Zbiórki

Alicja Wiak, Warszawa

Babcia i wolontariuszka hospicjum domowego prosi o pomoc!

Mam na imię Alicja i mam 62 lata. Choruję na złośliwego raka piersi i węzła chłonnego. Jestem w trakcie leczenia chemioterapią. Utrzymuję się z niskiej emerytury, która ledwo daje możliwość wiązania końca z końcem. Przez wiele lat byłam motorniczą Tramwajów Warszawskich, wychowałam dwójkę niespotykanych urwisów, a obecnie jestem już babcią. Dzieci pomagają mi tyle, ile mogą. Jeden z moich synów jest moim pełnomocnikiem. Niemniej małe dzieci, kredyty hipoteczne sprawiają, że w kwestii finansowej niewiele mogą zdziałać. Jako kobieta i matka doświadczyłam wiele - miałam ojca alkoholika, potem męża, przez co samotnie pracowałam na dom. Nigdy się nie poddałam i pracowałam tak ciężko, jak tylko się dało. To moje pociechy motywowały mnie w życiu do tego, by się nie poddać. Przez swoje doświadczenia życiowe, w których pomagały mi osoby trzecie, wiedziałam, że nadszedł czas, aby spłacić ten dług. Jest tylu wokół nas, którzy potrzebują pomocy. Często są osamotnieni, dlatego pomagam jako wolontariuszka w hospicjum domowym, a dokładnie w Archidiecezjalnym Zespole Domowej Opieki Paliatywnej, gdzie nie tylko wspomagamy przez pielęgnację Podopiecznych, ale również dbamy o ich dobre samopoczucie. W leczeniu może pomóc mi nowoczesny lek. Jedna dawka tego leku to koszt 11 566,80 zł. Stosowanie tego leku zwiększa moje szanse na wyleczenie, lecz niestety lek jest nierefundowany przez NFZ w moim wskazaniu. Czas trwania mojego leczenia to 6 cykli, podczas których co 3 tygodnie będę przyjmować kolejne dawki. Proszę o pomoc, żebym mogła pomagać dalej, żebym mogła nadal spłacać swój dług.

1 818 zł z 80 968 zł
2%
Iwona Domurad, Pruszków

Daj mi poznać wnuka! Zbiórka na leczenie nierefundowane

W styczniu 2023 r. świat się dla mnie zatrzymał. Zupełnie nieświadoma poszłam na badanie USG, ponieważ męża pobolewał brzuch. Mężowi nic nie było, a mnie badali tak bardzo długo. W ciągu kolejnego tygodnia żyłam jak w transie, a rodzina umawiała kolejne wizyty. Jeździłam na dziesiątki badań pomiędzy Warszawą i Łodzią, by usłyszeć zupełnie mi wcześniej obcą diagnozę - rak dróg żółciowych. Nic z tego nie rozumiałam, czułam się dobrze, chciałam wyjechać na wakacje, a zrozpaczona córka kazała robić kolejne i kolejne badania. Ostatecznie w lutym 2023 r. wycięto mi połowę wątroby razem z pęcherzykiem żółciowym. Powiedzieli mi, że tak ciężką operację przeżywa 50% osób, a ja nadal miałam siłę, by walczyć. Przez kolejne miesiące przyjmowałam chemioterapię. Nie mogłam chodzić - stopy miałam rozpalone do czerwoności, a skóra z nich każdego dnia schodziła, by otwierać codziennie nowe rany. Zeszły mi wszystkie paznokcie i wypadały włosy, nie miałam apetytu, a ja nadal miałam siłę. Przez ponad rok miałam nowe życie - jeździłam rowerem, chodziłam na zumbę, uczyłam się hiszpańskiego i szukałam nowych miast we Włoszech, które chciałabym zobaczyć. Półtora roku później, w sierpniu 2024 r. podczas rutynowych badań kontrolnych miałam dziwne przeczucie. To gniotące uczucie w środku nie było przypadkowe. Okazało się, że mam wznowę nowotworu, na dodatek wzdłuż tętnicy, co uniemożliwia dalsze leczenie operacyjne oraz radioterapię. Pozostała mi chemioterapia ostatniej szansy oraz nierefundowane leczenie immunoterapią. Na dodatek tydzień przed tymi okropnymi informacjami moja córka powiedziała mi, że po wielu latach oczekiwań, zostanę w końcu babcią. Marzę o tym, by poznać nowego członka rodziny i móc się nim choć trochę nacieszyć. Każdego dnia pęka mi serce, że mogę tego nie doczekać. Niestety immunoterapia w moim przypadku nie jest refundowana w Polsce. Na raka dróg żółciowych choruje niewiele osób i mało jest aktualnie możliwości terapeutycznych. Miesięczna terapia tym lekiem wynosi 18 tys. złotych - leczenie nim jest wskazane, dopóki będzie on dawał efekty. Proszę, pomóż mi doczekać narodzin wnuka. Cieszyć się ze mną chce mój mąż Grzegorz, syn Kamil i córka Julia.

534 zł z 80 000 zł
0%
Jan Solon, Warszawa

Proszę, pomóżcie mi dożyć przełomu w medycynie.

Mój ukochany mąż. Najlepszy człowiek na świecie. Zawsze pełen energii, radości, chęci do życia, mający mnóstwo planów na przyszłość... 07.07.2021 – wstępna diagnoza - glejak mózgu 21.07.2021 – operacja 30.07.2021 – pełna diagnoza - glejak mózgu III stopnia 15.09.2021 – początek radio i chemioterapii Nikt się tego nie spodziewał. Przypadkowa wizyta u lekarza, aby sprawdzić stan zdrowia po przebytej infekcji COVID, wyjątkowa nadgorliwość przy doborze badań, szybka diagnoza, szok… Operacja, radio i chemioterapia to dopiero początek walki. Jesteśmy w trakcie konsultacji z prof. Wellerem z University Hospital Zürich Department of Neurology. Lada dzień kolejne badania, kolejne wnioski, kolejne próby odsunięcia wyroku… Jedyne, co jest teraz dla nas ważne, to życie. Jak najdłuższe wspólne życie. Zrozpaczeni, choć nadal pełni nadziei i wiary w rozwój medycyny, błagamy o pomoc. Wstępny koszt wszystkich badań, konsultacji, leczenia opiewa na kwotę 150 tys. zł. Jest to dla nas ogromna suma, dlatego prosimy Was o pomoc. Nie tylko o przekazanie darowizny, ale również o wsparcie psychiczne w tak trudnej sytuacji. - żona Marta Proszę, pomóżcie mi dożyć przełomu w medycynie. - Jasiek

68 360 zł z 150 000 zł
45%
Rafał Pietroń, Zagórnik

Pomóż proszę mojemu Tacie w walce z gwiaździakiem

Mój Tato - Rafał przez większość swojego zawodowego życia był aktywnie działającym przedsiębiorcą. Przez ostatnie 10 lat spełniał się w roli doradcy biznesowego i zawsze bardzo cenił relacje z ludźmi, otwartość, optymizm, poczucie humoru. Początkiem grudnia 2023 r. zauważyliśmy pojawiające się znaczące trudności w funkcjonowaniu Taty i po nagłym zasłabnięciu 14 grudnia rozpoczęła się nasza walka o jego życie. Rozpoznano guza mózgu. 17 grudnia przeprowadzona została operacja wycięcia guza, który został zdiagnozowany jako astrocytoma G4. Po operacji Tato przebywał na oddziale rehabilitacji, na którym stoczył swoją pierwszą walkę o sprawność fizyczną i intelektualną (stan po operacji - zaburzenie widzenia, niedowład prawej strony ciała), oczekując na precyzyjną diagnozę i dalsze leczenie. Tato jest niesamowicie zdeterminowany do walki o zdrowie i razem zrobimy wszystko, co w naszej mocy, by przezwyciężyć gwiaździaka. Będę bardzo wdzięczna za wsparcie Taty na tej drodze poprzez rozliczenie 1.5% swojego podatku na jego cel. Te środki będą bardzo pomocne w dalszym leczeniu, rehabilitacji i możliwości zastosowania nowoczesnych metod, jak NanoTherm. Dziękuję za okazane wsparcie! Kamila Ch.

17 869 zł z 100 000 zł
17%
Arleta Hassine, Inowrocław

Proszę o pomoc w finansowaniu kosztów leczenia onkologicznego.

Moja historia jest jakże typowa, podobna do wielu osób borykających się z rakiem. Wszystko można opisać w kilku słowach: szok, niedowierzanie, bunt, walka codzienna z bólem i konsekwencjami chemioterapii, naświetlań, lęk przed odebraniem kolejnych wyników badań i myśli praktycznie w każdej chwili dnia i nocy o tym, co będzie, przecież to tykająca bomba, czasami z opóźnionym zapłonem… Ciężko mi jest prosić kogokolwiek o pomoc, bo nie potrafię i nigdy tego nie robię – taka jestem, ale tutaj to trochę łatwiejsze, bo wystarczy napisać, a sytuacja, w której się znalazłam, nie daje mi dużego wyboru. Kiedy usłyszałam, że mogę być włączona do programu z RYBOCYKLIBEM popłakałam się ze szczęścia. Jakie rozczarowanie przyszło kilka tygodni później, kiedy dowiedziałam się, że jednak nie spełniam kryteriów i nie kwalifikuję się na refundowane leczenie. Mogę brać lek, ale w wersji pełnopłatnej – koszt leku bez refundacji to ponad 10 tysięcy złotych miesięcznie. Obecnie mogę kupować lek przez CO za około połowę tej kwoty miesięcznie, ale i tak nie stać mnie i mojej rodziny na to. A ile rodzin jest takich jak ja…? Tu na Ziemi mamy tylko jedno życie. Zaczynamy je doceniać niestety często za późno, kiedy wydarzy się coś, czego cofnąć nie można, a dalsze życie stoi pod wielkim znakiem zapytania. Tak jest i w moim przypadku. Ponad siedem lat temu zdiagnozowano u mnie nowotwór złośliwy piersi. Mam na imię Arleta. Mam 52 lata. Pracuję jako planista produkcji. Od ponad 7 lat choruję na raka. To rak agresywny, wykazujący się dużą skłonnością do przerzutów. Mój mąż i 16-letni syn cały czas wspierają mnie, ale teraz to już nie wystarcza. Potrzebuję też wsparcia finansowego. Mąż też dość poważnie choruje, a nie chcemy, aby nasz syn został sam. Przez około 25 lat byłam pod stałą opieką onkologa z powodu wcześniej usuniętego włókniaka w jednej z piersi. Co roku kontrola u lekarza, co 2 lata USG, a także co jakiś czas mammografie, biopsje. Na przełomie stycznia i lutego w 2016 roku pojawił się kolejny guz, tym razem w lewej piersi. Pojawił się nagle i to od razu nie taki mały. Dostałam skierowanie na USG. Zalecono biopsję cienkoigłową. Wyniki biopsji były prawidłowe. Lekarz zalecił „obserwację guza”. W kolejnym m-cu pierś zaczęła wyglądać inaczej, wiedziałam, że coś jest nie tak. Poszłam kolejny raz do lekarza i zalecono mi biopsję gruboigłową. Ta już nie dała dobrych wyników. Stwierdzono nowotwór złośliwy. Niestety po skierowaniu na TK wątroby stwierdzono w badaniu rozsiane guzy we wszystkich płatach, przypadek nieoperacyjny. W ciągu kilku dni dostałam od razu „chemię”. Guzy zaczęły się zmniejszać. Po ponad 5 miesiącach chemioterapii przyszedł czas na hormonoterapię. Od ok. 6 lat zażywam hormony, które blokują rozwój choroby. Niestety w 2020 roku pojawiły się kolejne przerzuty. Okazało się, że choroba postępuje i stwierdzono m.in. przerzuty do kości. Jestem już po zakończonym cyklu radioterapii. Każda zła diagnoza to przygotowywanie się na nowo do śmierci. Z mojego już 7-letniego doświadczenia powiem Wam, że nie da się do tego przygotować. Znowu podjęłam walkę i nie zamierzam się poddawać. Dalsze leczenie stało niestety pod znakiem zapytania. Najlepszym rozwiązaniem w obecnej sytuacji było włączenie do leczenia leku cytostatycznego. Niestety jest to lek refundowany wyłącznie w pierwszej linii leczenia, czyli do momentu, w którym pacjent po raz pierwszy otrzymuje chemioterapię w zaawansowanym stadium choroby. Ja nie kwalifikuję się do refundacji leczenia. Obecnie udaje mi się otrzymywać lek poprzez Centrum Onkologii w Bydgoszczy za tzw. „złotówkę”, ale nie wiem jak długo to potrwa, dlatego zbieram środki na dalsze leczenie tym lekiem, bo taki sposób finansowania może się w każdej chwili skończyć. Dotychczasowe zastosowanie chemioterapii i radioterapii dokonało niestety spustoszeń w moim organizmie, stąd zbieram również środki na leczenie innych schorzeń, w tym też związanych ze wzrokiem czy uzębieniem, a także na koszty dojazdu do Centrum Onkologii, bo wizyt jest naprawdę wiele. Bardzo proszę o wpłaty. Z góry serdecznie dziękuję wszystkim za wsparcie. Jestem osobą, która konsekwentnie dąży do celu. Nie poddaję się chorobie, staram się żyć na tyle normalnie, na ile mogę. Chcę dalej żyć i sama wspierać innych. Nigdy w życiu nie spodziewałam się, że kiedykolwiek będę w ten sposób prosić o pomoc. Robię to także dla mojego syna. Nie chcę go zostawiać. Pomóżcie.

71 522 zł z 156 000 zł
45%
Andrzej Pabian, ZŁOTORIA

Zbiórka na nierefundowany lek i pomoc w walce z rakiem

Jeszcze niedawno wierzyłem, że jestem w stanie pokonać każdą przeszkodę. Pracowałem, planowałem przyszłość, z nadzieją patrzyłem przed siebie, przekonany, że przede mną wiele pięknych chwil. Niestety, wszystko zmieniło się jesienią 2023 roku. Po długiej szpitalnej hospitalizacji z podejrzeniem zatoru płuc usłyszałem diagnozę, której nikt by się nie spodziewał: międzybłoniak opłucnej — rzadki, agresywny i nieuleczalny nowotwór. Później było już tylko gorzej — gromadzący się w ogromnych ilościach płyn w płucach zaczął utrudniać mi oddychanie i sprawiał, że nawet przejście po schodach było dla mnie dużym wyzwaniem. Od 2023 roku pacjenci z międzybłoniakiem opłucnej mogą korzystać z refundowanego leczenia podwójną immunoterapią w ramach programu lekowego. Dzięki temu przyjąłem ponad 20 wlewów. Niestety, terapia przestała działać, a w wielu miejscach nastąpiła progresja guzów. Włączono jeszcze radioterapię, jednak musiała zostać szybko przerwana z powodu powikłań. Obecnie jestem w trakcie leczenia standardową chemioterapią, jednak nie daje ona nadziei na długoterminowe zatrzymanie progresji choroby. Możliwości współczesnej medycyny sięgają jednak dalej. W moim przypadku istnieje szansa na nowoczesne, zindywidualizowane leczenie w wyspecjalizowanej klinice. Dlatego nieustannie konsultujemy mój stan zdrowia z najlepszymi specjalistami w Polsce. Niestety, możliwości leczenia w ramach drugiej linii terapii w kraju są bardzo ograniczone i nie obejmują aktualnie żadnych badań klinicznych. Dlatego szukamy pomocy także za granicą — w klinikach w Izraelu i Niemczech — gdzie pojawiają się nowe opcje leczenia międzybłoniaka opłucnej. Sam dostęp do specjalistycznej wiedzy za granicą wiąże się z ogromnym obciążeniem – jedna konsultacja on-line to koszt rzędu kilku tysięcy złotych. Po spotkaniach z profesorem z Uniwersyteckiego Centrum Klinicznego w Gdańsku pojawiła się nowa nadzieja – możliwość zastosowania dodatkowego leku wspomagającego chemioterapię. Profesor, opierając się na swoim doświadczeniu i najnowszych danych medycznych, zdecydował, że w moim przypadku ten preparat może znacząco zwiększyć skuteczność leczenia. Niestety, lek nie jest refundowany przez NFZ, a jego koszt znacznie przekracza moje możliwości finansowe. Dla mnie i mojej rodziny każdy dzień, miesiąc, rok to bezcenny dar. Każdy dzień to nadzieja na cud. Wierzę, że uda mi się jeszcze skorzystać z nowoczesnych i obiecujących terapii onkologicznych i dlatego muszę żyć jak najdłużej. Nie chcę się poddać. Mam dla kogo walczyć. Jeśli możesz — proszę, pomóż mi zatrzymać czas… Z całego serca dziękuję za każde okazane wsparcie.

5 065 zł z 90 000 zł
5%
Jolanta Nicowska, Włocławek

Pomóż mojej Mamie wygonić raka!

Przyszedł "RAK" nieborak... Moje życie zmienił tak... Były smutki i cierpienia... Chwile szczęścia i zwątpienia... Poleciały wszystkie włosy... Taka chuda, talia osy... Mimo bólu i udręki... Przeszłam chemię, Bogu dzięki... Tak choroba mnie zmieniła... Walczę mocno... abym żyła! Proszę Was o pomoc i wsparcie. Będzie to dla mnie najlepszy prezent urodzinowy - każde udostępnienie przybliża mnie do zdrowia. Obecnie od ponad 11 miesięcy walczę o swoje życie, a jednocześnie o możliwość bycia z moim Synkiem tak długo jak to możliwe. Znalazłam się w niełatwej roli dla mnie - w roli szukającej wsparcia. Nadzieją na wygranie tej walki jest nierefundowany lek - na ten cel zorganizowana jest zbiórka, do której dojrzewałam bardzo długo. Będę wdzięczna za każde wsparcie i udostępnienie. Proszę w imieniu mojego Synka Stasia - ma tylko mnie... Z góry bardzo dziękuję za zrozumienie i życzę dużo zdrowia! ----------------------------------------------------------------------------------------- Cześć! Jestem Staś, mam 5 lat i jestem synem tej wspaniałej Mamusi! Moja Mama na każdym kroku spełnia moje marzenia, to teraz czas, abym ja spełnił Jej marzenie. Mama Od ponad 11 miesięcy walczy z potworną chorobą - złośliwym wieloogniskowym rakiem piersi B Her dodatnim 3+. Jest już po chemioterapii i dwóch operacjach, a przed Nią jeszcze przynajmniej dwie. Poszedłbym do pracy, aby zarobić na lek dla Mamy, ale mam dopiero 5 lat... Choć muszę się pochwalić, że odbyłem w swoim życiu już pierwsze praktyki w dziedzinie chirurgii onkologicznej u wspaniałego Doktora, który naprawia moja Mamę. ♥️ Poniżej film z odbytych praktyk: https://fb.watch/7G2b49NGXV/ Mama, niestety, gdy powiedziała w pracy o chorobie, została z tym sama - pracodawca nie przedłużył Jej umowy i obecnie żyjemy ze skromnych zasiłków. Muszę też uzbierać środki na lek, który pomoże Mamie stanąć na nogi - niestety nie jest refundowany. Jego koszt to ok 11,5 tys. zł co miesiąc i tak przez rok. Do tego dochodzą koszty związane z rehabilitacją, bo niestety Jej prawa ręka nie jest sprawna. Leki, witaminy, dojazdy do doktorów na konsultacje - to wszystko niestety kosztuje... Pamiętajcie proszę, że dobro powraca ze zdwojoną siłą! Wywiad z nami: https://fb.watch/8a5ilb1SgK/

74 740 zł z 160 000 zł
46%
Bogumiła Szeksztełło-Kiliańska, Pasłęk

Długa rehabilitacja pozwoli mi na powrót do normalności!

Jestem Bogumiła, mam 56 lat, jestem mężatką. Mamy pięcioro dorosłych dzieci i pięcioro wnucząt. Kiedy zostaliśmy z mężem sami, zamiast cieszyć się życiem, zaczęły się choroby. W 2015 r. mąż miał zawał i operację serca. Gdy mąż poczuł się lepiej, ja pewnego majowego wieczoru wyczułam pod brodą mały guzek. Tak się zaczęło. W lipcu 2015 r. usłyszałam diagnozę - rak dna jamy ustnej, do usunięcia. Pamiętam ciągle, jak na początku lekarz powiadomił mnie o skutkach ubocznych i powikłaniach operacji, ale to do mnie nie docierało. Chciałam jak najszybciej pozbyć się choroby. 14 września 2015 r. odbyła się operacja, która trwała 11 godzin. Usunięto układ chłonny szyi, dno jamy ustnej, część trzonu i nasady języka oraz trzonu kości gnykowej po stronie prawej. Miałam założoną sondę i rurkę trachoestomijną, którą usunięto po 2 tygodniach. Z sondą wróciłam do domu. W połowie października usunięto sondę, a założono PEGA (przetoka odżywcza połączona bezpośrednio do żołądka), gdyż nie mogłam przełykać. Przez 2 miesiące byłam poddawana radioterapii. W marcu 2016 r. kontrolny rezonans - nie ma go. Pokonałam raka i żyję!!! Ale co to za życie - dusiłam się własną śliną, moja mowa to bełkot. W lutym 2018 usunięto mi PEGA, gdyż nauczyłam się jeść potrawy blendowane, półpłynne w pozycji półleżącej. Czas mijał, a ja zamiast lepiej to czułam się gorzej. Mój lekarz powiedział, że on tu już nic nie może zrobić, pomóc mi może tylko operacja rekonstrukcji z unerwieniem. Zaczęłam szukać lekarza, który podjąłby się operacji. Znalazłam, zapisałam się na wizytę i pełna nadziei pojechałam do Katowic na konsultację... I co usłyszałam? Pan Profesor podejmie się tej operacji, którą trzeba wykonać jak najszybciej, ponieważ czas działa na moją niekorzyść (zrosty, skutki radioterapii), ale operacja nie jest refundowana przez NFZ, a koszt jej to 120 tysięcy złotych. Wróciłam do domu załamana, bo skąd wziąć taką sumę? Nawet kredytu nie dostanę. Nie mam renty z ZUS, gdyż nie spełniam warunków. Dowiedziałam się, że można coś zrobić, że jest szansa, aby wrócić do normalnego życia i kontaktu z ludźmi. Niestety, nie stać mnie ani mojej rodziny na taki wydatek. Zanim udało mi się zebrać takie środki, na początku 2019 r. okazało się, że na operację już za późno. I tak by nie pomogła. Ale lekarz zalecił inną, specjalistyczną rehabilitację - i pomaga, z każdym dniem jest lepiej. Ale to też koszty, ogromne. Rehabilitacja, dojazdy do ośrodka, ale też specjalne kosmetyki i środki do pielęgnacji, nawet specjalna pasta do zębów. Dlatego ciągle proszę Państwa o wsparcie. Proszę, pomóżcie mi, abym mogła rozmawiać z mężem, usiąść z moimi dziećmi i wnukami przy stole, zjeść i napić się herbaty.

33 502 zł z 120 000 zł
27%
Maciej Urban, Rydzyna

Terapia w walce z rakiem nerki

Szanowni Państwo! Zwracam się do Was z prośbą o finansowe wsparcie mojego leczenia. Po pięciu latach walki o zdrowie i życie kolejna diagnoza wystawiona w lutym 2021 r. jest dla mnie i dla mojej Rodziny wstrząsająca - wielokrotne ogniska przerzutowe na jedynej nerce, dwa w trzustce i kilkanaście w płucach. Leczenie chirurgiczne nie przyniosło spodziewanych rezultatów, pomimo trzech bolesnych operacji, utraty lewej nerki, obu nadnerczy i usunięciu guza z nerki prawej. Zdaniem lekarzy kolejne operacje są bardzo ryzykowne i prawdopodobnie bezcelowe. Szansą na powstrzymanie rozwoju choroby, a nawet na remisję nowotworu, może się okazać nowoczesna terapia immunologiczna skojarzona z nierefundowanymi lekami. Efektywność tej przełomowej i dającej nadzieję chorym terapii została potwierdzona w Stanach Zjednoczonych - ostatnie pomyślne wyniki badań opublikowano w lutym 2021 r. Ze względu na wysokie ceny leki te nie są refundowane w Polsce. Miesięczny koszt mojego leczenia w granicach 35 - 40 tys. zł, przez okres co najmniej roku lub dłużej, zupełnie przekracza możliwości samodzielnego finansowania. Znajdując się w tak trudnej sytuacji, zdecydowałem się wystąpić do Państwa o wsparcie. Mam 50 lat, jestem ojcem Ewy (30 l.), Krzysztofa (28 l.) i Anny (20 l.) oraz mężem Elżbiety. Ukończyłem dwa fakultety, z wykształcenia jestem historykiem i konserwatorem zabytków. Od pięciu lat pracuję w Urzędzie Miasta Leszna na stanowisku miejskiego konserwatora zabytków. Misja społeczna, jaką mi powierzono, jest dla mnie wyróżnieniem, obowiązkiem i niesamowitą przygodą życia. Ponad wszystko jednak jestem ojcem, mężem, synem, bratem... i w tej właśnie, indywidualnej roli jestem niezastąpiony, mam zatem marzenia i wspólne plany rodzinne. Mam oczywiście i własne zainteresowania, są to zwłaszcza książki historyczne i pamiętniki oraz muzyka. Jestem też zapalonym podróżnikiem. Jestem optymistą, pragnę jeszcze wiele zdziałać i zobaczyć. Wierzę, że tak się stanie. W finansowej pomocy dla mnie liczy się teraz każda złotówka. Bardzo Państwu dziękuję za wsparcie.

431 054 zł z 520 000 zł
82%
Per Vinther, Warszawa

Zbiórka na nierefundowane leczenie

Duński wiking, który pokochał Polskę! Mam na imię Per, mam 58 lat i pochodzę z Danii. 12 lat temu przeprowadziłem się do Polski dla mojej miłości - Małgosi. Od tej pory jesteśmy nierozłączni. W styczniu 2025 roku nasz świat wywrócił się do góry nogami, zdiagnozowano u mnie raka trzustki, z przerzutami do wątroby. Nagle, nasza zwykła codzienność zmieniła się w ciągłe pobyty w szpitalach, badania i strach. Tak niedawno marzyliśmy o wspólnych podróżach, terazjedyny cel to zdrowie. Nie poddaję się, chociaż ta walka jest nierówna, a przeciwnik podstępny i złośliwy. Ale jestem potomkiem wikingów, a wikingowie nie poddają się łatwo! Obecnie jestem w trakcie intensywnej chemioterapii, która ma umożliwić resekcję guza. To jedyna opcja, aby zatrzymać chorobę. Aby zwiększyć moje szanse w walce z rakiem wraz z Małgosią, która mnie mocno wspiera, szukamy innowacyjnych metod leczenia jak zabieg NanoKnife. Niestety jest to zabieg nierefundowany i wykonywany tylko komercyjnie. Rozważamy również możliwość leczenia w jednej z klinik w Niemczech, ale zarówno koszty NanoKnife jak i leczenia za granicą przekraczają nasze możliwości finansowe. Czas, który do tej pory płynął spokojnie, nagle stał się towarem deficytowym i nie wiemy, ile tego czasu nam zostało. Nigdy nie myślałem, że będę musiał prosić o wsparcie, ale aby wygrać tę najtrudniejszą w życiu walkę, muszę to zrobić. Jak się okazało, nawet największy wojownik potrzebuje pomocy! Z całego serca dziękuję za Wasze wsparcie, za każdą najmniejszą kwotę!

11 034 zł z 100 000 zł
11%
Olga Sukhanova, Odesa

Pomoc dla chorej na raka emerytki z Ukrainy (Odesa)

Dzień dobry, nazywam się Olga, mam 68 lat, ale czuję się na 18! Jestem aktywną i pozytywną emerytką z Odesy (Ukraina). Całe swoje życie poświęciłam rodzinie i wychowaniu 3 dzieci. Starszy syn od 30 lat jest chory psychicznie, najmłodsza córka umarła w wieku 15 lat. Nawet po takich ciężkich przeżyciach nie poddałam się i żyję dla swojego męża (również jest emerytem), cudownej córki i wspieram chorego syna. Razem z mężem jesteśmy aktywnymi emerytami i uwielbiamy hodować owoce i warzywa na działce - daje mi to dużo radości i energii. Niestety w marcu 2025 zdiagnozowano u mnie raka macicy 3 st. Był to ogromny szok dla mojej rodziny. Powiedziałam sobie wtedy, że nie mam prawa poddać się i tym razem! Niestety państwowa służba zdrowia w Ukrainie w tym momencie nie ma zasobów, żeby pomóc w godnej walce z rakiem. Jedyną szansą jest prywatna opieka medyczna. Moja córka Anastasiia (mój opiekun) oddaje mi wszystkie swoje siły i zasoby, żeby mnie ratować. Jestem jej ogromnie wdzięczna, natomiast nawet pracując w Warszawie, nie jest w stanie opłacić tak kosztownego leczenia (chemia i przyszła operacja). W tym momencie jest jedyną osobą pracującą w naszej rodzinie. Nie mam prawa poddać się, widząc jak ciężko walczy o mnie. Wierzę, że dobrzy ludzie przyciągają do siebie dobrych ludzi, szczególnie w trudnych momentach życiowych! Chcę żyć dla swojej rodziny i pomagać ludziom, natomiast w tej chwili potrzebuję Waszego wsparcia. Będę niezmiernie wdzięczna za każdą pomoc!

10 260 zł z 100 000 zł
10%
Aleksandra Kostosz, Bytom

Pomóż mi nie stracić wiary, że uda mi się przeciwstawić chorobie.

Podaruj mi trochę życia! Od 6 lat życie moje podporządkowane zostało zmaganiu się z nowotworem złośliwym. W tym czasie poddałam się czterem zabiegom operacyjnym, które jednak nie zakończyły się sukcesem, gdyż za każdym razem nowotwór się wznawiał. Ostatnie badania kontrolne zdiagnozowały kolejną wznowę nowotworu, a co gorsza stwierdzono przerzuty. Pozostała mi obecnie jedynie możliwość podjęcia leczenia lekami immunologicznymi. Przeprowadziłam wymagane badania genetyczne, które taką możliwość potwierdziły. W moim przypadku sytuacja jest jednak dodatkowo trudna, gdyż stwierdzony u mnie nowotwór jest rakiem jasnokomórkowym na tle endometriozy. Ten typ nowotworu występuje bardzo rzadko i żaden lek immunologiczny nie jest refundowany. Ceny takich leków, które samemu należy zakupić, są niesamowicie wysokie, to kwoty kilkunastu tysięcy złotych co miesiąc. Leczenie natomiast jest długotrwałe. Pomimo 6 lat podporządkowania życia zmaganiu się z chorobą nie chcę się poddać, gdy choroba mówi, że to ona wygrywa. Dlatego proszę o pomoc, jeżeli ktoś może i chciałby mi pomóc. Środki, które trafią na moje konto w Alivii, fundacja może udostępnić mi tylko na ściśle określone cele związane jedynie z leczeniem onkologicznym.

225 zł z 90 000 zł
0%