Zbiórki

Sławomir Andrzejczak, Targowa Górka

Cel zbiórki został osiągnięty

Szanowni Darczyńcy, jesteśmy ogromnie wdzięczni za Wasze wsparcie! Udało się osiągnąć cel zbiórki, dlatego na chwilę obecną prosimy o nieprzekazywanie darowizn. ………………………………………………………..***…………………………………………………………. Witam, mam 31 lat. W grudniu 2016 r. po badaniu rezonansem otrzymałem diagnozę - wielki nowotwór nieoperacyjny i następnie oczekiwałem na wynik biopsji. 3 stycznia wyniki biopsji nie dały żadnych złudzeń - nerwiak węchowy zarodkowy wielki. Jestem po jednej serii chemii i znowu trwa oczekiwanie na wyniki. Pod koniec marca będę badany tomografem. Nie wiem, jak potoczy się moje leczenie, ale jedno wiem na pewno: JESTEM ZA MŁODY, BY UMIERAĆ! Rak postępując odebrał mi już wzrok (nie widzę na jedno oko, a drugie jest osłabione). Leczenie nowotworów jest kosztowne i długotrwałe. Nie poddam się tak łatwo, ale wiem też, że bez Waszej pomocy nie dam rady. W tej chwili czekając na badanie tomografem, nie wiem co się wydarzy i jakie leczenie będzie zastosowane. Wciąż zbieram na dodatkowe konsultacje, planuję też konsultacje zagraniczne - niestety w Polsce wyczerpały się dla mnie opcje. Dodatkowym wydatkiem są badania i częste dojazdy do ośrodka leczenia. Jestem młodym, często uśmiechniętym człowiekiem. Do tej pory potrafiłem cieszyć się zwykłym dniem, pracą z siostrzeńcami. Nie zdążyłem założyć nawet rodziny. Pięć lat temu zmarł mój ojciec na nowotwór płuc, od tego czasu opiekowałem się chorą mamą. Niestety teraz sam potrzebuję opieki. Moje wszystkie marzenia legły w gruzach.

13 827 zł
115%
Wanda Walaszczak, Warszawa

Na chwilę obecną udało się osiągnąć cel! Serdecznie dziękuję!

Osiągnęliśmy cel zbiórki! Bardzo wszystkim dziękuję za wpłaty! Witam! Mam na imię Wanda. Mam kochanego męża, dwójkę kochanych dzieci i czwórkę cudownych wnucząt. Jestem pełną życia kobietą. Mimo możliwości nigdy nie chciałam siedzieć bezczynnie na emeryturze, byłam więc cały czas aktywna zawodowo, a każdą wolną chwilę poświęcałam opiece nad moimi ukochanymi wnuczętami. Dzięki temu mam chęć do życia, bo czuję, że jestem potrzebna. Mam tylko jeden problem – jest nim rak piersi. Rok 2016 pod kątem zdrowia nie był dla mnie zbyt dobry. Zaczął się od zapalenia płuc, przez co dłuższy czas spędziłam w szpitalu. Leczyłam się przez 1,5 miesiąca, a w badaniu kontrolnym odkryto u mnie zrosty przy koniuszku serca. Gdy zdążyłam dojść do siebie, zaczęły się kolejne problemy. Najpierw zaczęła mnie boleć pierś. Znając realne terminy w służbie zdrowia, wykonałam różne badania prywatnie. W kwietniu mammografię – wyniki nie były najlepsze, ale nie było jeszcze wtedy żadnych powodów do niepokoju. W maju natomiast USG – wyniki zasiały we mnie ziarno niepokoju, bo zostałam skierowana do chirurga onkologa. Czekałam długi czas mając coraz czarniejsze myśli. W końcu dostałam skierowanie do Centrum Onkologii. Tam w październiku zostały powtórzone badania, wykonana została biopsja guza i węzła chłonnego. I już nic nie było dobrze. Diagnoza była jednoznaczna: nowotwór złośliwy – naciekający rak piersi. Mimo, iż o wielu podobnych przypadkach słyszy się dookoła, usłyszeć to samemu było szokiem. Brzmi to jak wyrok. Pojawił się lęk przed cierpieniem, ale też strach – że w pracy sobie beze mnie nie poradzą, że wnuki będą tęsknić, że będę dla kogoś ciężarem. Zapewnienia lekarza, że wystarczy wycięcie i naświetlanie niewiele pomogły. W połowie listopada wycięto mi guzka i węzły chłonne. Pozostało mi czekać na wyniki badania histopatologicznego i informacje o dalszym leczeniu. Obiecany tydzień minął wolno, jednak po nim nic się nie wydarzyło. Nikt do mnie nie zadzwonił, nie miał kto wytłumaczyć i uspokoić. Kolejne dni zamieniały się w tygodnie. Przeżycie tego czasu w niepewności graniczyło z cudem. Człowiek staje się strzępkiem nerwów. Wreszcie 27 grudnia zgłosiłam się do chirurga. I tu kolejny szok, bo okazuje się, że ze względu na agresywną odmianę raka konieczna jest jednak chemioterapia. Otrzymuję kolejne skierowanie do onkologa klinicznego. W międzyczasie miałam prywatną wizytę lekarską w przychodni specjalistycznej Polskiej Fundacji Europejskiej Szkoły Onkologii. Stwierdzenie jakie tam usłyszałam na podstawie badań ('już co najmniej od miesiąca powinna mieć pani zaawansowane leczenie') pogorszyło jedynie mój stan psychiczny. W końcu podjęto decyzję o leczeniu: chemia (czerwona), później chemia uzupełniająca i równolegle chemia celowana, na końcu radioterapia i hormonoterapia. 16 stycznia 2017 r. miałam wszczepiony port pod skórę. Już następnego dnia podaną miałam przez niego pierwszą dawkę chemii. Czeka mnie bardzo długi rok. Choroba była zarówno dla mnie jak i całej mojej rodziny wielkim zaskoczeniem. Dobrze, że mam taką kochającą rodzinę, która pomaga mi przejść te trudne dni i wspiera mnie moralnie i fizycznie. Od dawna leczę się na osteoporozę i cierpię na uciążliwe migreny. Mocne leki przeciwbólowe i inne bardzo osłabiły moją wątrobę, a chemia dodatkowo ją bardzo osłabi. Pieniądze, jakie uda mi się uzbierać, chciałabym przeznaczyć na nierefundowane leki, które pomogą mi łatwiej znieść całą terapię i wszystkie jej skutki uboczne oraz takie, które pozwolą mi wrócić po jej zakończeniu do sprawności fizycznej. Po zakończeniu leczenia chcę nadal robić to, co sprawia mi przyjemność i czuć się każdemu potrzebna. Dziękuję za każde wsparcie.

13 494 zł
112%
Katarzyna Kubiak, Opalenica

Mama trójki dzieci choruje na przewlekłą białaczkę szpikową.

Mam na imię Katarzyna, mam 45 lat. Mam wspaniałą rodzinę - męża Piotra, córkę Jagodę i dwóch synów: Jakuba i Kacpra. Moja choroba zaczęła się w marcu 2014 roku. Najpierw wysokie leukocyty i coraz gorsze samopoczucie. W końcu diagnoza: PRZEWLEKŁA BIAŁACZKA SZPIKOWA. Od 8 maja 2014 przyjmuję codziennie leki hamujące wzrost nieprawidłowych komórek oraz inne leki wspomagające. Jestem pod opieką Szpitala Klinicznego Przemienienia Pańskiego w Poznaniu. Moja choroba, a raczej skutki uboczne leków zmuszają mnie do ciągłej rehabilitacji, która wymaga sporego nakładu finansowego. Wierzę, że dzięki Państwa pomocy będę mogła kontynuować leczenie i rehabilitację. Dziękuję za każde wsparcie.

13 134 zł
109%
Edward Woszczenko, Żagań

Zbieram na leki oraz dojazdy do kliniki

Dzień dobry, mam na imię Edek, mam 52 lata. W lutym 2015 zdiagnozowano u mnie przewlekłą białaczkę limfocytową B-komórkową oraz niedokrwistość autoimmunohemolityczną. Pomimo stosowania chemioterapii w przeciągu 4 lat przeszedłem 3 progresje choroby. W maju 2019 w Klinice Hematologii Nowotworów Krwi i Transplantacji Szpiku we Wrocławiu przeprowadzono allogeniczny przeszczep szpiku kostnego od dawcy niespokrewnionego. Niestety z powodu zarostowego zapalenia oskrzelików - przewlekła choroba przeszczep przeciwko gospodarzowi od prawie 3 lat. Dojeżdżam 300 km 4 razy w miesiącu do Kliniki na zabiegi fotoforezy, które spowalniają chorobę. W grudniu 2021 uwidocznił się kolejny objaw choroby przeszczep przeciwko gospodarzowi, którym jest zespół suchego oka, co wiąże się z dodatkowymi kosztami prywatnych wizyt i zabiegów okulistycznych. Obecnie przebywam na rencie inwalidzkiej. Życzliwych Państwa proszę o wsparcie w walce o zdrowie i życie. Środki wykorzystam między innymi na leki, wizyty lekarskie i dojazdy do Wrocławia. Za wszelką pomoc serdecznie dziękuję!

13 023 zł
186%
Iwona Ciepielewska, Ostrowiec Świętokrzyski

Onkozbiórka dla Iwony

Dzień dobry, mam na imię Iwona, mam 56 lat. Jestem nauczycielką z długim stażem pracy. Moja sytuacja radykalnie się zmieniła w październiku 2022 roku, gdy stałam się pacjentką onkologiczną. Zachorowałam na raka płuca, który niestety zdążył się rozwinąć na tyle, że dał przerzuty do kości i węzłów chłonnych. Podjęłam leczenie w Centrum Onkologii w Kielcach, przyjmuję lek ozymertynib, który daje spore szanse na utrzymanie choroby bez progresji. Jest to lek refundowany, ale z ograniczeniami. Za miesiąc będę mieć kolejne TK, które da odpowiedź co z dalszym leczeniem. Pieniądze pochodzące ze zbiórki przeznaczone będą na bieżące koszty związane z leczeniem, dojazdy i konsultacje. Za wszelką pomoc z całego serca dziękuję. Iwonka

12 940 zł
129%
Sławomir Pogorzelski, Kunowo

Sławek potrzebuje wsparcia!

Mam na imię Sławek, w lipcu skończę 27 lat i jestem zawodowym strażakiem. Wszystko zaczęło się od zwykłego przeziębienia. Lekarz rodzinny zlecił mi standardowe badanie krwi. Wyniki pokazały, że mam obniżony poziom płytek we krwi, kilka dni później trafiłem do szpitala, a tam 27 kwietnia 2018 diagnoza… OSTRA BIAŁACZKA SZPIKOWA. 26.11.18 dostałem drugie życie ijestem po przeszczepie szpiku. Piękny czas, jakim było oczekiwanie na narodziny córeczki, spędziłem w szpitalnym łóżku. Moje pasje? Jestem zawodowym strażakiem, kocham swoją pracę - lubię pomagać innym. Często gram z kolegami w piłkę nożną oraz interesuję się motoryzacją. Moim marzeniem jest wychowanie mojej córeczki Laurki. Chciałbym patrzeć, jak dorasta, pomagać w odrabianiu prac domowych, obserwować pierwsze miłości. Obecnie przebywam w domu, gdzie staram się wrócić do normalnego życia. Zebrane środki pieniężne zostaną przekazane na moje dalsze leczenie, w tym: potrzebne leki, konsultacje ze specjalistami oraz dojazdy na wizyty kontrolne do ośrodka transplantacyjnego w Gliwicach (oddalonego o 650 km). Dzięki Tobie szybciej będę mógł wrócić do swoich pasji i normalnego życia. Dziękuję!

12 125 zł
101%
Andrzej Pacek, Mirzec

Na ten moment zawieszam zbiórkę. Dziękuję za wpłaty.

Nazywam się Andrzej Pacek, mam 56 lat i mieszkam w Mircu. Moja choroba przyszła znienacka we wrześniu 2015 roku. Dosłownie z dnia na dzień moje dotychczasowe życie zmieniło się o 180 stopni. Ból w kręgosłupie między łopatkami zupełnie uniemożliwił mi poruszanie się. Jednoznaczna diagnoza była szokiem - szpiczak mnogi, a na domiar złego całkowity paraliż - od pasa w dół. Błyskawiczna operacja usunięcia guza uratowała mi życie. Wzmocniono i usztywniono również kręgosłup na odcinku 4 kręgów śródpiersiowych. Nastąpiło leczenie wysokodawkowaną chemią w Klinice Hematologii i Transplantacji Szpiku w Centrum Onkologii w Kielcach. Wsparto je dwoma przeszczepami autologicznych komórek krwiotwórczych krwi obwodowej. Było ciężko, a rokowania nie były najlepsze. Choroba, a potem leczenie wyłączyły mnie z życia zawodowego i rodzinnego. Obecnie nastąpiła remisja choroby, ale pozostał spastyczny niedowład kończyn dolnych. Od początku wiedziałem też, że jeśli chcę być znów w miarę sprawnym, czeka mnie długotrwała i żmudna rehabilitacja. Jestem zdeterminowany w tym postanowieniu i uparty. Nie użalam się nad sobą i walczę. Pomagająmi w tym ćwiczenia w domu oraz pod okiem profesjonalistów na turnusach rehabilitacyjnych w Otwocku czy Busku. Niestety terminy takich wyjazdów - refundowanych przez NFZ są bardzo odległe (nawet 2025 rok), a w mojej obecnej sytuacji materialnej nie stać mnie na wyjazdy komercyjne. Bardzo chciałbym wrócić znów do pełnej sprawności i aktywnego życia, dlatego środki zebrane za pośrednictwem Fundacji pragnę przeznaczyć na wyjazdy rehabilitacyjne. Już wiem, jak bardzo mi one pomagają. Dlatego bardzo proszę Państwa o każdą pomoc i za tę nawet najdrobniejszą z serca dziękuję. --- Dziękuję wszystkim Darczyńcom za okazaną mi pomoc. Moje marzenia się spełniły. Dzięki Wam mogłem znów w styczniu tego roku rehabilitować się w Busku. Wyjadę tam również na kolejny turnus we wrześniu. W dalszym ciągu liczę na Waszą pomoc w zbieraniu funduszy na kolejne wyjazdy. Naprawdę wiele mi one dają. Dzięki nim będę miał więcej siły do walki z rakiem, kiedy ten znowu da o sobie znać.Dlatego też pozwoliłem sobie ponownie prosić Was o wsparcie. Zwiększyłem też kwotę - zapewni mi to ciągłość w mojej rehabilitacji w tak cudownym ośrodku, jakim jest 21 WSZUR w Busku-Zdroju.

11 973 zł
119%
Anna Rucińska-Barnaś, Kraków

Środki na pokrycie kosztów związanych z leczeniem

Tylko ludzie silni nadzieją są zdolni przetrwać wszelkie trudności. - ks. Jerzy Popiełuszko Na początku stycznia 2018 zdiagnozowano u mnie hormonozależnego HER dodatniego raka piersi z przerzutami do węzłów pachowych. Od razu podjęłam walkę z chorobą, poddałam się 8 cyklom chemioterapii, operacji, radioterapii i immunoterapii. Obecnie jestem w trakcie hormonoterapii w Centrum Onkologii w Gliwicach, leczę się też kardiologicznie oraz przechodzę rehabilitację z powodu następstw choroby. Nie poddaję się, ale leczenie i rehabilitacja wiążą się z kosztami, które obciążają nasz domowy budżet. Obecnie największym wydatkiem są leki, badania i dojazdy do placówek medycznych. Dlatego zwracam się do Was z prośbą o wsparcie. W ofiarowaniu siebie najpiękniejsze jest to, że to, co do nas wraca jest zawsze lepsze od tego, co dajemy. Otrzymujemy odpowiedź o wiele bardziej hojną niż nasze działanie. - Orison Swett Marden

11 913 zł
119%
Magdalena Kubiak, Golina

Wsparcie w leczeniu onkologicznym

Każdy z nas ma w otoczeniu przynajmniej jedną życzliwą, lojalną, pomocną, empatyczną osobę i taka właśnie jest nasza Magda, mama Bartosza i Patrycji. W marcu 2020 roku wszyscy doznaliśmy szoku dowiadując się, że Magda usłyszała diagnozę rak piersi - nowotwór złośliwy potrójnie ujemny. Szybka diagnoza, plan leczenia i mastektomia. Magda krok po kroku, z uśmiechem na ustach realizowała plan leczenia. Zniosła to dobrze i wydawało się, że wygrała tą nierówna walkę. Niestety, nie trwało to długo, ponieważ po roku rak zaatakował ponownie dając przerzuty. Kolejna operacja. Obecnie Magda jest na leczeniu paliatywnym - kolejne cykle chemioterapii. Potrzebuje wsparcia w poniesieniu codziennych kosztów związanych z trudnym leczeniem. Magda to osoba rozpoznawalna w golińskim środowisku. Całe życie aktywna społecznie, chętna do współpracy, inicjatorka wielu imprez i akcji środowiskowych. Przez wiele lat związana z Gromem Golina, miejscowym klubem piłkarskim, była członkiem zarządu. Pracowała na rzecz seniorów, ale i dzieci, pełniła funkcję kierownika zespołu, ale w zasadzie była osobą “od wszystkiego”. Współorganizowała turnieje, pozyskiwała środki na działalność klubu, inicjowała wiele imprez sportowych. Bliskie jej były dzieci - oprócz pracy na ich rzecz w klubie, udzielała się w ramach Rady Rodziców przy miejscowej szkole podstawowej. Aktualnie współpracuje z KGW w Golinie. Magda to osoba o niezwykłych talentach organizacyjnych. Pojawia się przy wszystkich akcjach środowiskowych - festynach, zabawach i akcjach charytatywnych, imprezach sportowych. Jest kreatywna, ma naturalną zdolność przyciągania do tych projektów ludzi i pozyskiwania środków. Empatyczna, szczera, życzliwa, pogodna, wrażliwa na krzywdę ludzką, zawsze chętna do pomocy. Cieszy się szacunkiem i zaufaniem społecznym. Mimo poważnej choroby nie zaprzestaje swojej prospołecznej działalności, zawsze myśli o innych, optymistka. Magda to osoba niezwykle pozytywna i wartościowa. Nie znam nikogo, kto wypowiadałby się o niej w sposób negatywny. Dzielna, waleczna nasza dziewczyna!

11 358 zł
113%
Marek Potocki, Lipinki Szlacheckie

Koszty leczenia i transportu

Mam na imię Marek. Byłem nauczycielem wychowania fizycznego w szkole podstawowej. Diagnoza była ciężkim przeżyciem. Od sześciu lat walczę ze złośliwym nowotworem krtani. Najtrudniejsza jest niepewność wyników kolejnych badań. Istotną trudność stanowią także wydatki związane z leczeniem. Poza tym dojazd również jest kosztowny - klinika jest oddalona ponad 50 km od domu, a konieczne są częste wizyty. Pozostaję jednak pełen nadziei.

10 881 zł
108%
Yulia Petukhova, Tłuszcz

Dziękuję!

Zbiórka została zakończona! ******************************************************************************************************** Mam na imię Yulia (Julia). Mam 36 lat. Pochodzę z Syberii, a dokładnie z południowego Uralu z miasta Czelabińsk. Do 33 roku życia mieszkałam w Rosji. Ukończyłam studia prawnicze, przez 15 lat pracowałam jako radca prawny. Zawsze prowadziłam zdrowy i aktywny tryb życia. W związku z tym, że mam polskie korzenie, byłam członkinią Organizacji Polonijnej „Solaris” w Czelabińsku. Nasza organizacja to stowarzyszenie potomków Polaków na Syberii, osób o polskich korzeniach, a także wszystkich zainteresowanych polską kulturą i tradycjami. Tam uczyłam się języka polskiego i marzyłam o Polsce. Zawsze wierzyłam, że marzenia się spełniają. Dzięki losowi poznałam swojego męża – podróżnika po Syberii, artystę-rękodzielnika Piotra i 3 lata temu przeprowadziłam się do Polski. Ułożyłam tu swoje życie: mieszkamy z Piotrem na wsi, znalazłam też pracę. Mieliśmy wielkie plany na przyszłość, marzyliśmy i radowaliśmy się z naszego szczęścia, ale w połowie października tego roku nagle dowiedziałam się o mojej chorobie. Mam przewlekłą białaczkę szpikową, rozpoznaną w kryzie mieloblastycznej. W lutym 2020 r. miałam przeszczepienie szpiku od mojej rodzonej siostry. Obecnie przechodzę leczenie i rehabilitację. Zbieram środki na dojazdy do szpitala, ponieważ mieszkam poza Warszawą, opłatę leków oraz rehabilitację po przeszczepie. Jestem osobą silną, mam syberyjski charakter, nie poddaję się, myślę pozytywnie. Jestem młoda, mam całe życie przed sobą, mam kochanego męża, rodziców, siostrę i innych członków rodziny. Potrzebuję Waszej pomocy, bo mam trudny etap w życiu. Wierzę w dobre serca ludzi i jasną stronę życia. Gorąco pozdrawiam i z góry dziękuję.

10 582 zł
105%
Beata Stelmach, Debrzno

Zbieram środki na marihuanę medyczną

Zanim skończycie Państwo czytać tę prośbę, kolejne osoby otrzymają diagnozę “rak”. Co najmniej trzy razy więcej dowie się, że ktoś z ich rodziny lub znajomych zachorował na nowotwór. Każdy z nas ma imię. Nie jesteśmy numerem statystycznym w rejestrze onkologicznym. Mam na imię Beata, mam marzenia, mam świadomość, mam raka. Wyłączyłam nieśmiertelność i nie składam broni. Mam siłę. Każdego poranka, jak otworzę oczy, uśmiecham się do siebie. Nie ma znaczenia, gdzie się budzę i jaka jest pogoda za oknem. Jestem wdzięczna za dany mi kolejny dzień. Bardzo chciałabym napisać o sobie coś tak interesującego, aby zwrócić Państwa uwagę. Moja historia jest jednak podobna do innych na tym portalu. W 2008 roku pierwsza diagnoza – nowotwór piersi. Leczony przez 5 lat. Rodzinna sielanka została przerwana w 2017 roku diagnozą – nowotwór wątroby i płuc. Podejmowane był próby mojego leczenia w różnych ośrodkach onkologicznych na terenie Polski. Ostatecznie w Warszawie dostałam nadzieję. Lekarz powiedział, że nie wyleczy mnie, ale zrobi wszystko, aby przedłużyć mi życie. Wtedy stałam się pacjentką paliatywną. Znaczy to tyle, że nie będę wyleczona, proces chorobowy nie zostanie też zatrzymany. Celem lekarza jest łagodzenie objawów choroby i uśmierzanie bólu. Wydatki na suplementy, witaminy, zastrzyki hormonalne, leki na ciśnienie pozostawiają nieduży budżet. Jednak najbardziej kosztowna jest medyczna marihuana. Jest dla mnie najlepszym środkiem na ból nowotworowy niepozwalający często wstać z łóżka. Ponadto może mieć działanie wspomagające w hamowaniu powstawania naczyń krwionośnych, które odżywiają nowotwór oraz ograniczaniu rozprzestrzenianie się komórek nowotworowych. Mieszkam w pomorskiej wiosce, Cierznie. Jestem samotną mamą dwóch synów. Młodszy uczy się w szkole średniej. Ponieważ wszystkie oszczędności „na czarną godzinę” się skończyły, starszy syn, niestety, zamiast iść na studia, wyjechał za granicę do pracy, aby dokładać pieniążki do mojej renty. Najbardziej mnie boli, że mój stan nie pozwala mi na wykonywanie żadnej pracy, przez co zmusza mnie do zaistnienia na tym portalu. Dodatkowo ponoszę duże koszty przyjazdu do Warszawy co dwa, trzy tygodnie na kilkudniowe badania i chemię. Badania są robione w warunkach ambulatoryjnych, dlatego na ich czas zmuszona jestem zatrzymywać się w hotelu. Robi mi to kolejną dziurę w portfelu. Zdaję sobie sprawę, że nie uda Wam się otoczyć opieką wszystkich potrzebujących. Jednak to nie powód, żeby nie próbować. Wiem, że pewne działania mogą się wydawać tylko kroplą w oceanie potrzeb. Ale moja kropelka i kropelka od Państwa to już dwie kropelki. Jeśli są Państwo zainteresowani wsparciem, a macie jakieś wątpliwości, zapraszam do rozmowy. Chętnie odpowiem na wszystkie pytania. Dziś położę się spać, dziękując za kolejny dzień życia...

10 288 zł
102%