Zbiórki

Jolanta Wolfram, Kraków

Potrzebuję pieniędzy na leczenie

Drodzy Państwo, bardzo proszę o pomoc. Nazywam się Jolanta Wolfram i mam 59 lat. Mieszkam w Krakowie. W lutym 2019 roku stwierdzono u mnie nowotwór węzłów chłonnych (chłoniak złośliwy). Przeszłam już 6 cykli chemioterapii, PET i przede mną być może radioterapia. Moim marzeniem jest doczekanie się wnuków i patrzenie jak dorastają, bez lęku co przyniesie następny dzień. Środki ze zbiórki zostaną przeznaczone na niezbędne mi konsultacje lekarskie, procedury medyczne, badania diagnostyczne, leki oraz transport do i z ośrodka badań, wyjazd z opiekunem na rehabilitację oraz leczenie stomatologiczne, któremu muszę się poddać w wyniku skutków ubocznych chemioterapii. Dlatego proszę o wsparcie. Wszystkim darczyńcom serdecznie dziękuję. Jolanta Wolfram

20 325 zł z 30 000 zł
67%
Magdalena Karos, Warszawa

Rekonstrukcja utraconej piersi

Mam na imię Magda i jestem Amazonką od 7 lat. Nigdy nie myślałam, że będę musiała prosić o wsparcie. A jednak życie pokazuje, że czasem trzeba zapomnieć o dumie i zwyczajnie poprosić. 25 października 2012 roku usłyszałam diagnozę: „Rak piersi ”. Mój świat zawirował wtedy. Może powinnam się tego spodziewać, bo moja Mama i Babcia zmarły na raka piersi. Nie dopuszczałam jednak myśli, że mnie to spotka. Przeprowadzone u mnie badania genetyczne nie wykazały mutacji w kierunku raka piersi. A jednak stało się! Mam nadzieję, że u mnie będzie inaczej i będę mogła cieszyć się długim życiem. Pozwolę sobie napisać kilka słów o przebytej chorobie. To był dla mnie bardzo trudny czas. Na samym początku jest szok, że tracę pierś. Jednakże bardzo mądry doktor w Centrum Onkologii powiedział: „Ale my tu ratujemy Pani życie!”. Te słowa bardzo mnie otrzeźwiły i przestałam płakać, że tracę jeden z atrybutów kobiecości. Później straciłam kolejne - włosy, brwi i rzęsy, gdyż zostałam poddana chemioterapii. Pamiętam, że wtedy walczyłam o zachowanie swojej kobiecości i codziennie robiłam mocny makijaż. Nie robiłam go tylko, jak chemia zwalała mnie z nóg. Mimo, że codziennie patrzyłam na siebie w lustrze, wyparłam z pamięci mój wygląd. Mam tylko jeden obraz z tego okresu, jak stoję pod prysznicem taka wychudzona, łysa, bez piersi, bez brwi i rzęs i spoglądam w lustro naprzeciwko mnie i mówię do siebie: „I tak jesteś piękna”! Kolejnym etapem była radioterapia, nie tak ciężka jak chemioterapia, ale zostawiła ślady na mojej skórze. O przebytej chorobie staram się już nie myśleć i nie wracać do niej. Cieszę się, że żyję! Jak wstaję rano i czuję się dobrze, to dla mnie jest już wystarczający powód do bycia szczęśliwą! Cieszą mnie małe radości dnia codziennego. Często uśmiecham się do ludzi, bo mam potrzebę przekazywania mojej pozytywnej energii. Podczas mojej choroby wspierało mnie mnóstwo ludzi! Dziękuję i proszę o dalsze wsparcie. Zebrane pieniądze chcę przeznaczyć na rekonstrukcję mojej utraconej piersi.

15 118 zł z 30 000 zł
50%
Danuta Kwas, Cielęta

Chcę żyć! Proszę o pomoc w zebraniu środków na lek na raka piersi.

Mam na imię Danuta, lat 53. Jestem kobietą, jakich wiele - mam wspaniałego męża, śmiesznego psiaka, który wnosi w nasze życie wiele radości, pracę, moje ukochane kwiaty i polskie góry, które uwielbiam odwiedzać na urlopie. W zeszłym roku dowiedziałam się, że mam coś jeszcze, coś, co chce to moje fajne zwyczajne życie zepsuć - mocno złośliwy nowotwór piersi. Od usłyszenia diagnozy minęło 5 miesięcy, a ja przeszłam już wszystkie fazy - od szoku i niedowierzania: "to na pewno musi być jakaś pomyłka", poprzez załamanie i pytania: "dlaczego właśnie ja?", aż do postanowienia: "muszę przezwyciężyć to choróbsko i zrobić wszystko by wyzdrowieć". Ale nie jest to takie proste, pojawiają się przeszkody. Leczę się, co trzy tygodnie jadę na chemioterapię, czekam w długich kolejkach do lekarza - wizyta trwa minutę i następny pacjent. Nie dziwię się - jest nas wielu, onkolog jeden, w poczekalni czarno od kobiet w chusteczkach na głowach i nieukrywających łysin mężczyzn. W necie szukam informacji o typie mojego nowotworu - dobija mnie zła wiadomość - jest z tych najzłośliwszych. Ale znajduję pełen nadziei pozytyw - jest skuteczny lek o nazwie Perjeta. W trakcie kolejnej wizyty bombarduję lekarza pytaniami o lek Perjeta. Znów zła wiadomość: lek jest w Polsce refundowany, ale częściowo - ja nie spełniam warunków by go otrzymać za darmo. Dostaję inną chemię, która takich cudownych skutków nie obiecuje, ale za to ma plus - jest darmowa. Dowiaduję się, że cena pięciu dawek leku Perjeta, które powinnam przyjąć, to koszt 50 tysięcy złotych. Cena astronomiczna, ale chcę żyć, chcę być zdrowa, dlatego chcę być leczona lekiem, który w innych krajach Europy jest refundowany, który jest skuteczny, a u nas jest bezpłatny tylko dla części potrzebujących go pacjentów. Stąd jestem tu i proszę Państwa o pomoc finansową. Każda podarowana złotówka ułatwi mi zrealizowanie mojego planu, który jest i prosty i trudny zarazem - mam plan, by pokonać nowotwór i żyć! Dziękuję, że przeczytali Państwo moją historię i życzę Wam wszystkim dużo zdrowia. Naprawdę jest najważniejsze.

7 081 zł z 50 000 zł
14%
Barbara Warchoł, Pionki

Potrzebuję wsparcia w leczeniu po wznowie

Witam serdecznie, mam na imię Basia i jestem babcią rezolutnej 8-latki, która nieustannie dodaje mi siły do walki z przewlekłą chorobą . Wiosną 2014 roku przy okazji kontrolnego USG lekarz zobaczył tylko „cień” i nie zalecił dalszych badań. Jesienią pojawiły się dolegliwości bólowe i uczucie ucisku w dole brzucha, a diagnoza brzmiała – guz jajnika FIGO IIa. Po operacji przeszłam pierwszą chemioterapię i miałam nadzieję, że radykalna ingerencja chirurgiczna i silne dawki chemii przyjmowanej do marca 2015 zadziałały skutecznie. Niestety po dwóch latach wyniki badań pogorszyły się, a rak powrócił i tym razem operacja nie powiodła się – stwierdzono liczne zmiany naciekowe i wszczepy w otrzewnej. Kolejne cykle chemii też znosiłam gorzej i bez wsparcia rodziny i znajomych byłoby mi bardzo trudno. Teraz zaczyna się nowy rok walki i mam nadzieję, że dalsze cykle chemii powstrzymają rozwój choroby. Staram się być optymistką mimo tego, że długie leczenie też osłabia organizm, a dojazdy na nie ponad 100 km są męczące. Każdy, kto choruje przewlekle wie, że oszczędności topnieją wtedy bardzo szybko – leki są drogie, a niektóre badania trzeba szybko wykonać odpłatnie. W tej chorobie bardzo ważne jest pozytywne nastawienie i wsparcie bliskich osób, ale hasło kampanii „Pieniądze mogą pokonać raka” jest bardzo trafne, dlatego proszę życzliwych mi ludzi o wsparcie finansowe. Wszystkim moim darczyńcom bardzo dziękuję i życzę dużo zdrowia.

7 269 zł z 10 000 zł
72%
Sławomir Gębski, Karnin

Proszę, pomóż w walce

Witam, mam na imię Sławek, mam 50 lat. Mieszkam w Karninie koło Gorzowa Wielkopolskiego . Od października 2018 roku choruję na szpiczaka mnogiego III stopnia. Jest to choroba nieuleczalna, ale przy odpowiednim leczeniu dająca szanse na przedłużenie życia.Standardowe leczenie chemioterapią w moim przypadku było niemożliwe, ponieważ organizm bardzo źle reagował. Po pierwszym podaniu dostałem wstrząsu septycznego i mój stan był bardzo zły. Mimo modyfikacji i zmniejszania dawek leku kolejne próby podania chemii kończyły się podobnie, tylko łagodniej. Lekarze zdecydowali, żeby mnie wysłać na konsultację w celu zakwalifikowania się do tandemowego przeszczepu. Po badaniach kwalifikacje przeszedłem pomyślnie i po przygotowaniach i koniecznym leczeniu radioterapią w lipcu 2019 r. odbył się pierwszy przeszczep, a w październiku 2019 r. drugi, który zniosłem gorzej. Powoli dochodzę do siebie, ale dolegliwości bólowe (rak kości jest bardzo bolesny) nie pozwalają choć na dłuższą chwilę zapomnieć o chorobie. Jestem pacjentem poradni paliatywnej. Jest w Nałęczowie sanatorium dla chorych na szpiczaka (nierefundowane przez NFZ), do którego bardzo chciałbym pojechać, są tam fizjoterapeuci odpowiednio przygotowani do rehabilitacji osób takich jak ja. Bardzo proszę Państwa o pomoc w zebraniu środków na możliwość wyjazdu do sanatorium, zakup leków, comiesięczny wyjazd do Centrum Onkologii w Gliwicach (500 km w jedną stronę), na badania kontrolne. Ze względu na dużą odległość zmuszony jestem nocować w przyklinicznym hotelu (płatnym) wraz z osobą towarzyszącą. Marzę o tym, żeby moje zdrowie na tyle się poprawiło, żebym mógł podjąć odpowiednią pracę.

48 035 zł z 70 000 zł
68%
Anna Sawicka-Radzka, Warszawa

Pomóż Ani ponieść koszty rehabilitacji i pokonać chorobę!

Witam serdecznie, mam na imię Anna. Jestem żoną kochającego męża i matką wspaniałego 12-letniego synka Tomka. W 2016 roku zdiagnozowano u mnie nowotwór lewej piersi. Poddana zostałam operacji mastektomii piersi. Mam niestety uszkodzony gen i w mojej rodzinie umieralność na nowotwór jest bardzo duża. W 2018 roku nastąpiło wznowienie choroby, niestety nowotwór pojawił się w węzłach chłonnych lewej ręki. Zostało usuniętych 14 węzłów. Od tamtej pory mam ogromne kłopoty z ręką, która jest spuchnięta, twarda i obrzmiała z powodu zalegającej limfy. By móc normalnie funkcjonować i pracować, muszę korzystać z prywatnych masaży i zabiegów, co jest bardzo kosztowne. Na chwilę obecną czeka mnie jeszcze mastektomia prawej piersi. Zgromadzone środki pragnę przeznaczyć na rehabilitację ręki i dalsze leczenie. Dziękuję z całego serca za wsparcie mojej walki z rakiem i jego skutkami.

5 897 zł z 18 000 zł
32%
Konstanty Stepaniuk, Białystok

Potrzebne środki na zabieg Nanoknife

Jestem pełnomocnikiem Konstantego i zgłosiłam go do Fundacji, bo jest w bardzo trudnej sytuacji. Do momentu rozpoznania choroby nowotworu złośliwego prostaty mieszkał i pracował w warsztacie samochodowym razem z synem. W trakcie choroby syn nie opiekował się ojcem i nie wspierał finansowo, a wręcz przeciwnie - zażądał notarialnego przepisania domu w całości. Po odmowie ojca wyprowadził się z synową pozostawiając samego w chorobie bez środków do życia. Konstanty został opuszczony przez rodzinę i mieszka sam. Jest po rozwodzie od 14 lat. Po pierwszej operacji w Bydgoszczy były komplikacje, które spowodowały dłuższą niezdolność do pracy. Następstwem tego była kolejna operacja w Białymstoku. Po niecałym w badaniu MR wykazano wznowę nowotworu w okolicy szyi, pęcherza i odbytnicy. Daje to bóle, ciągle infekcje, trudności z oddawaniem moczu oraz zaleganiem moczu w pęcherzu. W tym przypadku klasyczna metoda leczenia radioterapią daje duże prawdopodobieństwo powstania wielu powikłań m.in. przetoki, nietrzymania moczu, krwawienia, uszkodzenia nerwów pęcherza, itd., co spowoduje brak możliwości wykonywania pracy zawodowej i potrzebę opiekuna w życiu codziennym. Według opinii lekarza onkologa i urologów zalecaną metoda leczenia jest Nanoknife. Urolog w klinice Klara zakwalifikował Konstantego na operację, która jest jedyną możliwą metodą, jaką można zastosować w tym przypadku ze względu na okolice zmian chorobowych. Nanoknife nie powoduje takich powikłań, bo jest metodą małoinwazyjną. Metoda ta zapewnia powrót do normalnego życia i pracy. Po radioterapii minimalny okres niezdolności do pracy to 6 miesięcy, jeśli nie będzie dodatkowych powikłań. Jednak Nanoknife to kosztowna operacja, na którą nie stać Konstantego, ponieważ sytuacja życiowa doprowadziła do kłopotów finansowych. Konstanty jest osobą niepełnosprawną, mimo to w miarę możliwości wykonuje drobne prace w warsztacie, w którym sam pracuje. Rodzina z Konstantym nie utrzymuje żadnego kontaktu. Jest zdany sam na siebie. Operacja daje daje duże szanse na wyzdrowienie, jednak nie jestem w stanie sfinansować w całości kosztów operacji. Zwracam się z prośbą o pomoc wsparciu finansowym na operację, która jest zaplanowana na dzień 15.01.2020 roku. PS. Z powodu braku środków finansowych Konstanty oczekuje na operację w innym terminie. Dziękujemy!

13 131 zł z 45 000 zł
29%
Irena Węgrzyniak, Gdynia

Protonoterapia

Nazywam się Irena, mam stwierdzony nowotwór złośliwy mózgu. Pierwsze zmiany wykryto u mnie 5 lat temu podczas badania rezonansem magnetycznym. Badanie wykazało zmiany w prawej półkuli mózgu. Wówczas usłyszałam, że to może być moja uroda, ale dla pewności mam raz do roku wykonywać kontrolny rezonans magnetyczny. W grudniu 2018 roku odebrałam wynik rezonansu i wówczas okazało się, że mam glejaka, a moja zmiana rozrosła się 1,5x. Wykonana dwukrotnie biopsja niestety potwierdziła, że mam nowotwór złośliwy. Zmiana jest tak duża, że na ten moment nie mogę mieć operacji czy radioterapii. Za zaistniałą sytuację winię prowadzącego mnie neurologa, który zignorował mój przypadek. W walce o życie podejmę każde wyzwanie. Niestety, wachlarz możliwości leczenia w Polsce jest bardzo ograniczony. Dla mnie nie ma innego sposobu leczenia poza tym, które obecnie przechodzę. Mam możliwość poddania się leczeniu niestandardowemu, ale jest ono bardzo kosztowne: -Protonoterapia w Monachium, koszt leczenia to kwota 60 000 euro. Chciałabym wykorzystać każdą możliwą szansę na zatrzymanie glejaka, także z wykorzystaniem alternatywnych metod leczenia i leków niedostępnych w Polsce. Nigdy nikogo nie prosiłam o pomoc, teraz jestem w takiej sytuacji, że muszę poprosić o wsparcie. Koszty terapii są bardzo wysokie i dla mnie nieosiągalne, dlatego tak ważna jest dla mnie Wasza pomoc. Zwracam się z prośbą do wszystkich, którzy czytają mój apel o dobrowolne kwoty na moje leczenie. Dzięki Wam będę mogła walczyć z nowotworem i cieszyć się każda kolejna chwilą z dziećmi. Dziś nie mam innych marzeń, chciałabym tylko wrócić do normalności. Z góry dziękuję za każdą udzieloną pomoc. Irena

83 888 zł z 280 000 zł
29%
Beata Olekszyk-Nowakowska, ŻORY

Pomoc w zbiórce na leczenie

Mam na imię Beata i jestem mamą 11-letniego Mateuszka. Razem z mężem i synem lubimy góry, psy i życie na wsi blisko przyrody. Moją pasją jest praca z dziećmi, które uczę angielskiego od 20 lat w szkole w Pawłowicach. We wrześniu 2019 roku zdiagnozowano u mnie nowotwór złośliwy jelita grubego. W październiku przeszłam operację. Od 11 grudnia jestem poddawana leczeniu celowanemu lekiem Avastin (bewacyzumab), które nie było niestety refundowane. Koszt jednego wlewu to 6 000 zł. Do tego dochodziły koszty dojazdu do szpitala w Warszawie raz na dwa tygodnie. Przeszłamcykl 12 podań. Chemioterapia bardzo obciąża organizm, ale wiem, że pomaga. Dodatkowo metodą wspierającą jej działanie jest hipertermia, której się poddawałam, jej koszty były bardzo wysokie. Zabieg trzeba wykonać jeden dzień przed chemioterapią, jeden po niej i czasem też pomiędzy. Koszt jednego godzinnego zabiegu to 550 zł. Ale ta metoda bardzo skutecznie wspomaga leczenie mojej przypadłości. Koszt całości, czyli przynajmniej 18 zabiegów to 9900 zł. No i na koniec rzecz chyba jedna z ważniejszych - Oncompass. Są to bardzo specjalistyczne badania genetyczne, których wykonanie to koszt rzędu 20 tys. złotych. W obecnej chwili kontynuuję immunochemioterapię już w Gliwicach. W związku z leczeniem przebywam na zwolnieniu lekarskim. Leczenie, związana z tym dieta i odżywianie, a także rehabilitacja związana z neuropatią po chemioterapii są bardzo kosztowne, a wypłata nie ma szans tego pokryć. W związku z tym zwracam się do Was o pomoc w zbiórce. Liczę na to, że dzięki Wam będę mogła przejść przez ten trudny czas. Wierzę też, że dobro wraca i jeżeli będzie potrzeba, ja będę mogła w przyszłości też komuś pomóc. Chciałabym wrócić jak najszybciej do szkoły, do dzieci. Widzieć mojego syna i innych uczniów na szkolnym korytarzu, stołówce. Chcę cieszyć się życiem i wrócić na górski szlak, idąc razem z Matim i Maćkiem, razem z nimi zdobywać szczyty. Dzięki ogromnemu wsparciu kochającego męża, syna, rodziny i Was wiem, że się uda. Dziękuję za każdy gest pomocy, za wsparcie.

182 686 zł z 200 000 zł
91%
Regina Piecka, Płock

Leczenie zaawansowanego raka żołądka lekami nierefundowanymi

Witajcie, mam na imię Regina, mam 53 lata, jestem mężatką od 31 lat. Mam kochającego męża i dwoje wspaniałych dzieci: córkę Patrycję (lat 30) oraz syna Sebastiana (lat 22). Początki mojej choroby zaczęły się w lipcu 2018 roku. To wtedy będąc na cmentarzu w 1 rocznicę śmierci mojego taty zadzwonił telefon i Pani poinformowała mnie, że mam natychmiast przyjechać po odbiór wyników z rezonansu magnetycznego. Dalsze badania wykazały, że jest to rak żołądka IV ostatniego stopnia z przerzutami do wątroby i węzłów chłonnych. Diagnoza brzmiała jak wyrok. Pełna obaw i strachu z ogromną wolą i chęcią szczęśliwego życia podjęłam się leczenia. Jestem po 32 chemioterapiach w odstępach początkowo przez pół roku 2-tygodniowych, następnie 3-tygodniowych. Obecnie po wykonaniu dodatkowych badań, dowiedziałam się, że moje leczenie powinno być zupełnie inne z racji błędnego określenia złośliwości nowotworu. Okazuje się, że powinnam mieć podawany lek, który nie jest refundowany przez NFZ, niestety koszty leczenia znacznie przerastają nasze możliwości finansowe. Lek, który powinnam mieć podawany nazywa się RAMUCIRUMAB, w cyklach co 2-tygodniowych, w związku z czym koszt miesięcznej kuracji tym lekiem wynosi około 30 tys. zł. Pierwsze możliwe rezultaty leczenia tym lekiem mają być widoczne i odczuwalne po upływie 6 miesięcy, jednak leczenie może potrwać znacznie dłużej, jeśli lek będzie skuteczny, w związku z tym całkowity koszt leczenia może być znacznie większy. Jest to jedyny sposób ratunku dla mnie, gdyż na obecną chwilę chemia przestała działać. Moje samopoczucie również z dnia na dzień jest coraz to gorsze, ale bardzo chcę walczyć, bo mam dla kogo, nie poddam się tak długo, dopóki starczy mi sił. Zwracam się z ogromną prośbą do Państwa o wsparcie finansowe, ponieważ to moja jedyna i ostatnia nadzieja na dalsze życie...

38 360 zł z 180 000 zł
21%
Patrycja Frejowska, Warszawa

Potrzebuję wsparcia do walki z chorobą

Mam na imię Patrycja, mam 44 lata. Jestem mamą Mikołaja, którego wychowuję samotnie. W maju 2017 wyczułam guzek w piersi, który okazał się złośliwym nowotworem z przerzutami do węzłów chłonnych. Mój świat stanął w miejscu, jednak postanowiłam potraktować tę sytuację zadaniowo, jak coś przejściowego. Operacja, chemioterapia, naświetlania, rehabilitacja. Były trudne momenty, leczenie znosiłam wyjątkowo źle. Ponieważ mój rak był mocno złośliwy i hormonozależny, lekarze zalecili mi także usunięcie jajników. Minął rok od zakończenia leczenia systemowego, obecnie przez 5 lat poddawana będę nierefundowanej hormonoterapii oraz kroplówkom zabezpieczającym przed przerzutami do kości. Niedawno komplikacje po chemii i wprowadzeniu w stan menopauzy dały o sobie znać. Pojawiło się u mnie kilka schorzeń autoimmunologicznych, sarkoidoza, osteoporoza, osłabienie wątroby, astma i depresja. Lekarze przepisują coraz więcej nierefundowanych drogich leków i badań diagnostycznych, a środków finansowych zaczyna zwyczajnie brakować. Niestety 500+ nie dotyczy chorujących, którzy realnie ich potrzebują. Bardzo proszę o wsparcie, bez Waszej pomocy nie dam sobie sama rady.

24 627 zł z 30 000 zł
82%
Ariel Gajewski, Łódź

Potrzebuję środków na nowoczesną terapię.

Cześć, mam na imię Ariel, mam 36 lat i do niedawna zaczynałem dzień porannymi ćwiczeniami, by mieć energię na resztę dnia. Następnie szedłem do pracy i wracałem późnym popołudniem do domu, do żony i dziecka. Była to moja rutyna, którą bardzo lubiłem. Wakacje i czas wolny spędzaliśmy aktywnie: rower, góry, spacery z psem. Najbliższe plany to nauczyć naszą córeczkę jazdy na rowerku. Nagle, 15 czerwca 2019 r. dopadł mnie niezwykle ostry ból głowy – trafiłem do szpitala, gdzie dowiedziałem się, że mam w głowie sporych rozmiarów guza mózgu i jest potrzebna natychmiastowa operacja chirurgiczna ratująca życie. Poddałem się jej po uprzednim pożegnaniu się z żoną i dzieckiem... Miałem dużo szczęścia i obudziłem się w dobrej kondycji – mogłem chodzić i zobaczyć moją rodzinę już 2 dni po operacji. Od tej pory zaczęła się walka z guzem mózgu – glejakiem wielopostaciowym IV stopnia (najbardziej złośliwym typem, jaki występuje). Jest to choroba, w której przeżywalność oceniona jest na ok. 1 rok od diagnozy, statystycznie dotyka 3 osoby na 100 tys. Po operacji chirurgicznej zostałem skierowany na radio i chemioterapię skojarzoną, którą również przeszedłem. Po miesięcznym okresie przerwy miał nastąpić etap chemioterapii podtrzymującej, a po niej kolejny rezonans głowy sprawdzający rezultaty. Niestety, nie było mi dane doczekać końca tego okresu. Na kilkanaście dni przed tym terminem karetka zawiozła mnie ponownie do szpitala z powodu ostrego bólu głowy – dla mnie oznaczało to nawrót glejaka, który odrósł. Obecnie czekam na ponowną operację wycięcia guza w szpitalu. Z jednej strony cieszę się, że mam szansę na kolejną operację, z drugiej strony wiem, że nic innego w Polsce już nie otrzymam. Bez niestandardowego leczenia, nierefundowanego w Polsce nie mam szans na powstrzymanie glejaka. Moja Rodzina i Przyjaciele bardzo mi pomagają, jednak niestandardowe terapie są dla nas nieosiągalne finansowo. Proszę, pomóż mi wygrać walkę z rakiem! Zbieramy środki na: leczenie NanoTherm - to kwota rzędu 40.000 EUR: magforce.com/pl/home/informacje-dla-pacjentow/ lub leczenie immunologiczne w Köln - koszt terapii to 55.000 EUR: www.iozk.de/de/themen/immunologie

71 806 zł z 190 000 zł
37%