata też nie były łatwe. Dzisiaj czuję się dużo lepiej, jednak strach przed nawrotem powraca jak bumerang. Cały czas korzystam z terapii i dzięki wsparciu życzliwych osób, środki dostępne na koncie Alivii wykorzystuję na dojazdy i leczenie. Mam nadzieję, że spotkanie IV stopnia z chorobą jest już za mną i traumatyczne przeżycia będą za parę lat tylko wspomnieniem. Dziękuję z całego serca za wsparcie mojego leczenia:))))

32 564 zł z 35 000 zł
93%
Małgorzata Makos-Sobierajska, Sulejówek

Proszę o pomoc!

Witam, mam na imię Gosia i mam 32 lat. Jak wszyscy młodzi ludzie w tym wieku, dopiero zaczynałam realizować swoje marzenia i plany. Plany były ambitne, przepiękne, dalekosiężne. Dwa lata temu wyszłam za mąż i wszystko było na dobrej drodze… Niestety w lipcu 2015 roku pod lewą pachą pojawił się guz. Guz rósł tak szybko, że już pod koniec lipca przeszłam operację usunięcia wraz z okolicznym węzłem chłonnym. Wszyscy byli dobrej myśli, jednak wynik badania histopatologicznego był dla mnie szokiem. Nowotwór złośliwy, a dokładnie czerniak… Kolejne wyniki badań potwierdziły diagnozę i wykazały dodatkowe przerzuty na oba płuca. We wrześniu, bardzo szybko zostałam objęta programem leczenia - terapią celowaną, która atakuje komórki nowotworowe i ma na celu zahamowanie przerzutów. Efekt widoczny był już po paru miesiącach, jednak dużym minusem tej terapii oprócz skutków ubocznych jest to, że lek ma krótki okres działania i nowotwór niedługo uodporni się na moje leczenie. Mam jednak szansę na to, aby wydłużyć okres uodpornienia! Lekarze sugerują mi zastosowanie drugiego leku, który niestety nie jest refundowany przez NFZ. Leczenie nowym lekiem jest jednak koszmarnie kosztowne, ale jest to dla mnie jedyna szansa wydłużenia leczenia i doczekania terapii, która będzie bardziej skuteczna. Nowe terapie są dopiero badane i będą dostępne na świecie za parę, parenaście miesięcy… Zwracam się z gorącą prośbą, POMÓŻCIE wygrać mi walkę z czasem, dzięki której będę mogła mieć dostęp do nowoczesnych leków, tak abym mogła wygrać z tą przebiegłą i ciężką chorobą. Moja choroba dotknęła nie tylko mnie, ale także całą moją rodzinę i znajomych. Każdy pomaga jak może, ale przy koszmarnych cenach leków onkologicznych każda złotówka jest dla mnie BEZCENNA! Dzięki chorobie przekonałam się, ilu fantastycznych ludzi jest koło mnie i tak naprawdę to dzięki nim czerpię pozytywną energię, wiarę i siłę do walki.

62 224 zł z 80 000 zł
77%
Mateusz Dobrowolski, Kokoszkowy

Chciałbym wszystkim podziękować za serce i wsparcie finansowe!

Marzec 2018: Cześć, nazywam się Mateusz Dobrowolski, mam 29 lat. Dwa lata temu udało mi się! Terapia NanoTherm pozwoliła na jakiś czas uśpić mojego glejaka. Dziś znów muszę walczyć o swoje życie. Możecie mi w tym pomóc! Już 27 marca muszę być w klinice w Munster. Tam mam zaplanowane dwie operacje. Muszę też mieć 295 tysięcy złotych do końca 2018 roku. "Moje szczęśliwe życie trwało niepełne 25 lat. Skończyłem studia na Politechnice Gdańskiej, znalazłem pierwszą pracę w Starogardzie Gdańskim - w wymarzonym biurze projektowym. Uwielbiałem sport, grałem amatorsko w drużynie piłki nożnej. W 2013 roku to wszystko się skończyło". Wtedy Mateusz zaczął walkę, która trwa do dziś - teraz trzeci raz podchodzi do pojedynku z rakiem! Mateusz usłyszał straszną diagnozę - nowotwór mózgu, glejak. Ale nie poddał się. Leczenie - chemio i radioterapia - pozwoliły opanować raka. W 2015 roku pojawiła się wznowa. Tym razem lekarze nie dawali mu już większych szans, ale artykuł o nowatorskiej metodzie leczenia guzów mózgu NanoTherm dał mu nadzieję, choć koszt powalił na kolana. Ale udało się! W 2016 roku Mateusz poddał się terapii. Z hojną pomocą najbliższych, przyjaciół i Darczyńców spłacał też dług zaciągnięty na leczenie. Wtedy udało się uzbierać 119 682 zł. Dziś potrzeba znacznie więcej. W 2017 roku Mateusz znów z radością spoglądał w przyszłość. We wrześniu z uśmiechem wrócił do ukochanej pracy w biurze projektowym! Jednak po przebytych operacjach nie był już tak sprawny jak kiedyś. Po kilku tygodniach został zwolniony. Mateusz załamał się, był rozgoryczony. Ciężko mu było zaakceptować swoje ograniczenia, trudno pogodzić się z utratą ukochanej pracy. Zaczął się czuć coraz gorzej. Miał problemy z koncentracją, skupieniem, potem zachwiania równowagi, pierwsze kłopoty z widzeniem. Pojawił się strach. Kontrolna wizyta w Berlinie w grudniu 2017 r. wykazała wznowę. Profesor, który operował Matusza, zalecił ponowną chemioterapię, była mowa również o kolejnej operacji, być może o terapii NanoTherm. Po powrocie do kraju lekarze z Gdańska podali pierwszą serię chemii. Ale z tygodnia na tydzień było coraz gorzej. Nastąpił paraliż lewej strony ciała, coraz większe osłabienie. Mateusz z trudem mógł przejść kilka kroków i powoli tracił wzrok! Tomografia komputerowa z 1 marca pokazała krwotok wewnętrzny i ogromną torbiel tuż za guzem! Chemioterapia nie pomagała. Leki przeciwobrzękowe i sterydy wyłącznie łagodziły objawy. Stan Mateusza wciąż się pogarszał, ślepł, tracił czucie w rękach. 5 marca już wiadomo - gdańscy lekarze nie zdecydują się na operację. To skomplikowany przypadek: trudno ulokowana torbiel, przy kolejnej wznowie glejaka. Nie pozostawiają złudzeń: “Nie jesteśmy bogami. Zrobiliśmy wszystko, co możliwe. Pomocy trzeba szukać dużo wyżej.” Mateusz zostaje wypisany do domu. Ale pomoc jest znacznie bliżej - z rodziną Mateusza kontaktują się jego lekarze z Niemiec. Szybko weryfikują wyniki badań i dają nadzieję - winny jest ucisk torbieli! Trzeba natychmiast ją usunąć - to może przywrócić wzrok, cofnąć paraliż. Mateusz nie ma już czasu! Nie widzi. Prawie nie wstaje z łóżka. Jego rodzice rozpaczliwie szukają neurochirurga, który podejmie się operacji usunięcia torbieli w Polsce. Mijają kolejne dni. Bez skutku. Równocześnie poszukiwania trwają w Niemczech. Tam udaje się! Lekarze z kliniki w Munster proponują kompleksowe rozwiązanie. Neurochirurdzy najpierw przeprowadzą pierwszą operację - przebiją torbiel, zlikwidują wysokie ciśnienie wewnątrz czaszki. Podczas kolejnej częściowo usuną guza i powtórzą terapię NanoTherm. Proponują termin pierwszej operacji - 29 marca. Druga tydzień później. Mateusz już 27 marca, w najbliższy wtorek, powinien być w klinice w Munster. Chociaż pełni obawy, rodzice Mateusza decydują się na wyjazd. Właśnie organizują transport medyczny. Podpisują dokumenty, deklaracje. Wiedzą, że to jego jedyna szansa! Znają już koszty utrzymania Mateusza przy życiu. To 70 000 euro. 294 tysiące złotych. Muszą je zebrać do końca 2018 roku. A Mateusz? Wciąż jest zmęczony, senny, a leki i sterydy nie pomagają.Teraz zbiera siły na daleką podróż i kolejne operacje. Chociaż jego stan jest ciężki (nie widzi, ledwo się rusza), to wciąż ma jasny umysł! Pomimo strachu i tego, że pamięta wszystkie trudy i cierpienia poprzedniego starcia z rakiem zapewnia, że znowu będzie walczył! Wie, że wciąż ma szansę! “Będę wdzięczny za każdą kwotę, która pomoże zrealizować mój cel, jakim jest wygranie walki z nowotworem, walki o moje życie. Dziękuję z góry wszystkim za pomoc. Mateusz.”

218 502 zł z 413 700 zł
52%
Weronika Popielarz, Kościelec

Miałam 2 lata, gdy zachorowałam. Walczę z chorobą ponad 31 lat!

Nazywam się Weronika Popielarz, mam 32 lat, pochodzę z miejscowości Kościelec, a obecnie mieszkam w Kole, powiat kolski, województwo wielkopolskie. Od 31lat choruję i leczę się onkologicznie. Jestem po 3 operacjach neurochirurgicznych (1993,1994,2003 r.) usunięcia złośliwego guza mózgu – wyściółczaka anaplastycznego okolicy czołowo-ciemieniowej lewej. W 1994 r. przeszłam radioterapię całej osi nerwowej (cała głowa 40.5 Gy i cały rdzeń kręgowy 25,5 Gy w 25 frakcjach). Napromieniowanie było duże. Po kolejnej wznowie guza w 2003 roku przeszłam trzecią operacje neurochirurgiczną i zostałam poddana też leczeniu onkologicznemu - chemioterapią. Po tym czasie intensywnie kontynuowałam rehabilitację oraz miałam inne zabiegi chirurgiczne usprawniające narząd ruchu, jak wydłużanie ścięgna Achillesa. W 2010 r. w kontrolnym badaniu MR głowy wykazano nieprawidłową masę o charakterze najpewniej oponiaka (być może indukowanego radioterapią w 1993,1994). Guz jest usytuowany w lewej okolicy ciemieniowej – guz przylegający do ściany bocznej tylnej części zatoki strzałkowej górnej. W badaniu MR wykazano guza o wymiarach 28x15x27,5 mm. W dniu 5.10.2011 r. zostałam poddana zabiegowi radiochirurgii stereotaktycznej Gamma Knife. Po pierwszej operacji miałam naświetlania, były one tak silne, że spowodowały wypalenie cebulek włosowych. Do chwili obecnej ponoszę konsekwencje tego, noszę perukę. Po drugiej operacji powstał uraz połowiczy prawostronny. Jestem osobą niepełnosprawną, potrzebującą ciągłej rehabilitacji. W 2017 r. po raz kolejny los odwrócił się ode mnie bezlitośnie. W badaniu MR głowy zdiagnozowano cztery guzy (oponiaki). W związku z powyższym musiałam przejść ponownie zabieg radiochirurgii stereotaktycznej - naświetlanie głowy w Klinice Allenort Gamma Knife w Warszawie. W dniu 20.12.2017 zastosowano leczenie radiochirurgią stereotaktyczną Gamma Knife trzech guzów o radiologicznych cechach oponiaków zlokalizowanych na sklepistości czołowej półkuli mózgu lewej oraz w okolicy ciemieniowej półkuli mózgu lewej. Podano dawki odpowiednio 12 Gy w jednej frakcji na izodozę referencyjną 50% na guz o objętości 0,895 cm 3 oraz 12 Gy w jednej frakcji na izodozę referencyjną 50% na guz o objętości 1,52 cm 3. Czwarty guz o cechach oponiaka namiotu móżdżku po stronie prawej o wym. 4x5x3 mm do zabiegu. Wciąż zmagam się z chorobą onkologiczną i walką o sprawność ruchową. Nieustannie walczę ze skutkami choroby, silnymi bólami głowy i kręgosłupa, bólem biodra, kości ogonowej i kolan (Chomologacja rzepki), zawrotami głowy i równowagi. Założenie subkonta w ramach Programu ONKOZBIÓRKA wiąże się dla mnie z dużą pomocą finansową: Pomogłoby mi finansować wyjazdy na turnusy rehabilitacyjne. W mojej sytuacji nie mogę wyjeżdżać do sanatorium, gdyż Narodowy Fundusz Zdrowia odrzuca moje wnioski ze względu na schorzenie: leczenie onkologiczne. Powiatowe Centrum Pomocy Rodzinie nie zawsze posiada środki, żeby dofinansować turnus rehabilitacyjny. Moim marzeniem jest dokonać przeszczepu włosów. Pokrycie kosztów dojazdów na leczenie (leczyłam i leczę się w CZMP w Łodzi; w Szpitalu Klinicznym na Spornej w Łodzi i obecnie doszła jeszcze Klinika Allenort w Warszawie). Planuję operacyjnie usprawnić rękę prawą. Chciałabym kontynuować rehabilitację ruchową.

14 524 zł z 50 000 zł
29%
Grzegorz Szlęzak, Baranów Sandomierski

Dziękuję za wszystkie wpłaty! Na tę chwilę zawieszam zbiórkę.

Nazywam się Grzegorz Szlęzak, mam 29 lat, pochodzę z Podkarpacia. Byłem chłopakiem pogodnym z planami na przyszłość - szkoła, studia i wspólne życie z ukochaną osobą. Aż tu lipiec 2013 r. spadł na mnie jak grom z jasnego nieba. Szpital, badania i diagnoza - chłoniak Hodgkin'a. Ośrodek w Rzeszowie i chemia ABVD, po paru podaniach nie było poprawy. Następny szpital - Brzozów i tu było leczenie ostrą chemią, po podaniu 2 cykli ESHAP nastąpiła poprawa i przeszczep autologiczny we Wrocławiu. Po nim czekały mnie jeszcze naświetlenia. Powtórne badanie PET było pozytywne, wszystko zostało wyczyszczone. Szczęście. Szykowałem się do powrotu do pracy, lecz mój lekarz chciał wykonać jeszcze badania i PET, na którym wyszedł mały guzek. Szczęście trwało pół roku. Koniec roku 2014 - szpital i chemia, VI cykli IGEV, po której uzyskano częściową poprawę, lecz to za mało. Po konsultacjach zapadła decyzja o zastosowaniu nowoczesnej terapii Brentuximab z klasyczną chemią bendamustyna. Po wielu bojach osiągnęliśmy cel i udało nam się sfinansować chemioterapię. Dziś jestem już po allogenicznym przeszczepie szpiku i są dobre prognozy na przyszłość. Niestety po przeszczepie jestem pod ciągłą kontrolą lekarzy z ośrodka przeszczepowego. Piszę niestety, bo koszty dojazdu i leki związane z przeszczepem są niestety duże. Dziękuję za wszystkie kwoty, które ludzie dobrego serca wpłacali i wpłacają. DZIĘKUJĘ. Grzegorz Szlęzak.

32 555 zł z 35 000 zł
93%
Lidia Spocińska, Warszawa

Pomaga innym, ale sama też potrzebuje pomocy.

Nazywam się Lidia i mam 45 lat. Od ponad 25 lat pracuję w sektorze ochrony zdrowia. Trzy lata temu zmarł mój ukochany tata na pierwotnego raka wątroby w przebiegu HCV. Mojego taty siostra już od kilku lat walczy z rakiem piersi. Za nich wszystkich czułam i czuję się odpowiedzialna. Organizowałam wizyty, jeździłam na chemię, na radioterapię, pomagałam podejmować trudne decyzje i myślałam, jakie to szczęście, że mogę to robić, że ja nie jestem chora. Poza tym praca zawodowa (zwykle w korporacjach) pochłaniała cały mój czas. Praca zawodowa tak bardzo zdominowała moje życie, że żyłam w poczuciu winy, że za mało czasu poświęcam swojej 12-letniej córce i 6-letniemu synkowi. Planowałam to zmienić, uzdrowić, pomyśleć o sobie i rodzinie. Byłam zmęczona. Nie spodziewałam się, że wszystko zmieni samo życie. W maju 2015 r. wykonałam USG u najlepszego rekomendowanego lekarza w Warszawie. Wynik: „w miejscu bolesności nie stwierdza się patologicznych zmian”. Pan dr spieszył się, pod gabinetem była kolejka. Zapłaciłam 150 zł i wyszłam zadowolona. Uf... może to jakiś poszerzony przewód mlekowy - pomyślałam i uśpiłam swoją czujność na 2 miesiące. Zaufałam renomie pana dr i to był błąd, bo po 2 miesiącach rozlany naciek w piersi był coraz większy. Wykonałam MR, potem PET CT. Diagnoza zwaliła mnie z nóg: ”Rak zrazikowy, naciekający, inwazyjny z przerzutami do węzłów i jajnika”. Minęło 3 dni, zanim odważyłam się to ujawnić. Guz miał 67 mm. Straciłam 3 miesiące, które mogą zaważyć na moim życiu. Dziękuję Panu, Panie dr za błędną diagnozę. Dzięki ludziom, z którymi współpracuję, mojemu pracodawcy wszystko poszło jak lawina: mammografia, biopsja, ostateczna diagnoza z oznaczeniem receptorów, plan leczenia: chemioterapia, zabieg radykalny, radioterapia, może ponowna chemioterapia, rehabilitacja, kolejna operacja i rekonstrukcja. To długa, mozolna, wyczerpująca droga z niewiadomym wynikiem na końcu. Mam tego pełną świadomość i boję się, co będzie dalej. Strach paraliżuje mnie, powoduje ból nie do zniesienia. Aktualnie jestem po IV cyklu chemioterapii. Teraz rozumiem ludzi, którzy bladzi i słabi snują się po korytarzach szpitala. Nigdy nie byłam po stronie proszących o pomoc. Z drugiej strony jest łatwiej. Celowane leki niestety nie są refundowane. A nawet jeśli są, to często za późno. Ja muszę żyć, bo muszę jeszcze dużo w życiu zrobić. Mam kilka misji do zrealizowania, bardzo ważnych. W wolnych chwilach pracuję jako wolontariusz, to daję mi siłę. Staram się i każdego dnia powtarzam, że nie wszystkie dni są szczęśliwe, ale dla każdego warto żyć. Pomagając, pomożecie zrealizować moje marzenie - życie, nawet gdyby miało to potrwać 5 lat. Dziękuję.

42 591 zł z 80 000 zł
53%
Maria Korfanty, Grabownica Starzeńska

Operacja w Dreźnie

Nazywam się Maria, mam 32 lata. Toczę walkę z "powracającym" lokatorem w mojej głowie tj. glejakiem wielopostaciowym (IV WHO) - bardzo agresywny nowotwór. Osiem lat temu byłam normalną, młodą, pełną planów i marzeń osobą. Zwykła codzienność, praca, dom, wyjazdy, spotkania ze znajomymi. Nagle zaczął mi dokuczać silny, powracający ból głowy. W szpitalu szukano przyczyn moich dolegliwości. Po 4 dniach, tuż przed wypisem do domu, dla pewności wykonano mi tomografię komputerową, która wykazała obrzęk i guza mózgu. Pierwszą operację przeszłam w Bydgoszczy 16.09.2013 i dopiero wtedy do mnie dotarło, z czym walczę. Oczywiście był czas załamania i poddania się, ale gdy emocje opadły zaczęło się szukanie dalszego leczenia. Trafiłam do Centrum Onkologii w Gliwicach, gdzie przeszłam chemioterapię temodalem, radioterapię oraz CyberKnife. Okazało się, że po pierwszej operacji pozostał fragment guza. Rezonans magnetyczny, wykonany w czerwcu 2015 zaniepokoił lekarzy - „coś” się dzieje... Koszmar powrócił. Konieczna była druga operacja. Znając przebieg choroby nowotworowej i szybki wzrost glejaka postanowiłam, że nie ma na co czekać. Drugą operację miałam w Wojewódzkim Szpitalu Specjalistycznym w Sosnowcu. Wszystko przebiegło sprawnie i bez powikłań. Niestety wiem, że standardowe metody leczenia to za mało w przypadku glejaka. Jestem młoda, ale świadoma swojej choroby i jej przebiegu. Szukam skutecznych metod leczenia, które stosuje się w innych krajach. Podjęłam walkę o ratowanie mojej głowy. Leczenie obecnie jest w toku! Niestety wszystko trzeba robić prywatnie, a nie na NFZ. Terapia, wyjazdy do Gliwic i powroty, szukanie dalszego leczenia, badania, stale generują duże koszty. Ja i moja rodzina nie jesteśmy w stanie zebrać takich pieniędzy, dlatego proszę o pomoc i wsparcie. Z góry dziękuję, Marysia

98 538 zł z 108 000 zł
91%
Joanna Maciejska-Tul, Dziergowice

Oddana pacjentom pielęgniarka teraz sama potrzebuje pomocy.

Nazywam się Joanna Maciejska-Tul. Zachorowałam mając 42 lata. Przez 24 lata pracowałam w raciborskim szpitalu na oddziale chirurgii jako pielęgniarka. Byłam pełną życia, wesołą i aktywną kobietą. Rodzina, pielęgniarstwo i muzyka to najważniejsze dziedziny mojego życia, którym poświęciłam się bezgranicznie. W 2012 roku, w rezonansie wykryto u mnie guza na głowie trzustki. Nikt nie podejrzewał wtedy, że mógłby on mieć charakter nowotworowy. W sierpniu 2013 roku, kilka tygodni po usunięciu pęcherzyka żółciowego wystąpiła u mnie żółtaczka. Trafiłam do kliniki w Katowicach, gdzie podczas operacji diagnoza zabrzmiała – nieresekcyjny rak trzustki, wielkości 10 cm z naciekami. Wykonano mi zespolenie omijające i usłyszałam: “Zostało pani trzy miesiące życia”. Cały świat mi się zawalił. Ta diagnoza pokrzyżowała wszystkie moje plany na przyszłość. Mam dwoje wspaniałych dzieci, które są dla mnie wszystkim. Nie wyobrażam sobie, jak mogłabym mojej córce nie pomóc wkraczać w dorosłe życie. Chciałabym jeszcze zatańczyć na weselu mojego syna. Doskonale zdaję sobie sprawę, jaki może być przebieg mojej choroby. Podczas wieloletniej pracy na chirurgii nie raz spotkałam się z takimi przypadkami. Pomimo, że lekarze odradzali mi chemioterapię – zaryzykowałam, nie miałam nic do stracenia. Po kilku cyklach Gemzaru guz się zmniejszył. W grudniu 2013 r. zakwalifikowałam się do operacji nano­nożem. W czerwcu 2014 udało się lekarzom w Katowicach usunąć guza z głową trzustki. Miesiąc później usunięto mi narząd rodny. Radość po usunięciu guza nie trwała jednak długo, bo już w styczniu 2015 r. okazało się, że mam wznowę, która nacieka na pień trzewny i tętnicę krezkową oraz przerzuty w węzłach chłonnych. Konsultowałam się z wieloma specjalistami, próbowałam skorzystać z terapii protonowej, ale niestety zostałam zdyskwalifikowana przez lekarzy w Pradze i Monachium. Trafiłam do Instytutu Onkologii w Gliwicach, gdzie przeprowadzono u mnie radioterapię i radioterapię stereotaktyczną. Przeżyłam kolejny rok, aż do stycznia 2016, kiedy znów pojawiły się przerzuty na węzłach chłonnych, tym razem szyjnych i pachowych oraz kolejna wznowa, i kolejna chemioterapia. W styczniu 2017 miałam wykonaną brachyterapię z powodu przerzutu, a obecnie jestem w trakcie kolejnej chemioterapii z powodu przerzutu na jelito grube. Statystycznie od kilku lat powinnam już nie żyć, ale mam to wielkie szczęście, że co jakiś czas pojawiają się na mojej drodze nowe rozwiązania, które przedłużają mi życie. Niestety wydatki na skomplikowane leczenie onkologiczne, wizyty lekarskie, dojazdy i leki odpornościowe przekraczają moje możliwości finansowe. Utrzymuję się jedynie z renty z powodu całkowitej niezdolności do pracy. Były momenty gorsze, kiedy to pojawiały się kolejne przerzuty i trzeba było znów intensywniej walczyć i szukać wszędzie pomocy, ale były również te momenty radości, kiedy to kolejne badania obrazowe pokazywały remisję, niestety na krótko... Co kilka miesięcy pojawiają się u mnie przerzuty. Gdy usłyszałam diagnozę wiedziałam, że umieram. Dziś wierzę w to, że uda mi się wygrać tę walkę. Jednocześnie chciałabym wspierać innych chorych i pomagać im w trudnych momentach. Muszę żyć, bo mam jeszcze kilka ważnych misji do zrealizowania. Dlatego proszę o pomoc, bo tylko dzięki Wam, darczyńcom mogę nadal cieszyć się każdym przeżytym dniem. Dziękuję Wam z całego serca za każdą przekazaną złotówkę, która może przedłużyć mi życie. Dziękuję serdecznie wszystkim, którzy mnie wspierają i pomagają mi w trudnych chwilach. Pozdrawiam gorąco, Asia.

122 160 zł z 150 000 zł
81%
Renata Bilon, Szamotuły

Na leczenie w prywatnej klinice

Mam na imię Renata. Stwierdzono u mnie przerzut nowotworu złośliwego. Przeprowadzono szereg badań, które niestety nie wskazały miejsca wyjścia nowotworu. Nasza służba zdrowia nie dała mi nadziei na wyzdrowienie. Zaproponowano mi leczenie paliatywne, a przewidywany czas życia miał wynosić 3 miesiące. Szukając pomocy rozpoczęłam leczenie w prywatnej klinice, bo tylko tam dają mi szansę, a leczenie zaczęło przynosić efekty. Wymaga ono wiele wysiłku ale warto zyskać więcej czasu. Mam wspaniałego, ukochanego synka, który ma 10 lat. To właśnie dla niego chcę walczyć o każdy dzień swojego życia. To właśnie dla niego muszę żyć jak najdłużej. Wiem, jak bardzo jestem mu potrzebna. Wszystkie wydatki muszę finansować sama. Żaden z zabiegów, badań ani przepisanych leków nie są refundowane przez Fundusz Zdrowia. Nie jest tajemnicą, że koszty leczenia są bardzo wysokie, miesięcznie to nie setki, ale tysiące złotych.

24 568 zł z 50 000 zł
49%
Sebastian Klimeczek, Rybnik

Dziękuję za wszystkie wpłaty! Na tę chwilę zawieszam zbiórkę.

Nazywam się Sebastian Klimeczek, mam 22 lata. W 2013 roku zdiagnozowano u mnie nowotwór złośliwy kości. To całkowicie zmieniło moje życie. Zaczęło się tak niewinnie, bo w lutym 2013 roku pojawił się ból w lewej nodze. Zbagatelizowałem go, ale w maju ból się nasilił do takiego stopnia, że nie mogłem chodzić. W badaniu rezonansem magnetycznym wykryto zmianę końca dalszego kości udowej, głównie kłykcia bocznego z naciekiem otaczających tkanek miękkich. 1 października 2013 roku przeszedłem operację resekcji guza kłykcia bocznego lewej kości udowej. Po zabiegu preparat HP z wyresekowanego guza został przekazany do pracowni Histamed w Gliwicach. Po uzyskaniu wyniku i konsultacji onkologicznej, jak również weryfikacji preparatu rozpoznano chrzęstniakomięsaka (Chondrosarcoma G-2). Konieczne było usunięcie zmiany w całości z uwzględnieniem przylegających tkanek miękkich - ewentualna amputacja nogi. 9 maja 2014 wykonano kolejną operację - endoprotezoplastykę resekcyjną stawu kolanowego lewego i resekcję guza. Po operacji czekała mnie ciężka i długotrwała rehabilitacja, żebym mógł stanąć na nogi i normalnie funkcjonować. Choroba spadła na mnie nagle i nigdy nie przypuszczałem, że znajdę się w takiej sytuacji walcząc o własne życie, bo przecież mam dopiero 22 lata i chciałbym cieszyć się życiem tak jak mój brat bliźniak. Bardzo proszę o wsparcie finansowe w dalszej diagnostyce i badaniach! Dziękuję za każdą udzieloną pomoc.

7 673 zł z 20 000 zł
38%
Daniel Maciela, Kraków

Leczenie spowodowało spustoszenie w organizmie Daniela.

Mam na imię Daniel, mam 32 lata. Terapia protonowa i chemioterapia dały świetne efekty, obecnie guz jest nieaktywny i nie rośnie! Nadal systematycznie wykonuję badania rezonansu magnetycznego twarzoczaszki i kontroluję stan zdrowia w COOK Instytut im. Marii Skłodowskiej-Curie na ul. Garncarskiej. Od zakończenia leczenia zdążyłem pozbyć się wszystkich swoich zębów, a raczej tego co z nich zostało po naświetlaniach. Mam dwie ruchome protezy, nauczyłem się już w nich funkcjonować, choć przy utrzymującym się szczękościsku nie jest łatwo. Moim zmartwieniem jest słaba kondycja kości, zwłaszcza stawu biodrowego i barku oraz silna osteoporoza na poziomie -3,5, zwłaszcza kręgosłupa lędźwiowego. To efekt zażywania dużych dawek leków sterydowych podczas leczenia. Korzystam z zabiegów rehabilitacyjnych, podawane są mi zastrzyki w biodro w celu odbudowy kości. Wszystko jednak zmierza w kierunku operacji stawu biodrowego i wstawieniu endoprotezy. To będzie dopiero możliwe, jak poprawi się stan kości, dlatego jestem pacjentem poradni, która zajmuje się leczeniem osteoporozy. Mam 32 lata i nie chcę dodatkowych ograniczeń! Chcę móc korzystać z życia w pełni! Przeszedłem terapię protonową. Po długich miesiącach oczekiwań wyjazd na leczenie doszedł do skutku. Mojego leczenia podjął się Specjalistyczny Ośrodek w Pradze Proton Therapy Center Czech s.r.o. Zostałem poddany protonoterapii oraz chemioterapii. Leczenie trwało 7 tygodni i co najważniejsze przyniosło efekty. W badaniach kontrolnych rezonansu widać, że guz się zmniejszył i jest nieaktywny. Ciągle jednak jestem pod stałą kontrolą lekarzy, systematycznie wykonuję badania MRI. Dzięki wpłatom mogłem zrefundować koszty pobytu, dojazdu, konsultacji. Choroba i leczenie spowodowały ogromne spustoszenie w moim organizmie, mam obecnie problemy logopedyczne, szczękościsk, suchośćw ustach, trudności z przełykaniem, często bolą mnie kości. Nadal utrzymuje się porażenie nerwu wzrokowego. Kolejnym problemem są zęby, po leczeniu większość nadaje się jedynie do usunięcia, pozostałe do leczenia. Chciałem podziękować mojej rodzinie, przyjaciołom, lekarzom i wszystkim dobrym ludziom, od których otrzymałem wsparcie i pomoc. Dzięki Wam mam siłę do dalszej walki z codziennym zmaganiem się z chorobą. Mam nadzieję, że już wkrótce wrócę do zdrowia, pełnej formy i dawnego życia! A tak to się zaczęło... Koszmar zaczął się w listopadzie 2013 r., gdy doszło u mnie do obustronnego porażenia szóstego nerwu wzrokowego. Po konsultacjach okulistycznych zadecydowano o konieczności operacji. Jednak po niedługim czasie doszły jeszcze silne bóle głowy. Trafiłem na oddział neurologiczny, gdzie po badaniach stwierdzono przewlekłe zapalenie zatok klinowych. Wypis - antybiotyk - kontrola laryngologiczna... I tak na kontrolach zeszło niemal do marca 2014 r., a ból głowy stawał się już nie do zniesienia. Zostałem przyjęty do kolejnego szpitala i tam przeprowadzono zabieg endoskopowy zatoki klinowej. Ból głowy ustąpił. Pojawiałem się średnio co 2 tygodnie na kontrolach. Wspominając lekarzom, że czuję, iż nadal coś "zapycha" mi zatoki, usłyszałem tylko, że muszę dokładniej płukać nos...Chciałbym dodać, że podczas operacji nie pobrano mi wycinków do zbadania. I znów mijały tygodnie… Końcem czerwca ból głowy był już tak silny, że przestawałem normalnie funkcjonować. Nie przesypiałem nocy, byłem ciągle rozdrażniony, nie mogłem brać udziału w codziennym życiu rodzinnym. Wspólnie z żoną postanowiliśmy skonsultować się z innym lekarzem, bo czułem się lekceważony i „zbywany”. Trafiliśmy wreszcie na profesora - lekarza z prawdziwego zdarzenia, który natychmiast przyjął nas do 5 Wojskowego Szpitala Klinicznego w Krakowie. Tam lekarze przeprowadzili kolejną operację zatok oraz pobrali mi wycinki. Badanie histopatologiczne wykazało, że to złośliwy rak nosogardła. Po konsultacji neurochirurgicznej okazało się, że nie kwalifikuję się do radykalnego leczenia chirurgicznego ze względu na dużą powierzchnię, jaką guz już zajmował oraz na jego lokalizację. Zostałem skierowany na dalsze leczenie do Centrum Onkologii do Instytutu im. Marii Skłodowskiej-Curie Oddział w Krakowie. Po kolejnych badaniach okazało się że naciek obejmuje podstawę czaszki, wchodzi w obręb mózgoczaszki i schodzi do nosogardła, niszczy struktury kostne podstawy czaszki i jest w stadium rozsiewu do węzłów chłonnych szyjnych. Jestem już po 4 seriach chemioterapii DCF, które co najważniejsze przyniosły efekty! Guz zmniejszył się o 1/3, ale nadal jest w takim miejscu (na skrzyżowaniu nerwów odpowiadających za widzenie), że nie jest możliwe zastosowanie radioterapii, ponieważ naświetlanie pozbawiłoby mnie wzroku. Gdy myślałem że już wszystko stracone, pojawiła się nadzieja - Specjalistyczna Klinika w Niemczech i leczenie metodą protonoterapii. Obecnie w Klinice Onkologii lekarze dokładają wszelkich starań, abym miał szanse podjęcia leczenia w tamtejszej klinice. To ogromna nadzieja! Leczenie mnie tą metodą nie spowoduje utraty wzroku i co najważniejsze jest szansą na całkowite wyzdrowienie!!! Niestety taki wyjazd i leczenie jest niesamowicie kosztowne, a w obecnej chwili jedynym źródłem dochodu naszej rodziny jest zasiłek rehabilitacyjny, który otrzymuję, a który nie wystarcza nawet na pokrycie kosztów związanych z obecnym leczeniem. Ten kosztowny wyjazd jest moją jedyną i niestety ostatnią nadzieją na powrót do zdrowia, dlatego z całego serca proszę o pomoc ludzi dobrej woli, by dali mi szanse móc dalej cieszyć się tym niedocenianym, lecz jakże cudownym Jedynym Życiem!

32 026 zł z 50 000 zł
64%