Zbiórki

Małgorzata Wlazło, Zwierzyniec

Nowotwór złośliwy piersi - trójujemny

Mam na imię Gosia. Diagnozę otrzymałam kilka tygodni temu. Zachorowałam na bardzo agresywnego raka piersi. Jest to rak tak zwany potrójnie ujemny. W takim przypadku możliwości leczenia są dość ograniczone. Otrzymałam kwalifikację do leczenia CHTH neoadjuwantowego i właśnie je rozpoczęłam. Dalsze decyzje nastąpią po weryfikacji leczenia. Jestem na samym początku ciężkiej walki i każda pomoc w poniesieniu dodatkowych kosztów związanych z leczeniem będzie dla mnie ogromnym wsparciem. Jeśli chcesz mi podarować 1,5 % podatku wpisz: Numer KRS: 0000358654 Cel szczegółowy: Małgorzata Wlazło, 111849 Dziękuję za Twoją pomoc

43 243 zł z 55 000 zł
78%
Renata Ławniczak, Pleszew

Pomóż mi wygrać z nowotworem

Mam na imię Renata, mam 52 lata, pochodzę z Pleszewa, małej miejscowości w Wielkopolsce. Do stycznia tego roku moje życie biegło w pośpiechu: pomoc mężowi, który ma l grupę inwalidzką, dom, obiad oraz inne codzienne obowiązki. Utrzymywaliśmy się tylko z MGOPS. Aż tu nagle jak grom z jasnego nieba spadł na mnie cios od życia w postaci nowotworu złośliwego jajnika . Raptem moje życie zaczęło toczyć się pod dyktando choroby: badania, tomografy, itd. Trafiłam do Wielkopolskiego Centrum Onkologicznego w Poznaniu, gdzie rozpoczęła się moja walka z rakiem i czasem jednocześnie. Na początku była to walka samej ze sobą, a później dzięki najbliższym, dzieciom podjęłam, najtrudniejszą jak do tej pory, walkę z moim wrogiem. Teraz jestem po operacji laparoskopowej i pobraniu materiału (biopsji) z otrzewnej. 03.04.2023 r. jadę do Poznania na kontynuację leczenia, czyli pierwszą chemioterapię. Po niej będą dwie kolejne, a następnie badania tomografem klatki piersiowej, jamy brzusznej i miednicy. Jeśli lekarze zadecydują o możliwości operacji usunięcia guza wraz ze wszystkim co trzeba i co złe, to czeka mnie jeszcze chemioterapia po operacji. Tak to wygląda. Dlatego jeśli ktokolwiek może wesprzeć moją zbiórkę, byłabym bardzo wdzięczna. Potrzebuję środków głównie na dojazdy oraz leki, aby móc walczyć z tym jakże groźnym wrogiem. Chciałabym jeszcze pożyć, wspierać męża, którego bardzo kocham, no i oczywiście moje drogie dzieci. Czy to tak wiele prosić o życie? Ja kocham żyć i błagam, by było to możliwe jak najdłużej... Renata z Pleszewa

490 zł z 10 000 zł
4%
Agnieszka Grzemska-Młodzińska, Zawoja

Terapia Agnieszki

Mamy czworo dzieci, w tym dwoje starszych (już samodzielnych) i dwoje maluchów: Władka - 11 lat i Anielę - 8 lat. Mój mąż ma chorobę Parkinsona i kilka lat temu przeszedł skomplikowany zabieg wszczepienia stymulatora DBS, co umożliwiło mu w miarę sprawne, dalsze funkcjonowanie. Z tego powodu aktualnie mój mąż nie pracuje już zawodowo, jest pod stałą kontrolą lekarską i przyjmuje na stałe leki wspomagające. Ja sama jestem nauczycielką i zajmuję się dziećmi z niepełnosprawnościami, głównie intelektualnymi. Utrzymujemy się z mojej pensji nauczycielskiej oraz renty mojego męża. Na początku listopada 2022 r. zdiagnozowano u mnie nowotwór złośliwy piersi z dodatkowym ogniskiem na węźle chłonnym (trójujemny rak piersi - TMBC). Dalsze badania potwierdziły ten wynik i wykazały szybki rozwój raka z tendencją do tworzenia rozgałęzień i nowych ognisk nowotworowych. Podjęto natychmiastowe leczenie w szpitalu specjalistycznym im. Rydygiera w Krakowie, gdzie 21. grudnia br. przeszłam pierwszą sesję chemioterapii. Kolejne podania chemioterapii realizowane są w cyklach co tydzień. Jak wiadomo terapia ta jest bardzo inwazyjna i wyczerpująca dla organizmu, dodatkowo mało skuteczna (na raka trójujemnego, czyli mojego, praktycznie nieskuteczna), dlatego przekierowano mnie do Szpitala Uniwersyteckiego w Krakowie, gdzie mogę otrzymać lek immunologiczny - Pembrolizumab. Jest to jedyny lek który może mi pomóc. Jednak ten lek, jak na razie, niestety nie jest refundowany - koszt wynosi ok. 14 tys. zł za dawkę. W sumie potrzebnych będzie 9 podań preparatu (na siedem już uzbierałam). Agnieszka

6 421 zł z 42 000 zł
15%
Karolina Kornaś, Szczytniki

Każdy dzień jest… DAREM!

Cześć, mam na imię Karolina, w 2021 r. mając 38 lat, podczas karmienia piersią mojego małego synusia wyczułam zmianę w piersi, która okazała się nowotworem złośliwym piersi, tzw. potrójnie ujemnym, z przerzutem do węzłów chłonnych pachowych. Jest to agresywny rodzaj nowotworu piersi, na który w Polsce nie ma celowanego leczenia (jak w przypadku innych typów raka piersi). Pozostaje więc chemioterapia, leczenie operacyjne, radioterapia i pozostawienie dalszego losu w rękach Boga! W Stanach Zjednoczonych do leczenia raka piersi trójujemnego dopuszczono równolegle z chemioterapią leczenie biologiczne – immunoterapię lekiem pembrolizumab. Z pomocą moich najbliższych i instytucji finansowych już udało mi się pokryć koszty leczenia tym nierefundowanym w Polsce lekiem w wysokości 200 tys. zł. Pół roku po zakończeniu leczenia, w wyniku powikłań po operacji rekonstrukcji piersi, krwiaka i reoperacji oraz zastosowanej radioterapii konieczne było usunięcie implantu. Kolejna operacja spotęgowała obrzęk limfatyczny po usunięciu węzłów chłonnych. Szansą na powrót do normalnego życia jest dla mnie odroczona rekonstrukcja piersi metodą DIEP wraz przeniesieniem węzłów, jednak z uwagi na znaczny koszt, NFZ niewiele takich operacji finansuje, a czas oczekiwania obecnie wynosi ok. 6 lat! Przy rekonstrukcji zaangażowanych jest 12 lekarzy, a czas jej wykonania sięga nawet 12 godzin. Koszt takiej operacji wynosi ok. 75 tys. zł. Tym razem, mając jeszcze poprzednie zobowiązania, nie jestem w stanie udźwignąć takich kosztów prywatnie. Jeśli możesz pomóc mi zebrać środki na kontunuowanie leczenia, to ja, moja rodzina i przyjaciele, będziemy Ci bardzo wdzięczni! Pomożesz mi przetrwać ten ciężki czas!

5 560 zł z 75 000 zł
7%
Monika Sobstel, Niepołomice

Na leczenie raka piersi – „jeszcze w zielone gramy, jeszcze nie umieramy....”

Witajcie kochani, „…jeszcze któregoś rana odbijemy się od ściany (…) My możemy być w kłopocie, ale na rozpaczy dnie - jeszcze nie, długo nie...” Mówią na mnie Monika, a czasem Maryla, jak Monik jest zbyt wiele w jednym miejscu. W maju skończę 45 lat. Nigdy nie sądziłam, że będę kiedykolwiek potrzebować takiego wsparcia, jakiego potrzebuję od Was dzisiaj. Zawsze sądziłam, że jestem silną kobietą i ciągle myślę, że jestem. Przynajmniej tak też sądzą o mnie rodzina i przyjaciele. Ale ta silna kobieta, ta która pokonała już tyle przeciwności losu, czasem też musi się wypłakać, czasem już nie ma siły być tą silną kobietą. Każdy z nas w życiu gra różne role, niekoniecznie jesteśmy sobą w wielu środowiskach. Najczęściej udajemy, że jest dobrze, że sobie poradzimy, że niejedno już przetrwaliśmy. Ale życie nie polega na walce ze wszystkim w samotności. To walka, która nie jest jednoosobową wojną. To wojna, w której uczestnikami mogą być nie tylko nasi bliscy, ale wszyscy ci, którym nie jest obojętny nasz los. Los, w którym zmagamy się z taką ciężką chorobą, jaką jest nowotwór złośliwy. Jeszcze w roku 2022 wyczułam nieregularny guzek w prawej piersi. W pierwszym odczuciu myślałam, że to może powiększone węzły chłonne prawej pachy. Ale po kilku dniach niestety nie przechodziło. Zrobiłam więc standardowe badanie USG piersi. Niestety ku mojemu zaskoczeniu nic nie wykazało, a nawet było wręcz idealne w porównaniu do tych, które robiłam co roku. Jakby nie były to moje piersi. Nie dawało mi to spokoju i poprosiłam ginekologa raz jeszcze, ale tym razem o skierowanie na mammografię. Pierwszą w swoim życiu. Na szczęście nie robił problemów, chociaż znam przypadki lekarzy, którzy moim koleżankom mówią: „Pani! Mammografia to dla kobiet po 50-tce!”. Ja się pytam, kto pozwala jeszcze pracować takim lekarzom?! Wystarczy przejrzeć listę podopiecznych pań, aby zobaczyć jak wiele z nas to bardzo młode kobiety. Mammografia niestety wykazała podejrzenie w kierunku nowotworu, skala BI-RADS 4 (zmiana podejrzana). Po umówieniu wizyty w poradni onkologicznej, USG wykonane przez chirurga onkologa już wykazało tę zmianę. A biopsja gruboigłowa potwierdziła okrutną prawdę: nowotwór złośliwy piersi. W oczekiwaniu na wynik bliscy mówili, że będzie dobrze, ale ja czułam, że wynik niestety potwierdzi najgorsze. Przyjęłam go ze stoickim spokojem, ale ja tylko schowałam się za żelazną kurtyną… A po przekroczeniu progów szpitala płakałam jak dziecko, a w domu płakałam godzinami… Kocham podróże, te bliskie i te dalekie. Kocham swoją rodzinę i przyjaciół, chociaż może nie zawsze potrafię im to okazać. I dwa moje psie Skarby – Rio i Tokio. Chcę jeszcze spełniać swoje marzenia, wsiąść do pociągu/samolotu byle jakiego, znaleźć się na drugim końcu świata, aby przekonać się, że tam tak samo pięknie zachodzi słońce. Nie spodziewałam się, że będę kiedyś prosić o pomoc, ale jak wiemy nikt nie planuje chorować na nowotwór. A koszty leczenia pochłaniają niejeden budżet, bo przecież nie spodziewamy się najgorszego… Nie wymagam, byście Państwo wpłacali bezpośrednie darowizny. Oczywiście będę wdzięczna Państwu za każdą złotóweczkę. Ale najbardziej mi zależy, abyście Państwo wypełniając swój PIT wybrali KRS Fundacji Alivia, podając w celu szczegółowym moje imię i nazwisko oraz ID zbiórki. Pozyskane środki chcę przeznaczyć m.in. na: - rekonwalescencję po operacji oraz po dalszym leczeniu - najpewniej radioterapii lub chemioterapii, a następnie hormonoterapii. Ale w dalszym ciągu czekam na wyniki. - rehabilitację onkologiczną (manualną i terapię hiperbaryczną, mobilizację blizny) - możliwy koszt 150 zł za jeden zabieg, Aktualny czas oczekiwania na rehabilitację z NFZ to czerwiec 2024, lub turnus rehabilitacyjny koszt ok. 2-3 tys. zł. - środki farmakologiczne (koszty wyjdą w trakcie zlecenia), żywność specjalnego przeznaczenia medycznego (w razie potrzeby – 200 zł/msc); - dodatkowe badania Maintrac - diagnostyczną metodę laboratoryjną do wykrywania ilościowego komórek nabłonkowych pochodzenia nowotworowego. To badanie krwi, które wykrywa komórki nowotworowe uwolnione przez guz i krążące w krwiobiegu (często opisywane jako płynna biopsja). Niestety jest to metoda bardzo kosztowna (nawet w granicach 5-10 tys. zł za jedno badanie) i nierefundowana w Polsce. Do wykonania przed (stan aktualny) i po leczeniu (w jakim stopniu zakończyło się sukcesem). - inne badania lub zakup środków medycznych potrzebnych w trakcie leczenia (np. specjalna bielizna 200-500 zł). Pragnę podzielić się ze wszystkimi efektami i działaniem, ścieżką, jaką przebywałam i jaką będę podążać. Nie ukrywam tego, bo nic co ludzkie nie jest nam obce, a zawsze się znajdzie ktoś, kto potrzebuje pomocy. Był rok w którym i ja przekazałam darowiznę na fundację Alivia i na inną fundację, by pomóc komuś z podopiecznych. Dzisiaj potrzebuję jej ja, jutro to możesz być Ty. Ale jutro już będę zdrowa i jutro to ja pomogę Tobie. Bo dobro jest w nas - rozdając je, ono wraca do Ciebie ze zdwojoną siłą. Dziękuję :)

18 047 zł z 25 000 zł
72%
Maria Żylik, Łuków

Gruczolakorak płuca - walka, która trwa

Piszemy w imieniu naszej Mamy Marii. Zaczęło się niewinnie, od lekkiego drętwienia ręki. Następnie pojawił się niewielki niedowład, chwilę po tym splątanie i problemy z mową (afazja). Szereg badań, biopsja oraz resekcja przerzutu guza w płacie czołowym i na końcu diagnoza, którą usłyszeliśmy - gruczolakorak płuca prawego z przerzutami do ośrodkowego układu nerwowego oraz kości. Zaczęliśmy szukać pomocy wszędzie. Radioterapia zabrała tyle sił, że chemia okazałaby się dla Mamy śmiertelna. Standardowe leczenie onkologiczne nie wchodziło w grę. Jedyny kierunek, jaki nam wskazano, to opieka paliatywna. Nie zgodziliśmy się na to, dołożyliśmy wszelkich starań, żeby to się tak nie skończyło. Niektórzy już skreślili nas z możliwości dalszej walki, ale się nie poddaliśmy. Znaleźliśmy onkologa, który wdrożył terapię genową. Po przetoczeniu krwi i rozpoczęciu podawania leków, odpowiedniej suplementacji, diety, rehabilitacji, ku zdziwieniu wszystkich, stan Mamy zdecydowanie się poprawia. Po pół roku walki, gdy zostaliśmy pozbawieni jakichkolwiek nadziei, jest lepiej. Mama żyje! Potrzebuje dalszej pomocy, by mogła walczyć dalej. By mogła zacząć chodzić, mówić, jeść i samodzielnie funkcjonować. Nie sądziliśmy, że kiedykolwiek będziemy zmuszeni prosić Państwa o wsparcie. Jednak ta sytuacja jest dla nas wyjątkowa i bez Was to się po prostu nie uda. Miesięczny koszt opieki nad mamą, włączając w to opiekę pielęgniarską, lekarzy specjalistów (fizjoterapeuty neurologicznego, logopedy, psychologa, dietetyka), suplementy, oraz odpowiednią dietę to koszt ok. 8 tys. zł miesięcznie. Wszyscy, którzy znają Mamę, wiedzą, że jest człowiekiem pogodnym, pełnym ciepła, który nigdy nie odmówił pomocy drugiemu człowiekowi. Ostatnie lata swojej pracy to Ona pomagała tym, którzy tej pomocy potrzebowali. Pracowała jako opiekun ludzi starszych i schorowanych, a teraz to Ona potrzebuje Waszej pomocy. Cała rodzina prosi o wsparcie.

21 384 zł z 24 000 zł
89%
Renata Szwed-Micorek, Brzeszcze

Do ludzi dobrej woli

Przełamując wstyd, ośmielam się prosić o wsparcie od ludzi dobrej woli o wielkich sercach. Póki mogłam, sama wspierałam potrzebujących. Teraz to ja proszę o pomoc. W 2016 zachorowałam na nowotwór złośliwy piersi. Było pełne leczenie - chemia, mastektomia, radioterapia. Wróciłam do pracy. Niestety w 2022 nastąpił przerzut ze zdwojoną siłą - do jajników i jamy brzusznej. Tym razem nieuleczalny. Mam zalecone leczenie paliatywne przedłużające życie na tyle, na ile się da. Była operacja, teraz chemia. Wychowuję 13-letniego syna i chciałabym pożyć jak najdłużej, bo jestem mu jeszcze potrzebna. Dojazdy do szpitali na chemioterapię, na badania i konsultacje, leki, suplementacja, szybsze badania prywatne generują olbrzymie koszty. Marzę też, żeby dostosować łazienkę do moich potrzeb, bo na pomoc z PFRON-u już w tym roku się nie załapałam. Jeszcze raz bardzo proszę o wsparcie, a wspierającym z góry dziękuję.

1 882 zł z 20 000 zł
9%
Karolina Skrzypczak, Kościan

Pomoc w sfinansowaniu dalszego leczenia onkologicznego

Cześć, moi Drodzy, w niedzielę 01.10.2023 trafiłam z wielkim bólem brzucha do szpitala. W poniedziałek miałam nieplanową, ratującą życie operację. W tej sytuacji wiem, że moje leczenie ulegnie zmianie. Na pewno będę potrzebować dodatkowych środków na nowe leki, rehabilitację, badania i konsultacje. Cały czas walczę, nie poddaję się, choć nie mam dużo sił. Proszę, aby kto może, się za mnie pomodlił, a kto może, wsparł mnie tą przysłowiową złotówką. Mam na imię Karolina. Jestem żoną i mamą dwójki wspaniałych chłopców w wieku 3 i 8 lat. Moje życie toczyło się normalnie do marca 2021 roku. Wówczas nagle zachorowałam na raka jelita grubego. W związku z tym, że nie miałam wcześniej żadnych objawów, był to dla mnie, jak i dla całej mojej rodziny ogromny szok. Wiele czasu nie minęło, a okazało się, że mam przerzuty na wątrobę. Przeszłam wówczas kolejną operację. Następnie miałam cykl chemioterapii. Kiedy myślałam, że jest już po wszystkim, że jestem zdrowa, to w tomografie komputerowym wyszły przerzuty na otrzewną. W szpitalu, w którym się leczyłam, powiedziano mi, że nie ma już dla mnie ratunku. Usłyszałam wtedy, że pozostaje mi tylko brać chemię do końca życia. Byłam totalnie rozbita. Wyglądałam i czułam się dobrze. Nic mnie przecież nie bolało, a tu taka diagnoza. Po prostu nie mogłam w to uwierzyć... Ani ja, ani mój mąż nie daliśmy za wygraną. Mąż znalazł profesora, który podjął się operacji HIPEC. Po niej miałam wykonane badanie PET, które pokazało, że w powłokach otrzewnej są jeszcze przerzuty. I zamiast chemii uzupełniającej miałam paliatywną. Moje leczenie wyglądało tak, że dwa razy w miesiącu na trzy dni jeździłam na chemioterapię prawie 300 km w jedną stronę. Ponieważ był to oddział dzienny, dodatkowo musiałam zorganizować sobie zakwaterowanie i wyżywienie. Generowało to duże koszty, nie wspominając o prywatnych wizytach lekarskich. Gdy skończyłam chemioterapię, w lutym tego roku miałam wykonaną kolejną operację na otrzewną. Wiem, że w tej chwili czeka mnie ponownie chemioterapia i wiele kosztownych badań, które obciążają budżet rodzinny. Pomimo tego wszystkiego jestem optymistycznie nastawiona do walki z rakiem, ponieważ wiem, że mam dla kogo żyć. Niestety oprócz tego optymizmu i wsparcia najbliższej rodziny potrzebuję pieniędzy. Dlatego bardzo proszę o pomoc, dzięki której będę mogła pokryć koszty mojego dalszego leczenia. Z góry serdecznie dziękuję za każde wsparcie.

48 406 zł z 50 000 zł
96%
Aleksandra Wiederek, Radom

Onkozbiórka dla Oli

Cześć! Mam na imię Ola i w wieku 29 lat usłyszałam, że nigdy nie wyzdrowieję. Podczas karmienia piersią wykryto u mnie bardzo złośliwy nowotwór piersi, HER2 dodatni. Statystycznie miałam mniej więcej kilkanaście miesięcy życia przed sobą. Było to 7 lat temu. Strach, utrata kontroli nad własnym życiem, konieczność oddania go w ręce terapii, docierające informacje o mało skutecznej chemioterapii - to wszystko napędzało tylko mój niepokój. Nie poddałam się jednak. Postanowiłam pokazać, że statystyki nie będą mnie dotyczyć. Cały czas wierzę, że jeszcze nie raz życie się do mnie uśmiechnie. Sama staram się pomagać innym, teraz jednak i ja potrzebuję pomocy. W ciągu tych kilku lat przeszłam 5 poważnych operacji, wraz z usunięciem guza mózgu włącznie. Obecnie przyjmuję chemioterapię celowaną, moją ostatnią szansę na przedłużenie życia. Mam nadzieję, że będzie ona działała jak najdłużej. Niemniej jednak chciałabym móc skonsultować swój przypadek z kliniką w Barcelonie. Do tego leczenie, dojazdy do szpitala, konieczna rehabilitacja po mastektomii powoli zaczynają przekraczać mój budżet. Mam dla kogo żyć: dla siebie, dla synka, który ma dopiero 7 lat. Chciałabym móc być przy nim jak najdłużej. Moją pasją jest po prostu życie. Bardzo dziękuję za każde wsparcie. Ola

28 045 zł z 40 000 zł
70%
Małgorzata Sobiechowska, Wąbrzeźno

Leczenie Małgorzaty Sobiechowskiej

Mam na imię Gosia, mam 57 lat, dwójkę dorosłych dzieci. Przed chorobą prowadziłam normalne życie. Byłam osobą aktywną, pracowitą, nigdy poważnie nie chorowałam. Moje dzieci (córkę i syna) wychowaliśmy wraz z mężem na dobrych i uczciwych ludzi. Cieszyliśmy się, że niedługo będziemy na emeryturze wieść razem szczęśliwe i spokojne życie. Banalne objawy mojej choroby okazały się informacją druzgocącą: nowotwór gruczołowo-torbielowaty nosogardła, złośliwy, bardzo rzadki, uniemożliwiający normalne oddychanie. To było w grudniu 2019 roku. Przeszłam operację, radioterapię uzupełniającą i wydawało mi się, że udało się chorobę pokonać. Po dwóch latach znowu złe wieści... Przerzuty do płuc i wątroby. Rozpoczęłam chemioterapię, bardzo źle ją znosiłam, a i tak raka nie pokonałam, jedynie trochę go zatrzymałam. Mój lekarz powiedział mi wtedy o immunoterapii. Co prawda nie jest refundowana dla mojego typu raka, ale może pomóc. W tej chwili to moja jedyna nadzieja. Przyjmuję lek: Nivolumab. Miesięczny koszt podawania leku to ponad 18 tys. złotych. Do tej pory korzystałam ze środków własnych i z pomocy rodziny, ale koszty są tak duże, że moje możliwości są na wyczerpaniu. Możliwe, że nie stać mnie będzie na zakup leku, a wtedy... Boję się śmierci, bólu, tego, że zostawię rodzinę. Siły do walki z chorobą daje mi głęboka wiara i modlitwa. Liczę na Waszą pomoc, chciałabym dalej żyć!

103 730 zł z 150 000 zł
69%
Teresa Bielówka, Rakszawa

Spełnić marzenie o zdrowiu

Dziękuję wszystkim za dotychczasową pomoc i wsparcie. Po usłyszeniu informacji o wznowie i konieczności kolejnej chemioterapii podjęłam walkę z chorobą. Dzięki leczeniu, temu refundowanemu i nierefundowanemu, znajduję się aktualnie w remisji nowotworu. Teraz priorytetem dla mnie jest utrzymanie tego stanu jak najdłużej oraz zmniejszenie skutków przyjętej chemii. Niestety koszty terapii podtrzymującej są dla mnie bardzo dużym obciążeniem finansowym, ponieważ nie są refundowane. Miesięczny koszt to kwota około 4000 zł, dlatego zwracam się z prośbą o pomoc w zbiórce na ten cel. Miałam marzenia: piękny ogród, własne przetwory, zdobywanie szczytów Korony Gór Polskich, a przede wszystkim udział w życiu i dorastaniu moich wnuków. Mam trzy dorosłe córki: Katarzynę, Paulinę i Stefanię oraz wnuki - Blankę, uczennicę I klasy szkoły podstawowej, Stefana (5 lat) - przedszkolaka, Cezarego (2 lata) i Juliana (5 miesięcy). Bardzo kocham moje dzieci i wnuki, aktywnie uczestniczyłam w ich życiu. Choroba - rak jajnika - przyszła niespodziewanie. Był szok i niedowierzanie, załamanie, ale i ogromna wola walki. Moje marzenia to powrót do pełni sił i realizacja planów, tj. pokazanie moim wnukom naszego pięknego kraju, wędrówki z rodziną po górach, wyjazdy w różne miejsca, pokazanie przyrody i sposobu, jak można aktywnie wypoczywać i uczyć się historii Polski. Ogród, który jest zaniedbany, chciałabym doprowadzić do stanu sprzed choroby, marzę o uprawie warzyw i owoców. Chcę nauczyć moje wnuki zbierać grzyby oraz przekazać wiedzę, jak szanować i dbać o przyrodę. Ale najważniejszym marzeniem jest widzieć jak dorastają, cieszyć się z ich sukcesów i wspierać w razie porażek. Aby to było możliwe, potrzebuję wsparcia w poniesieniu codziennych kosztów związanych z leczeniem.

22 856 zł z 35 000 zł
65%
Ryszard Rydzewski, Suwalki

Zbiórka dla Rynia

Witam, Ryszard ma 64 lata. Ma żonę, troje dzieci i troje wnucząt. W tym roku miał już przejść na emeryturę, cieszyć się z rodziną wolnym czasem, którego zawsze brakowało... Niestety na początku roku 2022 zaczął go męczyć przewlekły kaszel. Myślał, że to zwykłe przeziębienie. Okazało się, że ma wodę w płucach. Po ściąganiu ponownie nachodziła. Po dokładnych badaniach postawiono diagnozę - nowotwór złośliwy: międzybłoniak opłucnej. Rynio (tak go nazywa rodzina) nie poddaje się, walczy każdego dnia z uśmiechem na twarzy. Ze względu na stan zdrowia nie może spełniać się zawodowo, ale próbuje żyć jak dotychczas. Jest człowiekiem wesołym, otwartym, kocha pomagać innym, a siebie stawia na ostatnim miejscu. Dzisiaj to on potrzebuje przede wszystkim modlitwy i pomocy w zgromadzeniu środków na leczenie, dojazdy i rehabilitację. Każda, nawet najmniejsza kwota będzie cenna. Proszę ludzi o dobrym sercu o udostępnianie zbiorki. Dziękuję. Dobro wraca.

15 588 zł z 20 000 zł
77%