Zbiórki

Ewa Dorota Beldowska-Sadurska, Warszawa

Leczenie raka piersi HER2 dodatniego - nierefundowany pooperacyjnie lek

Dzień dobry, w kwietniu 2023 zdiagnozowano u mnie złośliwą odmianę raka piersi HER2-dodatniego. Schemat leczenia jest niestety taki, że najlepsze lekarstwo pooperacyjnie nie jest już refundowany. AKTUALIZACJA Bardzo wszystkim dziękuję za wpłaty. Dzięki zbiórce dostałam cztery dawki - jednakowoż skutki uboczne okazały się w moim przypadku bardzo dotkliwe. Musiałam przerwać leczenie. Dziękuję wszystkim za wpłaty, czekam teraz na potwierdzenie czy na pewno już jestem zdrowa, czy nie ma wznowy. Dziękuję wszystkim serdecznie, Ewa Beldowska- Sadurska

56 086 zł z 150 000 zł
37%
Janusz Borkowski, Motycz

Nie chcę porzucać życia, żony i dzieci

W lipcu 2021 roku usłyszałem diagnozę - złośliwy nowotwór trzustki. Rokowania w tym nowotworze są bardzo złe, większość osób nie przeżywa z nim zbyt długo. Moja rodzina to żona i dwoje dzieci: starszy syn Hubert -11 lat i córka Matylda - 2 lata. Z żoną mamy mnóstwo planów na przyszłość i dom w rozbudowie. Mimo że w domu będzie miejsce dla każdego, to czekamy na koniec rozbudowy, bo obecnie mieszkamy w jednym pokoju (17 m2 ). W zbiórce na leczenie chciałbym wziąć pod uwagę koszty leków i suplementów diety przepisanych przez lekarzy i jeśli obecnie leczenie chemią nie da rezultatów - zabieg NanoKnife. Mój nowotwór jest nieoperacyjny, gdyż mam nacieki na naczyniach krwionośnych, tętnicach. Obecne leczenie chemią ma doprowadzić do operacyjności nowotworu. Myślę, że około marca 2022 roku zapadnie decyzja o operacji. Jeśli chemia da zadowalający skutek, po operacji i jak najkrótszej rehabilitacji chciałbym znów powrócić do pracy - jestem złotnikiem i bardzo lubię swoją pracę. Chciałbym też powrócić do jazdy motocyklem i rowerem, które już drugi sezon śpią smutnie w garażu. Rozważam tylko pełny powrót do zdrowia, ale życie pokaże, czy to jest scenariusz dla mnie. Janusz Borkowski

2 385 zł z 100 000 zł
2%
Jadwiga Brzezicka, Węgrów

Potrzebuję wsparcia w leczeniu raka

Witam, nazywam się Jadwiga (dzieci zazwyczaj mówią do mnie Jadzia). Mam 57 lat. Zachorowałam w 2017 roku na raka płuca, było to pół roku po śmierci mojego męża. Załamałam się. Jak usłyszałam słowo "rak", od razu myślałam, że to koniec. Jeszcze wtedy nie wiedziałam nic o tej chorobie i to było najgorsze. Przed chorobą uwielbiałam przebywać na świeżym powietrzu i zajmować się ogrodem, w szczególności moimi kwiatkami. Kocham też zwierzęta. Mam w domu trzy koty i zajmuję się też przybłędami, ostatnio są to same psiaki, ale każdy potrzebuje trochę miłości i głaskania. Z ogrodem i zwierzętami pomagają mi dzieci, bo już czasami nie mam siły i szybko się męczę, a w upalne dni nie mogę nawet wychodzić na zewnątrz. Jestem wdową, mam trójkę dzieci i jedną wnuczkę. Kocham ich całym sercem. Dzieci są już dorosłe, mają swoje rodziny, ale codziennie ktoś do mnie wpada albo zostają na weekend. Są całym moim życiem i największym wsparciem, jakie mogłabym sobie wymarzyć. W chorobie na szczęście miałam wsparcie moich dzieci - nie pozwoliły mi na złe myśli, których jednak było ciężko uniknąć. Leżąc w szpitalu człowiek myśli o najgorszym, o tym jak sobie poradzą dzieci, zwierzęta, kto będzie o nie dbał. Te myśli nachodzą i nachodzą, jednak odwiedziny najbliższych dają poczucie bezpieczeństwa. Została mi wycięta część płuca i dostałam dawkę chemii na wszelki wypadek. Nie wspominam dobrze tych dwóch rzeczy i chciałabym o nich zapomnieć. Po roku wróciłam do pracy i cieszyłam się życiem, czekając na przyjście na świat mojej pierwszej wnuczki. Trzy lata po pierwszej diagnozie nadeszła kolejna, gorsza - guz mózgu o średnicy 5 cm. Tutaj miałam kolejne szczęście, bo trafiłam na młodego lekarza, który się mną zainteresował i zamiast tylko radioterapii miałam operację wycięcia tego guza i dodatkowo radioterapię. Pobyt w szpitalu był ciężki ze względu na pandemię i brak odwiedzin. To chyba było najgorsze dla moich bliskich, którzy musieli czekać na moje telefony i wideorozmowy. Musieli kontaktować się z lekarzami tylko telefonicznie, co nie zawsze było możliwe. Po tym guzie już nie jestem taka sama i myślę, że nie wrócę do pełnej sprawności. Mam mocne zaniki pamięci i problemy z koncentracją. Pogorszył mi się wzrok i słuch. Podczas choroby złapałam półpaśca i leczę go do dzisiaj. Życie stało się trudniejsze w kwestii zdrowotnej i finansowej. Przez półpaśca i problemy z pamięcią i koncentracją oraz kręgosłupem muszę leczyć się prywatnie. Mój lekarz prowadzący jest lekarzem "jednej rzeczy", więc jeśli nie widzi nigdzie guza, inne sprawy go nie interesują, dlatego wszystkie skierowania muszę brać od lekarzy prywatnie. Czasami zdarza się, że na same wizyty moje dzieci wydają miesięcznie około 1500 zł. Do tego dochodzą leki oraz badania, czyli w sumie 4000 zł miesięcznie. Cieszę się, że mam dzieci, bo inaczej nie byłoby mnie na to stać. Z mojej renty nic nie zostaje, bo wszystko idzie na spłatę kredytu, który wzięłam, jak byłam zdrowa. Potrzebuję pieniędzy na codzienne wydatki związane z leczeniem, na leki, na rehabilitację. Życie teraz jest ciężkie i wszystkie koszty wzrastają, a mi nie zostaje nawet grosik z renty. Dlatego jeśli ktoś wpłaci chociażby 1 zł, będę bardzo wdzięczna. Pozdrawiam i dziękuję za wszystko, Jadzia

1 824 zł z 100 000 zł
1%
Jolanta Adamska, Wrocław

Zbiórka dla Joli Adamskiej

Moi Drodzy, mam na imię Jola, mam 50 lat. 17.02.2025 moje życie zawirowało kompletnie. Usłyszałam, że mam guza w prawym płacie czołowym, najprawdopodobniej o charakterze nowotworowym. Moja pierwsza myśl? "Jak ja to powiem dzieciom?! Boże, jak ja im to powiem?!". Po tygodniu decyzja wstępna - chłoniak mózgu, ale kolejne badania potwierdzają glejaka. Jeszcze nie wiadomo, które stadium. 8.04 przewidywane jest operacyjne usunięcie guza i kolejne badania. Co mnie martwi, to fakt, iż nie jest to sprawa świeża - lekarze twierdzą, że zaawansowana. Oczywiście, państwowa służba zdrowia nie zadba o moją kondycję psychiczną, więc ratuję się prywatnie. Państwowa służba zdrowia nie spyta o kwestię opieki dietetycznej, muszę się tym zająć prywatnie. Jestem już po lekturze różnych publikacji, i wiem, że moja dieta i umysł to podstawa do przygotowania się do wyzdrowienia. Na starcie, po dwóch tygodniach-bez ostatecznej diagnozy-wydałam już mnóstwo pieniędzy. Obecnie mam już spore rozeznanie co do kosztów leczenia - w POLSCE mamy innowacyjną metodę NANOTHERM w Lublinie - kosszt 20-40 tys euro, uderzam również do Niemiec - mam namiary na dwa centra - koszty raczej niemałe. Sosnowiec - w okolicach sierpnie rusza innowacyjny program. Szukam rozwiązań. Jeśli macie jakiekolwiek informacje, jakie mogłabym wykorzystać w tej sprawie, jestem otwarta, piszcie, proszę. Moja sytuacja jest o tyle trudna, że zawodowo pracuję na pół etatu w szkole (dzięki Bogu za to), jednak poza tym od ponad dwóch lat rozkręcałam swój salon masażu i kosmetologii, a także prowadziłam szkolenia i warsztaty z masażu. Kiedy w końcu od grudnia 2024 biznes zaczął przynosić zyski, ucieszyłam się, że za chwilę przyjdzie czas, kiedy będę miała trochę czasu dla siebie i dzieci (sama wychowuję dwójkę nastolatków). Przyjdzie czas, że zacznę spłacać długi, które zaciągałam na potrzeby bieżące i firmowe. Przyjdzie czas, że w końcu odetchnę... Jak się okazuje, czas ten nadszedł od razu - nie zapytał, czy może teraz się wprowadzić do mojego życia. Właśnie zamykam biznes. Na domiar tego, nie otrzymam nic z ZUSu, bo w moim bardzo zabieganym życiu (gdzie pracowałam 6 dni w tygodniu od 8.00 do 20.00), a także - jak się okazuje - z powodu sporego guza w mózgu (co przez ostatnie miesiące bardzo wpływało na moją koncentrację i ogarnianie rzeczywistości) NIE dopilnowałam kwestii płacenia chorobowego. Dlatego od marca mój dochód to 2000 zł plus alimenty 1800 na dzieci i 800+ na jedno, bo drugie ma 18 lat. Minus długi. Minus opłacanie czynszu za dwa mieszkania. I nie przeskoczę tego. Od długiego czasu oddawałam mnóstwo swojej energii ludziom poprzez dotyk, uwielbiałam masować. Uwielbiałam ludzi. Uwielbiałam czuć, że sprawiam im ulgę. Uwielbiałam rozmowy z nimi. Niektóre kontakty z moimi klientkami przekształciły się w bardzo przyjazne relacje. Ale nie zadbałam o siebie. Mimo iż czasem słyszałam takie rady. Teraz boję się dotykać ludzi, bo tak mało mam energii. Paradoksalnie, czuję ogromną ulgę, bo jestem bardzo zmęczona. Nie wiem, co będę robić dalej. Na tę chwilę potrzebuję wytchnienia. Ci, którzy mnie znają, znają też moją sytuację mieszkaniową, która niestety jest dodatkowo toksyczna i dokłada swoją mroczną cegiełkę. Wielu z Was wie też, że półtora roku temu zakończyłam 3-letnią walkę o życie mojej córki. Z powodzeniem! I tym razem będzie tak samo. Kochani, potrzebuję Waszej pomocy. Nie wiem, w jakim wymiarzefinansowym ostatecznie będę jej potrzebować. Zaznaczyłam kwotę, jaką widzicie. Nie potrafię nic zaplanować. Nie potrafię nic określić. Specjalistka, która opiekuje się mną pod względem psychologicznym, traktuje mnie bardzo ulgowo, ale jak już z tego wyjdę, spłacę dług wobec Niej. I na pewno, jak już wyzdrowieję, postaram się, aby inni również mogli skorzystać z mojego doświadczenia. Zawsze ludzie byli dla mnie ważni, ale teraz muszę skupić się na sobie. Muszę też zadbać o dzieci. Będę przeogromnie wdzięczna, jeśli mi w tym pomożecie. Wielu z Was wsparło mnie, dokonując wpłat na prywatną zbiórkę, ale istnieje także możliwość pomocy poprzez przekazanie 1,5% podatku. Obecnie jestem pod opieką Fundacji ALIVIA, która umożliwia dokonywanie takich darowizn. Przeznaczenie 1,5% podatku na fundację pozwoli nie tylko mi, ale także innym podopiecznym skorzystać z zasobów, jakie oferuje fundacja. Dzięki temu będę mogła korzystać z pomocy, które zapewnia Fundacja ALIVIA. Dziękuję za Wasze wsparcie!

1 324 zł z 100 000 zł
1%
Karolina Kluska, Oświęcim

Guz mózgu - leczenie i rehabilitacja

Witam serdecznie, mam na imię Karolina. Mam 39 lat. Jestem mamą trzech cudownych córek oraz żoną wspaniałego męża. W dniu urodzin mojej najmłodszej córeczki zaczął się mój koszmar, który trwa do teraz i jest nim guz mózgu. Z racji, że większość osób i tak nie ma czasu, aby czytać całość mojej historii, zacznę od kosztów, z którymi przyszło mi się zmierzyć, aby wyleczyć się i wrócić do pełnej sprawności. Niestety przekraczają one możliwości finansowe naszej rodziny. Pragnę w ciągu najbliższego roku skupić się na porządnej rehabilitacji, lecz jedna godzina to koszt 200 zł. Przez 20 dni to koszt 4000 zł. Koszt turnusu w ośrodku rehabilitacyjnym Centrum TriVita (21 dni) wynosi 8600 zł. Poniżej opisuję dokładniej całą moją historię więc jeżeli jesteś zainteresowany, to zapraszam do przeczytania. Chciałam Wam przedstawić moją historię, która zmieniła całe moje życie w koszmar. Wszystko zaczęło się 4.11.2022 r. w dniu pierwszych urodzin mojej najmłodszej córeczki. Czekając na dziadków, nagle zrobiło mi się słabo, w głowie karuzela, nogi jak z waty. Mąż wyprowadził mnie na balkon, żebym się przewietrzyła. Po paru minutach wszystko się uspokoiło. Po dwóch dniach obudziłam się z okropnym bólem głowy, miałam wrażenie, jakby ktoś mi rozpalił ognisko w głowie. Nie czekając na nic, udałam się na SOR. Po wykonaniu TK zostałam poproszona do gabinetu lekarza, który oznajmił mi, że musi zostawić mnie w szpitalu na oddziale neurologii, ponieważ jest zmiana w mózgu świadcząca najprawdopodobniej, że przeszłam udar. Po dwóch dniach wykonano mi rezonans magnetyczny. W dniu, gdy przyszły wyniki, lekarz poprosił mnie do gabinetu, w którym oznajmił: "Ma Pani guza mózgu". Nogi się pode mną ugięły. Zostałam wypisana do domu ze skierowaniem do poradni neurochirurgicznej w Krakowie. Pierwsze dni w domu przepłakałam. Ciągle słyszałam słowa lekarza: "guz mózgu". W końcu wzięłam się w garść. Pojechaliśmy z mężem do Krakowa do poradni neurochirurgicznej. W rejestracji Pani powiedziała, że terminy są za 2 lata. Zaczęłam się śmiać i spytałam, czy to żart. Nasza polska służba zdrowia... Długo się nie zastanawiając, wyszukałam w internecie lekarza neurochirurga i pojechałam na prywatną wizytę. Okazało się, że jest on ordynatorem w Szpitalu w Krakowie na oddziale neurochirurgii. Bardzo rzetelnie wytłumaczył mi, jak będzie wyglądało leczenie. 27.01.2023 r. przeszłam operację - kraniotomię ciemieniową lewostronną w celu usunięcia guza mózgu płata czołowego lewego. Operacja trwała 6 godzin. Po operacji wystąpił niedowład prawostronny, cechy afazji oraz problemy z mową. Po paru dniach zostałam wypisana do domu. Pomału dochodziłam do siebie. Niestety niedowład bardzo mnie ograniczył. Wszystkie czynności musiałam wykonywać z pomocą męża.Moja mała córeczka pragnęła mamy, a ja nie mogłam jej nawet wziąć na ręce. Doszły ataki padaczki. Wpadłam w depresję. Musiałam skorzystać z pomocy psychiatry, dzięki któremu moje nastawienie powoli wracało do normy. Znów nadszedł czas rozłąki z rodziną. Od 13.02.2023 r. zaczęłam rehabilitację w szpitalu na oddziale rehabilitacyjnym. Pozytywne myślenie i upór w wykonywanych ćwiczeniach dało dużą poprawę. Po miesiącu wróciłam do domu. Niestety niedowład nie ustąpił. Przyszedł wynik badania histopatologicznego: ASTROCYTOMA (IDH1/2-MUTANT) WHO G2. Zebrało się konsylium onkologiczne. Decyzja: RADIOTERAPIA PROTONOWA w Krakowie. Radioterapia trwała od 08.05.2023 do 19.06.2023 r. Niestety w tym czasie niedowład się jeszcze nasilił. Doszło dodatkowo leczenie sterydami, a co za tym idzie: obrzęki, opuchlizna i zwiększenie masy ciała. Jakby tego było mało, doszły także ataki kamicy nerkowej. CHEMIOTERAPIA - leczenie rozpoczęłam 24.07.2023 i zakończyłam 11.12.2023 r. Chemioterapię w tabletkach otrzymywałam przez pół roku. Leczenie nie było łatwe, ale na pewno lżejsze od wlewów. Cały czas uczęszczam na rehabilitację dzienną w szpitalu z przerwami na leczenie. Po ostatnim rezonansie z 23.09.2024 r. lekarz zlecił wykonanie spektroskopii, ponieważ widoczna jest jakaś zmiana - wznowa bądź martwica po radioterapii i chemioterapii. Badanie mam wyznaczone na 25.11.2024 r. Co teraz? Jestem dobrej myśli i widzę światełko w tunelu. Wierzę, że wszystko dobrze się skończy i będę mogła dalej cieszyć się życiem i patrzeć jak rośnie moja najmłodsza córeczka, a dwie starsze wchodzą w dorosłe życie. Dlatego bardzo proszę o pomoc w zmaganiach z chorobą. Mam ogrom siły i motywacji, aby dalej walczyć i się nie poddawać, ale sama finansowo niestety nie jestem w stanie tego udźwignąć. Z góry i z całego serca pragnę każdemu darczyńcy serdecznie podziękować za dołożenie cegiełki w mojej dalszej walce z chorobą i powrocie do pełnej sprawności. Wszystkim życzę zdrówka, bo ono jest najważniejsze.

1 035 zł z 100 000 zł
1%
Violetta Markusik, Piekary Śląskie

Zbiórka na leczenie

Mam na imię Violetta i z całego serca proszę o Wasze wsparcie w mojej walce z rakiem piersi. Przeszłam już operację, intensywną chemioterapię i jestem w trakcie radioterapii oraz hormonoterapii. Choć to wszystko było ogromnym wyzwaniem, nadal nie mogę odetchnąć z ulgą – moja walka wciąż trwa. Pojawiła się dla mnie nadzieja na dodatkowe leczenie zbliżone do immunoterapii, które znacząco zwiększa moje szanse na pełne wyzdrowienie. Niestety, koszt tej terapii to aż 118 000 zł – około 3 000 zł miesięcznie przez trzy lata. Lek ten wciąż nie jest refundowany w Polsce, dlatego muszę zebrać całą kwotę samodzielnie. Każda wpłata, nawet najmniejsza, to dla mnie krok w stronę zdrowia i życia bez strachu. Proszę, pomóżcie mi stanąć na nogi i wygrać tę walkę. Jeśli możecie, udostępnijcie również tę zbiórkę – każda pomoc ma ogromne znaczenie. Z całego serca dziękuję za wsparcie, dobre słowo i nadzieję, którą mi dajecie. Violetta

18 128 zł z 118 000 zł
15%
Grażyna Mikułan, Miłakowo

Udało się otrzymać lek w ramach NFZ!

Witam, mam na imię Grażyna (53 lata), jestem mamą trójki dzieci (31, 27 i 17 lat) i babcią małej 7-miesięcznej Matyldzi. Moja choroba ujawniła się pod koniec lata 2018 roku, gdy wyczułam małe zgrubienie w piersi. Potem wszystko potoczyło się błyskawicznie. W ciągu 3 tygodni mój guz urósł do wielkości 55x30 mm. Listopad 2018 roku - wynik badania histopatologicznego - zaawansowany nowotwór złośliwy piersi IV stopnia z przerzutami do węzłów chłonnych pachy. Kolejne badania oraz diagnozy były równie niepokojące. Na początku grudnia 2018 roku przeszłam skomplikowany zabieg chirurgiczny usunięcia segmentu prawego płuca. Wynik badania histopatologicznego - przerzuty do węzłów chłonnych śródpiersia. Ciąg tych trudnych dla mnie i rodziny wydarzeń przerwany został narodzinami upragnionej Wnusi, która obudziła we mnie siły i chęci do walki z chorobą. W moim przypadku jedyną możliwością leczenia nowotworu jest hormonoterapia, wspomagana nowatorskim lekiem o naukowo potwierdzonej skuteczności w hamowaniu rozwoju komórek rakowych. Lek ten z powodzeniem stosowany jest w krajach Europy Zachodniej oraz Stanach Zjednoczonych, w naszym kraju nie jest refundowany przez NFZ. Szczęśliwie, wiosną tego roku zakwalifikowałam się w Klinice Onkologii na darmową, 5-cio miesięczną terapię, która niestety dobiegła końca, gdyż mój limit się wyczerpał. Wiem, że lek działa. Guz w piersi zmniejszył się, a przerzuty przestały być widoczne w badaniach obrazowych. Wiem też, że nowotwór jest nadal, ale lek dał mi nadzieję, że mogę powstrzymać chorobę. Teraz zmuszona jestem zakupić lek indywidualnie. Bez Waszej pomocy nie jestem w stanie zakupić kolejnych dawek. Każdego miesiąca potrzebuję kwoty 10.000 zł. Termin zakupu upływa zawsze 10 dnia każdego miesiąca. Jest to dla mnie kwota nieosiągalna. Zawsze byłam osobą samodzielną i nigdy nie prosiłam o pomoc. Dziś, choć to osobiście bardzo trudne dla mnie, nie pozostaje mi nic innego, jak zwrócić się do Was, do ludzi o otwartym sercu i dobrej woli o pomoc i wsparcie finansowe. Za każde wsparcie bardzo dziękuję.

17 099 zł z 120 000 zł
14%
Robert Wojcicki, Opole

Robert 48 lat, rak wątroby - leczenie, operacja, rehabilitacja

Mam na imię Dominika i piszę w imieniu mojego męża Roberta, z którym mam trójkę dzieci: Marysię 16 lat, Anię 7 lat oraz Maję 4 lata. Mamy również psa, suczkę Lusię. Jak widać w domu są same kobiety, oprócz męża. We wrześniu 2022 roku podczas badania USG znaleziono u męża duży guz wątroby wielkości ok 8 cm x 6 cm. Od tego czasu zaczęły się liczne wizyty u specjalistów, w szpitalach i w gabinetach prywatnych w kraju, jak i za granicą. Do tej pory (styczeń 2023) Robert przebywał na oddziałach szpitalnych 5-krotnie. Okazało się, że guz wątroby jest przerzutem wtórnym pochodzącym z tkanki jelit, natomiast po dzień dzisiejszy nie znaleziono definitywnie ogniska pierwotnego raka. Komórki te lubią tworzyć przerzuty do płuc, serca czy też mózgu. Na szczęście te organy są jeszcze czyste. Mąż jest w trakcie przyjmowania chemioterapeutyków, potrzebna jest pilna operacja, natomiast pooperacyjnie prawdopodobnie będzie konieczność zastosowania terapii radioizotopowej PRRT. Guz wątroby jest umiejscowiony w bardzo trudnym operacyjnie miejscu, wrasta w żyłę wrotną prawego płata wątroby przy rozwidleniu, uciska ją bardzo mocno, prawie zamykając ją. Stanowi to zagrożenie życia. Rozważane jest obecnie usunięcie całego płata prawego wątroby (ok ¾ wątroby) lub też całkowita transplantacja wątroby. NFZ nie refunduje operacji poza granicami kraju (koszt ok 30 tys. euro, czyli ok. 130 tys. zł). Również w przypadku terapii PRRT jest ona refundowana dopiero wtedy, gdy okaże się, że po operacji nastąpią przerzuty. Gdyby zastosować terapię PRRT wcześniej potrzebne będą 4 iniekcje i koszt nie będzie refundowany przez NFZ (koszt przybliżony prywatnie to 4 x 85 tys. = 330 tys. zł). Ale o tym będziemy myśleć później... Na teraz potrzebne są środki, które będą przeznaczone na pokrycie wszelkich kosztów związanych z procesem leczenia: diagnostyka, wizyty lekarskie, leki, rehabilitacja, specjalistyczne żywienie, dojazdy, zakwaterowanie itp. Wpłata każdej kwoty będzie doceniona. Jeśli nie maja Państwo możliwości wpłaty, Robert prosi jedynie o modlitwę. To również znaczy dla nas bardzo dużo. Dziękujemy!!! Przy rozliczaniu podatku można przekazać 1,5% na moje konto. Należy wówczas podać w zeznaniu podatkowym KRS Fundacji Alivia: 0000358654 oraz w celu szczegółowym koniecznie numer mojej zbiórki: 111787 Darowizny na rzecz mojego leczenia można przekazywać także za pomocą płatności on-line, karty płatniczej, Blik, PayPal lub tradycyjnego przelewu - aby dokonać wpłaty, kliknij powyżej na przycisk "Przekaż darowiznę".

25 524 zł z 130 000 zł
19%
Iwona Gutowska-Wojczuk, Olszewo-Borki

Leczenie raka jelita grubego za granicą

Nie spodziewałam się, że w tak młodym wieku będę musiała zmierzyć się z bardzo trudnym, bolesnym i śmiertelnym przeciwnikiem. Los mnie nie oszczędza. W grudniu 2021 roku zdiagnozowano u mnie nowotwór jelita grubego z przerzutami do wątroby i węzłów chłonnych. Od tamtej pory większość czasu spędzam w szpitalach na operacjach, chemioterapiach, radioterapiach, różnych zabiegach i konsultacjach. Robię wszystko, co tylko możliwe, aby przedłużyć sobie życie. Chciałabym cofnąć czas i wyeliminować z życia komórki nowotworowe, które mnie niszczą, zanim jeszcze rozprzestrzeniły się na dobre. Czy mam szansę wyzdrowieć? Chciałabym. Marzę o leku, który raz na zawsze uzdrowi mój organizm. Mam dwóch wspaniałych synów – jeden studiuje, a drugi uczęszcza do szkoły średniej. Chciałabym uczestniczyć w ich życiu i pomóc im w podejmowaniu ważnych decyzji. Diagnoza była dla mnie ogromnym szokiem, ale byłam tak zdeterminowana, że zrobiłam wszystko, aby pomóc jednemu synowi w przygotowaniach do matury oraz w dostaniu się na dzienne studia na Politechnice Warszawskiej, a także do akademika. Młodszy syn dostał się do liceum, a za 2,5 roku czeka go matura i wymarzone studia na AWF-ie. Bardzo chciałabym wspierać ich podczas tych istotnych chwil w ich życiu. Chciałabym żyć i wrócić do swojej kariery zawodowej. Sama ukończyłam architekturę wnętrz i na trzy miesiące przed diagnozą otworzyłam biuro projektowe, miałam wielkie plany zawodowe, a nagle wszystko runęło. Mam dopiero 44 lata, to nie czas na umieranie. Nawet nie mam możliwości wykonywania jakiejkolwiek pracy. Chciałabym projektować i malować obrazy, ale moja prawa dłoń, noga i kręgosłup nie pozwalają mi nawet na drobne prace. Walczę już ponad trzy lata, ale niestety choroba postępuje. W lutym 2022 roku rozpoczęłam chemioterapię. Pierwsza linia leczenia przestała działać po niespełna roku, druga linia po ponad roku. Następnie przeszłam na trzecią linię, do której otrzymywałam odpłatnie dodatkowy lek, za który płaciłam ponad sześć tysięcy miesięcznie. Niestety trzecia linia leczenia bardzo szybko przestała działać, co zmusiło mnie do zakończenia terapii w moim szpitalu powiatowym, ponieważ wyczerpałam wszystkie dostępne możliwości leczenia systemowego. Musiałam zmienić lekarzy prowadzących. Przeniosłam się do Bydgoszczy, gdzie lekarze zaproponowali mi terapię ratunkową RDTL, na którą otrzymałam zgodę z Ministerstwa Zdrowia. W oczekiwaniu na badania i nową chemioterapię guzy w moim organizmie się rozrosły... Przerzut doprowadził do złamania kręgosłupa. Straciłam władzę w prawej nodze i ręce. Poruszam się na wózku inwalidzkim i w gorsecie ortopedycznym. Ostatnia chemioterapia ratunkowa, którą teraz otrzymuję, na szczęście działa, co chwilowo zatrzymało rozwój choroby, ale dolegliwości nie ustępują. Najbardziej dokuczają mi bóle kręgosłupa i bioder oraz inne powikłania po leczeniu. Żadne leki przeciwbólowe nie pomagają. Ze zdrowej i sprawnej fizycznie kobiety stałam się w mgnieniu oka osobą niepełnosprawną, potrzebującą wsparcia. Aktualnie przechodzę ostatnią ratunkową linię leczenia systemowego dostępnego w Polsce. Jeśli i ta linia przestanie działać, pozostanie mi tylko płatne leczenie zagraniczne. Jestem już po pierwszych konsultacjach z fundacją, która zajmuje się wyszukiwaniem i organizacją leczenia na całym świecie. Koszty tego leczenia będą zależały od dopasowanych do mnie leków oraz ich skuteczności. Muszę mieć przygotowane pieniądze na konsultacje, ewentualne dodatkowe badania, opiekę fundacji (dostawy leków, pomoc w łagodzeniu dolegliwości i skutków ubocznych) oraz koszty leczenia onkologicznego. Wstępnie zakładamy koszt około dwustu tysięcy złotych. Nigdy nie myślałam, że znajdę się w sytuacji, w której będę prosić o pomoc finansową. Po ponad trzech latach bez dochodowej pracy i wydaniu wszystkich oszczędności na lekarzy, badania, leki oraz dojazdy do specjalistów nie jestem w stanie uzbierać na kosztowne leczenie zagraniczne. Dlatego proszę ludzi dobrej woli o odrobinę serca i wsparcie w tej trudnej walce.

94 729 zł z 200 000 zł
47%
Iwona Cieślikowska, Żyrardów

Walka z rakiem - lek nierefundowany dla Iwony

Mam na imię Iwona, lat 62. Właśnie przeszłam na upragnioną emeryturę i realizuję swoją wielką pasję, jaką jest fotografia ruchu (FB Photo Dance) - gimnastyka artystyczna, pływanie artystyczne czy taniec. W maju 2023 r. diagnoza - rak piersi z przerzutami do kości i szpiku kostnego... Żadna operacja nie wchodzi już w grę. Jednak nadal walczę. Nowotwór może stać się chorobą przewlekłą, ale w moim przypadku niezbędny jest nowy, nierefundowany dla mnie lek. Miesięczny koszt to ok. 6000 zł. To ogromna kwota. Proszę o przekazanie 1,5 podatku, a jeżeli to możliwe, to wsparcie finansowe w formie wpłat na moją zbiórkę.

11 516 zł z 120 000 zł
9%
Nina Krupa, Katowice

Pomóż Ninie wrócić do zdrowia i sprawności!

Mam na imię Nina, jestem mamą dwóch fajnych chłopców. W lipcu 2013 roku, podczas pływania na windsurfingu, mokra pianka poprzez obtarcie spowodowała stan zapalny lewej piersi. Po konsultacji lekarskiej i podaniu antybiotyku stan ten się cofnął, pozostał po nim mały guzek. Przez ponad dwa miesiące żyłam w przekonaniu, że jest to łagodna zmiana, co potwierdzały wyniki mammografii i USG, a lekarz przygotowywał mnie do niegroźnego zabiegu usunięcia guzka. Biopsja wykonana we wrześniu wywróciła mój świat do góry nogami - rak piersi lewej z nadekspresją receptora HER2 i przerzutem do węzła chłonnego. Okazało się, że choroba rozwijała się już od dłuższego czasu. Musiałam zmierzyć się ze strachem przed cierpieniem, śmiercią, lękiem o dzieci. Rozpoczęłam walkę. Przeszłam chemioterapię, mastektomię i radioterapię. Efekty chemioterapii nie były satysfakcjonujące, w związku z tym przeszłam również komercyjną kurację nowoczesnym lekiem (refundowane jest tylko leczenie pooperacyjne). Koszt trzech ampułek to 9800 zł, przy czym musi być podanych 9 ampułek w czterech cyklach. Dzięki Państwa wsparciu udało mi się zebrać część tej kwoty. Obecnie przygotowuję się do rekonstrukcji amputowanej piersi, przechodzę rehabilitację i dodatkowe badania związane z czekającą mnie operacją. Wierzę, że dzięki Państwu pomocy będę mogła kontynuować rehabilitację i przeprowadzić operację rekonstrukcji. Dziękuję za każde wsparcie. Nina

9 341 zł z 118 000 zł
7%
Piotr Jankowski, Warszawa

Zbieram na terapię raka nerki.

Szanowni Państwo, do końca maja 2016 roku byłem zdrowym, silnym tatą dwójki wspaniałych dzieci. Po niedzielnej przejażdżce rowerowej z 8-letnią córką zaobserwowałem u siebie niepokojący objaw, który zmusił mnie do wizyty w szpitalu. Wyszedłem po 14 dniach bez nerki z rozpoznanym rakiem nerki. W styczniu 2017 miałem operowany przerzut do płuca, następnie we wrześniu 2017 wtórny guz mózgu i opon mózgowych, w grudniu 2017 usunięte nadnercze z powodu kolejnego przerzutu raka nerki. Krótkie odstępy czasu pomiędzy przerzutami oraz ryzyko pojawienia się kolejnego guza zmusiły mnie do poszukiwania skutecznego leczenia. Rak nerki jest oporny na wszelkie konwencjonalne metody zwalczania nowotworów. Jedyną szansą na leczenie i kontrolowanie choroby jest immunoterapia. Niestety program lekowy, jaki jest przewidziany dla pacjentów w Polsce, uzależnia podanie tego leku od posiadania nieoperacyjnego przerzutu, a ja go nie mam. Ale aby to utrzymać, muszę brać ten lek i finansować samemu jego zakup. Koszt kroplówki to 23 000 PLN. Sam nie podołam finansowaniu kuracji, stąd pomysł na skierowanie prośby o uruchomienie zbiórki. Wszystkim Darczyńcom z góry dziękuję z całego serca - pomagacie realnie przedłużyć mi życie. Cel zbiórki to 480 000 PLN (2 lata kuracji).

370 542 zł z 480 000 zł
77%