Zbiórki

Eugeniusz Cupiał, Wrocław

Proszę o pomoc w poniesieniu kosztów leczenia

Moja historia: od pięciu lat walczę z rakiem krtani. Udałem się do lekarza i diagnoza się potwierdziła. Usunięto mi krtań, węzły chłonne, tarczycę. Oddycham przez otwór w szyi - całkowita tracheostomia. Po chemii i radioterapii straciłem węch, smak, częściowo słuch, nie mówię. Obecnie stwierdzono u mnie zwężenie przełyku o jeden centymetr. Czekam na diagnozę, co dalej będzie. Mam 65 lat, przepracowałem 45 lat, jestem na emeryturze pomostowej. Codzienne opatrunki, lekarstwa, inhalacje i tak do końca życia - za wszystko muszę płacić 100%.

1 332 zł
26%
Ewa Stefańska, Kraśnik

Ewa walczy z nowotworem

Ewa ma 40 lat, jest wspaniałą mamą 2 cudownych chłopców: 5-letniego Filipka i rocznego Mikołaja. Ewa nie widzi świata poza synami. Jest ciepła, pełna miłości, nigdy nie odmawia pomocy innym. W grudniu 2021 roku zawalił się świat Ewy i jej bliskich. Zdiagnozowano u niej złośliwy nowotwór jajnika z przerzutem. Ewa natychmiast przeszła radykalną operację, ponowna tomografia wykonana w styczniu 2022 roku ujawniła kolejny przerzut. Ewa obecnie przebywa w Centrum Onkologii Ziemi Lubelskiej w Lublinie. Chcemy zapewnić Ewie środki do kontynuowania leczenia, na specjalistyczne konsultacje, których będzie potrzebowała w czasie leczenia. Marzeniem Ewy jest patrzeć, jak rozwijają się jej synowie, uczestniczyć w ich wychowaniu. Teraz to nasza Ewa potrzebuje wsparcia i pomocy. Walczymy dla niej i jej dzieci. Zróbmy wszystko, co w naszej mocy, żeby spełnić marzenie Ewy. Rodzina i Przyjaciele

16 313 zł
81%
Iwona Demuth, Pleszew

Jestem chora na raka jajnika

Choruję od 2015 r. na raka jajnika z przerzutami na otrzewną i przewód pokarmowy. Jestem już po dwóch operacjach HIPEC tj. po operacji chirurgicznego usunięcia nowotworu. W trakcie tej procedury do brzucha podawana jest gorąca chemia, która usuwa mikrozmiany. Operacje są skuteczne - ale nierefundowane! Jeden zabieg kosztował 30.000 zł. Obecnie mam trzecią wznowę, a co za tym idzie wizyty u lekarzy, badania, zakup leków, dalsze leczenie... Dziękuję wszystkim, którzy zdecydują się mnie wspomóc.

1 296 zł
25%
Zdzisław Zydroń, Dębno

Konsultacje lekarskie i nierefundowany sztuczny moczowód

Witam, mam na imię Ania. Nigdy nie myślałam, że będę musiała kiedykolwiek organizować zbiórkę pieniędzy na leczenie dla mojego taty. Sami wielokrotnie wspieraliśmy osoby, które potrzebowały pieniążków, a teraz niestety sytuacja odwróciła się i to ja o nie bardzo proszę. 02.02.2021 roku zapamiętam do końca życia - usłyszeliśmy wtedy diagnozę, byliśmy w szoku - rak jelita grubego w stopniu G2. Ciężka operacja, potem chemioterapia uzupełniająca. Tata szybko doszedł do siebie, mimo kolostomii funkcjonował normalnie, ale na domiar złego w kwietniu pojawiły się nagle komplikacje, trzeba było założyć nefrostomie. Na chwilę obecną tata skazany jest na życie z "dziurą w plecach", która powoduje ograniczenia w wielu aspektach życia, nawet sen staje się udręką. Odkąd wiem o diagnozie, robię wszystko, by tacie pomóc, ale niestety oszczędności też się kończą, dlatego bardzo, ale to bardzo proszę o pomoc. Środki z niniejszej zbiórki będą przeznaczone na nierefundowany sztuczny moczowód Detour oraz badania i konsultacje lekarskie. Ślicznie dziękuję za każdą pomoc, wierzę że dobro wraca.

4 281 zł
53%
Aleksandra Korduszewska, Ugniewo

Na wsparcie w leczeniu, konsultacje, badania, leki

Witam, mam na imię Ola i jestem mamą dwóch dziewczynek: Michaliny i Marceliny. :) W październiku 2020 r. otrzymałam druzgocącą diagnozę. Wiadomość, która nigdy nie przychodzi w porę... A zwłaszcza, jeśli to informacja o chorobie śmiertelnie niebezpiecznej - złośliwym nowotworze! Taką diagnozę otrzymałam dzień przed 5-tymi urodzinami mojej młodszej córki. Był szok, płacz, niedowierzanie... Rak piersi z wysoką agresywnością i wysokim namnażaniem się komórek nowotworowych brzmi jak wyrok! Ale ja nie wyobrażam sobie przegrać tej walki, dla siebie, dla dzieci, które tak bardzo mnie potrzebują. W chwili obecnej za mną pięć miesięcy chemioterapii, a przede mną długa walka o zdrowie i życie, a za tym idą niemałe koszty. Operacja, rehabilitacja, może rekonstrukcja, hormonoterapia. Ale leczenie nowotworu to nie tylko leki na raka. To konsultacje medyczne, suplementy, materiały opatrunkowe, dojazdy do jednostek medycznych, specjalistyczna bielizna pooperacyjna, leczenie stomatologiczne, okulistyczne, leki wspomagające wątrobę, kości. Nie wiem, co mnie dalej czeka. Ale wiem jedno. Muszę walczyć, dla siebie, dla Partnera, który nieustannie mnie wspiera, dla moich córek, które mają dopiero 6 i 8 lat. Trzymajcie za mnie kciuki! Wszystkich ludzi o dobrych sercach bardzo proszę o każdą drobną finansową pomoc, która pomoże mi nadal się leczyć, walczyć z rakiem, a przede wszystkim żyć! Dziękuję z góry za każdą cegiełkę, udostepnienie zbiórki i za każde dobre słowo! Pozdrawiam serdecznie, Ola

11 139 zł
74%
Krzysztof Grotowski, Warszawa

Potrzebuję wsparcia na walkę z chorobą

To miał być zwykły zabieg prostowania przegrody nosowej. Ucieszyłem się, że będzie wykonany endoskopowo, to oznaczało mniej komplikacji. Wróciłem do domu i wracałem do zdrowia. Pojawiła się jednak gorączka i silny ból. Lekarze uspokajali, że tak może być. Jeden antybiotyk, potem drugi, udało się ustabilizować sytuację. Wróciłem do pracy. Tuż przed planowaną wizytą kontrolną otrzymuję telefon z prośbą o pilny kontakt. Lekarz wręcza mi wypis, na którym widnieje szokująca dla mnie informacja: nowotwór złośliwy zatok. Sto pytań w głowie, niedowierzanie. Do tej pory trudno mi w to uwierzyć… Mam 49 lat, udało mi się wychować synów, są wspaniali, czekam aż założą rodziny, będę mógł cieszyć się wnukami. Moim marzeniem było podróżowanie, zwiedzanie świata, cieszenie się życiem, zwykłe rzeczy, na które wcześniej nie było czasu. Przede mną badania, konsultacje, naświetlania, niepewność, długotrwałe leczenie i rehabilitacja. To bardzo kosztowna przygoda. Będę wdzięczny za każde wsparcie finansowe, które ułatwi mi zmaganie z chorobą i codzienne funkcjonowanie.

6 080 zł
60%
Małgorzata Kubanek, Zabrze

Chcę żyć dla moich córek - pomóż mi w walce z rakiem!

Witam, mam na imię Gosia i mam 30 lat. Jestem mamą dwóch cudownych dziewczynek: Amelka ma 5 lat, Laura skończyła 3 miesiące. Tak bardzo nie chcę ich opuszczać, lecz nie wiem, jakie plany w tym układzie ma mój nowotwór! W 28 tygodniu ciąży pobrano mi węzeł chłonny do badania histopatologicznego - wynik był szokujący! Dowiedziałam się, że moje węzły chłonne zaatakował rak, lecz niestety nie tu było jego źródło. Dalsze konsultacje oraz badania doprowadziły lekarzy do diagnozy: to nowotwór złośliwy nosogardzieli. Mój świat się zawalił. Czas ciąży pełen radości, wyczekiwania na swoje kolejne szczęście przerodził się w strach o zdrowie dziecka, o to kiedy będzie trzeba rozwiązać ciążę, czy dziecko będzie w stanie funkcjonować na świecie w tak szybkim czasie. Towarzyszyła mi obawa o swoje zdrowie, jak to będzie, czy dam radę, jak zareaguję na chemię i radioterapię, czy będę w stanie być mamą dla swoich córek, aż w końcu myśl o tym, jak długo jeszcze będzie mi dane wychowywać swoje córki... Lekarze postanowili rozwiązać ciążę w 34 tygodniu i 22.07.20 r. przyszła na świat moja druga córka. Jako wcześniak urodziła się z wrodzonym zapaleniem płuc oraz miewała bezdechy, przez co jakiś czas musiała przebywać w inkubatorze, był jej podawany tlen, karmiono ją sondą i przyjmowała antybiotyki. Dzięki Bogu w 7 dobie życia córki wyszliśmy do domku. Cieszę się każdym dniem spędzonym z córkami oraz rodziną. W sierpniu musiałam się stawić na oddział onkologii na pierwszą chemioterapię, a od listopada rozpoczęłam radioterapię. Zebraną kwotę przeznaczę na potrzeby związane z moją chorobą: głównie na specjalistyczne jedzenie, które pomoże mi nabrać sił przed oraz w trakcie terapii, na leki, które będę musiała przyjmować po każdej chemii oraz na dojazdy do instytutu onkologii i innych potrzebnych lekarzy. Z całego serduszka dziękuję każdej osobie, która mi pomaga, abym mogła żyć dla swoich dzieci oraz rodziny. Jestem wdzięczna za każdą możliwą pomoc. Pozdrawiam, Gosia

11 011 zł
73%
Edyta Wiewiór, Rumia

Rak to nie wyrok, mam dla kogo walczyć i będę - do samego końca.

Nazywam się Edyta, mam 39 lat, jestem mamą 12-letniego Wojtka i 3,5-letniej Aleksandry. Do listopada 2021 r. dni mijały jak zawsze, raz świeciło słońce, raz padał deszcz, ale zawsze byliśmy szczęśliwi, radośni i cieszyliśmy się z tego, co przyniósł nam dzień. We wrześniu córka zaczęła chodzić do przedszkola, a ja przygotowywałam się do powrotu do pracy z urlopu wypoczynkowego. Zrobiłam kontrolne badania, a USG piersi było ostatnim, które postanowiłam wykonać trochę wcześniej niż zalecił lekarz - nie w lutym, a w listopadzie. 9.11.2021 r. lekarz przykładając głowicę, zamilkł, trwało to chwilę, więc nie zadawałam pytań, tylko czekałam i usłyszałam coś, czego nikt nie chciałby usłyszeć: "Ma Pani w prawej piersi guza złośliwego,13 mm, BIRADS 5. Jak najszybciej proszę założyć kartę dilo i zgłosić się do UCK w Gdańsku, zanim pandemia koronawirusa rozszaleje się i zamkną oddziały". Wszystko, co dotychczas było poukładane, rozpadło się na miliony kawałków, jak lustro w naszym przedpokoju kilka dni wcześniej. Nie wiedziałam w tym momencie, jak wyjść z gabinetu, co zrobić, po prostu popłakałam się z niemocy. Jak powiem o tym mężowi, dzieciom? Pięć dni później byłam na pierwszej wizycie u onkologa. Otrzymałam skierowanie na pakiet badań. Wynik biopsji: Rak złośliwy piersi GRADE-3, TNBC potrójnie ujemny, Ki67 75%, Her2 (-), ER(-), PR(-). Płacz, niedowierzanie, bezsilność. Konsultowałam wyniki z innymi lekarzami, nawet prywatnie. Kolejne badania Pet, MRI tylko pogłębiały diagnozę, rak powiększał się, z jednoogniskowego stał się dwu, trzyogniskowy i pojawiło się kolejne ognisko czwarte w piersi lewej. 12.01 2022 r. (w dzień 12-stych urodzin syna) otrzymałam już pierwsza dawkę chemii. Zalecono 12 chemii białych i 4 czerwone. Teraz dni są inne niż zawsze, na nowo staram się to zaakceptować, ale chciałabym, aby było jak przed diagnozą. Miałam wrócić do pracy, mieliśmy w końcu całą rodzinką pojechać na wakacje, na pierwsze wakacje naszej córeczki, wyremontować choć trochę mieszkanie. Miałam namalować kilka obrazów, spełnić się w tym, co kocham. A teraz jakby czas się zatrzymał, nie pracuję, nie maluję, nie spędzam tyle czasu z dziećmi jak wcześniej, gdyż chemia pokazała mi, jak może zawładnąć moim ciałem i życiem. Dojazdy na leczenie są długie i kosztowne, kremy, balsamy, leki, wizyty u lekarzy też niemało kosztują, prawidłowe i zdrowe odżywianie jest sporym wyzwaniem, odpowiednia odzież, bielizna pooperacyjna, peruka, protezy piersi, które będą niezbędne, zaopatrzenie higieniczne i wiele innych rzeczy, o których nie mam jeszcze pojęcia. Ale dziś jedno już wiem, ON ze mną nie wygra, bo to ja go pokonam, a nie on mnie!!! Jestem silna i nie poddam się!!! Zrobię to dzięki Wam, dla moich dzieci i mojego kochanego męża, który zawsze jest ze mną, na każdej wizycie, badaniu. Z góry serdecznie dziękujemy za Wasze wsparcie. Edyta, syn Wojtek, córka Aleksandra i kochany mąż Władziu.

25 945 zł
86%
Beata Maślanka, Łódź

Pomóż mi opłacić rehabilitację, leki, konsultacje i dojazdy.

Nazywam się Beata Maślanka, mam 50 lat i mieszkam w Łodzi. Od urodzenia choruję na porażenie mózgowe dziecięce, a w maju 2018 roku zachorowałam na raka zagięcia esicy jelita cienkiego. Diagnoza lekarska powaliła mnie z nóg. Choroba była na tyle zaawansowana, że w lipcu 2018 r. przeszłam radioterapię z chemioterapią, bo guz w jelicie miał rozmiar 8 cm. W listopadzie 2018 r. przeszłam operację usunięcia guza wraz z macicą i przydatkami, operacja trwała 7 godzin. Od dawna zmagam się z porażeniem mózgowym z niedowładem kończyn dolnych, a teraz jeszcze trudniej mi się poruszać. Prowadzę sama gospodarstwo domowe, utrzymuję się z renty socjalnej. Moje środki na utrzymanie nie wystarczają na leczenie, na badania u specjalistów, na leki oraz na rehabilitację medyczną. Proszę o wsparcie. Z góry dziękuję za dobre serce. Na leczenie potrzebuję 20 tysięcy zł. Pieniądze te potrzebne mi są na rehabilitację medyczną. Długotrwały pobyt w szpitalu i ciężka operacja spowodowały, że mam kłopoty w poruszaniu się i z codziennym funkcjonowaniem. Chemia spowodowała neuropatię i osłabienie mięśni oraz kłopoty w poruszaniu się i wykonywaniu wszystkich prac manualnych. Nie jestem w stanie przejść niewielkiego odcinka drogi ani wykonać jakiejkolwiek pracy w domu. Choroba ta zabrała mi resztki radości życia.

918 zł
18%
Paulina Dąbrowska, Brwinów

Na tę chwilę zawieszam zbiórkę. Bardzo dziękuję za Wasze wsparcie.

Mam na imię Paulina, mam 29 lat, od prawie 6 lat jestem szczęśliwą mężatką, a od 2,5 roku najszczęśliwszą mamą urwisa Tymka. Jestem młodą, aktywną zawodowo, pełną życia i planów dziewczyną, która uwielbia tańczyć. W sierpniu 2017 zupełnie przez przypadek, bo podczas codziennej kąpieli w prawej piersi znalazłam takie bardzo małe "coś", sama nie byłam pewna, czy to jakaś zmiana czy tylko mi się wydaje, a na pewno nie dopuszczałam nawet myśli, że to "coś" może okazać się czymś złym. Po miesiącu przy okazji kontrolnej wizyty u ginekologa pokazałam moje znalezisko, zlecono kontrolne USG piersi, zalecono profilaktyczną wizytę u onkologa (wizyta 13.10.2017 - żeby było śmieszniej, był to piątek), a po wizycie biopsja, ale to też tylko dlatego, że takie są procedury, bo na każdej z tych wizyt słyszałam, że to ma być tylko włókniak, coś niegroźnego. Niestety po 4 dniach od biopsji telefon ze szpitala: "Prosimy stawić się na wizytę jeszcze w tym tygodniu, są wyniki biopsji", a później to już tylko kolejne badania potwierdzające wstępną diagnozę i z każdą kolejną wizytą dochodziły kolejne cegiełki do tego i tak już ciężkiego plecaka. Początkowo nie dowierzałam, później czułam rozgoryczenie: "dlaczego właśnie ja?" i ogromny strach, że moje życie właśnie się kończy. Do tej pory czasami myślę, że to zły sen i trochę nie wierzę, że mam raka. Moje normalne życie i plany nagle musiałam odwiesić na lepsze czasy, a zamiast realizować plany o drugiej ciąży musiałam zacząć leczenie. Nie mogłam i chyba do tej pory nie mogę pogodzić się z tym, że to los zadecydował za mnie i moje życie nie może się toczyć według moich zasad, tylko jednak wszystko podporządkowane jest mojej chorobie. Dziś już wiem, że to małe "coś" to był i nadal jest złośliwy rak piersi z receptorami potrójnie ujemnymi (dla niewtajemniczonych taki trochę gorszy raczek) i jakby było mało, od stycznia 2018 wiem, że to, że zachorowałam to nie jednorazowy wybryk mojego organizmu, tylko genetyczne obciążenie, mam mutację genu BRCA1, która zwiększa ryzyko zachorowania na raka piersi w ciągu życia do 50-70% i zostanie ze mną już do końca. Od grudnia 2017 leczę się, przyjmuję chemię. Mój schemat to 16 wlewów, po chemioterapii czeka mnie operacja, bo trzeba wyciąć tego intruza. Początkowo miała to być operacja oszczędzająca, ale ze względu na mutację przede mną chyba najcięższa w życiu decyzja o obustronnej mastektomii z rekonstrukcją, usunięciu sobie piersi dla własnego zdrowia i komfortu dalszego życia. Właśnie na ten cel zbieram środki, dlatego znalazłam się w tym miejscu i proszę o datki, choć jest to cholernie trudne, bo zawsze starałam się być niezależna i proszenie o pomoc przychodziło mi z trudem, ale teraz chodzi o moje życie... Na NFZ mogę usunąć i zrekonstruować tylko chorą pierś, takie jest prawo... Zdrową pierś mogę usunąć i zrekonstruować tylko prywatnie. Profilaktyczna obustronna mastektomia w wieku 29 lat to nie jest moja fanaberia, to walka o normalne życie bez piętna choroby nowotworowej. Nie chcę mieć poczucia, że moje piersi są jak cykająca bomba, która w każdej chwili może wybuchnąć. Są to niestety bardzo kosztowne operacje, a my jesteśmy przeciętną rodzinką, oboje z mężem pracujemy, wychowujemy małego synka, przed zdiagnozowaniem choroby kupiliśmy nasze wymarzone mieszkanie, oczywiście na kredyt. Obecnie wykańczamy mieszkanie, co pochłania nasz niemal cały budżet domowy i po prostu nie stać nas na wyłożenie extra 50000 zł, bo z takimi kosztami trzeba się liczyć przy mastektomii z jednoczesną rekonstrukcją. Ja będę żyć, nie poddaję się i walczę, bo mam dla kogo żyć. Chcę wygrać z tą chorobą i chcę, żeby kolejne lata mojego życia nie upływały pod znakiem lęku, że choroba może jeszcze wrócić. Chcę ryzyko zmniejszyć do minimum. Wasz gest dobrej woli może mi w tym pomóc. Dziękuję!

55 763 zł
92%
Marta Stachowicz, Ruda Śląska

Samotna, aczkolwiek silna mama potrzebuje pomocy

Witam Cię Aniele z wielkim sercem, mam na imię Marta. Mam 33 lata (jeszcze :D) i jestem dumną mamą cudownego syna, najlepszą siostrą, kochającą ciocią moich Diabełków, prawdziwą przyjaciółką i podobno fajną koleżanką. :) Moje „zdrowe” życie było pełne ciężkich wyzwań, ale i radości, szaleństwa i śmiechu. Nawet gdy los sprawdzał jak dużo potrafię wytrzymać. Zawsze mogłam liczyć na moją kochaną siostrę, której bym nie oddała za żadne skarby, mimo że się czasem starała, by tak zrobić. :) Ma dwójkę wspaniałych dzieciaków w wieku 6 i 4,5 lat, które są moimi oczkami w głowie. Zawsze lubiłam się nimi zajmować czy bawić aż do utraty tchu. Największe szczęście, jakie mnie spotkało, to mój syn. Od ośmiu lat wychowuję go sama (obecnie ma 15 lat). Wszystko, co robiłam w życiu, to z myślą o nim. Staram się, by wyrósł z niego dobry mężczyzna. Bardzo lubiłam podróżować z Oktawianem w miejsca, które chciał zwiedzić. Fajnie było słyszeć, jak opowiada, że z mamą jest fajnie, bo się nie nudzi. Dobrze się uczy i jest dojrzały jak na swój wiek. Uwielbiałam dużo spacerować, tańczyć, obcować z naturą. Wędrówki po górach z moją Justynką, by się zrelaksować, wyciszyć, wygadać czy po prostu śmiać się z braku kondycji i tego, że przecież kanapa i Netflix też jest spoko, a potem dumne pozujące do zdjęć na szczycie – bezcenne. Zawsze lubiłam rysować, malować czy robić drobne upominki na różne okazje. Czy były to kartki okolicznościowe czy ręcznie malowane szkatułki sprawiało mi to ogromną radochę, ale było to też chwilą na oderwanie się od rzeczywistości, która czasem przytłaczała. 30 listopada 2020 roku dowiedziałam się, że mam raka piersi. Wtedy miałam 31 lat. Akurat myślałam o tym, by przystąpić do egzaminu na prawo jazdy. Śmiałam się, że los nie chce, bym miała prawko, dlatego wymyślił mi raka, żebym długo nie myślała o egzaminach. :D Moi bliscy i znajomi wiadomość o raku przyjęli „na klatę”, ale bardzo się o mnie bali, dlatego lekarzom mówiłam, że się nie martwię, bo mam od tego ludzi. :D W czasie licznych badań i konsultacji okazywało się, że nowotwór się szybko rozsiewa. Dlatego moje leczenie zaczęło się od chemioterapii, którą przeszłam całkiem nieźle. Może moje odczucie jest takie, ponieważ nie uważałam tego za tragedię, ale jako etap w wojnie, którą miałam zamiar wygrać. Nie wstydziłam się tego, że jestem łysa, bo niby dlaczego? Prawostronną mastektomie przeszłam bez powikłań. I gdy myślałam, że teraz będzie tylko lepiej, okazało się, że muszę przejść kolejną chemię i zacząć hormonoterapię. Niestety, ta chemia mnie nie oszczędziła. Traciłam siły, ból stawał się naprawdę uciążliwy, a chodzenie i podstawowe czynności zaczynały być wyczynem. Poruszałam się o kuli, bo inaczej nie potrafiłam. 15 kwietnia 2022 roku usłyszałam, że jestem zdrowa. TAK!!! Raczek cycaczek pokonany! Jednak całe leczenie doprowadziło do tego, że obecnie zmagam się z wieloma dolegliwościami. Muszę przyjmować dwa hormony: Reseligo i Glandex, witaminę D3 i wapń na wzmocnienie kości. Do tego przyjmuję leki na wątrobę, dwa antydepresanty. Przez hormony jestem w stanie menopauzy. Mam zaawansowaną osteoporozę i inne problemy z nią związane. Operacja rekonstrukcji piersi na chwilę obecną jest bardzo odległa. Potrzebuję również zrobić protezę, bo mam spore ubytki, a obecnie jedzenie sprawia mi trudności i ból. Zarabiam najniższą krajową, a alimenty na syna to zaledwie 500 zł. Wszystkie opłaty miesięcznie wynoszą mnie 3100 zł, także niewiele zostaje „na życie”. Nie jestem w stanie opłacić prywatnych wizyt, które pomogłyby w szybszych diagnozach. Przestałam wykupywać leki, które niwelowały skutki uboczne menopauzy i nie tylko, ponieważ muszę mieć te najważniejsze. Koszt wszystkich leków to ok. 250 zł miesięcznie. Do tej pory radziłam sobie sama, ale obecna sytuacja mnie nie oszczędza. Dlatego bardzo proszę o pomoc. Bym mogła dalej leczyć się tak jak powinnam, bym mogła mieć choć namiastkę „dawnego” życia. Ślę każdemu, kto przeczyta moją historię, uściski. :) Bądźcie zdrowi i dbajcie o siebie i Bliskich.

5 701 zł
57%
Kateryna Svietailova, SŁUPSK

Pomóż mi w walce z nawrotem choroby!

Mam na imię Kateryna. Przyjechałam do Polski z Ukrainy, bo tam, gdzie mieszkałam, trwała wojna! Znalazłam pracę i mieszkanie w Słupsku. Niestety zachorowałam na nowotwór złośliwy szyjki macicy. Podjęłam leczenie, walczyłam o siebie i się udało! Po wyjściu ze szpitala trwała pandemia, a ja musiałam znaleźć pracę. Kiedy wreszcie się udało, otrzymałam informację, że nowotwór wrócił i że są przerzuty. Nie mam oszczędności, bo podczas pandemii musiałam przetrwać. Potrzebuję pomocy w zakupie leków, opłaceniu badań oraz konsultacji lekarskich.

585 zł
11%