Zbiórki

Agnieszka Katolik-Radlica, Kielce

Pomóż mi pokonać raka - nie chcę umierać!

Pomóżmy Mamie Olly i Leona – walczy z rakiem bez prawa do zasiłku Mam na imię Agnieszka. 8 lat temu straciłam siostrę z powodu tej koszmarnej choroby. Jestem mamą dwójki wspaniałych dzieci, 8-letniego Olego 6-letniego Leona. Przez 18 lat pracowałam za granicą, ciężko, uczciwie, by zapewnić dzieciom lepszą przyszłość. Teraz, kiedy najbardziej potrzebuję pomocy, zostałam bez wsparcia – bo nie przepracowałam wymaganych lat w Polsce, nie mam prawa do zasiłku chorobowego ani opieki socjalnej w naszym kraju, ale też za granicą w UK. Kilka miesięcy temu usłyszałam diagnozę, której nikt nie chce usłyszeć: rak. Leczenie jest kosztowne, bolesne i wyniszczające. Z każdym dniem trudniej mi zadbać o dzieci, opłacić rachunki, wykupić leki czy dojechać na kolejne etapy terapii. A mimo wszystko – nie poddaję się. Walczę dla nich. Dla Olusia i Leona. Bo chcę widzieć, jak dorastają. Jak idą do szkoły, zakochują się, spełniają marzenia. Każda złotówka to dla mnie nie tylko wsparcie finansowe – to znak, że nie jestem sama. Że moje dzieci będą miały mamę jak najdłużej. Proszę, pomóż mi w tej walce. Za każdą wpłatę, udostępnienie i dobre słowo z całego serca dziękuję.

10 259 zł z 10 000 zł
102%
Dominik Głód, Lachowice

Zbiórka na dalsze leczenie...

Mam na imię Dominik, mam 22 lata. Niecały rok temu stwierdzono u mnie nowotwór złośliwy jądra. Oparciem w trudnych chwilach są dla mnie przyjaciele, dziewczyna i ukochany pies. Od lipca przyjmuję chemię. Leczenie uniemożliwia mi pracę oraz znacznie ogranicza moje środki finansowe. Częste wizyty u onkologa, a także dojazdy na kolejne cykle pochłaniają sporą część budżetu. Z racji obniżonej odporności nie mogę korzystać z komunikacji miejskiej. Będę wdzięczny za każdą ofiarowaną mi pomoc w walce o życie.

10 058 zł z 10 000 zł
100%
Joanna Szczepańska, Przasnysz

Zbiórka na leczenie

Witajcie, mam na imię Joanna. Mam 48 lat i jestem mamą dwóch córek. Od 7.01.2025 r. świat wywrócił się do góry nogami, ponieważ otrzymałam diagnozę raka piersi z przerzutami do węzłów chłonnych pachowych, szyjnych oraz wątroby. Diagnoza zatrzymała mój pęd życia. Pracowałam jako opiekunka osób starszych. Ta praca dawała mi ogromną satysfakcję, ponieważ mogłam podać rękę oraz koić potrzeby dnia codziennego innych ludzi. Choroba odmieniła moją sytuację. Chcę walczyć o życie, nie tylko dla siebie, ale dla moich najbliższych, czyli córek, ale także moich dwóch kochanych piesków. Teraz cała moja rodzina oraz ja stanęliśmy przed niełatwym wyzwaniem, z którym ciężko poradzić sobie samodzielnie. Leczenie jest kosztowne - trzeba dotrzeć do szpitala na chemię, mieć pieniądze na leki, różne badania diagnostyczne, które są potrzebne do dalszej diagnozy. Bardzo proszę o wsparcie, czekam na rentę chorobową. Walczę i pragnę wrócić do normalności, do zdrowia, pracy, która jest dla mnie ważna i za nią tęsknie. Muszę być zdrowa, aby zadbać o swoich bliskich i całą resztę. Dziękuję za każdą pomoc. Nigdy nie myślałam, że znajdę się w tak ciężkiej sytuacji.

10 000 zł z 10 000 zł
100%
Beata Beata-Ślusarz, Siedliska Sławęcińskie

Pomoc dla Beaty chorującej na nowotwór złośliwy

Choruję na nowotwór złośliwy piersi. Depresja sprawiła, że późno podjęłam leczenie. Strach i lęk paraliżował mnie. Jestem matką. Mam dwójkę dzieci i to dla nich chcę walczyć. Skrzywdziłam je, nie podejmując leczenia. Mieszkam na wsi, a do ośrodka onkologicznego mam ok. 70 km. Moja choroba jest dużym obciążeniem dla rodziny. Obecnie pracuje tylko mąż. Córka studiuje na pierwszym roku studiów, a syn jest dopiero w 6 klasie szkoły podstawowej. Muszę wyzdrowieć! Potrzebujęśrodków na specjalistyczne opatrunki i dojazdy na leczenie. Bardzo proszę o wsparcie.

9 211 zł z 2 000 zł
460%
Adela Moskalik, Komorniki

Na lek nierefundowany dla Adeli

Mam na imię Adela. W roku 2021 przeszłam operację jajników. Po badaniu histopatologicznym stwierdzono nowotwór złośliwy jajników Figo 3 c. Potrzebuję pieniędzy na nierefundowany lek, którego miesięczny koszt to ok. 755,00 zł. Po podaniu leku chciałabym wrócić do normalnego życia i być szczęśliwa z całą rodziną. Dziękuje wszystkim bardzo za wsparcie, ale na chwile obecną proszę nie wpłacać pieniędzy, bo lek został wstrzymany. Jeszcze raz bardzo dziękuję, część pieniędzy postaram się przekazać innym osobom.

9 063 zł z 9 060 zł
100%
Izabela Kordowska, Chełmno

Walczy z nowotworem kości, po raz kolejny ma nawrót choroby.

„Pokażmy, jak wielkie mamy serca i na co nas stać..." Mam na imię Iza, obecnie mam 45 lat i niespełnione marzenia. W 2009 r. zdiagnozowano u mnie nowotwór złośliwy kości, tkanek miękkich i chrząstki stawowej. To było dla mnie, jak wyrok. Od tego czasu jestem intensywnie leczona w kilku specjalistycznych ośrodkach. Niestety, jak dotąd wszelkie zabiegi i leczenie nie przyniosły spodziewanych efektów i ciągle walczę, aby uniknąć amputacji prawej kończyny dolnej, co za chwilę będzie nieuniknione. Wszystko zaczęło się niepozornie i niespodziewanie bólem nogi i wysoką gorączką. Z tymi objawami trafiłam do szpitala: najpierw w Toruniu, Otwocku – z podejrzeniem gruźlicy kości i tam byłam operowana i leczona pod tym kątem. Kiedy stan zdrowia się nie poprawiał i objawy nie ustępowały zostałam poddana ponownej operacji. Wtedy usłyszałam wyrok na całe dalsze życie - diagnozę mojej choroby. Zostałam poddana leczeniu onkologicznemu w ośrodku do tego przystosowanym w Bydgoszczy (konsultowana okresowo w Warszawie); przez cały ten czas otrzymywałam chemioterapię, po której mój stan poprawiał się na krótko, po czym choroba znowu nawraca i daje znać o sobie. Kilka razy przechodziłam radioterapię. Miałam naświetlane kolejne okolice, co skończyło się powikłaniami w okolicach prawego podudzia – uszkodzenie nerwów, niedowład kończyny oraz opadanie stopy i martwica tkanek. Obecnie mam kolejny nawrót choroby i guz w tej okolicy. Lekarze rozkładają ręce. Jedyne rozwiązanie jest drastyczne - amputacja nogi do kolana, a i to może okazać się nieskuteczne. Niestety mieszkam w bloku bez windy na 3 piętrze i będę do końca walczyć, aby do tego nie doszło. Przestałam już liczyć kolejne zabiegi operacyjne i pobyty w szpitalach, przez które przechodzę do chwili obecnej. Na tym nie koniec, bo dołączyły się jeszcze różne choroby współistniejące i powikłania po leczeniu onkologicznym (od gronkowca, patologiczne złamanie kości udowej aż do tętniaka przegrody między przedsionkami z przeciekami). Właśnie w chwili obecnej jestem po ciężkim zabiegu kardiochirurgicznym - listopad 2015 r. Staram się to wszystko przyjmować z pokorą i jakoś żyć z "niechcianym przyjacielem -; rakiem", ale niestety największym problemem są wysokie koszty leczenia, ograniczony dostęp do niektórych świadczeń oraz limity do lekarzy specjalistów i długi okres oczekiwania na rehabilitację (nawet od kilku do kilkunastu miesięcy), gdzie tu liczy się czas i każdy dzień jest u mnie na wagę złota! Na leczenie – lekarstwa, opatrunki, wizyty u specjalistów, badania, dojazdy do różnych ośrodków i życie (opłaty + wyżywienie + inne codzienne potrzeby) mam zaledwie 940 zł miesięcznie renty wraz z dodatkiem pielęgnacyjnym na rękę. Nie chcąc niweczyć dotychczasowych efektów leczenia, jestem zmuszona korzystać częściowo z prywatnych praktyk, badań i zabiegów ze względu na długie terminy i limity wprowadzane przez NFZ. Nawet przy wsparciu rodziny i najbliższych nie na wszystko mi starcza funduszy. Same leki - to ogromny wydatek, a do tego częste dojazdy do placówek. Obecnie podjęto decyzję o zabiegu usunięcia ponownego ogniska z podudzia i docelowo przeszczepie kości i tkanki mięśniowej tej okolicy (aby spróbować zapobiec amputacji), do tego konieczne leczenie wspomagające, ponownie chemio i radioterapia, a jeszcze intensywna rehabilitacja. Uwielbiam grać na organach – to pozwala mi chociaż na chwilę oderwać się od rzeczywistości i zapomnieć o chorobie i ograniczeniach z nią związanych (poruszam się przy pomocy dwóch kul łokciowych, po dwóch latach spędzonych na wózku inwalidzkim). Wcześniej ukończyłam szkołę pielęgniarską, jednak choroba przekreśliła moje marzenia i spełnienie zawodowe; przez kilka lat pracowałam na oddziale noworodkowym, co było od zawsze moim pragnieniem - chciałam pracować z dziećmi. Mam świadomość, że przezwyciężyć chorobę i pokonać raka nie jest rzeczą łatwą i często niemożliwą. Jak na razie jest tylko szansa na zatrzymanie procesu nowotworowego na pewnie kolejny krótki czas i ciągłe usprawnianie oraz dalsze intensywne leczenie. Wszystko to jest bardzo kosztowne i trudne do osiągnięcia, ale niestety za chwilę mogę przestać w ogóle chodzić i dlatego tutaj składam bardzo niski ukłon w stronę Fundacji i wszystkich ludzi o wielkim sercu prosząc o pomoc i wsparcie. Każdy nowy dzień jest dla mnie nieustanną walką o życie, od której nawet na chwilę nie można odpocząć, ani uciec. Mimo bólu (niwelowanego morfiną co 4 godz.), ograniczeń, strachu i cierpienia staram się „normalnie" funkcjonować, co przychodzi z wielkim trudem i poświęceniem. Dzięki wsparciu, pomocy i życzliwości chce się żyć, chwytać kolejny dzień, każdą jego chwilę i dalej walczyć z nieuleczalną chorobą oraz przeciwnościami losu. Tymczasowo konieczne jest zatrzymanie postępu choroby i intensywna rehabilitacja; niestety to wiąże się z dalszym kosztownym leczeniem, a funduszy nie starcza już obecnie na nic. Dlatego jeszcze raz zwracam się z ogromną prośbą o pomoc i wsparcie w mojej nieustannej walce - dobrym słowem, życzliwym gestem, ale także każdym niezbędnym groszem, bez którego dalsze moje leczenie i godne życie jest wręcz niemożliwe.

8 700 zł z 8 000 zł
108%
Urszula Łaga, Gdańsk

Nierefundowane badania kontrolne

W zeszłym roku spadła na nas wiadomość, której nikt się nie spodziewa i na którą nie można się przygotować - zdiagnozowano u mnie raka piersi z przerzutami do węzłów chłonnych. Życie naszej pięcioosobowej rodziny odwróciło się wtedy o sto osiemdziesiąt stopni. Nasza najmłodsza córeczka Gabrysia miała wtedy zaledwie rok, najstarszy Jaś skończył sześć lat, a Sara za kilka miesięcy miała obchodzić czwarte urodziny. To był bardzo trudny i wyczerpujący rok dla całej naszej rodziny - półroczna intensywna chemioterapia, częste wyjazdy do Warszawy, Szczecina, operacja. Był to również czas, kiedy mogliśmy wzmacniać na nowo nasze więzi, umacniać naszą rodzinę, a także doświadczać bezinteresownej pomocy wielu osób. Jesteśmy wdzięczni za ten rok! Obecnie jestem na końcówce leczenia, już dużo mniej inwazyjnego niż na początku. Jednocześnie rak pozostanie już na zawsze z nami - gdzieś z tyłu głowy zawsze będzie pytanie, czy choroba nie wróci. Podczas diagnostyki wykryto u mnie mutację genu BRCA2, której nosicielstwo zwiększa ryzyko zachorowania m.in. na raka piersi i raka jajnika. Jestem stale pod opieką lekarską, jednak badania takie jak Maintrack, które wykorzystywane są na Zachodzie w profilkatyce nowotworowej, w Polsce nie są niestety refundowane. Dlatego zwracam się z prośbą o pomoc, aby w pełni móc korzystać z odkryć współczesnej medycyny w walce z moją chorobą. Za każdą złotówkę dorzuconą do zbiórki będziemy Wam bardzo wdzięczni.

7 309 zł z 5 000 zł
146%
Żaneta Misiak, Kawle

Nadzieja, która łączy

Mam na imię Żaneta, mam 44 lat i jestem szczęśliwą mamą oraz żoną. Moje życie zawsze kręciło się wokół mojej rodziny – uwielbiam wspólne chwile, śmiech i codzienne małe radości. Niestety, niedawno przyszło mi zmierzyć się z diagnozą, która wywróciła wszystko do góry nogami – rak trzonu macicy. Rak to nie tylko choroba, ale także ogromny strach o przyszłość – swoją i moich bliskich. Każdy dzień jest dla mnie walką, ale najtrudniejsze jest patrzenie na smutek i obawy mojej rodziny. Chcę być silna dla nich, chcę widzieć, jak moje dzieci rosną, jak spełniają swoje marzenia i chcę być obok nich w każdej ważnej chwili. Ta choroba to nie tylko walka o zdrowie, ale także ogromny ciężar psychiczny i finansowy. Leczenie, które daje mi szansę na wyzdrowienie, wymaga wielu wizyt w specjalistycznych ośrodkach medycznych. Dojazdy na badania są bardzo kosztowne, a odbywają się daleko od mojego miejsca zamieszkania. Zwracam się do Was z prośbą o wsparcie. Każda, nawet najmniejsza wpłata, jest krokiem w mojej walce o zdrowie i życie. Wasza pomoc to nie tylko wsparcie finansowe – to również ogromna dawka nadziei i siły do dalszej walki. Dziękuję z całego serca za każdą pomoc i wsparcie.

6 800 zł z 6 000 zł
113%
Krzysztof Naróg, Gdańsk

Cel zbiórki został osiągnięty

Szanowni Darczyńcy, jesteśmy ogromnie wdzięczni za Wasze wsparcie! Udało się osiągnąć cel zbiórki, dlatego na chwilę obecną prosimy o nieprzekazywanie darowizn. ………………………………………………………..***…………………………………………………………. Witam wszystkich! Nazywam się Krzysztof Naróg, mam 42 lata. Wraz z żoną wychowuję dwóch wspaniałych synów: Macieja - 18 lat i Michała – 15 lat. Dzięki mojej rodzinie mam siłę i determinację, aby walczyć z chorobą, która pojawiła się nagle i wywróciła nasze życie do góry nogami. W maju 2015 zdiagnozowano u mnie guza w miednicy, który uciskał na nerw kulszowy (stąd ataki bólu rwy kulszowej, które utrudniały mi pracę jako kierowca). W dzień ojca 21 czerwca 2015 r. przeszedłem operację usunięcia guza. Wtedy myślałem, że moje życie wróci do normy. Niestety wynik badania histopatologicznego zwalił mnie z nóg – mięsak Ewinga – nowotwór złośliwy tkanek miękkich. Rozpoczęła się walka o życie. Ponieważ guz nie został w całości usunięty, zostałem poddany agresywnej chemioterapii – 8 cykli co 21 dni. Przed chorobą pracowałem w Niemczech dlatego moje leczenie odbywa się w Monachium. Co trzytygodniowe wyjazdy do szpitala bardzo obciążyły nasz budżet domowy. W grudniu przed świętami Bożego Narodzenia pojechałem na wizytę kontrolną z myślą, że usłyszę słowa - "jest pan już zdrowy". Niestety okazało się, że jestem dopiero na początku drogi, która prowadzi do zdrowia. W połowie stycznia 2016 rozpocząłem 6-tygodniową radioterapię wraz z chemioterapią. Był to czas dla mnie bardzo ciężki, daleko od domu. Tęsknota za rodziną jak i walka ze skutkami ubocznymi leczenia spowodowały u mnie chwilę zwątpienia. Przede mną jeszcze 4 cykle chemii. Specjalna dieta, ciągłe wyjazdy na konsultacje, kontrole i badania pochłaniają całkowicie nasze dochody. Po skończonej chemioterapii czeka mnie długotrwała rehabilitacja nogi, ponieważ guz uszkodził nerw kulszowy i mam niedowład prawej stopy. Zdrowy człowiek nie zastanawia się, ile jest warte życie. Ja i moja rodzina już wiemy. Zwracam się z prośbą do wszystkich chcących pomóc o wsparcie finansowe, które ułatwi mi szybki powrót do zdrowia i wygranie tej nierównej walki.

6 295 zł z 5 000 zł
125%
Aleksandra Nawrocka, Bydgoszcz

Zakup rękawa limfatycznego

Witam, mam na imię Aleksandra i mam 61 lat. Całe swoje dorosłe życie wspierałam ludzi potrzebujących pomocy. 20 lat opiekowałam się tatą częściowo sparaliżowanym po udarze. Pracowałam w Polsce i w Niemczech jako opiekunka osób starszych. W tym roku usłyszałam straszną diagnozę: nowotwór obu piersi z przerzutami do wątroby. W lewej ręce zatrzymała mi się limfa i jest zamartwica. Od czerwca jestem na chemii i teraz sama potrzebuję pomocy. Mam niski dochód i mieszkam w wynajętym pokoju. Nie starcza na nic. Chciałabym zebrać pieniądze na zakup rękawa do drenażu limfatycznego. Ręka jest spuchnięta od pachy do dłoni i bardzo boli. Na rehabilitację długo się czeka. Bardzo proszę o pomoc finansową i wsparcie. Pozdrawiam, Aleksandra Nawrocka

6 273 zł z 5 000 zł
125%
Marlena Rybczyńska, Głogów

Razem zwalczmy trójujemnego raka

Sierpień 2024 roku na zawsze odmienił życie Marleny, 43-letniej matki, kochającej żony, a przede wszystkim niezłomnej miłośniczki zwierząt. To właśnie wtedy usłyszała druzgocącą diagnozę: rak piersi potrójnie ujemny – jedna z najbardziej agresywnych form tej choroby. Na co dzień Marlena dzieliła swoje serce pomiędzy rodzinę i ukochane zwierzęta. W jej domu zawsze panuje ciepło i miłość, którą dzieli z mężem, 20-letnim synem, trzema psami, dwoma kotami oraz królikiem. Teraz jednak cała rodzina stanęła przed wyzwaniem, z którym nie można poradzić sobie samodzielnie. Leczenie raka piersi potrójnie ujemnego jest trudne i wymaga kompleksowej terapii, w tym kosztownych leków, specjalistycznych konsultacji oraz rehabilitacji. Marlena nie chce się poddać. Chce walczyć nie tylko dla siebie, ale również dla swoich najbliższych i zwierząt, które zawsze mogły liczyć na jej opiekę i troskę. Twoja pomoc może zrobić ogromną różnicę! Każda wpłata, udostępnienie tej zbiórki czy dobre słowo to krok bliżej do tego, aby Marlena mogła wrócić do zdrowia i swojej pasji – opieki nad zwierzętami i tworzenia szczęśliwego domu dla swojej rodziny. Nie pozwólmy, by choroba odebrała Marlenie to, co kocha najbardziej. Liczy się każda chwila i każda pomoc. Wspólnie możemy dać jej szansę na życie, które znów będzie wypełnione miłością i radością. Dziękujemy za Twoją hojność i wsparcie.

5 339 zł z 5 000 zł
106%
Małgorzata Kijowska, Skwierzyna

Wsparcie leczenia onkologicznego

Nazywam się Małgorzata Kijowska, mam 53 lata. Do tej pory sama angażowałam się w przeróżne zbiórki i akcje charytatywne. Od 2012 roku prowadzę blog kulinarny i często wykorzystywałam jego zasięgi do pomagania innym. Nigdy nie przypuszczałam, że i ja zwrócę się o pomoc i to dla samej siebie. Pod koniec wakacji dowiedziałam się, że mam złośliwy nowotwór piersi. Pierwsze tygodnie były dla mnie jak z horroru. Rozpacz i przerażenie paraliżowały mnie dosłownie. Niestety jestem również posiadaczką mutacji genu BRCA1, co dodatkowo obciąża ryzykiem przerzutów. Trafiłam do cudownego miejsca, jakim jest Zachodniopomorskie Centrum Onkologiczne w Szczecinie. Nazywamy je miedzy sobą Leśną Górą, gdyż podejście do pacjenta jest tam wyjątkowo empatyczne. Zdiagnozowano mnie szybko i równie szybko wdrożono leczenie. W skrócie ujmując: najpierw chemioterapia skojarzona z immunoterapią, potem operacja, radioterapia i na koniec immunoterapia. Całość zajmie około roku. Miałam szczęście w nieszczęściu, bo zakwalifikowałam się na pełną refundację. I wydawało się, że teraz już wszystko będzie dobrze... Straciłam włosy, zrobiłam się słaba jak dziecko, ale to nic. To przecież przejdzie. Niestety, chemioterapia to ryzyko dodatkowych dolegliwości, chorób i skutków ubocznych. Po kilku tygodniach okazało się, że mam cukrzycę i trafiłam na oddział diabetologiczny. Teraz do kompletu jeszcze i z tym się borykam... Powoli zaczęło się okazywać, że ta choroba pochłania coraz więcej pieniędzy. Na chemię dojeżdżam około 150 km w jedną stronę raz w tygodniu. Leki kosztują, podobnie jak prozaiczne jedzenie, bo teraz przecież mam dietę cukrzycową. Wzrok popsuł mi się dramatycznie, więc potrzebuję nowych okularów, gdyż nawet podpisanie czegokolwiek nie jest już takie proste. I tak dziwnie się zrobiło, że pieniędzy potrzeba coraz więcej... Nie udźwignę swojego leczenia sama, już to wiem. I, choć długo walczyłam ze sobą, nie mam wyjścia: proszę o pomoc w tej trudnej drodze do zdrowia. A może i życia...

5 200 zł z 5 000 zł
104%